WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/c1/d2/fc ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jest to ten magiczny czas w roku, a w zasadzie na koniec roku. Czas, kiedy ludzie stają się wobec siebie milsi, obdarowują się prezentami, pomagają sobie i próbują zadośćuczynić występkom sprzed ostatniego roku. Tak oczywiście powinno być w teorii, nie? W praktyce to rzecz jasna wyglądało nie do końca w ten sposób. Owszem, większość ludzi potrafiła docenić ducha świąt i co one tak naprawdę sobą reprezentowały. Zdawało się jednak, że nie dla wszystkich był to szczęśliwy czas, pełen radości i wspólnych chwil z bliskimi.
Taką osobą był Henry. W ostatnich tygodniach trochę się porobiło, zwłaszcza u niego w pracy i po prostu nie miał za najlepszego czasu. Przede wszystkim miał on na sumieniu śmierć swojego pacjenta. Z jednej strony nie jest to coś, co było dla niego rzeczą nową, choć nigdy nie byłby chyba w stanie przyzwyczaić się do śmierci. Z drugiej strony... umrzeć w święta... to dopiero jest paskudna okoliczność. Coś, czego Henry nikomu nie życzył. Było mu szkoda faceta. Zwłaszcza że to na Brownie spoczywało jego życie i pacjent umarł mu dosłownie na stole operacyjnym.
Musiał się gdzieś mężczyzna wybrać, aby przestać o tym myśleć. Ubrał się więc ciepło, kurteczka, czapka, rękawiczki i szalik, po czym ruszył na jarmark bożonarodzeniowy. Tyle tu było atrakcji i w sumie miał on nadzieję, że być może pozwoli mu to odrobinę zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Spacerował tak alejkami, po straganach, nawet odwiedził lodowisko. W końcu jego nogi doprowadziły go do altanki. Pewno w nocy ślicznie ona świeci, lecz teraz w weekandowe popołudnie to akurat nie dało się takich atrakcji zobaczyć.
- Ooo, kogo ja tu widzę! - rzucił mężczyzna, kiedy wszedł do altanki i zobaczył, że w środku na ławeczce siedzi nie kto inny, ale Sage Huxley. Oni to jednak mają talent, by wpadać na siebie zupełnym przypadkiem. W sumie chirurg to miał ten talent z większością osób. Zresztą nie był to talent, którego chciałby się pozbyć - Cześć, Sage. Wychodzi na to, że nie tylko ja postanowiłem zaczerpnąć świeżego powietrza i zażyć nieco świątecznej atmosfery na jarmarku - dodał, posyłając swojej rozmówczyni uśmiech.
- Mogę? - skinął głową na ławeczkę, którą zajmowała. Coś czuł, że fajnie by się było dosiąść, ale oczywiście nie chciał się kobiecie narzucać, nie? Jeśli woli pobyć sama, to poszuka sobie innego miejsca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 17 — ..........Dwa miesiące — tyle minęło od tego nieszczęsnego Halloween. I choć na początku myślała, że kompletnie się załamie, że już nigdy nie wyjdzie ze swojego domu, tak się nie stało. Z czasem bowiem zaczęło być lepiej, ale wciąż nie wie, czy to czas działa cuda, czy może osoby, które ma w swoim życiu. Tak czy inaczej, nie jest aż tak źle, jak myślała, że będzie. Jest w stanie podnieść się z łóżka, pójść do pracy, a nawet uśmiechnąć się do klientów. Jest w stanie wyjść z domu, aby zrobić zakupy, pójść na spacer czy chociażby spotkać się z kimś znajomym. Za dnia jest dobrze, ale kiedy nadchodzi noc… Nie jest wcale tak kolorowo. Ale daje radę. Musi, prawda? Musi być silna, musi to przetrwać. W innym wypadku zawiodłaby swoją matkę, która przecież próbowała wychować ją na osobę, której nie można złamać. Los jednak jakby na złość próbuje udowodnić, że jest tak samo krucha, jak inni.
..........Przede wszystkim jest jednak samotna — i w dni takie, jak ten, które większość ludzi spędza razem ze swoją rodziną, Sage odczuwa to najbardziej. Ona nie ma nikogo. Ani matki, ani ojca, żadnego rodzeństwa, dziadków czy chociażby kuzynostwa. To znaczy ma, ma wujostwo, które wychowało ją po śmierci matki, ale wie, że nie może ich odwiedzić. Już dawno się z tym pogodziła, ale jednak w święta zawsze za nimi trochę tęskni — za świąteczną atmosferą, wspólną kolacją przy stole, nawet za tymi drobnymi prezentami pod choinką. I nawet kiedy studiowała w Nowym Jorku, na święta zawsze wracała do Seattle. Teraz zaś te dni spędza sama — w swoim pustym domku przed telewizorem albo pałętając się po pustych ulicach rozświetlonych kolorowymi, migającymi światełkami.
..........Tego wieczora wybiera tę drugą opcję. Ubiera się więc ciepło — na ramiona narzuca puchową kurtkę, szyję zasłania szalikiem, na głowę naciąga czapkę, zaś na stopy zimowe buty — po czym wychodzi z mieszkania, dłonie wciskając do kieszeni kurtki. Początkowo nie ma żadnego konkretnego celu, ale na wszelki wypadek, tuż przed wyjściem, do torebki wrzuciła książkę, tak na wszelki wypadek, gdyby miała potem ochotę gdzieś przycupnąć, by trochę poczytać. I, jak się po jakimś czasie okazuje, dobrze zrobiła, bo kiedy już wystarczająco długo błąka się po świątecznym jarmarku, na który trafiła pół godziny po wyjściu z domu, postanawia usiąść sobie na ławce pod altanką, aby trochę odsapnąć i poczytać.
..........Kilka stron później czytanie to przerywa jednak znajomy jej głos, na którego dźwięk odrywa spojrzenie od czytanej strony i kieruje je na stojącego niedaleko mężczyznę. Posyła mu lekki uśmiech, zamykając książkę, którą pozostawia na swoich kolanach.
..........Cześć, Henry. Miło cię widzieć — odzywa się, robiąc mu miejsce obok siebie na ławeczce, bo nie ma nic przeciwko jego towarzystwu. Może nawet przyda jej się krótka pogawędka z drugim człowiekiem? — Siadaj. — Kiwa głową twierdząco, na zachętę klepiąc miejsce obok siebie. Dawno się nie widzieli, nie licząc tych kilku wizyt mężczyzny w kawiarni, w której pracuje. Los najwidoczniej postanowił dzisiaj to zmienić. — Mówiąc szczerze to, że tu jestem, to zwykły przypadek. Wyszłam po prostu na spacer, jarmark akurat nie był moim celem. Ale muszę przyznać, że cieszę się, że tu trafiłam. Tak dawno na nim nie byłam, że zapomniałam, jak klimatycznie potrafi tu być — mówi, rozglądając się dookoła. Kiedyś przychodziła tu bardzo często razem ze swoją matką, ale od jej śmierci kompletnie o tym wydarzeniu zapomniała. A może podświadomie nie chciała tu przychodzić? Teraz jednak naprawdę cieszy się, że tu trafiła.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śmierć to coś, z czym niewiele osób musi się stykać na co dzień. Może to nawet lepiej? Człowiek na takie przeżycia różnie może zareagować. Henry miał o tyle dobrze, że pogodził się niejako z tą perspektywą. W końcu jako neurochirurg często musi operować na pacjentach. Niestety w jego specjalizacji ryzyko komplikacji jest wysokie, a do tego, gdy już wystąpią, mogą one wręcz zagrażać życiu. W najlepszym razie paraliżem lub utratą pewnych funkcji organizmu. Tak więc presja na nim zawsze była wielka, by dbać o zdrowie osób, które znalazły się na jego stole operacyjnym. Smutną prawdą jest to, że czasami to nie wystarcza. Tak, jak to było z jego ostatnim pacjentem. Taki czasami pech.
Postanowił więc wyjść na spacer, by może pośrednio nie być też dzisiejszego wieczora samemu. W końcu wszyscy inni byli zajęci. Jego rodzina miała swoje sprawy i nie chciał też zawracać niepotrzebnie głowy swoim przyjaciołom. Wybrał, zdawałoby się, łatwiejszą opcję. Opatulony w ciepłe ubranko, z szalikiem i rękawiczkami wyszedł na spacer, w końcu znalazł się na jarmarku i akurat teraz stał pod altanką, wpatrując się w Sage, której bądź co bądź nie spodziewał się dzisiaj zobaczyć. Nie mniej jej widok nie był czymś, co mu przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Może jednak przyda mu się z kimś pogadać? Niekoniecznie o tym, co się stało, bo jednak był pewien, że sobie poradzi, ale po prostu o czymkolwiek. Byleby tylko nie myśleć o tamtym pacjencie.
- Dzięki - odparł, uśmiechając się do niej ciepło z zadowolenia, że nie miała nic przeciwko jego obecności. Kiedy tylko zrobiła miejsce obok siebie i ręką je poklepała, to zaraz Henry wygodnie się na nim rozsiadł, opierając się plecami o oparcie ławeczki. Rzeczywiście od dawna się nie widzieli, poza paroma wizytami w kawiarni, kiedy na moment zawsze sobie pogadali. Jednak czasami nie dało się dłużej, bo w końcu wtedy Sage pracuje, nie?
- Co nie? Klimatycznie, ale też... sam nie wiem. Jakby widok tych wszystkich światełek, ozdóbek i tłumu ludzi potrafił człowieka trochę podnieść na duchu. Nie wspomnę o wypiekach, których zapach chyba czuć nawet stąd. Wiesz, o czym mówię? - zaczął swoją wypowiedź, spoglądając gdzieś w dal, gdzie stały różne świąteczne stoiska. Na koniec jednak, wraz ze swoim pytanie, odwrócił wzrok z powrotem na swoją rozmówczynię - Co takiego czytasz? - poruszył temat, kiwając głową na książkę, która chwilowo spoczywała na kolanach dziewczyny. Z jednej strony widział okładkę, ale może ona opowie mu coś więcej?
- Ja też wyszedłem na spacer, bo... chyba po prostu taki miałem kaprys. Wszyscy dziś są czymś zajęci i znudziło mnie siedzenie samemu w domu, więc postanowiłem trochę wyjść do ludzi. Nawet jeśli tylko pośrednio. Aha i też, by zaczerpnąć świeżego powietrza - wyjaśnił swojej rozmówczyni, bo jednak chwilowo nie widział powodu, by obciążać ją prawdziwym powodem swojej eskapady. Znaczy, to co do tej pory powiedział to szczera prawda. Po prostu nie była to cała historia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Przez długi czas nie miała do czynienia ze śmiercią — dopóki kilkanaście lat temu nie zginęła jej własna matka. To wtedy po raz pierwszy była na pogrzebie, to wtedy po raz pierwszy widziała martwego człowieka. To wtedy po raz pierwszy dowiedziała się, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. I szczerze? Nie chciała przeżywać tego jeszcze raz. Może dlatego odrobinę zamknęła się w sobie — nie dopuszczając do siebie innych, nie przywiązując się do nikogo. A teraz ma tego efekt — bo kiedy wszyscy spędzają ten czas z osobami bliskimi, ona nikogo takiego nie ma. Żadnych prezentów, żadnej świątecznej kolacji. Zupełnie nic. Tylko cisza i samotność.
..........Nic dziwnego, że potrzebowała się wyrwać ze swojego domu. Wyjść na zewnątrz, gdzie było… Radośniej. Wystarczyła jej atmosfera panująca na zewnątrz, aby poczuć się odrobinę lepiej. I książka, aby myślami nie wracać do wspomnień, o których wolałaby zapomnieć. W innym razie niewątpliwie by oszalała.
..........Cieszy się jednak, że los znowu sprawił, że jej drogi skrzyżowały się z tymi Henry’ego. Towarzystwo drugiego człowieka to w końcu najlepsze lekarstwo na samotność. Czasem nawet krótka rozmowa potrafi zdziałać cuda, choć ma nadzieję, że Henry posiedzi z nią nieco dłużej. Może nawet pójdą do jakiejś kawiarni, aby napić się gorącej czekolady? Choć równie dobrze mogą zostać tutaj i pozwiedzać jarmark. Nie odwiedziła jeszcze wszystkich stoisk ani atrakcji, może czas to nadrobić?
..........Och, doskonale wiem! — Kiwa żwawo głową, bo zapach pierniczków dociera i do niej. Tak, zdecydowanie musi kupić parę do domu. A może nawet i na teraz? Przynajmniej na moment zapcha czymś swój żołądek, który jeszcze chwila i niewątpliwie zacznie domagać się czegoś do jedzenia, bo ostatni posiłek jadła kilka godzin temu. — Miałam zamiar kupić co nieco, gdy będę wracać, ale teraz zaczynam się obawiać, że po takim czasie wszystko już zostanie wykupione — stwierdza z rozbawieniem, bo w sumie nie pomyślała, że za jakiś czas stoiska mogą być już puste. W końcu po jarmarku kręci się naprawdę sporo osób, a na pewno jeszcze więcej dojdzie. Z drugiej strony aż tak jej nie zależy, aby już teraz tam pędzić.
..........Sagę o Ludziach Lodu. Aktualnie tom ósmy. To wszystko przez tą pogodę, wiesz? Skojarzyła mi się z zimną Skandynawią — odpowiada z rozbawieniem, po czym i ona zerka na okładkę książki. Pamięta, jak kilka lat temu całe czterdzieści siedem tomów dorwała w antykwariacie za kilkanaście dolarów, aż żal było nie skorzystać z okazji. Nawet jeśli książki nie były w stanie idealnym.
..........Nie spędzasz świąt z rodziną? Czy masz już ich po prostu dość? — pyta z ciekawością, bo w sumie nigdy na tyle się nie zagłębiali w swoich rozmowach, by mogła wiedzieć cokolwiek o jego rodzinie. Czy ma jakieś rodzeństwo? Czy jego rodzice żyją?
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było to trochę smutne. Oczywiście Henry nie miał żadnego pojęcia o sytuacji Sage, gdyż ta do tej pory nie odniosła potrzeby czy też chęci na to, by się przy nim na ten temat wypowiedzieć. Kiedy jednak czasami myślał o tym, że mógłby nie mieć swoich bliskich - rodziny, braci i siostrę, przyjaciół - to po prostu robiło mu się smutno. Było mu najzwyczajniej trochę przykro za osoby, które pewno nie miały takiego towarzystwa. Wiadomo, że może niektórym to wręcz pasować i niech każdy robi, co mu się chce! Najzwyczajniej w świecie uważał, że spędzanie świąt w samotności było takie trochę... ponure i trochę mijało się z celem tego okresu, który miał służyć temu, aby ludzie się do siebie zbliżali, spędzali ten specjalny czas w grupie i mogli doświadczać pewnych rzeczy z innymi ludźmi. W ogóle on był zdania, że pewne rzeczy w życiu lepiej jest doświadczać z drugą osobą lub też grupą osób.
On tak samo nie spodziewał się w ogóle trafić dzisiaj na Sage. Oni to mieli jakiś niezwykły talent do wpadania na siebie. Ktoś inny mógłby to nazwać przeznaczeniem, choć Brown w nie niezbyt wierzył. Preferował myśl, że wszystkim kierują nasze decyzje. W końcu, gdyby nie zdecydował się dzisiejszego wieczoru na spacer, pewno by jej nie zobaczył. Mógł też pójść gdzieś zupełnie inaczej. Akurat tak się złożyło, że ich decyzje zbiegły się wzajemnie i oto tu są w tej chwili! Przeznaczenie to coś, co jego zdaniem używano jako wymówkę za nieszczęścia, czy dobro, które ich spotyka. Fascynowało go trochę, że ludzie preferowali to wszystko zwalać na wyższą siłę niż na fakt, że do tego doprowadzają czyny własne lub kogoś innego.
- Jeśli chcesz, to mogę się z tobą przejść po stoiskach. Też przy okazji zerknę, czy nie ma czegoś ciekawego. Zawsze możemy się tu wrócić, jeśli by ci zależało, albo przysiąść gdzieś indziej - zaproponował Henry, bo jednak nie czytał w myślach i nie wiedział, że Sage w gruncie rzeczy nie zależy na tym, by się w tej chwili z tego miejsca ruszać. Jedyne co widział to jej ekscytację perspektywą zakupu upominków, czy też ciepłych wypieków. Tak jakoś w towarzystwie nawet zapomniał o chęci odpoczynku na ławeczce. Co jak co, ale on jest ambiwertykiem. Czasami ma takie dni, że w towarzystwie dostaje zastrzyku sił.
- Mówisz? A w jakim sensie ci się to tak skojarzyło? Znaczy, tytuł może co nieco sugerować, ale może opowiesz mi, o czym to jest? Chyba słyszałem tytuł, ale nigdy nie czytałem - po głosie chirurga można było odczytać, że się szczerze zainteresował tematem. W końcu Huxley chyba nie od dziś wiedziała, że łączyła ich pasja do książek. Gdyby mogli, to pewno rozmawialiby o nich godzinami, choć nie wiadomo, czy mogliby tyle wytrzymać na dworze. Z drugiej strony zawsze mogli się gdzieś przejść, gdzie będzie cieplej. Jakaś kawiarnia na przykład? Oczywiście nie chciał nic sugerować, bo nie wiedział, czy ma jakieś inne plany.
- Mam pięciu braci i siostrę na głowie, a do tego rodziców, więc... - zaczął, po czym roześmiał się z rozbawienia. Przetarł jedno oko ręką skrytą w rękawiczce, po czym się po chwili uspokoił - Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Rodzice są zajęci przygotowaniami do wigilii i nie chcą, byśmy się kłopotali z pomocą. Moi bracia pewno rozglądają się za prezentami dla wszystkich... a siostra ma dopiero na wigilię przyjechać, bo wyjechała. Oczywiście to nie to, że ich w międzyczasie nie odwiedzam. Po prostu dzisiaj wszyscy są zajęci - wyjaśnił swojej rozmówczyni, wzruszając przy tym ramionami. Cóż poradzić. W sumie dobrze, że byli zajęci, bo pewno by pytali co u niego, a on nie za bardzo by wiedział, jak na to odpowiedzieć. Tak więc jakieś z tego plusy były.
- A jaką ty masz wymówkę? - zwrócił się nagle do Sage, pytając, czemu ona nie spędza świąt z rodziną. W gruncie rzeczy też nigdy nie wspominała o swoich bliskich, a on jakoś wcześniej nie pytał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Nigdy nie rozmawia na takie tematy — na tematy związane stricte ze swoim życiem, swoją przeszłością czy też rodziną. Woli lżejsze tematy, bezpieczniejsze tematy. Oczywiście czasem potrafi podzielić się jakąś historyjką ze swojego dzieciństwa, jak to wywróciła się na rowerze i rozwaliła sobie kolano tak, że potrzebne były szwy, bo takie opowieści ma każdy, ale o wychowywaniu się z samą matką czy jej śmierci raczej nie wspomina. O wielu rzeczach nie wspomina, nic dziwnego, że nikt nie wie, co tak naprawdę się u niej dzieje.
..........No, prawie nikt.
..........Henry zna ją jednak tylko z tej dobrej strony. Ze strony, którą pokazuje zwykłym osobom, które nie mają pojęcia, co zrobiła i jak żyje. Że choć ma rodzinę w Seattle, nie może się z nią kontaktować, dopóki ta banda, którą chce ją dorwać, wciąż gdzieś tam jest i w każdej chwili może się pojawić w Seattle. O ostatnich w wydarzeniach z Halloween też nie wie i nie zamierza mu o tym mówić — bo po co? Zauważyła, że lepiej jej, gdy udaje, że nic takiego nie miało miejsca i żyje, jak gdyby nigdy nic. Dzięki temu jest w stanie znowu się uśmiechać, żyć w miarę normalnie i jakoś funkcjonować. Szkoda tylko, że to wszystko wciąż wraca w nocy — w snach, w koszmarach, które ją nawiedzają i nie dają jej spać. Jej własny dom zaczyna być dla niej niczym pułapka, więc czuje ulgę, gdy wreszcie na moment z niego ucieka, aby pospacerować po zaśnieżonych ulicach Seattle — odetchnąć świeżym, mroźnym powietrzem i spędzić trochę czasu wśród radosnych i roześmianych ludzi.
..........Jeszcze bardziej cieszy się z tego, że na jej drodze los znowu postawił Henry’ego. Ostatnio faktycznie dość często przypadkowo na siebie wpadają, ale nie może narzekać. Jest jedną z osób, których towarzystwo naprawdę sobie ceni. Nie zamierzała go więc zbywać ani prędko od niego uciekać, szczególnie że ich ostatnie spotkanie zakończyło się dość szybko. Może teraz będą mieli okazję porozmawiać dłużej?
..........Nie, nie trzeba — mówi i macha lekceważąco ręką, bo świąteczne pierniczki nie są dla niej jakoś bardzo ważne. Obejdzie się bez nich, bo prawda jest taka, że woli jeszcze trochę posiedzieć w altance. — Możemy zajrzeć tam później, a jak się okaże, że wszystko wyprzedane, to trudno. Kupię gdzie indziej, a może spróbuję zrobić sama? Czasu mam sporo, może trochę się podszkolę w wypiekach — śmieje się, bo jednak wizja jej w fartuchu odrobinę ją bawi. Pamięta, jak była mała i w święta zawsze pomagała mamie piec pierniczki, sama jednakże nigdy się za to nie zabrała, bo niestety nie odziedziczyła talentu kucharskiego po matce.
..........To seria książek norweskiej pisarki. Opowiada historię rodu Ludzi Lodu, ich zmagania z ciążącym nad nim przekleństwem. Akcja dzieje się od szesnastego do dwudziestego wieku, wszystko jest zamknięte w czterdziestu siedmiu tomach. Więcej ci nie powiem, bo nie dość, że marnie opowiadam, to nie chcę ci niczego sugerować oprócz tego, że naprawdę warto! Ach, no a kojarzy mi się głównie z powodu pogody, pierwszy tom zaczyna się od srogiej zimy i chociaż takowej u nas nie ma, musisz przyznać, że jest dość zimno — mówi i, na znak swoich słów, naciąga nieco mocniej czapkę na głowę. Zdecydowanie bardziej woli lato, choć musi przyznać, że zima jednak ma swój pewien urok, szczególnie kiedy pada śnieg, a na zewnątrz jest pełno kolorowych, migających światełek.
..........Och, to wszystko wyjaśnia. — Kiwa głową z rozbawieniem, przypominając sobie, jaki był młyn w czasie świąt, gdy jeszcze mieszkała z wujostwem. Mieli kilkoro dzieci, a na dodatek na wigilię zapraszali jeszcze część rodziny, więc zawsze w domu był tłum. Była to miła odmiana od świąt jedynie we dwójkę — tylko ona i mama. Teraz zaś jest tylko ona. Jeszcze gorzej. Nic dziwnego, że nieco markotnieje, gdy Henry odbija piłeczkę i pyta o jej wymówkę. — Cóż, prawdę mówiąc nie mam w mieście żadnej rodziny. Najbliższa nie żyje, a dalsza… Dalsza jest rozsiana po Ameryce i nawet jej nie znam — rzuca, wzruszając ramionami. Poniekąd nawet nie kłamie, bo faktycznie część rodziny mieszka w innych miastach i słyszała o niej jedynie z opowieści. Wujostwo jednak wciąż mieszka w Seattle i gdyby tylko mogła, na pewno by ją odwiedziła. Ale nie może, jeszcze nie teraz.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znał jej od tej strony, od tej "złej" strony i raczej nie zapowiadało się na to, aby w najbliższym czasie ta sytuacja miała się zmienić. Zresztą nie było powodu, by ją o to wypytywał, gdyż w gruncie rzeczy nic nie podejrzewał. W końcu nie jest to coś, co mogłoby mu od tak bez powodu przyjść do głowy. W sensie podejrzenie, że Sage musi coś ukrywać albo że w jej życiu dzieje się coś więcej niż to na pierwszy rzut oka widać. Zresztą, nawet jakby przeszła mu przez głowę choćby mała cząstka myśli na ten temat, to raczej nic by się nie odezwał. Prawdopodobnie. Ogólnie to Henry należy do tych osób, które są zdania, że każdy ma prawo do trzymania pewnych rzeczy w tajemnicy. W końcu od czegoś jest takie słowo jak "prywatność", nie? Sporo osób lubi to rozdeptywać mentalnymi butami, ale akurat Brown uważał, że każdy zasługuje na to, by część swojego życia było prywatne i z dala od cudzych oczu. Może to być jakieś hobby, którym się człowiek interesuje, partner miłosny, co do którego chciałoby się wpierw być pewnym, że to ta właściwa osoba, czy też rzeczy, które się żałuje i preferowało, gdyby nigdy się nie wydarzyły.
- Ja tam za bardzo na wypiekach się nie znam. Znaczy... gotować ogólnie potrafię i nie w tym rzecz. W końcu inaczej pewno umarłbym z głodu - stwierdził, śmiejąc się trochę z tego, jak źle sformułował swoją wypowiedzieć - Po prostu jeszcze nigdy nie próbowałem żadnych wypieków, na przykład upiec jakieś ciasto. Wiem tylko tyle, że wymaga to dużo wprawy - dokończył swoją myśl, wzruszając przy tym swoimi ramionami. Wciąż pamięta, jak gdy był młodszy, to jego mama próbowała mu wpoić co nieco przepisów na potrawy, nauczyć go gotować. Jak lubiła powtarzać "dopóki nie znajdziesz sobie dziewczyny, to musisz jakoś nie umrzeć z głodu". Oczywiście tylko sobie żartowała, bo znacznie później przyznała, że po prostu chciała, aby Henry w życiu dorosłym się usamodzielnił i nie musiał całe życie polegać na mamusi lub tatusiu. Zawsze byli gotowi pomóc swoim dzieciom, ale nie chcieli ich prowadzić za rączkę. Było to coś, co Henry doceniał.
- Aha, rozumiem, rozumiem! Powiedziałabyś więc, że ta seria to coś w rodzaju fikcji historycznej, czy opowiada faktyczną historię? - wprawdzie miał już swoje podejrzenia co do tego, która z odpowiedzi jest tą właściwą, ale i tak był ciekaw, by zobaczyć, czy się jednak myli. Podejrzewał, że to prawdopodobnie fikcja. Zwłaszcza gdy Sage wspomniała o przekleństwie ciążącym na tytułowych Ludziach Lodu. Z drugiej strony w tamtych czasach ludzie pewno wierzyli w różne rzeczy, więc kto wie, czy to nie jest jednak literatura faktu.
- To fatalnie. Przykro mi to słyszeć - odparł szczerze i zrobiło mu się trochę głupio, bo nawet nie przyszło mu do głowy, że temat mógł być drażliwy. Tym bardziej jak usłyszał, że jej najbliższa rodzina już nie żyje. Tak więc w zasadzie Huxley nie miała z kim spędzić tegorocznych świąt. Chyba że jej dalsza rodzina postanowi ją na nie zaprosić, ale po tonie jej odpowiedzi miał co do tego pewne wątpliwości. W końcu nie zna tamtej części familii, więc raczej marne szansy na jakieś spotkanie. Czuł się na tyle głupio, że przez moment nie wiedział, co powiedzieć, więc siedział w milczeniu, udając, jakby czemuś się przyglądał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Zwykłe znajomości mają to do siebie, że nikt nie wymaga stuprocentowej szczerości. Można ukrywać pewne rzeczy i druga strona zawsze to zrozumie, bo przecież kim ona jest? Człowiek taki już jest, że nie ufa każdemu, że nie mówi o wszystkim osobom, które nie są jej naprawdę bliskie. A że Sage ma takich osób w życiu naprawdę niewiele, a może nawet i wcale, mało kto wie o wszystkim, co przeżyła. Część wie tylko strzępki, inni nie mają pojęcia o niczym, chyba tylko jedna osoba zna całą prawdę — i jest to poniekąd naprawdę pocieszające.
..........Z drugiej strony pocieszające jest też to, że nie wszyscy o wszystkim wiedzą. Że przy niektórych może udawać, jakby nic takiego w jej życiu nie miało miejsca, jakby była tylko zwykłą dwudziestopięciolatką, która jakoś prze przez życie, szukając swojego szczęścia. I może właśnie dlatego na ten moment jeszcze bardziej pragnie towarzystwa Henry’ego, przy którym może myśleć jedynie o książkach, wypiekach i innych mało poważnych tematach.
..........Szczerze? Też nie. Moja mama często coś piekła, a ja się jej przyglądałam, ale sama nigdy niczego nie robiłam — wzdycha cicho, uśmiechając się słabo. Co nie oznacza, że nie gotowała, bo w kuchni jakoś sobie radzi. Co prawda matka nie zdążyła nauczyć jej zbyt wiele, ale ciotka, która się nią opiekowała po śmierci rodzicielki, pokazała jej co nieco. Ot, jakieś proste, podstawowe dania, które teraz czasem sobie przygotuje, gdy ma chwilę. A czasem po prostu je gdzieś na mieście, bo tak jest łatwiej i szybciej. Ale może kiedyś doszkoli się nieco bardziej? Może właśnie kiedyś weźmie się za jakieś pieczenie? Teraz nawet nie ma dla kogo, bo robić coś tylko dla siebie się zazwyczaj nie opłaca.
..........Raczej fikcja historyczna. Choć kto wie! Może kiedyś w Norwegii faktycznie istniały wiedźmy — śmieje się, wzruszając ramionami. Raczej w to nie wierzy, dawniej po prostu ludzie jeszcze mało wiedzieli i dzisiaj coś, co jest oczywiste, niegdyś brali za czary. Gdyby była to książka jedynie historyczna, na pewno by jej nie tknęła, bo średnio przepada za historią, ale wystarczyło wpleść w to trochę fikcji i fabuła od razu robi się bardziej interesująca! Przynajmniej dla niej, rzecz jasna, bo nie każdy ma gust taki, jak ona. Ta konkretna fabuła zaś jest dla niej tak ciekawa, że już po raz kolejny wraca do tej sagi, mimo że na półkach w jej domu czeka kilka innych książek, które kupiła w ostatnim czasie. I na pewno kiedyś po nie sięgnie, ale jeszcze nie teraz.
..........To nic takiego — mruczy, kuląc się nieco na swoim miejscu, gdyż na zewnątrz jest dość chłodno. — Przyzwyczaiłam się już — dodaje zaraz i uśmiecha się lekko, aby pokazać, że to naprawdę tylko drobnostka. Nie do końca jest to prawda, ale poniekąd naprawdę już się do tego przyzwyczaiła. — Także… Jeśli któregoś dnia świąt zechcesz urwać się wcześniej, bo będziesz miał dość swojej rodziny, możesz do mnie wpaść. Raczej nie zaoferuję śpiewania kolęd przy choince, bo nie mam choinki, ani nie śpiewam kolęd, nie mówiąc o kolacji, której po prostu nie będzie, ale chętnie poczęstuję cię herbatą. Albo jakimś winem, jeśli będziesz miał ochotę — odzywa się po chwili milczenia, zerkając na niego nieco pytająco. Zrozumie jeśli odmówi, bo święta spędza się raczej z ważnymi dla nas osobami, a nie zwykłymi znajomymi, ale jej czyjeś towarzystwo naprawdę by się przydało, a on mógłby odpocząć od gwaru w rodzinny gronie.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy mimo wszystko ma prawo do prywatności i jeśli nie człowiek nie czuje się gotowy lub zwyczajnie nie ma takiej ochoty, to nie musi niczego drugiej stronie zdradzać. Przynajmniej tak też starał się wierzyć Henry, choć wiadomo, że czasami każde sytuacje należy oceniać indywidualnie.
- U mnie to samo, w sensie z wypiekami, choć może to raczej wynikało z faktu, że ani ja, ani żaden z braci nie prosiliśmy o lekcje. Tylko moja siostra zdawała się jakoś tym tematem bardziej zainteresowana - wzruszył ramionami, lekko się przy tym uśmiechając. Ano tak, jego młodsza siostra zawsze bardziej się gotowaniem interesowało, a co za tym idzie, miała w tej dziedzinie znacznie większe doświadczenie od reszty rodzeństwa, a przynajmniej wszystkim bardziej smakowały jej wypieki niż gdyby taki Mitch coś próbował im przyszykować. Nie wspominając o fakcie, że był ślepy, więc byłoby to dla niego ciężkie zadanie do wykonania.
- Wiedźmy to dość ciekawy temat - przyznał z rozbawieniem, kiedy przeszło mu to przez myśl - Tak więc klimaty norweskie oraz wiedźmy... interesujące połączenie. Może kiedyś sprawdzę sobie tą książkę, jak znajdę wolny czas - odpowiedział szczerze, kiedy zaczął się nad tym trochę bardziej zastanawiać. Oczywiście wpierw chciał sam sobie sprawdzić tę książkę, zanim ją kupi, tudzież wypożyczy. Zazwyczaj robił to samemu, czytając jakieś krótkie wstępy do fabuły danych książek oraz recenzje, które nie zawierały spoilerów. Brown to jeden z tych, który nienawidzi spoilerów. Jakby ktoś mu takowy zdradził, nawet przypadkowo, to zaraz by mu się samopoczucie popsuło. Zakładając oczywiście, że byłby zainteresowany uprzednio tematem.
Nawet słowa Sage, że wszystko było w porządku, nie do końca przekonały Henry'ego, choć zdawał się tego po sobie nie pokazywać otwarcie. Trochę mu było głupio z tym teraz, że opowiadał o tym, jaką to ma dużą rodzinę i czasami próbuje znaleźć chwilę tylko dla siebie, a tymczasem jego rozmówczyni nie ma nikogo, nawet bliskich, z którymi mogłaby okres świąteczny spędzić. Ktoś pewno by mu mógł powiedzieć, że przecież nie wiedział nic o jej sytuacji, więc nie powinien się czuć winny. Z drugiej strony takie wyjaśnienie raczej nic by tu nie wskórało w rozwianiu jego poczucia winy. Może wkrótce samo mu przejdzie. Zaczął ją jednak uważniej słuchać, kiedy Sage, jakby trochę niepewnie, zaproponowała, by wpadł do niej w któryś dzień świąt, choćby na zwykłą herbatę. Coś jednak przeczuwał, że to nie byłaby tylko herbata, a po prostu miała nadzieję, że mężczyzna się zgodzi, by miała jakieś towarzystwo. Taka myśl właśnie przeszła mu przez głowę.
- Akurat o śpiewanie kolęd nie musiałabyś się obawiać. Kiepski ze mnie piosenkarz - spróbował nieco rozluźnić sytuację cienkim dowcipem, który jednak miał w sobie pewną szczyptę prawdy, albowiem Henry nie tyle nie jest dobrym śpiewakiem, co niezbyt za tym przepada. Już prędzej usłyszycie, jak sobie coś nuci pod nosem lub tańczy, ale zero śpiewu! - Nie mam nic przeciwko. Jeśli zapraszasz, to mogę wpaść - dodał po chwili, uśmiechając się przy tym lekko. Był trochę zaskoczony, bo takiego zaproszenia z jej strony się nie spodziewał, ale coś czuł, że może przyda jej się towarzystwo, skoro nie miała kogo innego zaprosić. Nie wspominając o tym, że on po wigilii nie miał innych planów. Poza właśnie byciem zaproszonym przez różnych znajomych na wizytę - Myślę, że mógłbym wpaść w drugi dzień świąt. W wigilię mam urwanie głowy, a następnego dnia już mam plany, ale jeśli to nie problem, to mogę wpaść na herbatę, czy na co tam w kolejny dzień. Co ty na to? - jeszcze wolał się oczywiście upewnić, że Sage pasuje wszystko to, co przed chwilą powiedział.
Kiedy więc usłyszał, że dziewczynie nic a nic nie przeszkadza, by dopiero w drugi dzień do niej wpadł, to następnie wymienili się informacjami kontaktowymi, czyli numerami telefonów. Coś, czego wcześniej nie zrobili, bo jakoś wpadali na siebie przypadkowo. Teraz jednak mieli się spotkać w umówionym dniu, więc dobrze było mieć linię kontaktu, by uzgodnić potem jakieś szczegóły. Dopytał się jeszcze Henry, gdzie ona konkretnie mieszka. Spędzili potem trochę czasu, rozmawiając o różnych książkach, czy też o tym, co ostatnio się u nich działo. W końcu jednak musieli się rozejść. Odprowadzili się nawzajem do bramy wyjściowej, którą opuszczali teren jarmarku, po czym pożegnali się i oboje rozeszli się w swoje strony.

z/t dla nas obojga

autor

Zablokowany

Wróć do „Jarmark Bożonarodzeniowy”