WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Wedle żądań Thompson, kupił im piwko, chociaż miał obawy co do tego, czy w ogóle się go napiją. Jeśli, zamiast się pogodzić, pokłócą się jeszcze bardziej, to tylko się zmarnuje, a przynajmniej Shahruz nawet go nie skosztuje. Nie, żeby rozchodziło się o jakiejś znamienitej jakości, kraftowe piwko, bo na takie raczej średnio go było stać, wiadomo.
Wciąż z mętlikiem w głowie, zapukał do drzwi, a kiedy otworzyła mu po jakimś czasie, przestąpił niepewnie z nogi na nogę i przeczesał wolną ręką czuprynę kręconych włosów, jakby w ten sposób mógł zrzucić z siebie choć część tego nieprzyjemnego ciężaru.
- Elo – mistrz słowa, proszę państwa. – To jakiś nowy fryz? – zagadnął, wskazując na bałagan panujący na głowie Princii (pozwoliłam sobie założyć, że nie miała czasu się uczesać, ok). Powinna docenić to, że nie był jak inni faceci, i że dostrzegał nawet najsubtelniejsze zmiany w jej wyglądzie. Lata dorastania wśród lasek.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
Próbowała skupić się na pracy, ale nie wychodziło. Zarwała nockę, cały dzień przesiedziała przed komputerem, ale wciąż powtarzała w głowie słowa Shahruza. Nie sądziła, że tak to wszystko się potoczy, że ich relacja osiągnie takie dno. I jeśli chciał być szczęśliwy z Donną, to nie powinna w to ingerować. Rozumiała jego złość i żal, ale... chyba tak nie zachowują się przyjaciele. Nie mówią sobie takich rzeczy. I cokolwiek teraz między nimi było, Princia nie chciała go tracić, mając nadzieję, że odbudują przyjaźń. Kiedyś. Może nie od razu. Ale ewentualnie to zrobią. Dlatego napisała i chciała, by przyszedł, by się spotkali i przegadali to. Oczyścili atmosferę, mając nadzieję, że się nie pokłócą, choć on strasznie na punkcie Madonny był wrażliwy, nawet w smsach. Nie miała czasu się ogarnąć. Wzięła tylko szybki prysznic, wrzuciła coś na siebie, zatrzymując okulary na nosie i kok, z którego wychodziły włosy, gdy zadzwonił do drzwi.
Otworzyła je, wpuszczając go do środka i wywracając oczami. - Elo - mruknęła, bo najwidoczniej nie mogą już normalnie się widać, tylko teraz wpadną do wora z ziomkami z klubu czy też dilerami. A raczej ona wpadnie. - Cóż, jesteś chyba ostatnią osobą, którą mógłby obchodzić mój obecny wygląd - wzruszyła ramionami, poprawiając okulary - pracowałam - odebrała do niego piwo, wzięła je do kuchni, otworzyła dwie butelki i resztę wrzuciła do lodówki. Podała jedną z nich, ze swoje od razu upijając kilka łyków spragniona. - Siadaj - zasugerowała, by przenieśli się z tym do salonu i gdy minęło kilka minut niezręcznej ciszy postanowiła po prostu zapytać. - Ty i Donna, hm? Too.. co teraz będzie? W sensie, Wy coś tworzycie, to tylko seks, randkowanie? Wiedz, że chcę tylko byście oboje byli szczęśliwi i skoro jesteście ze sobą, to go fot it - cóż, odkładała zazdrość na bok. Shah się do swojej nie przyznawał, więc ona też nie zamierzała robić z siebie wariatki.
-
Wszedł do jej mieszkania jak na ścięcie, rozglądając się dookoła, chyba z nadzieją, że dostrzeże tu coś nowego, i że znów będzie mógł zacząć jakiś beznadziejny temat w stylu ”oo, kupiłaś nową lampę?”. Jej dom wyglądał jednak tak, jak zwykle. Laptop na stoliku w salonie, obok parę pustych kubków. Żadnej nowej lampy. Szlag by to.
Odebrał od niej butelkę z piwem i od razu wypił kilka łyków, po części dla dodania sobie otuchy, a po części żeby podelektować się tym średniej jakości trunkiem tak długo, jak mógł.
Westchnął cicho na jej pytanie. Sądził, że to akurat już sobie wyjaśnili – w barze chyba ze dwa razy wspomniał, że chodziło tylko o fizyczną przyjemność, zero uczuć. A jednak pytała o to znowu i nie rozumiał dlaczego.
- Tłumaczyłem ci już – powiedział uparcie, ale bez żadnej irytacji. – Czasami po prostu… – Oboje chodziliśmy smutni, więc szukaliśmy w sobie pocieszenia. – Spędzaliśmy fajnie czas, ale nie było tu żadnych uczuć – powtórzył, zdzierając papierową etykietkę z butelki. – Nie ma – poprawił się. – Zresztą to już i tak bez znaczenia. Po tym, co się stało, nawet się do mnie nie odzywa. Poszedłem do niej, ale nikt mi nie otworzył. – Wzruszył ramionami, jakby nic go to nie obchodziło. Co oczywiście było kłamstwem, bo wyobrażał sobie, jak beznadziejnie czuła się w tamtym momencie i nie chciał, aby się zadręczała. – A jak spotkałem jej brata to powiedział, żebym się odpierdolił. – Z jego gardła wyrwał się urywany śmiech, chociaż wcale nie był rozbawiony. – Do ciebie się odzywała? – W końcu, powoli, uniósł na nią wzrok, jakby bojąc się tego, co mógłby dostrzec w jej oczach. Niech wszyscy go znienawidzą i będzie po problemie.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
- Napisała, że potrzebuje czasu. To jej go daję - wzruszyła ramionami, upijając kilka łyków piwa. Usiadła sobie wygodniej na kanapie i zamilkła. Nie byli sobą. Nie byli osobami, które nie tak dawno paliły blanta u niego i przytulały się na kanapie, rozmawiając o tym, że głupio by było siebie zostawiać. Naprawdę nie miała co tu robić i chyba powinna dawno podjąć taką decyzję. - Widzę, że tak czy siak, bardziej zależy Ci na niej, niż na mnie - mruknęła nagle, patrząc gdzieś w okno - do niej poszedłeś od razu, do mnie nie odzywałeś się kilka dni. Póki nie napisałam. A teraz wydaje się, jakbyś był tu na skazaniu - wstała z kanapy i podeszła do parapetu. Spoglądała na ciemne Seattle, a setka myśli przebiegała jej po głowie. Czy to był naprawdę ich koniec? Czy doprowadzili do tego, by to się posypało? Chyba tak. Na wielu płaszczyznach.
-
Pokiwał głową. Świadomość, że Donna nie chciała nawet widzieć go na oczy, podczas gdy Princii dała nieco mniej jasną wiadomość, trochę go kuła, ale nie był zdziwiony. Jakby nie patrzeć – to on to wszystko zepsuł. On stanął na drodze ich przyjaźni, on wszystko pokomplikował, a teraz jeszcze miał czelność uważać siebie za najbardziej pokrzywdzonego. Na Allaha, ale się pojebało.
Westchnął cicho na jej kolejne słowa. Nie wiedział, co zrobić, aby polepszyć sytuację między nimi. Jedno jednak było pewne – miała prawo myśleć, że nic go nie obchodziła. W końcu zachował się w stosunku do niej podle i, co gorsza, nie był tym, który spróbował wyciągnąć rękę na zgodę. Tknięty wyrzutami sumienia, wstał z kanapy, odłożył butelkę z na wpół zdartą etykietką na stolik i podszedł do niej, wiedząc, że jeśli nie chciał jej stracić, teraz musiał być szczery.
- Przepraszam – powiedział w końcu, kiedy zatrzymał się niedaleko niej, ale wciąż nie podchodząc do okna na tyle blisko, aby stali obok siebie. – Nie odezwałem się, bo się wstydziłem – wyznał cicho. – Tego, jak cię potraktowałem. I co ci powiedziałem. – Z nerwów zaczął bawić się palcami, wyginając je w przeróżne kierunki. – Potrafimy być czasem dla siebie strasznie skurwysyńscy – zauważył, bo i ona miała swoje za uszami. Nie chciał jej jednak w żaden sposób oskarżać, po prostu stwierdzał fakt. Ilekroć ona wyciągała pazury, on zaczynał bronić się w ten sam sposób. I potem tego żałował. – Źle mi z tym było. Nie sądziłem, że będziesz chciała jeszcze ze mną gadać. – Na jej miejscu raczej by nie chciał, chociaż co on tam wiedział? – Kurwa, nawet nie potrafię ci spojrzeć w oczy przez to, co nagadałem ci o Falconie. – Pokręcił głową, zawiedziony tym, jak to wszystko rozegrał. Gdyby mógł cofnąć czas…
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
Westchnęła ciężko, gdy usłyszała jak do niej podchodzi. Nie odwróciła się nawet wtedy, gdy powiedział, że mu przykro, gdy przepraszał. Wiedziała, że jest to szczere, ale nie potrafiła na niego spojrzeć. Zranił ją, a ona jego, takie to koło życia. - To prawda - zgodziła się, zauważając pewną zależność. Może to jednak był zły pomysł? Może lepiej byłoby im bez tego, bez przyjaźni, bez uczuć, bez problemów? Może czas było się rozstać raz na dobrze? Gdyby wyjechała on mógłby spokojnie rozwinąć relację z Donną lub kimś innym, może poznałby kogoś, kto był wart. - Kiedyś powiedziałabym, że jesteśmy przyjaciółmi - mruknęła, wgapiając się w swoje odbicie w szybie - ale teraz... sama nie wiem co to jest Shahruz. Wszystko się spierdoliło, a ja nie rozumiem dlaczego. Gdzie leży wina i dlaczego wszystko musi być związane z uczuciami - jęknęła, drapiąc się po przedramieniu. - Ty, Falcon, Harry, Donna, Ty... - pieprzone kółko wzajemnej destrukcji. - Też przepraszam, bywam suką. Ale... gdy Was zobaczyłam, po prostu byłam zazdrosna - system, mechanizm obronny. Odwróciła się, by spojrzeć na niego i uśmiechnęła się blado. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, lekko zahaczając opuszkami o jego palce, po czym splotła je, by nie bawił się tak nerwowo. - Jeszcze sobie coś zrobisz - szepnęła.
-
Tak czy siak, mimo iż wszystkie jego znajomości romantyczno-seksualne bardzo szybko się kończyły, z Princią było inaczej. Może dlatego, że zawsze wydawała się poza jego zasięgiem. Była inteligentna, uparta, wiedziała, czego chciała i cóż, w pewnym sensie stanowiła dla niego wyzwanie. Nawet kiedy już wszystko się między nimi skończyło.
Słuchał jej, wpatrując się w podłogę. Chciał jej powiedzieć, że przecież byli przyjaciółmi, bo zawsze mogli na siebie liczyć, bo nie rezygnowali z siebie nawet w tak podbramkowych sytuacjach, ale te słowa nie potrafiły przejść mu przez gardło. I to niekoniecznie dlatego, że zawierały w sobie fałsz. Po prostu czuł, że było coś więcej. Coś wykraczającego poza przyjaźń.
Miała rację – z grupy najlepszych kumpli stali się grupką nieogarniętych ludzi, powiązanych niejasnymi relacjami. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby Shah zaczął zarywać do Harry’ego albo żeby Donna im wyleciała z tekstem, że cały czas utrzymywała kontakt z Falconem, i że chodzili ze sobą od czasów liceum. Istny melodramat.
Gdy was zobaczyłam, po prostu byłam zazdrosna. Przełknął ślinę, nie wiedząc dokładnie, co to znaczyło. Ale wtem odwróciła się do niego, podeszła na kilka kroków bliżej i już wiedział, że mógł powiedzieć jej to, co nie chciało mu przejść przez usta jeszcze w Little Darlings.
- Wiesz… – zaczął niezręcznie, wpatrując się w jej nogi. – Ta sytuacja z Donną… to… – nie wiedział, jak to powiedzieć. – To było po to, żeby zapomnieć. Donna o Harrym, a ja… – znowu się zablokował. A potem ona podeszła jeszcze bliżej, złapała go za rękę i wreszcie uniósł na nią swoje spojrzenie. – O tobie.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
- Hm? - Mruknęła, gdy się odezwał. Przygryzła lekko wargę i spoglądała na niego, choć on nie krzyżował spojrzenia. Gdzieś lądował w dole, a cóż, Pri nie mogła go zmusić do tego, by mówił jej prosto w oczy. Sama, gdy była skrępowana, uciekała gdzieś, bo rozmówca mógłby ją wziąć za jakąś głupią i nienormalną. O tym, że Donna chciała zapomnieć o Harrym, mogła się spodziewać, ale o tym, że on chciał o niej zapomnieć? Aż tak go raniła? - Ja... ale czemu o mnie? - Zapytała, kompletnie skonfundowana. Nie wiedziała o co chodziło. - Chyba nie mówisz o tym, że chciałam wyjechać i że... nie chciałam Cię ranić. Ostatecznie wcale nie opuściłam miasta - jeszcze - więc, więc... no - zagubiła się. Przymknęła na moment oczy. - Jeśli sprawiłam, że poczułeś się w ten sposób, że chciałeś o mnie, o nas, o naszej przyjaźni zapomnieć to przepraszam. Ja... po prostu wtedy byłam w złym stanie i chciałam uciec - nie rozumiała, nie miała pojęcia, obijała się od ściany do ściany i poszukiwała jakichś wskazówek. Nie rozumiała dlaczego miałby chcieć o niej zapomnieć. - Jestem chyba gównianą przyjaciółką, skoro tak - szepnęła, drapiąc się po karku i wpatrując się w ich splecione palce.
-
- Nie. – Pokręcił głową, trochę zawiedziony, że nie zrozumiała go za pierwszym razem, i że najwyraźniej musiał wytłumaczyć jej to konkretniej, co samo w sobie pewnie nie było złe, ale oznaczało, że jeśli Princia go wyśmieje, nie będzie miał jak się z tych słów wykręcić. – To znaczy, jasne, że nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Ale chodzi o to, że… – Nagle zaschło mu w gardle. – Ona… już dawno mi powiedziała o tobie i Falconie. – Skrzywił się lekko, jakby samo mówienie o tym okropnie go irytowało. – Zresztą… tylko Kenai by tego nie zauważył. – Prawdopodobnie nie raz opowiadał jej o swoim niewidomym bracie i o ich wspólnych przygodach. – I wkurwiało mnie to po prostu, bo… – Na Alllaha, nawet nie potrafił się wysłowić. – No bo przecież kiedyś byłaś moja. – Może za daleko popłynął, może Princia tak naprawdę nigdy nie była jego. W tamtej chwili naprawdę nie wiedział, jak na to zareaguje. Nawet jeśli przyznała mu, że była zazdrosna o niego i Donnę, istniało co najmniej kilka różnych rozwinięć tych słów. – Wiem, że to chujowe i nie potrafiłbym ci teraz powiedzieć, dlaczego uznałem to za dobry pomysł. – Wzruszył ramionami z nadzieją, że w ten sposób strząśnie z siebie część tego irracjonalnego wstydu. Za co? Za to, że znaczyła dla niego coś więcej?
Westchnął głęboko, rozplątując ich palce i przeczesując włosy dłonią. Nagle dopadło go mnóstwo wątpliwości – że po usłyszeniu czegoś takiego, odsunie się od niego, nie chcąc trzymać go w niepewności. Albo że zrobi jej się go szkoda, co chyba byłoby najgorsze.
- Słuchaj, nie chcę, żeby to cokolwiek zmieniło, okej? Między tobą i mną. – Serce biło mu mocno w piersi ze strachu. – Wiem, że to jest skończone i wiem, że masz inne zmartwienia na głowie. – Że twoje serce należy do Falcona. – Chciałem ci się tylko wytłumaczyć i przeprosić, bo czuję, że ostatnio za dużo kłamię i udaję, przez co staję się kimś, kim nie jestem – brzmiał jak totalna edgy girl słuchająca Billie Eilish, ale słowa wyrywały mu się z ust zupełnie nieproszone, chcąc ochronić swojego właściciela przed potencjalnym wystawieniem się na pośmiewisko.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
Za dużo gadali o uczuciach, w których oboje byli beznadziejni. Princia nie wiedziała co ma powiedzieć, właściwie miała kilka scenariuszy w głowie i każdy okazywał się równie beznadziejny w skutkach, zwłaszcza, gdy Shah mówił, że nie chce by coś się między nimi zmieniło. A więc był to swojego rodzaju definitywny koniec. - Też przepraszam, za wszystko i za ten naskok - nie zamierzała jednak się wahać, po prostu go do siebie przytuliła, a może ona wtuliła się w niego. Była w końcu mniejsza i mogła spokojnie zagłębić swoją twarz w jego mostku. - Tooo, skoro teraz już Donny nie ma na obrazku, o ile mam być osób zazdrosna? Jakieś picze się kręcą? Czy może mam pogadać z kilkoma facetami, by dali Ci spokój? - Hehe, no i znów, pies ogrodnika, tym razem jednak w żartobliwym tonie, zerkając na niego z dołu.
-
- W porządku, sam nie byłem lepszy – przyznał, podnosząc na nią wzrok i uśmiechając się lekko, bo naprawdę nie miał jej tego za złe. Oboje nabroili, oboje zrobili coś głupiego, oboje powiedzieli o parę słów za dużo. Zdarzało się.
Na jej ”nie powinnam cię była w to wciągać” jego żołądek zrobił fikołka, bo zrozumiał to tak, jakby żałowała, że w ogóle cokolwiek się między nimi zdarzyło. I chociaż wcześniej zdążył rozważyć wiele możliwości zakończenia tego spotkania – tych złych i tych dobrych, na co teraz spoglądał z pewną dozą żałości – to chyba nie spodziewał się, że z jej strony padnie takie wyznanie. I że, mimo iż ponoć czas leczył rany, to jednak trochę złamie mu serce.
Przełknął ślinę, wnętrzności podeszły mu do gardła. Spodziewał się… nie wiedział w sumie czego, ale raczej nie tego. Nie ponownego przejścia na tę koleżeńską stopę, która trąciła niezręcznością, nawet mimo tego, iż wyjaśnili już sobie to, co powinni. A mimo to, nadal było jakoś obco. Jakby jednak wcale się do siebie nie przybliżyli.
Miał już sięgać po piwo – potrzebował cokolwiek, co zajęłoby mu ręce – lecz w tamtym momencie wpadła mu w ramiona i przytuliła się do jego szyi, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Bał się, że usłyszy szaleńczy rytm jego serca, że zda sobie sprawę z jego rozczarowania, więc zamknął ją szybko w uścisku z przekonaniem, iż jeśli już nigdy sytuacja między nimi nie wróci do normalności, będzie pielęgnował ten moment w swojej pamięci tak, jakby był to swoisty pogrzeb ich znajomości.
Kurwa, kiedy jego życie aż tak się pokomplikowało? Jeszcze dwa miesiące temu zachowywał się jak idiota, podrywając w barze przypadkowego typa, którego imienia dziś nawet nie pamiętał, a teraz stał tutaj, nie poznając samego siebie.
- Wiesz, może… – zaproponował z nadzieją, że głos go nie zawiedzie. – Może po prostu nie mówmy sobie o takich rzeczach. Tak będzie prościej – stwierdził cicho, bezczelnie lokując sobie podbródek na czubku jej głowy. – Jestem twoim przyjacielem i zawsze będę – powiedział, żeby przypadkiem nie pomyślała sobie czegoś głupiego. – Ale na przykład wolałbym nie słuchać o twoich podbojach miłosnych. – Skoro już miało tak być… to był chyba jego jedyny warunek.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
Cieszyła się, gdy zamknął ją w swoich ramionach, bo gdyby ją od siebie odsunął nie wiedziała co by się wydarzyło. Nie była gotowa na odtrącenie. W żadnym wypadku. Potrzebowała na moment wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkich kłótniach, przykrych słowach i tym co się ostatnio wydarzyło. A nigdy lepiej jej się nie zapominało o wszystkim, jak przy nim. Czy to w łóżku czy poza nim, był jakąś dziwną ostoją dla panny Thompson i stracenie tego mogło wszystko naruszyć. - A może po prostu... no nie wiem, nie róbmy tego? - Zaproponowała nieśmiało, gdy powiedział już swoje. Okej, mogła faktycznie mu nie mówić, ale chyba jeszcze lepszą opcją było nie lądować w ramionach obcych ludzi. - Jakby, powiedziałeś, że bawiłeś się dobrze z Donną... ze mną chyba też - odsunęła się na pół kroku, spoglądając mu w oczy. - Wiem, że to głupie, niedorzeczne i zaraz mi powiesz, że próbuję Tobą zastąpić pewną pustkę, ale czy Ty też nie chcesz jakiejś zapełnić? Nie musimy wykorzystywać innych - na dłuższą metę to był bardzo zły pomysł, biorąc pod uwagę ich przeszłość i niedopowiedzenia, ale teraz? Wydawał się idealnym rozwiązaniem. - Ja nie będę zazdrosna o Ciebie, Ty o mnie, bo... pod koniec dnia będziemy wracać do tego drugiego - przygryzła ponownie dolną wargę, spoglądając na niego dużymi oczami. Tym razem już nie dzieliła ich warstwa szkła jej okularów.
-
- A, okej – przytaknął, kiwając głową z jakąś głupią nadzieją w oczach. Nadzieją na to, że jednak obchodził ją trochę bardziej, niż sądził, i że nie był przez to aż tak żałosny w tym swoim pragnieniu znaczenia dla niej coś więcej. – No to, jak mówisz… jesteśmy kwita – przytaknął, bo i on nie był aniołem i nie raz posuwał się niebezpiecznie daleko, chcąc wywołać w niej jakąś reakcję, świadczącą o tym, że nie zapomniała o tym, co ich kiedyś łączyło. Walczyli ze sobą jak dzieci.
Jej kolejne słowa wywołały w nim pełne ulgi ciepło. Może i był durny czy naiwny, wierząc jej na słowo, ale chyba tego właśnie w tamtym momencie potrzebował – zapewnienia, iż nie żałowała wplątania się w cokolwiek poważnego z takim nieudacznikiem życiowym, jak on.
Zmarszczył brwi na jej pytanie, bo na początku nie zrozumiał. Nigdy nie był dobry w odgadywaniu, co inna osoba miała na myśli, ale na szczęście Princia o tym wiedziała i szybko rozwinęła swoją wypowiedź, wprawiając Shahruza w niemałą konsternację. Bezwiednie pozwolił jej na to, aby się od niego odsunęła, uważnie patrząc jej w oczy, jakby szukał tam jakiegoś sygnału, świadczącego o tym, iż nie mówiła na serio.
- Czekaj… – mruknął; jego umysł bardzo powoli przetwarzał to, co właśnie mu powiedziała. – Ty chcesz… – Mieli być swoimi wypełniaczami pustek? Cholera, samo nazwanie tego układu w podobny sposób wywoływało w nim jakieś nieprzyjemne uczucie, ale nawet mimo to ta propozycja wydała mu się nieprawdopodobnie kusząca, bo tak, oboje tego potrzebowali. Oboje w pewnym sensie mieli złamane serca. – To posrany pomysł – stwierdził, a potem uśmiechnął się lekko, wyciągając dłoń, żeby pogłaskać ją po policzku. – Lubię takie. – Nie znał co prawda konkretnych zasad, ba, nawet nie wiedział, czy takowe w ogóle istniały. Był jednak skłonny na to przystać – po części z desperacji, a po części z naturalnej tęsknoty za nią i za tym, co kiedyś mieli. – Tylko... serio tego chcesz? – zapytał, marszcząc lekko brwi. Istniała jakaś niewielka obawa, że to tylko skomplikuje sytuacje między nimi jeszcze bardziej.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
- Mhhm - mruknęła cicho, bawiąc się kosmykiem jego włosów. okręcała go wokół opuszka - posrany, ale oboje tacy jesteśmy od dawna - wywróciła oczami, bo jak można było to inaczej nazwać? Wchodzili w coś niebezpiecznego, bo się potrzebowali. Nie chcieli tego przyznać, nie chcieli mówić o uczuciach, ale Pri chyba nie zniosłaby widoku Hale'a z inną panną czy facetem. - Ale jak mówię. Ty i ja, nikt więcej. Nie ma Donny, Falcona, Stefki czy innego Franka z klubów. Jeśli tego potrzebujemy... dzwonimy do drugiej osoby i po prostu jesteśmy dla siebie, tak? - Nawet nie musieli dzwonić. Z jej pracą obecną mógł po prostu do niej wpadać, a Thompson znała jego rozkład w pracy, więc zawsze mogła wpaść na szybki numerek na zapleczu. Nie, żeby tego nie robiła kiedyś, huh. - Nazwij to friends with benefits albo booty call, cokolwiek - wzruszyła ramionami - nazwa jest mało ważna. Ja po prostu nie chcę być zazdrosna, to głupie uczucie, nie lubię go, a poza tym - zazwyczaj wtedy robię głupoty. Gdyby nie była to Donna, to laska by pewnie dziś już nie istniała w sieci - prychnęła, odwracając głowę w bok, bo nie lubiła pokazywać się z tej strony. Była przy nim słabsza, to ją denerwowało. Odkryta, a on widział wiele jej twarzy i wiedział, że uczucia w żadnym wypadku nie są dla Pri komfortowe. - Przemyśl to - pocałowała go w policzek i odsunęła się, zabierając swoje piwo. Upiła kilka łyków z butelki, rozpuściła włosy z koka, przeczesując je palcami dość gwałtownie i z szafki w przedpokoju wyciągnęła złożonego skręta. - Masz ochotę zapalić na dachu? - Zapytała, spoglądając na niego i obracając blanta w palcach.
-
Przytaknął jej cichym mruknięciem, bo miała rację – żadne z nich nie było całkowicie normalne. Gdyby byli, Thompson nie zaproponowałaby takiego układu, a Hale nie rozważałby wyrażenia na niego zgody. Pierwsza zasada relacji z eksami brzmiała ”nigdy do nich nie wracaj, bo z jakiegoś powodu przecież zdecydowaliście się zerwać”, a jednak byli tutaj, niebezpiecznie blisko siebie z nadzieją, że jedno jakoś poskłada to drugie do kupy. Że załatają swoje złamane serca i odnajdą w sobie nawzajem to, co stracili – ona z rąk Falcona, a on, no cóż, z tych należących do Aimee, która nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
Ograniczenie się w schadzkach z przypadkowymi osobami wydawało się Shahruzowi wręcz niemożliwe do wykonania, ponieważ co najmniej przez ostatni rok balował tak, jakby jutra miało nie być. Z jednej strony więc ciążyła na nim obawa, że długo tak nie pociągnie, i że w pewnym momencie zwyczajnie Princię rozczaruje. Z drugiej jednak jeśli rzeczywiście miał skończyć z tymi przypadkowymi znajomościami na rzecz jednej, konkretnej osoby, jak najbardziej pasowało mu, aby była nią właśnie Thompson.
Ostatecznie pokiwał głową i uśmiechnął się lekko, czując jej usta na swoim policzku, jakby wraz z tym gestem wszystko między nimi wróciło do normy, a kiedy tylko zobaczył skręta i usłyszał jej pytanie, parsknął krótko.
- Pytasz dzika czy sra w lesie? – A potem chwycił butelkę z piwem, którą wcześniej odłożył na stolik i skinął na nią głową, gotowy do wcielenia jej planu w życie. – Znasz mnie, alkoholu i ziółka nigdy nie odmawiam.
Przeszli więc na dach, skąd mieli nastrojowy widok na zapadające w sen Seattle. Podeszli do krawędzi, a Shahruz oparł się łokciami o murek, który oddzielał ich od pustej przestrzeni. Spojrzał w dół, wziął kilka łyków piwa i dopiero wtedy poczuł odwagę, aby znów odwrócić się do Princii.
- Słuchaj, a jak któreś z nas stwierdzi, że poznało kogoś zajebistego i będzie chciało ten układ skończyć? – Uniósł lekko brwi. – Znowu się na siebie wkurwimy i chuj bombki strzeli. – Zazwyczaj był lekkomyślny – działał szybko i bez zastanowienia – ale cholernie nie chciał, żeby jego znajomość z Princią przeszła przez kolejny kryzys. Coś mu mówiło, że mogliby się z tego nie wygrzebać.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>