WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#14 nadal

Na te nieszczęsne argumenty o tym, że nie zaciągnęłaby go nigdzie siłą, nie raczyła nawet odpowiedzieć. Spojrzała tylko na niego wzrokiem mówiącym "mam swoje sposoby". A tak po prawdzie to - bardzo zmęczonym wzrokiem mówiącym "mam swoje sposoby". Trochę jak matka patrząca na swoje wyjątkowo głupie dziecko i podejmująca decyzję, że nie będzie dyskutować, bo to i tak nic nie da.
Ha.
- Najwyraźniej twoje towarzystwo jest jednoznacznie związane z chujową muzyką - na temat playlisty zafundowanej im przez Davida, miała za to więcej do powiedzenia.
Po tym jak Blake wklepał swój adres w GPS, zamontowała telefon na rączce i odpaliła karawan. Przez całą drogę myślała głównie o tym, jak Blake'a nie zaszlachtować, a trochę też o tym, że cholernie chciało jej się palić i zrobiła błąd, że nie odpaliła papierosa przed tą samochodową wycieczką do paszczy lwa.
Nie tak wyglądała jej wymarzona niedziela, ale jak trzeba to trzeba. Nie widziała w tym momencie innego scenariusza pozwalającego jej zostać z Griffithem sam na sam, a to... no cóż. Niezupełnie jej pasowało, ale było potrzebne.
Bo tak pieszczotliwie Biondi w myślach nazywała mieszkanie Blake'a. Paszcza lwa okazała się bielutkim, zupełnie nie-w-stylu-mordercy, niewinnie wyglądającym domkiem, przywodzącym jej na myśl jakąś ułożoną sześcdziesięciolatkę prędzej niż śliskiego mężczyznę kombinującego coś w zakładzie pogrzebowym.
- Mieszkasz z babcią? - zapytała, BARDZO starając się, żeby jej głos brzmiał neutralnie, ale mimo to nie zdołała ukryć odrobiny drwiny.
Zaparkowała karawan przed domem. W sumie to miała nadzieję, że jednak nie mieszkał z babcią, nie chciałaby jej wystraszyć, bo jeszcze auto by się wtedy przydało...
Otworzyła drzwi kierowcy i już wychylając się z pojazdu, grzebała równocześnie po kieszeniach za papierosem. Kiedy wyprostowała się na świeżym powietrzu, fajkę miała już w ustach i odpalała ją zapalniczką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co jak co, ale do muzyki miał dobry gust. Generalnie oczywiście też miał świetny, nawet jeżeli co chwila pakował się w kłopoty, ale to już inna sprawa. Tym razem, po usłyszeniu komentarza blondi odnoście playlisty powiązanej z jego osobą, postanowił tego nie komentować, bo i po co, skoro nie zależało mu, aby Virgie zmieniała zdanie w tym temacie. Zamiast tego sięgnął po swój telefon, odpisując na zaległe wiadomości, które przyszły kiedy był jeszcze w samolocie, a dotarły tuż po wylądowaniu. Tematu żadnego nowego nie chciał rozpoczynać, więc dla zabicia czasu przejrzał nagłówki wiadomości, które zapewne podsuwały mu same specyficzne tematy. Ciekawe dlaczego.
- Mieszkała tu długo, ale już nie żyje - odparł spokojnie na tekst o babci. Schował telefon do kieszeni skórzanej kurtki, wcześniej odrywając wzrok od ekranu i przelotnie zerkając to na swój dom, to na Biondi. Wysiadł z karawanu, po czym poszedł po swoją walizkę i nie czekając na kobietę ruszył do drzwi.
- Umarła przed tym, nim kupiłem ten dom - mruknął jeszcze, żeby sprecyzować, że to nie on ją wykończył, bo starsza pani musi zniknąć. Zresztą, to była długa historia - skoro po jakimś czasie od przeprowadzki postanowiła wrócić jej wnuczka, utrzymując, iż dom co najmniej do końca roku jest wynajęty. Aktualnie Lunarie - tak sobie myślał Blake - wróciła do Europy, więc miał cały budynek dla siebie.
- Nie krytykuj, nie widziałaś patio - zauważył, wywracając oczami w tym samym czasie, co przekręcał klucz w drzwiach. Dom miał właśnie taki być - niepozorny, nie wyróżniać się niczym, lecz w tym wszystkim zamiast niewielkiego płotu, jaki dawał zaledwie minimum prywatności, posiadał murowane ogrodzenie i dużo przestrzeni. To była dobra zmiana po więziennej, ciemnej klitce.
- Zamierzasz wejść, czy tchórzysz, i mam ci przynieść papiery do samochodu? - zapytał, taksując ją wzrokiem z kpiąco uniesioną brwią. Już co najmniej raz usłyszał, że nie ma po co zapraszać (nie, żeby zamierzał), bowiem kobieta i tak nie wejdzie do środka, skoro jest prawdopodobieństwo, że nie wyjdzie żywa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

"Jak ją zabiłeś ?" cisnęło jej się na usta pytanie, po usłyszeniu odpowiedzi, ale nawet nie zdążyła wydać dźwięku, zanim ten ją ubiegł. Uczył się, skurczybyk jeden. Dużo więcej komentarzy miała na temat kupowania domu długi czas po śmierci babci. Nawet bez tej całej antypatii, którą uparcie żywiła do Blake'a uznałaby, że to dziwaczne, bo sugerowało, że dom był przez jakiś czas w rękach obcej osoby.
- A ty z całą pewnością zamierzasz mi je pokazać - burknęła na to całe patio.
Patio też brzmiało jej jak coś dla starych ludzi, zdecydowanie lepiej kojarzyło jej się picie browara nad rzeką, albo coś innego w tym guście. Patio, w jej oczach, służyło głównie do obserwowania jak rosną hodowane samodzielnie warzywa w ogródku. A to było zajęcie dla... cóż, emerytów. W jej oczach, oczywiście.
Zaciągnęła się potężnie dymem papierosowym i chyba tylko dlatego, że miała w tym momencie pełne płuca, nie odpowiedziała Griffithowi pełnym śmiechem, zamiast tego zerkając na niego z ukosa przybierając minę i spojrzenie pełne politowania.
Naprawdę? Czy ona kiedykolwiek sprawiła wrażenie, że się go bała ?
Mógł sobie pomarzyć.
- Spaliśmy już razem, pamiętasz? - zaszydziła, a zmęczenie poczyniło jej pytanie dosyć niekonkretnym, bo w zasadzie to miała na myśli spanie w jednym pokoju (skąd zawinęła się zanim się obudził, żeby nie psuć sobie humoru od rana) .
Miałby już tyle okazji żeby ja zaciukać, że nawet trudno było zliczyć, tamta była zdecydowanie lepsza niż obecna, gdzie właśnie podwiozła go firmowym karawanem pod jego dom.
Zresztą nie była przecież idiotką, to że ktoś raz zabił, nie znaczyło, że od razu popadał w uzależnienie i robił to dalej.
Niektórzy mieli po prostu dobre powody.
W ich oczach.
Wcisnęła na kluczyku od karawanu przycisk, po którym nastąpiło charakterystyczne stuknięcie obwieszczające o zamknięciu auta, a sama ruszyła do wejścia.
W zasadzie to wcześniej nie zastanawiała się, czy w ogóle będzie wchodzić do środka, ale słowo "papiery" magicznie na nią podziałało, bo jakoś tak założyła, że będzie potrzebowała wytłumaczenia tego finansowego bełkotu.
No i zasugerował, że coś znalazł, tak?
Tak?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba przewidział jej reakcję, bo coś podobnego przyszło mu do głowy - że mogła o to zapytać - kiedy wspomniał o wcześniejszej lokatorce budynku. Za to patio nie zamierzał jej pokazać, ani nie planował oprowadzać jej po domu, aby opowiedzieć o każdym z odnowionych pomieszczeń. Wydawało mu się, że nie byłaby tym zainteresowana, a co więcej - on nie widział w tym najmniejszego sensu. Udali się tu w jednym celu - bynajmniej nie takim, który zakrawałby o sypialnię - więc kiedy Virgie mruknęła coś o spaniu razem, z jawnym zdziwieniem uniósł brwi. Dopiero po chwili, jak zrozumiał do czego piła, prychnął pod nosem i przekręcił klucz w zamku, zostawiając ją gdzieś za sobą.
- Jak wychodziłem, jeden facet kazał cię pozdrowić - rzucił, zostawiając walizkę tuż przy najniższym stopniu schodów i spojrzał na blondynkę patrząc przez ramię. - Powiedział, że nie rozumiał dlaczego wieczorem przed nim uciekałaś, skoro chciał tylko się przywitać i - być może - porwać na karaoke - dodał, skrobiąc się z zamyśleniem po karku. Odpowiedział mu czymś niewyraźnym, typu: uhm, przekażę, totalnie wątpiąc, że faktycznie chodziło mu o jego znajomą. Pewnie za dużo wypił i pomylił ją z kimś innym - taka była jego teoria, więc wcześniej nawet nie pofatygował się by te pozdrowienia przekazać. Dobrze, że mu przypomniała o tej (nie)pamiętnej nocy.
- Od jakiegoś czasu monitorowałem konto bankowe - powiedział, wracając do głównego tematu. - W listopadzie wszystko wydawało się w porządku, poza jedną transakcją. Akurat wtedy, kiedy byłem w Miami - poinformował, na dłużej zatrzymując spojrzenie na tęczówkach Virgie. Czyżby Martin wyczaił moment, w którym nie będzie miał czasu aż tak interesować się Serenity? Poniekąd tak, i pewnie gdyby nie to, że blondi mu przypomniała, to by tego nie zrobił.
- Możesz poczekać... - urwał, rozglądając się po parterze, aż finalnie machnął ręką. - Gdzie chcesz. Żadnych trupów w szafie nie znajdziesz - dokończył myśl, samemu kierując się razem z walizką na górę, gdzie z sypialni zabrał plik wydruków wraz z zaznaczonymi operacjami wymagającymi uwagi. Kiedy zszedł na dół i dołączył do córki współwłaściciela, w tym samym czasie logując się na konto banku na telefonie.
- Nie rozumiem po co ci tyle tego. -
Wskazał palcem na nazwę jakiegoś preparatu najprawdopodobniej do czegoś związanego z przygotowaniem zwłok. - Skoro tu... - Chwycił inną kartkę i kładąc ją przy poprzedniej. - Te zamówienie jest trzy razy większe i powinno chyba starczyć na dłużej - mruknął z lekkim zawahaniem, bo aż tak nie znał się na produktach służących przy jej pracy, ale mały research (czyli przejrzenie półek i schowków) zasugerowało mu, że nie wszystko doszło, co rzekomo powinno być już dawno dostarczone.
Potrzebował jedynie, by potwierdziła jego podejrzenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na chwilę lekko się spięła, słysząc o tym facecie. Ten cały wypad był groźny. Zagrażał jej sekretowi i to przed ostatnią osobą, przed którą miała zamiar się w tej chwili otwierać. Potem jednak żachnęła się tylko, przewracając oczami.
- Tani podryw - skomentowała.
Kiedy wydostała się na świeże powietrze i momentalnie zatruła swoje płuca dymem, zrozumiała, że ze zmęczenia aż zaczęła pobolewać ją głowa, pocieszała się jednak, że nie zamierzała tutaj przecież spędzić zbyt wiele czasu.
Nic nie wspominał o tym, że ma spalić najpierw całą fajkę, zanim wejdzie, więc pozwoliła sobie uznać to za zgodę na palenie wewnątrz i po prostu podążyła za nim, nieco opuszczając głowę i bardziej skupiając się na podłodze niż na otoczeniu.
- Mhm - mruknęła na ten przydługi, przynudnawy wstęp, bo tak po prawdzie, to nie ogarniała jak jakakolwiek transakcja mogła wydawać się podejrzana.
To znaczy, wiedziała o tym, że można z tego wyciągnąć mnóstwo informacji, i dlatego naciskała, żeby to zrobił, ale nie potrafiła wymyślić w głowie żadnego przykładu. Może dlatego że chodziło o jej ojca. Przecież to była rodzina, na pewno istniało jakieś sensowne wyjaśnienie, co do tej pożyczki, co do obecności Blake'a w zakładzie. Martin stary był już, może to jakieś początki demencji, czy coś?
- Ok, pobawimy się w szukanego zatem - skomentowała bezwiednie to jego "gdzie chcesz".
I przez chwilę nawet serio rozważała ukrycie się w szafie, czy za jakimś meblem. Jedyne co ją powstrzymało, to papieros między jej palcami, który skłonił ją do wybrania jednego konkretnego miejsca - blisko popielniczki. Blake odnalazł ją więc siedzącą wyjątkowo grzecznie w salonie, rozsadowioną wygodnie w fotelu i pochyloną do przodu. Łokcie opierała o kolana i gasiła właśnie wykończoną fajkę, a potem pochyliła głowę i zaczęła masować skronie.
Jej myśli w nieoczekiwany sposób nakierowały ją na wspólne chwile z Eme i Lucą, zupełnie niezwiązane z obecną sytuacją, więc gdy już uniosła głowę, miała dosyć niewyraźną minę i pragnienie jointa wymalowane w oczach.
Griffith jednak kontynuował tłumaczenie, siadając obok niej (bo usiadł?) i pokazując przelewy na ekranie swojego telefonu.
- Mhm - mruknęła znowu, kiwając i na początku nie przetwarzając za bardzo jego słów. A potem przetworzyła, odczytała też niezbędne nazwy.
I wtedy wyprostowała się jak struna. Nie potrzebowała tyle konserwantów. W zasadzie nie pamiętała, kiedy ostatnio coś było domawiane, ale na pewno nie w listopadzie i...
Powinna to jakoś wytłumaczyć?
Chyba tak.
Z drugiej strony to była już kolejna podejrzana sprawa, która bezpośrednio wiązała się z nią.
- On oszalał. Musimy go wysłać na emeryturę. - stwierdziła tylko, zanim ugryzła się w język.
A potem miała ochotę go wyszorować mydłem, zwłaszcza za to "my".

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Starał się nie palić w domu, ponieważ dym niesamowicie szybko wsiąkał w obicia mebli, pojedyncze poduszki dekoracyjne rzucone na kanapkę, czy zasłony. I tu z pomocą przychodziła mu część domu będąca na zewnątrz - między częścią mieszkalną, a połączonym z nią wąskim holem garażem. Teraz jednak nie miał czasu poinstruować Virgie, możliwe, że uznając, że jest bardziej kulturalnym człowiekiem niż była i dokończy palić na zewnątrz, ale cóż, pomylił się, nic nowego w jej przypadku. Jak już wrócił z plikiem dokumentów i dodatkowo zalogowanym telefonem do aplikacji bankowej, na szczęście już nic się nie kopciło, więc zignorował ten wybryk. Za karę nie zaproponował jej też nic do picia uznając, że... jeśli ma kaca, to niech się z nim męczy, żaden z niego litościwy, ostatni samarytanin. Przyjaciółmi przecież również nie byli.
- Znalazłem jeszcze coś dziwniejszego - dodał, marszcząc czoło i sięgając po ostatnią i przedostatnią kartkę. W przychodach widać było kwoty zbliżone do tych, które umykały z ich konta jakiś czas wcześniej, z usługami, jakich w Serenity Funeral Home nie prowadzili... a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Mamy jakieś przedśmiertne przygotowanie bliskich do ceremonii pogrzebowej...? - zapytał tak w razie czego, ale bardziej czysto retorycznie, bo dość dobrze prześledził zakres świadczeń, na jakie mogą liczyć klienci zakładu pogrzebowego.
- Prywatnej pomocy psychologicznej i duchowej chyba też nie prowadzimy, o ile nie stoisz z Sao przed wejściem i nie częstujesz żałobników kwasem, ani jointami - stwierdził, posyłając jej dłuższe spojrzenie i rozkładając ręce na boki. Bez wątpienia było to jakieś podejrzane i niekoniecznie podobało mu się, że musiał o tym rozmawiać z Biondi, lecz z drugiej strony powiedziała coś sensownego - musieli zrobić coś z jej ojcem. Czy wysłać na emeryturę?
Cholera, a co jeśli córka będzie chciała zająć jego miejsce?
W pierwszej chwili nie wiedział, czy gorsza była opcja z przekrętami, czy z blondi jako wspólniczką. Teraz jeszcze Martin jako-tako łagodził konflikt między nimi, ale jeśli odejdzie, to się pozabijają. Nie widział innej opcji, chyba że...
- Mogę ci odsprzedać moje udziały - wypalił nagle, zanim sam ugryzł się w język. - Będę na tyle uprzejmy, że doliczę tylko parę procent zysku. Odzyskasz swój rodzinny biznes, skoro tak ci na tym zależało - oznajmił, wykazując się, kuźwa, wątpliwą łaskawością.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła dłonie do skroni, żeby je pomasować i odchyliła głowę do tyłu, wzrok wbijając w sufit. Wcale jej się nie podobało to, do czego tutaj właśnie dochodziło, w głębi duszy to chciała usłyszeć tylko, że nic dziwnego tam w tych finansach nie ma, a już na pewno nie planowała żadnego zmawiania się przeciwko ojcu i to z Griffithem. Z całego serca nie chciała mu ufać, ale z drugiej strony, był też jedyną osobą wprowadzoną - jako tako, bardzo luźno - w temat i chyba nie chciało jej się tłumaczyć tego od początku komuś innemu, razem z podejrzaną akcją odsprzedaży części udziałów samemu Blake'owi.
Przekrzywiła nieco głowę w bok, obdarzając mężczyznę pełnym pretensji spojrzeniem, zupełnie jakby to była jego wina, że "było coś jeszcze dziwniejszego", ale kiedy zaczął przytaczać kolejne usługi, nie wytrzymała i zaczęła się po prostu głupio śmiać.
To było silniejsze od niej. Były absurdalne. Zawsze potrafiła docenić to, co absurdalne.
Po jego propozycji z jej strony nastała z kolei cisza. Taka niezręczna, jakby coś ciężkiego wisiało w powietrzu, przynajmniej z jej strony.
Może Blake uważał się za łaskawcę, ale Biondi w tej chwili zapragnęła zwinąć się w kulkę i zacząć łkać, bo poczuła się strasznie i boleśnie dorosła. A to było całkowicie chujowe uczucie, do którego wcale nie chciała wracać.
Dobrze jej było z beztroską, nie z problemami na barkach.
Bo uświadomiła sobie, że patrząc na całokształt, to ona pewnie będzie musiała spłacić te pożyczki, które nabrał ojciec, zwłaszcza jeśli rzeczywiście wyśle go na emeryturę, a to dla niej oznaczało, że odkupowanie tych pieprzonych udziałów byłoby jej najmniejszym zmartwieniem.
Poczuła się jakby stała przed bramką A i bramką B, a z obydwóch tych opcji waliło gównem.
Witaj w dorosłości, Virgo.
- To nie kończy się na zakładzie, Blake. - rzuciła sucho, jakoś tak bezbarwnie - Ojciec nabrał jakichś chujowych pożyczek. Na siebie, na mnie, na matkę.
Nie chciała jednak słyszeć jego teorii, rad, ani, o boże, tym gorzej, współczucia, więc szybko wzięła głęboki wdech i wróciła do bardziej swobodnej postawy.
- Kupię im jakieś fajne wakacje na święta, a wtedy przetrząśniemy cały zakład, żeby... - zacięła się na chwilę. Pozbycie się Martina z zakładu, chociażby na kilka dni, było według niej podstawą, ale w sumie to... - A. Raczej nie wyglądasz na kogoś kto ma coś do roboty na święta - sama sobie odpowiedziała na swoje wątpliwości - Dowiemy się o co tu chodzi, a potem go skonfrontujemy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był pewien, czy bardziej zaskoczył go jej śmiech, którym wybuchła znienacka, czy wymówienie jego imienia (bo wcześniej chyba miał wrażenie, że było w jej ustach jak co najmniej zaklęcie niewybaczalne, którego lepiej było nie wypowiadać, albo lepiej, imię Voldemorta w ustach prawego czarodzieja). A może to, że nie zareagowała z aprobatą na pomysł odsprzedaży jej swoich udziałów? Przez chwilę patrzył na Biondi z uniesionymi brwiami, następnie patrząc na przyniesione dokumenty, to znów na nią.
- Kurwa - burknął, bo - okej - nie przepadali za sobą, ale zagrania Martina były poniżej pasa. Najgorzej, że on czuł problem również na swoich ramionach, skoro mężczyzna miał najwyraźniej jeszcze poważniejsze problemy finansowe, niżeli mu się wydawało. Ba, kilka tygodni wcześniej zaciekle zapewniał Griffitha, że wszystko jest w porządku. Zacisnął usta z niezadowoleniem i wstał z kanapy, kierując się do kuchni, gdzie na wyspie leżała paczka fajek, jaką zapewne tam zostawił jeszcze przed urlopem. Skoro już tam był... otaksował wzrokiem Virgie, tym razem chyba mając w sobie odrobinę więcej empatii, bo aż sięgnął po tę wodę, a z jednej z szuflad wyciągnął niewielką tubkę, w której miał musujące tabletki. Elektrolity dobrze zrobią zarówno jej, jak i jemu, więc najpierw nalał wody mineralnej do dwóch szklanek, następnie wrzucając okrągłą tabletkę. Zanim wyszedł na zewnątrz, upił łyk, a drugą szklankę postawił na stoliku przed Virginią, przy okazji zgarniając popielniczkę.
- Twój ojciec ma jakieś problemy? Hazard, inny nałóg, zdrowotne...? - zapytał, otwierając drzwi tarasowe, a samemu opierając się o framugę plecami. Odwrócił głowę, by spojrzeniem spotkać wzrok kobiety, a w międzyczasie odpalając papierosa. Dym wydychał na zewnątrz, na szczęście wiatr zabierał go ze sobą tak, by nie wpadał do domu.
- Ku twojemu zaskoczeniu, mam co robić - poinformował kpiąco, nie chcąc jej się tłumaczyć co takiego ma już mniej-więcej zaplanowane. - Ale postaram się wyrwać na parę godzin - dodał, bo w końcu było w jego interesie - dosłownie - zarówno to, by odnaleźć inne nieścisłości, jak i w razie czego mieć oko na córkę Martina.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

" Blake" było jak avada kedavra. Gorzej. Avada kedavra przynajmniej zadawało natychmiastową śmierć. " Blake" było w jej ustach jak Cruciatus. Przekleństwi sprowadzające na innych ból, a nawet odbierające zmysły. Ot co. Dlatego zwykle nie mówiła do niego po imieniu. Wolała łagodniejsze wersje. Chuj. Dupek. Idiota. Debil. Morderca. Ignorant.
Na tę wodę zareagowała jak na stawianego przez nieznajomego drinka. Najpierw przyjrzała jej się z podejrzliwością (zwłaszcza, że wrzucał tam coś, co wydawało się nadal rozpuszczać!), potem spojrzała na niego i znowu na swoją szklankę.
- Mam nadzieję, że haj będzie dobry - stwierdziła w końcu, zanim zdecydowała się napić.
Nie był dobry. To znaczy prawie się zakrztusiła pod wpływem OSKARŻEŃ rzucanych przez Blake'a na jej ojca. Jaki nałóg? Jaki hazard?
- Nie. - mruknęła niechętnie - Nic o czym bym wiedziała - postanowiła po chwili jednak trochę odpuścić tej pewności - Oboje z matką nabierają wody w usta, jak tylko próbuję podpytać. Gdybym wiedziała, o co chodzi to przecież nie potrzebowałabym... - zamilkła na chwilę i zrobiła minę, jakby coś obrzydliwego przechodziło jej przez gardło - pomocy.
Dorosłość ssała. Była smutna, szara i beznadziejna. To znaczy, nie żeby Virgie miała jakiś problem z sięganiem po pomoc innych, ale dajcie spokój. To był Griffith.
- Super - rzuciła na kolejną informację unosząc lekko brwi - Czyli co... - zawieszenie broni? - chciała rzucić, ale potem umysł nasunął jej coś innego, mniej bliskie prawdy, którą teraz była w stanie zaakceptować, ale bardziej... klimatycznego - Tym razem zakopiemy topór wojenny, a nie trupa?
Odstawiła szklankę z lekkim stuknięciem, jeszcze do połowy pełną
- Będę musiała zmienić twój kontakt w moim telefonie na mniej obraźliwe określenie? Zmienić twoją ksywkę w moim pamiętniku? - przekrzywiła lekko głowę uśmiechając się kpiąco - Wiesz, że Sao ma niedługo urodziny?
W zasadzie to ona nie miała specjalnych planów na święta. Jeszcze niedawno myślała, że spędzi je z Lucą i Eme, może już w nowym, wspólnym gniazdku. Potem założyła - że z rodzicami. Ale skoro zamierzała ich wysłać na wycieczkę...
Kurwa.
Zrobiła dosyć niewyraźną minę, gdy o tym pomyślała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wypuścił dym w dok, przez chwilę obserwując jak porywa go wiatr, aż wreszcie przeniósł spojrzenie na Virgie. Uśmiechnął się subtelnie, a raczej: uniósł delikatnie kącik ust, mając wciąż wsuniętą między wargi fajkę. Zanim jej odpowiedział, sięgnął jeszcze po popielniczkę, którą wcześniej odstawił na parapecie.
- Nie wiem, nigdy nikt mi nie podał GHB - odpowiedział z powagą, mając nadzieję, że zdąży dodać: żartowałem, nim ta wyleje wodę gdzieś na kanapę, albo dokumenty. Do niego było kawałek, więc prawdopodobieństwo dobiegnięcia nim by odskoczył było mniejsze. Finalnie dodał, że żartował, o ile się wcześniej nie domyśliła...a i nawet jeżeli to zrobiła. Zresztą, jak jeszcze mieszkał z współlokatorką, to ta postanowiła podlać swojego fikusa jego piwem Kraftowym, przy okazji zalewając i dywan. Dobrze, że przed wylotem do Europy (taa, tak sobie myśl, Blake) zdążyła zawieźć go do pralni, to już nie śmierdziało.
- Elektrolity - oznajmił, w co przecież też nie musiała wierzyć, jednak te zawieszenie broni mogło sugerować, że już nie myśli o nim jako o wrogu numer jeden. - Czyli ona też musi o czymś wiedzieć - mruknął z zawahaniem - ciekawe, czy ma też świadomość pożyczek wziętych na nią - zastanowił się, między kolejnymi zaciągnięciami się papierosem. Początkowo myślał, że pewnie na jej miejscu - Virginii - próbowałby pogadać z rodzicami, ale szybko uświadomił sobie, że już od jakiegoś czasu wiedział od Hucka o skoku w bok (albo i skokach) matki, a nadal nie przeprowadził z nią poważnej rozmowy i na razie się na to nie zapowiadało. Co jak co, ale na taki news po wyjściu z paki nie liczył.
- To nie ja zacząłem - sprecyzował, unosząc jedną dłoń w geście kapitulacji. - Jak Martin opowiedział mi o poszukiwaniu wspólnika, to nie wiedziałem, że jest twoim ojcem. Choć pewnie gdybym wiedział, to za wiele by to nie zmieniło... - dokończył ciszej, ale chociaż jedno MUSIAŁA docenić - był z nią szczery. Dodatkowo przecież nie wiedział, że to aż tak ją wkurzy, że będzie próbowała mu uprzykrzyć życie przez kolejnych kilka miesięcy. Dogasił peta na popielniczce i wrócił do domu, by nie wpuszczać do środka pojedynczych kropel deszczu, jaki się rozpadał. Norma.
- Zakopanie topora wojennego nie brzmi jak zawieszenie broni. -
Posłał jej przeciągłe spojrzenie. Brzmiało jak POKÓJ, ale chyba żadnemu z nich nie przeszło to (jeszcze) przez gardło.
- A teraz jak masz zapisane? -
zapytał w kontekście telefonu i... pamiętnika. Serio prowadziła pamiętnik? Zmarszczone w konsternacji czoło mogło świadczyć o tym, że rzeczywiście się nad tym zastanowił i wyobraził kilkanaście kartek zapisanych niecenzuralnymi określeniami posłanymi w jego kierunku.
- Czternastego. - Pokiwał głową. Pamiętał również, że Lottie ma 30 listopada, więc już jutro, ale... z nią nie miał żadnego kontaktu. Na tamten moment.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Biondi to się tak przejęła tym GHB, że wychyliła szklankę, ze wzruszeniem ramionami, zanim jeszcze Blake zdążył dodać, że żartował. Może jakby powiedział o jakimś... serum miłości, albo, gorzej, prawdy, to by się dwa razy zastanowiła, ale o GHB go nie podejrzewała. Przynajmniej z użyciem wobec niej, bo co niby chciałby z nią robić?
Okraść? Ha ha ha. Już ją przecież okradał.
- Nie wiem - mruknęła z powątpiewaniem.
Co jak co, ale jakby Luca miał przed nią jakieś sekrety, Virgie też by tylko zbywała innych nie dając po sobie poznać, że o niczym nie wie.
Skądś takie pomysły przecież przychodziły jej do głowy, a niedaleko pada jabłko od jabłoni. Może po prostu matka nie chciała wkopywać ojca przed córką, wiedząc, że ostatnio się nie dogadywali. Albo nie chciała zdradzić się z tym, że nie wie co dzieje się z jej własnym mężem.
- Cieszy cię to? - burknęła na ten cały topór wojenny, bo jej to było mocno wszystko jedno w tym momencie.
Przed chwilą dowiedziała się, że raczej będzie na tego dupka skazana i nieoczekiwanie okazał się najwygodniejszym sojusznikiem, skłonna była więc na chwilę udawać, że nie pamięta, że go nie lubi.
Ale równocześnie była zirytowana całą tą sytuacją, pewnie dlatego odstawiła pustą już szklankę elektrolitów z takim stuknięciem.
- W telefonie sraluch, a w pamiętniku pizdokleszcz - oznajmiła bez mrugniecia okiem.
Przy czym akurat pamiętnika nie prowadziła, ale nie musiał przecież o tym wiedzieć, skoro wydawało jej się, że debil to łyknął.
- Zrobimy jej jakieś pracownicze party? Mogę upiec tort w kształcie trumny...
Ńo bo, w tym całym burdelu, to nie można było zapomnieć o okazji do imprezy. Virginia ńigdy o takowych nie zapominała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W takim razie była jeszcze dziwniejsza, niż Blake myślał, bo skoro była na jego terenie, równocześnie jeszcze nie tak dawno temu mając go za diabła i inne zło, wcale nie musiał żartować z tym GHB. Okradać nie musiał; nadal na braki w funduszach nie narzekał, nawet jeśli raczej głośno o swoich finansach nikomu nie opowiadał i nie zamierzał się chwalić, ale Virginia byłaby łatwym celem, gdyby rzeczywiście chciał się jej pozbyć. I wtedy ta trumna przydałaby się w bardziej typowym celu, niż wzór stanowiący inspirację dla urodzinowego tortu.
- Już mnie trochę znudziła twoja niechęć względem mnie - stwierdził, wzruszając przy tym ramionami - teraz, kiedy planujesz być wobec mnie milsza, bo potrzebujesz mojej pomocy... - Uśmiechnął się pod nosem i zamknął za sobą drzwi na patio. Okej, nie powiedziała tego dosłownie - że takie ma plany i potrzebuje jego pomocy, ale i tak zamierzał mieć z tego satysfakcję.
- Będę lepiej się bawił. - Przez chwilę, bo - niestety - szybko się nudził, a świadomość tego, że Virgie w tym całym sojuszu ugra też coś (prawdopodobnie, o ile coś znajdą) dla siebie, gasiła jego entuzjazm. Gdzieś między tym wszystkim, wcześniej planował jeszcze zapytać o Lucę - w końcu nie było go kilka dni, zatem kumpel mógł wrócić, a oni zdążyliby się pogodzić, aczkolwiek wystarczyło spojrzeć na blondynkę i czuł, że i w tym aspekcie bez zmian. Nie musiała nawet nic mówić. Szkoda, bo naprawdę liczył na ten tatuaż, bo ich związek był mu całkowicie obojętny.
- Aha - mruknął, dodając pojedyncze wywrócenie oczami. Lepiej było się nie przyznawać, że ją ma zapisaną jako, po prostu, Virginia, bo jeszcze pomyślałaby sobie, że choć trochę darzył ją sympatią, a nie dlatego, że nie chciało mu się poświęcić chwili na wymyślenie złośliwej nazwy.
- Chyba jeszcze aż tak się nie przyjaźnimy, by wspólnie organizować komuś imprezę urodzinową - skwitował z wyczuwalną kpiną. - Ale skoro nie masz planów na święta, to może cię zaprosi i przy okazji weźmiesz tort. Dwie - zbędne, bo nie lubił świętować - okazje za jednym zamachem - mruknął, sięgając po wcześniej rozłożone kartki z wyciągami bankowymi. Ułożył je równo i spojrzał na Biondi.
- Ewentualnie zrobisz jej niespodziankę i pojedziesz ze mną. Wychodzi na to, że wiszę ci podwózkę. - Cóż, chyba faktycznie to brzmiało jak... sojusz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po pierwsze - gdyby coś jej zrobił, ojciec pewnie raz dwa Blake'a posłał tam, skąd wrócił, czyli do więzienia i koniec by było jego pogrzebowych ekscesów. Po drugie, tą całą sprawę z mordercą, Virgie traktowała raczej jako pretekst, dodatek, mało fajną rzecz, której można było się uczepić. Po trzecie, lepszą okazję miał na imprezie kowbojskiej, kiedy nawet bez GHB słodko spała (i wyklinała na niego przez sen), a niczego, przynajmniej jak na jej oko, jej nie zrobił.
Matematyka była prosta. Jeden, plus dwa, plus trzy, to zawsze pięć, więc blondi mogła sobie przybić piąteczkę ze swoim rozumowaniem. Bo było zajebiste.
Opadła wygodniej plecami na oparcie, zakładając na nie łokcie i ostentacyjnie przewróciła oczami.
- Niczego nie mówiłam o byciu miłą - w istocie to taka nie była za bardzo nawet dla przyjaciół.
A on nie był jednym z nich. I tak naprawdę nie zamierzała zmieniać nazwy jego kontaktu w telefonie. Taki był z niej cwany lis.
- Nawet na LSD nie byłam dla ciebie zbyt miła. O ile pamiętam.
Dobrze, że nie była wtedy na ecstasy, bo pewnie nie mogłaby wtedy powiedzieć tego samego. Biorąc pod uwagę to, co działo się wczoraj...
- Nuda - burknęła na jego protest - Dlatego jesteś chujowym szefem. Dobry doskonale wie, że jego głównym obowiązkiem jest przygotowanie niespodzianki na urodziny nowej pracownicy.
Bycie niemiłą - jest.
Argument za imprezą - jest.
Szkoda tylko, że przypadkiem go szefem nazwała. Choć nie zdawała sobie z tego sprawy tak w 100% to i tak te słowa zabrzmiały jakby były kłaczkiem właśnie wypluwanym przez kota.
- Jak ja to zrobię u niej albo u mnie, to już nie będą pracownicze urodziny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O ile Martin powiązałby śmierć córki z nim, a do tego znalazł dowody na winę - wtedy owszem, istniało spore prawdopodobieństwo, że po raz kolejny mógłby być oskarżony o morderstwo, a finalnie skończyć ze sporym wyrokiem na koncie. Mógł też całkiem dobrze zamaskować swoją zbrodnię, upozorować wypadek, przedawkowanie, cokolwiek. Wiele historii (częściowo wyssanych z palca, ale bez wątpienia goście mieli dobrą wyobraźnię) usłyszał za kratkami, mnóstwo sposobów. Raczej nikt, kto się samemu nie przyzna z własnej woli, nie chce być złapanym. Jemu też szkoda życia na marnowanie go w więzieniu, więc (jeszcze) nie planuje pozbawić go Virginii.
- Sorry. Zaczęłaś przynudzać, więc wyłączyłem się ze słuchania. Strzeliłem, że mogło być coś i o tym - rzucił, rozkładając ręce na boki. Później - w temacie LSD - musiał przyznać jej rację, a wiadomym było to, że nie mógł tego zrobić, więc uznał, że lepiej się nie wypowiadać. Chyba nigdy (ewentualnie kiedyś, za czasów high school) nie miał do czynienia z miłą Biondi, a nie zdążył zapytać o to Crawforda - czy takie zjawisko w ogóle istnieje. Szkoda, ale liczył, że Luca nie przepadł na amen i jeszcze kiedyś się umówią w salonie tatuażu, a tam przy tworzeniu kolejnego malunku na jego skórze, będzie mógł wypytać o kompromitujące (głównie) chwile z życia córki Martina.
- Dobrze, że o tym pamiętasz - powiedział, a złośliwy uśmiech pojawił się na jego twarzy - że jestem szefem. I przynajmniej nie mam żadnych kredytów na koncie, więc raczej nie takim chujowym - uściślił, posyłając jej przeciągłe spojrzenie. Chciał dodać coś jeszcze, ale nie zdążył, ponieważ skupił wzrok na leżącym na blacie smartfonie i dźwięku przychodzącego połączenia. Zawahał się, finalnie wyciszając dzwonek. Potem oddzwoni.
- Mamy jeszcze ponad dwa tygodnie, możemy ewentualnie o tych urodzinach pogadać na dniach w pracy. Saoirse nie przychodzi codziennie, będzie okazja - zaproponował, unosząc pytająco brew. Nie paliło się, nie musieli szykować wszystkiego na już, a Griffith przekonał się niejednokrotnie na własnej skórze, że przyszłość bywała... zaskakująca.
- Zakład już mamy rozliczony - uznał, mając na myśli to, że zgodnie z obietnicą pokazał jej wyciągi. - O coś jeszcze chcesz poprosić? - Tak, musiał użyć słowa poprosić, a nie zapytać i zrobił to celowo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Virginia uważała teraz, że jedną z najbardziej kompromitujących chwil z jej życia, było umawianie się z Blakie'm, więc ten nawet nie powinien musieć nikogo o nie wypytywać. Był ich czynnym uczestnikiem, no przecież.
Pokazała mu środkowe palce, na to przynudzanie, bo nie chciało jej się nawet na to wymyślać riposty, uznała więc, że ten niewybredny gest będzie wystarczającym podsumowaniem. Chwilę później tego pożałowała, bo głupio byłoby powtarzać ten gest w odpowiedzi na to, że złapał się tego szefa. Przewróciła więc oczami.
- Pamiętam, że uważasz się za jakiegoś - wykpiła się z tego oczywistego PRZEJĘZYCZENIA i SKRÓTU MYŚLOWEGO.
Bo jeszcze pomyślałby, że potrafi być jednak miła. Albo że rzeczywiście kiedykolwiek zacznie go traktować jak swojego szefa. Ha, ha, ha, ha. Nie.
Oczywiście miła tak naprawdę potrafiła być, tak samo jak troskliwa, w końcu niejako to pokazywała w tym, jak odnosiła się do Martina, jak traktowała go ostrożnie, nawet w obliczu wszystkich przewijających się teraz informacji.
Trzeba było być tylko kimś wartościowym, żeby tego doświadczyć.
- Hmpf - burknęła na to proszenie.
Serio, była dla niego dzisiaj wyjątkowo delikatna, to już się drań poczuł i myślał, że może wykorzystywać sytuację. A blondynka nie była głupia, wiedziała że przecież problemy zakładu, to też jego problemy.
- Czekałam, aż jednak pokażesz mi to patio - stwierdziła luźno - Ale najwyraźniej tchórzysz i nie masz do tego jaj. - wzruszyła ramionami - Więc nic tu po mnie. Sama się odprowadzę
I odprowadziła. Prosto do karawanu. A potem do domu. Żeby w końcu spróbować się wyspać. Albo lepiej. Poszukać kolejnej imprezy.
/zt x2

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”