WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
Po kąpieli założył świeże ubrania, przeczesał nawet wilgotne włosy, które zaraz skręciły się w loczki i zrobił sobie herbatę.
Pola przyszła niedługo później. — Jesteś niezniszczalna, przeżyjesz nas wszystkich — odparł, obejmując ją i po prostu do siebie przytulając. Nie chciał żeby się martwiła, ale tym razem nie miał niestety wpływu na to, co go spotkało. Sam do końca nie wierzył. że to przytrafiło się akurat jemu. W końcu Seattle jest takie duże. Czemu on? Nie oglądał wiadomości, ani nie czytał artykułów w internecie. Z jakiegoś powodu nie miał ochoty dowiedzieć się o co tak naprawdę chodziło i czemu tyle osób ucierpiało. Pewnie ciekawość weźmie nad nim górę, gdy tylko dojdzie do siebie, ale narazie potrzebował po prostu spokoju.
Poczuł wspaniały zapach, wydobywający się z pakunków, które przyniosła ze sobą jego przyjaciółka. Dopiero teraz poczuł głód i to potężny, aż zaburczało mu w brzuchu. — Co masz dobrego? — zapytał pospiesznie, zmieniając jednocześnie temat.
-
— Mam same dobre rzeczy! Upiekłam ci ciasteczka, ale najpierw obiad… możesz sam jeść? — zerknęła wymownie na jego ręce, ba! Była skłonna nawet go dokarmiać jeśli okazałoby się, że jest nieco nieporadny po wypadku. Po tych słowach szybko się rozgościła i z torbą weszła w głąb mieszkania, układając swoje smakołyki na kuchennym blacie. Zupa pachniała obłędnie, ale tego mogła się spodziewać - w końcu odwiedziła swoją ulubioną japońską knajpkę i wybrała najlepszy ramen pod słońcem… albo przynajmniej w Seattle. — Jak się czujesz? Mogę ci pomóc założyć opatrunek jeśli chcesz — zaproponowała, bo wydawało się jej to na miejscu. Jego dłonie tego wymagały od czasu do czasu, a skoro były poranione to pewnie ciężko samemu cokolwiek nimi zrobić. Przed kąpielą łatwo było pozbyć się opatrunku, ale założenie go mogło okazać się nie lada wyzwaniem. — Masz coś na oparzenia? Miałam piankę w domu, wzięłam ci w razie czego — Hudson jak zawsze w pełni przygotowana. Zamiast pytać kogoś o coś, ona ładowała do torebki wszystko co mogło się przydać i ruszyła w drogę. Pewnie na ich wspólnych wyprawach, gdy ktoś czegoś potrzebował zawsze padała odpowiedź: zapytaj Poli, ona zawsze wszystko ma. Trochę tak, jakby posiadała słynna torebkę Hermiony.
W międzyczasie nałożyła i zupę na talerzyki - na szczęście wciąż była ciepła - i przeniosła ostrożnie na stół. — Dali nam do tego pałeczki, ale może wolisz łyżkę? — nie wiedziała na ile może sobie pozwolić tymi poparzonymi dłońmi. Serio, mogła go nawet nakarmić.
-
Usiadł na kanapie i odchylił głowę, by móc dalej na nią patrzeć.
— W takim razie mam nadzieję, że dożyjemy wszyscy późnej starości… Co najmniej — odparł, a gdy wspomniała o ciasteczkach uniósł jedną z brwi. — Naprawdę sama upiekłaś? Pokaż — mruknął, sięgając dłonią w stronę toreb. Gdyby nie upilnowała, aby najpierw zjadł obiad, to pewnie wsunąłby wszystkie ciastka zanim wyjęłaby zupę.
Pola zadała tyle pytań podczas podawania posiłku, że Robert postanowił zaczekać i zastanowić się przed odpowiedzią.
— To może najpierw pomóż mi z opatrunkiem, a potem zjemy. Bo chyba nie pozwolisz mi jeść samemu? — uśmiechnął się lekko. — Koniecznie łyżkę — dodał, będąc pewny, że za pomocą pałeczek wiele by nie zjadł, nie mówiąc już o najedzeniu się. Miał wrażenie, że gdyby chociaż raz upuścił łyżkę podczas jedzenia, to Pola posadziłaby go na kolanach i nakarmiła jak swoje własne dziecko, co byłoby na swój sposób urocze, ale i przerażające.
— Mam w łazience wszystko co potrzebne i co przepisał lekarz. W wiszącej szafce — dodał na pytanie o piankę. Oczywiście, że dziewczyna miała swoją. Plastry opatrunkowe, bandaż i wszystko inne co mogłoby się przydać też pewnie miała. Na nią zawsze i wszędzie można było liczyć. W pewnym momencie naszła go myśl, że Hudson byłaby wspaniałą, troskliwą żoną i matką. Bezwiednie na jego twarzy zawitał dziwny, tęskny uśmiech. W końcu to miłe, kiedy ktoś się o ciebie troszczy. Trochę współczuł Dexterowi, ale z drugiej strony być może nie byli sobie pisani.
— Co ja bym bez Ciebie zrobił — wymsknęło mu się. Wzruszył lekko ramionami, jakby sam sobie odpowiedział. — Dziękuje — dodał pospiesznie. Pewnie podziękuje jej dziś jeszcze ładnych kilka razy.
-
— Też mam taką nadzieję, jeszcze mam wiele planów do zrealizowania — choć prędzej określiłaby je mianem marzeń. Z wiekiem myśli o rodzinie i dzieciach wydawały się bardziej abstrakcyjne. — Śmiesz w to wątpić? Nie wiem co cię tak dziwi. Jak się stresuję to wypieki są lepsze niż nie jedna tabletka uspokajająca — i nie chodziło o samo zjadanie ich, a właśnie przygotowywanie. Miała czym zająć ręce i myśli, po prostu.
Gdyby nie to, że miał poranioną rękę pewnie już oberwałby po dłoniach za to, że wyciąga je w stronę ciastek przed obiadem. Nie ma tak łatwo, deser zostaje na koniec.
— Okej, to najpierw ręka, a później coś zjemy — zgodziła się bo sama tego potrzebowała. Może jego zbiłaby po rękach za złą kolejność posiłków, ale to ona żyła ciastkami własnej roboty zajadając stres, kiedy się o niego martwiła. Jej brzuch spragniony był czegoś pożywnego.
Od razu przyszykowała też łyżkę dla Roberta, ale nim faktycznie zasiedli do jedzenia pokierowała się do łazienki po potrzebne rzeczy do opatrunku. Zagarniając wszystko co mogło się przydać wróciła do pokoju, usiadła obok niego na kanapie i rzuciła mu krótkie, ale wymowne spojrzenie. — No pokaż co tam się zadziało — poleciła uśmiechając się ciepło. W ten sposób świetnie wpasowałby się w rolę pielęgniarki, dzieci z pewnością by ją pokochały! Reszta mogłaby uznać, że jest zbyt szczęśliwa i coś tu nie gra, człowiek wraz z wiekiem traci tą wrażliwość, szczególnie w takim zawodzie. Nigdy jednak nie chciała angażować się w pracę z ludźmi, postawiła na zwierzęta, które z resztą też bardzo ją lubiły... zazwyczaj - o ile nie zbliżała się do nich z zamiarem zrobienia zastrzyku.
— Nie mam pojęcia co byś zrobił gdyby mnie zabrakło, ale lepiej tego nie sprawdzajmy — bała się, że mogłoby się skończyć gorzej. Tak, miała syndrom zbawiania świata, w szczególności swoich bliskich i czasami nie mogła wyzbyć się głupiego przeświadczenia, że bez niej by sobie nie poradzili, co było rzecz jasna totalną bzdurą.
— Nie musisz mi dziękować, po prostu obiecaj, że postarasz się nie pakować w kłopoty — poprosiła, choć kłopoty chyba same go odnajdywały.
-
— To wszystko było tak dziwne i działo się szybko, że teraz sam nie jestem do końca pewny co się tak właściwie zadziało — mruknął, czując się z tym odrobinę niezręcznie. W końcu jego słowa brzmiały jak tania wymówka, ale mówił szczerą prawdę. Miał nadzieję, że Pola mu uwierzy, w końcu znają się nie od dziś. Przez chwilę zastanawiał się intensywnie, próbując wrócić do minionych wydarzeń myślami. — To chyba był jakiś tunel, a niektórzy od tak znikali, jedna dziewczyna nawet wpadła do otworu w ziemi i jakby ktoś ją wciągnął gdzieś. Przewróciłem się i upadłem w skrawki materiału, które się paliły. Nie mam pojęcia co było później, ani co stało się z resztą uczestników. Jakoś nie chciałem już do tego wracać - przyznał, bo faktycznie było to tak nieprzyjemne doznanie, że wolał się od niego odciąć. Nie chodziło o całą grozę wydarzenia, ale o to, że prawie nic nie pamięta. Nawet nie jest pewien czy był po prostu nieprzytomny, czy umysł płata mu figle. To tego najbardziej się obawiał, postradania zmysłów. Umysł był najcenniejszym co posiadał i za żadne skarby nie chciałby go utracić.
Być może to nie było do końca tak, że Robert czy inni przyjaciele lub rodzina Poli nie poradziliby sobie bez niej, ale niektórzy być może poradziliby sobie bez niej po prostu gorzej. A to przecież jest już coś, a nawet duże coś, prawda? Dlatego też postanowił przyznać jej racje.
— Lepiej nie. Jesteś niezastąpiona.
Uśmiechnął się, obserwując jak zajmuje się jego oparzeniem i zmienia opatrunek. Uniósł wzrok na jej twarz, gdy poprosiła go o obietnicę.
— Obiecuję — odpowiedział tak zwyczajnie i lekko, jakby nic go to nie kosztowała. Prawda była taka, że mieli inne pojęcie kłopotów. Co prawda na imprezie Halloweenowej żadnych nie przewidywał, ale często decydował się na przygody, które miały mało wspólnego z bezpieczeństwem. Czy będzie umiał z tego zrezygnować na jej prośbę? Trudno było teraz stwierdzić. Być może miał szczere, dobre chęci, ale czy pokusa za kilka tygodni nie będzie od nich większa?
Zupa smakowała naprawdę dobrze i w dodatku była jeszcze ciepła. Nie trzeba go było karmić, bo radził sobie z obsługiwaniem łyżki, nawet jeżeli dłoń bolała. Dyskomfort nie był jednak duży.
— Zostaniesz na noc? — zapytał, przerywając na moment posiłek. Nie chciał, żeby Pola wracała sama po ciemku i miał ochotę na towarzystwo. Mitcha ostatnio prawie nie było w domu, a nawet jak był, to rzadko wychodził z pokoju.
-
Śmierć ściśle wiązała się z człowiekiem, towarzyszyła wszystkim i kończyła każde życie - prędzej czy później. Człowiekowi wydaje się, że nie poradzi sobie z czyjąś stratą, ale kiedy ona następuje życie toczy się dalej i jakoś trzeba się z nią uporać. gdyby jej zabrakło niewątpliwe, że życie jej rodziny i przyjaciół potoczyłoby się dalej i każdy poradziłby sobie z tym na swój sposób. Apollonia pragnęła jedynie przedłużyć stratę bliskich osób do chwili, w której będzie się ona wydawać bardziej odpowiednia - czyli w podeszłym wieku, kiedy przeżyło się szmat czasu i można zakończyć podróż.
— Nikt nie jest niezastąpiony — przyznała i pomimo zaprzeczenia uśmiechnęła się ciepło, co miało być wymownym przyjęciem komplementu.
Czuła się nieco lepiej słysząc obietnicę padającą z ust Roberta, ale znała go już szmat czasu i zdawała sobie sprawę z tego, że pozbawianie go ryzykownych wyskoków to jak wyrwanie z niego cząstki siebie i wyrzucenie do kosza. Wtedy nie byłby sobą, ba! Nie byłby tym samym Robertem, którego uwielbiała; tym samym, który sprawiał, że momentami serce podchodziło jej do gardła ze strachu; tym samym, z którym zakradała się nocą do sklepu i kradła bieliznę; tym samym, przez którego czasami cierpiała na bezsenność po przeczytaniu kolejnego rozdziału. Liczyły się chęci, one jej wystarczały w zupełności dlatego nie drążąc tematu skupiła się na zupie. Słysząc jego pytanie spojrzała wyraźnie zaskoczona, może nawet lekko wystraszona - nie samym pytaniem, a tym, że potrafił czytać jej w myślach. — O matko, myślałam, że sama będę musiała się wpraszać… mam pietra na samą myśl o przemierzeniu miasta w ciemności — to chyba oznaczało zgodę.
— A masz jakieś wino? Możemy zrobić jakiś seans — filmowy rzecz jasna, od duchów powinni trzymać się z daleka — tylko nie horrory — oglądając coś z Polą trzeba mieć świadomość, że czeka cię jazda bez trzymanki przez komedie romantyczne, familijne lub bajki dlatego ogłośmy minutę ciszy dla Browna, który być może zostanie dziś do nich zmuszony siłą przekonywania jaką posiadała panna Hudson.
-
— To nie brzmi źle. Brzmi całkiem rozsądnie — odparł i zaśmiała się krótko, bezgłośnie. Kto wie co by mu się stało, gdyby został wciągnięty w czarną dziurę, czy w jakieś inne równie niewiadome miejsce. Kto wie co stało się wtedy tej dziewczynie i czy jeszcze żyje.
— Masz rację — potwierdził, bo sam nie chciał już o tym myśleć. Co było, to było. Przeżył Halloween i wyszedł prawie bez szwanku. Oparzenia nie były tak rozległe, aby miał trudności z pisaniem, gdy wszystko się zagoi, więc narzekać nie mógł. Oprócz tego nie chciał też wciągać Poli w wir jego wspomnień z tamtej nocy. Najlepiej, aby ją to ominęło z daleka. W końcu była taka wrażliwa.
— Nie ma takiej drugiej Poli — odparł, dając jej do zrozumienia, że naprawdę nikt nie byłby w stanie jej zastąpić. Nie dla niego.
Zupa była naprawdę dobra, więc przez chwilę jedli w milczeniu. Gdy zeszło na temat nocowania Poli u niego, uśmiechnął się, widząc jej entuzjazm. Miał nadzieję, że zgodzi się od razu, inaczej musiałby sięgnąć po bardziej przekonujące argumenty, ale pewnie i tak postawiłby na swoim. Mógł oczywiście zaproponować, że ją odprowadzi, ale wtedy ominąłby go maraton komedii romantycznych. Tyle do stracenia.
— Jasne, mam kilka butelek w barku — wskazał ruchem głowy na szafkę w rogu salonu. — Może coś jest w lodówce, ale nie jestem pewny czy wino, czy tylko piwo.
Taki z niego gospodarz, że nawet nie wie co ma w lodówce. Od Halloween właściwie nie pił, no i wiele nie jadł, więc nie zaglądał tam często.
— Dobrze, żadnych horrorów. Możesz wybrać filmy, posram się nie narzekać — rzucił z rozbawieniem, chociaż mogło być w tym ziarno prawdy. Podejrzewał, że na wybranych przez Polę filmach może się nudzić, a nie umiał usiedzieć długo bez zabijania nudy. Kto wie jak się skończy ten maraton.
Wziął się za dokończenie zupy i po chwili talerz był pusty. Podczas, gdy Pola zajmowała się organizowaniem wina i filmów, on wstał i odniósł do kuchni pozostałości po posiłku i naczynia. Jedyne, co zostawił na ławie, to oczywiście ciastka, których sobie nie odmówi. Wyjął z szafek jeszcze kilka innych przekąsek, po czym wrócił na kanapę.
-
Cieszyła się, że zupa mu smakowała, ale nie mogło być inaczej - jej też smakowała. Kiedy tak siedzieli razem przed oczami przeleciały jej dawne wspomnienia, kiedy jeszcze jako dzieciaki siedzieli przy wspólnym stoliku szkolnej stołówki i niczym najlepsi krytycy oceniali kulinarne poczynania szkolnych kucharek. Uśmiechnęła się pod nosem na samo wspomnienie przyglądając się Robertowi, po czym wróciła do zajadania się zupą. Czasami chętnie wróciłaby do tego momentu… do bycia dzieckiem, do beztroski i pierwszych zauroczeń, które może i niekiedy sprawiały lekki ból, ale z łatwością można było je uleczyć tabliczką czekolady zjadanej na huśtawce w parku. Teraz nawet hektolitry wina nie potrafią uleczyć, a tablica czekolady zastępowana jest kubłem nisko kalorycznych lodów (bo gdyby miała zajadać sercowe rozterki zwykłymi lodami byłaby już gruba i nieszczęśliwa - teraz przynajmniej jest chuda i nieszczęśliwa), które w smaku prędzej przypominają brudny zmrożony śnieg, a nie aksamitny smak wanilii zmieszanej z orzechami - sugerowane na opakowaniu.
— Okej, zaraz zrobię napad na twój barek… i lodówkę — oznajmiła czując się pewnie jak we własnym mieszkaniu. Po zjedzonym posiłku przeszukała najpierw netflixa - bo większość rzeczy w ostatnim czasie oglądała właśnie tam (rozleniwiła się) - i już na starcie znalazła coś, co ją zaintrygowało. — Filmy naszej młodości — odparła dumnie — idealnie. idziemy w Dirty Dancing — co prawda nie chodziło jej bezpośrednio o film, ale o dokument promowany przez netflixa. Widziała jednak, że i film wrzucili, więc po dokumencie mogli go sobie puścić i spojrzeć na wszystko nieco inaczej. Okej, wiedziała że to nie jest kategoria Roberta, ale sorry… złapała taką zajawkę na to, że była w stanie wykorzystać swoje spojrzenie kota ze Shreka, by go przekonać do tego pomysłu.
Po wszystkim ogarnęła wino i kieliszki, a gdy rozsiadła się wygodnie na kanapie pozostało jej czekać na Roberta, który dostarczył też jakieś przekąski. Pewnie pierwsze co to rzuciła się na jakieś chipsy,a gdy byli gotowi odpaliła dokument. — W tamtych czasach prym wiodły prawdziwe, męskie filmy ociekające testosteronem. Nic dziwnego, że uznali Dirty Dancing za zbyt dziewczęcy — skomentowała po jakimś czasie upijając wino, które wcześniej rozlała im do kieliszków.
-
Kiwnął głową, utwierdzając ją w przekonaniu, że może zrobić napad na jego barek, lodówkę, szafę, balkon, piwnice i co tylko chce. Nic dziwnego, że czuła się jak u siebie. W końcu bywała tu stosunkowo często, jako jedna z niewielu osób tak naprawdę.
Usiadł obok dziewczyny i zajrzał jej przez ramię, wsadzając sobie do ust ciastko jej własnej roboty. Niebo w gębie. Wśród “filmów naszej młodości” zauważył “America Pie” i Harryego Pottera”. Ciekawe kto robił tę listę. Zmarszczył lekko czoło, gdy wybór padł na “Dirty Dancing”. Dla własnego dobra postanowił się po prostu zgodzić wymownym milczeniem.
— Uznali? — zapytał ze zdziwieniem i pełną buzią. — Przecież ten… Patrick jest taki dobrze zbudowany — przyznał, po czym przełknął przekąskę. — Chociaż ten ich taniec jest taki trochę zniewieściały — dodał, zerkając kontrolnie na minę Poli. Uśmiechnął się odrobinę łobuzersko i sięgnął po kolejne ciacho. On się nie hamował z przekąskami, słodyczami i lodami. Narazie nie tył, ale też nie przejmował się tym za bardzo.
-
Została sama.
Nie tak całkiem, ale w ostatnim czasie czuła się właśnie tak jakby była sama, nawet gdy otaczała ją masa wspaniałych ludzi, w tym przyjaciele.
Samotność to dziwna rzecz.
Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok ciebie w ciemności. Głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci tchu. Zostawia kłamstwa w sercu, kładzie się w nocy w łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje na krok, kurczowo trzyma za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć w dół, kiedy usiłujesz się podnieść.
Ostatnio często coś ciągnęło ją w dół.
Może dobrze, że zrobił sobie drobną krzywdę i mogła ten wieczór spędzić w jego towarzystwie, nie czując napierającej na nią samotności. Ten jeden raz, chociaż na chwilę.
— No wiesz, nie ma wybuchów, krwi, bitki, spisków, bum, pif, paf i takie tam — gestykulowała próbując chyba - dośćnieudolnie swoją drogą - zobrazować te wszystkie sceny ociekające testosteronem. — Taki tańczący przystojniak to pewnie dla nich jedna wielka kpina i przecież taniec to nieMĘSKIE zajęcie — przewróciła teatralnie oczami, kiedy to komentowała. — I ej, to nie o ten taniec się rozchodzi — wyjaśniła, gdy pokazywali jedną ze scen pośród ludzi. — Chodzi o to, że właśnie narzucano te wszystkie rodzaje tańca, a dzieci urywały się późnymi wieczorami i skrywały w piwnicy, by tańczyć tak jak chcą. O, właśnie tak! — pokazała, gdy na ekranie pojawiła się scena z arbuzami, a na jej policzkach momentalnie pojawiły się wypieki. Och, tańczyłaby. Och, schowałaby się w takiej piwnicy i porwała Paticka do tańca. Teraz, po odcinku wiedząc, z jaką kontuzją się zmagał czuła jeszcze większy podziw do tego co powstało z tego tańca. Nie mogła wyjść z szoku wiedząc, że taśmy miały zostać spalone, a żadna większa wytwórnia nie chciała tego wypuścić, więc hitem zostało tylko dzięki gościom od kaset video. Hit, no po prostu hit. Pewnie cały czas komentowała program, aż się rozgorączkowała. Chociaż może to kwestia wina? Mniejsza o to.
Wieczór przeminął zbyt szybko, a wino nieco uśpiło jej czujność. Zapierając się rękami i nogami, że kanapa jej w zupełności wystarczy, w końcu postawiła na swoje. Gdy nastała noc, a Robercik zaszył się w swoim łóżku Pola zaczęła odlatywać w krainę snu, ale gdzieś po drodze poczuła się nieswojo. Dziecięca wyobraźnia zaczęła podsuwać jej potwory zalegające pod kanapą i nim pomyślała wędrowała w swoich groszkowych majtkach i kremowej bluzce do Robercikowej sypialni. Wbiła się mu do łóżka, jakby nie było w tym nic dziwnego… bo w zasadzie nie było. To nie ich pierwsze wspólne nocowanie, czy to we dwoje, czy większą grupą. Problem w tym, że nie mieli już 11 lat, a ich majtki nie były wyszywane podobiznami bajkowych bohaterów… Ale mniejsza z tym, prawda? Przecież nie było w tym nic dziwnego, że właśnie wpełzła mu do łóżka w koszulce i majtkach, jak za starych dobrych czasów. Nie myślała o tym teraz, poduszka była zbyt wygodna, by poddawać się gonitwie myśli, gdy pociągnął ją sen bardziej niż Patrick Swayze. Robiąc za duża łyżeczkę wtuliła się w ciepłe plecy Robcia, którego łóżko grzeszyło wygoda. Tutaj żaden potwór nie miał szans się wedrzeć. Było ciepło, miło, sennie… czuła się tak komfortowo, że nawet cicho chrapała, nie wybudzając tym przyjaciela.
Cholera, dawno tak dobrze nie spała.
[ koniec ]