WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak dziwnie było patrzeć na to miejsce i pomyśleć o nim to mój dom. Aura dotąd nie myślała tak ani o ciasnym mieszkaniu w Chinatown, ani tym bardziej o mieszkaniu ciotki. Dom zostawiła w Renton, żadnego z późniejszych miejsc, które służyły jej za lokum, nie traktowała w ten sposób. Starała się nie przyzwyczajać i nie zapuszczać korzeni, w razie gdyby znów musiała się gdzieś przenieść – w tym jednym nie pomyliła się za bardzo, skoro dopiero co przeprowadziły się do Phinney Ridge.
Ale nie do końca dowierzała wszystkiemu, co działo się w jej życiu – a raczej ich, bo przecież te zmiany całkiem naturalnie obejmowały również Tottie – w ciągu ostatnich kilku tygodni. A zaczęło się jeszcze wcześniej. Informacja o chorobie Carmen była niczym zderzenie ze ścianą dla Aury, która zawdzięczała jej przecież tak wiele – pracę, zdobycie umiejętności w tym zawodzie i wsparcie, które otrzymała od zupełnie obcej jej osoby. Nie przyznałaby tego na głos, bo to wydawało się zbyt egoistyczne nawet jak na nią, jednak martwiła się tym, jak sobie poradzi bez Carmen. I po raz kolejny miało jej przyjść stracić osobę, która w jakiś sposób była dla niej ważna. A zamiast tego zyskała dom, którego była właścicielką. Wreszcie miały z Tottie prawdziwie swoje miejsce – nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy o tym pomyślała.
Odwróciła się w stronę siostry z miną niewiniątka. Zresztą, w tym przypadku naprawdę była niewinna!
Nie miałam pojęcia, że Carmen była taką miłośniczką kotów – zapewniła, choć przestała liczyć, który już raz wypowiadała te słowa, odkąd odkryły, że pojedynczą ścianę w jednym z pokoi pokrywa tapeta z małymi kotkami. Znała podejście Tottie do tych zwierząt i podzielała tę antypatię. Kiedy Carmen żyła, Aura wpadła kilka razy do niej w odwiedziny, jednak nigdy nie była w tym pokoju, dlatego sama była zaskoczona niespodzianką, która czekała na nie po tym, jak się tu wprowadziły. – Inaczej zastanowiłabym się nad przyjęciem tego domu – powiedziała i może nawet ton jej głosu mógł wskazywać na to, że mówi poważnie, gdyby nie usta, wykrzywione w nieco złośliwym uśmiechu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

❧ 1 ❧ To był na szczęście jeden z tych dni, kiedy duże i małe rzeczy potrafiły cieszyć i absorbować na tyle, że możliwa była normalna egzystencja, bez obaw o nagłe przytłoczenie przez ciężar czarnych myśli. Jedynym odczuwalnym był ten, który Tottie odczuwała na ramionach, które jakimś cudem nie połamały się pod naciskiem ramiączek wypakowanego po brzegi plecaka. Ów bagaż, chwilowo porzucony tuż za progiem, porównać można do kamienia milowego na nowym odcinku wspólnej ścieżki bliźniaczek (a patrząc na jego wagę to wcale nie było takie głupie skojarzenie).
- Ile tu jest przeeestrzeeeni! - stwierdziła przeciągle młodsza z dziewczyn, robiąc kilka piruetów w pomieszczeniach, które choć zastawione sprzętami i tak były nieporównywalnie większe od ciasnej klitki w Central Seattle. - I na dodatek nigdzie nie ma… - kotów.
Entuzjazm, który towarzyszył Tottie od wejścia troszkę oklapł, gdy zobaczyła całe ściany oklejone kocimi podobiznami. Od razu przywodziły na myśl wspomnienia lat spędzonych pod dachem ciotki i jej kociego towarzystwa.
- Tak wygląda cały pokój…? - zapytała niepewnie, dopiero teraz kierując swoje kroki ku bliźniaczce, by zerknąć przez jej ramię do wnętrza. Cicho jęknęła, z pewną obawą lustrując pomieszczenie, obawiając się najgorszego - że to nie tylko tapeta, a raczej wielkopowierzchniowa zapowiedź wyskakujących, nie wiadomo z którego kąta, sierściuchów. - Coś wiesz na temat zwierząt Carmen? - Tottie łypnęła w stronę Aury, by choć trochę przygotować się psychicznie na to, co mogą tu jeszcze zastać. Równocześnie podeszła do jednej ze ścian i paznokciem drapnęła tapetę, by ocenić jak gruba kocia warstwa jest do zdarcia i czy nie lepiej po prostu zamalować ją farbą, jeśli klej wyjątkowo mocno trzyma. Ku swojej radości ścienna okleina pod wpływem nacisku zaczęła stopniowo się odrywać, więc dziewczyna energicznie zdarła spory płat tapety, odsłaniając warstwę farby w kolorze wymiotów…
Zaśmiała się, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową.
- Czyli mogło być gorzej! - zauważyła z szerokim uśmiechem, obracając się do siostry, by upewnić się czy i ona jest rozbawiona tym odkryciem.
Ostatnio zmieniony 2020-08-03, 16:10 przez Tottie Whitbread, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mogła nie zgodzić się z Tottie. Dom w porównaniu z mieszkankiem, które współdzieliły przez ostatnie lata również Aurze wydawał się naprawdę duży, choć prawdopodobnie ktoś inny nie podzielałby ich entuzjazmu. Ba, nawet ona dwanaście lat temu by go nie podzielała, ale teraz... teraz to było co innego. Wyprowadzając się od ciotki, nie miały tak naprawdę zbyt dużego wyboru, bo nie miały także zbyt dużego budżetu, a lokum w tamtej okolicy było stosunkowo tanie, co siłą rzeczy przekładało się na warunki. Pomimo tego, że Tottie była dla niej najbliższą osobą, Aura czuła, że wspólne mieszkanie na tak niewielkiej przestrzeni powoduje między nimi niepotrzebne spięcia. Dlatego choć czuła żal po śmierci Carmen, jednocześnie cieszyła się (nawet jeśli nie okazywała tego zbyt otwarcie) z tych zmian, które aktualnie zachodziły w ich życiu.
Niestety – mruknęła, okręcając się wokół własnej osi, ale kotki ze ścian nie przestawały na nią złowieszczo (bo bynajmniej nie uważała tego za słodkie) łypać. Dobrze chociaż, że nie były żywe, bo Aura prędzej sama pozbawiłaby je tchu niż pozwoliła jakiemukolwiek miauczącemu sierściuchowi tu zamieszkać. Potrząsnęła głową, nim odpowiedziała siostrze. – Nie miała żadnego. Wydaje mi się, że była uczulona na sierść, bo jak kiedyś przyszła do nas klientka, która w torebce przyniosła swojego kocura, zresztą jej ubranie też było całe w jego sierści to Carmen zaczęła strasznie kichać. – Wywróciła oczami, przypominając sobie tamtą sytuację. Po wyjściu kobiety powiesiły na wejściu tabliczkę „żadnych zwierząt”, choć wcześniej nie sądziły, by to było potrzebne. – I nie, to nie była Irene – dodała ironicznie, bo ona też miała niezłego hopla na punkcie tych swoich pupili i to cud, że gdziekolwiek się bez nich ruszała; Aura – zwłaszcza w rozmowach z Tottie – coraz rzadziej określała ich opiekunkę mianem cioci (czy nawet ciotki). Właściwie pomimo tego, że kilka lat u niej mieszkały, nie potrafiła tak do końca traktować jej jak członka rodziny. – Co do Carmen, może tak sobie rekompensowała to, że nie mogła mieć zwierzaka – stwierdziła, wzruszając ramionami. Zresztą ten pokój, jako jedyny w całym domu wydawał się nieużywany, o czym świadczyła chociażby potężna warstwa kurzu, która zebrała się na jej palcu, kiedy przesunęła nim po jednej z półek. Skrzywiła się, a potem wytarła dłoń o spodnie, skupiając wzrok na tym, co robiła siostra. Na jej twarzy pojawiło się rozbawienie pomieszane z obrzydzeniem na widok koloru ścian.
Już rozumiem, czemu chciała to zakryć, choć koty to fatalny wybór – uznała, zbliżając się do Tottie i ściągając jeszcze kawałek tapety. Oprócz okropnego koloru farby, w ścianie była też wcale nie taka malutka dziura. – No jasne, to byłoby zbyt piękne, gdybyśmy dostały dom w idealnym stanie – prychnęła mimowolnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie, choć próbowała tego nie pokazywać, ciesząc się z tego, że ich wspólne oszczędności zainwestowały w jej studia, miała niejednokrotnie wyrzuty sumienia, że spełnianie jej marzeń wiązało się z tak wieloma wyrzeczeniami. Przecież gdyby nie zdecydowała się pójść na Cornish, a skupiła na pomniejszych kursach, żyłyby w lepszych warunkach? Chociaż patrząc na to, co miały u ciotki dosłownie KAŻDE inne warunki wydawały się młodszej bliźniaczce lepsze, więc może niepotrzebnie zadręczała się tymi myślami?
- To jakiś cud, że my przez tyle lat nie dostałyśmy alergii. Nie wiem co prawda na co bardziej: ciotkę, czy koty - skomentowała z rozbawieniem, uciekając spojrzeniem gdzieś na czubki trampek, które były tylko chwilowym przystankiem, bo Tottie już za moment ponownie patrzyła w wytapetowane kocie oczy, których wolałaby się jak najszybciej pozbyć, by ten nowy start nie niósł za sobą bagażu starych wspomnień.
- Ale akurat kota? Dlaczego ludzie taką sympatią darzą te stworzenia? Przecież nie tylko małe kotki są słodkie. Jest tyle uroczych zwierzątek. Na przykład kury. Też są fajne, szczególnie jako mała, żółta puszysta kuleczka. - Tottie wyrysowała w powietrzu okrągły kształt, który można było zamknąć w dłoniach i przytulić do policzka, co zaprezentowała w popisowej pantomimie.
Nie próżnowała w usuwaniu tapety, która niezwykle łatwo odchodziła, gdzieniegdzie nawet z płatami tej obrzydliwej farby, która skrywała się za kocimi podobiznami i gdyby nie komentarz Aury, to pewnie nie od razu zauważyłaby ubytek w ścianie.
- Poczekaj, przyniosę latarkę, żeby sprawdzić, co jest w środku! - Młodsza z dziewczyn odłożyła na prowizoryczną kupkę pasma oderwanej tapety i dopadła do plecaka, z którego zaczęła wyjmować rzeczy, by finalnie dokopać się do wspomnianego urządzenia, które miało rzucić światło na odkrycie Whitbread. - Nie spodziewam się, żeby było tam coś więcej niż kable, ale kto wie… Posuń się trochę! - Szturchnęła siostrę, bo nie chciała, żeby tamta grzebała w tej dziurze bez jej pomocy. - Widzisz tam coś? - zapytała, kiedy po odchyleniu jeszcze skrawka tapety, okazało się, że dziura jest naprawdę spora.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet szybciej na nią niż na te jej kocury – dorzuciła swoje trzy grosze Aura. Wprawdzie odkąd poszły na swoje, kontakty z Irene siłą rzeczy (i na szczęście) mocno się rozluźniły, ale i tak od czasu do czasu się z nią widywały, choć rudowłosa miała wrażenie, że chyba tylko po to, aby zachować pozory bycia rodzinką. Aura nie ukrywała, że nie przepada za tymi wizytami i jeśli wypadała jej kolej, żeby zajrzeć do ciotki (a przy tym wysłuchać utyskiwań, żali i pretensji) to starała się, aby trwało to jak najkrócej, wymigując się różnymi obowiązkami.
Wbiła rozbawione spojrzenie w siostrę, myśląc o tym, skąd Tottie ma w sobie tyle entuzjazmu i takiej dziecięcej radości, którą emanowała (oprócz tych momentów, kiedy zdawało się, że nie cieszy ją zupełnie nic, a które były równie chmurne dla starszej bliźniaczki, choć z zupełnie innych powodów). Nierzadko jej tego zazdrościła. Uważała, że wśród wspólnych znajomych to Tottie jest tą bardziej lubianą bliźniaczką i właściwie to wcale się temu nie dziwiła. Łatwo było polubić Tottie i była absolutnie pewna, że twierdziłaby tak samo, nawet gdyby nie były siostrami. Sama nie zjednywała sobie innych tak prosto, nie zawsze w porę potrafiąc ugryźć się w język.
Tak, tylko potem przestają być takie urocze, jak wszędzie zostawiają swoje odchody – stwierdziła, bo jasne, może i nie miała zbyt dużego wyobrażenia o życiu na wsi, ale hej, kiedyś lubiła oglądać jakieś programy, które pokazywały, jak to wszystko tam wygląda. I taki kurnik... nie wydawał jej się szczególnie czystym miejscem. – Już wolałabym jakieś rybki, choć są takie obślizgłe. Zresztą przy zwierzętach jest strasznie dużo obowiązków – uznała i nawet przez myśl jej nie przeszło, że za jakiś czas sama może zostać współwłaścicielką pewnego czworonożnego jegomościa. Kiwnęła tylko głową, gdy siostra poszła po latarkę. Cholera. Miała nadzieję, że ta dziura nie okaże się jakąś poważną sprawą. I tak prawdopodobnie czekało je kilka wydatków w związku z przeprowadzką do tego domu. Kiedy wróciła Tottie, Aura pochyliła się do przodu, by zajrzeć do tej dziury, jednocześnie pewnie trochę zasłaniając ten widok siostrze. I postanowiła to przy okazji wykorzystać. – No poczekaj, patrzę przecież! – burknęła, zaraz potem (wcale nie teatralnie, wcale...) wciągając głośno powietrze. – Szlag! Czy to... dłoń?! – zapytała gdzieś na granicy paniki, a przynajmniej miała nadzieję, że tak to zabrzmiało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie pokiwała głową, przyznając tym samym rację siostrzanej uwadze. Przypuszczała, że gdyby istniało uczulenie na konkretne osoby (a nie tylko na ludzką głupotę), to ich krewniaczka wspięłaby się na podium wybitnych osobistości, które rozsiewają wokół siebie pulę nadzwyczaj upierdliwych alergenów. Na szczęście kontakt z ciotką był już rzadkością, choć Tottie czuła jakąś wewnętrzną potrzebę, by odwiedzać kobietę znacznie częściej niż Aura. Bądź co bądź, była jej wdzięczna za te lata, które poświęciła na wychowanie, a może raczej przechowanie pod swoim dachem bliźniaczek, które akurat przechodziły trudny okres w swoim życiu i to nie tylko dlatego, że nagle straciły całą swoją najbliższą rodzinę - w końcu gdy trafiły pod opiekę Irene dojrzewały, co (chyba dla żadnego nastolatka) nie jest łatwym czasem. Irene miała więc utrudnione zadanie, by oswoić się z nowymi domownikami, czym często Tottie próbowała usprawiedliwić ciotkę, zwłaszcza gdy tamta stawała się wyjątkowo nieznośna.
Młodsza z dziewczyn zachichotała, zerkając przy tym w stronę okna.
- To chyba nie problem przy domu z podwórkiem? Do tego, czy wiesz, że są specjalne ptasie pieluszki, które rozwiązują kłopot wszechobecnych kupek? - zapytała, patrząc z rozbawieniem na siostrę. Nie mogła przegapić jej reakcji na to, co przed chwilą oświadczyła. - Kura to bardzo praktyczne rozwiązanie. Miałybyśmy darmowe jajka i to jakie zdrowe! - Nie mogła sobie darować, by nie dodać w tym temacie czegoś jeszcze, by trochę namieszać w głowie siostrze, nie wskazując jednoznacznie, czy się zgrywa, czy mówi serio i chciałaby udomowić kurę nioskę.
- Po kotach mamy wprawę - stwierdziła Tottie, przypominając sobie te godziny, które spędzały na szorowaniu kuwety… Rybki jednak posiadały jedną, znaczącą (przynajmniej dla Tottie) wadę - nie miały głosu, a co za tym idzie tym swoim plumkaniem w akwarium nie wpływałyby znacząco na ciszę, która tak uwierała młodszą z sióstr.
Obecnie jednak znacznie bardziej absorbującym tematem, niż wybór potencjalnego zwierzątka domowego, było odkrycie dziury w ścianie. Owa pogrążona w ciemnościach przestrzeń mogła zawierać wszystko! No prawie wszystko…
- Słoń? Jaki, kurczę, słoń? Kości? - zapytała Tottie, przez to zamieszanie nie do końca dobrze słysząc słowa Aury, która powiedziała je nie tylko zmienionym głosem, ale też wcześniej nałykała się za dużo powietrza - tak pewnie tłumaczyłaby to sobie cytrynowa panienka, gdyby miała czas na tego typu rozważania. Teraz jednak napędzana ciekawością prawie wlazła do tej dziury, wcześniej oświetlając jej wnętrze. - Sama jesteś słoń. Nic tu nie ma - skomentowała Tottie, chcąc już wysunąć głowę z tej szczeliny, gdzie się wepchała.
Wtedy jednak coś zaczęło dotykać jej włosów. Raz, drugi, trzeci. Rytmiczne uderzenia niosły za sobą coś jeszcze - ciecz, która powoli zaczęła spływać po twarzy bliźniaczki.
- Aura… to nie jest zabawne - burknęła pod nosem, przekonana, że to siostra kolejny raz chce ją nastraszyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura nie była aż tak wyrozumiała względem ciotki, choć to nie tak, że zawsze tylko wieszała na niej psy (aż w tym wypadku chciałoby się powiedzieć – koty). Zdawała sobie sprawę, że mogły trafić znacznie gorzej, miały przecież dach nad głową, jedzenie i względnie zapewnioną opiekę, a Irene nie była taką całkiem wiedźmą do kwadratu, mimo to nigdy nie udało jej się nawiązać z bratanicami bliższych stosunków. Wpływ na to mógł mieć również fakt, że zanim dziewczyny się do niej wprowadziły, cała trójka nie znała się zbyt dobrze, bo kobieta niemal nie utrzymywała kontaktów z bratem, a jeśli już to były one sporadyczne. Były to drobne rzeczy, które mogłyby tłumaczyć postawę Irene, a jednak Aura uważała, że ciotka nawet nie starała się, by choć spróbować obdarzyć je głębszymi uczuciami. Przy tym oczywiście wydawało jej się, że chodzi jej jedynie o dobro Tottie, ale czasem pozwalała sobie na myśli, że to przecież odbiło się na niej samej. Może w innym wypadku nie byłaby... taka.
Zmrużyła oczy, niepewna, czy rzeczywiście istnieje coś takiego jak pieluchy dla pierzastych stworzeń czy Tottie po prostu sobie z niej żartuje, ale znając ludzką kreatywność, chyba była skłonna uwierzyć w tę pierwszą opcję.
Jak chcesz sobie sprawić kurę to chyba będziesz razem z nią spała pod gołym niebem. Albo postawi się na zewnątrz nieduży budynek, to będzie kurnik i twoja sypialnia w jednym – zażartowała. Gdyby Aura miała kiedykolwiek zdecydować się na zwierzątko domowe (a w tamtym momencie to wydawało jej się raczej abstrakcyjnym pomysłem) to najszybciej pomyślałaby o jakimś słodkim szczeniaczku.
Sama jesteś słoń, głupolu! – Naprawdę się starała, ale słowa Tottie sprawiły, że nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem, odsuwając się od dziury, w której chyba nie było nic ciekawego, a którą postanowiła teraz spenetrować siostra. Aura w tym czasie podeszła pod okno, z którego miały widok na tył posesji. Zaraz jednak odwróciła się, z miną wyrażającą niezrozumienie.
Przecież nic nie robię, nawet mnie koło ciebie nie ma – powiedziała zgodnie z prawdą i natychmiast podeszła do siostry. Pociągnęła ją delikatnie, by odsunęła się od tej dziury, a kiedy tamta odwróciła się do niej, zauważyła coś mokrego na jej twarzy. – To woda? – spytała może nawet bardziej samą siebie, unosząc wzrok na rude włosy, tak podobne do jej własnych. Dało się tam dostrzec jakieś malutkie kuleczki, jakby... wełna? O cholera. Aura ponownie spojrzała w dziurę i faktycznie, przestrzeń w ścianie była wypełniona wełną, a ta – gdy już wetknęła w nią palec – okazała się wilgotna. Bardzo. – Chyba nam zamokła wełna. Gdzieś coś musi przeciekać, pewnie na górze – stwierdziła niepewnie, bo przecież na budowlance się nie znała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie bardzo starała się ponownie nie roześmiać w głos. Próbowała mocno zaciskać wargi, by te nie wywinęły się w szerokim uśmiechu, którym chciała skomentować minę siostry. Niby od niechcenia machnęła ręką, jednak iskierki rozbawienia tliły się w jej oczach.
- Przed nami parapetówa. Pozwolisz, że to ja będę nalewać ci poncz… - powiedziała z miną niewiniątka. Przecież to pozornie nie było związane z poruszonym wcześniej tematem pierzastego pupila! Ale nic bardziej mylnego! Tottie miała plan: upić Aurę, bo dzięki temu istniała szansa, że wtedy dla świętego spokoju starsza bliźniaczka zgodzi się na podobne szaleństwo, czego może nawet nie będzie pamiętała rankiem poimprezowego dnia. Czy coś mogło pójść nie tak? Znając życie wszystko, ale młodsza Whitbread nie chciała teraz brać pod uwagę tych czarnych scenariuszy.
Pewność, że Aura ją wkręca straciła na sile, gdy głos siostry ewidentnie dolatywał z dalszej odległości, niż chociażby wcześniejsze stwierdzenie o słoniu. Tottie wysunęła się z dziury i powoli dotknęła mokrego śladu na ciele, od razu zerkając na opuszki palców, jakby w obawie o kolor cieczy, która się do niej dobierała. Na szczęście była przezroczysta, do tego nie miała zapachu, więc można było wykluczyć jakieś żrące dziadostwo, które wypaliłoby gratisową dziurę także na ciele bliźniaczki.
Wiadomość o zamokniętej wełnie wcale nie była pocieszająca.
- Leć to sprawdzić. Jesteś akrobatką, więc w razie czego tak się wygniesz, że nawet najbardziej oddalone ubytki w rurach załatasz szpagatem - zasugerowała Tottie. - Ja tu zostanę. Mam wprawę w podpieraniu ścian na potańcówkach, więc w razie czego gdyby ta wełna chciała rozsadzić nam te wszechobecne koty, będę ją powstrzymywać - dodała, stając na baczność, jak żołnierz gotowy do misji, w tym przypadku to nieco podchodzącej pod samobójczą.
- Wiesz, gdzie są kurki? - zapytała jeszcze, może trochę głośniej, jeśli siostra już się oddaliła. I bynajmniej nie miała na myśli ptaków, których adopcję rozważały chwilę wcześniej...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiwnęła potakująco głową, przystając na słowa siostry, po czym skierowała się w stronę wyjścia z pokoju, by pójść na górę. Nie była tam jeszcze nigdy, nawet za życia Carmen, a odkąd dom okazał się jej także nie miała okazji tam zajrzeć i nie wiedziała, czy jest tam strych czy jakieś inne pomieszczenie, użytkowane w jakikolwiek sposób przez jej byłą pracodawczynię. Na poddasze prowadziły wąskie schody, zanim jednak Aura do nich dotarła, usłyszała jeszcze pytanie siostry. Wydawało jej się, że nie musi się zastanawiać, o jakie kurki w tym wypadku może chodzić, ale... nie była pewna czy zna odpowiedź. Nie znała tego domu aż tak dobrze, wiedziała natomiast, że oprócz parteru i poddasza, znajdowała się tu jeszcze piwnica.
Myślę, że mogą być w piwnicy – odpowiedziała podniesionym głosem, by młodsza Whitbread mogła ją usłyszeć. – Jest do niej osobne wejście na zewnątrz, z tyłu domu – dodała i dopiero wtedy postawiła nogę na pierwszym stopniu, jakby sprawdzała jego wytrzymałość, chociaż jeszcze niedawno dom był zamieszkiwany, więc raczej nie powinna się obawiać. Gdy dotarła do ostatniego, otworzyła drzwi i weszła do środka. Jej oczom ukazało się pomieszczenie, które kiedyś mogło być sypialnią, bo pod jedną ze ścian stało pojedyncze łóżko i niewielka szafka, poza tym było tu mnóstwo kurzu i pajęczyn. Skupiła wzrok na ścianie pod oknem. Była ona popękana i zawilgotniała na tyle, że miejscami sama odchodziła już farba. Rudowłosa podeszła bliżej – samo okno też nie wydawało się być w najlepszym stanie, ramy wyglądały na stare i z pewnością przepuszczały wodę, jeżeli tylko mocniej padało. To mogło trwać latami, co tłumaczyłoby stopień zamoknięcia wełny. Nie sądziła, żeby mogła tu cokolwiek zdziałać sama. Odwróciła się na pięcie, by wrócić do Tottie i jej to powiedzieć, ale wtedy jej wzrok padł na karton, który stał niepodal wejścia – wcześniej go przeoczyła. Samo znalezisko również ją zdziwiło. Mężczyzna, który w imieniu Carmen zajmował się spadkiem po niej mówił przecież, że zanim dziewczyny się wprowadzą, jej rzeczy osobiste zostaną zabrane, czyżby zatem coś pominęli? Nie wchodzili na górę? Niewiele myśląc podeszła bliżej i otworzyła go, by zerknąć okiem na zawartość.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Sprawdzę! - poinformowała, by dać znać Aurze, że w razie czego niekoniecznie od razu ją usłyszy, zajęta nurkowaniem pod ziemią. Przy okazji miała zamiar wybadać, czy istnieje jakaś opcja dostania się do piwnicy z poziomu domu, bez konieczności opuszczania budynku. Byłoby to znacznie wygodniejsze.
Wyjątkowo łatwo było dostać się do podziemi ich nowego domu, co Tottie trochę zaniepokoiło. Wybrała się na tę wycieczkę ze śrubokrętem, gotowa wymontować zamek albo chociaż poluzować zawiasy, ale jak się okazało wcale nie było to potrzebne, bo drzwiczki po tym, jak mocniej je pchnęła, ustąpiły. Od razu skierowała snop światła latarki na podłogę, następnie na kąty niewielkiego pomieszczenia. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby ktoś tu pomieszkiwał, zważywszy na to jak łatwo się dostać do piwnicy, która dodatkowo była świetnym źródłem pożywienia. Półki wyściełanych ceratą regałów uginały się od różnej wielkości słojów i słoiczków z przeróżnymi przetworami. Najwyraźniej kobieta lubiła robić zapasy wszelkich dżemów i kiszonek, których na dodatek nie zdążyła zjadać, bo na niektórych z nich były już mocno pożółkłe nalepki, z których trudno było odczytać datę produkcji. Zdecydowanie dziewczyny będą musiały przejrzeć te w(i)ekowe zbiory.
Wkrótce udało się Tottie zlokalizować także zawory. Jeden był poluzowany, więc dokręciła go, mając nadzieję, że to na chwilę pomoże zwalczyć usterkę - o ile jej źródło tkwiło w rurach. Niezależnie od tego i tak przydałaby się jakaś fachowa ocena uszczelek i innych hydraulicznych zawiłości, bo o ile dziewczyny przebywając z ciotką nauczyły się radzić z różnymi prostymi naprawami (często wykonując je co prawda na pół gwizdka, byle tylko zaoszczędzić), o tyle w przypadku domu, który miał być ich i służyć na lata, takie tymczasowe rozwiązania nie wchodziły w grę.
Gdy młodsza z dziewczyn wróciła do środka, niosąc ze sobą buteleczkę z sokiem malinowym, zdziwiła się, że siostry nie ma na dole.
- Aura? - zapytała, zaglądając pierw do pokoju, gdzie zlokalizowana była dziura. Jak się okazało nikogo tam nie było, więc Tottie poczłapała w stronę schodów. - Haaalo? Auuura? Nic ci nie jest? - dodała, opierając się o barierki, nie decydując się jednak na wejście na piętro. - Potrzebujesz pomocy? Zakręciłam wodę, więc chyba nie powinno się już lać - oznajmiła, stawiając nogę na pierwszym stopniu schodków. Nasłuchiwała uważnie, czy z góry nie dochodzą jakieś niepokojące dźwięki, które mogłyby podziałać na wyobraźnię.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jedną z cech Aury była ciekawość, co popychało ją do robienia rzeczy, które raz kończyły się lepiej, innym razem trochę gorzej, ale rudowłosa się nie zrażała. Nawet nie wzięła pod uwagę, żeby zostawić to pudło w spokoju i zadzwonić do człowieka, który był odpowiedzialny za odbiór rzeczy Carmen. Gdyby teraz zeszła na dół, nie mogłaby przestać myśleć o zawartości pudła. Poza tym... może i brzmiało to okrutnie, ale jego właścicielka już nie żyła, więc argument z wtykaniem nosa w nieswoje sprawy był kompletnie bezwartościowy.
Odchyliła kawałek tektury, by dostać się do środka. Sama nie wiedziała, czego się spodziewa, ale poczuła lekkie ukłucie zawodu, kiedy jej oczom ukazały się typowe szpargały, które człowiek zbiera przez całe swoje życie. Nuda. Przynajmniej tak pomyślała Aura, co oczywiście nie przeszkodziło jej sięgnąć dłonią, by z każdą pozostałością po poprzedniej właścicielce tego domu zapoznać się osobiście. I dość szybko doszła do wniosku, że pomyliła się w swojej pierwotnej ocenie. Podłoga była pełna kurzu (Aura uznała, że później musi to pomieszczenie doprowadzić do porządku, kto to widział taki bałagan!), więc nie odważyła się przysiąść na niej, dlatego jedynie przykucnęła. Skupiona maksymalnie na tym, co miała przed oczami, nie od razu usłyszała, że Tottie znów jest w domu. Drgnęła dopiero, kiedy siostra zaczęła wchodzić po schodach. Odłożyła na moment papier, który miała w dłoniach i podniosła się, wystawiając głowę za drzwi, by zerknąć na siostrę.
Chodź, coś ci pokażę – powiedziała wyjątkowo poważnym jak na nią tonem, a kiedy Tottie dotarła do niej, zwróciła uwagę na butelkę, którą trzymała w dłoniach. – Co to? – Zakładała, że pewnie jakiś sok, choć nie wiedziała, skąd młodsza z bliźniaczek go ma. Potem przypomniała sobie o powodzie, dla którego w ogóle przyszła tutaj na górę. Wskazała dłonią na jedyne okno. – Chyba będziemy musiały je wymienić, pewnie nieźle się przez nie leje podczas deszczu – stwierdziła, uświadamiając sobie przy okazji, że chociaż otrzymały ten dom zupełnie za darmo, to i tak nie ominą ich różne koszta, związane z mniej lub bardziej drobnymi naprawami. Ale nie chciała teraz się tym zajmować, mając dla Tottie coś jeszcze.
Musisz to zobaczyć. – Schyliła się, by wziąć coś w dłonie. Podała jej najpierw ramkę ze zdjęciem – fotografia przedstawiała kobietę, która trzymała na rękach zawiniątko w kocyku, wystawała jedynie malutka główka w czapeczce. Dziecko. Kobietą musiała być Carmen, mająca może tyle lat, co one teraz, ale Aura poznała to głównie po bliźnie na jej żuchwie, pamiątce po wypadku z dzieciństwa, z tego co wiedziała. Pokazała też Tottie dokument (anglojęzyczną wersję, bo oryginał po francusku odłożyła do pudełka) – akt zgonu trzymiesięcznej dziewczynki. Wzrok przyciągały takie słowa jak nagłe zatrzymanie oddechu czy zespół nagłego zgonu niemowląt. Śmierć nastąpiła we wrześniu 1993 roku. Aura uniosła wzrok na siostrę, przyglądając się jej twarzy, by cokolwiek z niej wyczytać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po tym jak młodsza Whitbread wgramoliła się na poddasze i zlokalizowała ognisty kolor włosów siostry, z zainteresowaniem rozglądnęła się po otaczającej je przestrzeni, zastanawiając się, czy ktoś tu kiedyś mieszkał, czy raczej była to typowa rupieciarnia, upchnięta za bezcen na wyprzedaży garażowej. Obecnie poddasze jawiło się jako kolejne pomieszczenie wymagające co najmniej odkurzenia, nim wprowadzi się tu jakaś plaga robactwa, z którym później dziewczyny sobie nie poradzą.
Tottie ruszyła w stronę Aury, dopiero po jej pytaniu orientując się, że nie odstawiła soku na dole, tylko paraduje z nim po całym domu.
- Mamy spore zapasy, więc z głodu na pewno nie umrzemy. Wzięłam próbkę. Z myślą o tobie czerwoną, choć nie przeczę, że kusiło mnie, by poczęstować cię kiszonym ogórkiem! - Zachichotała, równocześnie w razie czego napinając mięśnie, gdyby siostra chciała szturchnąć ją za tę złośliwość. - Przekonamy się, czy są dobrze zapasteryzowane i do czegoś się jeszcze nadają. Myślę, że niektóre kompoty już zdążyły nabrać procentów - poinformowała, stawiając na podłodze butelkę, by mieć wolne ręce, na wypadek gdyby siostra potrzebowała pomocy w kopaniu w tych starociach.
Popatrzyła w kierunku okna, które wyglądało, jakby przy byle wiaterku miało się rozpaść.
- Może pozaklejam je taśmą izolacyjną, dopóki nie zdecydujemy się na wymianę? Bo będzie nam huczeć w nocy, jakbyśmy miały tu stado duchów - stwierdziła Tottie, gotowa choćby od razu podziałać w tym temacie. - Czeka nas sporo wydatków - skwitowała z nietęgą miną, bo ich świnka skarbonka nie napełniała się w takim tempie, jak przyszło im wydawać pieniądze. - Muszę pomyśleć o dodatkowym zajęciu - oświadczyła, czując się w obowiązku odpłacić się za tę możliwość skończenia studiów.
Szybko jednak zainteresowała się znaleziskiem Aury, odkładając te zmartwienia na później.
- Czy to jej córka? - zapytała, tuż po tym zerkając na dokument. - Och… Jaka tragedia - powiedziała ze współczuciem. - Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jaki to musiał być cios. Taka mała kruszynka, straszne - dodała, ponownie patrząc na fotografię uśmiechniętej kobiety. - Pewnie dlatego ciebie traktowała jak córkę - stwierdziła młodsza z bliźniaczek. - Ciekawe, czy miała jeszcze jakieś dzieci? Ale skoro ty otrzymałaś spadek… - Tottie, zerknęła na Aurę. Nie wiedziała jak blisko była ze swoją pracodawczynią i czy tamta należała do wylewnych, bombardując każdego wokoło historiami ze swojego życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła jedną brew odrobinę wyżej, przyglądając się z konsternacją buteleczce z czerwoną zawartością. Poznała Carmen niedługo po wyprowadzce od ciotki, kiedy szukała drugiego etatu, czyli pięć lat temu i wydawało jej się, że znały się naprawdę dobrze, a nawet nie miała pojęcia, że właścicielka salonu fryzjerskiego zajmowała się robieniem przetworów. I jak się miało okazać – nie wiedziała o niej jeszcze wiele.
Ogórki? Fuuj! Masz szczęście, że ich nie wzięłaś, bo chyba sama bym ci jednego wetknęła w... – urwała na moment, układając usta w złośliwym uśmieszku – buzię. – Zdawała sobie sprawę, że jej upodobanie do czerwonych warzyw i owoców, przy jednoczesnej niechęci do tych w kolorze zielonym wielu ludziom wydaje się niezrozumiałe. A jej tak zwyczajnie to, co było zielone nie smakowało, oczywiście w przypadku rzeczy, które odważyła się spróbować – były też takie, przy których dała sobie spokój, z góry uznając, że kolor je dyskwalifikuje, jak na przykład brukselkę, której nigdy nie jadła, chyba że we wczesnym dzieciństwie została nią nakarmiona, nawet tego nie pamiętając.
Przytaknęła, zgadzając się z siostrą w kwestii okna.
To dobry pomysł, rozwiąże ten problem przynajmniej na chwilę. – Bo prędzej czy później i tak będą musiały je wymienić. Po komentarzu siostry, skupiła wzrok na jej twarzy. Bywały momenty, gdy myślała o tym, że w zupełnie innych okolicznościach ona też pewnie była już po studiach, ale nie żałowała, że zrezygnowała z własnych planów (tym bardziej, że po rozstaniu z akrobatyką, nie miała czym wypełnić tej konkretnej dziury), by to Tottie poszła na studia – uważała, że siostra lepiej wykorzysta tę szansę. – Nie martw się, damy radę ze wszystkim. Jak zawsze – powiedziała z mocą, dźwigając kąciki ust w lekkim uśmiechu.
Jaka tragedia... Aura miała wrażenie, że słowa młodszej Whitbread docierają do niej z oddali. Carmen nigdy, nawet słowem, nie zająknęła się na temat śmierci swojej córki, Aura musiała przyznać, że zawsze była przekonana, że jej pracodawczyni jest bezdzietna. Jak bardzo się myliła.
Zachowałam się strasznie podle – wypaliła nagle. – Wiesz, co jej kiedyś powiedziałam? Próbowała mi wcisnąć jakąś swoją dobrą radę, a ja wtedy rzuciłam, że może powinna sobie zrobić dzidziusia, jeśli tak bardzo chce komuś matkować – powiedziała, unosząc rękę, by z zakłopotaniem potrzeć kark. Aż dziwne, że Carmen jej wtedy nie zwolniła, choć Aura nie mogła wiedzieć, że uderza w czuły punkt. – Nie wiedziałam... – wyjaśniła, co mogło zarówno odnosić się do tego wyznania, jak i słów, które zaraz potem padły z jej ust. – Nie wiedziałam, że w ogóle miała dziecko. Nigdy nic nie mówiła. Myślisz, że może być... ich więcej? Ale, ale... – Miała wrażenie, że brzmi jak zdarta płyta, jednak w jej głowie tłukła się myśl o tym, jak nie w porządku byłoby, gdyby teraz miały stracić dom, który dopiero co zyskały. – Chyba nie można tak sobie podważyć testamentu? Zresztą, już podpisałam wszystkie papiery, na pewno nie pozwolę, że ktoś nam teraz tak po prostu próbował ten dom odebrać – rzuciła w końcu, nie kryjąc irytacji samym pomysłem, że nagle mógłby się pojawić jakiś spadkobierca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie w głos się zaśmiała. Od czasu do czasu lubiła podokuczać siostrze, niekiedy trochę igrając z ogniem, gdy zbliżała się do granicy, gdzie mogła oberwać parzącą uszczypliwością (albo ciężkim, rozgrzanym do lubianej przez Aurę czerwoności przedmiotem), która pójdzie jej w pięty. Wtedy dziewczyny się na siebie obrażały, ale ich ciche dni nie trwały dłużej niż kilka godzin, po których to przeważnie młodsza rudowłosa przychodziła do siostry z wyciągniętą na zgodę ręką. Intensywność tego typu zjawisk zdecydowanie zmalała, kiedy dziewczyny zostały same, zdane właściwie tylko na siebie i każda chwila, która rozdzielała je murem milczącego nieporozumienia (szczególnie na ich własne życzenie) była wręcz nie do zniesienia, zwłaszcza dla Tottie.
- Nie miałabym nic przeciwko temu, jeśli to rzeczywiście byłaby… buzia - skomentowała ze śmiechem. - Mam w planie po nie wrócić, licząc, że są równie kwaśne, jak moje ukochane cytrynki - dodała, oblizując dolną wargę na samą myśl o żółtych owocach.
Przez chwilę młodsza Whitbread szacowała, czy niecała rolka taśmy, którą powinna mieć wśród innych szpargałów w plecaku, wystarczy, by zabezpieczyć tę spróchniałą ramę, po czym kiwnęła głową, zdecydowana spróbować. I tak za bardzo na ten moment nie miały innego wyjścia.
- Gdybym rozdawała Noble, to na pewno jeden trafiłby do wynalazcy tej taśmy. Ludzie potrafią z niej zrobić cuda. Chyba pokuszę się jeszcze o zbudowanie kurnika z jej pomocą… - oznajmiła zaczepnie Tottie, łypiąc na siostrę po tej drobnej prowokacji, po której, wciąż utrzymując na ustach uśmiech, ponownie przytaknęła Aurze. - Mam wrażenie, że dopóki mamy siebie, to wszystko się jakoś układa - skwitowała, spuszczając wzrok. Utkwiła spojrzenie na zaciekach na ścianie pod oknem. Czasem trudno było jej wyrazić, jak bardzo jest siostrze wdzięczna za każdą pomoc. Były pewnie chwile, że tego nie doceniała, bo uważała, że bliźniaczka za bardzo jej matkuje i chce chować ją pod kloszem, nie dając jej zmierzyć się z trudnymi sprawami, które przecież były nieuniknione w codzienności.
Tottie spojrzała na siostrę, kręcąc lekko głową.
- Przecież nie miałaś złych intencji. Nie chciałaś jej dopiec i celowo zranić - powiedziała spokojnie młodsza z sióstr, układając dłoń na ramieniu Aury. Poklepała je delikatnie, by dodać rudowłosej otuchy. - Pewnie gdyby nie to, że zrobiono to za nas… nie chciałybyśmy się chwalić wszystkim naszą stratą - dodała nieco ciszej. Poniekąd rozumiała Carmen, która może właśnie z powodu wciąż bolesnej rany po stracie dziecka, nie chciała o tym mówić.
Wizja spadkobiercy, który pojawiłby się znikąd nie leżała także i młodszej Whitbread, ale chyba z innych powodów, niż Aurze. Tottie nie tyle zależało na tym konkretnym miejscu, by miała stoczyć o nie bój na śmierć i życie z ewentualnym potomkiem (albo innym krewniakiem) jej byłej pracodawczyni, ale przede wszystkim czuła, że ma dość tej tułaczki i potrzebuje wreszcie domu, bezpiecznej przestrzeni, do której będzie chciała wracać.
- Błąd, Aura. Nie, nie pozwolisz. Nie pozwoliMY! - odparła zdecydowanie, kładąc akcent na ostatniej sylabie. Uniosła przy tym ku górze jeden kącik ust. - Poza tym wydaje mi się, że oni wcześniej sprawdzają wszystko, żeby uniknąć takich sytuacji - dodała Tottie, wzruszając ramionami. - Lepiej powiedz mi, co my tu jeszcze mamy… - Młodsza z sióstr zerknęła do pudełka, bo najwyraźniej za mało jej było niespodzianek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tuż po tym, jak wybrzmiały słowa siostry, Aura nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
Sorry Tottie, ale kiedy rozmawiamy o ogórkach, a ty zaraz potem wyjeżdżasz z ukochanymi cytrynkami to wcale nie brzmi, jakby chodziło ci o jedzenie. A ja już nigdy nie spojrzę tak samo na jedno i drugie – mówiąc to wzdrygnęła się teatralnie, jakby rzeczywiście te (nie)winne słowa miały zmienić jej nastawienie do ogórków i cytryn. Choć właściwie chyba już nie dało się zmienić jej nastawienia do ogórków (tych kiszonych!), bo ono i tak z gruntu było negatywne.
Jeszcze jedno słowo o kurniku albo kurach i wykorzystam tę taśmę inaczej, na przykład zaklejając ci usta – zagroziła, mrużąc oczy. Było to tylko czcze gadanie i sposób na podroczenie się z bliźniaczką. Aura nie zamierzała się do tego przyznawać, bo jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że jest miękka, ale prawda była taka, że gdyby Tottie naprawdę chciała sobie sprawić kurę, bo jej posiadanie miałoby ją uszczęśliwić, to rudowłosa sama zbudowałaby ten kurnik, choć pewnie narzekałaby przy tym strasznie. Dobro Tottie było jej priorytetem i zdarzały się momenty, że Aura dziękowała... nie, nie Bogu, bo w niego nie wierzyła, ale losowi za to, że nie została z tym wszystkim sama po śmierci rodziców. Była pewna, że nie poradziłaby sobie w pojedynkę, przy pierwszej lepszej okazji rozpadając na tysiące małych kawałeczków, których już nikt by nie pozbierał. – Bo jesteśmy super drużyną – odpowiedziała siostrze i naprawdę w to wierzyła.
Pokiwała tylko głową, pozornie zgadzając się ze słowami Tottie, ale nie była chyba do końca przekonana. Stosunkowo rzadko odczuwała wyrzuty sumienia względem tego, jak traktowała innych, bo była zdania, że najczęściej po prostu w jakiś sposób sobie na to zasłużyli. Ale Carmen nie zasłużyła, biorąc pod uwagę to wszystko, co dla niej zrobiła i jak jej pomogła, a tym bardziej, skoro miała za sobą tak paskudne doświadczenia.
Mam nadzieję, a gdyby ktoś się pojawił... będzie miał z nami do czynienia – zapowiedziała i mówiła to całkiem poważnie. Nikomu tak łatwo nie odda – nie oddadzą – tego, co teraz należało do nich. Nie zamierzała wracać do ciasnego mieszkania w Chinatown. Tuż przed tym, jak Tottie próbowała przejrzeć zawartość pudełka, Aura pochyliła się, by chwycić rzecz, która już wcześniej zwróciła jej uwagę, ale ostatecznie była mniej istotna niż znalezione dokumenty.
Ej, pamiętasz te słodkie, małe Gremliny, które oglądałyśmy w dzieciństwie? Mam coś dla ciebie – zaśmiała się mimowolnie i rzuciła w stronę siostry może niekoniecznie tak słodką figurkę.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”