WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Chętnie napije się z Tobą kawy. W końcu mamy trochę do nadrobienia. - a może powinien jednak dwa razy to wszystko sobie przemyśleć. Może zbyt się spieszyli? Wiadomo kawa w jej domu nie musiała oznaczać seksu na kanapie ale nie wiadomo czemu to właśnie Reecowi przemknęło w myślach. Szybko się skarcił, bo jednak nie w taki sposób Patterson chciał odbudowywać ich relacje. Chciał by po prostu byli dla siebie, a to właściwie nie musiało oznaczać niczego. Chciał umieć z nią normalnie porozmawiać czy wypić kawę, tak po prostu. Bez unikania się na szpitalnym korytarzu czy spuszczania wzroku za każdym razem gdy przechodzili obok siebie. Reece chciał mieć w niej wsparcie, chciał byc i dla niej wsparciem bo jednak przeszli przez rzeczy które tylko oni sami mogli zrozumieć. To powinno ich połączyć już na zawsze. A nie podzielić czy sprawić by stali się kompletnie obcymi dla siebie ludźmi. On nie chciał o niej zapomnieć, nie w taki sposób jak to zrobili. Nagle podzielili się na dwa obozy i stali niemal wrogami, nie powinni się aż tak poróżnić i Reece wiedział o tym doskonale. Ale gdzieś w między czasie sam nie wiedział jak powinien ich relacje naprawić. W pewnym momencie tak bardzo się od siebie oddalili że stało się to barfoz trudne i niemal, że niemożliwe do poskładania.
-
..........Nie uwzględniała w niej Reece’a, jakby wraz z odejściem Hope on przestał dla niej istnieć. Teraz jej przez to tak strasznie głupio, ale ma nadzieję, że nie jest za późno, że wciąż mogą być dla siebie wsparciem. Bo choć jest lepiej, nadal nie jest dobrze i potrzebuję kogoś bliskiego, z kim mogłaby wspólnie o wszystkim porozmawiać. I może on też tego potrzebuje? Może potrzebuje jakiegoś bodźca do tego, aby wrócić do życia? Co z tego, że widuje go w szpitalu, to wcale nie jest równoznaczne z powrotem do normalnego funkcjonowania i wie to po sobie.
..........Uśmiecha się lekko, gdy przyjmuje jej zaproszenie. Przez głowę przemyka jej myśl, że na pierwsze spotkanie może lepszą opcją byłby bardziej neutralny grunt, niż jej mieszkanie, ale co złego może się stać? To tylko rozmowa przy herbacie czy tam kawie, tak? Poza tym są dorośli, powinni wiedzieć, jak się zachować. Szkoda tylko, że czasem emocje zasnuwają zdrowy rozsądek i sprawiają, że nawet człowiek dorosły robi głupstwa, których nie powinien.
..........— Świetnie. Przyjechałeś może samochodem? — zerka na niego i nieśpiesznie zaczyna kierować się w stronę wyjścia z cmentarza, chwilę wcześniej posyłając ostatnie spojrzenie spoczywającej pod ziemią Hope. Sama dotarła tu autobusem, bo choć prawo jazdy posiada, tak samo jak własny samochód, rzadko kiedy korzysta z tego środka transportu. Zazwyczaj wybiera rower, autobus lub metro, ewentualnie spacer, gdy nie wybiera się zbyt daleko. Jest tak od dawna i awersja do jazdy autem to jedna z rzeczy, która się w niej nie zmieniła. — Mieszkam niedaleko stąd, o tej porze góra piętnaście minut i powinniśmy być na miejscu — dodaje po chwili. Na ten moment nie wie o czym mogliby rozmawiać, więc stara się mówić cokolwiek, aby nie zapadła między nimi krępująca cisza. Ma wrażenie, że rozmowa, która niewątpliwie ich czeka, powinna się odbyć raczej za zamkniętymi drzwiami, a nie na alejkach cmentarza czy w jego samochodzie.
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean
-
Nie był pewien czemu wybrali wczesny wieczór. Może była to pora, kiedy takie spotkania są bardziej intymne, kiedy można na spokojnie porozmawiać i skryć się w cieniu, nie będąc przez nikogo i nic osądzanym.
Ubrał się nieco cieplej, bo wieczory o tej porze bywały chłodne. Przeszedł przez bramę cmentarną i ruszył ścieżką między kępkami wilgotnej trawy. Nie wiedział gdzie znajduje się nagrobek, bo nie był na pogrzebie. Lawirował dłuższy czas pomiędzy grobami, zerkając na wyryte na nich imiona i daty. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że wśród nich bardzo wiele było dzieci. Wywarło to na nim jednocześnie niepokojące i smutne wrażenie. Szukał wzrokiem również kobiecej sylwetki, która mogłaby być jego dawną niespełnioną miłością. W pewnym momencie z mocnym biciem serca zauważył imię, którego szukał. Niestety okolica była pusta, mimo że nieco się spóźnił. Może nie przyszła i wcale nie zamierzała przyjść? Być może była, ale uznała że on nie przyjdzie i odeszła? Pytania bez odpowiedzi zawisły gdzieś pod jego czaszką, gdy ukucnął przy pomniku i odgarnął z marmurowej płyty kilka opadłych liści.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
O dziwo Lavender dosyć szybko przemogła się by odwiedzić grób córki. Na pogrzebie nadal przywdziała maskę zimnej osoby, której nie zależy na nikim i niczym i nie wie właściwie po co tutaj jest, dopiero gdy nadchodził wieczór, Specter pod pretekstem wieczornego spaceru wybierała się na nagrobek córki i kucała przy nim, początkowo przepraszając Lily za to że jej nie chciała, że chciała ją oddać, potem by opowiadać jej co u niej się wydarzyło ważnego. Gdy wróciła na kampus to odwiedzała grób córki tylko w przerwach świątecznych na które wracała do domu, a po ukończeniu studiów odwiedzała ją regularnie co miesiąc, zostawiając na nagrobku białe lilie i ogółem doprowadzając go do czystości. Ile razy zdarła sobie paznokcie do krwi, bo próbowała zetrzeć niewidzialną plamę? Tego nie pamiętała. Śledziła poczynania Roberta, gdy pierwszy raz zobaczyła książkę jego autorstwa to musiała ją kupić. Widziała również plakat wspominający o spotkaniu autorskim z nim, ale nigdy się na niego nie wybrała. Obiecała przecież że spotkają się po pięciu latach. Może to było śmieszne, może żałosne, ale podczas jej wieczornych "spotkań" z córką opowiadała jej o tym, co napisał jej tata i że on naprawdę ma talent, że Lavender jest z niego dumna. Wybierała wieczorne pory bo wtedy była tutaj całkowicie sama, nikt jej nie przeszkadzał, czuła, że jej córka naprawdę jest gdzieś blisko niej. Gdy wypadł dzień spotkania z Robertem nad grobem ich córki to pojawiła się przed czasem, mając przy sobie znów białe lilie oraz książkę mężczyzny. Standardowo opowiedziała jej historię, którą opisał jej zdolny ojciec, jednak lilii nie położyła na jej nagrobku, chcąc by zrobili to oboje. Zaczynało się robić już zimno, opatuliła się więc bardziej swoim płaszczem. Zerknęła na zegarek, wybiła umówiona godzina, a jego nie było. Rozejrzała się w stronę głównej bramy, nie było tam śladu drugiego człowieka. Dała mu akademicki kwadrans, jednak gdy przez ten czas mężczyzna się nie pojawił, uznała że już nie pojawi się wcale.
- Przykro mi Lily, twój tata już zadecydował. - powiedziała cichym i głosem, w którym pojawiła się też nutka smutku i złości. Jak on mógł nie pojawić się na grobie własnej córki? Wtedy mówił jak wiele by dla niego znaczyła, a teraz widać że kłamał, tak samo jak wszyscy mężczyźni. Zauważyła wtedy też że zmięła już te lilie, a nie mogła takich położyć na grobie córki. Przecież Lily zasługiwała na to, co najlepsze. Dlatego też Specter wyrzuciła kwiaty i skierowała się w stronę samochodu, który zaparkowała przecznicę dalej. Nawet nie zauważyła kiedy upuściła książkę, zorientowała się dopiero przy samochodzie, że jej nie ma. To był chyba jedyny powód dla którego wróciła na cmentarz, a gdy znalazła swoją zgubę tuż przy bocznym wejściu, ujrzała nad znajomym nagrobkiem męską sylwetkę. Przez chwilę zamarła i stała tak, ściskając książkę do swojego brzucha, potem jednak skierowała swoje kroki ku Brownowi. Stanęła znów zaledwie kilka kroków od niego.
- Przyjechałeś jednak. - stwierdziła, nie wiedząc do końca jak powinna zacząć tę rozmowę. Spojrzała na płytę, pod którą spoczywała ich córka, unikając jednocześnie spojrzenia mężczyzny.
-
Usłyszał czyjeś kroki i pociągnął nosem, po czym otarł pojedyńczą łze rękawem kurtki, nie chcąc być widzianym w tym stanie przez nikogo.
Odwrócił się w momencie, w którym Lavender się odezwała i spojrzał na nią uważnie, oceniając jak się zmieniła. Przez chwilę miał wrażenie, że ostatnie lata tylko dodały jej urody i wdzięku, o ile to w ogóle możliwe. Wyglądała dojrzalej, co działało na jej korzyść.
— Przyjechałem — potwierdził, opuszczając wzrok na przedmiot, który trzymała w dłoniach . Uśmiechnął się lekko.
— Czytałaś? Nie jest to najlepsza lektura na dobranoc, chyba że jest się fanem gatunku — powiedział, być może dlatego aby rozluźnić atmosferę. Temat horroru pasuje do cmentarzy, ale nie do tego spotkania. Robert chciał również odrobinę przeciągnąć moment poważnej rozmowy, bo wiedział jak trudne to dla niego będzie. Nigdy nie nauczył się mówić o trudnych sprawach, bo od pięciu lat unikał poważnych związków. Uciekał nawet od rozmów z przyjaciółmi o ich problemach. Wolał słuchać i mówić o rzeczach lekkich, zabawnych, o sukcesach i ekscytujących przygodach. Wszystko, byle nie zrobiło się zbyt powaznie i nostalgicznie. Teraz nadszedł jednak czas by to zmienić i zacząć poważniej podchodzić do życia. Chyba najwyższy czas, aby Robert wydoroślał i nieco spoważniał, prawda?
— Piękny pomnik, zadbany — rzucił po chwili, przenosząc wzrok na imię Lily wyryte na grobie. Naprawde mu się podobało. Poczuł na twarzy pierwsze krople jesiennego deszczu.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Owszem, niedawno ją skończyłam. Muszę przyznać że masz prawdziwy talent, trzyma w napięciu do końca. - poruszyła dłonią, w której trzymała książkę i słychać było że mówiła to wszystko szczerze, naprawdę doceniała jego umiejętność pisania, szkoda że ona nigdy nie umiała tak się bawić piórem jak potrafił robić to brunet.
- I oczywiście nie oceniam twojego talentu na podstawie jednej książki, bo wiesz pewnie doskonale że zawsze dbam o szczegóły, więc muszę przyznać że czytałam każdą twoją powieść. - dodała coby nie pomyślał, że stawia opinię na podstawie emocji, które targały nią po jednej książce. Prawda była taka, że śledziła jego karierę, czytała wszystkie książki które wydał i choć obiecała sobie, że się do tego nie przyzna to sam fakt, że trzymała tę książkę w ręku ją zdradził. Już nie było sensu kłamać że to dla koleżanki. Posłała mu lekki, kobiecy uśmiech, naprawdę tych kilka lat dodało jej powagi i subtelności, była niczym wino, im dojrzalsza tym piękniejsza i poważniejsza. Za przykładem mężczyzny jej wzrok również powędrował ku znanemu jej już nagrobkowi.
- Dziękuję, trzeba było włożyć w niego trochę pracy by wyglądał tak jak obecnie. - potwierdziła wracając myślami do wspomnień jak to niejednokrotnie zdarła sobie paznokcie do krwi na tej płycie, bo wciąż wydawała jej się brudna i niegodna jej córki, która była przecież ideałem, aniołkiem w ludzkiej postaci. Ten etap już był za nią, miała zadbane dłonie, paznokcie pomalowane na stonowany odcień, ładnie obcięte. Zero krwi, zero rozpaczy sprzed kilku lat.
- Zastanawiałeś się czasem jakby wyglądała mając obecnie te 5 lat? Czy byłaby podobna do mnie czy miałaby burzę kruczoczarnych loków na głowie? - zapytała niepewnie, właściwie sama nie wiedziała czy chce znać odpowiedź na to pytanie. Ona jakiś tam obraz pięcioletniego dziecka w głowie miała, widziała jak wyglądają obecnie dzieci w tym wieku, zdarzyło jej się kilka razy pomyśleć jaka byłaby Lily. Jednak czy Robert też puszczał tak wodze wyobraźni? Może on całkowicie wymazał ze swojego życia Lily?
-
Nie spodziewał się, że nie dość, że Lavender śledziła jego karierę i poczynania, to na dodatek zdecydowała się przeczytać wszystkie jego książki. Był ciekaw czy faktycznie lubiła horrory, czy może szukała w nich czegoś więcej, niż dreszczyku emocji związanego ze straszną lekturą. Może starała się znaleźć coś innego, może między wierszami? Mimo wszystko w jakiś sposób mu to pochlebiło, ale z drugiej strony poczuł się nieco winny, że on odciął się murem i ze swojej strony nie dowiadywał się jak radzi sobie Specter, co robi, gdzie żyje. Ostatni obraz, jaki miał przed oczami, to ona leżąca w szpitalnym łóżku po wypadku, młoda i uparta. Ciekawe czy do tej pory się zmieniła, właściwie pytanie powinno brzmieć jak bardzo, a nie czy. W końcu ludzie zmieniają się tak naprawdę w każdej chwili swojego życia, prawda?
Uśmiechnął się lekko pod nosem i przytaknął.
— Tak, pamiętam, że zwracasz uwagę na szczegóły i wierzę Ci na słowo, że przeczytałaś wszystko — odparł i patrzył na nią po prostu dłuższą chwilę. Patrzył tak zwyczajnie, całkowicie naturalnie, nie tak, jakby nie widział jej pięć lat. Przyglądał się jej tak, jakby widzieli się zaledwie wczoraj.
Wierzył jej również, że przygotowanie pochówku dla Lily na pewno wymagało trochę pracy. Przemilczał to jednak, bo być może czuł się odrobinę winny, że w tym nie mógł. Z drugiej strony tak się w końcu obydwoje świadomie umówili. Kolejne słowa kobiety i tak zaprzątnęły mu głowę na tyle, by zapomniał o innych kwestiach. Starał się nie myśleć o córce, chociaż tak naprawdę nie zawsze mu to wychodziło.
— Czasami. Miała loczki, ale kolor włosów po Tobie. Twój uśmiech — odparł cicho, wsuwając dłonie w kieszenie kurtki. Pociągnął nosem i krótko odchrząknął. — Nie chciałem o tym myśleć, ale czasami nie byłem wstanie zatrzymać obrazów, które podesyłał mój umysł — przyznał, odrobinę się przed Lavender otwierając.
-
<div class="tm-tytul">freak show
<b>porwanie</b></div></div>
<div class="tm2">
<div class="tm3">
Jest godzina 22, na dworze panuje mrok, a ty masz za sobą kilka obejrzanych horrorów, aby wczuć się w klimat zbliżającej się Halloweenowej imprezy. Po otrzymaniu zaproszenia wahałeś się czy udać się we wskazane miejsce, ale mimo to ruszasz z domu. Nie czujesz strachu, bo wiesz, że wydarzenia jakie będą się działy to tylko fikcją, ale i tak rodzi się w tobie irracjonalny niepokój. Po chwili jednak zdajesz sobie sprawę, że nie możesz pozbyć się z głowy niektórych postaci z filmu, który obejrzałeś i po dotarciu na miejsce nerwowo rozglądasz się wokół siebie. Masz włączoną latarkę, bo to był wymóg - w jakiś sposób pozwala ci się uspokoić… tak jest dopóki, dopóty nie dostrzegasz kształtu, przesuwającego się przed źródłem światła, tworzącego cień padający wprost na ciebie. <br>
Dzięki za źródło światła. Miałbym problem z odnalezieniem Cię w tych ciemnościach. - słyszysz tuż przy swoich uchu. Łapią cię czyjeś gnijące ręce, a drugie zarzucają na twoją głowę worek. Prowadzą cię w nieznane i po chwili lądujesz na pace samochodu. W jego wnętrzu słychać tylko cichą, wygrywaną melodię... bądź twardy, to niedługo się skończy, a HALLOWEENOWA impreza rozkręci się na dobre.
</div></div></div></table>
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Jeśli uważasz że za bardzo schudłam to nie stosuję żadnych drastycznych diet, nie jestem również chora. Po prostu ja tak już mam że jeśli mam sporo stresujących sytuacji to nie mogę niczego przełknąć, a obecnie mam dużo skomplikowanych spraw w pracy. - odpowiedziała nie wiedząc z jakiego powodu on się tak jej przygląda, jednak na pewno nie miała nic na twarzy, więc może to jej sylwetka? To prawda że ostatnio trochę schudła, ale jedni ludzie zajadają stres, a drudzy właśnie nic nie jedzą, właśnie do tego grona zaliczała się Lavender, co chyba było dziedziczne bo jej rodzice mieli tak samo. Ciekawe czy Lily też by tak reagowała na stres gdyby tylko żyła... a tak to jej matka mogła tylko sobie gdybać na ten temat.
- Ale na pewno miałaby twoje oczy. - dodała prawie wcinając mu się w zdanie o tym jak mogłaby wyglądać ich córka, posyłając mu przy tym delikatny uśmiech, taki pełen wsparcia.
- Ona na pewno by nie chciała byśmy o niej całkowicie zapomnieli. - powiedziała zbliżając się do mężczyzny i kładąc swoją dłoń na materiale jego kurtki, tam gdzie powinien mieć dłonie w środku w kieszeniach. Pewnie gdyby miał je na zewnątrz to by ujęła jego dłoń. Jak dziwne że to, co pięć lat temu przychodziło jej z trudem, obecnie było banalnie łatwe.
-
Zmianie nie podlegał naturalnie tylko charakter, ale również idący z nim w parze wygląd. Nabrał odrobinę masy mięśniowej i nie można było powiedzieć, że sama z niego skóra i kości i mimo, że ubierał się dalej wygodnie, to obecnie rzeczy, które miał na sobie były bardziej do niego dopasowane. Nie mówiąc już o zaroście, który dodawał mu powagi. Niektórym kobietom podobało się to bardziej, innym mniej.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, słysząc jej słowa. W pierwszej chwili nie zorientował się czemu nagle zaczęła mówić o wadze, dietach i skomplikowanych sytuacjach, które miałyby wpływać niekorzystnie na jej wygląd. Chociaż wiele kobiet uważało, że im są szczuplejsze, tym są atrakcyjniejsze. Dlatego Robert wolał być teraz ostrożny. Lepiej nie mówić kobiecie ani że jest chuda, ani że chuda nie jest. Odrobinę dyplomacji.
— Wyglądasz świetnie — przyznał, co było zresztą zgodne z prawdą. Zastanawiał się czy zapytać o te skomplikowane sprawy w pracy, ale może nie był to najodpowiedniejszy moment. W końcu nie byli tu tylko dla siebie, ale i dla Lily.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i kiwnął głową. Oczy miałaby po nim, też tak sądził. Skromnie, czy nie, miał nieodparte wrażenie, że dziewczynka miałaby kolor oczu i ich ciemną oprawę po ojcu. Na pewno napawałoby go to dumą.
— Jestem pewny, że nie zapomnimy — odparł, mówić za ich dwoje, bo miał przeczucie, że Lavender też nie dałaby radę zapomnieć o swoim pierwszym dziecku. Znowu poczuł jakie to musiało być dla niej, jako matki, trudne. Nie tylko sam wypadek i śmierć Lily, ale wszystko co wydarzyło się wcześniej. To, że była z tym sama. Zauważył jej gest i wyjął dłoń z kieszeni, aby złapać ją za rękę. Poczuł jak zimną miała skórę, w odróżnieniu od jego ciepła.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Dziękuję, ty również. Wyprzystojniałeś. - odparła na jego komplement, na chwilę spuszczając delikatnie głowę w dół w celu ukrycia tego delikatnego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Wcześniej myślała że przygląda się jej tak ze względu na to że wygląda gorzej, w końcu miała te stresujące chwile w pracy, bronienie mordercy nie należało do zabawnych spraw. Teraz jednak upewniła się, że wcale tak nie było, pewnie lustrował ją wzrokiem szukając zmian w jej wyglądzie. To było miłe że zareagował na jej gest, że objął jej zimną dłoń. Spojrzała na ich złączone dłonie, potem na jego twarz i położyła mu głowę na ramieniu. Wiedziała, że ona na pewno nie zapomni o Lily, może przecież już nigdy nie zostać ponownie matką. Jednak nigdy nie mówiła o tym nikomu, nie powiedziała tego również Robertowi.
- Masz może zapałki albo zapalniczkę? Powinniśmy jej chyba zapalić świeczkę, na pewno jakąś mam w samochodzie. - zapytała nadal nie odsuwając się od niego, ani nie puszczając jego dłoni. Pewnie mała Lily ucieszyłaby się widząc rodziców takich spokojnych i wyglądających na dobrze czujących się w swoim towarzystwie, tak jakby ten początkowy stres wywołany spotkaniem im minął bezpowrotnie. Jednak rozmowa o małej dziewczynce, o tym jaka by była, jakby wyglądała była dużym plusem dla tych dwojga.
-
Też nie powstrzymał uśmiechu, słysząc komplement, jednocześnie zauważając i uśmiech, który pojawił się na twarzy kobiety. Zmieniła się, nie tylko fizycznie. Była jakby delikatniejsza, nieco poważniejsza i jakby dojrzalsza. Z resztą co się dziwić.
Bez zastanowienia objął Specter, a po jej pytaniu sięgnął do kieszeni jeansów i wciągnął z nich zapalniczkę. — Mam zapalniczkę — odparł i podał ją kobiecie. — Zaczyna kropić, okryj się kurtką — dodał, zdejmując zieloną, wojskową kurtkę i zarzucając jej na ramiona. Założył jej na głowę kaptur i parsknął cicho, rozbawiony, widząc jak ledwo ją spod tej kurtki widać. Nic dziwnego, w końcu brunetka była dużo niższa i drobniejsza od niego.
Jemu nic nie będzie. Pewnie i tak po zapaleniu świeczki przeniosą się gdzieś indziej, lub po prostu rozejdą. To prawda, że mała Lily na pewno cieszyłaby się patrząc na ta dwójkę, o dziwo, dobrze się obecnie dogadującą.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Dziękuję, ale ty też nie powinieneś zmoknąć, więc może... zapalimy tę świeczkę i dasz się zaprosić na lampkę wina albo herbatę prosto z Indii? - zwróciła się zatem do niego, samej też się śmiejąc, bo naprawdę przez ten kaptur niewiele widziała, dlatego też ściągnęła go na chwilę by zobaczyć jego reakcję na swoje zaproszenie. Chwilę potem zaczęła go prowadzić do samochodu. I tak, nadal otaczała się drogimi i niespotykanymi rzeczami, ale akurat herbata z Indii była prezentem, który dostała od rodziców po tym, jak wrócili z pobytu w tym egzotycznym kraju. To też duża zmiana w jej stosunku do mężczyzny, kiedyś uważała swój apartament za swoiste sanktuarium, gdzie nie zapraszała nikogo oprócz rodziny i kilku koleżanek, a tym razem była gotowa pokazać mu jak mieszka, zaprosić go do siebie i nawet go ugościć mimo tego, że nadal nie nauczyła się gotować.
-
Zauważył istotną różnicę w zachowaniu swojej towarzyszki. Wcześniej, przed ponad pięcioma laty nie zapraszała go do siebie. Nigdy. Tym razem zdawała się być bardziej otwarta. Odrobinę go to zaskoczyło bo obawiał się, że z biegiem czasu stanie się tylko bardziej zaborcza i zamknięta w sobie. Był ciekaw co tak na nią wpłynęło. Pewnie będzie okazja ją o to zapytac i to już niedługo.
Kiedy doszli do auta, Robert miał mokre włosy, ramiona i plecy. Podejrzewał, że lada moment ciemne kosmyki skręcą mu się tak ekstremalnie, że na głowie powstanie czarny baranek.
Nie miał dziś żadnych planów, więc na spokojnie mógł zgodzić się na wizytę u Specter. Z jakiegoś powodu przyszło mu to lekko. Doi niczego się nie zmuszał. Zajął miejsce pasażera i przetarł twarz rękawem bluzy.
— Mieszkasz w South Lake Union? — zapytał, bo kiedy widzieli się po raz ostatni powiedziała mu, że właśnie tam planuje być. Być może jej się udało.
Ruszyli, zostawiając za sobą skąpany w deszczu cmentarz. /zt
-
Na uroczystości było sporo ważnych osób. Zmarły, nazwijmy go Clintonem Robertsem, był dość istotnym człowiekiem w hierarchii Organizacji. Księgowym, czy kimś w tym guście. Z Alexem byli niejako na równi, współpracowali, mężczyzna zajmował się praniem pieniędzy. Ostatnio zaczęli też fałszować pieniądze, co w przypadku dolarów jest niezwykle trudne ze względu na 'papier' na którym drukowana jest kasa, który zwyczajnie w świecie jest nieosiągalny. Udało się to jednak obejść, pierwsze próby na dość niewielką skale były obiecujące, lada moment mieli ruszyć z kopyta. Dość pechowo jednak spłonął budynek, w którym mieściły się wykorzystywane maszyny. Spłonął też Clinton, dlatego trumna była zamknięta.
- Oboje wiemy, że to nie był wypadek - zwrócił się cicho Alex do Erin, która stała przed nim, lekko na lewo. Nieznacznie wychylił się w przód. Poczuł jej perfumy, mówił do ucha. Ze względu na okoliczność miał czarny garnitur, czarną koszulę i czarny płaszcz. Skórzane rękawiczki? Jak najbardziej, też czarne. Na uroczystości było sporo ważnych osób dla Organizacji, była to okazja na mniej lub bardziej formalne rozmowy, nowe plany, ustalenia. Rzadko zdarzało się, aby w tak licznym gronie się zbierali. To też sprawy bezpieczeństwa. - Pytanie, czy przypadek, czy nasz kochany dyrektor dalej coś knuje... - choć nie zapytał wprost, to oczekiwał, że Erin zdążyła już wydać odpowiednie polecenia lub ustalić to i owo. Dalej nie był 100% wtajemniczony w sprawę tego gościa, co zaczynało go mocno irytować.