WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/3b/e9/1a ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 1
To nie był wyjątek, a Jer nie był słaby tylko w swoje pierwsze święta po powrocie. Był słaby zawsze, nie potrafił robić prezentów, nie potrafił też ich przyjmować. Nie potrafił śpiewać kolęd, nie chodził do kościoła. Nie ubierał choinki. Kiedy wracał, zawsze była już ubrana, bo Shani chyba wiedziała, że on po prostu tego nie robił. Już w dzieciństwie ukrywał się gdzieś na strychu z książką, żeby przypadkiem nie zostać wywołanym do pomocy. Miał tylu braci, że on przecież nie musiał pałętać się matce pod nogami, kiedy lepiła te swoje pierniczki. A ojciec? Nie opowiadał im bajek o panu z siwą brodą. Prawdopodobnie już od małego nie wierzył w Świętego Mikołaja, bo dlaczego miałby, skoro jego ojciec był synonimem racjonalności. Ale teraz wrócił i teraz miało być inaczej. Wiedział, że coś się posypało, że nie jest już tak jak dawniej i że jeszcze jeden fałszywy ruch i Shani rzuci go w cholerę. Może właśnie tak powinno być? Może powinna dać sobie z nim spokój i zacząć w końcu żyć tak, jak sobie na to zasłużyła? Z osobą, która będzie przy niej zawsze, która będzie ją wspierać i kochać, tak jak powinna to robić. Nie z tchórzliwym egoistą, który nie potrafił jej tego wszystkiego dać.
A mimo to wylądowali na tym przeklętym jarmarku. Przy każdej budce tkwili roześmiani ludzie, którzy kupowali te wszystkie ozdóbki, gorącą czekoladę z piankami czy jabłka w karmelu, a on szedł w milczeniu, co jakiś czas spoglądając na Hartmann. - Ciepło ci? - zapytał, bo tylko w ten sposób umiał pokazać jej, że cokolwiek dla niego znaczy. Zamartwianiem się o nią. - Tam jest jakaś budka z herbatą, a tam dają koncert. Co powiesz na śpiewające dzieciaki? - zapytał, choć przecież tego nie chciał. Nie chciał słuchać śpiewających dzieci, nie chciał tam być, potrzebował ciszy i spokoju. Całkowicie wbrew sobie powędrował w tamtym kierunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po raz pierwszy ubrała swoja własną choinkę, kiedy miała dziewiętnaście lat i wyprowadziła się z rodzinnego domu, żeby z grupką innych, całkowicie przypadkowych studentów zamieszkać w ciasnym i niezbyt przytulnym mieszkaniu - bo tylko na takie było ją wówczas stać. Jej drzewko miało może trzydzieści centymetrów i usilnie próbowała je zmieścić na blacie własnego biurka tuż obok laptopa i chaosu notatek, książek i innych mniej bądź bardziej przypadkowych papierów. Mimo swoich niewielkich rozmiarów Shani wiedziała, że choinka będzie stanowiła spory problem dla jej rodziców - i była. Przyzwyczaili się do niej dopiero z czasem i po długim tłumaczeniu, że to nic takiego i że ich córka nie zamierza odwracać się od rodzinnych tradycji i wiary. W jej domu nie obchodziło się Świąt Bożego Narodzenia. Przez osiem dni w grudniu jej tata wieczorem zapalał po kolei od jednej do ośmiu świeczek, odmawiając kolejne błogosławieństwa, a potem spędzali wspólnie wieczory, jedząc pyszności przygotowywane przez mamę i wręczając sobie małe podarki. Miało to swój urok i Shani mocno ceniła zarówno tę jak i inne tradycje, które praktykowano w jej domu. Mimo to uważała, że Święta miały swój urok. Lubiła światełka, wielkiego indyka całkiem innego od tego ze Święta Dziekczynienia i nawet George Michael, który jak co roku miał złamane serce, ani trochę jej nie przeszkadzał. Wieszanie bombek na choince dawało jej radość, dlatego w domu jej i Jerome obowiązkowo stała choinka. Nie miała problemu z tym, że ubierała ją sama. Dobrze się bawiła. Wprawdzie przypuszczała, że z Jerem bawiłaby się jeszcze lepiej, ale nie była z natury typem kobiety, która na cokolwiek by naciskała. Potrafiła radzić sobie sama. Zresztą, tak czy siak musiała to robić, kiedy jego akurat nie było...
Jarmark świąteczny też był czymś, co lubiła. Czekała na niego praktycznie, odkąd w Seattle zaczęło się robić jeszcze zimniej niż zazwyczaj. Nie przeszkadzały jej tłumy ani chaos - lubiła je. Tylko nie do końca wiedziała, czy lubiła atmosferę, jaka panowała ostatnio pomiędzy nią i Jerem... Czasami zastanawiała się, czy nadal mają ze sobą coś wspólnego, a jeśli tak, to co się właściwie działo i dlaczego nie potrafili już ze sobą rozmawiać. Czy to ona? Czy to on? - Chcesz słuchać śpiewających dzieciaków? - zapytała ze zdziwieniem i na moment aż przystanęła, ale on szedł dalej, więc szybko ruszyła za nim. - Nie wiedziałam, że takie rzeczy cię interesują... - dodała, ale nadal w jej głosie brzmiało zaskoczenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie liczył, że to wszystko długo potrwa, bo był najgorszą wersją faceta. Może nie do końca, bo nie bił swojej partnerki, nie obrażał jej i miał do niego szacunek, ale przez większość czasu zwyczajnie go nie było, więc nie mógł się również wykazać. Czy w ogóle potrafił? Prawdopodobnie nie, bo jego ojciec nie był człowiekiem, który potrafił dać dobry w ten sferze przykład. A matka nie była kobietą, która miałaby jakiekolwiek wygórowane ambicje w tej kwestii. Radość dawało jej macierzyństwie i synowie, którzy nieźle dawali jej w kość. Chyba nie wyniósł z domu żadnej tradycji, którą mógłby się pochwalić swojej przyszłej żonie, nie wyniósł dobrych przykładów, oprócz jednego postanowienia, które go zniszczyło. Miał zostać żołnierzem, żeby jakkolwiek istnieć w oczach ojca i wiedział, że ta decyzja była najgorszą w jego życiu, bo on wcale nie chciał bronić swojego kraju. Nie chciał być patriotą, nie wiedział nawet czy lubi Stany Zjednoczone, czy zostanie tutaj na zawsze, czy ucieknie jak szczur z tonącego statku, kiedy Shani w końcu zorientuje się, że jest nic niewartym dupkiem i zostawi go. Bał się tego, a ten strach przybierał na sile, kiedy na nią patrzył. Na to jaka była piękna i mądra, zaradna, kiedy wgapiał się w jej uśmiech jak zakochany szczeniak, choć udawał, że wcale tego nie robi. Chyba po tylu latach razem nie powinien tworzyć żadnych póz, ale przez lata na froncie ciągle miał wrażenie, że ich związek to tylko chwila, jeden moment, a on nie może pokazać jej prawdziwego siebie w obawie, że ją straci. Może dlatego znaleźli się na tym jarmarku, może dlatego powędrował w kierunku sceny i może dlatego zachowywał się, jakby naprawdę chciał tutaj być. Ale spojrzał na nią i upewnił się, że nie musi przecież udawać. To była Shani. Jego Shani. - Szczerze? Nie. Po prostu wszędzie jest tylu ludzi, a tu jest względnie spokojnie. Moglibyśmy usiąść w ostatnim rzędzie, żeby nie przeszkadzać szczęśliwym rodzicom, którzy słuchają swoich pociech i po prostu pogadać? - zapytał, licząc, że nie zachował się nietaktownie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uwielbiała w nim tę wrażliwość. Uważała, że był naprawdę uroczy, kiedy uśmiechał się do niej niepewnie, jakby nie do końca wierzył w siebie albo to, że to wszystko - cokolwiek akurat się między nimi działo - działo się naprawdę. Dostrzegała w tym szczerość, coś bardzo prawdziwego, co naprawdę jej się podobało. Znacznie bardziej wolała to od przesadnej pewności siebie i błazenady innych mężczyzn. Właśnie tym ją urzekł tych kilka lat temu, kiedy jeszcze oboje byli gówniarzami. Był inny. Nie robił nic na siłę, nie błaznował, nie próbował żadnych głupich sztuczek. Po prostu otwierał się na nią powoli i jej samej równiez pozwalał na to, by była sobą. Czuła się przy nim bezpiecznie. To akurat wcale się nie zmieniło. Bo kiedy był obok, faktycznie czuła się przy nim bezpiecznie - i to wcale nie tylko dlatego, że był żołnierzem. To nie na fizycznym bezpieczeństwie jej zależało przede wszystkim (może była naiwną babą, która nigdy w życiu nie miała okazji tak naprawdę czegokolwiek bać się w ciemnych uliczkach), a bardziej na tym, że mogła zachowywać się przy nim swobodnie. Mogła być trochę dziwna, dziergać przesadnie kolorowe, totalnie niemodne swetry na drutach i w nich chodzić, patrzeć po śniadaniu w jego kubek po herbacie i udawać, że potrafi cokolwiek wyczytać z fusów, jakie zostały na dnie albo adoptować jeża, jakby ludzie normalnie adoptowali jeże jako domowe zwierzątka, a nie na przykład psy, koty czy choćby żółwia. A przynajmniej kiedyś tak właśnie było... Im rzadziej Jerome bywał w domu, tym bardziej się od siebie oddalali. To chyba bylo normalne? Albo może nie było... Może wszystko powinno być zawsze takie samo w związkach, nawet jeśli ludzie nie widzieli się przez dluższy czas? Nie miała pojęcia. Tak naprawdę jej jedyny poważny związek był z Jerem, więc skąd mogłaby wiedzieć? I wcale nie pomagało to, że miała wrażenie, że się na nią zamykał. Też nie była najlepsza w konfrontacjach... Właściwie, odkąd pamiętala, unikała ich jak ognia. Dlatego oboje chodzili wokół siebie na paluszkach. Zerknęła na niego nieco niepewnie. - Pogadać? Czy to coś poważnego? - zapytała, a potem - jako że była sobą i naprawdę nie znosiła zwrotu musimy pogadać (mimo że jeszcze nie tak dawno sama myślała, żeby go użyć podczas którejś rozmowy) - wypaliła z uśmiechem. - Czy chodzi o to, że znowu wypiłam całe twoje mleko, mimo że mówiłam, że tego nie zrobię? Naprawdę nie chciałam, przecież wiesz, że nie piję kawy z mlekiem - obróciła wszystko w żart, a potem ścisnęła go mocniej za rękę. - Mamy już wszystkie prezenty dla twoich braci? Może lepiej czegoś poszukajmy... - odwróciła wzrok, jakby chciała się skierować w inną stronę. Zresztą, chyba faktycznie trochę o tym zapomniała...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On nie widział tego w ten sposób. Wydawało mu się, że Shani jest z nim z jakiegoś dziwnego powodu, którego jeszcze nie odkrył. Nie wierzył w żadną swoją wyjątkowość, po prostu miał cholernego farta. Właśnie tak obstawiał. Że przez większość życia, mimo jego tchórzostwa, nieumiejętności podejmowania decyzji, jakimś cudem miał szczęście i udawało mu się dobrze wybierać. To, że Shani nadal z nim była tylko o tym świadczyło. To, że nadal żył, również. To, że jego egzystencja nadal nie była taka, jakiej by oczekiwał, to już inna kwestia. Może po prostu chodziło o to, że nie potrafił tego wszystkiego docenić? Może był już tak wyzuty ze wszystkich pozytywnych emocji, że nie potrafił się już cieszyć? Może to nie była robota dla specjalisty, może nie przepracuje tego wszystkiego sam? Może było już dla niego za późno na cokolwiek? Na szczęście miał jeszcze nadzieję. I jeden moment. Kiedy patrzył na Shani i przez tych kilka sekund, kiedy nie mógł oderwać od niej wzroku, wydawało mu się, że jest dobrze. I wcale nie udawał, że tak jest, nie czuł, że to jakieś dziwne złudzenie. Czuł, że to ona trzyma go jeszcze na ziemi i sprawia, że ta cała rzeczywistość jest znośna. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafił jej tego powiedzieć. Fizyczna odległość była jednym, co ich od siebie oddalało, ale również to, że Jerome nie potrafił z nią porozmawiać jak kiedyś. Może to wojna sprawiła, że tak się uparł, ale wszystko wydawało mu się cholernie ulotne, zwalał winę na wojnę za to, jakim człowiekiem się stawał. – Nie – odpowiedział. Westchnął głośno, bo może rzeczywiście źle to ujął w słowa. – Po prostu ostatnio jakoś tak… mniej mi mówisz albo to ja mniej słucham. Chciałbym bardziej – wyjaśnił jak zwykle po swojemu i jak zwykle bez żadnego ładu. – Możesz pić tyle mojego mleka, ile chcesz, Shani. Może trochę urośniesz – zaśmiał się, przyciągając ją do siebie. Nie chciał tej odległości między nimi. Rozejrzał się również dookoła, ale czy naprawdę chciał kupować swoim braciom prezenty? Nie. Wątpił, że świąteczny czas spędzą razem. Po pierwsze dlatego, że Jer nie miał zamiaru odwiedzać swoich rodziców. Nie chciał widzieć się z ojcem, widzieć w jego oczach dumy. Bo to, że zabijał ludzi nie było powodem. Nawet, jeśli to byli źli ludzie, którzy zasłużyli sobie na gorszy los. – Przy tamtym stoisku widziałem piękne śnieżne kule. Chciałabyś taką? – zapytał, ignorując temat prezentów dla innych. Chciał kupić coś jej, wynieść z tego jarmarku coś pozytywnego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poczuła ulgę, gdy powiedział, że nie chodziło o nic powaznego i miała szczerą nadzieję, że Jerome niczego nie zauważył. Zazwyczaj nie była najlepsza w ukrywaniu swoich emocji - równie łatwo dało się dostrzec u niej choćby łagodną irytację co małą iskierkę szczęścia. Zresztą, w większości przypadków nie starała się ich nawet ukrywać. Nie widziała w tym celu. Teraz jednak liczyła na to, że nieznaczne rozluźnienie jej ramion albo nieprzypadkowe wypuszczenie powietrza z płuc w głębszym oddechu, nie wydało mu się nienaturalne. Jeśli nic nie było nie w porządku i jeśli mogli porozmawiać tylko i wyłącznie o mleku - to świetnie. Nawet jeśli Shani nie była jakąś wielką fanką mleka. - Nie chcę. To po prostu samo jakoś tak wychodzi, no wiesz - dodała z kolejnym lekkim uśmiechem. Może normalnie rzuciłaby w tym momencie jeszcze czymś pseudo-żartobliwym o tym, jak mleko wyskakiwało z lodówki i samo wlewało się do jej kubka z kawą, kiedy ona akurat nie patrzyła. Albo powiedziałaby coś o skrzatach mleko-dolewaczach. Nie powiedziała jednak nic z tych rzeczy. Samo tak wyszło. Zabawne, bo zabrzmiało dokładnie tak jak większość jej usprawiedliwień przed samą sobą w ostatnim czasie. Zostawała później w prac i wracała tak zmęczona, że praktycznie od razu zasypiała na kanapie, nie jedząc obiadu? Nie chciała, ale to jakoś samo tak wychodziło. Zostawała u koleżanki nieco dłużej, niż początkowo mu obiecywała? Nie chciała, ale to jakoś samo tak wychodziło... Nie mówiła mu o absolutnie wszystkim, co chodziło jej po głowie? Nie chciała, ale... No właśnie. - Naprawdę myślisz, że mniej ci mówię? - spytała. Gdzieś podświadomie wyczuwała, że to była prawda, ale chyba chciała, żeby jakoś tę myśl rozwinął. Może zaprzeczył, stwierdził, że tylko mu się tak wydawało - na przekór temu, co powiedział jeszcze chwilę wcześniej. I na przekór temu, co wiedziała ona. Bo może faktycznie nie dzieliła się z nim każdym swoim przemyśleniem tak jak kiedyś? Kiedy go nie było, przyzwyczaiła się do trzymania większości myśli tylko i wyłącznie dla siebie... a najgorsze było to, że coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że wcale jej to nie przeszkadza. Podobnie jak generalnie bycie na własną rękę. Głupia sprawa, ale to właśnie kiedy ją objął, poczuła się nieco nieswojo. Jakby coś ograniczało jej przestrzeń. A przecież tak nie powinno być - przecież to nadal był Jerome! Jej Jerome! Chyba... To że zbył pytanie o jego braci, znów kierując uwage na nią, też wydało jej się nie do końca komfortowe. Z jakiegoś idiotycznego powodu. - Mozemy popatrzeć - zgodziła się, uznawszy, że jakakolwiek inna odpowiedź może zabrzmieć nieuprzejmie lub sucho. - Czyli... nie planujesz ich odwiedzić w tym roku? - spróbowała znów powrócić do poprzedniego tematu. I dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie powiedziała "my", tylko "ty".

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał rozmawiać o mleku. Chciał porozmawiać o nich, tyle, że jego tchórzliwa natura sprawiła, że nie potrafił otworzyć się bardziej i po prostu stwierdzić faktu, który zauważył od jakiegoś czasu: stali się dla siebie obcy. Mimo całej miłości i wszystkiego, co ich łączyło, musieli porozmawiać o tym, co ich od siebie oddalało. Mieli dwie opcje: spróbować to naprawić albo wręcz przeciwnie. Jerome nie potrafił podjąć tej decyzji teraz. Nie chciał jej podejmować, więc nie rozumiał, skąd ta próba rozmowy. I zauważył, że Shani też tego unika. Nie dało się nie zwrócić uwagi. Podczas rozmowy z nią starał się skupiać na niej maksymalnie, nic dziwnego, że nie umykały mu różne reakcje. Dlatego skinął głową. Bo rozumiał. I za każdym razem starał się zrozumieć, bo ostatnimi czasy zachowywał się podobnie. Chociaż on nie znikał w pracy czy u znajomych, bo nie miał ani jednego, ani drugiego. Najczęściej zawracał tyłek Jonowi, oczekując, że ten pewnego dnia nie postanowi wywalić go za drzwi. – Ostatnio jesteś przytłoczona obowiązkami, a mnie nie było, podejrzewam, że przyzwyczaiłaś się do takiego życia i nagle jestem, więc musisz znaleźć więcej czasu. To całkiem zrozumiałe. Tym bardziej, że nie mam żadnego konkretnego zajęcia. Muszę się za czymś rozejrzeć w końcu. Myślisz, że mogłabyś mi pomóc? Nawet nie wiem od czego zacząć – przyznał. Klasyczna zmiana tematu, ale może gdyby rzeczywiście robił cokolwiek po za czytaniem książek czy szukaniem innych rozrywek, może przestałby tak bardzo zwracać uwagę na nieobecność Shani? Może zwyczajnie mu się wydawało, że mało rozmawiają, bo ona miała swoje życie, a on prócz niej nie miał niczego, więc tylko i wyłącznie na niej opierał swój czas? Tak bardzo nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Bo zbyt dużo myśli kotłowało się w jego głowie. – Nie, Jon zaprosił mnie na jakąś kolację jego znajomych. Moglibyśmy wpaść po naszej, chyba, że masz już jakieś inne plany? – zapytał. Nie chciał jej w żaden sposób ograniczać. Teoretycznie wiedział, że to były święta. W praktyce był o dla niego dzień jak co dzień i nie planował niczego szczególnego.

autor

Zablokowany

Wróć do „Jarmark Bożonarodzeniowy”