WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może z czasem człowiek uczy się usprawiedliwiania swoich drobnych kłamstewek czy niedomówień, ale czy spotyka to każdego? Co o tym decyduje? Czy w momencie, kiedy złapie samą siebie na kłamstwie będzie próbowała z tego wybrnąć usprawiedliwiając się? Czy może przyzna się do błędu? Wciąż nie akceptowała kłamstwa, ale nawet nie zdawała sobie sprawy, że to jej własne nie jest jedyne na którym opierało się jej dotychczasowe życie; że nie tylko Bruce pozwalał jej akceptować kolejne dni w kłamstwie; że to największe kłamstwo należało do osoby najbliższej jej sercu.
— To dziwne… o ile początkowo byłam przytłoczona deszczową aurą, o tyle teraz potrafię znaleźć w tym pewien spokój - najczęściej siedząc z kubkiem kawy w ręce przyglądając się jak deszcz rozbija się o taflę wody. Wciąż uważam, że na dłuższą metę doprowadzi mnie to do szaleństwa, ale w danej chwili spisuje się całkiem nieźle. Chyba potrzebowałam odpocząć od nieustannego słońca — przyznała szczerze uśmiechając się pod nosem — najwidoczniej lubię skrajności — zauważyła żartobliwie, ale kto wie? Może za tymi słowami skrywało się ziarnko prawdy.
— I tak, mam nieco inne zdanie w tym temacie, tutejsze zmiany pogody są bardziej zaskakujące niż w Los Angeles… a poza tym nie rozchodzi się tylko o to, czy tego dnia pokaże się nam słońce czy może znów zmierzymy się z deszczem — chodziło o coś więcej, ale to interesowało już znacznie mniejszy procent oglądających.
— Biznesmen, huh — przytaknęła uśmiechając się lekko. Czy takiej odpowiedzi się spodziewała? Chyba nie, ale gdyby teraz miała zaprezentować listę zawodów, w których by go widziała - hmm miałaby ciężki orzech do zgryzienia. Żadne stanowiska biurowe do niego nie pasowały, jakoś ciężko przychodziło jej wyobrażenie go sobie za biurkiem. Nim zdążyła się nad tym głębiej zastanowić powiedział coś, co ją zaskoczyło. Odruchowo uśmiechnęła się lekko. — Zakład pogrzebowy? Interesujące — przyznała z lekkim niedowierzaniem. Znała już jedną osobę pracującą w takim miejscu i wydawało się jej to dziwnym zbiegiem okoliczności. Seattle nie należało do wielkich miast, a zakładów pogrzebowych nie brakowało, więc nie dociekała czy przypadkiem świat nie jest mniejszy niż się wydaje i zna się z tą osobą. — Ale trudno się nie zgodzić, w tym zawodzie pracy nigdy nie zabraknie — o to można być spokojnym.
Roześmiała się lekko przytakując. — To prawda, moja szafa nie jest dostosowana do dzisiejszych potrzeb, ale… — stwierdziła przyglądając się mu wnikliwie — myślę, że moglibyśmy zdziałać coś z tym, co już masz na sobie. Wcale nie musi być to jednostronna przemiana — zauważyła, w chwili gdy wstał z kanapy zmierzając w jej kierunku. Jeszcze nie wiedziała jak, ale w ostateczności i on mógł się załapać na kilka wyjątkowych tatuaży. Trochę to ryzykowne biorąc pod uwagę, że nie zdążyła sprawdzić zmywalności markera, który posiadała, a w zestawieniu z jej zdolnościami plastycznymi… och, spore ryzyko! — i jeśli się nie mylę mam jakąś marynarską czapkę na górze — dodała, gdy zatrzymał się przed nią.
— Hmmm, pomyślmy — zaczęła unosząc czarny marker do góry i kierując go w stronę swojego lewego nadgarstka — Tinker — zaczęła wyliczać na wzór jednej piosenki — tailor — obróciła się tyłem i zagarniając włosy ręką wskazała na swój kark, by po chwili znów stanąć z nim twarzą w twarz — soldier — dodała markerem wskazując własne ramię zasłonięte koszulą i marszcząc przy tym lekko nos, jakby z góry odrzucała taką możliwość, aż wreszcie skończyła wyliczanie — sailor — zatrzymując marker na swoim odsłoniętym dekolcie. Była to dość oczywista odpowiedź na jego pytanie, więc wysunęła marker w jego stronę. Droga wolna, mógł działać… — Chyba, że masz jakiś autorski pomysł, chętnie wysłucham — zasugerowała uśmiechając się zaczepnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tak dawno temu dowiedział się, że jego matka najprawdopodobniej ma romans, więc w udane (czyżby tylko pozornie?) życie jego rodziców również wkradło się kłamstwo, niedomówienia i próby zatajenia pewnych faktów. A może miała romans? Nie znał tego mężczyzny, tak samo jak nie wiedział od kiedy to trwa - czy zaczęło się przed laty z kimś jeszcze innym? Wciąż przesuwał termin rozmowy z Jacqueline, starając się nie patrzeć w oczy ojcu, któremu powinien to powiedzieć. Nie było to łatwą decyzją do podjęcia - tym bardziej, że nie było go pięć lat i ostatnim czego chciał, to rozbicie rodziny po swoim powrocie na wolność.
...tylko czy to on by ją rozbił, czy tylko wskazał pęknięcie?
- Jeśli zatęsknisz za słońcem i szczytami Hollywood, możesz dać znać - powiedział po jej słowach dotyczących Miasta Aniołów. - Kto wie, może to będzie kolejną próbą oszukania karmy - podróż z prawie-nieznajomym do innego stanu. - Uniósł zaczepnie brew, w tym samym momencie przygryzając wnętrze dolnej wargi, by nie rozciągnąć ich w uśmiechu. Dopiero po fakcie dotarło do niego, co zaproponował Ariel - wycieczkę do miejsca, w którym chciał spędzić część swojego życia wraz z Ivory. Przez wiele tygodni od wyjścia z więzienia był zdania, że... nie chce tam jechać, nie samemu, nie teraz. I nie do końca rozumiał co uległo zmianie podczas tej rozmowy.
- Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała - dodał, w międzyczasie sięgając po kieliszek z tequilą i przechylając go. Chciał zasugerować, że to nic zobowiązującego, a poza tym - najprawdopodobniej - wybrnąć z tego absurdalnego pomysłu, jaki pojawił się pod wpływem chwili i tematu.
Skupił wzrok na jej twarzy, uważnie śledząc reakcję kiedy opowiadał o swoim zajęciu, lecz nie spodziewał się, że bardziej zdziwiona wyda się pierwszym zajęciem, a nie drugim. Uśmiechnął się pod nosem, opuszczając głowę i wyciągając przed siebie ręce.
- Rzeczywiście - mruknął bardziej do samego siebie - może nie do końca pasuję w ramy jednej, i drugiej branży - rzucił w odpowiedzi, dopiero teraz się nad tym zastanawiając. Do prowadzenia zakładu pogrzebowego bardziej nadawał się Martin, ojciec Virginii, do jeżdżenia karawanem David. Jeśli chodzi o bycie biznesmenem, to jego starszy był niedoścignionym wzorem, lecz... chyba nigdy nie chciał iść dokładnie taką samą trasą co on.
- Ty tu jesteś wizjonerką - odparł, odruchowo odwracając się w kierunku schodów, gdzie wcześniej na parę minut zniknęła. - Powinienem zapytać, czy nie jesteś dziewczyną marynarza? Ich często nie ma i... - Urwał, delikatnie wzruszając ramionami. Może dostała pozwolenie, by korzystać z życia i nie czekać długich miesięcy na jego powrót? Bywały przecież i otwarte związki, a nie było tajemnicą to, co mówiło się o mężczyznach związanych z żeglugą i różnych kobietach w porcie.
- To zależy czy chcesz jeden, czy więcej. - Złapał za marker i zanim zdjął zakrętkę, delikatnie przybliżył go do wskazanego przez nią miejsca, kreśląc przeciągłą, na razie niewidoczną linię na jej skórze. - Będę musiał rozpiąć. Ten na górze. - W końcu kiepsko byłoby pobrudzić koszulę czarnym markerem. I to nawet nie było pytaniem, ponieważ wsunął na chwilę marker do kieszeni i postanowił zrobić to, o czym ostrzegł.
- Teraz możesz mi zdradzić co tu - tym razem musnął jej skórę opuszkiem palca - mam stworzyć. - Tequila zaczęła podnosić temperaturę.
To na pewno alkohol, bo co innego?
Uhm.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darling miała wybitne szczęście do poznawania takich rodzin, w których przeplatała się zdrada i kłamstwa, może poniekąd właśnie to rzutowało na jej awersję do ślubu. Jedyne z czym się jej kojarzyły to - wcześniej bądź później - rozwodem i kochankami. Wielkie obietnice jakie padały podczas zaślubin w towarzystwie bliskich - choć to też umowne, wielu ludzi stawiało na to, że im więcej gości tym lepiej - wydawały się puste i nic nie znaczące, łamiące się pod ciężarem piętrzących się przez lata kłamstw. Kiedyś dopuszczała do siebie myśl o stałym związku, a nawet ślubie, który pewnie odbiegałby od panujących standardów, bo brakowałoby na nim gości, hucznej imprezy i białej sukni. Widziała siebie na plaży o zachodzie słońca w towarzystwie przyszłego męża i co najwyżej urzędnika, ale teraz nawet to wydawało się jej głupotą. Zawsze gdy w grę wchodziły uczucia gardło zaciskało się jej nie pozwalając na ich wybrzmienie, a nogi rwały się do ucieczki. Kto wie, może gdyby mocniej się nad tym zastanowiła znalazłaby jeszcze jakiś powód ucieczki z Los Angeles?
— Oh — zaskoczył ją swoją propozycją, ale uśmiechnęła się pogodnie równie szybko, co się zdziwiła. Wiedziała, że kiedyś ponownie przywieje ją w tamtym kierunku, raczej na krótko - na pewno nie na stałe - ale nie sądziła, że stanie się to tak prędko. — Właściwie nie widzę w tym nic złego — przyznała po chwili ciszy będącej efektem niespodziewanej propozycji. — Jeśli kiedyś będziesz chciał się stąd wyrwać możemy polecieć do Los Angeles, pokażę ci kilka ciekawych miejsc — mieszkając tam kilka lat zdążyła poznać to i owo, więc z całą pewnością miała w zanadrzu miejscówki, które nie przyszłyby mu do głowy podczas planowania tego co chciałby zobaczyć podczas swojego pobytu.
— Wiesz jak jest - pozory mylą. Nie powiedziałabym, że nie pasujesz do tych branż, po prostu na pierwszy rzut oka z całą pewnością nie przypisałabym cię, ani do jednego, ani do drugiego — a do czego? Tego jeszcze nie wiedziała, musiałaby się wysilić, a mając już świadomość czym się zajmuje automatycznie odrzucała inne opcje.
— Wizjonerką? — uśmiechnęła się pod nosem przytakując z aprobatą — Podoba mi się — dodała najwyraźniej zadowolona z tego określenia; mogła nią być na krótką chwilę. W odróżnieniu do dziewczyny marynarza, chociaż z drugiej strony… — Mogłabym nią być — odpowiedziała wbrew swojej pierwszej myśli — ale prawda jest taka, że po prostu lubię przebieranki — dodała z powagą utrzymywaną jeszcze przez chwilę perfekcyjnie, aż w końcu uśmiechnęła się obracając to w niewinny żart. Nie była pewna nawet skąd ma takie gadżety, ale raczej były to łupy z wszelakich podróży.
— Zaczniemy od jednego... — zaproponowała cicho podążając wzrokiem za linią jaką kreślił markerem w pobliżu jej ciała — ...zobaczymy jak ci pójdzie. — Odrobina zadziorności podsyciła jej uśmiech, kiedy lekko się z nim droczyła. Nie zamierzała protestować po ostrzeżeniu jakie padło z jego ust, jedynie przeniosła swoje spojrzenie na niego bacznie przyglądając się jego poczynaniom. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zrobiło się jakoś...cieplej, ale niezwykle łatwo było posądzić o to tequilę. Nim jednak zdążyła to zrobić lekki dreszcz przeszył jej ciało, gdy palcem przesunął po jej skórze. — Hmm? — zaskoczona jego słowami jeszcze chwilę myślała nad odpowiedzią. Kilka sekund wcześniej pewnie rzuciłaby propozycją banalnej kotwicy lub jakiejś syreny, a teraz nie mogła się wyzbyć jednej myśli. — Może mroczny znak? — zaproponowała przygryzając lekko wargę od środka, hamując się przed zaczepnym uśmiechem. — Podobno ty swój już masz...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego rodzice, pomimo tego, iż na pierwszy rzut oka zupełnie różni, można byłoby powiedzieć, że w duecie całkowicie się uzupełniali. Jackie na pewno dogadałaby się z Ariel - w końcu była niezależną, znaną reporterką, do tego w ramach bycia nowoczesną kobietą systematycznie prowadziła bloga, dodając do tego piękna zdjęcia z przeróżnych podróży. W pracy zachowywała pełen profesjonalizm, nawet jeżeli jej metody na pozyskiwania rozmówców nie zawsze były konwencjonalne. Była sprytna, odważna, śmiała i... wolna. W domu przebierała się w kwieciste sukienki, albo długie spódnice, które łączyła z gładkimi materiałami koszul. Często śmiała się, że data urodzenia Blake'a - 19 stycznia - idealnie pokrywa się z datą urodzenia jednej z jej ulubionych artystek, Janis Joplin. Wayne, jego ojciec, miał za to głowę na karku - zarówno jeśli chodzi o biznes, jak i dom. Był konkretnym człowiekiem, ale w tym wszystkim można było w jego oczach dostrzec ciepło i uczucie, kiedy patrzył na żonę. I z nim miał dobry kontakt, a jedyne nad czym ubolewał, był brak rodzeństwa. Może byłoby mu w stanie zrekompensować to, że rodzice nie mieli zbyt wiele czasu kiedy był dzieckiem, a potem nastolatkiem? Nie było sensu gdybać; teraz on - dość ironicznie - niekoniecznie chciał jeździć do Queen Anne, aby dłużej posiedzieć w rodzinnym domu.
- Zapamiętam - odparł, a na potwierdzenie swoich słów kiwnął głową. - Pewnie jak tylko zrobi się zimniej, to zamarzą mi się cieplejsze miejsca. Jeśli nie w tym roku, to w kolejnym - oznajmił, zastanawiając się kiedy w jego branży mogłoby być najmniej pracy, ale... na to nie było niestety żadnego klucza. Ciężko było przewidzieć śmierć, albo to, czy ktoś zdecyduje się skorzystać z usług Serenity, czy innego zakładu pogrzebowego. Z drugiej strony - Blake głównie doglądał interesu, dodatkowo jeżdżąc karawanem wtedy, kiedy David miał wolne, albo marudził, bo się pokłócił z żoną i miał humor jeszcze bardziej wisielczy, niż rodzina zmarłego.
- A co gdybym ci powiedział, że zajmuję się tworzeniem muzyki? - zagaił nagle. - Nie w sensie śpiewu, ale dźwięku. Aranżacji, realizacji, ale i komponowania - wymienił, a na samą myśl o swoich dawnych planach na przyszłość na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Aktualnie jedynie od czasu do czasu odkurzał fortepian, naciskając na pojedyncze klawisze, albo próbował na własną rękę nauczyć się grać na perkusji. Nie łączył już z tym żadnego ewentualnego zarobku, ale nie potrafił całkowicie oddzielić swojego życia pięciolinią grubą linią od młodzieńczej pasji i wielkiego hobby, które towarzyszyło mu na co dzień.
- Słyszałem, że syreny mieszały w głowach marynarzom swoim śpiewem - przytoczył - powinnaś to sprawdzić. -Uniósł sugestywnie brew, zupełnie nie wiedząc (bo i skąd), że taki epizod miał już miejsce w życiu Darling. Nie miał też pojęcia, że pewien marynarz nie pochwalałby jego obecności w jej domostwie na wodzie, które pewnie byłoby spełnieniem marzeń ów znajomego blondynki.
- Uwierzyłaś, że naprawdę go mam? - mruknął, opierając swoje spojrzenie na jej tęczówkach. - Nie wiem, czy powinno się ufać nieznajomym tak na słowo. Co jeśli kłamałem? - Nie czekał na odpowiedź, a zamiast tego rozpiął kolejny guzik jej koszulki i uśmiechnął się pod nosem. - Widzisz? Mówiłem o jednym, a już mamy dwa. Czasami trzeba mnie sprawdzać. - Być może powinna to potraktować jako ostrzeżenie? Nie rozwodził się nad tematem, kciukiem odsuwając materiał koszulki i uważnie kreśląc pierwsze linie jej nowego tatuażu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dorastała w przekonaniu, że życie singla nie musi być złe - jej mama była szczęśliwa. Problem w tym, że Darling nigdy nie wzięła poprawki na to, że jej mama wcale nie była sama. Może nie miała partnera, ale miała kochającą córkę, a zarazem najwierniejszą przyjaciółkę, która w pewnym stopniu rekompensowała samotność. Ariel była inna. Nie chciała mieć dzieci, i to dosłownie tego nie chciała. Nie było tutaj miejsca na może później, jeszcze nie czas, nie jestem gotowa. Dla niej poprawna odpowiedź to: nigdy! Szkoda tylko nie zdawała sobie sprawy z tego, że o ile odcinając się od dzieci nic jej nie grozi, o tyle sabotując każdą bliższą znajomość skazuje się na samotność, która w tym momencie może nie wydawała się czymś przerażającym… bo jej nie odczuwała. Jeszcze. Może kiedyś trafi na swojego Wayne’a do duetu (byleby nie chciał, by rodziła mu dzieci.)
— Wiesz gdzie mnie znaleźć — przytaknęła, nie widząc w tym problemu. Zdecydowanie zbyt szybko dawała ludziom kredyt zaufania, wpuszczała ich do swojego życia i pozwalała się odnaleźć. Wiedział już tak wiele, znał miejsce jej zamieszkania. Dosłownie mógł ją znaleźć w razie potrzeby i na ten moment nie wydawało się jej to w żaden sposób niepokojące. W innym wypadku nie byłoby go tutaj i nie przytaknęłaby na plan wspólnej podróży w dobrze znane jej miejsce.
— Naprawdę? — nie udawała swojego zainteresowania, w tym momencie bardzo ją zaciekawił. Do tego stopnia, że postanowiła zagłębić się w swoją muzyczną tajemnicę zupełnie nie związaną z żartem na tle syren, które z natury śpiewają. Darling naprawdę to robiła, choć jedną z nich wcale nie była. — Wtedy ja powiedziałabym, że może nasze spotkanie wcale nie było przypadkowe — może los pchnął na jej drogę kogoś, z kim mogłaby stworzyć coś więcej niż śpiewanie do butelki wina lub swoich wybrańców. Tak, częściej mówiła, że coś tam śpiewa niż to robiła, dobierając sobie widzów według własnego widzimisię.
— Skąd wiesz, że już nie sprawdziłam? — zapytała z pewnością, która nie pozostawiała wątpliwości, że tak właśnie było. — Niestety — wzruszając bezradnie ramionami dokończyła — z marnym skutkiem. — Całkiem miło wspominała tamten czas, więc nic dziwnego, że na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech, a poza tym lubiła syrenkowe podpuszczanie jej. — Musisz wiedzieć, że uczę się na błędach — bzdura, ale ona naprawdę w to wierzyła — więc jeśli wyciągnę cię daleko na otwarte wody… wiedz, że coś się święci — czy mu groziła? Nie, tylko ostrzegała się droczyła.
— Tego nie powiedziałam — o czym miało świadczyć dodane wcześniej jedno konkretne słowo - podobno — może chciałam się tylko przekonać na własne oczy czy faktycznie go masz? — dodała unosząc znacząco brew wciąż uśmiechając się zaczepnie — ale twoja odpowiedź jasno sugeruje, że nie muszę już szukać — dodała bezradnie wzdychając. Zwyczajnie go nie było, co z łatwością można było wywnioskować po jego opisie, ale można było to wykorzystać w zabawny sposób, a on właśnie pozbawił ją tej drobnej rozrywki. W tym momencie nie przykuwała uwagi do słów, które wypowiadał i tego jak kluczowe mogą się niegdyś okazać… ale to prawda, nie powinna ufać nieznajomym na słowo. Czemu nigdy nie uczy się na błędach tylko je powiela?
— Uznam, że to na potrzeby tatuażu — jaki właśnie powstawał na jej skórze. Zgodziła się na to, w końcu nikt nie chciał ofiar w postaci całkiem ładnej białej koszuli. Wcale nie chodziło o to, że spodobało się jej to na tyle, że była w stanie ignorować te drobne, zupełnie niewinne kłamstewka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zastanawiał się nad tym, jaka będzie jego przyszłość. Czy spędzi ją w deszczowym Seattle sam, z piętnem w postaci powtarzających się od czasu do czasu tekstów o tym, że był oskarżony o zamordowanie - między innymi - narzeczonej. Może pozna kobietę, z którą będzie chciał spędzić resztę życia, a ona dostrzeże w nim coś więcej, niżeli widzieli inni ludzie? Istniało jednak spore prawdopodobieństwo tego, że wyjedzie. Do innego, cieplejszego stanu, a nawet niekiedy przechodziła mu przez głowę myśl, by na dłużej (niekoniecznie całe życie, ale parę lat?) osiedlić się na innym kontynencie. Nie rozważał swojej starości, doszukując się tam wnuków, kochających dzieci, bo... los płatał figle, a on zaskakująco często lądował na komisariacie. Nie, by taką przyszłość sobie wróżył i przez to nie marzył o innej, bynajmniej tak nie było, ale wolał żyć tym, co było tu i teraz, przy okazji zapewne za rzadko myśląc o ewentualnych konsekwencjach swoich działań.
- Wiem. A ty możesz mnie znaleźć jakieś cztery mile dalej - poinformował, dając lekką - bardzo lekką - wskazówkę odnośnie tego, gdzie znajdowało się jego miejsce zamieszkania. Dokładnego adresu nie mogła przez to wyłapać, ani określić, aczkolwiek było to bez wątpienia informacją, że nie mieszka na drugim końcu miasta, a gdzieś stosunkowo niedaleko. Czy ta wiedza kiedykolwiek jej się przyda? Ciężko było stwierdzić.
- Co masz na myśli? - dopytał, nie wiedząc, iż Ariel rzeczywiście miała coś wspólnego z muzyką. Z drugiej strony... dlaczego na to nie wpadł? Uśmiechnął się krótko, kącikowo, opuszczając przy tym na chwilę głowę. Bezsensownie chwycił się kolejnego podobieństwa z Ivory i przeklął w myślach, że odkrył to tam późno. W międzyczasie, chcąc zająć się (i myśli) czymś innym, sięgnął po butelkę tequili i uzupełnił ich kieliszki. Alkohol aktualnie i tak coraz szybciej krążył w żyłach, a temperatura zdawała się podnieść o kilka stopni, choć... mógł się mylić. Tu Darling była specjalistką od określania pogody.
- Nie dał ci się uwieść? - Uniósł z lekkim powątpiewaniem brew. - Niemożliwe. Pewnie dobrze to ukrywał - zasugerował, podając jej kieliszek i limonkę, po czym sięgnął po swój zestaw. Strzelał; przecież nie znał mężczyzny, którego wspomniała blondynka, choć te marynarskie nawiązania dało się wyczuć gdzieś w tle, zatem (może błędnie) czuł, że coś - choćby niewielkiego - musiało być na rzeczy.
- Moja odpowiedź sugerowała, że chyba powinnaś się przekonać na własne oczy czy go mam - odpowiedział powoli, zawieszając spojrzenie na jej oczach, ale jedynie na kilka sekund. Przechylił kieliszek z alkoholem, w następstwie odkładając go jak i limonkę na miejsce i tym razem bardziej zuchwale mierząc spojrzeniem pogodynkę.
- Tylko nie licz na moją pomoc. Mam zajęte ręce - dodał szybko, prawą dłonią odsuwając materiał jej koszulki, zaś lewą z uwagą kreśląc markerem wzór na jej dekolcie. Nie wspomniał (jeszcze), że jeden tatuaż zrobił sobie sam - wszak mógł korzystać, skoro dobry znajomy zajmował się tym profesjonalnie i udostępnił mu maszynkę. Było zarówno trudniej, jak i łatwiej - jako, że malunek był permanentny, ale miał odbity na ciele wzór, po którym się poruszał.
- Musisz pamiętać, że ciekawość to podobno pierwszy stopień do piekła - ostrzegł niby poważnie, choć gdzieś w końcowych nutach jego słów mogła dosłyszeć rozbawienie... i rzucone w eter wyzwanie także.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darling widziała swoją przyszłość w wielu miejscach, ale nie rozkładała tego na czynniki pierwsze, ona po prostu zawsze wiedziała, że chce zobaczyć świat. Chciała podróżować i zachwycać się nowościami, nie ograniczając się do jednego konkretnego miejsca czy jednej osoby. Idealnym przykładem tego, że kiepska była w jakimkolwiek planowaniu było to, że utknęła w Seattle, choć wcale nie miała takiego zamiaru. Wiedziała, że opuści to miasto prędzej czy później, nie sądziła jednak, że później przeciągnie się do tego stopnia, że zbuduje tutaj dobre podstawy do zaprzyjaźnienia się z kimś. Życie zawsze zaskakiwało, była tego świetnym przykładem, dlatego wybieganie myślami do czasu, kiedy będzie poczciwą staruszką wydawało się jej bezsensowne.
— Lubisz się bawić w chowanego? Bo to brzmi jak wyzwanie bym cię znalazła w granicach tych czterech mil — odpowiedziała żartobliwie uśmiechając się pod nosem. Już widziała te miejskie podchody, które pewnie przerodziłyby się w grę ciepło-zimno bo bez podpowiedzi byłaby raczej bez szans. Chyba, że w akcje desperacji pukałaby do każdych drzwi, ale to mogłoby szybko się jej znudzić.
— Ktoś... kiedyś — zaczęła nie widząc jak ugryźć temat — po tym jak zaśpiewałam zasugerował mi, że mogłabym się tym zajmować zawodowo — wyjaśniła krótko wzruszając lekko ramionami, jakby nie miało to większego znaczenia. Ba! Jakby sama nie była co do tego przekonana. — Nie myślałam o tym, choć to nawet zabawne, że na swojej drodze spotykam kogoś, kto też mógłby się zajmować muzyką, ale tego nie robi — im dłużej się nad tym zastanawiałam tym bardziej ciekawiło ją jak to miałoby wyglądać, ale pospiesznie odrzuciła ten zalążek pomysłu. Dobrze wiedziała, że jedyne miejsce, w którym czuła się komfortowo śpiewając to jej cztery ściany i widownia w postaci jednej - góra dwóch osób.
— Gdyby dał się uwieść raczej bym o tym wiedziała — przyznała śmiejąc się lekko pod nosem. Czegoś takiego nie dało się zamieść pod dywan i trzymać w ukryciu, a przynajmniej tak się jej wydawało. Przejęła kieliszek od Bruce’a szybko opróżniając jego zawartość na koniec przegryzając limonkę, której kwaśny smak dobrze ukrył cwany uśmiech jaki cisnął się na jej usta po kolejnych słowach mężczyzny.
— Mój błąd — przyznała z powagą jednocześnie pocierając palcem wargi, na których sok z cytrusów pozostawił uczucie lekkiego pieczenia. Czy naprawdę źle go zrozumiała, czy może czekała właśnie na taką odpowiedź? To nie miało znaczenia. Nie teraz, kiedy dostrzegła jego zuchwałe spojrzenie.
— Trochę jednak będziesz musiał mi pomóc — stwierdziła jeszcze nim zrobiła cokolwiek, by odnaleźć nieistniejący tatuaż. Jedynie przyglądała się - już nie temu, jak sunął markerem po jej dekolcie lecz jemu, kreśląc w myślach plan od czego by zacząć własne poszukiwania. Odkryte tatuaże na ręce nie były tym czego szukała, musiała postarać się bardziej. Zresztą to byłoby zbyt proste i pozbawione zabawy, gdyby pozostała przy tym co już widoczne dla oczu.
— Wolę stwierdzenie, że ciekawość to pierwszy krok do dobrego dziennikarstwa. Pozostałych nie traktuje zbyt poważnie — musiałaby wierzyć w piekło, by cofnęło ją to przed dalszym postępowaniem… ale nie wierzyła, dlatego złapała za materiał jego koszulki podciągając ją powoli do góry. Nie spieszyła się - wiedziała, że po drodze napotka na opór jego rąk, które jeszcze nie garnęły się do uniesienia zajęte tworzeniem dzieła na jej dekolcie. — Mówiłam, że przyda się mi pomoc… — rzuciła mu krótkie, ale wymowne spojrzenie — chyba, że nie zależy ci na tym, by mieć w czym wrócić do domu — bo jeśli tak, dało się to obejść bez odrywania go od tatuowania, które ku jej zaskoczeniu szło mu całkiem dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bez wątpienia w ostatnich latach podróżowała więcej niż on, czego mógłby pozazdrościć. Podróże gdzieś między muzyką, kinem, sportem i tatuażami także należały do jego zainteresowań, a idealnym planem na przyszłość było połączenie wszystkiego w całość - mógłby podróżować po świecie, aby pracować przy filmach i serialach w warstwie muzycznej i czerpiąc inspirację tworzyć coś własnego. W wolnych chwilach zwiedzałby dane miejsca i opracowywał mapy nowych szlaków. Niezależnie, czy zdobywałby je pieszą wspinaczką, czy szusował na nartach. Jako pamiątkę zabierałby ze sobą mnóstwo doświadczeń i...tatuaż. Ten, jaki zdobił jego ciało i stał się późniejszym celem do poszukiwań, też przywiózł ze sobą z jednej z wypraw.
- Dawno tego nie robiłem - powiedział zgodnie z prawdą - ale jeśli chcesz wziąć udział w tej zabawie... - urwał, swoją odpowiedź wyrażając dwukrotnym kiwnięciem głową. I tu niespodziewanie wdarła się w jego świadomość kolejna myśl - szukając Blake'a Griffitha miałaby o niebo łatwiej, bo jak zdążył się przekonać, jego adres rozsyłano nawet na jednym z portali o Seattle. W sieci - podobno - nic nie ginęło, lecz czy byłaby w stanie odszukać coś o nim, tylko przedstawiającym się jako Bruce? Nigdzie indziej - poza tinderem - tym imieniem się nie posługiwał. Cóż, najwyżej będzie martwił się o to później...
- Mam w domu fortepian i perkusję - rzucił w nawiązaniu do muzyki, ale też jako motywacja dla jej poszukiwań. Gdzieś jeszcze wiele lat temu przewijała się gitara, choć sądził, że aktualnie mógłby niewiele pamiętać. A może? I w tym temacie wolał nie gdybać, a sprawdzić w praktyce, gdyby nadarzyła się ku temu okazja.
- Znam kogoś, kto zgodziłby się z tobą w tym stwierdzeniu. - Uśmiechnął się pod nosem, bo Jacqueline zwykła powtarzać, że bez odwagi, ciekawości i chęci poznania faktów, mogłaby zaledwie rozsiewać plotki, a nie być rzetelną reporterką piszącą artykuły. Nie zamierzał jednak dyskutować o swojej rodzicielce (a na pewno nie teraz), a skupił się na kreśleniu wybranego przez blondynkę wzoru i na tym, aby nie pobrudzić jej koszuli.
- Myślę, że to nie ma sensu - skwitował nagle, w międzyczasie jak jej dłonie pięły się w górę z jego koszulką. - To, że męczę się, by nie pobrudzić twojej koszuli, skoro i tak będziesz ją zdejmowała - dokończył, odrywając od ciała Darling marker, na który nałożył zatyczkę i wsunął go sobie do kieszeni. Mogło to zabrzmieć nieco dwuznacznie - nie, to nie był przypadek, że tak to zabrzmiało - więc ruchem głowy wskazał przyniesiony przez nią strój dziewczyny marynarza.
- Mówiłaś - potwierdził - za to jeszcze nie wspomniałaś co możesz mi za tę pomoc zaoferować. - Uniósł zadziornie brew i kącik ust, a swoje ręce umieścił na jej dłoniach. Na nieszczęście Ariel, nie dał jej nawet czasu na zaprotestowanie w tą pomoc coś za coś, ponieważ po kolejnych kilku sekundach jego koszulka leżała gdzieś na oparciu kanapy blondynki.
- Całkiem szybko ci poszło - rzucił ciszej. Nie przemyślał tego, że poza tatuażem, na jego klatce znajdowało się parę świeżych, jak i zagojonych już blizn, których nabawił się zarówno podczas Halloween (drobne zadrapania i siniaki po bójce), ale i w czasie odsiadki.
- Mogłem powiedzieć, że nie zależy mi, by wrócić do domu -
za szybko - w tym. - Kątem oka spojrzał na leżący materiał, by w następstwie sięgnąć po markera. To nic, że trudno teraz było się na tym skupić, ale wciąż nie skończył malunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co więc stało na przeszkodzie? Dlaczego robił coś zupełnie innego od tego, co prawdopodobnie sprawiłoby, że poczułby wolność i szczęście w danej chwili? Czemu tkwił w chłodnym i deszczowym Seattle, a jego życie kręciło się wokół pogrzebów? Darling wiedziała, że w końcu ruszy dalej zdobywać świat, choć jeszcze nie była pewna kiedy. Projekt "ojciec" - tymczasowo zawieszony - w końcu musiał doczekać się realizacji, bo zdawała sobie sprawę, że bez zdobycia informacji na temat taty nie będzie mogła wyzbyć się poczucia niedomkniętej sprawy. To ją trzymało w Szmaragdowym Mieście, ale na jak długo? Tego nikt nie wiedziała nawet sama Ariel. Nie była już nawet pewna, czy faktycznie to jedyna rzecz zatrzymująca ją w tym miejscu.
— Nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse, ale... — wzruszyła bezradnie ramionami przytakując lekko — nie przekonam się dopóki nie spróbuję, prawda? — nie lubiła się poddawać, porażki też w takich grach odrobinę ją drażniły, ale czy mogła wiedzieć, że z góry została skazana na porażkę? Nie, a jednak tak było jeśli miała szukać Bruce'a.
— Naprawdę? — lekkie niedowierzanie i krótki błysk w oku były potwierdzeniem jej zainteresowania. — Uczyłam się grać na pianinie — przyznała, a lekki uśmiech wtargnął na jej twarz, kiedy pamięcią wróciła do swoich zajęć dodatkowych na które uczęszczała jeszcze jako dziecko. Fortepian wydawał się jej bardziej zaawansowany, ale oba instrumenty miały w sobie coś co sprawiało że ich brzmienie ocieplało jej serce. Teraz jeszcze bardziej chciała wygrać w tych straconych już na starcie podchodach. — Później zaprzyjaźniłam się z gitarą i tak już zostało — dodała jeszcze uśmiechając się lekko i odruchowo w poszukiwaniu instrumentu rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie, że ostatni raz grała będąc na górze, więc zapewne gitara leżała gdzieś na piętrze.
— Czuje, że dogadałabym się z tym "ktosiem" — rzuciła żartobliwie nie wnikając w to kim jest dana osoba. Mówiła pół żartem, pół serio - po tak ogólnej informacji raczej trudno stwierdzić, czy znalazłoby się nić porozumienia z kimś zupełnie obcym. Teraz jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, ktoś inny skutecznie ją rozpraszał.
— Cieszy mnie, że oszczędziłeś moja koszule… — przyznała podążając spojrzeniem za jego wskazaniem i westchnęła nieco bezradnie. — Owszem, mogłeś to zrobić w inny sposób ale zamiast tego wybrałeś ten trudniejszy. Nie poszedłeś na łatwiznę, doceniam twoje starania — przyznała przenosząc na niego swój wzrok uśmiechając się beztrosko. Odrobinę się droczyła, bo wcześniej nie miał pojęcia, że jakiś wybór istnieje. Nie przypuszczała, że lada moment to on nie da jej większego wyboru. Nawet nie miała szans zaprotestować, pokiwała więc głową z lekka dezaprobatą, ale i drobnym podziwem - to było dobre zagranie.
— Chodzi ci coś konkretnego po głowie? — zapytała z czystej ciekawości, gdy wspomniał o pomocy coś za coś. Może miał już jakiś plan, a może liczył na jej propozycje - wolała się upewnić nim zacznie się zastanawiać nad ofertami ze swojej strony.
I tak, trudno było się nie zgodzić z jego słowami. — Prawda - szybko poszło — nie była tylko pewną czy jej, czy właściwie jemu? Postanowiła zostać przy stwierdzeniu, że była to praca zespołowa ułatwiająca jej poszukiwania specyficznego tatuażu i to na tym teraz zamierzała się skupić. Przynajmniej próbowała, choć nie umknął jej widok blizn, zarówno tych świeżych jak i już zagojonych. Po jednej z nich - już bladej ze zdecydowanie dłuższym czasem obcowania na jego torsie - przesunęła delikatnie palcem wskazującym. — Myślę, że masz tutaj więcej mrocznych znaków niż mogłoby się wydawać — stwierdziła cicho sunąc w kierunku kolejnego śladu. Nie był to jednak tatuaż, ale w opisie wcale nie uściślił, że mroczny znak ma nim być, nawet jeśli jest to pierwsza myśl jaka się nasuwa. Czy mogła uznać to za swoją wygrana?
— Jeszcze nie jest powiedziane, że w niej wrócisz — powiedziała odrywając się na moment od kreślenia niewidocznych znaków po jego torsie i uśmiechnęła się zadziornie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał czuć się jak tchórz, uciekinier. Wygnaniec, który po latach z dala od swojego miejsca nie korzysta z możliwości powrotu, a idzie na łatwiznę i zaczyna gdzieś, gdzie nikt nie zna jego historii, a on mógł ją pisać - albo zagrać - od początku i pierwszych nut. W tym wszystkim zagmatwał się na tyle, że nie dostrzegł, że... nieświadomie w oczach pewnej osoby uciekł od samego siebie; swojego imienia, które niby było niczym tak istotnym, a zlepkiem pojedynczych liter, choć w oczach wielu osób potrafiło go zdefiniować i określić.
- W tym też mogę ci trochę pomóc. Mam pewien pomysł - oświadczył z tajemniczym uśmiechem, który uniósł kąciki jego ust. Nie zamierzał gotowej odpowiedzi podać jej na tacy, bo jaka byłaby w tym zagada i próba odnalezienia rozwiązania zagadki? Mieli bawić się w chowanego, ale pamiętał i o tym, że blondynka tego wieczoru planowała zostać dziewczyną marynarza. Ci bez wątpienia kojarzyli mu się z przygodami, odległymi lądami, na których często poszukiwali - między innymi - skarbów. Kto wie, co kryło się w jego domu.
- Jeśli będziesz chciała, to mogę kiedyś ci pokazać. - Oby tylko wcześniej nie zaprzyjaźnił się za bardzo z tequilą, whiskey, czy innym alkoholem, ponieważ przez lata przerwy stracił wprawę w graniu, a procenty potrafiły zakłócić zarówno myślenie, jak i koordynację ruchową. Już (co najmniej...) jedno kłamstwo miał na koncie, a bynajmniej nie chciał, by za takie uznała jego umiejętności związane z grą na instrumentach. W tym dawniej całkiem nieźle sobie radził.
- Uhmm - mruknął przeciągle w odpowiedzi, zsuwając dłoń po materiale jej koszuli, aby finalnie złapać za sam koniec materiału. Pociągnął ją delikatnie w swoim kierunku, zadzierając przy tym podbródek, ale i nie odrywając uważnego spojrzenia od oczu blondynki.
- Teraz ty musisz mi coś ułatwić. - Dobrze, że nie powrócił do malowania, bo aktualnie potrzebował lewej dłoni, by guzik po guziku rozpiąć jej koszulę. Prawą dłonią musnął delikatną skórę jej talii, żeber aż wreszcie kciukiem uniósł brodę Darling, dokładnie wtedy, gdy jej spojrzenie i dłoń otarła się o jedną z jego blizn.
- Może moja przeszłość jest bardziej mroczna niż mogłoby się wydawać? - zapytał ciszej, lecz nie czekał na jej odpowiedź, a zamiast tego cofnął się o krok, wyczuwając za sobą sofę. Urywając temat ubiegłych lat, poprosił, by wybrała miejsce w jakim będzie mógł stworzyć kolejny tatuaż. Z aprobatą zareagował na jej propozycję i skinął głową.
Już bez zbędnego pytania zsunął koszulę z jej ramion, po kilku sekundach odnajdując w miarę wysoki hoker, na którym mogła usiąść, kiedy tylko postawił go obok sofy, na której sam zajął miejsce. Otworzył raz jeszcze markera, aby zaznaczyć kontury wybranych lokalizacji Szmaragdowego Miasta. Począwszy od miejsca zamieszkania Ariel gdzieś na wysokości niższych partii lędźwi, kreśląc ku górze przerywaną linią, a na jej końcu charakterystyczną łapkę mającą oznaczać Woodland Park ZOO. Powyżej starał się odzwierciedlić obrys Green Lake, gdzieś niedaleko rysując też palmę, która skojarzyła mu się z Bongos - karaibską knajpką mieszczącą się w dzielnicy Phinney Ridge. Druga dłoń spoczęła na biodrze pogodynki, raz, czy dwa razy w międzyczasie przecierając gdzieniegdzie delikatnie rozmazany tusz i próbując poprawić coś, co jego zdaniem nie do końca się udało.
- Skończyłem - poinformował po paru minutach i podniósł się z kanapy, by znaleźć się z Ariel twarzą w twarz. - Szkoda, że raczej nie dowiesz się co tam jest. A może mógłbym coś zdradzić? Jeśli mnie przekonasz... - Uniósł brew, z udawanym zamyśleniem drapiąc się po kilkudniowym zaroście. Kątem oka omiótł ich ubrania, strój dziewczyny marynarza i... w ostatniej chwili zawahał się, jednak jej go nie podając.
- Myślę, że jeszcze wszystko dobrze nie wyschło, więc musisz poczekać. - Czyżby kolejne kłamstwo? Może nie będzie miała nic przeciwko. -...o ile nie jest ci zimno. - Bez skrępowania otaksował ją wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Jemu wybrany przez nią (nie do końca, skoro ten leżał obok, ale nieważne) halloweenowy strój zdecydowanie odpowiadał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy wcześniej - nim jego życie wywróciło się do góry nogami - nie planował wyjechać z Seattle? Czy nie myślał o tym, by zająć się muzyką przy okazji czerpiąc satysfakcję i radość z podróży? Ponad pięć lat temu nie nazwałby tego ucieczką, prawda? Czemu więc teraz jego myślenie tak się zmieniło? Blokował sam siebie przed czymś co zapewne robiłby już od paru lat, gdyby nie to, że wylądował w więzieniu. Fałszywe oskarżenia w dalszym ciągu zbierały swoje żniwo, skoro uważał, że sięganie po marzenia uczyniłyby go tchórzem. Musiał zrozumieć, że nie jest ważne gdzie się uda i czym będzie się zajmował - to on jest dla siebie największym zagrożeniem. To on sam może nieświadomie przekształcić się w tchórza tkwiąc w tym mieście przy okazji uciekając do drobnych niewinnych kłamstw, które nawarstwione nie dadzą mu szansy na określenie ich ‘nieporozumieniem’. Z jednej strony było to tylko 'niewinne kłamstwo' lub 'nieporozumienie' ale z drugiej skoro chciał żyć inaczej, po co po nie sięgał?
Myhym — uśmiechając się delikatnie przytaknęła, nie spodziewała się, że powie jej otwarcie w czym rzecz. Wystarczyło na niego spojrzeć, by domyślić się, że coś knuł - ale co? To była jedna wielka niewiadoma - jeszcze - i podobała się jej. — Kupiłeś mnie tym tajemniczym uśmiechem — przyznała szczerze jednocześnie wyrażając tym zgodę na pomoc, choć jeszcze nie wiedziała jaką postać ona przybierze.
Będę chciała, ale wpierw muszę cię znaleźć, prawda? — zauważyła słusznie licząc na jego pomoc jeszcze bardziej. To od tego zależało, czy będzie mieć jakiekolwiek szanse na trafienie do celu, by móc cieszyć się instrumentami, które skrywał w swoim mieszkaniu. Może powinna zabrać ze sobą gitarę do kompletu?
Teraz kiedy jego ręce zsunęły się po materiale jej koszuli nie potrafiła skupić się na tym, co może mieć miejsce później jak już uda się jej rozwikłać zagadkę położenia jego mieszkania. Teraz byli w jej domu, a niespodziewane przyciągnięcie zmusiło ją do zrobienia kroku w jego stronę by nie stracić równowagi. — Może po prostu nie będę ci niczego utrudniać — szepnęła unosząc lekko brew, zaciekawiona dalszym przebiegiem sytuacji. Nie potrzebował wcale pomocy, świetnie sobie radził - guzik za guzikiem - sprawnie, ale bez pośpiechu. Udało się mu zbudować napięcie, narastające z każdym kolejnym odkrywaniem skrawka jej ciała, do tego stopnia, że zapomniała na moment o tak prostej czynności jak oddychanie. Dopiero w chwili, kiedy to dłonią przejechał po wrażliwej talii, jej ciało przeszył lekki dreszcz i rozchyliła lekko usta, by złapać głębszy oddech. Nie trwało to długo, nagle oderwana od wędrówki po jego torsie - od blizny do blizny - wbiła w niego swoje spojrzenie. Różnica wzrostu teraz nie wydawała się taka rażąca, hmm...pochylił się, czy to ona uniosła się lekko na palcach? Nieważne, jego słowa wybiły ją z tych prostych i mało ważnych przemyśleń, a dociekliwość niespodziewanie rozbłysła w jej oczach. Nie czuła niepokoju po jego słowach, jedynie narastającą ciekawość. — Może… — chciałaby wiedzieć więcej? Może chciałaby znać prawdę, a może tylko tak się jej wydawało? Może… Jedno jest pewne - nie miała szansy się dopytać, choć mógł dostrzec to wymowne zainteresowanie tematem, który porzuciła na rzecz jego kolejnego pytania.
Musiała się zastanowić nad miejscem, wbrew pozorom nie była to łatwa decyzja, kiedy nie miała pojęcia co knuje Bruce i jaki szalony pomysł zrodził się w jego głowie. Marzyła o tatuażu na talii już od dłuższego czasu, ale wcześniejszy gest przypomniał jej jak bardzo wrażliwe było to miejsce. Plecy były bezpieczniejszą opcją i dawały spore pole do popisu jeśli chciał wykazać się czymś na większą skalę, dlatego to własnie je wybrała do tego całego przedsięwzięcia.
Pozbawiona koszuli zajęła podsunięty przez niego hoker czekając, aż zacznie kreślić kolejne ślady po jej ciele. Miała wrażenie, że temperatura znów podskoczyła nieco w górę, co jednocześnie kłóciło się zupełnie z odczuciami jej ciała po tym, jak chłodny marker ponownie spotkał się z jej skórą. Lekki dreszcz pozostawił po sobie ślad gęsiej skórki, który nie pasował do zaczerwienionych wypieków na jej policzkach. W myślach próbowała wyobrazić sobie ślady które zakreślał - niestety - nie składały się w żaden logiczny obrazek. Za pewnik wzięła to, że na koniec pokaże jej swoje dzieło. Jakie więc było jej zdziwienie, kiedy wypowiedział coś co całkowicie temu przeczyło! Nie schodząc z krzesła odwróciła się do niego z zadziornie uniesioną brwią. Zminimalizowała dystans ich dzielący pochylając się lekko w jego kierunku sprawiając, że znalazła się niebezpiecznie blisko jego ust. — Na pewno cię przekonam — powiedziała cicho zarazem pewnie, uśmiechając się do niego zuchwale. Oczywiście po głowie chodziło jej już konkretne rozwiązanie, mianowicie zamierzała przetestować czy jej syreni śpiew na niego podziała, bo wbrew pozorom jakie sprawiała, wcale nie była tego taka pewna.
Przeniosła spojrzenie na swoje marynarskie przebranie, jedynie na chwilę, by szybko wrócić nim do Bruce'a. — Szkoda byłoby, gdyby się zabrudziło — przytaknęła — poza tym wolałabym zobaczyć twoje dzieło takim jakim powinno być. Co mi po rozmazanej plamie na plecach? — dodała, choć ton jej głosu jasno wskazywał na to, że lekko powątpiewa w teorię o wciąż mokrym tuszu. Nie było jej zimno, choć delikatna gęsia skórka, będąca efektem chłodnych śladów markera, mogła to sugerować. — Myślę, że z tym drugim poradzi sobie tequila — która tego wieczoru była przyczyną wzrastające temperatury. Choć czy na pewno to jej sprawka?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie było takie proste - wybranie jednej, konkretnej ścieżki i podążanie nią do końca, jeżeli w międzyczasie pojawiały się inne opcje. Takie, które wydawały się łatwiejsze, sensowniejsze lub potrafiły zaintrygować. Na początku nie zważał na to, że jedną wyścielały drobne kłamstwa, a powrót był niemożliwy - liczyło się to, co było tu i teraz. Konsekwencje czaiły się jednak za rogiem, a o tym nie chciał myśleć. Po co zastanawiać się jak wiele się popsuje, skoro teraz zdawało się być dobrze? Uhm. Pewnie kiedy one się pojawią - efekty podjętych działań - ta pewność nie będzie tak wielka.
- Skoro kupiłem... to znaczy, że mogę zabrać ze sobą? - zapytał z zawadiackim uśmiechem. - Wtedy nie będziesz musiała mnie szukać - dodał, jak gdyby po tych słowach miała podjąć kolejne ryzyko i dać się porwać chociażby na te około cztery mile, o których już jej powiedział. Aktualnie tylko żartował; podłapał myśl, nie mogąc zostawić wątek i nie pociągnąć go w wybranym przez siebie kierunku (akurat Phinney Ridge, tak wyszło).
Nie czekał na odpowiedź blondynki, a zamiast tego pozbawił jej koszuli i ozdobił ciało pojedynczymi malunkami mającymi przedstawiać trasę. Mały statek stanowił jej dom, zaś charakterystyczny znaczek χ nieco wyżej jego miejsce zamieszkania. Miał całkiem dobrą orientację w terenie i dodając parę charakterystycznych miejsc starał się dobrze odwzorować plan Seattle, lecz wiadomo - było to zaledwie rysunkiem, drobnym ułatwieniem w jej ewentualnej próbie znalezienia go.
- Może kiedyś opowiem ci więcej - rzucił z zawahaniem, sięgając po jej dłoń i palcem przesuwając pod przeciągłą szramą w połowie żeber. Uśmiechnął się blado, kącikowo i wzruszył delikatnie ramionami. - Jeśli obiecasz, że się nie wystraszysz i nie uciekniesz. Teraz oboje mamy kontuzjowane kostki, więc to niezbyt rozsądne - stwierdził już lżej, jakby chcąc odsunąć ciężar swojej mrocznej przeszłości, jaka mogła rzucić cień nad aktualną aurą ich spotkania.
- Zrób to - polecił, przez kilka sekund utrzymując spojrzenie na jej tęczówkach, by w następstwie zsunąć je niżej, na usta. - Przekonaj - wyjaśnił ciszej, wcale nie zwiększając odległości, a samemu dodatkowo opierając dłoń na brzegu hokera, na którym siedziała, a opuszkiem kciuka przesuwając po dolnej wardze kobiety.
- Tequila... uhm. - Skinął głową, dopiero teraz prostując się, aczkolwiek dłoń, która wcześniej opierała się o krzesło, tym razem przeniosła się na talię Darling i z pomocą drugiej ręki umiejscowionej gdzieś na dole pleców (ups, chyba malunek jednak zdążył wyschnąć) zrobił coś podobnego co w górach, choć tym razem miał nadzieję, że nie będzie potrzeby przerzucania jej przez ramię, a zamiast tego oplecie go nogami w biodrach.
- Obiecałaś, że nie będziesz utrudniać -
przypomniał jeszcze i wycofał się (z Ariel, o ile mu nie uciekła) z powrotem na kanapę. Nie potrzebował już tequili, aby było mu ciepło. Może nawet cieplej, niż powinno. Dłonie spoczęły na jej talii, a później biodrach, muskając gołą skórę tuż nad spodniami.
- Potrzebuję... - urwał, rozglądając się. - Twojego telefonu. I tego, byś na chwilę się odwróciła - poprosił cicho, samemu opierając się wygodnie o oparcie sofy. - Chyba, że już nie chcesz, bym ci pokazał co narysowałem. - Jego działania mogły wydawać się trochę nieprzemyślane (tak też było, bo działał spontanicznie), dlatego chciał jej wyjaśnić co planował zrobić. A to, że w jego głowie plątały się jeszcze inne, chaotyczne myśli... na razie bezpieczniej było zostawić dla siebie.
...najwyżej ostudzi je (wcale nie) kolejnym kieliszkiem alkoholu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy to w ogóle było możliwe? Kroczyć planowaną ścieżką w wybranym przez siebie kierunku? Trwale, do samego końca? Owszem, może z łatwością tak myślała, ale sama znalazła się w Seattle zbaczając z obranej trasy, więc nie jej to oceniać. Sama zatrzymała się w mieście na dłużej niż planowała, a to do reszty kazało jej zboczyć z obranej ścieżki. Samo to przez co znalazła się w Szmaragdowym Mieście zeszło na drugi plan… tak, zdecydowanie nie jej to oceniać. Wiele rzeczy było prostych, ale to ludzie sobie je utrudniali; nie tylko Blake, Ariel również.
— Muszę ci wystawić fakturę przelewową, byś nie zapomniał jej zapłacić jak już mnie zabierzesz w odpowiednie miejsce — pewnie krótkie tak, możesz mnie zabrać ze sobą w zupełności by wystarczyło, ale nie byłaby sobą, gdyby odpowiedziała w taki sposób. — Nie jestem tylko przekonana do tego, że zostanę pozbawiona tej zabawy w chowanego/podchody - czymkolwiek to będzie - bo zapowiadało się ciekawie — mogę się ewentualnie umówić, że zabierze ją ze sobą jak jej poszukiwania będą się niepokojąco przedłużać. W końcu nie wiadomo jak pójdzie jej z odczytaniem mapy, którą właśnie kreślił po jej odsłoniętym ciele.
— Nie tak łatwo mnie przestraszyć — poinformowała go rzucając mu krótkie i pewne spojrzenie, po czym zerknęła przelotnie na bliznę zastanawiając się jaka mroczna historia jest z nią związana. Czy blefowała? Niekoniecznie, łatwiej było ją zrazić kłamstwem niż mroczną prawdą, ale tego nie mógł wiedzieć. Może kiedyś sprawiło, że odpuściła temat zostawiając to na przyszłość, teraz musiała się skupić na czymś innym.
Kiedy osunął spojrzenie na jej usta odruchowo przygryzła dolną wargę powstrzymując zuchwały uśmiech jaki próbował zdominować wyraz jej twarzy po słowach wypowiedzianych przez niego. — Przekonam — zapewniła cicho, po tym jak musnął palcem jej wargę. Naprawdę zamierzała to zrobić na swój sposób, ale rozproszona jego bliskością - którą przecież sama zainicjowała - na moment zapomniała co planowała. W głowie panoszyło się zbyt banalne posunięcie, dlatego na rękę był jej kolejny ruch Blake’a. — Nie zamierzałam — oplatając go swoimi nogami przytaknęła, dając się przenieść na kanapę.
Potrzebuję…
Słysząc prośbę przeniosła swoją dłoń na jego, lekkim uściskiem sugerując, by podążał za nią, kiedy powoli przesuwała ją w kierunku swojego pośladka. Tam z łatwością mógł wyczuć telefon wysunięty do kieszeni, co było jednocześnie zgodą na użycie go. Pewnie już dawno powinna zadbać o lepsze - właściwie o jakiekolwiek - zabezpieczenie telefonu, niż zwykłe przesunięcie palcem po ekranie. Teraz zupełnie się tym nie przejmowała pozwalając mu sięgnąć po telefon jednocześnie zbliżając się do niego, co zaprzeczało kolejnej jego prośbie. Nie zamierzała się odsuwać.
— W dalszym ciągu chcę zobaczyć — zapewniła układając dłoń na jego ramieniu i przesuwając powoli w kierunku szyi, zatrzymując się dopiero na jego karku — ale tak się składa, że mam świetny przedni aparat — wyjaśniła, teraz już całkowicie zmniejszając odległość jaka ich dzieliła, układając głowę na jego ramieniu. Zaskakująco wygodnym i… ciepłym, chociaż to zdawało się promieniować od całego torsu. Było to lepsze niż tequila, po części dlatego bez przekonania dodała — Chyba, że bardzo ci na tym zależy, to się odwrócę — drugą ręką wracając do kreślenia niewidocznych linii po tej stronie torsu, której nie zasłoniła swoim ciałem. Nie sprawiała wrażenia kogoś, kto faktycznie miał zamiar nagle się odsunąć, zamiast tego uniosła spojrzenie przyglądając się z bliska rysom jego twarzy. Zastanawiała się czy taka forma zdjęcia w zupełności mu wystarczy, bo jej zdecydowanie tak. Może teraz powinna go przekonać?
— Somewhere over the rainbow, way up high… — zaczęła bardzo cicho, a na dźwięk tych słów melodia sama układała się w myślach, choć może tylko ona tak miała? Uwielbiała Czarnoksiężnika z OZ, a teraz mogłaby nawet zacytować Dorotkę
Miejsce, w którym nie ma żadnych kłopotów. Myślisz, że jest takie miejsce, Bruce? Musi być. Gdzieś nad tęczą, wysoko.
Zamiast tego kontynuowała. —…and the dreams that you dreamed of, once in a lullaby… — nie czuła potrzeby przekonywania go do realizowania pomysłu na jaki wpadł, jakby już wiedziała, że i tak to zrobi. Pomimo tej świadomości zanuciła cicho jedną ze swoich ulubionych piosenek. Właśnie w ten sposób próbowałaby przekonać go wcześniej, o ile nie speszyłaby się w ostatniej chwili. Teraz nie będąc wystawiona na pełną obserwację ukrywając się odrobinę na jego ramieniu na pewno miała więcej odwagi - bo tej zawsze brakowało jej, gdy miała śpiewać przed kimś nowym. Tak, łatwiej było zsunąć koszulę przed kimś obcym niż obnażyć się z własnym śpiewem.


autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwał głową, chociaż nie wiedział jaka byłaby cena, którą miałby zapłacić, aby pokryć należności wynikające z tej faktury. Zdecydowanie wolał opłacenie jej inaczej, niekoniecznie w sposób materialny, a za pomocą pokazania miejsca, albo nauczenia czegoś nowego. Nie wiedział, czy Ariel miała podobne zdanie, aczkolwiek on bardziej cenił sobie nowe doświadczenia od kolejnych dolarów wpływających na konto. Rzecz jasna pieniądze były ważne - i wyśmiałby każdego, kto upierałby się przy stwierdzeniu, że nie dają szczęścia - ponieważ pozwalały na realizacje wielu aspektów i dawały poczucie bezpieczeństwa. Niekiedy złudne, ale lepiej było je mieć, niż być bankrutem.
<br>- Mógłbym zabrać, ale... niekoniecznie do swojego domu - powiedział po chwili namysłu - tylko gdzieś indziej, dalej, niż pozostając w zasięgu czterech mil - zaproponował, może nawet mając na myśli wcześniej wspomniane Los Angeles, albo inne, równie ciepłe miejsce w Kalifornii? Przed nimi był paskudny listopad; zimny, szary i jeszcze bardziej deszczowy. Niekiedy taka aura była potrzebna, mogła wyciszyć, choć Blake nieszczególnie lubił te momenty, uznając je z reguły za zbędne. Nie lubił analizować rzeczy, jakie miały miejsce, wracać do nich wspomnieniami, a to działo się najczęściej wtedy, kiedy nie miał nic innego do zrobienia. Myśli szukały sobie innego zajęcia, zupełnie wbrew zdrowemu rozsądkowi.
<br>- Da się to sprawdzić. - Ostrzeżenie, czy groźba? Zadziorny uśmiech razem z tajemniczym błyskiem w oku mogły zwiastować wiele, bowiem nie zamierzał kontynuować teraz tego tematu. Działo się dużo - dużo przyjemniejszych rzeczy - i nie chciał tego popsuć, ani jej wystraszyć, nawet jeśli zapewniała o swojej odwadze. <br>
- Nie. Twój pomysł bardziej mi się podoba - odpowiedział pewnie, choć będąc w tej pozycji... niekoniecznie spieszyło mu się do tego, aby ułatwić jej zadanie i faktycznie postarać się zrobić dobre zdjęcie. Plecami przyległ dokładniej do sofy, kiedy poczuł jej ciepło promieniujące przy swoim, a tuż po tym, jak dłonią przesunął po jej pośladku, wyjął z kieszeni telefon. Wolną rękę ułożył na jej biodrze, choć prędko znudziła mu się bierność, więc powoli palcami wędrował w górę, zatrzymując się na wysokości żeber, tuż pod materiałem stanika.
<br>- Tu też moglibyśmy coś narysować - zaproponował, a dłoń zmieniła miejsce i palec wskazujący zakreślił długą, przeciągłą linię w okolicach jej kręgosłupa. Miejsca dla dalszych tatuaży było sporo, aczkolwiek czy aktualnie potrafiłby się na nich skupić? Raczej nie, tym bardziej, że zaczęła śpiewać, a on całkowicie nieświadomie tego zastygł, nie wykonując żadnych innych ruchów przez kilkanaście sekund.
<br>- Brzmisz jak... - urwał i wziął głębszy wdech. Blisko, za blisko. Mogła wyczuć, jak rytm bicia jego serca niebezpiecznie przyspieszył. Wolniej. Przygryzł policzek od środka, starając się wyciszyć chaotyczne myśli, które pojawiły się w jego głowie. Bzdura, Griffith. Uroiło ci się, wcale nie brzmi podobnie jak ona.
- Jakbyś bardzo lubiła tę piosenkę - dokończył urwaną w połowie myśl i kątem oka spojrzał na blondynkę. Chcąc zmienić kierunek swoich myśli, podświadomie opuszkami palców musnął jej ciało podążając ku górze, gdzie natknął się na przeszkodę w postaci zapięcia od biustonosza. Nie było jednak dane, by przeanalizować szybkie za i przeciw, bo telefon wydał z siebie cichy dźwięk, którego możliwe, że nie słyszała Ariel. On pewnie też by nie usłyszał gdyby nie to, że wyświetlacz pokazał nową wiadomość.

<table><div class="tel0"> <div class="tel1"> <img src="https://i.pinimg.com/236x/3c/0e/94/3c0e ... 04e420.jpg" class="tel-ik"> <div class="cname">Royce </div></div> <div class="tel2"> <div class="tel-w">Melduję się z Laos. Nie, wcale nie piszę tego po to, byś była zazdrosna, ale może... (pozostały tekst nie zmieścił się w powiadomieniu na wyświetlaczu) </div> <div class="tel-w">Chyba nigdy Ci tego nie powiedziałem, ale naprawdę lubiłem, kiedy byłaś na górze i... (i tu również nie zmieściła się cała wiadomość) </div> <div class="tel-w">[ MMS - Royce na jachcie, w tle woda i koło sterowe ] </div> </div></div></table>

Zmarszczył czoło i nie chcąc znać dalszej treści wiadomości, przesunął palcem w bok, by powiadomienia zniknęły. Przy okazji - przypadkowo - odrzucił połączenie przychodzące od mężczyzny. Odchrząknął, usiadł prosto (chyba przy okazji trochę się spinając) i wychylił do przodu tak, by móc zrobić przednim aparatem zdjęcie jej pleców. Dla pewności pstryknął ze trzy razy, a kiedy oddawał blondynce telefon...

<table><div class="tel0"> <div class="tel1"> <img src="https://i.pinimg.com/236x/3c/0e/94/3c0e ... 04e420.jpg" class="tel-ik"> <div class="cname">Royce </div></div> <div class="tel2"> <div class="tel-w">Darling? Wszystko w porządku? </div> <div class="tel-w">Mam nadzieję, że nie znalazłaś sobie... (urwany tekst) </div> <div class="tel-w">Będę za niecałe trzy tygodnie, wtedy gdzieś Cię porwę. </div> </div></div></table>

Dziewczyna marynarza... Ciężko było nie połączyć faktów, szczególnie, kiedy obok leżał strój, a jakiś mężczyzna pływający na jachcie pisał do niej darling. Nie wiedział niestety, że to nazwisko Ariel, ani tego, że Speckhart pisząc, że lubił kiedy była na górze, miał na myśli jej mieszkanie w sąsiedztwie i to, że zdecydowanie przyda mu się fryzjer. Kolejnego połączenia nie dało mu się wyłączyć (nawet nie próbował), a jedynie bez słowa przekazał kobiecie komórkę.
<br>- Ubiorę się - poinformował, zanim zdążyła odebrać i rozejrzał za swoją koszulką. Problem był taki, że nie mógł po nią pójść póki siedziała na jego udach, więc wymownie odchrząknął.<br> - Lepiej będzie, jak porozmawiacie na osobności - skwitował, tym razem patrząc nie na nią, a gdzieś w bok. Nie, nie czekał na żadne tłumaczenia - bo dlaczego miałaby to robić? Nawet (chyba?) nie widziała, że on te wiadomości częściowo - i niespecjalnie - przeczytał. <br>
Niedługo później wciągnął swój t-shirt przez głowę i sięgając po kurtkę zatrzymał się przy drzwiach, by kulturalnie (chociaż tyle...) się pożegnać.
<br>Kurwa, Griffith, w coś ty się wpakował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapłata jaka chodziła jej po głowie dotyczyła pokazania swoich czterech ścian, które skrywać mogły wspomniane wcześniej instrumenty. Na inną formę raczej, by nie przystała, ta z resztą też do końca nie była jej na rękę, skoro planowała zabawić się w podchody. Dopiero, gdy dotarły do niej jego słowa wykazała jednym krótkim spojrzeniem niemałe zaintrygowanie.
— Teraz nawet chętniej dałabym się porwać. Zaciekawiłaś mnie — może dlatego, że opcji było tak wiele, a każda z nich okryta pewną tajemnicą. Nie mając pojęcia co chodzi mu po głowie byłaby w stanie zaryzykować, bo to takie typowe dla niej. Może powinna choć na moment zatrzymać się i zastanowić: skąd ta chęć do podejmowania ryzykownych kroków? Może nie były one najwyższej noty i posiadała pewne granice, ale trzeba było zaznaczyć, że nie zatrzymywały się one na tej rozsądnej (dla wielu ludzi) granicy. Zahaczały one jednak w zbyt wielką ufność wymierzoną w kierunku nieznajomych jak na to w jakim środowisku się wychowywała. Może, gdyby mieszkała na jakiejś odległej wyspie dałoby się to wytłumaczyć: nie widziała zbyt wiele złego, nie doświadczyła spotkań ze złymi ludźmi; ale przecież dorastała pośród tych zakłamanych, została przez jednego porzucona nim zdążyła przyjść na świat, jej doświadczenia z telewizji Los Angeles też odciskały swoje piętno. Dlaczego więc wciąż to robiła? Ślepo potrafiła zaufać, ryzykując - bo właśnie tym było jej wymowne spojrzenie wymierzone w jego kierunku, jakby próbowała powiedzieć, by to zrobił. By porwał choć na chwilę, by uciekli z dala otulonego deszczem Seattle.
Nie wątpiła w jego ostrzeżenie, ale też nie chciała sprawdzać tego w tej chwili, kiedy zajęła się czymś zupełnie innym. Czymś przyjemniejszym. Pewnie dlatego na brak protestu z jego strony uśmiechnęła się lekko, a aprobata przyznana jej poczynaniom sprawiła, że poczuła się nieco pewniej przylegając do niego.
— Moglibyśmy… — przytaknęła niepewnie, ponieważ lekki dreszcz przeszył jej ciało, gdy sunął palcem w okolicy kręgosłupa — a właściwie ty będziesz mógł, jeśli jeszcze jakiś pomysł zaprząta ci głowę — dodała ciszej, by kilka sekund później ułożyć się wygodniej i zmieść plany następnego tatuażu kilkoma słowami wyśpiewanymi tuż przy jego uchu.
Poczuła jak jego ciało spięło się, a serce zaczęło wybijać szybszy rytm, ale nie wzbudziło w niej to niepokojących myśli. Śpiewała dalej, jakby chciała się przekonać czy to za sprawą jej głosu, czy może winnym było coś zupełnie innego. Urwana wypowiedź w obliczu skupienia Darling też nie wzbudziła żadnych podejrzeń. Kończąc część urwała przytakując lekkim pomrukiem dopiero na jego ostateczne stwierdzenie. — Uwielbiam… — to dokąd zmierzała jego ręka też się jej podobało; w tej chwili może nawet bardziej niż odkrywanie przed nim swoich ulubionych melodii.
Ulotna to była chwila, ponieważ kilkanaście sekund później spiął się, co tym razem dostrzegła bez trudu. Odgłos zrobionego zdjęcia powtórzony trzykrotnie zmieszał się z dźwiękiem powiadomienia, które w tym momencie niewiele ją interesowało, a mimo to oddał jej telefon informujący o połączeniu. Royce, dostrzegła odbiorcę i wygasiła telefon chcąc powiedzieć Bruce’owi, że to nic takiego; oddzwoni później - jednak nic nie powiedziała. Jego wymowne odchrząknięcie było niczym chłodny prysznic, więc pospiesznie zsunęła się z jego kolan chyba zbyt zaskoczona tym co się wydarzyło, by zrozumieć istotę problemu. Jego problemu, ona po swojej stronie nie widziała żadnego. Nieświadoma przeczytanych przez Bruce’a powiadomień stała onieśmielona jego nagłym spłoszeniem i zdezorientowana, co z łatwością mógł wyczytać z jej spojrzenia wymierzonego w jego kierunku. Gdyby jakiś dźwięk miał wybrzmieć z jej rozchylonych ust, z całą pewnością byłoby to krótkie i niezrozumiałe: Eeeeee? Zamiast tego przyglądała się mu jak ubiera koszulkę, sięga po kurtkę i zmierza do drzwi sprawiając, że czuła się głupio. Tak, głupio - i to nawet mało powiedziane. Nawet nie widziała jeszcze tych wszystkich wiadomości wiszących gdzieś w jej telefonie i czekających na odczytanie. Jedyne co teraz obserwowała to spłoszonego Bruce’a i starała się zrozumieć, w którym momencie przeciągnęła strunę, że uciekł jak poparzony. To było nie tylko zawstydzające, ale i irytujące, więc jedyne co z siebie wydusiła to przytaknięcie z nadzieją, że przerwie ono ten niezręczny moment. — Okej… jak uważasz — zerknęła przelotnie na telefon, już nie dzwonił. Założyła ręce na klatce piersiowej. — Fajnie, że wpadłeś — chyba sama do końca nie wiedziała co mówi, bo ten moment do fajnych nie należał, choć na poprzedzającą go część wieczoru narzekać nie mogła. — Chyba… cześć — co miała powiedzieć? Naprawdę nie znalazła lepszych słów, pozwoliła mu uciec nie rozumiejąc przed czym właściwie ucieka.
Musiała ochłonąć, kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły wskoczyła pod szybki prysznic na moment zapominając zupełnie o tatuażu jaki zdobił jej skórę. Dopiero ubierając dres w lustrze dostrzegła część jego malunku, a chcąc obejrzeć go w całości na telefonie dopiero skupiła się na pozostawionych przez marynarza wiadomościach. To one skradły całą jej uwagę. Zaraz po ich przeczytaniu nie zwlekała i oddzwaniając do Royce’a oddała się długiej rozmowie, by na koniec zasnąć z myślą o obiecanym porwaniu.
Jednak chciała uciec z Seattle… choć na chwilę.
  • [ k o n i e c ]

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”