WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Ciężko było określić jak to się stało, że ostatnie miesiące minęły tak szybko. Zdawałoby się, że niedawno wyszedł na wolność, by chwilę później bawić się na festiwalu, jaki był pośrednim powodem dla którego odwiedził portal internetowy o newsach z miasta i wziął udział w dyskusji - poniekąd - na swój temat. Od wystukanego na klawiaturze słowa do spotkania - na którym się nie widzieli (akurat!) - minęły kolejne tygodnie, a jego ciekawość odnośnie truskawkowej dziewczyny nie zniknęła. Nie potrafił jednak sprecyzować - czy istnieje ona bardziej dlatego, że nie wie z kim rozmawia, czy głównym powodem jest chęć jej zaspokojenia.
Ciekawości, a nie nieznajomej z internetu, żeby nie było. Przecież nie poznali się na tinderze, a nawet i w takie spotkania-randki nie do końca potrafił. Wybił się z umiejętności sprawnego poznawania nowych ludzi, niezobowiązujących rozmów, albo tych bardziej na poważnie - podczas długich rozmów przy lampce wina. Obawiał się, że jego osoba postrzegana będzie przez pryzmat nagłówków, plotek, strzępków informacji jakie poszły w obieg. To było kolejnym powodem dla którego rozmowy z nią (jakkolwiek się nazywała) były intrygujące. Wiedziała to, co jej powiedział - i wzajemnie. Bez żadnych wielkich założeń, oczekiwań, czy przesadnej wiary w to, że są szczerzy.
Nie musieli. Byli w internecie.
Do czasu.
Odnalazł leżące na kuchennym blacie airpodsy, na laptopie odpalił Spotify i wyszukał proponowaną (a raczej: wskazaną) płytę. Nie odpalił jej, a zamiast tego wybrał numer. Po którymś sygnale, kiedy kobiecy głos wydobył się ze słuchawek, wziął głębszy wdech i... nie do końca wiedział jak zacząć.
- Zrobiłem coś głupiego. - Tak, to były jego pierwsze s ł o w a wypowiedziane do niej. - Na szczęście umiem to naprawić - dodał po chwili, jeszcze nie mówiąc co takiego zrobił. Ha, kupił sobie trochę czasu, jakiego bez wątpienia miał na odpowiedź zdecydowanie więcej, kiedy wymieniali się wiadomościami na portalu, albo smsami.
- Nie dzwonię za późno? - zapytał, gdy zdał sobie sprawę z tego, że za oknem już od kilku godzin panował mrok.
-
Dzwonek telefonu wyrwał ją z tego błogiego stanu. Uniosła się odrobinę, by sięgnąć po aparat, a kiedy jej wzrok padł na ekran, palec całkiem machinalnie zatrzymał się milimetry nad wyświetlaczem. Skąd to nagłe zdenerwowanie? W końcu przesunęła zieloną słuchawkę.
– Halo? – Zmarszczyła brwi, niezadowolona z tego zwyczajnego powitania. Uświadomiła sobie, że to już nie jest wymiana wiadomości czy smsów – tamta forma rozmowy była o tyle łatwiejsza, że Aura mogła wiele razy przemyśleć swoją odpowiedź, zanim zdecydowała się ją wysłać. Podniosła się z łóżka, przy akompaniamencie pomruku Psa, który zaraz jednak ponownie zwinął się w kłębek, nierażony tym, że został sam. Zastopowała film, po czym podeszła do drzwi, które były uchylone i zamknęła je. Skupiła się na głosie po drugiej stronie.
– Nie, mam tendencję do zbyt długiego przesiadywania wieczorami, co daje mi jeszcze przynajmniej kilka godzin, zanim określenie za późno będzie odpowiednie – zapewniła, zbliżając się do okna. Sąsiedni dom był już świątecznie przystrojony i teraz mienił się światełkami. Podobał jej się ten widok.
– Jak bardzo głupiego? – zapytała, wracając do poprzedniej kwestii. Obudziła się w niej wrodzona ciekawość, której nie umiała poskromić. – To coś w stylu: zadzwoniłem do swojej byłej po pijaku, czy raczej: jako jedyny zaśmiałem się z czyjegoś żartu, nie wiedząc, że to wcale nie był żart? – Uniosła spojrzenie na własne odbicie w szybie – na bladą, naznaczoną piegami twarz.
-
- Cześć - powiedział po chwili, starając się wyłapać coś z jej głosu. Coś, lecz wciąż nie potrafił zdefiniować co. Czy wyobrażał sobie to, jak brzmiała nieznajoma? Pomimo tego, iż muzyka zawsze była mu bliska - tonacja, dźwięki, komponowanie - to ciężko było wyobrazić sobie coś, czego się nie znało, ani nigdy nie słyszało. Ba, niekiedy miewało się problem nawet z tym, aby przypomnieć sobie głos osoby znajomej.
- To dobrze się składa - odparł, skupiając swoje spojrzenie na laptopie. - Płyta trwa ponad godzinę - poinformował, w międzyczasie sięgając po paczkę z papierosami. Może zanim kobieta wyszuka sobie odpowiednią playlistę, to on zdąży zapalić?
- Nie aż tak głupiego - stwierdził, przesuwając dłonią po kilkudniowym zaroście. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że... nie byłoby możliwym zadzwonienie do swojej byłej, więc... tego nie musi się obawiać, nawet po alkoholu. Niby plus (ale znając przeszłość - niekoniecznie), jednak grymas pojawił się na jego ustach i finalnie chwycił paczkę z fajkami i zapalniczkę.
- Włożyłem słuchawki, zupełnie zapominając o tym, że dzwonię dlatego, że mieliśmy wspólnie posłuchać muzyki. - A nie dlatego, że mieliśmy tylko porozmawiać. Nie przyznał głośno, że płyta była głównie pretekstem do wykonania tego telefonu.
-
– Świetnie. Czyli przed nami cała godzina ze świątecznymi przebojami. Czy to nie brzmi cudownie? – skomentowała, pozwalając by w ton jej głosu wkradła się typowa dla niej nuta złośliwości. Odwróciła się i wróciła z powrotem na łóżko. Po krótkiej przepychance z Psem, oparła się plecami o ścianę, a laptopa położyła na wyciągniętych nogach. Zabrała się do wyłączenia filmu i odpalenia playlisty, którą mu poleciła (delikatnie powiedziane!) na spotify, jednocześnie słuchając głosu, płynącego z urządzenia. – Mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie zbyt surowy, jeśli okaże się, że ta playlista w ogóle nie trafia w twój gust – zażartowała; a może wcale nie? Pewnie mogłaby się tym trochę stresować – inną rzeczą byłoby podesłanie mu tej płyty i nieuczestniczenie w jej przesłuchaniu. Z drugiej strony, było coś przyjemnego w tym, że mieli to zrobić wspólnie. Poza tym ucieszyła się, że jej rozmówca podjął się tego wyzwania, nawet jeśli świąteczne klimaty nie leżały obok jego ulubionych. Nie musiał tego robić. Nawet jeśli ich znajomość przeniosła się z gruntu jedynie internetowego, nie mieli wobec siebie żadnych zobowiązań.
– Jak ci się podobał film? – zapytała jeszcze, nim w głośnikach popłynęła świąteczna nuta. Już z wiadomości, które wymienili, wynikało, że jej wybór okazał się całkiem niezły, ale nie miała nic przeciwko, by usłyszeć coś więcej na ten temat.
-
Na słowa truskawkowej dziewczyny uśmiechnął się krótko, kącikowo, w tym samym czasie pstrykając zapalniczką, która wypuściła z siebie wiotki płomień. Zgasł szybko; wiatr rozproszył ciepło, a Blake westchnął z rezygnacją.
...i złapał się na tym po chwili, przypominając sobie, że mogła pomyśleć, iż była to jej odpowiedź na swoje pytanie. Cóż, skoro tak zaczął - musiał pociągnąć wypowiedź w tym klimacie.
- Nadmiar różnych rzeczy szkodzi, pewnie o tym wiesz - zaczął powoli, na kilkanaście sekund wchodząc do pomieszczenia, gdzie odpalił fajkę i zaciągnął się dymem. Relaksowało go to, dodatkowo pozwalało czuć, że jest wolny. W końcu za kratkami papierosy były towarem deficytowym, a ludzie potrafili za nie zapłacić naprawdę wysoką cenę.
- Co jeśli mi szkodzą świąteczne piosenki? - zapytał luźno, ale nie dał jej czasu na odpowiedź. - Nie można na to wstrzyknąć insuliny, ani zrobić płukania żołądka. Do tego jesteś - tak sądzę - na tyle daleko, by w odpowiednim momencie interweniować, więc... - urwał, strzepując popiół do stojącej na parapecie popielniczki i wypuścił przed siebie kłęby białego dymu. Nie formował z nich żadnych okręgów, czy innych, wyuczonych przez lata wprawy (nie miał ich) kształtów. I tak całość niesamowicie szybko rozmył czas wiatr.
- Owszem, jestem zachwycony - powiedział trochę z rozbawieniem, nieco z ironią. Wsunął między wargi fajkę i nachylił się do wnętrza, aby zabrać telefon. Udało mu się przejść ze słuchawek (wyciągnął) na głośnik i odszukać w smartfonie potrzebnej aplikacji, za pomocą której mógł sterować tym, jaka muzyka włączana była na laptopie.
- Zaskoczyłaś mnie - przyznał szczerze - myślałem, że podeślesz mi jakąś sztampową, słodko-ckliwą historyjkę, gdzie mój mózg wyłączy się w trakcie pierwszego dialogu głównej bohaterki z przyjaciółką na temat tego, że będzie sama w święta, bo pracodawca nie dał jej urlopu i nie może pojechać do domu. - Wywrócił oczami. Nie widział stricte takiego filmu, ale był pewien, że coś w tym stylu istniało. Korpo-szczury, wyścig po kasę, między tym miłość i problemy. A wszystko w lukrowej polewie.
- A było trochę lepiej - skwitował, przygryzając dolną wargę od środka, by się nie zaśmiać. - Włączamy? - zapytał, następnie gasząc papierosa i wracając do domu.
-
– Fakt, ponoć to dawka czyni truciznę – przytaknęła. Pewnie było od tego kilka wyjątków, niemniej jednak mało było rzeczy, które same w sobie byłyby niebezpieczne i szkodliwe. Wszystko zależało od tego w jakim celu i w jakiej ilości ich używamy.
Kolejne słowa jej rozmówcy sprawiły, że z gardła Aury wyrwał się cichy śmiech, choć mogłoby się wydawać, że temat był zbyt poważny, aby można było z niego żartować.
– Z tego ostatniego powinieneś się raczej cieszyć. Ostatni raz miałam do czynienia z pierwszą pomocą jeszcze w szkole, więc istnieje obawa, że bardziej bym ci zaszkodziła niż pomogła – uznała, to nie był jednak koniec jej wypowiedzi. – Całe szczęście piosenki świąteczne same w sobie raczej nie powodują uszczerbku na zdrowiu. Choć niektórzy lubią trochę dramatyzować – dorzuciła nieco zaczepnie, z niejakim zaskoczeniem przyjmując, jak swobodnie przyszło jej z nim rozmawiać. Jej obawy, dotyczące tego, że normalna rozmowa może przynieść niezręczność u obydwu stron okazały się zupełnie bez pokrycia (choć tu mogła mieć jedynie nadzieję, zamiast pewności, że u niego jest podobnie).
Naturalnie nie mógł zobaczyć, że jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy przyznał, że wybór filmu okazał się całkiem niezły – nie zaskoczyło jej to; pomimo tego, że się nie znali, właściwie była przekonana, że jeśli cokolwiek miałoby mu przypaść do gustu, to nie będzie typowa bożonarodzeniowa komedia (ewentualnie komedia romantyczna), a raczej film, który przynajmniej w jakiejś części spróbuje wymknąć się odrobinę tym stereotypom świątecznej historyjki, jednocześnie nie tracąc swojego klimatu.
– Brzmi jak wyzwanie, żeby następnym razem było jeszcze lepiej – stwierdziła, może trochę na wyrost, bo przecież w przypadku takiej znajomości należałoby raczej ostrożnie podchodzić do przekonania o jakichkolwiek następnych razach. – Tak. – Odczekała kilka sekund i dopiero wtedy kliknęła w odpowiednie miejsce, by w jej pokoju wybrzmiała pierwsza z piosenek na liście, będąca jednocześnie jej ulubioną z całej płyty, o czym nie zamierzała mu jeszcze mówić. – Gdyby w trakcie słuchania zrobiło ci się słabo to daj znać. Mimo wszystko nie chciałabym mieć cię na sumieniu – rzuciła żartobliwie w międzyczasie.
-
Wydawało mu się - to za mało, by mieć pewność.
- Palisz? - zapytał przy okazji - zarówno dawki i trucizny, jak i tego, że aktualnie sam pochłaniał kłęby dymu, które zanim rozproszyły się w powietrzu, to zdążyły jeszcze przyjemnie połaskotać jego płuca i zostawić na nich ciemne, smoliste substancje. Do tego zdobędzie kolejną informację na temat kobiety; nie po to, by to jakoś wykorzystać, a może po prostu lepiej poznać.
- Porozmawiamy o tym po zakończeniu płyty - nawiązał do tego, że podobno piosenki świąteczne nie powinny spowodować uszczerbku na zdrowiu. - O ile moje bębenki będą nadal całe - dodał jeszcze, aczkolwiek bardziej zgrywając się, niż mówiąc na poważnie. Chyba takie zdania łatwiej było określić kiedy się je słyszało, a nie tylko widziało na ekranie - skoro było słychać ton wypowiedzi, a nawet (a przynajmniej tak sobie myślał Griffith) można było wyczuć moment, w którym druga osoba się - na przykład - uśmiecha. W internecie połączenie dwukropka i zamknięcia okrągłego nawiasu potrafiło być błędnie interpretowane (albo bardzo właściwie, niemniej - nie było wyrazem zadowolenia i szczerego uśmiechu).
- Tak? - Uśmiechnął się pod nosem. - Przypadkowo, ale skoro tak to zinterpretowałaś... - Urwał, w tym samym czasie kiwając głową na potwierdzenie, czego oczywiście nie mogła zobaczyć, więc dodał: - Uznajmy, że to wyzwanie. Kolejnym świętem, pomijając Nowy rok, który można jeszcze zaliczyć do świat są... - Sięgnął po leżący koło laptopa książkowy kalendarz, z którego korzystał przy zapisywaniu ewentualnych podróży karawanem na cmentarz w celu odwiezienia trumny z nieboszczykiem. Trochę jak Charon, choć z dwojga złego możliwości wybrania swojego boga, wolał Hadesa.
- Urodziny - moje - Martina Luthera Kinga - oświadczył, zastanawiając się, czy w związku z tym ma szansę zaskoczyć go lepszym filmem. - Widziałem kilka produkcji o nim, ale żadna mnie nie zachwyciła - powiedział od razu, by nie musiała na darmo szukać, a finalnie okaże się, że i tak widział. Później - jak na złość - kojarzyło mu się jedno święto, więc mimowolnie się skrzywił.
- Luty pomińmy. - W końcu katowanie się romantycznymi gniotami z okazji walentynek to było za dużo. Nacisnął na play w bardzo zbliżonym momencie do tego, kiedy i u Aury zaczęła grać muzyka.
-
Właściwie od samego początku starała się niczego nie zakładać wobec tej znajomości. Chyba nawet nie sądziła, że potrwa tak długo, a tymczasem mijał kolejny miesiąc, a oni właśnie zamierzali posłuchać wspólnie świątecznej płyty. I pomyśleć, że w pewnym sensie zawdzięczała to Griffithowi, co w jakimś stopniu powodowało w rudowłosej uczucie dyskomfortu. Szczególnie gdy przypomniała sobie październikowe wyjścia do kina, podczas którego również spotkała swojego sąsiada. Całe szczęście, że była to tylko pojedyncza złośliwość losu, jeśli nie liczyć wymiany wiadomości po tym nieszczęsnym halloween, w których jednak podszyła się pod Tottie.
Nie odzywała się, czekając aż dokończy zdanie. W tym samym momencie Pies uznał, że to najwyższy czas, aby zmienić pozycję, więc właśnie próbował trącić nosem laptopa. Aura przesunęła odrobinę sprzęt, by zwierzał mógł położyć głowę na jej udach. Uniosła dłoń, w której nie trzymała telefonu i miarowo przesuwała w tę i wewte po sierści pupila.
– To wysoko postawiona poprzeczka – skwitowała wreszcie z nieznacznie uniesionymi kącikami ust. Oglądała sporo filmów, więcej tych starszych niż współczesnych, jednak nie miała siebie za kinomana. Pod tym względem bardzo często była po prostu wygodna, a kiedy miała ochotę na dobre kino, nieraz sięgała po coś sprawdzonego, nie przejmując się, że dany film widzi po raz kolejny. – Prawdę mówiąc widziałam o nim jeden film. Ten nominowany kilka lat temu do Oscara. Ale chociaż był poprawny, to chyba nie poleciłabym ci go z przekonaniem, że cię zachwyci, o ile jeszcze go nie oglądałeś – powiedziała. W tle już leciała piosenka, niechybnie przypominając o tym, że święta tuż tuż, ale Aura bardziej niż zbliżającym się Bożym Narodzeniem i utworem, który przecież słyszała już wielokrotnie, zainteresowała się kolejnymi słowami swojego rozmówcy.
– Hmm, czyżbyś nie był fanem święta zakochanych i całego tego walentynkowego szału? – zapytała mimochodem z wyraźnym rozbawieniem w głosie. – Szkoda, bo może udałoby mi się znaleźć jakiś film, który przekonałby cię, że nie każda komedia romantyczna to zupełny gniot – dodała pozornie obojętnie, odruchowo wzruszając przy tych słowach ramionami
-
- W takim razie możesz mi zdradzić jakiś swój zły nawyk - pociągnął temat - chyba, że jest nim wdawanie się w dyskusje na internetowych forach, gdzie roi się od trolli - dodał z lekkim rozbawieniem w głosie. Tego - w razie czego - nie mogła już wykorzystać, skoro wyciągnął ten fakt, ale może dowie się czegoś ciekawszego? O ile oczywiście będzie chciała mu cokolwiek zdradzić, bo mówienie o wadach i rzeczach mogących rzucić cień na wizję naszej osoby wcale nie należało do przyjemnych... dla większości ludzi, tak mu się wydawało. Z drugiej strony plusy często bywały mdłe i sztampowe, mówione na potrzebę chwili i aby jak najwięcej ugrać.
- Nie będę oceniał - powiedział, unosząc wzrok i patrząc na pojedyncze chmury (tym razem nie z dymu), jakie zdobiły ciemne niebo. - Poza tym, nie znamy się. - Co tylko dodatkowo potrafiło rozwiązać język. Świadomość, że druga osoba nie wie o nas nic, nie zna naszej przeszłości, nie zastanawia się, jakie czynniki wpływały na podjęte decyzje. Ewentualnie mogła się wystraszyć i uciąć tą znajomość... która i tak była wiotka, zawieszona w sieci i na łączach.
- Oglądałem - potwierdził - i nie jestem fanem większości typowych świąt. Słyszałaś, że jest coś takiego, jak narodowy dzień pistacji? A dzień później... narodowy dzień truskawek? - zapytał, starając się opowiedzieć o tym z powagą, ponieważ naprawdę takie dni były oznaczone w kalendarzu świąt nietypowych, a takich było całe mnóstwo.
- Jakoś pod koniec lutego - doprecyzował, gdyby miała ochotę coś takiego świętować. Zawsze to jakieś wyłamanie się ze schematu tylko tego, co obchodzi większość ludzi.
- W porządku, pod warunkiem, że obejrzymy to razem - zaproponował, zanim przemyślał jak mogła odebrać te słowa jego rozmówczyni. - Bardzo źle to zabrzmiało? - Bo to nie tak, że chciał się umówić z nią na walentynki, by oglądać komedie romantyczne. Skrzywił się, aczkolwiek krótko po tym zaśmiał.
- Ciekawe, czy w lutym nadal będą puszczali jakieś klasyki w kinie - mruknął, w międzyczasie sięgając po szklankę z nalaną jakiś czas temu whiskey.
-
– Teraz sama nie wiem, który powinnam wybrać – stwierdziła pół żartem, pół serio na to, że ma podać tylko jeden swój zły nawyk. – Skoro o dyskusjach mowa... nie za bardzo potrafię w nich odpuszczać. Lubię mieć ostatnie słowo, nawet kiedy wiem, że to i tak nic mi nie da albo widzę, że kogoś to irytuje, tak dla zwykłej satysfakcji. – Może to nie wydawało się typowym złym nawykiem i Aura też nie zawsze go w taki sposób postrzegała, ale wiele osób najpewniej tak. Ile to już razy, podczas rozmów, słyszała nigdy nie odpuszczasz, co? Czasem to stawało się po prostu silniejsze od niej, ta potrzeba odbijania piłeczki. Nie dostrzegała, że ktoś może być tym zmęczony, a nawet jeśli taka myśl świtała jej w głowie, nierzadko odsuwała ją od siebie świadomie, bo wydawało jej się, że to nic takiego. To były tak subtelne granice, że rudowłosej trudno było je wyczuć i wystarczyło to jedno słowo, by znalazła się po drugiej jej stronie, naprzeciw siebie mając już nie rozmówcę, a przeciwnika.
– Nie wiedziałam, ale w Michigan od ponad czterdziestu lat odbywa się coś takiego jak Festiwal Truskawek – powiedziała w ramach anegdotki. Dowiedziała się o tym kiedyś przez przypadek, widząc zdjęcie znajomego na facebooku, który będąc w tym czasie w tamtej okolicy, pojawił się na nim.
– Źle? – powtórzyła po nim, lekko zaczepnym tonem. – Zabrzmiało, jakbyś właśnie zapraszał mnie na walentynkową randkę. Do czego, swoją drogą, zabierasz się dość wcześnie, skoro mamy dopiero grudzień – zaśmiała się, bardziej mając nadzieję, niż będąc pewną, że będzie potrafił rozszyfrować to, że tylko sobie żartuje. Tu i tak było łatwiej niż podczas pisania wiadomości, bo z tonu głosu dało się wiele wywnioskować, ale mimika twarzy i wszystkie te drobne gesty wciąż przecież pozostawały zagadką.
– W razie czego możemy sobie zrobić własne kino. To znaczy ty u siebie i ja u siebie, jak dziś z tą playlistą – wyjaśniła; przypuszczała jednak, że o ile większe kina pewnie będą puszczały głównie komedia romantyczne, tak mniejsze, studyjne, mogą trzymać się swoich typowych repertuarów, niezależnie od całego tego święta zakochanych. – Chyba że do tego czasu uznamy, że możemy przenieść tę znajomość poza łącza internetowe i telefoniczne – rzuciła dość luźno, zanim zastanowiła się nad własnymi słowami i tym, czy warto je wypowiadać. Chciała też po prostu wybadać grunt, ciekawa, jak on się w ogóle do tego podchodzi.
-
- Plusem jest to, że masz tego świadomość - powiedział, ale po swoich słowach zmarszczył czoło. - Albo i nie? - mruknął z rozbawieniem, aczkolwiek nie dał jej czasu na odpowiedź, a kontynuował. - Może należy na to spojrzeć jeszcze surowiej, skoro dobrze o tym wiesz, a i tak nie odpuszczasz. - Ciężko było stwierdzić, czy słuszną odpowiedzią jest jedna, druga, czy żadna z nich, ale i on nie był od oceniania, czy to jej, czy innych ludzi. A przynajmniej wolał tego nie robić, skoro sam zdecydowanie do świętych nie należał.
- Z drugiej strony... upór się ceni. I dobre argumenty, choć czasami mam wrażenie, że są rozmowy, gdzie bardziej opłaca się przegrać dyskusję, niż wygrać - oznajmił po chwili namysłu i sięgnął po szklankę z alkoholem, aby upić łyk. W tle zmieniały się świąteczne piosenki, lecz bynajmniej nie przeszkadzały mu, ani nie działały na nerwy. Kwestia doboru, czy ciekawej dyskusji z nieznajomą, dzięki której czas zdawał się płynąć szybciej, a muzyka aż tak bardzo nie absorbowała?
- Byłaś tam kiedyś? - zapytał z zaciekawieniem, bo dla odmiany on o tym święcie nie słyszał. Michigan nie był też stanem, w którym jakoś często bywał; ba, aktualnie ciężko mu było sobie przypomnieć choć jedną wizytę. Raz miał zaproszenie do znajomego mieszkającego w Detroit, co finalnie nie wyszło, bo i miasto nie brzmiało...zachęcająco. Teraz... na myśl o nim i nieciekawej sławie związanej z licznymi rozbojami, niebezpieczeństwem, biednymi dzielnicami i systemie więziennictwa... mógłby kpiąco prychnąć, bo całkiem nieźle wpasowywałby się w tło.
- Fatalnie - potwierdził - jestem kiepski w randkach - przyznał się, lekko wzruszając ramionami, czego nie mogła widzieć. - I nie wiemy, czy w lutym będziemy nadal utrzymywać kontakt. - Oboje wiedzieli, że mogli go w każdej chwili zerwać, a druga strona nie powinna być tym zdziwiona - w końcu zaczął się nagle, spontanicznie i nie było żadnych deklaracji, że ma trwać. Niezobowiązujące znajomości mu odpowiadały tak jak i to, że nadal pozostawał anonimowy. Pamiętał przecież, jakie zdanie miała truskawkowa dziewczyna o Bl... o nim.
- Uhm - wyrwało mu się - taka możliwość też istnieje - potwierdził, starając się w głowie nie zakładać się ze samym sobą, czy kobieta zniknęłaby po trzydziestu sekundach, jak zorientowałaby się, że on to on, czy najpierw postanowiła wygrać zaciętą wymianę zdań.
- Ale na początek ten seans brzmi nieźle. I nawet nie musi być w walentynki - dodał, a być może udało jej się w jego tonie wyczuć pozytywne nuty i zadowolenie.
-
– Pewnie tak, chociaż przegrywać też nie lubię – skwitowała w nieco żartobliwym tonie, bo właściwie kto lubił? Owszem, porażki potrafiły być pouczające, może niosły za sobą jakąś lekcję i sprawiały, że następnym razem człowiek wiedział, jakich błędów unikać (o ile potrafił się na nich uczyć), ale ich smak był wyjątkowo gorzki. – No dobrze, a ty? Do końca próbujesz, aby wyszło na twoje, czy raczej niespecjalnie ci na tym zależy? – dopytała, istotnie ciekawa, jak wyglądało to u niego. Umiejętność odpuszczania była zresztą przez nią poniekąd podziwiana – Tottie to potrafiła i kiedy dochodziło do kłótni między bliźniaczkami, Aura często potem pluła sobie w brodę, że nie umiała się zamknąć w odpowiednim momencie i to najczęściej jej siostra gasiła konflikty.
– Niestety nie. Przez ostatnich kilka – ...naście – lat nie za bardzo miałam okazje do dalszych podróży – przyznała, ale właściwie bardziej odpowiednim słowem byłoby chyba możliwości, skoro zwykle ograniczały ją po prostu finanse – oczywiście zdawała sobie sprawę, że gdyby zacisnęła pasa, mogłaby pojechać w takie czy inne miejsca, ale najczęściej pojawiały się inne zobowiązania, inne rzeczy, na które musiała poświęcić swój czas i pieniądze. – Ale mam nadzieję, że w przyszłym roku mi się to uda – dodała po chwili. W końcu teraz nie musiała się już zastanawiać, czy będzie miała na to kasę.
– To fatalnie – powtórzyła po nim, starając się brzmieć, jakby było jej naprawdę szkoda. – Może to jednak dobrze, że mamy dopiero grudzień. Masz sporo czasu, żeby podszkolić się w randkowaniu, w końcu podobno praktyka czyni mistrza. – Pomimo tego, że próbowała, nie udało jej się utrzymać powagi, a ostatnie jej słowa zlały się niemal w jedno ze śmiechem. Sama rzadko określała tym mianem własne spotkania z mężczyznami, nawet jeśli ich cel był jasny. Słowo randka z jakiegoś powodu kojarzyło jej się z drętwymi rozmowami i niezręcznymi momentami.
– Okej, to nie muszą być walentynki – zgodziła się z nim. – Ale nie mogę odpuścić w kwestii komedii romantycznej – powiedziała, przygryzając dolną wargę, by się nie roześmiać. Mówiła zresztą poważnie – znalezienie czegoś, co wyróżniałoby się w tym gatunku brzmiało jak wyzwanie, a te lubiła.
-
...ale pewnie miał równie paskudne wady, które prędzej czy później i tak wyjdą w praniu.
- To zależy - powiedział zgodnie z prawdą - między innymi od tego, czy jestem pewien, że mam rację. Od osoby, z którą rozmawiam, od wagi sytuacji - wymienił kilka czynników, choć miał pewność, że znalazłoby się jeszcze parę. Nie lubił generalizować, zatem stwierdzenie, że zawsze robi tak, albo nigdy nie kłócił się z kimś tylko po to, aby mieć rację, byłoby sprzeczne z prawdą.
- Niekiedy wygodniej jest machnąć ręką i odpuścić, niż ścierać się z kimś, czyja opinia jest dla nas zupełnie nieistotna. - A przynajmniej jemu to bardziej odpowiadało; chyba za kratkami nauczył się tego, że mniej czasochłonnym jest zwykłe wywrócenie oczami i wycofanie się z pola bitwy (często innych osób, gdzie łatwo można dostać rykoszetem), niżeli strata energii na takie głupoty.
- Czyli tego życzyć ci w nowym roku? Realizowania się i podróży - sprecyzował, w międzyczasie upijając łyk alkoholu. W świątecznych życzeniach nie widział sensu z prostego powodu - nie były czymś związanym z nim, innym ludźmi, ani żadnych zakończeniem pewnego etapu, aby rozpocząć kolejny. Ewentualnie mógł życzyć ludziom, aby nie umarli z przejedzenia (a w sumie czemu nie, skoro zajmował się wiadomo jaką branżą?), ani nie pozabijali przy świątecznym stole (po głębszym namyśle też miał to gdzieś).
- Uhmm - mruknął przeciągle z uśmiechem czającym się na wargach. - Rozumiem, że w lutym to sprawdzisz? - zagaił lekko. - Czeka mnie jakiś egzamin? Wiesz, muszę mieć świadomość z czego dokładnie powinienem się doszkolić. - Kolejny łyk whiskey upity w tym samym momencie, w którym piosenka przeskoczyła na kolejną. Tematu komedii romantycznej wolał jednak nie poruszać, najpewniej dlatego, że po cichu liczył, iż kobieta najzwyczajniej w świecie o tym zapomni.
-
– Brzmi... – krótka pauza, jakby Aura nie do końca wiedziała, które słowo najpełniej oddałoby to, co w tym momencie zrodziło się w jej głowie. – …dojrzale. – Miała gdzieś zakorzenione, że sposób, w jaki sama się zachowywała, był postrzegany jako dziecinny, co nie raz i nie dwa było jej wytykane. Być może tak było. Być może po prostu – pomimo tego, że już od lat utrzymywała się sama – mentalnie wciąż jeszcze nie dorosła. Albo tu wcale nie chodziło o dojrzałość w takim klasycznym ujęciu. Kusiło ją także, by dopytać, czy zawsze tak do tego podchodził, by raczej było to budowane na gruncie różnych, życiowych sytuacji i doświadczeń. Ale nie była pewna, czy mogłaby zadać takie pytanie, więc – o dziwo – odpuściła.
– Tak, to byłyby całkiem miłe życzenia – przyznała, choć z tyłu głowy pojawiła jej się myśl, że bardziej niż rzeczy, wymienionych przez mężczyznę, chciałaby, aby ktoś życzył jej dotarcia do prawdy na temat własnej rodziny. Ale przecież tego nie mogła powiedzieć. – Swoją drogą, jesteś z tych osób, które wierzą w nowe początki z okazji nowego roku? – zainteresowała się. W oczekiwaniu na jego odpowiedź poprawiła się na łóżku, starając przy tym nie zbudzić Psa, który najwyraźniej uznał jej nogi za na tyle wygodne, że były świetnym miejscem do spania.
Na jej usta wkradł się lekki uśmiech.
– Skoro tak bardzo tego chcesz to nie ma problemu – zapewniła, zupełnie niepotrzebnie (albo odruchowo) dokładając do tego skinięcie głową, skoro nie było możliwości, by to dostrzegł. – Coś wymyślę, nie martw się. A co do zagadnień – zawiesiła na moment głos, udając, że się zastanawia – na początek to takie podstawy. No wiesz, jak zainteresować sobą kobietę, jak odczytywać sygnały przez nią wysyłane, jak samemu się zachowywać, by to ta druga osoba była w stanie je poprawnie odczytać – wyrzucała z siebie to, co przychodziło jej do głowy, gdy myślała o tych wszystkich sztukach podrywu. – Czy brzmię już wystarczająco profesjonalnie, jak prawdziwy coach podrywu? – Pomimo starań nie udało jej się zachować powagi.
-
- To źle? - zapytał odruchowo. - Nie chciałbym, byś sobie pomyślała, że jestem podstarzałym typkiem, który szukając uwagi próbuje wyrwać dziewczyny w sieci, bo wnuczek nauczył go poruszania się po Internecie - wyjaśnił z powagą, ale po swoich słowach zaśmiał się krótko i pokręcił głową. Trochę sam się teraz wkopał - jeżeli o tym wcześniej nie pomyślała, to podsunął taką ewentualność. Upił łyk whiskey i podszedł do okna, zastanawiając się - samemu nie wiedząc dlaczego, może przez świąteczną playlistę? - czy w tym roku spadnie śnieg.
- Chyba nie - odparł po chwili - jestem z tych osób, które liczą, że można zacząć nowy początek kiedy ma się na to ochotę, wbrew innym przeciwnościom i do tego staram się dążyć. - Ups, czyżby powiedział zbyt dużo? Może pośród zmieniających się piosenek, tego, że przyznał jej się, że niedawno wrócił do miasta, nie wyłapała tego, że pod jego nowym początkiem kryło się coś więcej? Wolał nie zagłębiać się w temacie, zatem przeszedł do następnego.
- Masz swoją ulubioną, świąteczną piosenkę? Niekoniecznie z tej płyty, ogólnie - zapytał, podchodząc ponownie do laptopa, aby w razie czego - gdyby nie znał tytułu - móc wygooglować podany utwór w sieci.
- Eeem, chwila, powtórz, nie zdążyłem zanotować - mruknął przeciągle i zaśmiał się krótko na znak, że żartował. - Czekaj... wysyłasz do mnie jakieś sygnały, których nie odczytałem? - Nie, na pewno nie. Wiedział, że nie, ale jak przystało na dobrego ucznia - musiał się upewnić.