WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
0
0
-
<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">002.
<div class="ds-tem4">Dallas & Hazel</div></div>
</div></div></div></table>
Obudził się wcześnie. Budzik stojący na szafce nocnej nie wskazywał jeszcze szóstej, a jego oczy już były otwarte i pusto wpatrywały się w sufit wymagający odmalowania. Próbował zmusić organizm do ponownego zaśnięcia, jednak bezskutecznie. Przekręcił się kilka razy z jednego boku na drugi, aż w końcu zwlókł obolałe ciało z łóżka i ułożył stopy na drewnianej podłodze. Miał wolny dzień; wprawdzie obiecał, że pomoże starszej sąsiadce uporać się z nieszczelnym oknem, ale nie zamierzał zabierać się za to z samego rana, tym bardziej że w ramach wdzięczności został zaproszony na domowy obiad – i choć zwykle robił wszystko, by wymigać się od tego typu zobowiązań, nie potrafił odmówić staruszce.
Narzucił na siebie codzienne ubrania. Zajrzał do lodówki, w której poza kilkoma piwami, miał dwa kawałki pizzy zamówionej dnia poprzedniego. Nie odgrzewał ich. Po prostu chwycił jeden i zjadł, jednocześnie krzątając się po domu. Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia, wsiadł do nieco zardzewiałego pickupa, którym woził sprzęt potrzebny do prac remontowych i udał się w stronę centrum budowlanego. Po drodze (nie, wcale nie było po drodze) zatrzymał się pod remizą. Zamierzał omówić kilka kwestii z dowódcą, ale zamiast tego, zatrzymał się przy biurku, za którym siedziała Hazel.
— Słyszałem, że miałaś za sobą kilka — urwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa — ciekawych dni — skończył, spoglądając na dziewczynę. Gdy przechwycił jej niezadowolone spojrzenie, uniósł dłonie w geście bezradności. — Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiesz, że nie lubię plotek, ale tutaj wszyscy wszystko wiedzą — wyjaśnił, przyjmując postawę obronną. Oparł się o biurko i skrzyżował dłonie na wysokości klatki piersiowej. — Trzymasz się? — spytał, sądząc, że dziewczyna – choć była pracownikiem cywilnym – powinna czuć wsparcie, jakie należało się każdemu, kto przynależał do remizy.
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">002.
<div class="ds-tem4">Dallas & Hazel</div></div>
</div></div></div></table>
Obudził się wcześnie. Budzik stojący na szafce nocnej nie wskazywał jeszcze szóstej, a jego oczy już były otwarte i pusto wpatrywały się w sufit wymagający odmalowania. Próbował zmusić organizm do ponownego zaśnięcia, jednak bezskutecznie. Przekręcił się kilka razy z jednego boku na drugi, aż w końcu zwlókł obolałe ciało z łóżka i ułożył stopy na drewnianej podłodze. Miał wolny dzień; wprawdzie obiecał, że pomoże starszej sąsiadce uporać się z nieszczelnym oknem, ale nie zamierzał zabierać się za to z samego rana, tym bardziej że w ramach wdzięczności został zaproszony na domowy obiad – i choć zwykle robił wszystko, by wymigać się od tego typu zobowiązań, nie potrafił odmówić staruszce.
Narzucił na siebie codzienne ubrania. Zajrzał do lodówki, w której poza kilkoma piwami, miał dwa kawałki pizzy zamówionej dnia poprzedniego. Nie odgrzewał ich. Po prostu chwycił jeden i zjadł, jednocześnie krzątając się po domu. Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia, wsiadł do nieco zardzewiałego pickupa, którym woził sprzęt potrzebny do prac remontowych i udał się w stronę centrum budowlanego. Po drodze (nie, wcale nie było po drodze) zatrzymał się pod remizą. Zamierzał omówić kilka kwestii z dowódcą, ale zamiast tego, zatrzymał się przy biurku, za którym siedziała Hazel.
— Słyszałem, że miałaś za sobą kilka — urwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa — ciekawych dni — skończył, spoglądając na dziewczynę. Gdy przechwycił jej niezadowolone spojrzenie, uniósł dłonie w geście bezradności. — Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiesz, że nie lubię plotek, ale tutaj wszyscy wszystko wiedzą — wyjaśnił, przyjmując postawę obronną. Oparł się o biurko i skrzyżował dłonie na wysokości klatki piersiowej. — Trzymasz się? — spytał, sądząc, że dziewczyna – choć była pracownikiem cywilnym – powinna czuć wsparcie, jakie należało się każdemu, kto przynależał do remizy.
0
0
-
Nie mogła sobie pozwolić na dłuższe wolne w pracy. Zwyczajnie nie było jej na to stać. Każdy jeden dzień bez pracy i bez wypłaty sprawiał, że może mieć problemy z ogarnięciem swojej finansowej rzeczywistości, która wyglądała… no nieciekawie. Wyprowadziła się od Wesa, wynajęła własne mieszkanie – może malutkie i w nieciekawej okolicy, ale jednak własne. Za nim nie chciała przyjąć żadnego finansowego wsparcia od Thompsona, więc… po prostu pracowała. Zaledwie kilka dni po wydarzeniach z Halloween - gdy siniaki i zadrapania na jej ciele ciągle były widoczne, gdy nie przespała praktycznie żadnej nocy a policja męczyła ją kolejnymi telefonami z prośbą o uzupełnienie zeznań – wróciła do pracy. Musiała.
Starała się zachowywać normalnie. Ciągle się uśmiechała, ciągle wykonywała swoje obowiązki i tylko od czasu do czasu, gdy ktoś gdzieś czymś uderzył – podskakiwała nerwowo na swoim fotelu.
Zresztą tak samo było, gdy nagle nad jej biurkiem zmaterializował się Dallas. Zmierzyła go wzrokiem i uśmiechnęła się koślawo… chociaż nie, to nawet ciężko nazwać uśmiechem. Raczej jakiś dziwny grymas pojawił się na jej twarzy i nie dało się ukryć, że wolałaby o tym nie rozmawiać. Ale no… nie była też szczególnie zdziwiona, że wszyscy już wszystko wiedzieli. I nie mogła narzekać – bo po powrocie do pracy naprawdę ciepło ją przyjęli, ale mimo wszystko nie jest łatwo rozmawiać o koszmarach.
- Nigdy nie mogę wyjść z podziwu… dlaczego nie idzie wam tak szybko wypełnianie raportów jak paplanie. – rzuciła, niby złośliwie, ale raczej bardziej w formie żartu. I teraz jej uśmiech zaczął już trochę bardziej jakiś uśmiech przypominać. Może jeszcze nie w pełnej okazałości, ale już na pewno było lepiej – I tak, dziękuję. Znaczy no wiesz… – rozłożyła bezradnie ramionami, bo wystarczyło na nią spojrzeć, żeby wiedzieć, że nie jest do końca dobrze – Trzymam się jak na kogoś, kto po łokcie wymazał się w cudzej krwi chociaż nic mu to nie dało, jak na kogoś komu czyjaś głowa przeleciała pod nogami i jak na kogoś, kogo chciał udusić jakiś psychopata. Jeśli to uwzględnimy to jest doskonale. – wyrzuciła z siebie, nie spuszczając wzroku z blondyna. Oparła się o biurko i pochyliła trochę bardziej w jego stronę – Co tu dzisiaj robisz? To nie wasza zmiana. – znała harmonogram, wiedziała co jak i kiedy.
Starała się zachowywać normalnie. Ciągle się uśmiechała, ciągle wykonywała swoje obowiązki i tylko od czasu do czasu, gdy ktoś gdzieś czymś uderzył – podskakiwała nerwowo na swoim fotelu.
Zresztą tak samo było, gdy nagle nad jej biurkiem zmaterializował się Dallas. Zmierzyła go wzrokiem i uśmiechnęła się koślawo… chociaż nie, to nawet ciężko nazwać uśmiechem. Raczej jakiś dziwny grymas pojawił się na jej twarzy i nie dało się ukryć, że wolałaby o tym nie rozmawiać. Ale no… nie była też szczególnie zdziwiona, że wszyscy już wszystko wiedzieli. I nie mogła narzekać – bo po powrocie do pracy naprawdę ciepło ją przyjęli, ale mimo wszystko nie jest łatwo rozmawiać o koszmarach.
- Nigdy nie mogę wyjść z podziwu… dlaczego nie idzie wam tak szybko wypełnianie raportów jak paplanie. – rzuciła, niby złośliwie, ale raczej bardziej w formie żartu. I teraz jej uśmiech zaczął już trochę bardziej jakiś uśmiech przypominać. Może jeszcze nie w pełnej okazałości, ale już na pewno było lepiej – I tak, dziękuję. Znaczy no wiesz… – rozłożyła bezradnie ramionami, bo wystarczyło na nią spojrzeć, żeby wiedzieć, że nie jest do końca dobrze – Trzymam się jak na kogoś, kto po łokcie wymazał się w cudzej krwi chociaż nic mu to nie dało, jak na kogoś komu czyjaś głowa przeleciała pod nogami i jak na kogoś, kogo chciał udusić jakiś psychopata. Jeśli to uwzględnimy to jest doskonale. – wyrzuciła z siebie, nie spuszczając wzroku z blondyna. Oparła się o biurko i pochyliła trochę bardziej w jego stronę – Co tu dzisiaj robisz? To nie wasza zmiana. – znała harmonogram, wiedziała co jak i kiedy.
0
0
-
Widział to dziesiątki razy – strach przeradzający się w paranoję. Podczas swojej wieloletniej kariery strażackiej, miał okazję obserwować dziesiątki młodych, stawiających pierwsze kroki w tym zawodzie, kadetów. Nie wszyscy okazywali się gotowi do podjęcia tak trudnej pracy. Fizycznie byli doskonale przygotowani – żadna akademia pożarnicza nie wypuszczała ze swoich murów nieprzygotowanych ludzi, wiedząc, że sprawność ich mięśni może zaważyć na powodzeniu akcji. Niestety ocena psychiczna nie zawsze pokrywała się z jej faktycznym stanem. Siedząc w akademickiej ławie, nie dało się przygotować na to, co niósł za sobą pożar – widok szalejących płomieni, krzyk ludzi, których życiowy dobytek obracał się wniwecz, a przede wszystkim smród płonącego, ludzkiego ciała. Widok ofiar, którego nie dało się zapomnieć. Tylko ten, kto był w stanie zrozumieć, że nie da się ocalić wszystkich, mógł każdego dnia wbiegać do płonących budynków, bez obawy o to, że wyrzuty sumienia nie pozwolą mu wstać z łóżka kolejnego poranka. Hazel bała się własnego cienia. To, czego doświadczyła, zmieniło ją. Tylko od niej zależało, czy będzie potrafiła przejść z tym do porządku dziennego i zrozumieć, że nie było w tym jej własnej winy. Musiała pogodzić się ze sobą, by ruszyć dalej.
— Nigdy nie byłem dobry w uzupełnianiu dokumentów, ty wiesz to najlepiej — rzucił, uśmiechając się przekornie, bo przecież przed chwilą wspomniał o tym, że nie przepada również za szerzeniem pomówień; chyba, że okazywały się prawdą. Tak było w tym przypadku, dlatego zdecydował się skonfrontować z dziewczyną, która najwyraźniej potrzebowała tego typu rozmowy.
— Widziałem chłopaków, którzy byli przygotowani na takie sytuacje, a mimo to znosili je gorzej niż ty. Będzie dobrze. Przepracujesz to — zapewnił ją, choć w rzeczywistości nie mógł mieć pewności, prawda? Dziewczyna była młoda, pracowała głównie przy dokumentach, jak więc miała pogodzić się z tym, czego w tak brutalny sposób doświadczyła? — Potrzebujesz towarzystwa, Hazel. Nie bądź sama — poradził jej. Towarzystwo pomagało w większości przypadków. Dallas z pewnością wolałby przepracowywać coś takiego w odosobnieniu, ale miał świadomość, że należał do mniejszości.
Przetarł oczy. — Muszę dogadać z komendantem kwestie urlopu. W tym roku wykorzystałem dwa dni, w ubiegłych latach łącznie nie więcej niż pięć, może sześć. Chyba jestem pracoholikiem i chciałbym, żeby tak zostało, więc muszę spróbować przepchnąć to u góry. Nie zamierzam iść na przymusowy urlop. Wolałbym dostać pieniądze za niewykorzystane dni — wyjaśnił. — I tak muszę jechać do składu budowlanego, a remiza była po drodze — dodał. Niby to nic takiego, a jedna zachowanie mężczyzny wyraźnie pokazywało, jak bardzo uzależnił się od pracy. Nie potrafiłby bez niej żyć.
— Nigdy nie byłem dobry w uzupełnianiu dokumentów, ty wiesz to najlepiej — rzucił, uśmiechając się przekornie, bo przecież przed chwilą wspomniał o tym, że nie przepada również za szerzeniem pomówień; chyba, że okazywały się prawdą. Tak było w tym przypadku, dlatego zdecydował się skonfrontować z dziewczyną, która najwyraźniej potrzebowała tego typu rozmowy.
— Widziałem chłopaków, którzy byli przygotowani na takie sytuacje, a mimo to znosili je gorzej niż ty. Będzie dobrze. Przepracujesz to — zapewnił ją, choć w rzeczywistości nie mógł mieć pewności, prawda? Dziewczyna była młoda, pracowała głównie przy dokumentach, jak więc miała pogodzić się z tym, czego w tak brutalny sposób doświadczyła? — Potrzebujesz towarzystwa, Hazel. Nie bądź sama — poradził jej. Towarzystwo pomagało w większości przypadków. Dallas z pewnością wolałby przepracowywać coś takiego w odosobnieniu, ale miał świadomość, że należał do mniejszości.
Przetarł oczy. — Muszę dogadać z komendantem kwestie urlopu. W tym roku wykorzystałem dwa dni, w ubiegłych latach łącznie nie więcej niż pięć, może sześć. Chyba jestem pracoholikiem i chciałbym, żeby tak zostało, więc muszę spróbować przepchnąć to u góry. Nie zamierzam iść na przymusowy urlop. Wolałbym dostać pieniądze za niewykorzystane dni — wyjaśnił. — I tak muszę jechać do składu budowlanego, a remiza była po drodze — dodał. Niby to nic takiego, a jedna zachowanie mężczyzny wyraźnie pokazywało, jak bardzo uzależnił się od pracy. Nie potrafiłby bez niej żyć.
0
0
-
Jak nie kopać leżącego? Powinien wziąć kilka lekcji pod tym tytułem, bo robił wszystko nie tak. I była pewna, że chciał dobrze! Naprawdę. Doceniała, że w ogóle z nią rozmawiał, że się zainteresował, że wykazał odrobinę dobrej woli… ale jednocześnie rozmowa o tym wszystkim była jak powolne wbijanie igiełek w jej skórę.
”Potrzebujesz towarzystwa, Hazel” nieprzyjemnie zadzwoniło jej w uszach i zaczęło rozbijać się po głowie, chociaż przez ostatnie dni starała się odsunąć od siebie tą myśl. Brutalna prawda była taka, że nawet jeśli potrzebowała towarzystwa – nie miała odwagi o nie poprosić. W ostatnim czasie całe jej poukładane dotąd życie runęło jak domek z kart. Została sama w swoim pustym wynajmowanym mieszkaniu i robiła wszystko, żeby nie musieć prosić o pomoc rodzeństwa. Nie chciała ich martwić, nie chciała się przyznawać, że sobie nie radzi i że ani trochę nie jest dobrze. Zagryzła wargę i znów – bardzo koślawo uśmiechnęła się do blondyna – Łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. – rzuciła lekko, zaskakująco swobodnie jak na tak mało wygodny temat i wzruszyła ramionami.
- I oczywiście, że jesteś pracoholikiem… ale nie wiem, czy rozmowa na ten temat to dobry pomysł. Po pierwsze dostał dzisiaj niewygodny telefon z góry. Cięcia budżetowe, dostawa sprzętu, który ostatnio zamawialiście trochę się opóźni. – skrzywiła się lekko, bo nawet ona – siedząc bezpiecznie za biurkiem – wiedziała, że ten sprzęt był im po prostu cholernie potrzeby, więc jak jakiś urzędnik mógł stwierdzić, że „nie” i po prostu przełożyć wnioski na kupkę „do zrealizowania później, najlepiej nigdy” – Po drugie… tak długo jak nikt cię o to nie ściga, lepiej o sobie nie przypominać. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, już zdecydowanie bardziej udanym i szczerym niż te, które serwowała mu, gdy rozmawiali o jej sprawie – Więc chociaż bardzo lubię twoje towarzystwo, Dallas… nie powinno cię tutaj teraz być. – zakończyła, zerkając w kierunku gabinetu komendanta, który faktycznie nie miał dzisiaj najlepszego dnia. Osobiście wolałaby mu się nie narażać.
”Potrzebujesz towarzystwa, Hazel” nieprzyjemnie zadzwoniło jej w uszach i zaczęło rozbijać się po głowie, chociaż przez ostatnie dni starała się odsunąć od siebie tą myśl. Brutalna prawda była taka, że nawet jeśli potrzebowała towarzystwa – nie miała odwagi o nie poprosić. W ostatnim czasie całe jej poukładane dotąd życie runęło jak domek z kart. Została sama w swoim pustym wynajmowanym mieszkaniu i robiła wszystko, żeby nie musieć prosić o pomoc rodzeństwa. Nie chciała ich martwić, nie chciała się przyznawać, że sobie nie radzi i że ani trochę nie jest dobrze. Zagryzła wargę i znów – bardzo koślawo uśmiechnęła się do blondyna – Łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. – rzuciła lekko, zaskakująco swobodnie jak na tak mało wygodny temat i wzruszyła ramionami.
- I oczywiście, że jesteś pracoholikiem… ale nie wiem, czy rozmowa na ten temat to dobry pomysł. Po pierwsze dostał dzisiaj niewygodny telefon z góry. Cięcia budżetowe, dostawa sprzętu, który ostatnio zamawialiście trochę się opóźni. – skrzywiła się lekko, bo nawet ona – siedząc bezpiecznie za biurkiem – wiedziała, że ten sprzęt był im po prostu cholernie potrzeby, więc jak jakiś urzędnik mógł stwierdzić, że „nie” i po prostu przełożyć wnioski na kupkę „do zrealizowania później, najlepiej nigdy” – Po drugie… tak długo jak nikt cię o to nie ściga, lepiej o sobie nie przypominać. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, już zdecydowanie bardziej udanym i szczerym niż te, które serwowała mu, gdy rozmawiali o jej sprawie – Więc chociaż bardzo lubię twoje towarzystwo, Dallas… nie powinno cię tutaj teraz być. – zakończyła, zerkając w kierunku gabinetu komendanta, który faktycznie nie miał dzisiaj najlepszego dnia. Osobiście wolałaby mu się nie narażać.
0
0
-
Ogłada nie była jego mocną stroną. Popełniał błędy nawet wtedy, gdy naprawdę się starał. Nie przyszło mu do głowy, że wypowiedzenie kilku spostrzeżeń, wpłynie negatywnie na odczucia dziewczyny. Przeszła wiele – to nie ulegało wątpliwościom – ale Dallas, gdzieś między pożarem, w którym zginęła cała rodzina, a karambolem, podczas którego rozcinał samochody zgniecione na kształt harmonijki, z których wyciągnąć można było jedynie ludzie szczątki, zdążył zapomnieć, że nie wszyscy z podobną do niego lekkością, radzą sobie z takimi sytuacjami. Uodpornił się. Bez tego nie byłby w stanie każdego dnia podejmować się trudów pracy, którą wykonywał. Dla Hazel było to pierwsze takie doświadczenie, a z sympatii do dziewczyny życzył jej, by było także ostatnim tego rodzaju.
— Jak będziesz miała ochotę napić się piwa i porzucać do kosza, to zapraszam do siebie — rzucił, nie całkiem poważnie. Nie sądził, by dziewczyna skorzystała z zaproszenia. Miał na jej temat mylne wrażenie; miał ją za roześmianą, młodą kobietę, która z pewnością otacza się gronem bliskich przyjaciół, którzy chętnie dotrzymują jej towarzystwa. Czego miałaby więc szukać u Dallasa?
— Cholera, fatalna wiadomość. Tarcze do przecinarek wymagają natychmiastowej wymiany, a poduszki wysokociśnieniowe miały być już w ubiegłym tygodniu — powiedział, kręcąc głową z wyraźnym niezadowoleniem. W takich chwilach żałował, że pół roku temu odrzucił awans na porucznika; jako dowódca wozu może dałby radę wskórać więcej u przełożonych, decydujących o tym, co wymagało większych a co mniejszych nakładów finansowych. — Wkurzę się, jak przed końcem roku, wyśle mnie na zwolnienie — dodał, po czym przetarł oczy. Był trochę sfrustrowany, ale nie zamierzał tego zostawiać. Może Butler miała rację i dzisiaj nie powinien rozmawiać z komendantem? Wiele mogło zależeć od jego humoru – co było idiotyzmem, bo pełnił ważną, odpowiedzialną funkcję, a mimo to zachowywał się kobieta podczas owulacji. — Dzięki za radę — rzucił z niemrawym uśmiechem. Knykciami zaciśniętej pięści postukał w blat biurka, przy którym siedziała dziewczyna. Nie, nie spieszyło mu się, ale może rzeczywiście powinien wrócić do swoich obowiązków i udać się do składu budowlanego, by uzupełnić własne zapasy. — Skoro tak mówisz, choć raz cię posłucham. Do zobaczenia we wtorek — powiedział. Mimo to nie ruszył się z miejsca, a jedynie spojrzał na drzwi, prowadzące go biura komendanta. Chyba był tchórzem, skoro nie zdecydował się na konfrontację.
— Jak będziesz miała ochotę napić się piwa i porzucać do kosza, to zapraszam do siebie — rzucił, nie całkiem poważnie. Nie sądził, by dziewczyna skorzystała z zaproszenia. Miał na jej temat mylne wrażenie; miał ją za roześmianą, młodą kobietę, która z pewnością otacza się gronem bliskich przyjaciół, którzy chętnie dotrzymują jej towarzystwa. Czego miałaby więc szukać u Dallasa?
— Cholera, fatalna wiadomość. Tarcze do przecinarek wymagają natychmiastowej wymiany, a poduszki wysokociśnieniowe miały być już w ubiegłym tygodniu — powiedział, kręcąc głową z wyraźnym niezadowoleniem. W takich chwilach żałował, że pół roku temu odrzucił awans na porucznika; jako dowódca wozu może dałby radę wskórać więcej u przełożonych, decydujących o tym, co wymagało większych a co mniejszych nakładów finansowych. — Wkurzę się, jak przed końcem roku, wyśle mnie na zwolnienie — dodał, po czym przetarł oczy. Był trochę sfrustrowany, ale nie zamierzał tego zostawiać. Może Butler miała rację i dzisiaj nie powinien rozmawiać z komendantem? Wiele mogło zależeć od jego humoru – co było idiotyzmem, bo pełnił ważną, odpowiedzialną funkcję, a mimo to zachowywał się kobieta podczas owulacji. — Dzięki za radę — rzucił z niemrawym uśmiechem. Knykciami zaciśniętej pięści postukał w blat biurka, przy którym siedziała dziewczyna. Nie, nie spieszyło mu się, ale może rzeczywiście powinien wrócić do swoich obowiązków i udać się do składu budowlanego, by uzupełnić własne zapasy. — Skoro tak mówisz, choć raz cię posłucham. Do zobaczenia we wtorek — powiedział. Mimo to nie ruszył się z miejsca, a jedynie spojrzał na drzwi, prowadzące go biura komendanta. Chyba był tchórzem, skoro nie zdecydował się na konfrontację.
0
0
-
Uśmiechnęła się. Domyślała się, że swoje towarzystwo zaproponował jej z czystej uprzejmości i raczej nie zamierzała nadwyrężać – ani jego gościnności, ani ogólnie pojętej sympatii. Bo lubił tego gościa, naprawdę go lubiła. Może też właśnie dlatego – a może przede wszystkim dlatego – nie posłała go w paszczę lwa. Gdyby to był ktoś inny… może nawet byłoby to zabawne, obserwować jak kuli się w fotelu, gdy po drugiej stronie biurka komendant żali się i wykrzykuje bliżej niezidentyfikowane obelgi w kierunku „góry”. Prawdopodobnie tak jak Dallas uważał, że sprzęt był niezbędny i jego zakup to sprawa pilna, ale co z tego, gdy ktoś jeszcze wyżej uważał, że te pieniądze muszą iść do innego sektora. Szlag by ich wszystkich trafił – Nie wyśle. Chociaż… nawet najlepsi muszą czasem odpocząć, Dallas. – rzuciła swobodnie i dość pogodnie, przyglądając się chłopakowi. Widziała, że się wahał, czy może jednak tam nie wejść… czy może jednak nie załatwić tego, po co przyszedł. Uśmiechnęła się pod nosem i zerknęła na zegarek.
- Więc mówiłeś, że jedziesz do składu budowlanego? Za 15 minut kończę… a muszę podjechać do siostry, która mieszka w tamtym kierunku. Jest szansa, że na mnie poczekasz? – zaproponowała, odwracając jego uwagę od tych nieszczęsnych drzwi do gabinetu komendanta – Odwdzięczę się! Może na następnej waszej zmianie coś ugotuję? – zaproponowała układ nie do odrzucenia i od razu się zaśmiała – Świetnie! Dokończę porządek w zeszłotygodniowych raportach i się zbieram. – rzuciła i faktycznie skończyła swoje przerwane obowiązku, które poszły jej nawet szybciej niż 15 minut, więc po prostu urwała się wcześniej, korzystając podwózki Dallasa.
/zt
- Więc mówiłeś, że jedziesz do składu budowlanego? Za 15 minut kończę… a muszę podjechać do siostry, która mieszka w tamtym kierunku. Jest szansa, że na mnie poczekasz? – zaproponowała, odwracając jego uwagę od tych nieszczęsnych drzwi do gabinetu komendanta – Odwdzięczę się! Może na następnej waszej zmianie coś ugotuję? – zaproponowała układ nie do odrzucenia i od razu się zaśmiała – Świetnie! Dokończę porządek w zeszłotygodniowych raportach i się zbieram. – rzuciła i faktycznie skończyła swoje przerwane obowiązku, które poszły jej nawet szybciej niż 15 minut, więc po prostu urwała się wcześniej, korzystając podwózki Dallasa.
/zt