WAŻNE: W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DZIELNICE MIESZKALNE Zaktualizowaliśmy dzielnice mieszkalne! Wykonaj twardy reset i zapoznaj się z ogłoszeniem tutaj!
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
KALENDARIUM Chcecie wiedzieć, co dzieje się w Seattle? Potrzebujecie dla swoich postaci tematu do rozmowy albo ciekawego wydarzenia, na którym moglibyście oprzeć rozgrywkę? To właśnie tutaj znajdziecie wszystkie newsy ze Szmaragdowego Miasta.
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
dreamy seattle
-

-
Nie przywykła do randek z tindera. Założyła tę felerną aplikację bardziej z potrzeby zajęcia czymś myśli niż faktycznej chęci poznania miłości swojego życia. O ile coś takiego w ogóle istniało. Bliżej było jej przekonaniu, że miłość jako taka nie istnieje niż, że odnajdzie swoją bratnią duszę. Albo zwyczajnie próbowała zapomnieć o tej, którą niegdyś zwykła tak nazywać. Tracąc poprzednią ukochaną w pewien sposób utraciła wiarę w samą miłość.
Wiadomości wymienione z Chelsei były krótkie i rzeczowe. Zanim się zorientowała była umówiona na spotkanie z osobą, której praktycznie nie znała. Nie zwykła być tak prędka do spotkań twarzą w twarz, ale coś jej podpowiadało, że może tym jednym razem jest to dobry pomysł. Może tym razem wszystko będzie w porządku, może tym razem to faktycznie jest ta osoba przy której zatrzyma się na chwilę dłużej niż na parę dni, na parę ulotnych, namiętnych chwil. Stanowczo zbyt często szukała zapomnienia w ustach innych ludzi.
Mimo ciepła wieczoru poczuła wkradający się pod ubrania chłód stresu, który ściskał jej żołądek, gdy zauważyła na horyzoncie sylwetkę nadwyraz podobną do zdjęć, które co rusz przeglądała na profilu (nie)znajomej. Uspokój się, to tylko spotkanie jak każde inne. Oparła się o ścianę altanki dopalając tlącego się w jej ustach papierosa. Szybkim ruchem wyrzuciła go do niedaleko stojącego śmietnika. Wzięła głębszy oddech i przymknęła oczy by na chwilę uspokoić gonitwę myśli w swojej głowie. Podniosła rękę by pomachać do zbliżającej się dziewczyny by dać jej znak, że to ona stoi za profilem, który jeszcze niedawno Chelsei przesunęła w prawo.

-
Na paręset metrów przed miejscem spotkania zwolniła i zgięła się wpół, żeby uspokoić oddech, bo nie dopadnie przecież do laski zziajana z zaczerwienionymi policzkami, starając się coś z siebie wydusić. Zerknęła tylko na telefon, ale uznawszy, że piętnaście minut spóźnienia to niemal pojawienie się na czas, wsunęła go z powrotem do kieszeni, darowując sobie wysyłanie przepraszającego smsa; będzie mogła to zrobić za dwie minuty na żywo. Ktoś kiedyś się z niej nabijał, że gdyby zebrać do kupy czas, jaki w życiu poświęciła na przepraszanie za spóźnienie, dostałaby dodatkową dobę. Pewnie miał rację. Może ten zepsuty zegarek na nadgarstku był idealną przenośnią jej życia.
- Cześć. - Uśmiechnęła się szeroko do blondynki, której chwilę wcześniej odmachała. - Przepraszam, korki, mam nadzieję, że długo nie czekałaś. Miło zobaczyć cię na żywo. - Krótki, pewny uścisk zziębniętych dłoni i nieschodzący z ust delikatny, uprzejmy uśmiech.
Na randkach była niemal jak ryba w wodzie. Lubiła poznawać nowych ludzi, wymieniać z nimi informacje o pierdołach ze swojego życia i obserwować ich reakcje. Dreszcz emocji i podniecenia, który zawsze się pojawiał na pewnym etapie, dłuższe spojrzenia, a jeżeli pierwsze spotkanie było przyjemne i nie zmieniało się tylko w jednonocną przygodę, to potem planowanie kolejnych, byle ciekawych, byle oryginalnych, byle nie kino-kolacja, bo nie była jeszcze emerytką, żeby tak banalnie spędzać wieczory.
Z łatwością więc ciągnęła rozmowę z blondynką, która była nie dość, że śliczna, to jeszcze swoim akcentem sprawiała, że Charlie mózg się na sekundę wyłączał. Francuski średnio rozumiała, zamiast siedzieć na lekcjach wolała wypalać fajki za szkołą, ale akcent? Och, gdyby z samym akcentem można było pójść do łóżka, to wszystkie swoje oszczędności by przeznaczyła na lot do Francji, by tam w szczęściu i poczucie głębokiego zaspokojenia dokonać żywota.
- Pewnie ciągle słyszysz to pytanie, ale ja przynajmniej mogę się wykręcić zasadami pierwszej randki. Skąd jesteś?

-
Nastawiając się na jeszcze parę minut spóźnienia swojej randki Liane wyciągnęła ponownie z kieszeni paczkę fajek odpalając kolejną w rumianych ustach. Poniekąd nienawidziła palenia, nie lubiła zapachu papierosów, ani ich smaku, jednak od kiedy spróbowała tego pierwszego nie potrafiła za bardzo nad sobą zapanować. Nauczyła się nie palić przy ludziach, którzy nie wydawali na to zgody, ale stanowczo zbyt często sięgała po uspokojenie w paczce. Wmawiała sobie, że to kwestia tego, że palenie to najprostsze ćwiczenie oddechowe i właśnie dlatego tak łatwo było się uspokoić kolejnym papierosem. Zaciągnęła się mocniej opierając się o stojącą za nią altankę. Dopiero, gdy zauważyła malującą się na horyzoncie sylwetkę dziewczyny, z którą się umówiła odrzuciła kiepa do niedalekiego śmietnika.
-Cześć, nie przejmuj się, nic się nie stało.- odparła uspokajająco podając dziewczynie rękę na przywitanie. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy po zobaczeniu Charlie to jej łatwość w obyciu. Zdawała się nie być zupełnie zestresowana, w przeciwieństwie do Liane, która nie przywykła jeszcze do tej nowej formy poznawania ludzi. Do niedawna nie sądziła, że randki to coś czego potrzebuje. I faktycznie, może nie potrzebowała. Może starała się jedynie zabić bijące się w niej emocje poprzez przekazanie ich na drugą osobę. Jednak jak na kogoś kto randek nie potrzebuje stanowczo zbyt często spotykała się z ludźmi z tindera. Stanowczo zbyt często budziła się potem w nie swoim łóżku z wyrzutami sumienia i wstydliwym marszem z powrotem w swoje cztery ściany.
-Z Francji, z takiej małej wioski z Alpach. Bonneval-sur-arc, konkretnie. Spędziłam tam właściwie większość życia.- odpowiedziała pozwalając sobie na chwilę wrócić wspomnieniami w czasy, w których jej jedynymi zmartwieniami było wstawanie skoro świt by nakarmić zwierzęta.-Całkiem ładne miejsce, ale absolutne zadupie świata. Właściwie nie ma tam nic poza kilkoma domami, dwoma sklepami i ośrodkiem narciarskim dla turystów. Wszyscy się znają, trochę tworzą jedną rodzinę, w końcu mieszka tam jakieś dwieście osób ledwo.- i właśnie dlatego Liane wiedziała, że nigdy nie może wrócić w rodzinne strony. Wszyscy ją znali i wiedzieli dlaczego opuściła alpejskie wzgórza, wiedzieli o jej związku, który nie był akceptowany ani przez jej konserwatywnego ojca, ani przez społeczność, wiedziała, że jeśli wróci to z celownikiem na plecach.-A Ty? Jesteś z Seattle czy się tutaj przeprowadziłaś?

-
Czy lepiej stać tam, gdzie ładniej i spoglądać na brzydotę?
Czy stać w brzydocie i oglądać tylko to, co ładne?
W tej chwili obrał ten drugi wariant. Zamawiając bezwiednie kawę, uwagą błądził po ludziach przemieszczających się po drugiej stronie ulicy. Po fali wchodzącej do i wychodzącej z supermarketu, po cieniach odzianych w ludzkie powłoki, jedno za drugim śpieszące w sobie znanym kierunku.
W Chinatown przede wszystkim łatwo było zniknąć i ciężko było kogoś śledzić.
- Dzięki - rzucił krótko do młodszej kobiety podającej jej kubek i niemal od razu zaklął pod nosem, na oślep odbierając papierowe naczynie, wylewając gorący napój sobie samemu na rękę. Podniósł wzrok na kobietę.
Ładna. Młodziutka dziewczyna. Studentka dorabiająca do i tak skromnych warunków życia, na które mogła sobie pozwolić. Ot, niepozorna, o niewinnym spojrzeniu.
Takie były najgorsze.
Uśmiechnął się do niej lekko, z lekkim obrotem tracąc nią natychmiastowo zainteresowanie. Jego cel leżał zupełnie w innym miejscu - tam, w tej fali jednakowych twarzy, w oceanie szarości i wymalowanej w oczach nudy.
Tam właśnie dostrzegł wychodzącą zza rogu Jessę.