WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1.

Wpadnięcie na pomysł, by prowadzić budkę z kebsem z siostrą, było przejawem najszczerszego geniuszu, a przynajmniej tak nieskromnie myślał sobie Chandler, bo oczywiście samozwańczo mianował się ojcem tego sukcesu. Dzięki sprawiedliwemu podziałowi obowiązków nie musiał na okrągło przesiadywać w ciasnym pomieszczeniu i modlić się o klientów, nie, po prostu przez kilka godzin handlował, następnie wymyślał sobie jakąś pilną sprawę do załatwienia, dzwonił po Ross, a gdy przychodziła to błyskawicznie się ewakuował. Czy było to wykorzystywaniem młodszej siostry? No Jones uważał, że nie, że bardziej to było prawo starszego brata, z którego on skwapliwie korzystał. Przecież nie jego winą było, iż nie kwestionowała ona nigdy powodów tego ciągłego zwalniania się z pracy! Chociaż z drugiej strony gdyby się przyjrzeć tym jego niesamowicie ważnym sprawom, to można by dojść do wniosku, że faktycznie w jakimś stopniu istotne one były. W końcu za pierwszym razem chodziło o koty, ponieważ w pobliskim markecie była promka na karmę 2+1 gratis i on, Janusz okazji wszelakich, nie mógł przejść koło niej obojętnie. Za drugim poplamił się sosem czosnkowym, a trochę jednak wstyd w takim zaniedbanym wydaniu prezentować się klientom, prawda? Za trzecim zaś wyszedł serial od Netflixa, na który bardzo czekał i po prostu musiał go obejrzeć na już. Widzicie? Same legitne powody do szybszego wyjścia z pracy i zwalenia jej na Ross!
Na szczęście akurat tego dnia nie musiał się wysilać, bo zwyczajnie miał wolne i mógł się polenić bez żadnych ograniczeń. Dlatego też calutki dzień spędził na kanapie przed telewizorem, no, co jakiś czas robiąc trasy do lodówki i z powrotem, ponieważ nie uznawał oglądania czegokolwiek bez odpowiedniej przekąski, jakieś zasady w życiu trzeba mieć. Taki był już rozleniwiony wieczorem, że nawet nie drgnął, gdy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. - Jeśli chcesz nas okraść, to kiepski wybór, ale polecam dom sąsiada obok, ma zestaw stereo i kino domowe - krzyknął jedynie, ze znudzeniem skacząc po kanałach telewizyjnych i nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/7i0renE.png">

Nigdy, przenigdy nie traktowała odejścia z rodzinnego domu jako błąd – miała swobodę, miała własne życie, a chociaż ledwo-ledwo zaczęła tzw. walkę o przetrwanie, jakoś sobie radziła. JAKOŚ. Pewnie z obcej perspektywy marnie, skoro codziennie odkrywała jak bardzo na niczym się nie zna i ile braków narobiła sobie przez te wszystkie lata. Niekoniecznie się przejmowała, potknięcia komentując słowami błędy się zdarzają i w dalszym ciągu robiąc swoje. Chociaż czekało ją jeszcze najtrudniejsze, czyli znalezienie pracy, uparcie powtarzała sobie, że da radę. MUSIAŁA. Oszczędności kończyły jej się przecież w ekspresowym tempie, a niestety jedzenie darmowych kolacji podczas kolejnych randek nie wchodziło w tym przypadku w grę. Dlaczego? Otóż Darby była w tym kompletnie i całkowicie beznadziejna. Koniec, kropka. Początkowo zwracała na siebie uwagę i owszem, pierwsze kilka minut wydawało się całkiem w porządku, po czym … wychodziła na idiotkę. Najczęściej. Wystarczyło, że się odezwała. Nie potrafiła flirtować, nie potrafiła rozmawiać, stresowała się, więc też raz za razem palnęła jakąś głupotą, z której niekoniecznie potrafiła wybrnąć. Z każdym kolejnym zdaniem wkopywała się coraz bardziej, by ostatecznie po prostu uciec; z zażenowania nie potrafiąc zdobyć się na mniej drastyczny krok. Tak właśnie zachowała się tego wieczoru. A że nawet z tym nie poradziła sobie zbyt dobrze, nieudolnie stawiając stopę, w międzyczasie złamała obcas. Jak się więc można domyślić, w glorii i chwale wróciła do mieszkania, nieco zbyt mocno zatrzaskując za sobą drzwi, a na słowa Chandlera zareagowała ze zdenerwowaniem: - Czy tobie naprawdę życie niemiłe? – burknęła od progu, oczywiście mając na myśli przekręcanie zamka; akurat na tym punkcie była nieco wyczulona – pomimo, że w domu rodzinnym ktoś o takie rzeczy dbał najczęściej za nią. Darby rzuciła w kąt zniszczone buty, po czym udała się prosto w stronę lodówki, by wyciągnąć z niej piwo i zaraz po otwarciu upić z butelki spory łyk. – Co oglądasz? – zapytała, w głowie powtarzając sobie błagam, niech nie pyta gdzie byłam, niech nie pyta gdzie byłam, tylko nie to, bo kolejna rzecz, której nigdy nie potrafiła – to kłamanie, zmyślanie i przekręcanie rzeczywistości. Była jak otwarta księga, serio.
Ostatnio zmieniony 2021-02-28, 14:44 przez darby walmsley, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jones oczywiście na pieniądzach też nie spał, oprócz tego jednego razu, kiedy mu się wydawało, że jak wciśnie pod poduszkę plik banknotów, to magicznie się one rozmnożą. Spoiler alert - nie rozmnożyły. Wbrew pozorom prowadzenie budki z kebsem wiązało się z wieloma kosztami i choć klientów mu nigdy nie brakowało, to wciąż nie był to biznes na miarę pięciogwiazdkowego hotelu. Inną sprawą było, że on miał nieznośną - dla społeczeństwa - tendencję przepierdalania hajsu na głupoty. Wchodził do sklepu, wędrował między alejkami jak pan i władca tego świata, mając w kieszeni może z pięćdziesiąt dolarów, a następnie kupował jakiś totalnie bezużyteczny gadżet na którego widok Ross przewracała oczami, wykręcała numer do matki i pytała, czy przypadkiem położna w szpitalu nie popełniła gigantycznego błędu i nie przyniosła jakiegoś popsutego dziecka. Także tak - w kwestii pieniędzy to jego siostra była mózgiem wszystkich operacji, co na swój sposób było ironiczne, bo przecież skończył dwa kierunki, które wiązały się z zarządzaniem finansami. Cóż, może więc i lepiej, że jednak porzucił pracę w banku, bo Bóg jeden wie, ile szkód mógłby wyrządzić przez swoje mało odpowiedzialne działania.
- To Ty, Darbie - skarbie? - odkrzyknął od razu i tak, zgadliście, wciąż z kanapy! - Trochę ulga, bo nie wiem, gdzie się podział mój kij antywłamaniowy - mruknął bardziej do siebie niż do niej, zaraz głośno ziewając, ponieważ nic nierobienie było potwornie wyczerpujące. Kiedy już Darby znalazła się w zasięgu jego wzroku, przez moment obserwował ją uważnie spod przymrużonych nieznacznie oczu, nic nie mówiąc. Normalnie Walmsey wyrażała ZEROWE zainteresowanie tym, jak spędzał czas, nic więc dziwnego, że detektyw Jones zrobił się podejrzliwy. - Gdzieeee byłaaś? - dlatego zamiast odpowiedzieć na jej pytanie, zapytał, znacząco przeciągając przy tym głoski. Nawet w międzyczasie się do pozycji siedzącej podniósł i stopy spuścił na dywan, by miała miejsce gdzie usiąść, hehe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Życiowa głupota Darby zapewne nie miała granic, więc gdyby ktoś wcisnął jej podobną bajeczkę z poduszką i pieniędzmi – raczej też by na to poszła. Nie posiadała zbyt wyszukanego mechanizmu oddzielania kompletnych głupot od stwierdzeń całkiem sensownych i wiele rzeczy można jej było wmówić. Prawdopodobnie zawdzięczała to tak zwanemu wychowaniu pod kloszem, które zapewniła jej matka. Momentami czuła się więc po prostu … zagubiona; nie bardzo wiedząc jak intepretować pewne zachowania. Sama w wielkim świecie. Cholera, miała dwadzieścia sześć lat, a nie mogła wyzbyć się wrażenia (prawdziwego, swoją drogą), że z niczym sobie nie radzi. Jedynym pocieszeniem był dla niej siedzący na kanapie Jones. Zmrużyła oczy, przyglądając mu się przez dłuższą chwilę. Był od niej sporo starszy, a można było wyczuć unoszącą się nad nim aurę głupoty. Ale nawet on prowadził swoją budkę z kebabem. MIAŁ WŁASNY BIZNES (albo w zasadzie pół biznesu, skoro prowadził go z siostrą). Zawsze to coś. – Nie mów tak do mnie – rzuciła w międzyczasie, przewracając oczami. Na co dzień by jej to nie przeszkadzało, ale miała naprawdę fatalny wieczór. Naprawdę. I jeszcze zniszczyła buty, na które obecnie zdecydowanie nie byłoby jej stać. – Gdzie byłam? Czemu myślisz, że gdzieś byłam? – okej, dobra, wcale nie weszła dwie minuty wcześniej do mieszkania. Wcale nie była ubrana w dopasowaną spódnicę i koronkową bluzkę. I wcale, ale to wcale nie zniknęła na kilka godzin. Darby kompletnie nie potrafiła kłamać, a na jego pytanie zareagowała impulsywnie i od razu tego pożałowała. – Na spacerze – odezwała się w końcu tonem, który sugerował, że na tym skończyli temat. – Chcesz piwo? Co oglądasz? Obejrzę z tobą, mogę? – zapytała, zamiast od razu uciec do swojego pokoju. No cóż, nieszczęścia chodzą parami, trójkami, a w przypadku takich przygłupów jak Darby, prawdopodobnie setkami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hola, hola, amigo - porównywać Darby i Chandlera to jakby zestawiać ze sobą Mandarynę i Britney Spears, niby obie lecą z playbacku, ale ta druga to ikona popkultury, a po tej pierwszej to słuch zaginął sto lat temu po pamiętnym występie w Sopocie. I żeby nie było, że to takie bezpodstawne pomówienia, to wystarczy przywołać zasadniczą różnicę pomiędzy Głąbem nr 1, a Głąbem nr 2 - praca. Jones, choć niewątpliwie pozbawiony wielu rzeczy, w tym jednej z klepek - prowadził swój własny biznes od lat. Sam, bo Ross do kebsowania przyłączyła się całkiem niedawno, bo uznała, że władowywanie mięcha, warzyw i dużej ilości sosu do buły jest idealnym lekiem na złamane serce. Cóż, Chandler nikogo nie oceniał - aczkolwiek trochę dziwnie na nią spojrzał, bo jasne, jedzenie było super, ale to wciąż był tylko kebab... - i po prostu ją do interesu dopisał. Czy Darby mogła się czymś takim pochwalić? Nie, i dlatego właśnie w pełni zasłużyła sobie na miano Mandaryny! - Mam do Ciebie nie mówić Darby? Ale to przecież Twoje imię, Walmsley, może i nie jest najładniejsze, ale nie wypieraj się go, ok? Noś je z dumą, jak sprzedawcy w Maku swoje czapeczki! - naprodukował się, przybierając zaciętą minę, jakby święcie wierzył w głębokie przesłanie swoich słów. - A czemu Ty nie myślisz, że ja gdzieś byłem? - spytał, szczerze zmieszany, no bo czy to była jakaś zagadka, którą miał rozwiązać? Był naprawdę beznadziejny w łamigłówki! Potrząsnął głową, woląc skupić się na kolejnych słowach Darby. - Samiuteńka? - znów przeciągnął głoski, brwiami przy tym zabawnie poruszając. Niby zdawał sobie sprawę, że jego współlokatorka była całkiem atrakcyjną laską, ale nie potrafił sobie jej wyobrazić z jakimś facetem, może dlatego, że jeszcze żadnego do tej pory nie przyprowadziła. - Czekaj, czekaj, a gdzie byłaś na tym spacerze? - jeśli myślała, że zwiedzie go z tropu, to się grubo pomyliła, on nie z takich, co łatwo odpuszczali!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda, prawda, prawda – im obojgu brakowało wiele, ale on sobie jednak z CZYMŚ TAM radził, święta racja – na zachowanie Darby usprawiedliwień było jednak tysiące, o ile nie nawet więcej; w końcu jej życie wcale nie należało do łatwych, jakby się mogło wydawać. Bo hej, ten czas spędzony w świetle reflektorów mógł ją dość konkretnie zepsuć, kiedy ich błysk doszczętnie wypalił komórki mózgowe, których tak czy inaczej miała niewiele. No dobra, stop. Walmsley nie była AŻ TAK głupia – po prostu nieporadna, a to przecież dwie różne rzeczy. A chociaż można by do tego dodać jeszcze kilka nie do końca przychylnych epitetów, zostawmy to lepiej w spokoju. – Moje imię jest bardzo ładne – oburzyła się, chociaż, tak naprawdę, sama niespecjalnie za nim przepadała – po prostu poczuła potrzebę, żeby się postawić. – Nie mów do mnie skarbie – wyjaśniła grzecznie, chociaż domyślała się, że zgrywający idiotę Chandler doskonale wie, o co jej chodzi. – Bo siedzisz na kanapie? Sam? Jesz, pijesz i oglądasz telewizję? – uniosła ku górze brew. To pytanie było zdecydowanie dziwne, a jeszcze dziwniejszy był fakt, że Darby wcale nie zareagowała na nie z należną konsternacją. – No sama, a co? Nie mogę przejść się sama? Wieczorem? W sukience? Co w tym takiego dziwnego? Kobieta nie może udać się na cholerny spacer CAŁKIEM SAMA? – czy chciała wprowadzić go w zakłopotanie? Niekoniecznie. Feministycznych zapędów też nie miała. Po prostu znowu, nieudolnie, próbowała się bronić. – W … okolicy – dodała jeszcze, bo nic sensownego, na szybko, nie wpadło jej do głowy.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli ona w tym momencie była bezrobotna, to kto za nią dokładał się do czynszu? Czy Chandler przyjął ją pod swój dach z dobroci serca, licząc, że w ten sposób ukształtuje ją na jakąś niewolnicę, która mu będzie gotować, prać i prasować koszule, które zakładał od święta? Jones tak naprawdę nigdy się nad tym nie zastanawiał. W sumie nad wieloma rzeczami się nie zastanawiał - dlaczego trawa jest zielona, dlaczego niebo jest niebieskie, dlaczego Amerykanie świadomie wybrali Donalda Trumpa na swojego prezydenta. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi, ale no właśnie - Chandler się w to nie zagłębiał. W ogóle wyznawał taką złotą zasadę, że im mniej się wie, tym się lepiej śpi. Czyli jak na przykład kupował sobie parówki w markecie, to nie myślał o tym, co do nich pakują. Może też tak powinien postąpić w sprawie Darby i nie analizować tego, jak ona, jako bezrobotna, dorzucała się do czynszu?
- No, znałem kiedyś jedną Darby. Nic nie robiła. Całe dnie tylko się szwędała. Jadła dużo zieleniny. Była krową. Jak tak teraz o tym myślę, to nawet oczy macie podobne - stwierdził, wbijając lustrujący wzrok w swoją współlokatorkę, jakby chcąc wybadać, co jeszcze mogło łączyć ją i jakąś biegającą po łące krówkę. Może nastawienie do życia? - Dobrze, skarbie. Ups - rzucił z szelmowskim uśmieszkiem, oczko jej przy tym puszczając, no czyli typowo, zero wyrzutów sumienia, zero autorefleksji. - Ale mogłem przecież być, a teraz nie jestem, bo wcześniej byłem. A Ciebie nie było, a w tej chwili jesteś, więc gdzie byłaś? - zapytał, jednocześnie dłonie w piramidkę układając, jakby co najmniej dojebał jakimś naukowym wywodem na temat ciał niebieskich. - Kobiety nawet do kibla chodzą parami, więc to bardzo mało prawdopodobne, że na spacer wybrałaś się sama - wytłumaczył cierpliwie, oczami przy tym przewracając, no bo to przecież było takie logiczne! - W okolicy - powtórzył głupio, zaraz się śmiechem zanosząc i klepiąc dłonią w udo, jakby najśmieszniejszy żarcik opowiedziała ever. - No to opowiedz mi coś więcej o tej Twojej "okolicy" - nalegał dalej, jednocześnie na zachętę głową kiwając. Patrzcie, detektyw Chandler Jones, brakowało mu tylko takiej fajnej, stylowej fajki i okrągłego kapelutka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szukając mieszkania chyba nie myślała, że istnieje coś takiego jak CZYNSZ. Umówmy się – Darby należała do tej grupy ludzi, która bardzo dużo rzeczy osiągnęła dzięki urodzie i chociaż nie było to najzdrowsze podejście do życia i ona niekoniecznie pałała dumą, że wyszło tak, a nie inaczej, czasami przymykała oko na własną godność i tak jakoś funkcjonowała. Nie przejmując się. Po prostu. Jednakże to nie do końca tak, że do miasta przyjechała bez grosza przy duszy – ostatecznie jej rodzice pieniędzy mieli całkiem sporo, a ona na pewno postanowiła, na dobry początek, wspomóc się niewielką odprawą. Zapewne raz na jakiś czas robiła zakupy i dorzucała się niewielką sumą do mieszkania; wcale nie była najgorszą współlokatorką na świecie. Inna sprawa, że oszczędności zaczęły się kończyć, a ona była w tym samym momencie, w którym zaczynała, czyli w ******* (wykropkowane ze względów polityczn-społecznych) dupie. – Czy ty naprawdę przyrównujesz mnie w ty momencie do krowy? – odparła, nieco płaczliwym tonem, równocześnie też wkurzonym i zwyczajnie rozczarowanym, że ceni ją tak nisko. To był Chandler, prawda i powinna wiedzieć, na co go stać i znać też jego głupie żarty – ale Darby, która bywała zwyczajnie NIEŻYCIOWA, również nie wykazywała skłonności do autorefleksji. – Czekaj, stop, zgubiłam się. Mogłeś wcześniej gdzieś być, a teraz nie być, a mnie nie było, a jestem, tak? A byłeś gdzieś? – zapytała, mając nadzieję, że jego odpowiedź – prawdopodobnie zaprzeczająca – ukróci całą dyskusję. – Nie mam koleżanek – burknęła, bo rzeczywiście, życie nie było dla niej zbyt życzliwe od czasu wprowadzenia się do Seattle i niekoniecznie miała się z kim bujać po mieście. Pewnie jakaś tam koleżanka by się znalazła, ale jej wypowiedź miała świadczyć o tym, że całkiem poważnie, nawet do łazienki jest zmuszona chodzić sama – A TO PRZECIEŻ NIE BYLE CO. – Z czego się śmiejesz? Nie wiem, była ulica, drzewa, jakieś domy i budynki. Jest ciemno, co mam ci powiedzieć? Chodziłam po ciemku, w okolicy, sama. Czy możesz napić się piwa i dać mi w końcu spokój? – rzuciła, po raz kolejny nie mogąc wyzbyć się podenerwowanego tonu. – Proszę? – dodała po chwili, całkiem niepotrzebnie, zastanawiając się, czy jeśli postanowi ewakuować się do swojego pokoju, ten powlecze się za nią.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy urządzał casting na współlokatorkę - logiczne, że nie chciał jakiegoś tępego kretyna płci męskiej, który zbałamuciłby mu siostrę, DUH - to przede wszystkim rozglądał się za kimś, kto nie będzie miał kija w tyłku i będzie umiał poruszać się po kuchni na tyle sprawnie, że wzywanie straży pożarnej nie będzie konieczne. Prawdopodobnie lepszym kryterium byłaby stała praca, ale Chandler jakoś o tym nie pomyślał, bo wydawało mu się to zbyt przyziemne i do tego krzywdzące, bo co jeśli jakaś pani pracująca w wiadomych usługach potrzebowałaby dachu nad głową? Miałby taką biedną sierotkę skreślić tylko dlatego, że nie odprowadzała podatków? Nie, nie, nie mógłby się zdobyć na taką godną pogardy bezduszność! W życiu istniały rzeczy ważniejsze niż pieniądze - miłość, taniec, śpiew... Dlatego też kiedy natrafił na taką Darby, to wydała mu się całkiem znośna. Pozytywna, z lekkim nastawieniem. Oczywiście - nie pomyślał wtedy, że ta pogoda ducha może wynikać z totalnej niewiedzy i zerowego pojęcia o życiu, ale hej, kim był, żeby oceniać? - Nie no co Ty, ona dawała chociaż mleko - rzucił lekceważącym tonem, będąc zapewne stuprocentowo nieświadomy dramatu, który właśnie rozgrywał się w głowie Darby; no i się kurwa dziwić, że był singlem. NO NIEDZIWNE. - Nigdy nie pytaj mnie o moje interesy - tu spuścił nieco ton głosu, jednocześnie posyłając jej mroczne spojrzenie ala Michael Corleone, bo tak, oglądał niedawno Ojca Chrzestnego i bardzo mu się ta kwestia spodobała. Przypuszczalnie jakby go Darby zapytała, co jadł na śniadanie, to odpowiedziałby jej dokładnie tak samo. - Co Ty wygadujesz? Jak możesz nie mieć koleżanek? To... chore - skomentował po krótkiej pauzie, spoglądając na współlokatorkę takim wzrokiem, jakby co najmniej dorobiła się drugiej głowy. Generalnie każdego dnia Chandler Jones zdobywał się na wyżyny taktu, zaliczając też tym samym coraz piękniejsze rekordy w głupocie. - AHA! - wykrzyczał, triumfalnie machając jej palcem wskazującym przed twarzą. - Jak chodziłaś po dworze, to wcale nie było jeszcze ciemno, a jasno, bo słońce zaszło jakieś pół godziny - dodajmy, że pomieszczenie, w którym aktualnie się znajdowali, miało spuszczone rolety, więc Jones po prostu strzelał i to dość na oślep, no podobnie sobie radził z sikaniem na stojąco. - Napijemy się piwa, a nawet dwóch, jak mi powiesz, co się dziś wydarzyło. Nie będę się śmiać, możesz mi zaufać, Darby - namawiał dzielnie, nawet zdobywając się na taki wysiłek, jakim było zachowanie powagi, tak bardzo mu bowiem zależało na poznaniu tej, jak podejrzewał, zawstydzającej historii.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Logiczne, całkiem logiczne. Przecież zdecydowanie lepiej samemu kogoś zbałamucić, niż dać zbałamucić młodsze rodzeństwo – nawet jeśli Czendi czegoś takiego z Darby nie planował. Wstępnie albo nigdy, kto wie? Jeśli zaś chodzi o dostępne kryteria, zakładam, że Walmsley nie spełniała żadnego; potrafiła za to całkiem nieźle się sprzedać (albo zareklamować, jeśli miałoby to lepiej zabrzmieć). Ostatecznie przez lata wygrywała konkursy piękności, także doskonale wiedziała co zrobić i powiedzieć, żeby podbić serca jury. Szkoda, że w codziennych sprawach nie funkcjonowało to zbyt dobrze – skoro nie potrafiła nikogo oczarować na tyle, żeby umówił się z nią na drugą randkę. Nie wystarczała jej charyzma i wygląd, gdy nie potrafiła zapanować nad nerwami; a naprawdę, coraz częściej, zaczynało jej przeszkadzać to wiecznie nieogarnięcie. Czy dziwne, że ona była singielką? NO NIEDZIWNE. – Co chcesz przez to powiedzieć? Że jestem gorsza? Gorsza od k r o w y? – no już kompletnie ją z równowagi wyprowadził, chyba nawet niezbyt świadomy tego, że mógł powiedzieć coś, co niekoniecznie powinno zostać powiedziane. Nie miał chłopak wyczucia, to zdecydowanie. Darby jednak nie skorzystała z tej perfekcyjnej wymówki, żeby się obrazić i oddalić, a zamiast tego nadal siedziała na kanapie; jedyne co się zmieniło, to fakt, że stała się jeszcze bardziej naburmuszona niż wcześniej. – No dobra, dobra, daj już spokój – chyba serio taka odsłona Czendiego nieco ją przeraziła, bo aż odchyliła się nieco do tyłu i w obronnym geście wyciągnęła przed siebie ręce. Niby nie wyglądał jak mistrz zbrodni, ale kto go tam wie? Ostatecznie nie mieszkała tam zbyt długo. – No dobra, może jakieś mam. Znam Hazel i … ktoś jeszcze się znajdzie, na pewno. I co ty mówisz? Wcale nie jest tak łatwo z kimś się kumplować. To znaczy z dziewczynami. Wiem co mówię – bardzo poważnym tonem to powiedziała, bo i sprawa była bardzo poważna. Po latach występowania na konkursach piękności Darby wiedziała już, że nikomu nie można ufać. Zwłaszcza dziewczynom. A JUŻ zwłaszcza dziewczynom, rywalizującym o tytuł miss – Walmsley była całkowicie przekonana, że to najgorszy rodzaj koleżanek, na jaki ktokolwiek może trafić. – Jak to jest, że czasami potrafisz nawet coś … wydedukować? – a zazwyczaj nie orientuje się nawet, że znowu „zapomniała” zapłacić czynszu. Jeśli to inteligencja wybiórcza, może warto spożytkować ją na coś sensowniejszego? – Eh – westchnęła, patrząc na niego jakby powiedział właśnie, że zdechł jej pies, którego niestety (jeszcze) nie miała. – Byłam na randce. Koniec, finito, nie chcę o tym rozmawiać. Poszło kiesko i nie zamierzam do tego wracać – powiedziała w końcu i naprawdę, naprawdę ostatnie czego chciała, to opowiedzieć mu przebieg tego spotkania. Nie warto.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy Chandler Jones uważał Darby Walmsley za atrakcyjną? Prawdopodobnie gdy ujrzał ją po raz pierwszy, to pomyślał sobie, że Bóg zesłał mu prywatnego anioła z nieba, żeby przestał sprzedawać kebaby w piątek i żeby rzucił w końcu na tacę więcej niż wdowiego centa. Niemniej jednak teraz, po kilku miesiącach wspólnego mieszkania pod jednym dachem, już tak o niej nie myślał. Ciężko widzieć w kimś niebiańską istotę, gdy jej blond pukle średnio raz w tygodniu zatykają odpływ pod prysznicem, no jakby to psuje cały obraz anielskości, okej! Chyba że Darby to jakiś umierający anioł, któremu trzeba pomóc, bo bardzo łysieje i trzeba wynaleźć na to lekarstwo, ale w takim wypadku Ten Na Górze trochę adresy pomylił, ponieważ z Chandlera to żaden wynalazca nie był. Jedyne bowiem co wymyślił samodzielnie to zupę będącą mieszanką wszystkich mięs i warzyw, po której nie opuszcza się toalety przez co najmniej tydzień. Także średni był z niego naukowiec, ok. - Ty to powiedziałaś, moja droga, nie ja - pojednawczo ręce przed siebie wysunął, jakby co najmniej chciał tym przekazać komunikat, że on tu tylko sprząta, nic mu do tego, choć ewidentnie swoją bardzo błyskotliwą gadaniną Darby do takiego wniosku popchnął. Totalnie powinien zostać doradcą jakiegoś prezydenta, może wtedy za pomocą magicznego doboru słów zmusi go do rezygnacji! Ach, niezaprzeczalnie byłby tajną bronią każdej kampanii wyborczej. - Eeee, a co w tym trudnego? To nie jest tak, że wszystkie gadacie o tym samym? On mnie rzucił, mój chłopak to świnia, o nie, o nie, o nie - przedrzeźniał piskliwie, łapiąc się przy tym dla lepszego efektu za głowę, ostatecznie wieńcząc to przewróceniem oczami, żeby Walmsley wiedziała, co on sobie o takich typiarkach myślał. - To pytanie uwłacza mojej godności - burknął jedynie, ale się nie obraził, bo za bardzo był ciekaw, co ona mu za barwną historyjkę zaraz zaserwuje. A kiedy to już nastąpiło, to aż wargi zacisnął, żeby przypadkiem nie wyrwał się z nich DRWIĄCY śmiech. Bez zawahania wyciągnął rękę - ujebaną jakąś solą z popcornu - i poklepał współlokatorkę pocieszająco po głowie. - No już, już, opowiedz wujkowi Chandlerowi, co poszło nie tak, przecież wiem, że chcesz - rzucił zachęcająco, pewnie wciąż ją delikatnie po włosach gładząc i uśmiechając się leciutko, co by wiedziała, że on naprawdę nie zamierzał cieszyć się jej nieszczęściem. No, może trochę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogła być aniołem, owszem. Perfekcyjnym aniołem zniszczenia – skoro wszystko dookoła niej paliło się i waliło. Darby doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie do końca potrafi zapanować nad swoim życiem i jakoś z tym funkcjonowała. Chciała jednak nauczyć się swego rodzaju kontroli … ale dotychczas nie do końca się to udawało. Bo hej, uciekła z domu, by nabrać samodzielności, a na jaki przykład trafiła, zamieszkując z Chandlerem? Zdecydowanie nie była to osoba, od której zdołałaby się czegokolwiek nauczyć. Nie wiedziała natomiast, jak pod tym względem wypada jego siostra, bo, tak na dobrą sprawę, nadal nie miała okazji jej poznać; co uważała za dziwne, ale niekoniecznie się tym przejmowała. Pewnie jeszcze trafi się jakaś okazja! Na przykład za kolejne kilka miesięcy mijania się i udawania, że mieszkają tam dwie, nie trzy osoby. Może Ross miała jakiś lęk społeczny? A może wcale nie istniała, a Czendi, taki nie do końca kumaty, nigdy nie wyrósł z etapu wymyślonych przyjaciół? Darby prawdopodobnie byłaby w stanie uwierzyć w każdą z możliwych opcji. – Zasugerowałeś – wycedziła przez zęby. Walmsley naprawdę bardzo, bardzo rzadko się denerwowała, ale teraz była już na skraju. Lada moment i stoczą walkę rodem z konkursów piękności – czyli typowa, klasyczna, filmowa szarpanina za włosy, których Darb naoglądała się w swoim życiu bardzo dużo. Szkoda tylko, że Jones nie miał bujnej czupryny i nie dawał jej zbyt dużo pola do popisu. – No tak, wiadomo. On mnie rzucił, paznokieć mi się złamał, a tamta laska powiedziała, że jestem gruba. Trzy tematy, które powtarzają się w każdej dyskusji – serio, miała ochotę wepchnąć go w sam środek przygotowań do konkursu. Początkowo pewnie by się ucieszył, widząc tyle pięknych pań dookoła siebie, ale jego entuzjazm bardzo szybko by zniknął. TO NIC FAJNEGO. To wręcz przerażające. Niejednokrotnie oczami wyobraźni widziała te złe iskierki w oczach koleżanek; dosłownie, jakby coś je opętało. – Grunt, że masz jeszcze jakąś godność – skomentowała, nie do końca pewna, czy jest to prawdziwe stwierdzenie. A kiedy poklepał ją po głowie, odsunęła się z niesmakiem; nie lubiła, gdy ktoś dotykał jej włosów. I nie lubiła gdy ktoś dotykał jej włosów jeszcze bardziej, kiedy dana osoba nie umyła uprzednio rąk. – Uciekłam, złamałam obcas, nie ma co opowiadać – nadal płakała nad zniszczonymi butami, na których odkupienie zdecydowanie nie było jej stać. Tak samo jak nadal płakała nad tym, że zaczęła jakikolwiek temat. NIE POWINNA.- Podrywasz czasami dziewczyny, nie? Znaczy się, na pewno podrywasz, ale … są takie które na to lecą? – zapytała, wcale nie zastanawiając się nad tym, czy współlokator się obrazi, czy może puści to mimo uszu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przepraszam bardzo, ale on mógłby ją wielu wspaniałych rzeczy nauczyć, gdyby mu tylko na to pozwoliła! Przecież nie jego winą było, że Darby nie pytała go o rady, których on oczywiście miał na pęczki. Na przykład powiedziałby jej, że czasem lepiej nie zostawiać masła na wierzchu, bo przy wysokich temperaturach szybko się topi. Albo że do piekarnika nie powinno wkładać się plastikowych misek, bo może się to skończyć bardzo, bardzo źle. W sprawach damsko-męskich również mógłby być jej stolicą mądrości, ale po raz kolejny - najpierw musiałaby się przed nim otworzyć! Oczywiście, nie mógł obiecać, że nie zaśnie i nie obślini się jak trzylatek w połowie jej (nudnego) wywodu, aczkolwiek wciąż mógłby okazać się bardzo użytecznym, gdyby tylko zwierzyła mu się ze swoich trosk. Nawet zaparzyłby kawę, zrobiłby kebsa i wyłączyłby telewizor, żeby było klimatycznie i miło. No ale nie - nie doceniała go na tyle, a potem kończyła na jakichś samotnych spacerach Bóg jeden wiedział gdzie, miała szczęście, że ją żaden jednoręki bandyta nie okradł, bo podobno od pewnego czasu znów grasuje po okolicy, choć to chyba po innym mieście, nieco oddalonym od Seattle. Na całe szczęście. - Kto? Moi? - zdziwił się ogromnie, oczy na swoją współlokatorkę wybałuszając, jakby mu co najmniej powiedziała, że za parking w strefie B trzeba płacić. Jemu się wydawało, że to od Best i z racji tego może tam sobie stawać jak mu się podoba, aż szok, że nikt mu mandatu nie wpierdolił jeszcze. - Dokładnie. Nuda - stwierdził, teatralnie przy tym udając, że ziewa, ponieważ nie sądził, że istniało coś bardziej nużącego niż trzy wymienione przez nią tematy do rozmów. Kogo to interesowało? Przecież jest tyle ciekawszych dziedzin życia! Jakie mięso wsadzić do kebsa, jak robić, żeby się nie narobić, jak głosować, żeby nie skończyć z debilem na czele kraju! - Wiesz, gdzie jest Twoja? O TAM - bardzo dojrzale wskazał na róg pokoju, co miało pewnie oznaczać, że gdzieś tam leżą niewidoczne okruchy godności Darby, a zważywszy na opowiedzianą przez nią chwilę później historię miłosną, wcale nie było to takim wielkim kłamstwem. - A co Ty kurwa, Kopciuszek jesteś? - no i mimo swoich wspaniałych zapewnień, ryknął śmiechem, klepiąc się przy tym po kolanie, bo żarcik kosmonaucik przedni. Dopiero jak go spytała o coś mądrego, to się opanował i przywdział inteligentny wyraz twarzy. No dobra, na tyle inteligentny, na ile potrafił. - Pytasz orła, czy jest orłem? - tu spojrzał na nią krzywo, jakby co najmniej obraziła mu budkę z kebsem. - Oczywiście, że umiejętnie podrywam przedstawicielki płci przeciwnej. A dlaczego pytasz? - jak już wszyscy wiemy, Chandler Jones nie był zbyt mądry i potrzebował dobrego momentu, by właściwie połączyć wątki. - Uuuu, chcesz, żebym zostać Twoim mentorem? - wypalił po kilku sekundach, dłonie zacierając z wyraźnym podekscytowaniem, ponieważ zawsze chciał być takim wzorem dla kogoś jak ten starszy pan w Karate Kid.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Okej, w takim razie inaczej – zamieszkała z Chandlerem, który nie potrafiłby jej nauczyć nic POŻYTECZNEGO. Znaczy się dobra, jakoś tam sobie żył i wiedział pewnie, ze nie należy zostawiać podłączonego żelazka, otwieranie okien przy zaświeconym świetle kończy się inwazją komarów, a alkohol powinno się pić zawsze procentami w górę, ale nie był alfą i omegą. Nie sprawdziłby się w roli, swego rodzaju, opiekuna. Darby natomiast, chociaż twierdziła, że nie potrzebuje wsparcia i świetnie radzi sobie sama, prawdopodobnie funkcjonowałaby nieco lepiej, gdyby tak ktoś sprawował nad nią pieczę i pokazał odpowiednią ścieżkę. – No tak, powiedziałeś przecież … – już chciała wytłumaczyć mu dokładnie, ze wszystkimi szczegółami, co zrobił źle i dlaczego ma prawo być na niego zła, ale ostatecznie jedynie machnęła ręką, jakby odpędzała natrętną muchę. Jeśli przez te tygodnie funkcjonowania pod jednym dachem zdążyła się czegoś nauczyć, to tego, że czasami po prostu nie warto się spierać – nawet jeśli z reguły była raczej uparta i nie znosiła, gdy ktoś próbował jej cokolwiek wmówić. – A faceci niby o czym rozmawiają? – raczej nie o emocjach, zakupach i tych wszystkich tematach, które wymieniła wcześniej. Darby całkiem autentycznie nie miała pojęcia, o czym mogłaby dyskutować grupa mężczyzn i za pytaniem, które z założenia miało polegać na udowodnieniu, że wcale nie są lepsi, kryła się również zwyczajna ciekawość. Chociaż nie była na tyle głupia, żeby spodziewać się, że usłyszy coś konkretnego. – Moja została za drzwiami, gdy postanowiłam się tutaj wprowadzić – odpowiedziała, przewracając oczami. Chociaż jeśli chodziło o jakąkolwiek godność, pewnie musiałaby się cofnąć jeszcze dalej – do momentu, zanim wystąpiła na pierwszym konkursie piękności. Te wydarzenia zdecydowanie należały do takich, po których człowiek był w stanie stracić szacunek do samego siebie; umiejscawiały się gdzieś na równi z koncertem polskiego zespołu drugiej kategorii, o który kiedyś, całkiem przypadkiem, zahaczyła. Nie znała muzyki, nie znała tekstu, a z widowni słyszała jedynie kurwa i była przekonana, że jest to najpopularniejsze słowo we wszystkich rankingach i oznacza na przykład alkohol, biorąc pod uwagę, że żeby tam wytrzymać, zdecydowanie trzeba było się napić. – Miałeś się nie śmiać – powiedziała naburmuszona, po czym szturchnęła go, nieco mocniej, w ramię. W sumie to poniekąd Kopciuszkiem była - a przynajmniej wyglądała jak odtwórczyni filmowej roli tej uroczej księżniczki w błękitnej sukience. – No nie wiem, nigdy tutaj żadnej nie widziałam, więc... – czy Czendi właściwie kogoś zapraszał? Może się wstydził, czy coś w tym guście. Albo najzwyczajniej w świecie, wszystkie dawały mu kosza przy bliższym poznaniu. W drugą opcję była w stanie bardziej uwierzyć. Po jego kolejnych słowach już, już miała zaprzeczyć, mówiąc, że ABSOLUTNIE nie jest to potrzebne i wskazane, ale … - Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? – zapytała, mrużąc lekko oczy. Podpuszczała go i miała nadzieję, że złapie haczyk.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niekoniecznie w roli opiekuna by się sprawdził, ponieważ jeśli pamięć go nie zwodziła, to w dzieciństwie zamykał Rosse często na dworze i świecił jej latarką po głowie, żeby myślała, że kosmici wreszcie postanowili się o nią upomnieć. Teoretycznie ma to pewnie jakieś - ZNIKOME - plusy wychowawcze, bo jak nic wyrobił w niej instynkt przetrwania, gdy waliła pięściami w drzwi, by wpuścił ją do środka, ale CHYBA nie świadczyło to o nim najlepiej. Z drugiej strony to jego dwa koty mają się całkiem nieźle, aczkolwiek to raczej dlatego, że są bardziej samodzielne od niego i nie wymagają specjalnej opieki. - Nie przypominam sobie - wtrącił jeszcze, wzruszając przy tym obojętnie ramionami, ponieważ tradycyjnie nie zdawał sobie sprawy, że mógł ją w jakiś sposób urazić. On mówił dużo i szybko, często bez namysłu do tego stopnia, iż nie umiał nawet przywołać słów wypowiedzianych pięć minut wcześniej. - O rzeczach, których nie jesteś w stanie zrozumieć - zadecydował, przywdziewając pełną wyższości minę i patrząc na nią nieco z góry, no, na tyle z góry na ile to było możliwe w ich obecnym usadowieniu. - Możesz ją wciąż podnieść i wynieść przy okazji śmieci, bo śmierdzą - tu skrzywił się, jakby rzeczywiście ze śmietnika waliło tak mocno, że aż nie dało się wytrzymać, co oczywiście było sporym wyolbrzymieniem i próbą zmuszenia Darby do roboty. Sam mógłby ruszyć cztery litery z kanapy, skoro cały dzień poświęcił leżakowaniu, no ale po co? - Nie śmieję się, jestem ciężko chory, to jeden z objawów - oznajmił, wciąż rżąc, ale tym razem w dłoń, żeby było widać, iż faktycznie on tutaj jest umierający i nie zasługuje na zostanie workiem treningowym! - Zasada nr 1 - nigdy nie sprowadzaj panny do miejsca swojego zamieszkania, chyba że chcesz mieć na głowie niezręczny wspólny poranek oraz jej marsz wstydu - podzielił się z nią wiedzą tajemną, podnosząc przy tym palec wskazujący do góry, jakby co najmniej to była jakaś świętość. Cóż, dla Chandlera niewątpliwie była! A jak Darby, ta podstępna lisica, zakwestionowała jego słowa, to aż się głośno zapowietrzył i zaraz oczy zmrużył w takie dwie wąskie szparki. - Myślisz, że kłamię? Dobra, Walmsley, za piętnaście minut spotykamy się w barze na rogu - nakazał tonem nieznoszącym sprzeciwu, jak już się z tej kanapy poderwał. Przeciągnął się raz i drugi, patrząc na nią przy tym z wyrzutem, że zmuszała go do tej minimalnej aktywności fizycznej. Bez słowa ruszył do swojego pokoju, aż nagle się zatrzymał w połowie i odwrócił. - Albo spotykamy się za dziesięć. W KORYTARZU! - autentycznie wykrzyczał końcówkę zdania, drzwiami trzasnął i pewnie zaczął się ogarniać, by mogli wyruszyć na podbijanie miejscowego baru z godnością.

// zt x2

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”