WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
– Lenny! – wykrzyknęła, w ogóle nie przejmując się ludźmi wokół niej. – Dobrze, że jesteś! Nie chciałbyś się dziś ze mną zamienić na prace? Ja bym coś tam u ciebie porysowała, a ty byś tu wszystko ogarnął. Co ty na to? – rzuciła na wstępie niesamowicie poważnym tonem, ale naprawdę zrobiłaby wszystko, żeby dziś nie być Lacey Fairlane, od której wszyscy oczekują dziś niemożliwego i jeszcze paru innych rzeczy.
-
- 2
Szczególnie nie podobały mu się te myśli, gdy przemierzając długie korytarze budynku z kubkami ciepłej kawy w ręku, kierował się nie do swojego biura, a w miejsce znacznie ważniejsze na liście. I chociaż znał pokonywany odcinek na pamięć, dźwięk jego imienia wykrzyczanego przez Fairlane, momentalnie zwiódł jego uwagę, jakby to właśnie ona od teraz wskazywała mu drogę. - Lacey! - odpowiedział równie entuzjastycznie, przybierając na twarzy uśmiech, który szybko zmieszał się z rozbawieniem, jakie przybrało na sile wraz z kolejnymi słowami kobiety. Pokusił się o niezbyt dyskretne zerknięcie przez jej ramię, by przelecieć wzrokiem stanowisko pracy, na którym rzeczywiście dział się mały koniec świata. To mu wystarczyło. - Czyli po to mnie zawołałaś, tak? Całą brudną robotę na mnie chcesz zrzucić? Tylko do tego mnie potrzebujesz - teatralnie westchnął i przewrócił oczami, by jak aktor żywcem wzięty z estrady okazać swój ból i rozczarowanie, ale coś mu nie wyszło, bo po drodze zdążył już zaśmiać się pod nosem, dając sygnał, iż tylko żartował. - No nie wiem, Lace, ostatnio jak sprawdzałem twoje umiejętności rysunku to bazgrałaś gorzej, niż ślepa kura, także pozwól, że się porządnie zastanowię... - zrobił dramatyczną przerwę, łapiąc powietrze w płuca. - Nie. Powodzenia następnym razem - rzucił, robiąc głęboki wydech, po czym uśmiechnął się do niej, żeby przypadkiem nie zawiesiła nosa na kwintę.
- Aaa, właaaaśnie - otrząsnął się nagle, niczym wyrwany z transu. To było takie naturalne, że zapomniał, po co w ogóle tam przyszedł. - Trzymaj, to dla ciebie. Wyglądasz na niewyspaną - wręczając jej kubek z ciepłą kawą, niemal wyszeptał drugie zdanie. Ustalmy sobie, że Lenny lubił się droczyć.
-
– Zawołałam cię, bo się tak ucieszyłam na twój widok! Dlaczego masz o mnie takie złe zdanie? – zapytała, starając się okazać, jak bardzo jest tymi pomówieniami urażona, jednak poważną minę zepsuło widoczne coraz bardziej rozbawienie. W mig zapomniała o całym nawale pracy, który na nią czekał. Wizyta Lenny’ego zdecydowanie miała na nią pozytywny wpływ. Przynajmniej ze względu na jej głowę, bo w pracy zdecydowanie przeszkadzał, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało w tym momencie!
– No cóż, Lennonie Sherwoodzie, zdecydowanie to sobie zapamiętam. A gdy będziesz mnie kiedyś błagał o pomoc w czymś, przypomnę ci, jaki dziś byłeś dla mnie niedobry! – stwierdziła, teraz już udając całkiem śmiertelnie obrażoną. No jak on śmiał tak! W głowie się nie mieści! A przecież ona zawsze by mu chętnie pomogła, w każdej sytuacji! A on takiż niewdzięczny, no kto by pomyślał...
Przez całą tę wymianę zdań jak i natłok myśli w związku z pracą, zupełnie nie zakodowała, że przecież stał przed nią z kubkami kawy. Pewnie gdyby jej tego nie powiedział, to jeszcze jakiś czas nie zwróciłaby na to uwagi. – Ojej, dziękuje, ale już piłam. Może dlatego wyglądam na niewyspaną, bo umówiłam się z jednym kolesiem na kolację ze śniadaniem, no i kawą – odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby mówiła o zakupie kosmetyku, a nie wspominała o tym, że spędziła noc z jakimś bliżej nieokreślonym facetem. – Może daj ją jakiejś ładnej koleżance z biura – dorzuciła jeszcze złotą radę, uroczy uśmiech mu posyłając.
-
Jednak chyba najbardziej pasowałaby mu rola życiowego kołcza i gdyby tak wziął Lacey całkowicie pod swoje skrzydła, to najpierw prosiłaby o szybki koniec tej opieki, a z czasem doceniłaby jego styl życia. Serio, wolał nawet nie przemęczać swoich komórek stresem (chociaż w jej obecności czasem mu się zdarzało działać wbrew własnym regułom), tym bardziej w miejscu pracy. Bo tak naprawdę, co mu groziło? W najgorszym przypadku wypowiedzenie umowy, ale czy to było aż takie straszne? No nie. Jak nie ta robota, to inna. Proste. Lenny lajfstajl, blog codzienny.
Przymrużył oczy, mierząc młodą kobietę wzrokiem, jakby właśnie dokonał bardzo ważnego odkrycia i zbierał się w sobie do wypowiedzenia tej kluczowej kwestii. - Kłamczucha - wyszeptał, kręcąc głową na jej słowa. Fakt, że gdzieś w głębi go to dotknęło, starał się zachować wyłącznie dla siebie, mając nadzieję, że między tym przekomarzaniem się kiełkowało jakieś ziarenko prawdy. - Gdybyś rzeczywiście, aż tak się cieszyła, to właśnie rzuciłabyś mi się na szyję, hę? No właśnie, mam cię! - i tym zwycięskim argumentem zakończył drobną przepychankę, na sam koniec podnosząc kąciki ust ku górze. Oczywiście, były to wyłącznie głupie żarty z jego strony, bo nawet gdyby Lacey nie zawołała go, to w dalszym ciągu pojawiłby się przed jej oczyma. Z góry nakreślony plan, którego się trzymał.
- Och, nie! Kto mi teraz pomoże w wyborze koloru zasłon?! - parsknął, udając ogromne przejęcie tymże życiowym problemem. W gruncie rzeczy nigdy takiej sytuacji nawet nie było. Lenny w kwestii projektów to indywidualista, nigdy nie pokazuje dzieła w fazie roboczej, jedynie efekt. - No dobra, to co tam, z czym ci pomóc? Może szukacie kogoś do reklam telewizyjnych? Słuchaj ja bym się idealnie nadał - zapewnił ją z dozą entuzjazmu i pokładami wiary we własne umiejętności, nawet jeśli to nie było to, czym zajmowała się Lacey, a on w tym momencie żartował. Odwołali castingi, Sherwood był bezkonkurencyjny.
Jednak cały ten nastrój prysł, niczym mydlana bańka tuż po jej słowach i chociaż za wszelką cenę nie dawał tego po sobie poznać, utrzymywanie uśmiechu nie przychodziło mu już tak naturalnie. Och, było katorgą, a jemu wcale nie było mu wesoło w tamtej chwili. - Ze śniadaniem mówisz? Szkoda, bo miałem ochotę zabrać cię na przedwczesną przerwę, ale w takim razie chyba wytrzymasz do lunchu - a już rozmyślał, czy nie zmienić planów. Taki był urażony w środku, okej? No cios straszny. - W sumie dobry pomysł, Maisie całkiem się ucieszy z kawy - rzucił, zabierając kubek z ciepłym napojem. Gdyby tylko takowa Maisie istniała, z pewnością miałaby radochę z darmowego picia, a on może nie byłby aż tak rozżalony, że najpewniej drugi kubek opróżni sam. - Czyli randka się udała, tak? Będzie następna, czy finalnie pożegnasz go gadką, jak bardzo masz dość zobowiązań? - był ciekawy. Ciekawy i może odrobinę rozczarowany. Albo zły. Sam nie mógł zdecydować.
-
Dzięki kolejnym słowom Lenny’ego zdała sobie sprawę, że faktycznie się z nim nie przywitała właściwie. Zbyt wiele spraw po głowie jej chodziło i całkiem się we wszystkim zamotała. Od biurka wstała, by go objąć i szybkiego całusa w policzek sprzedać, takiego całkowicie przyjacielskiego, oczywiście. – Lepiej? – zapytała, brwi do góry unosząc i usiadła na biurku na jeszcze niczym, żadnymi sprawami nie zajętym skrawku, nogę na nogę zakładając.
– W wyborze zasłon i w ogóle w niczym! I już na pewno nigdy ci żadnej ładnej koleżanki nie przedstawię – chociaż chyba wystarczyło, że mu siebie przedstawiła, hehe. W każdym razie całkiem poważna starała się być, bo to przecież bardzo poważna sprawa, nawet jeśli już zdążyła zapomnieć, o co na początku chodziło, ale to w ogóle ważne nie było!
– No jasne, przystojniaku, a który lek wybierasz? Na impotencję czy nietrzymanie moczu? Zespół niespokojnych nóg? – zbyt daleko jej wyobraźnia pofrunęła i już w głowie widziała Lenny’ego w różnego rodzaju reklamach leków, które były produkowane w firmie. To z pewnością mogły być bardzo interesujące produkcje, szkoda tylko, że niczego nie mieli aktualnie do stworzenia. Takie castingi na przystojnych panów do reklam czy innych produkcji to ona mogłaby odbywać codziennie, może złą karierę wybrała? Ją dzisiaj niestety czekały same nieprzyjemne sprawy.
Jeśli cokolwiek było po nim widać, Lacey i tak niczego nie dostrzegała. W ogóle też nie pomyślałaby, że mogłoby go to jakkolwiek dotknąć. Myślała przecież, że on traktuje ją dokładnie tak samo jak ona jego, czyli całkiem po koleżeńsku. No jasne, że zwracała uwagę na to, jaki przystojny był, ale w ogóle nie interesowały ją teraz jakiekolwiek poważniejsze relacje damsko-męskie, a takie koleżeńskie już jak najbardziej! I ona święcie przekonana była, że on takie samo podejście miał do niej, no naprawdę! – A co to za Maisie? Ładna? Fajna? – dopytywała, bo przecież na pewno chciała, żeby Lenny jakąś fajną dziewczynę sobie znalazł i szczęśliwy był, wiadomo! – Niee, nie będzie następnej. Mówiłam przecież, że niczego nie szukam. Korzystam z życia singielki i jest to bardzo fajne życie! Nie spieszy mi się za bardzo z powrotem do poważniejszych relacji – odparła z całkowitą szczerością, ramionami wzruszając. Może jej się za jakiś czas to życie nowe znudzi, ale jeszcze jej się do zmiany nie spieszyło.
-
Nie, żeby Lenny konkretnie cierpiał całą swoją nędzną dolę na brak kobiecego dotyku, bo miał na koncie epizody różnego formatu. Jednak zdecydowanie czuł się, jak całkiem mały, szczęśliwy dzieciak, gdy Fairlane okazała mu krótkie, w dodatku czysto-przyjacielskie, czułości. Rzecz jasna, nawet nie drgnął, stał w miejscu, zachowując naturalność, czyli w jego przypadku był to ciepły uśmiech, wzruszenie ramionami i krótka odpowiedź. - Lepiej - innej odpowiedzi nie było. No może z drobnymi wyjątkami, ale wolał nie roztrząsać się nad tym.
- Ładne koleżanki, mówisz? Więc uważasz, że taki ze mnie marny podrywacz i potrzebuję twojej pomocy? - uniósł brew ku górze, starając się wyciągnąć od niej nieco informacji. Lepiej wiedzieć, co o nim myślała, skoro jej decydującym argumentem było odcięcie od jej atrakcyjnych koleżaneczek. Chociaż podrywów to on już miał po dziurki w nosie. Całkowicie mu wystarczało, że przedstawicielka płci pięknej, siedząca przed nim mu się opierała. Normalnie jak nigdy wcześniej i mało tego, nawet nie wiedziała, że smal do niej cholewki. Sam nie wiedział, co gorszego na tym świecie może go spotkać.
- Zespół niespokojnych nóg. Chociaż myślałem bardziej o reklamie Axe albo czegoś równie męskiego, ale chyba każdy gdzieś musi zacząć - i w tamtym momencie westchnął głośno, zupełnie jakby rzeczywiście lada moment miał dostać angaż w telewizji. Chociaż w gruncie rzeczy, gdyby ktoś mu to zaproponował, najpewniej by się zgodził. Nieważne czy byłaby to reklama dezodorantu, leku na ból głowy, czy bielizny (chciałby się do takich reklam nadawać), po prostu bez zastanowienia, ani mrugnięcia okiem byłby gotowy na wszystko. Jeśli nie rozwinąłby kariery w wielkim świecie kamer, to zaliczyłby całkiem fajną przygodę, a przecież na tym Lenny skupiał się najbardziej - na dobrej zabawie.
A Sherwood, aktorzyna jakich mało, poczuł momentalnie pot na skroniach, gdy Lacey wystrzeliła kolejne pytania dotyczące wymyślonej koleżanki. Nie, żeby miał problem z kreatywnością, wymówki zawsze wymyślał na poczekaniu, po prostu największą głupotą, jaką mógł zrobić było brnięcie w kłamstwo, by osłonić męską dumę. - No ładna i fajna, pracuje w tej firmie na ostatnim piętrze, nie pamiętam nazwy, ale na pewno jej nie znasz. A i przede wszystkim wypije ze mną kawę i pewnie pójdzie na lunch... - mówiąc to, przeczesał dłonią włosy, wiedząc, że chyba wkopał się w każdy możliwy sposób w wielkie bagno. Ale czego się nie robi, by wzbudzić zazdrość? Jesteś skończonym idiotą. - O jezu Lacey, przecież spotykanie się z kimś niekoniecznie oznacza, że to już coś poważnego, nie? Przecież nikt nie każe ci brać ślub po miesiącu, a też zamykając się w tym swoim singielkowym świecie możesz wiele przegapić, nie myślałaś o tym? - rzucił całkiem obojętnym tonem, opierając się lekko o kant jej biurka. Wydawało mu się, że podobne słowa wyczytał kiedyś w jakimś magazynie dla kobiet, za którego czytanie się zabrał z nudów w poczekalni u dentysty. I oby te złote rady mu pomogły.
-
– Nie wiem, czy jesteś marnym podrywaczem, nie widziałam cię w akcji! Mnie chyba na początku nie podrywałeś. A jeśli tak, to chyba to świadczy o marnym podrywie – odparła, ramionami wzruszając. Prawda była jednak taka, że ona mu pewnie nawet nie dała przestrzeni na podryw, bo przecież całkowicie przejęta ucieczką i przeprowadzką do nowego miasta, potrzebowała pomocy w każdym względzie, będąc tym wszystkim tak zaaferowana, że on nawet pewnie nie miał, jak jej podrywać na samym początku, a potem się jakoś tak zakolegowali i już w ogóle nie pomyślałaby, że on jednak mógłby chcieć czegoś trochę innego. A może gdyby się poznali trochę później po jej przyjeździe do Seattle, wyglądałoby to wszystko zupełnie inaczej…
– Przykro mi, ale my mamy tylko leki. Jak chcesz coś innego, coś bardziej męskiego to musisz zmienić piętra – odpowiedziała, smutną minę robiąc. Ona mu takie ciekawe role proponowała, a on tak wybrzydzał! No nic, niech więc piętra i koleżanki zmienia, jak tak sprawę stawiał, nic poradzić na to nie mogła. Jeszcze chłop nie wiedział, gdzie ona pracuje i jakie produkty sprzedaje, no jak tak można!
– To świetnie! Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie! I kawa, i lunch, i w ogóle. Czy to znaczy, że teraz jej będziesz kawę przynosił i z nią na lunche chadzał? I co ja wtedy zrobię? Będę musiała jakieś koleżanki tutaj znaleźć – wyrzuciła z siebie tę paplaninę chyba trochę przejęta, bo ona raczej tu w firmie na razie niekoniecznie się towarzysko odnajdywała.
Być może mniej lub bardziej zasadnie odebrała jego słowa jako delikatny atak czy przytyk? W każdym razie nie spodobały jej się jego słowa i nie zamierzała zostawić ich bez komentarza. – Jezu Lenny, o co ci chodzi? Może daruj sobie te cenne rady, jak powinnam sobie układać życie i idź do tej całej Maisie czy Stacey póki kawa całkiem nie wystygła – wyrzuciła z siebie delikatnie poirytowana i na znak, że już naprawdę ma dość takiego wtrącania się nie w nieswoje sprawy i rozmów na ten temat, zaczęła porządkować papiery na biurku, nie patrząc w jego stronę.
-
- Tak właściwie to nigdy nie musiałem nikogo podrywać, bo samo jakoś wszystko wychodziło - odpowiedział, zastanawiając się, gdzie tym razem popełnił błąd? Poprzednie miłostki nigdy nie narzekały, może dlatego, że techniką Sherwooda nie było rzucanie marnymi flirciarskimi tekścikami, a zwykłe zachowanie naturalności, przeplatanej z poczuciem humoru i właśnie to zawsze dawało mu przewagę. Widział kobiety, jako istoty warte uwagi, rozmowy, całkiem normalnego traktowania, nigdy nie śmiał postrzegać je jako obiekt do zdobycia. I w tej całej swojej chaotyczności, jakoś mu się udawało wejść z jednej relacji w następną. - Tylko ostatnio coś idzie wszystko opornie - dodał, posyłając jej uśmiech i zostawiając z tą myślą do interpretacji własnej, a co.
- Na reklamę witamin bym się skusił, ale skoro już mnie wyganiasz to trudno. Przejdę się do konkurencji - i wzruszył ramionami, zupełnie jakby teraz, zaraz, już miałby zamiar wyjść. Chociaż cała ta kariera mu nie po drodze. Wtedy to oprócz upierdliwej Kenzie pod domem, będzie miał jeszcze rzeszę płaczących fanów i weźcie ich proszę zabierzcie. Jednak w duchu to prosił, by ktoś zabrał jego z tamtego beznadziejnego położenia, w jakim się znalazł. Co najlepszego mu przyszło do głowy?
Podniósł dłonie delikatnie ku górze, dając jej sygnał, by odrobinę sfolgowała. Na dobrą sprawę, on się nigdzie nie wybierał! Tylko pozwalał jej tak myśleć. - Nikogo nie musisz szukać, przecież cię tak nie zostawię - zapewnił ją, całkiem szczerze. Nawet gdyby wspomniana Maisie a może Miley istniała, to nadal notorycznie przeszkadzałby jej w pracy. Od tego właśnie był, prawda? - Ale na razie jesteś pierwsza w kolejce do zgarniania darmowej kawy - mówiąc to, puścił jej oczko. Jednak do śmiechu mu zupełnie nie było. Miał rzewną ochotę rozpędzić się i uderzyć głową w ścianę, byleby już nigdy więcej nie wymyślać podobnych głupot.
A poza wymyślaniem obiektu westchnień, całkiem dobrze też radził sobie w irytowaniu Lacey na pozostałych płaszczyznach, chociaż jak na jego gust, jej reakcja była przesadzona. W końcu nie miał nic złego na myśli, ale skoro się kumplowali, to powinna o tym wiedzieć. - Coś ty taka przewrażliwiona - skomentował, wzdychając przy tym głośno. I na tym chciał urwać dyskusję, gdyż najzwyczajniej w świecie przekomarzanki (inne, niż w żartach) nie były w jego stylu. - Czyli mam już sobie pójść? - uniósł brew ku górze, prostując plecy, jakby rzeczywiście szykował się do ewakuacji.
-
– Mówisz, że opornie, a odrzucasz moją pomoc. Ja bym ci na pewno jakąś fajną koleżankę podrzuciła – rzuciła, chociaż wcale jej żadna do głowy nie przychodziła tak żeby jednak była naprawdę dobrą partią dla Lennona, na którą zasługiwał. Szkoda, że jej do głowy nie przyszło, że ona sama mogłaby taką stanowić, ale też przecież w ogóle nie pomyślała, że on mógłby być nią jakkolwiek inaczej zainteresowany niż na stopie koleżeńskiej. No, ewentualnie jakiejś przyjacielskiej w przyszłości, bo przecież na razie znali się dość krótko.
– Nie wyganiam, to ty wybrzydzasz! Mogłabym zrobić z ciebie gwiazdę reklam leków, a ty o jakimś Axe mówisz. Niewdzięcznik! – odparła, krzywiąc się niby, bo co on sobie w ogóle wyobrażał tak odwracając tę sytuację na jej niekorzyść, gdy sam był tu tym niedobrym, no!
Uśmiechnęła się delikatnie, gdy powiedział jej, że jej nie zostawi. Może trochę to egoistyczne było, bo przecież chyba powinno jej zależeć, żeby mu z tą całą nieistniejącą Maisie wyszło i żeby to z nią w związku z tym spędzał dużo czasu, kawę jej przynosił, by jeszcze bardziej zapunktować i za rączkę razem na lunche chodzić. No tak przecież powinna mu życzyć, a jednak na myśl o tym, że takich miłych wizyt u niej w pracy mogłoby nie być albo byłoby ich mniej, trochę ją w serduszku zakłuło, ale właściwie nie była w stanie określić, dlaczego. Postanowiła więc to dziwne odczucie zignorować, traktując jako pewną anomalię wynikającą chyba z tego całego zamieszania, które jej dziś towarzyszyło. Bo przecież jak mogła być o niego choć trochę zazdrosna, nie? – To dobrze. Bo bardzo lubię te twoje wizyty tutaj, wiesz? – I uśmiechnęła się niewinnie po tych słowach.
Przewrażliwiona. Jeszcze nikt w życiu nie uspokoił kobiety tymi słowami, a ona mimo że wcale jakoś specjalnie zła nie była, to teraz ledwie powstrzymała się przed wywróceniem oczami i zmrożeniem go wzrokiem. Przecież gdyby to nie był Lenny to na pewno tak by właśnie zrobiła. A tak to ostatecznie posłała mu spojrzenie o umiarkowanej chłodności i policzyła w myślach do dziesięciu. A gdy usłyszała jego zapytanie to już całkiem jej to serce zmiękło. Może mu zasugerowała, żeby sobie poszedł, ale przecież wcale tego nie chciała. No, taka głupia była. –Nie no, nie idź. To znaczy jak chcesz. Nie wiem. Przepraszam – rzuciła tak całkiem bez ładu i składu i uśmiechnęła się do niego lekko. I po kawę sięgnęła, co by na pewno z nią nie poszedł do tej dziewczyny, co ma imię zaskakująco podobne do jej. – Druga mnie chyba nie zabije, a może potrzeba dodatkowej energii, żeby ogarnąć to, co mam do ogarnięcia – powiedziała i upiła trochę kawy, która już pewnie nieco wystygła, ale jeszcze trochę ciepła w niej było.
-
Potrząsnął głową z dezaprobatą i właściwie już nie miał zamiaru wdawać się w dalszą polemikę, jeśli Lacey nie doceniała geniuszu reklam axe, które swego czasu Lennon oglądał nałogowo i traktował, jako główne źródło rozrywki. Dzieło kinematografii.
Sam zastanawiał się przez krótką chwilę, jak długo taki stan rzeczy będzie się utrzymywać. I już abstrahując od wymyślonego obiektu westchnień, czy codziennego zaglądania do jej miejsca pracy, po prostu w głowie kumulowały się przeróżne myśli. Może i były zbyt intensywne, jak na samego Lennona? Przecież zawsze uważał, że należy płynąć z prądem, a tymczasem dwoił się i troił, starając się na wszystkie nienachalne sposoby dać jej do zrozumienia prostą rzecz. Dlatego tak szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy powiedziała, że lubi te jego wizyty. Zabawne, że wystarczyło tak tylko jedno jej słowo, a dosłownie byłby w stanie wszystko inne rzucić. Czy już całkiem dał się zwariować? - Uważaj, co mówisz, bo zacznę jeszcze częściej przychodzić i wtedy będziesz miała mnie dość - nie żeby ten żart był daleki od rzeczywistości, bo może w duchu już opracowywał plan, jak wpadać na nią częściej w godzinach pracy? To, co kumulowało się pod jego kopułą, było jedną wielką niewiadomą.
A Lenny nigdy nie był dobry w słowa. Nie potrafił wybrać odpowiedniego wyrażenia, nie wiedział, jak dawać porady albo łagodzić sytuacje. I fakt, że Lacey nie oburzyła się jego wypowiedzią raczej, było zasługą chwilowego szczęścia. A gdy sięgnęła po tę nieszczęsną kawę, za której sprawą skomplikował sobie życie jeszcze bardziej, autentycznie nie wiedział co się wydarzyło. - Nie nie, to moja wina, ja zacząłem głupi temat. Przepraszam, nie powinienem w ogóle się wtrącać - rzucił równie bez składu i ładu, może nawet z lekkim stresem. W końcu on ją wyprowadził z równowagi, prawda? To przez jego głupią paplaninę się na niego zezłościła. - Kawa jest już pewnie zimna, daj, kupię nową, co? Albo nie wiesz co, może chcesz pójść ze mną? Po kawę? Na kawę? Teraz albo kiedyś - odpowiedział, prawie że w amoku, jakby nie rejestrował tego, co mówi i nie miał pojęcia, jak składać logicznie zdania. Ale czy on próbował zasugerować jej randkę? Na swój wyjątkowo nieudolny sposób - tak. Właśnie to robił.
-
– Ja może i bym nie miała dość, ale nie wiem, co by powiedziała moja szefowa, gdybym tak jeszcze częściej z tobą rozmawiała zamiast pracować. Wywiesiliby twoje zdjęcie w recepcji, żeby cię nie wpuszczać i co wtedy? – odparła z miną przejętą taką wizją. Przykro by jej było na pewno bez tych wizyt na pewno! Mogliby ją tez całkiem wyrzucić z pracy, a wtedy już nie mieliby tyle okazji do wspólnych spotkań, gdyby w jednym budynku nie pracowali.
Machnęła ręką, gdy już się tak poprzepraszali w geście, który uznać by można za zakończenie całej tej sytuacji wynikającej chyba z niezrozumienia się wzajemnie i użycia nieodpowiednich słów. Tak czy tak nie chciała otrzymywać rad dotyczących tego, w jaki sposób radziła sobie w ostatnim czasie z życiem. Ledwie zakończyła długoletni związek, który dość mocno się na niej odbił. Każdy w takiej sytuacji radził sobie inaczej. Ona robiło to w ten sposób. I póki nie trwało to jakoś zadziwiająco długo, a ona nikomu nie robiła krzywdy, może nie trzeba było tego komentować czy jej jakkolwiek pouczać.
– Co? – rzuciła jedynie, jeszcze przetwarzając w głowie tę paplaninę, w której się całkiem pogubiła i odnaleźć nie potrafiła. – Nie rozumiem. Przecież codziennie pijemy razem kawę. Poza tym kawa jest jeszcze całkiem ciepła, dla mnie w porządku! – odpowiedziała w końcu większą liczbą słów, jednak nadal niekoniecznie rozumiejąc, o co Lenny’emu chodziło. I zupełnie nie pomyślała, że on w ten sposób ją na randkę zaprosić chciał. No jakże by miała? Nie tylko trochę pokrętny był to sposób na zaproszenie, ale przede wszystkim ona w ogóle nie myślała o tym, że on by ją w ogóle chciał na randkę zaprosić, wcale! Przecież przez te dwa miesiące to oni tę koleżeńską relację głównie pielęgnowali, a ona w ogóle nie odczuwała, żeby on myślał o niej w inny sposób niż ona o nim. Poza tym nie w głowie jej było teraz randkowanie, gdy ona swoje życie do góry nogami wywróciła i na razie próbowała się w tym jakoś najpierw odnaleźć, poczuć grunt pod nogami i pewniej się poczuć w obecnej sytuacji nim mogłaby się całkiem umyślnie pakować w te mniej pewne sytuacje, takie, w których się mogą zdarzyć różne, zupełnie od niej niezależne rzeczy, niekoniecznie miłe. A ona teraz naprawdę potrzebowała jak najbardziej kontrolować sytuację, być panią swego losu, niezależną od nikogo i niczego, przynajmniej w pewnym stopniu.
-
- Mistrzem kamuflażu nie jestem, więc wtedy ty byś mi przynosiła kawę do mojego biura, co jest całkiem przyjemną wizją. I zapewniam, że tam nikt nie patrzyłby na nas krzywo, jeśli rozmowa znacznie by się przedłużyła, a gdybyś później musiała się tłumaczyć z tych zniknięć to podesłałbym ci parę wymówek - parsknął lekko, prezentując ten cudowny pomysł żartobliwym tonem. Wszystkie wytłumaczenia musiałaby układać sobie sama, bo na niego nie można liczyć w takowych sytuacjach. To ten gość, który w liceum nie mając pracy domowej zasłaniał się ściemą, że pies mu ją zjadł.
Oczywiście, że Lacey nie wyniosła nic z nagłego przypływu gadatliwości Lennona. On sam zapewne niewiele zarejestrował, a cała ta chaotyczność wynikała z postanowienia, że w końcu weźmie się w garść. Z tym że jeszcze nie udało mu się zejść na odpowiedni tor. I słysząc jej odpowiedź nie był pewien, czy kiedyś w ogóle mu się to uda. - Pomyślałem, że może wolałabyś napić się, no wiesz, nieco lepszej kawy w nieco przyjemniejszych warunkach, niż biurowe pomieszczenie, ale w porządku - wzruszył lekko ramionami, nie czując już tego dziwnego stresu, czy dyskomfortu wywołanego podjętymi krokami. Czy wyzbył się go na dobre? Raczej nie. Na tym etapie kolejna wtopa w tę czy w tamtą nie robi mu różnicy. To po prostu nie był jego dobry dzień.