WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Spotkały się już na miejscu, bo musiała jeszcze skoczyć w pewne miejsce i załatwić jedną sprawę. Prawdę mówiąc, przed samym wejściem do klubu czuła się trochę głupio, w końcu wydawało jej się, iż jej czasy na balowanie już dawno minęły, ale pocieszało ją to, że dookoła było wiele osób w podobnym wieku. Przynajmniej nie była jedyną, która tamtego wieczoru pozwoliła sobie na chwilowe wyrwanie się z codzienności.
Nie musiała długo rozglądać się za Peny. Czterdzieści (właściwie dwadzieścia, bo tyle się znały) lat minęło jak jeden dzień, ale pewnie nawet gdyby nie widziały się dłuższy czas, i tak byłaby w stanie rozpoznać ją na pierwszy rzut oka. Dalej roztaczała wokół siebie tę dobrą energię, która przyciągała Ave jak magnes.
- Spóźniłam się? - zapytała, chociaż żadna muzyka jeszcze nie grała, a po scenie kręciło się kilku technicznych, którzy kończyli przygotowywali sprzętów. Mimo to, i tak czuła się nieco winna temu, że Peny musiała chwilę na nią czekać.- Przepraszam, musiałam jeszcze coś załatwić - wytłumaczyła się pospiesznie. - No i nie wiedziałam, w co właściwie się ubrać, bo nie mam w szafie nic odpowiedniego na podobne okazje. Ta sukienka ma chyba z pięć lat - nie mówiła tego po to, aby się nad sobą użalać - w jej garderobie naprawdę mało było ubrań odpowiednich na spotkania w klubach. W ogóle szok, że ją wpuścili. Jedyny klub, do którego pozwoliliby jej wejść bez mrugnięcia okiem, to klub niedoszłych rozwodników.
</center>
-
Nawet, w momencie gdy jej serdeczna przyjaciółka postanowiła się spóźnić, Peny wiedziała, że to będzie jeden z lepszych wieczorów, w ciągu ostatnich paru dni.
Gdy tylko usłyszała znajomy głos, od razu poczuła napływ młodzieńczej energii. Przemilczała jej przeprosiny, bo doskonale wiedziała jaki to wielki problem, nie mieć w co się ubrać. Fakt faktem, jej szafa pękała w szwach, ale dziś sprawy się trochę pokomplikowały. Głupia znalazła w internecie patent, jak zakryć zmarszczki na nogach i przed samym wyjściem próbowała go przetestować. Posmarowała sobie nogę samoopalaczem i wyszedł odwrotny efekt niż powinien. Chyba nie wzięła pod uwagę tego, że użytkownicy portalu "kobietka.com" mogą być niewiarygodni. Pozostała więc z jedną pomarszczoną nogą, w kolorze białym, i drugą..pomarszczoną nogą, pomarańczową jak światła na skrzyżowaniu. Musiała więc ubrać czarne grube rajstopy, które niekoniecznie pasowały na dzisiejszy duszny dzień.
-A weź przestań, ja się czuję jakbym na modlitwę szła, jeszcze tylko mi hidżabu brakuje. Averill opłaciło się przebranie w tą kieckę, bo przechodzący obok mężczyzna, zlustrował je wzrokiem. Tylko nie wiadomo czy to ona wpadła mu w oko, czy jednak rajstopy Peny zrobiły robotę i zaraz miałaby się pokazać w gazecie. Murphy wzięła więc przyjaciółkę pod rękę, po czym usiadły przy zarezerwowanym dla nich stoliku.
-Tyle się rzeczy ostatnio wydarzyło, że ja nie wiem, czy wystarczy jeden kieliszek wina. Jak tak dalej pójdzie to wyląduje w sanatorium.- robiła przy tym takie miny, że inni ludzie mogliby pomyśleć, że ma zespół tourette'a albo coś. Dobrze, że jej przyjaciółka znała ją jak nikt i była przyzwyczajona do takich rzeczy, przynajmniej mają co wspominać, a nie szydełkują ostatnie lata swojego życia.
-
W każdym razie, w przyszłości powinna omijać rady z portalu kobietka.com, bo nic dobrego jej z nich nie wychodziło. Chociaż jej stylówka i tak była bardzo elegancka, nawet z tymi czarnymi rajstopami! Przykładowo Averill, która nie wiedziała o całym tym dramacie, pewnie nawet przez myśl by nie przeszło, że Peny założyła je po to, aby ukryć pomarańczową nogę.
- Och, co ty opowiadasz – żachnęła się, ale kiedy po chwili przypatrzyła się rajstopom Peny, zmarszczyła lekko brwi. Faktycznie wyglądały nieco modlitewnie, ale uprzejmość nie pozwoliłaby przyznać jej racji. – Chociaż gdybym ja ubrała rajstopy to chyba bym się ugotowała – stwierdziła, po czym spojrzała w dół, aby przypatrzeć się swoim nogom. – Z drugiej strony… też mogłam jakieś założyć. – No właśnie, czy ona w ogóle nie była za stara na wychodzenie na zewnątrz bez rajstop? Żałowała, że ta rozkmina pojawiła się w jej głowie tak późno – gdyby rozważyła tę kwestię wcześniej, pewnie ubrałaby jakieś prześwitujące, cienkie rajstopki, co by nie narobić wstydu. Czuła, że jej nogi aż krzyczały – ”mam czterdzieści lat i zbliżam się ku godzinie śmierci!”. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyła wzroku przechodzącego obok mężczyzny, taka była zajęta krytykowaniem samej siebie w myślach. W sumie może to i lepiej? Na sto procent gdyby złapała jego wzrok, pomyślałaby, że on również zwrócił uwagę na jej czterdziestoletnie nogi i uważał ją za odrażającą. I to niby mogło brzmieć tak, jak gdyby Callaway przejmowała się zupełnymi głupotami, ale w tamtej chwili naprawdę pomyślała sobie, że być może jej ciało nie zasługiwało już na takie eksponowanie, i że generalnie powinna wziąć się w garść.
No ale dobrze, nie przyszły tutaj po to, aby użalać się nad jej nogami bez rajstop.
- Ostatecznie możemy wypić po jednej butelce. – Zazwyczaj nie piła aż tyle, ale skoro przyjaciółka miała wiele opowieści w zanadrzu, trochę procentów na pewno się przyda. – Och, mój dobry znajomy pracuje w służbie zdrowia. Gdybyś naprawdę to rozważała i potrzebowała przyspieszenia terminu, daj znać. – O wyjazdy do sanatorium ludzie potrafili bić się niczym o karpia w Lidlu, więc Peny miała szczęście, że Averill znała kogoś, kto w razie potrzeby mógł przyspieszyć całą akcję. – W sumie mogłybyśmy pojechać razem – dodała po chwili, zamyślona. Lubiła swoją pracę, ale ostatecznie może zrobiłaby użytek z jakiegoś wolnego, dzięki któremu nie musiałaby mieszkać w domu. To byłby turnus marzeń!
</center>
-
Chyba jednak nie były widocznie aż tak stare i odrażające, ponieważ faceci (i to nie tylko ci po 60 z wąsem) wodzili za nimi wzrokiem, to bardzo Peny schlebiało, mimo iż była mężatką. Za to jej przyjaciółka zupełnie siebie nie doceniała, była młodsza, zgrabniejsza, miała ładniejsze włosy, a wciąż nie miała tyle pewności siebie, żeby w to uwierzyć.
Gdy dostały wino, uśmiechnęła się tylko i to był moment, w którym obie wiedziały, że za szybko stąd nie wyjdą. Upiła łyczek ulubionego trunku, w końcu nie takiego, którym uraczył ją Jonathan. -Chyba naprawdę będziesz musiała użyć swoich znajomości, wyobraź sobie, że moja córka chce wpędzić mnie do grobu..I to świadomie! Potrzebuję rekonwalescencji. -po części miała rację, poznała szczegółową wersję swojego zięcia, ale córki tak nie za bardzo. Co prawda Rain wspominała jej, że w ich małżeństwie gorzej się dzieje, ale szkoda, że zapomniała wspomnieć o tym małym szczególe, że Jonathan się wyprowadza. Dla niej zaburzyła matczyne zaufanie i powinna rzucić tę pracę w pizdu, bo źle na nią działała. -Musimy w końcu gdzieś się wybrać razem, ja mam niedługo urlop, a z tym moim to nie da się w domu usiedzieć, mimo że częściej go nie ma, niż jest.- tak to była dobra propozycja, wyjazd gdzieś na jakąś egzotyczną wyspę, tak jak w tym programie, co ludzie latali nago i wybierali swoje drugie połówki. To byłoby niezapomniane przeżycie.
Peny upiła kolejny łyczek i spojrzała na przyjaciółkę, była chyba trochę gdzieś indziej myślami, ale nie przejęła się zbytnio, bo wiedziała, że Averill zbyt dużo analizuje, a mało robi.
-
Trudno uwierzyć w siebie, kiedy twój mąż ma cię głęboko w swoim szanownym zadku od dziesięciu lat, a ty sama czujesz się jak jedna wielka zmarszczka na nodze. Ale kto wie, może potrzebowała dwóch kieliszków wina, aby przejrzeć na oczy i uśmiechnąć się do jakiegoś potencjalnego kochanka? Chociaż pewnie i tak skończyłoby się na tym, że po rzuceniu mu niezręcznego uśmiechu, uciekłaby gdzie pieprz rośnie, bo zapomniała już jak flirtować.
Stuknęła się z Peny kieliszkiem z winem, po czym przysunęła go do ust i upiła nawet dwa łyki, taka była z niej łapczywa alkoholiczka.
- Co ty mówisz? - Chyba wzięła słowa przyjaciółki trochę zbyt na poważnie, bo aż wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu. Rain, takie dobre dziecko, planowała dopuścić się matkobójstwa? - Co się stało? Wydawało mi się, że ostatnim razem nie mówiłaś o żadnych problemach. Słyszałam od kolegów z pracy, jak dobrze się o niej wypowiadali w kontekście jej pracy. - Ich zdaniem, Rain była jednym z lepszych prokuratorów w Seattle i Averill nigdy tego nie podważała. Jeśli jednak Peny się na nią skarżyła, coś musiało być na rzeczy.
Wspólny wyjazd brzmiał tak sielankowo, że Ave prawie się wzruszyła. Ile to czasu minęło, odkąd ostatni raz pojechała na jakieś wakacje bez męża i dzieci? Zdecydowanie zbyt dużo.
- Możemy o czymś pomyśleć - mówiła serio, w końcu i tak musiała odebrać jeszcze tegoroczny urlop. - Ech, faceci - westchnęła tylko, bo swojego również widywała tak rzadko, że kiedy w końcu mijali się na korytarzu, miała wrażenie, iż był jej gościem, a nie mężem. Nie chciała jednak rozwijać tematu, bo głupio jej było w ogóle przyznawać się do tego, iż miała jakiekolwiek problemy małżeńskie. Chodził za nią jakiś taki irracjonalny wstyd.
</center>
-
Machnęła ręką i zamówiła kolejną butelkę wina, nie oszczędzały sobie, w końcu mało było czasu na takie beztroskie spotkania. Choć to był drugi dzień, w którym Peny upija się alkoholem, to niestety nie mogła się nazwać imprezowiczką, gdzie w tym wieku takie eskapady. -Myślę, że powinnaś się z kimś przespać, wtedy tobie byłoby lżej, a Mikael dostałby po dupie. Przez tak długi czas, chyba błona dziewicza zdążyła ci odrosnąć.-wskazała rudą łepetyną jakiegoś faceta, który bujał się w rytm muzyki to w prawo, to w lewo. Nie był jakiś mega przystojny albo kuszący, ale przecież nie mogła rzucić przyjaciółki na głęboką wodę. Wstała raptownie od stołu i wzięła dużego łyka, niekulturalnie - bo z gwinta. -Halo...Przepraszam pana! Czy mógłby nam pan pomóc? - pewnie wyglądało to mega komicznie, bo darła się tak przez połowę sali, że wszystkie oczy zostały zwrócone na nią.
-
Parsknęła cicho, słysząc pytanie Peny. Legenda głosi, że po czterdziestce już nie wolno się śmiać, ale jej relacja była tak komiczna, że nie mogła się powstrzymać. Nawet mimo tego, iż na co dzień raczej chciało jej się płakać na myśl o jej relacji z Mikaelem. No ale od tego właśnie byli przyjaciele – żeby cię pocieszyć, kiedy już wszystko zaczynało się walić do takiego stopnia, że pozostawało ci tylko wyć i zgrzytać zębami.
- W porządku – odpowiedziała i wzruszyła lekko ramionami. – Wiesz, że u mnie raczej nic się nie zmienia. – Wciąż to samo ekscytujące życie. – A Mikael… Jeśli odkrył sposób na potencję to nie ze mną – stwierdziła w żartach, chociaż sama myśl, że mąż mógłby coś tam cimcirimcim z kimś innym wywoływała w niej jakieś nieprzyjemne, chłodne uczucie. Jasne, nie układało się między nimi od dawna, ale nigdy raczej nie zastanawiała się nad tym, czy mąż przypadkiem jej nie oszukiwał. I to nie dlatego, że była przekonana o jego szczerości, lecz ponieważ bała się rozczarować. – A twój mąż? – Ponowny ślub Peny był dla niej czymś zaskakującym, ale oczywiście pozytywnie. Dobrze, że po całym tym czasie, który spędziła na opłakiwaniu Johna, w końcu znalazła sobie jakieś oparcie. Nawet jeśli to uczucie nie było tak mocne, jak to poprzednie.
- Coś mi mówi, że jeśli byśmy już się wybrały na tę Sri Lankę to nie chciałabym wracać – powiedziała, co w sumie było prawdą, no bo do czego tu wracać? Do trupów, które czekały na nią w pracy? Do męża, który miał na nią wywalone? Do dorosłych dzieci? Boże, może ona powinna kupić sobie pieska, żeby podczas tego wyjazdu na Sri Lankę w ogóle ktokolwiek za nią tęsknił?
Kolejna butelka wina na stole zwiastowała szaloną zabawę, na którą Callaway stawała się coraz bardziej gotową. No, może nie ”szaloną” w mniemaniu jej dzieci, ale one w ogóle miały inną skalę bycia krejzi. Dla Averill więcej niż jeden kieliszek wina już oznaczał kryzys i alkoholizm,
Słysząc odważną sugestię przyjaciółki, prawie zachłysnęła się winem. Zawsze podejrzewała, że Peny brakowało ostatniej klepki, ale żeby tak otwarcie proponować jej zdradę męża? To było… no cóż, w sumie logiczne (zwłaszcza że ostatni raz spali ze sobą chyba jakieś dwa lata temu przy okazji rocznicy, po butelce wina), ale chyba jeszcze nie była na to gotowa.
- Błona dziewicza nie odrasta, Peny – poinformowała ją tonem absolwentki medycyny, lecz zanim zdążyła wgłębić się w temat, przyjaciółka już wskazywała jej głową na jakiegoś nienagannie ubranego faceta, który jednak wyglądał na jednego z tych, którym śmierdziało z buzi. Co tu się…? – Nie, Peny, czekaj – próbowała ją zatrzymać, ale po tym, jak Murphy napiła się wina z gwinta, Averill zdała sobie sprawę z tego, iż było za późno. Jej przyjaciółka przepadła. A najgorsze było to, że zaczęła drzeć się do tego biednego faceta, ściągając na siebie uwagę połowy osób siedzących w klubie.
Nie wiedząc co zrobić, Callaway pomachała za jej plecami rękami z nadzieją, że tym samym da szanownemu kawalerowi znać, aby nie zwracał na Peny uwagi. Zaczęła też charakterystycznie bić się w szyję, żeby niby pokazać m u, iż jej przyjaciółka była już po kilku kieliszkach, ale jegomość chyba nie zrozumiał, bo tylko spojrzał na nią jak na wariatkę, po czym uśmiechnął się do Murphy i skinął do niej głową. Chyba wpadła mu w oko.
- Tak, tak, z przyjemnością - zachwycił się, oceniając Peny wzrokiem. - Jeśli tylko zaszczyci mnie pani tańcem, pomogę ze wszystkim. - Ale... ze wszystkim? Czy tylko Averill ten typ wydał się jakimś zboczeńcem? Spojrzała na przyjaciółkę, lecz ta raczej nie miała szans jej zobaczyć, odwrócona w kierunku rozanielonego mężczyzny.
To chyba nie tak miało być.
</center>
-
Była tak odurzona myślą znalezienia faceta dla przyjaciółki, że zignorowała jej poprzednie pytania. Może wyszłoby jej na dobre, gdyby postanowiła zostać przy stoliku i gadać o swoim mężusiu, który chyba ma jakieś spaczenie seksualne i wiecznie chce dominować. Chociaż z drugiej strony, przynajmniej nie musiała dobijać swojej przyjaciółki, faktem, że jej życie seksualne w wieku 53 lat jeszcze istnieje. Nie miała z Desmondem lekko, ale on już się nauczył mieszać w jej głowie. Gdy Averill zaczęła jej machać (przynajmniej tak wtedy myślała), a raczej panicznie gestykulować, Peny tylko uniosła rękę, uśmiechnęła się i również jej odmachała - nie wiedziała czemu, w końcu przed chwilą siedziały przy jednym stoliku, nie miały się jeszcze rozstawać. Wróćmy jednak do tego zboczeńca, przez chwilę nawet przez myśl jej przemknęło, że się przesłyszała - jednak świat wciąż stał na swoim miejscu, tak bardzo rzeczywisty i okrutny. Zmrużyła oczy, wyglądała trochę jak kobra, która przygotowuje się do ataku. Nie z nią takie numery, tym bardziej w momencie, gdy jest trochę (ok bardzo) podpita. To nigdy nie kończy się dobrze. -Słucham? Prawdziwych mężczyzn to chyba już nie ma na tym świecie. Kobieta prosi o pomoc, a tu takie buty. Coś za coś, kto by pomyślał! - darła się wniebogłosy, choć i tak gdyby ktoś jej zwrócił uwagę, powiedziałaby, że głośno mówi. Gdyby nie barman i miły ochroniarz, pewnie byłaby tu krwawa jatka, Peny nie szczędziła sobie kilku ładnych epitetów, w stosunku do tego felernego faceta. -Niech go diabli wezmą. - burknęła siadając ponownie obok przyjaciółki, miała jakąś skwaszoną minę, ale Murphy uznała, że to wina alkoholu - za mało się napiła! -Ten facet to jakiś zboczeniec...Załóżmy tindera, młodzi często tak robią. Widziałam w reklamie, więc to nie może być nic złego. - na szczęście nie groziło jej, że jakiś pedofil się nią zainteresuje, była za stara na takie eskapady. -I nie chcę słyszeć odmowy! Nie możesz się zrobić zrzędliwa jak mój Desmond. On zawsze narzeka, że internet nie jest dla mnie, a sam z łbem w tych telefonicznych gierkach siedzi. - tak, to prawda. W jednej rzeczy jej dzieci zgadzały się z Desmondem - Peny powinna mieć założone ograniczenie rodzicielskie na telefon, niestety wiekowo jej to nie obejmowało. Nie będzie się przecież zgadzała na śledzenie jej ruchów, ona już taka głupia nie była. Po prostu szła do przodu, razem ze światem i miała prawo do korzystania z takich udogodnień, jak np telefon, czy komputer.
-
- Ależ ja… – próbował się bronić, chociaż jego twarz już pokryła się rumieńcem. Nie chciał wyjść na chama, który musiał otrzymać coś w zamian, po prostu chciał poderwać sobie ładną kobitkę. Niestety wyglądało na to, że jego młodzieńczy urok już dawno go opuścił, skoro podobne odzywki wyzwalały takie reakcje. Biedny facet. Kiedy Averill usłyszała krzyki Peny, prawie zrobiło jej się go żal. Prawie, bo z drugiej strony jednak cieszyła się, że nie dojdzie do żadnego bliższego kontaktu między ich dwójką. Wolała być wierna przysiędze małżeńskiej, zdecydowanie.
Kiedy Murphy odwróciła się i dość chwiejnie ruszyła w kierunku swojego stolika, mężczyzna jedynie przeczesał palcami swoje siwiejące, rzadkie włosy, po czym rozglądnął się dookoła i, najwyraźniej stwierdziwszy, iż nie istniała już żadna szansa na poderwanie jakiejkolwiek fajnej babki w tym miejscu, skierował się w stronę wyjścia.
Tak sobie myślę, że w sumie dobrze, że Peny jednak nie zaczęła opowiadać Ave o swoich przygodach seksualnych, bo Callaway jeszcze podnieciłaby się na samą myśl i potem musiałaby się z tego spowiadać. Level jej niezaspokojenia seksualnego był naprawdę niebezpieczny, więc lepiej unikać wszelkich pokus.
- Nie przejmuj się – powiedziała z nadzieją, iż to jakoś załagodzi gniew przyjaciółki. – Tak naprawdę to ja nie… – już miała jej powiedzieć, że nie chciała spędzać tego wieczoru u boku jakiegokolwiek faceta, ale wtem Peny wyskoczyła z tym całym Tinderem i Averill prawie zakrztusiła się winem. Dobrze, że w ostatniej chwili odsunęła kieliszek od ust. – Peny, na Boga! – obruszyła się i ciul z tym, użyła imienia Pana Boga swego nadaremno. Teraz będzie musiała złożyć wizytę w konfesjonale. – Z tego co wiem to Tinder jest od szukania seksu, a ja tego nie potrzebuję. – Znaczy może niekoniecznie nie potrzebowała, ale nie było to jej priorytetem życiowym. – Mam męża! – dodała zaraz, jakby to mogło odwieźć Peny od tego skandalicznego pomysłu. – Hailey ostatnio ciągle gra w jakieś gry z zombie. Najgorzej, że gra w nie też przy obiedzie, a one wydają z siebie takie okropne dźwięki... I od razu apetyt zepsuty – westchnęła ciężko. Może chociaż zmiana tematu jakoś pomoże.
</center>
-
-
Jak ona w ogóle śmiała krytykować jej znajomość internetów, skoro sama korzystała z rad z portalu kobietka.com? Bezczelność.
- Oj, ale ja nie chcę się przed nikim rozkraczać – stwierdziła z przekąsem. Jak to w ogóle brzmiało? Rozkraczać się. Okropieństwo. – Przykro mi, Peny, twoja przyjaciółka jest na drodze do zostania zakonnicą – zażartowała, bo przecież nie chciała spędzić tego wieczoru na użalaniu się nad jej biednym życiem seksualnym. Tym bardziej, że, jak już zostało wyżej ustalone, wcale nie czuła się z nim jakoś tragicznie.
- Znamy? – powtórzyła po niej głucho. Jaka właściwie była jej wartość? Kiedy przekraczała próg prosektorium, automatycznie nabywała pewności siebie i faktycznie była w stanie powiedzieć, że znała swoją wartość, bo zdawała sobie sprawę z tego, iż była wykwalifikowaną, świetną koroner. Ale w normalnym życiu?
Podłamana własnymi myślami, bez słowa sprzeciwu pozwoliła Peny na napełnienie jej kieliszka, po czym sięgnęła po niego i upiła kilka dużych łyków. Jak się bawić to się bawić. Zaraz jednak przyjaciółka wypaliła z pomysłem przeszukania telefonu Mikaela i gdy tylko usłyszała tę sugestię, całkowicie ją zmroziło.
- Ale… – zaczęła niepewnie. – To nieetyczne. Wiesz, jak by się zdenerwował, gdyby się dowiedział? – Z przejęcia aż wypiła resztę wina, które pozostawało w jej kieliszku. – Nigdy nie chciałam być takim typem żony. – A co, jeśli faktycznie by tam coś znalazła? Przecież by sobie z tym nie poradziła.
***
Na szczęście temat Mikaela szybko się urwał, bo wtem do Peny i Averill podeszło dwóch dżentelmenów, którzy poprosili je do tańca, a ponieważ Murphy była już całkiem wstawiona i od razu poleciała tańczyć czaczę, Callaway również nie mogła odmówić. Po przetańczeniu dwóch utworów, taktycznie dała przyjaciółce znać, żeby wróciły do swojego stolika, gdzie dokończyły pić wino, a potem wgramoliły się do taksówki, bo obie nie czuły się na siłach, aby iść do swoich domów piechotą.
/zt x2
</center>
-
Dzisiejszego wieczoru, Marshall wraz ze swoim zespołem miał wystąpić w jednym z klubów muzycznych, znajdujących się w jego rodzinnym mieście. W prawdzie nie było to nic wielkiego, ale jakby na to nie patrzeć, zawsze stanowiło jakieś dodatkowe źródło dochodu dla niego i jego paczki, a tego nigdy za wiele. Jako zespół, "The Vengeful Howlers" odnosili już większe sukcesy, lecz niezależnie od tego, wciąż zdarzało im się grywać w ich ulubionych, choć znacznie mniejszych klubach, czy knajpach. Właśnie jednym z takich miejsc, był THE SHOWBOX. (Ulubione miejsce, Zane'a).
Dziś team dał z siebie nie 100, a 200 procent, co było słychać i widać nie tylko po nich samych, ale i również po pozytywnej reakcji publiczności, co dawało im niezłego kopa. Zeskakując ze sceny, Zane jak gdyby nigdy nic, ruszył do baru. Musiał się napić i to koniecznie, później pomoże chłopakom ogarnąć sprzęt i całą resztę. Taki miał przynajmniej zamiar, niestety jego plany odrobinę się zmieniły. A wszystko za sprawą pewnej, całkiem przyjemnej dla oka dziewczyny, która zwróciła jego uwagę na tyle, że ten postanowił nie tylko zrobić sobie przerwę, aby złapać przysłowiowy oddech, ale i również cały ten czas wolny poświęcić na poznanie nieznajomej. A, że graczem od zawsze był całkiem niezłym, nie zwykł marnować takich okazji.
Z tą właśnie myślą, podszedł do siedzącej przy barze, ciemnowłosej dziewczyny. - Cześć, jestem Zane. - Przedstawił się, wyciągając wytatuowaną i przyozdobioną różnego rodzaju sygnetami dłoń. W końcu, jego nowa znajoma wcale nie musiała wiedzieć, kim on w rzeczywistości był. To, że grywał tutaj czasami, wcale nie czyniło z niego nie wiadomo jakiej gwiazdy. - W prawdzie nie bywam tutaj codziennie, ale jakoś wcześniej Cię nie widziałem, a na pewno bym zapamiętał. - Dodał, przyglądając się swojej towarzyszce błękitnymi, choć nieco zimnymi oczyma. - Napijesz się czegoś? - Zaproponował tak po prostu. Naprawdę liczył na to, że brunetka się zgodzi. Chociaż dostrzegł ją zaledwie kilka minut temu, było w niej coś takiego, co cholernie go intrygowało, a to nie zdarzało się często.
-
Choć Lily nie stroniła od imprez, zdecydowanie lepiej czuła się na domówkach niż w klubach. Sama nie wiedziała, dlaczego. Może bała się, że będzie miała pecha i przyłapie ją ojciec albo ktoś z jego pracy? Rodzice raczej nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich mała córeczka przebywała w tego typu miejscach. Nie zamierzała wyprowadzać ich z błędu, bo na pewno nie przypadłoby im to do gustu. Zwykle nie bywała w takich lokalach sama, bez znajomych osób, więc czuła się w sumie bezpieczna. Zwykle – aż do dziś.
Umówiła się tu z koleżanką ze szkoły; najpierw miały iść do kina, ale uznały, że lepiej będzie pójść się czegoś napić. Ponieważ nie mieszkały blisko siebie, postanowiły spotkać się na miejscu. Nie chcąc pałętać się samotnie po zmroku, więc wzięła Ubera, gdzie ucięła sobie miłą pogawędkę z sympatycznym kierowcą, niewiele starszym od niej. Udało jej się nawet nie spóźnić, a wyrazisty makijaż zrobił swoje, bo nikt nie patrzył na nią krzywo. Zadowolona z siebie usiadła przy barze, z zamawianiem czekając na koleżankę – jeśli ktoś poprosi ją o dowód, lepiej, by miała wsparcie. Dziewczyna spóźniała się już prawie dwadzieścia minut, a Lily traciła powoli cierpliwość, więc sięgnęła po telefon, by do niej napisać. Zanim jednak zdążyła sklecić wiadomość, koleżanka napisała, że niestety nie da rady dotrzeć, bo jej tata miał wypadek i właśnie jedzie z mamą do szpitala. No tak. Nie chciała jej winić za tak późną informację, ale gdyby wiedziała wcześniej, po prostu by nie przyszła.
Lekko niezadowolona wstała z wysokiego krzesła, z zamiarem wyjścia, bo samotne siedzenie w klubie zajeżdżało nieco desperacją i nudziarstwem. Wtedy jednak rozległy się pierwsze dźwięki muzyki, która zwróciła jej uwagę. Przysiadła więc na moment, by posłuchać jednego czy dwóch kawałków… I tak upłynął jej czas na obejrzeniu całego występu. Muzyka może i nie była do końca w jej stylu, ale jednak coś przyciągnęło jej uwagę. Nie kojarzyła ani piosenek, ani członków zespołu, więc najpewniej nie spotkała się z ich twórczością nigdy wcześniej. Mimo to, podobało jej się, a gdy występ dobiegł końca, nadal stukała palcami w blat kontuaru, wystukując rytm kawałka, który najbardziej wpadł jej w ucho. Wyrwała się z zamyślenia dopiero, gdy podszedł do niej chłopak, którego przed chwilą obserwowała na scenie. Uśmiechnęła się do niego i uścisnęła jego dłoń.
– Lily. I ja też nie bywam tu zbyt często – przyznała, bo rzeczywiście nie była to jej ulubiona imprezowa miejscówka. Gdyby nie koleżanka, raczej by się tutaj nie pojawiła, ale cóż, widocznie było jej to pisane. Zawahała się przez moment, gdy Zane zaproponował jej drinka, ale ostatecznie pokiwała głową.
– Poproszę mojito. Często tu występujesz? – zagadnęła, odgarniając za ucho ciemne włosy.
-
Jeżeli Zane miałby być szczery chociażby w stosunku do samego siebie, bo przecież otwarcie nigdy w życiu by się do czegoś takiego nie przyznał, gdyż zwyczajnie duma by mu na to nie pozwoliła, to zmuszony był stwierdzić, że nie lubił wracać do Seattle. Każda dłuższa przerwa od koncertowania, urlop, czy inne bzdety, które zmuszały zespół do powrotu w rodzinne strony, napawały go obawami. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie była nawet bardziej, niż prosta. Otóż tutaj wszystko przypominało mu o mamie, której już od dawna zresztą przy nim nie było. Chłopak do tej pory nie pogodził się z jej śmiercią i chyba nigdy mu się to nie uda. Aby nie wracać myślami do nieprzyjemnych wspomnień, wokalista postanowił w końcu odpowiedzieć swojej nowej koleżance. - Występujemy tutaj gościnnie tylko wtedy, kiedy zjeżdżamy z trasy do Seattle. To nasze rodzinne miasto i każdy z chłopaków ma tutaj coś "swojego" - Odparł zgodnie z prawdą, zamawiając przy tym mojito dla Lily, a dla siebie whisky, którą uwielbiał. Bursztynowy trunek był jego ulubionym, choć przy tym wcale nie stronił również od piwa, wódki, czy innych alkoholi.
- A Ty? Co możesz powiedzieć mi o sobie? Poza tym, że lubisz mojito oczywiście...- Uśmiechnął się kącikiem ust, zdając sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna naprawdę wpadła mu w oko. Kiedy otrzymali swoje zamówienie, chłopak wziął do ręki swoją szklaneczkę. - To za co pijemy tak na początek? - Dopytał swobodnie, chcąc zachęcić brunetkę do wzniesienia toastu.