WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Ten dzień przebiegł w miarę sprawnie. Na kolacji u rodziny niewiele się działo. Kilka głupich komentarzy, rozmów, udawanie, że wcale nie miała ostatnio wypadku i cóż, rodzinna atmosfera. Faktycznie zjadła trochę za dużo, ukradła mamie indyka na później, bo w końcu musiała mieć na kanapki dla Lachlana, obiecała mu!, no i popijała jagera na kanapie. Luźniejsza sukienka była jednak dobrym pomysłem, choć to akurat wmusiła ją matka. Eme nigdy nie była ich fanką, wolała luźne koszulki, obdarte jeansy, a nawet i jednoczęściowe kombinezony - choćby te mechanika. Tym razem jednak dała się przekonać, może dlatego, że Brown przychodził potem i rzadko widział ją w takiej odsłonie? A co jak co, chciała mu się podobać. Gdy podpita Jagerem wróciła do domu z pomocą brata, szybko zrobiła sobie herbaty i zabrała się za przygotowywanie składników do kanapki z indykiem swojego autorstwa.
Wybiła dwudziesta trzydzieści, dziwnie siedziała jak na szpilkach wyczekując jego przybycia. Było kilka rzeczy, które na to wpływały. Po pierwsze, tęskniła za nim, nie widzieli się kilka dni, a spotkanie w szpitalu było na tyle krótkie, że ugh, pozostawiło tylko wiele pytań. Po drugie, chodziło o to co napisała, zupełnie przypadkiem! Chciała brzmieć w sposób żartobliwy, a wyszło... niezręcznie. A może chciała mu powiedzieć, że go kocha w najbardziej naturalny sposób? Sama już nie wiedziała. Po trzecie, chciała z nim spędzić czas i myślała, że może wpaść do niej na trochę dłużej, a potem najwyżej zamówi do siebie taksówkę, gdyby znów musiał wracać do psów. Dlatego też, gdy zadzwonił dzwonek poderwała się, wytarła dłonie w ścierkę i podeszła do drzwi, otwierając je. Uśmiechnęła się na widok Lachlana. - Hej. Objedzony? - Miał zostawić miejsce na jej indyka, no! Wolała się upewnić, że pamiętał. - Zajumałam połówkę jagera, jak coś - szepnęła konspiracyjnie, wpuszczając go do środka.
-
Mimo niewesołej atmosfery podczas kolacji, Lachlan starał się o tym nie myśleć, co prawdopodobnie wychodziło mu nieco lepiej od innych z uwagi na to, iż w pewien sposób był do śmierci przyzwyczajony. W ciągu trzech spędzonych poza krajem lat miał okazję zobaczyć wiele nieprzyjemnych rzeczy i chociaż sam był tylko pilotem, nie raz zdarzało się, że jednego wieczoru prowadził z jakimś znajomym luźną pogawędkę, a kolejnego dnia jego istnienie zaliczało się już wyłącznie do wspomnień. W pewnym sensie przyjął więc już do siebie stratę brata, chociaż nie udało mu się jej zaakceptować i, cóż, nie sądził, aby to kiedykolwiek nastąpiło. Z niektórymi rzeczami nigdy nie przechodziło się do porządku dziennego.
Niejakie pocieszenie stanowiła dla niego perspektywa spędzenia wieczoru w towarzystwie Emerald. Od momentu ich kłótni zaczął coraz bardziej się na nią otwierać, zupełnie wbrew sobie. Nawet jej ostatnia wiadomość, którą Lachlan postanowił po prostu zignorować, wymyślając jakąś głupotę o problemach z operatorem, nie zmieniła jego nastawienia, bo… na pewno nie miała tego na myśli. Wolał sądzić, że po prostu jej się wyrwało i już do tego nie wracać, chociaż paradoksalnie w ciągu całego wieczoru kilkukrotnie złapał się na próbach wytłumaczenia sobie tych słów. Z marnym skutkiem oczywiście.
Mimo wszystko, pojawił się przed drzwiami jej mieszkania z lekkim uśmiechem i nadzieją, że Campbell uwierzyła mu na słowo, i że nie wróci do tematu. Ani do roztrząsania tego, co stało się w szpitalu, bo o tym Lachlan również wolał nie myśleć, doskonale zdając sobie sprawę z tego, iż im bardziej zagłębiał się w tę relację, tym bardziej grabił sobie swoim zatajaniem prawdy. Nie zasługiwała na to.
- Hej – przywitał się, nie mogąc nic poradzić na ciepło, jakie rozprzestrzeniło się po jego ciele na sam jej widok. – Na pewno znajdę miejsce na obiecaną kanapkę – odpowiedział, bo chociaż w rodzinnym domu nażarł się indyka, uczucie przejedzenia zdążyło już go puścić. – O proszę. – Uniósł lekko brwi. – To bez sensu kupowałem wino. – Wiadomo, że Jagerek lepszy, bo bardziej procentowy, hehe. – Gdzie Nyx? – No kto by pomyślał, że pierwsze, o co zapyta po wejściu, to jej kot, którego ponoć tak bardzo nie lubił?
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
- Świetnie, a wino może zostać na następny raz. Alkohol nigdy się nie marnuje w tym domu - zaśmiała się cicho i gdy wszedł do środka od razu skradła mu buziaka, czułego, ale przelotnego i przesunęła dłońmi po torsie mężczyzny. - Patrzcie, jaki wystrojony... choć osobiście wolałabym Cię w czarnej koszuli - mruknęła, rozpinając niepostrzeżenie dwa guziki od góry. Nie potrzebował być tak zakryty, a poza tym, miała nadzieję, że niedługo też się pozbędzie czegoś więcej, ekhm. Wytrzymywała przy nim tak długo, że już normalnie chciała eksplodować, zwłaszcza, jak wyglądał w ten sposób, pachniał obłędnie i wcale nie indyczkiem! i na dodatek uśmiechał się do niej, jak do żadnej innej kobiety. - Ktoś się stęsknił? - Zapytała z rozbawieniem, zamykając za nim drzwi. - Śpi na kanapie, mama dała jej trochę smakołyków, objadła się i teraz zawinęła się w kulkę - mały ragdoll słodko leżał na poduszce, mrucząc cicho przez sen. Nawet łypnęła w stronę nowego gościa, ale była zbyt zmęczona i zasługiwała na swoją poobiednią drzemkę! Potem go zaatakuje. - Chcesz zjeść teraz czy masz ochotę się coś napić? - Zapytała, gdy już weszli głębiej do mieszkania oboje, bo nie będą jak debile stali w przedpokoju.
-
Tak naprawdę nawet nie rozmawiał o niej z Carterem – od momentu tej dziwnej spiny po prostu nie mieli okazji ze sobą pogadać, a informację o tym, że wyjechał, przekazała mu Posy. Najwyraźniej więc albo bardzo się spieszył, albo ich przyjaźń nie była wystarczająco ważna. Z niektórymi znajomościami było tak, że rozwijały się i trwały tylko w określonych warunkach, na przykład właśnie daleko od domu. Może tak też było w ich przypadku.
Pozwolił, żeby pomajstrowała trochę przy jego koszuli, a komentarz, iż wolałaby go w jakiejś czarnej, skomentował wzruszeniem ramion. Mogła napisać wcześniej, jeśli miała jakieś wymagania to spróbowałby im sprostać, hehe. Ale teraz było już za późno i musiała zadowolić się nim w białej koszuli.
- Też się wystroiłaś – zauważył, mierząc ją wzrokiem. Emerald w sukience, klękajcie narody. – W ogóle – zaprzeczył od razu, bo gdyby tylko ktokolwiek dowiedział się, że jego nienawiść do kotów nie była już taka wysoka, jak przed poznaniem Nyx, na pewno straciłby wiele na wiarygodności. Czego oczywiście nie chciał. Zresztą to nie tak, że pomioty szatana nagle przestały mu przeszkadzać – zrobił wyjątek jedynie dla Campbell i jej kociego dziecka. – Możemy najpierw się napić, chyba że jesteś bardzo głodna. – On nie był, ale równocześnie znalazłby miejsce na tę obiecaną kanapeczkę z indykiem, dlatego pozostawił wybór jej. – Jak tam rodzinny obiad? – zapytał, gdy przeszli do kuchni, a Eme zapewne zajęła się wyciąganiem szklanek. Oparł się o jeden z kuchennych blatów, obserwując ją uważnie, bo wyglądała w tej sukience niezwykle pociągająco. Nigdy nie lubił żółtego koloru, ale jej jakoś pasował – ładnie łączył się z ciemnymi włosami i lekko opaloną karnacją. Dziwne, jak rzeczy, których wcześniej nie tolerował, stawały się znośne, gdy chodziło o nią.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
Pokiwała głową, wyciągając szklanki i oczywiście zapytała gdzieś po drodze czy ma ochotę na coś alkoholowego najpierw, czy może woli wody albo soku. I w zależności od preferencji gościa, to właśnie im nalała. - W sumie to okej, nic specjalnego. Moja mama uparła się na kilka rzeczy, więc trzeba było play along - zaśmiała się pod nosem - ale w końcu widziałam się z bratem, no i pogadałam z ojcem o powrocie na tor - nie krępował ją jego wzrok, właściwie nawet jej się to podobało, że tak się przygląda. Nic więc dziwnego, że podeszła do Lachlana, który nonszalancko opierał się o blat w jej kuchni i odłożyła szklankę gdzieś na bok. - Podoba Ci się to co widzisz? - Zapytała cicho, obejmując go za kark. - Też nie jestem głodna, najadłam się... ale mam ochotę na coś innego - przygryzła dolną wargę. Nie mogła się powstrzymać! Chciała, by wiedział, jak na nią cholernie działa.
-
- Raczej przyjemny – stwierdził po prostu, bo dziwnym by tego nie określił. Była wobec swojej stereotypowo kobiecej strony zdecydowanie zbyt krytyczna, podczas gdy naprawdę udawało jej się robić wrażenie (które, rzecz jasna, Brown starał się tuszować).
Przewrócił oczami. Nie było co się z nią kłócić, i tak nie przekonałby jej co do swoich racji. Była uparta, a on łatwo się poddawał no i… w gruncie rzeczy Nyx wcale mu nie przeszkadzała, więc nie mógłby rzetelnie udawać jej największego wroga.
- O, i co twój tata na to? – zapytał, upijając łyka alkoholu (bo jasne, że na to się właśnie zdecydował, hehe) ze swojej szklanki. Był ciekawy opinii pana Campbell, tym bardziej, że powrót na tor należał do tematów, które chyba znacznie Emerald zajmowały.
Uśmiechnął się lekko, gdy objęła go i przysunęła się bliżej. Sama jej obecność działała na niego jakoś tak kojąco, chociaż równocześnie wyzwalała w nim energię i myśli, które w normalnych okolicznościach raczej nie przyszłyby mu do głowy. Śmieszne – nigdy nie uważał się za podatnego na kobiece wpływy, a jednak Emerald działała na niego inaczej, zwłaszcza po tym, jak kilka miesięcy temu mieli okazję ponownie się spotkać.
- Nigdy nie narzekam – zauważył, zakładając jej włosy za ucho i przesuwając kciukiem po jej policzku. Ale już po chwili, widząc jej uśmiech i słysząc ten sugestywny ton głosu, nagle stracił na pewności siebie (jakby wcześniej w ogóle miał czym szastać), bo kurczę, wiedział, że w końcu do tego dojdzie – w końcu ani on, ani Eme nie szczędzili sobie kiedyś miłych chwil bez ubrań i zapewne gdyby nie jego przypadłość, już dawno spróbowałby przetrzymać ją na dłużej w sypialni. Z każdym ich kolejnym spotkaniem mówił sobie, że teraz już powie jej całą prawdę, i że skończy owijać w bawełnę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to, co robił, było zwykłym kłamstwem. W dodatku raczej podłym, bo zatajał przed nią takie informacje, które w gruncie rzeczy mogłyby wpłynąć na jej chęć kontynuowania tej znajomości na takim podłożu. A jednak ilekroć zbierał się w sobie, aby zacząć ten niefortunny temat, nagle opuszczała go odwaga, której jeszcze kilka lat temu, w Afganistanie, miał aż zanadto. Gdzie nagle się podziała?
- Na co? Na jakiś deser? – zapytał z nadzieją, że w ten sposób zaoszczędzi sobie trochę czasu. – Mogę skoczyć po jakieś ciasto. – Niech idzie, może po drodze kupi sobie jakąś prawdziwą nogę i skończą się problemy.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
Patrzyła mu spokojnie w oczy, a gdy jego kciuk zetknął się z jej ciepłą skórą uśmiechnęła się, przygryzając lekko wargę. Lubiła jego bliskość, dotyk, pragnęła znacznie więcej i hej, no naprawdę nie mógł się jej dziwić. Nie po tym, co było kilka lat temu, nie po tym jak wyglądał obecnie. Żywiła do niego silne uczucia, chciała tego zbliżenia, ale to była jak walka z wiatrakami. Z jednej strony wiedziała, że on też chce tego samego co ona, ale za moment wycofywał się, a w jego oczach dostrzegała strach. Westchnęła cicho na jego słowa. - Nie to miałam na myśli, ale okej, może być - postanowiła się uśmiechnąć. To była ostatnia próba tak naprawdę. Nie miała już siły walczyć, nie chciała go do niczego zmuszać, a ewidentnie nie był gotowy na ten krok. Dlatego odsunęła się od niego, składając wcześniej lekki pocałunek na jego policzku i zabrała swoją szklankę, robiąc kilka kroków w tył. Salon był dobrym rozwiązaniem, w końcu nie był głodny, a ona nie zamierzała stać jak ten debil. Poczuła tylko lekkie ukłucie i rozczarowanie, bo najwyraźniej nie była wystarczająco dobra. Może to była wina Cartera, ale skoro nie było go już na obrazku, to czy aż tak miał jej za złe? Czy aż tak nie dostrzegał tego, co Eme czuła do Browna? - Oglądnijmy coś - rzuciła, patrząc na niego przez ramię, gdy wychodziła z kuchni.
-
- Jest w tym jakaś prawda – przytaknął, no bo jednak z tego co pojął, cała ta sytuacja nie była wyłącznie winą Emerald. Albo wręcz w ogóle nie była jej winą. Z drugiej strony jednak absolutnie rozumiał, iż mogła mieć pewne opory, tak samo jak on na przykład obawiałby się postawić nogę na pokładzie samolotu, jakiegokolwiek. To wciąż wiązało się z pewną traumą, po prostu. – Myślę, że to dobra decyzja – stwierdził, a jego usta same rozszerzyły się w jakimś spokojnym zadowolonym uśmiechu, jak gdyby cieszyła go sama świadomość tego, iż Emerald wróci do realizowania swoich pasji. – Jesteś najlepsza w tym co robisz – dodał jeszcze z pewną dozą czułości, przeczesując jej włosy wolną dłonią.
Wiedział, że nie o to jej chodziło. Cholera, gdyby nie jego stan, od razu podjąłby tę grę, a potem zaciągnąłby ją do sypialni albo nawet i niekoniecznie, w końcu w kuchni też nie raz zdarzyło im się zaszaleć. Nie mógł jednak tego zrobić, jeśli nie chciał wywołać w niej nieprzyjemnego szoku i jeśli równocześnie sam nie chciał poczuć się wybrakowany. Bo właśnie w takich kategoriach o sobie myślał – jakby, mimo iż z pozoru wyglądał zupełnie zwyczajnie, brakowało mu czegoś istotnego.
Zgodził się z nią cichym mruknięciem. Na jej wyraźnie zniecierpliwione westchnięcie aż zaschło mu w gardle i doszła do niego świadomość, że nadszedł już najwyższy czas na wyklarowanie całej tej sytuacji. Dłużej już nie mógł wodzić ją za nos.
Usiadł na kanapie, tuż obok zwiniętej w kulkę Nyx, ale zamiast oprzeć się o miękkie poduszki, wyprostował się jak struna, patrząc na Emerald z niepokojem. Serce biło mu mocno w piersi, co w normalnych okolicznościach pewnie uznałby za strasznie żałosne, ale obecnie zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł dłużej ignorować tego, co się między nimi działo. I nie mógł jej okłamywać, bo widział w jej oczach to rozczarowanie, które okropnie mu się nie podobało. A jednak świadomość, iż Campbell mogła zareagować jeszcze mocniejszym niezadowoleniem na wiadomość, jaką miał jej do przekazania, sprawiła, że jeszcze przez chwilę siedział w ciszy, zbierając w sobie odwagę.
- Emerald – powiedział w końcu, kiedy ona pewnie udawała zajętą szukaniem dla nich odpowiedniego filmu. Gdy w końcu na niego spojrzała, przełknął ślinę, zaciskając dłonie w pięści, jakby chciał w nie zgarnąć całą swoją śmiałość. Wciąż miał jej za mało. – Muszę ci coś powiedzieć. – I to było to – to jedno, straszne zdanie, którego nikt nie lubił słyszeć. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrafił zagaić tematu w jakiś inny sposób, nie umiał też cisnąć w nią informacją o swoim kalectwie o tak, prosto z mostu. Kurwa, chyba dopiero zaczął zdawać sobie sprawę z tego, co tak naprawdę narobił, nie uświadamiając jej w tym wszystkim od samego początku.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
I niestety, te niezrozumiałe rzeczy wychodziły właśnie na jaw. A przynajmniej miały, bo bardzo wadziła jej ta cała sytuacja. Starała się być wyrozumiała, jednak naprawdę potrzebowała tej bliskości, potrzebowała go, by wiedzieć, że to nie jest tylko tymczasowe widzimisię, że on też myśli o nich poważnie. Jasne, odbyli jedną rozmowę i co? To by było na tyle. Czy była gotowa czekać? Tak. Ale jak każda kobieta potrzebowała czegoś, co ją zapewni, że nie są tylko przyjaciółmi, że jest dla niego ważna pod względem romantycznym, że podoba mu się, tak samo, jak on jej. Pod względem seksualnym również. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z problemu, zwłaszcza, że seks nigdy nie był dla nich problemem, gdy "byli ze sobą" te iks lat temu. Musiał ją zrozumieć.
Nyx wdrapała mu się spokojnie na uda, gdy poczuła, że ciepły kaloryferek pojawił się obok. Eme jednak nie zwróciła na to uwagi zbytnio, pochłonięta myślami. Obróciła pilot w dłoni i bezsensu przeskakiwała kolejne pozycje. Nie wiedziała co ma zrobić, co się stało, dlaczego tak reagował. I choć starała się zrozumieć - gówno rozumiała i to był problem. Może wychodziła na samolubną i napaloną, jednak nigdy nie kryła się z faktem, że seksualna część związku czy jakiejś romantycznej relacji była dla niej istotna. Pruderyjność nie wchodziła w jej słownik. Nie parzyła na niego, póki nie zwrócił jej uwagi, wtedy odwróciła się i westchnęła cicho. - Tak? - Jego słowa brzmiały poważnie. I bała się jednego - nie chciał jej, wolał ją jako przyjaciółkę i pewnie sama to wszystko zepsuła. - Słucham, wszystko okej? - Dopytała, bo bała się, serio się bała. Nawet zastopowała cholerny telewizor i skupiła na nim całą uwagę. A wyraz twarzy Lachlana wcale nie wprawiał ją w lepszy nastrój. Cała pewność siebie zniknęła.
-
Nie znosił patrzeć na wymalowaną na jej twarzy rezygnację ze świadomością, że to on był jej powodem. I nie znosił też podejrzewać, wokół czego mogły kręcić się jej myśli w tamtym momencie – że nie chciał się do niej zbliżyć, albo że uważał ją za niewystarczająco atrakcyjną, bo, cholera, jej uparty charakter w połączeniu z tym, jak prezentowała się zewnętrznie, czynił ją w jego oczach niesamowicie pociągającą i gdyby tylko miał pewność, że nie odrzuci go z powodu jego fizycznych braków, już dawno spróbowałby zaciągnąć ją do sypialni.
- Nie – powiedział zgodnie z prawdą, czując coraz większy, irracjonalny strach, który nakazywał mu jedno: ucieczkę. Wiedział jednak, że nie mógł tego zrobić, bo Emerald nie zasługiwała na takie traktowanie. Lubił myśleć, że we wszystkim, co robiła i mówiła, była z nim szczera i chociaż momentami niekoniecznie mu się to podobało (myśl o tym, że miał ją jeden z jego lepszych przyjaciół wciąż była strasznie nieprzyjemna), mimo wszystko był jej za to wdzięczny. I wiedział, że zasługiwała na to samo. – Przepraszam – musiał powiedzieć to najpierw, jakby bał się, że kiedy już pozna prawdę, stanie się głucha na to, co miał do dodania. Głucha na fakt, iż wcale nie był dumny z tego, jak to wszystko rozegrał. – Powinienem powiedzieć ci to od razu. – I znowu na jaw wychodziły jego problemy w komunikacji. Z kobietami i w ogóle. – Ale bałem się, że jak ci to powiem to zaczniesz na mnie patrzeć inaczej. – Jak idiotyczne było to, że nie chciał stracić w jej oczach, mimo że teoretycznie nie było między nimi nic poważnego? – Ja… – zaczął, ale to wciąż nie chciało przejść mu przez gardło. Wiedział, że cokolwiek powie, to zakończy się w jeden sposób – Emerald będzie rozczarowana i po prostu się na niego zezłości. Nie mógł tego uniknąć. – Pamiętasz, że… kiedy spotkaliśmy się na tym przyjęciu, opowiedziałem ci o tym wypadku lotniczym? – Nyx chyba wyczuła jego zdenerwowanie, bo miauknęła z niezadowoleniem i usunęła się z jego kolan, zupełnie jakby obawiała się, że zaraz ta irytacja przejdzie na nią. Co, mimo jego niechęci do kotów, sprawiło, iż poczuł się jeszcze mniej pewnie. – To wszystko prawda – zaznaczył z nadzieją, że ta informacja była w stanie zadziałać na jego korzyść, ale przeczuwał słoną porażkę. – Ale nie powiedziałem ci, że… tamtego dnia, kiedy spadliśmy, część kadłuba samolotu… wylądowała na mnie. Miażdżąc mi nogę – spodziewał się, że wraz z wypowiedzeniem tych słów odczuje ulgę, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego, był tylko strach i żal wynikający ze świadomości, iż mógł zrobić to o wiele wcześniej. – Musieli ją amputować. – Zdawał sobie sprawę z tego, że Emerald i większość kobiet uznawały go za pociągającego głównie ze względu na jego wygląd i, no cóż, wcale go to nie dziwiło, ponieważ jeśli chodziło o charakter, miał do zaoferowania naprawdę niewiele. Dlatego tym bardziej przyznanie się do tego, iż w jakimś sensie był wybrakowany, oznaczało dla niego automatyczną utratę wartości, niezależnie od tego, jak płytko to brzmiało. – Przepraszam – powtórzył, podnosząc się nagle z przeświadczeniem, że patrzenie na niego było ostatnim, czego chciała. Jakby nie było, w pewnym sensie ją okłamał.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
Kolejne jego słowa wcale nie brzmiały optymistycznie. I zaczęło ją to lekko przerażać, bowiem co mógł mieć na myśli? Jak mogła pomyśleć o nim inaczej? Serio był gejem i te wszystkie żarty to tylko podwalina do wyznania prawdy i wyjścia z szafy? Wszystkiego mogła się spodziewać, ale nie takiej bomby, jaką na nią zrzucił. I bolało - nie to, że jej nie powiedział, ale to, że uważał, iż mogłaby spojrzeć na niego inaczej. Siedziała chwilę cicho, przetwarzając jego słowa i nic nie mówiąc, bo nie wiedziała cholera co. To było szokujące i przede wszystkim, nie sądziła, że tyle złego mu się wydarzyło. Tak dobrze to ukrywał, że była w stanie uwierzyć w ptsd, ale w brak nogi? Amputację? Zmiażdżenie? Nie dość, że stracił kogoś bliskiego tamtego dnia, to jeszcze było blisko, by sam nie wrócił. - Nawet... nawet nie zauważyłam, cholera - była w szoku, bo to nie zbyt normalna wiadomość pt. nie było bułek w piekarni. - Ja... nie wiem sama o co miałabym zapytać - szepnęła, patrząc na drżące dłonie z emocji. Przygryzła mocniej wargę i wzięła się w garść. Musiała. Nie była małą dziewczynką, która beczy z byle czego. Odetchnęła i spojrzała na niego, przybliżając się. Palcami przesunęła po policzku mężczyzny. - Jeśli myślałeś, że to mnie odstraszy, to się mylisz - mruknęła, patrząc mu w oczy, jakby chciała zapewnić Lachlana, że jej słowa były prawdziwe - cieszę się, że mi w końcu powiedziałeś, ale jestem zła, że w ogóle mogłeś pomyśleć, że będzie to dla mnie jakiś problem! Żyjesz, to się liczy, a jak widać, nawet nie zauważyłam, że coś było nie tak, więc - uśmiechnęła się zadziornie - jeśli bałeś się, że staniesz się nagle dla mnie mniej atrakcyjny, to się przeliczyłeś - chciała obrócić to wszystko w żart, rozładować atmosferę i cóż. Tylko tak mogła sobie poradzić z tak wielkimi wieściami. - Czyli... odsuwałeś się ode mnie ze strachu, tak? Tu, nie chodzi o to, że no wiesz - że była nieatrakcyjna, że była jak siostra, przyjaciółka czy też była Cartera. Musiała się upewnić, że byli na tej samej stronie, że chodziło tylko o jego stan, by go akceptowała. A z nogą czy bez niej, już i tak była zauroczona po uszy.
-
Jej milczenie utwierdziło go w przekonaniu, że na razie nie miał czego tu szukać. Perspektywa miłego wieczoru legła nagle w gruzach, nie mówiąc już o kanapkach z indykiem, które pewnie płakały gdzieś cicho na stole, żałując, iż tamtego dnia nie spełnią swojej dziękczynnej powinności. A to wszystko przez jednego idiotę, który nie był wystarczająco odważny, aby przyznać się przed Emerald do czegoś, na co w gruncie rzeczy nie miał żadnego realnego wpływu.
Był bliski zebrania się w pośpiechu, byleby tylko zniknąć jej z oczu i dać jej czas na to, aby spróbowała to wszystko przetrawić. Wtem jednak usłyszał jej głos – cichy, pełen niedowierzania i szoku, który, choć wcale go nie zdziwił, mimo wszystko wywołał w nim lekkie ukłucie… żalu?
- Bo to… tak naprawdę zmienia w codziennym życiu – powiedział po prostu, nie wiedząc jak inaczej zareagować na jej słowa. – Ale wiem, że być może zmienia wiele w naszej relacji. – Nie lubił tej myśli, lecz w pełni ją akceptował, zdając sobie sprawę z tego, iż tym razem to on nawalił. Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie.
Zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, przysunęła się do niego, patrząc na niego tak intensywnie, że nie dał rady utrzymać własnego spojrzenia. Przeniósł wzrok na jej dłonie, nie znajdując wystarczająco dobrych słów, aby przeprosić ją jeszcze raz, tym razem odpowiednio.
- Emerald – powiedział cicho, kręcąc głową. – Nie musisz… - mówić tego wszystkiego oraz zapewniać go o tym, jakoby ta nowa wiadomość niczego pomiędzy nimi nie zmieniała. – Doceniam to, ale… – Nie chciał, żeby mówiła tak tylko ze współczucia. To było gorsze niż jawny komunikat: jesteś kaleką, wypadasz z gry.
Słuchał jej w milczeniu, nie potrafiąc uwierzyć w wypowiadane przez nią słowa. Nie wątpił w jej empatię ani w to, że byłaby w stanie uznawać go za atrakcyjnego mimo wszelkich niedogodności, a jednak… w jakiś sposób świadomość, że już o wszystkim wiedziała, wywoływała w nim uczucie wstydu. Jakby jednak nie był jej godzien. – Tak – przytaknął po prostu, przymykając oczy, bo mimo wszystko po raz pierwszy od dawna, czując jej bliskość i dotyk, nie czuł się tak, jakby igrał z ogniem. – Chodzi tylko o mnie – zapewnił, powoli unosząc dłoń i wplątując ją w jej ciemne, miękkie włosy, układające się w delikatne fale. – Z tobą wszystko w porządku – powtórzył jeszcze, co by wszystko stało się jasne. Nie chciał, żeby przez jego durne zachowanie ubzdurała sobie jakieś głupoty. I chciał powiedzieć jej coś więcej – że wciąż uważał ją za tak samo piękną, czarującą i charyzmatyczną, jak tych parę lat temu, że wciąż wywoływała w nim te niezrozumiałe uczucia, ale to nie potrafiło mu przejść przez gardło. Nie był przyzwyczajony do wypowiadania takich słów.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
Nie mówiła tego wszystkiego z litości czy współczucia. Wywróciła na to jednak oczami, bo po prostu gadał głupoty. Chciała go przekonać, że pomimo wszystko jest dla niej najważniejszy i to się nie zmieni. Dawali radę do tej pory, dlaczego miałaby uciec? Uśmiechnęła się delikatnie, gdy bawił się jej włosami i przekrzywiła głowę bliżej jego dłoni, przymykając w tym samym momencie oczy. Potrzebowała jego bliskości, a on chyba jakiegoś namacalnego dowodu na to, że jeszcze mogło wszystko wyjść na prostą. Chwilę tak siedzieli. Milczała, gdy nawijał jej kosmyki włosów na palce, gdy przetrawiała wszystko co się tu wydarzyło, a gdy odetchnęła głębiej spojrzała ponownie na Lachlana. - Hej, Brown? - Zagaiła z zadziornym uśmiechem. A gdy spojrzał na Emerald, ta po prostu go pocałowała. - Ty i ja - szepnęła mu w usta - razem, pomimo wszystko - pomimo jej wybrakowania, jego problemów, ludzi, którzy mogli nie chcieć ich razem. To, co powiedziała Adore - był jej bezpiecznym miejscem, osobą, która wnosiła spokój do życia. Nie mogła tego stracić.
-
Nie wiedział jeszcze co prawda, czego od niej chciał, ale na pewno chciał ją blisko, bo była jedną z niewielu kobiet, na które potrafił naprawdę się otworzyć. Sprawiała, że przestawał maniakalnie koncentrować się na swojej pracy i, o zgrozo, że zaczynał akceptować koty. Co w pewnym sensie trochę go przerażało (bo ilekroć wchodził z kimkolwiek na jakąś wyższą stopę znajomości, obie strony szybko się rozczarowywały), a jednocześnie napawało go jakimś niezrozumiałym spokojem.
- Przepraszam, że przeze mnie pomyślałaś sobie coś takiego. – Nie chciał, żeby uzależniała mniemania o samej sobie od jego nieprzemyślanych i nierzadko durnych kroków. – To nieprawda – dodał jeszcze, bo chciał utwierdzić ją w tym przekonaniu. Była na to za dobra – na to całe oglądanie się na niego. Ze swoim nieuchwytnym, przekornym charakterem i urodą mogłaby mieć każdego, dosłownie każdego, a jednak siedziała tutaj, blisko niego, mówiąc mu, że był dla niej ważny. – Lubię spędzać z tobą czas i mieć cię obok – mruknął cicho w odpowiedzi na jej wyznanie, bo emocjonalność trochę go przerażała, jak to facet. Bał się, że powie albo zrobi coś nie tak, że da jej nadzieję na coś większego, z czego później zechce się wycofać. Ważył więc słowa, chociaż gdzieś w głębi czuł, że jeśli ktoś zasługiwał z jego strony na jakiekolwiek wyznanie, była to ona. Wciąż jednak nie potrafił się na to zdobyć – mieszało się w nim zbyt wiele sprzecznych emocji – więc gdy z jej ust padły ostatnie, wyszeptane w jego usta słowa, ”razem, mimo wszystko”, jego dłoń zsunęła się z jej włosów na kark, za który przyciągnął ją do siebie, łącząc ich wargi w pocałunku. Po raz pierwszy nie bał się, że zajdą za daleko, i że w pewnym momencie będzie musiał się z tego wycofać – teraz, kiedy wszystko już było jasne, mógł pozwolić sobie na zbliżenie się do niej tak, jak tylko chcieli, nie przejmując się swoimi brakami.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>
-
- Cóż, powiedzmy sobie szczerze... masz na mnie spory wpływ - wywróciła oczami - po prostu jakoś... no nie mogłam sobie poradzić z myślą, że między nami byłaby tylko przyjaźń. Za bardzo mnie pociągasz - sapnęła, bo co, prawda. Nie zamierzała go okłamywać, zawsze ją kręcił i to się nie zmieniło. Ba, chyba po tylu latach nawet jeszcze bardziej chciała zerwać z niego ciuchy, bo osiem lat - robiło różnicę. I przy okazji, z jej zazdrosną naturą, nie zamierzała się nim dzielić ani przez moment z innymi kobietami. - To dobrze - uśmiechnęła się szerzej, słysząc jego słowa. Nie mogła się powstrzymać, jak cicho zaśmiać pod nosem, widząc jak bardzo bym wytrącony z równowagi. Nie lubił gadek o uczuciach i to rozumiała, nikt chyba nie przepadał za tym, by mówić, co się kryło w jego sercu. Ale usłyszenie tego, że ją lubił i chciał przebywać w jej towarzystwie wystarczało.
Nie spodziewała się jednak tego pocałunku. Tak żarliwego, że po chwili siedziała na nim okrakiem. Odwzajemniała wszystkie, jakby jutra miało nie być, dłońmi sunąc po torsie Lachlana z cichym pomrukiem, gdy jej palce natrafiały na kolejne mięśnie. - Nie chcę zrobić Ci krzywdy - szepnęła między pocałunkami, bo właściwie teraz wolała być ostrożna. Nie wiedziała na co może sobie pozwolić, tak? A w obecnej pozycji - no cóż. On musiał być tym, który pokaże jej pierwszy raz co i jak. I trochę liczyła, że tym nie spieprzyła nastrój, więc szybko nadrobiła to wepchnięciem jednej dłoni pod koszulę, a drugą - no musiała sobie jakoś z guzikami poradzić. I znów. Szalała, choć nie powinna, choć kilka minut wcześniej mówiła, że zrobią to, gdy będzie gotowy. Wszystko przez te piekielne usta Browna.