WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

##

Złość wcale z niej nie uszła. Miała wrażenie, że to tylko pogorszyło wszystko sprawę. Potrzebowała jednak z siebie wyrzucić wszystko, potrzebowała zrozumieć o co tu chodziło. Dlaczego nie mogła mieć normalnej relacji z facetem, na którym jej zależało. Dlaczego za każdym razem ktoś ją od siebie odsuwał. Gdy Corvus zszył jej łuk brwiowy, wypiła dwa kieliszki tequili i pojechała w jedno miejsce, w którym teraz chciała być. Taksówka zatrzymała się w Chinatown, przed budynkiem Lachlana i gdy tylko kierowca dostał swoją zapłatę Eme wyskoczyła z samochodu i poszła do windy. Nie zwracała uwagi na nic, nie miała nawet pewności, że tam będzie, ale miała dość udawania, miała dość starania się, bycia zawsze tą miłą i kochającą, tą, która cierpi pod koniec dnia. Odsuwali ją od siebie wszyscy. Maxwell, bo nie mógł na nią patrzeć, Carter, bo miał inną i nie potrafił powiedzieć jej prosto w oczy, że jest ktoś, kogo darzy również uczuciem, Lachlan, który był hot and cold i nie rozumiała. Ostatnie Halloween było miłym wydarzeniem, naprawdę poczuła, że w końcu gdzieś to szło dalej, ale gdy nie odzywał się do niej przez cały tydzień - zwątpiła. I pewnie zachowywała się teraz jak wariatka, ale nawet przyjaciele się odsuwali. Była trędowata czy coś? Więc, gdy pojechała za miasto, by się pościgać, miała wypadek, a teraz z rozwalonym (już zszytym) łukiem brwiowym dobijała się do drzwi, czując, jak adrenalina znów buzuje w jej żyłach.
- Brown, wiem, że tam jesteś! Otwieraj! Nie interesuje mnie to czy kogoś tam masz albo jesteś nagi! - krzyknęła, mając trochę nadzieje, że żadna wścibska sąsiadka nie zacznie wyglądać, bo chyba by się dopuściła dzisiaj jakiegoś morderstwa. Na szczęście mężczyzny i niewinnych podsłuchiwaczek, otworzył w miarę szybko. Obrzuciła go spojrzeniem i weszła do środka. - Powiedz, co jest ze mną nie tak! - Wycelowała w niego palec, odwracając się na piętach.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5 Ostatnio miał sporo na głowie – począwszy od pracy, a skończywszy na tragicznych wieściach, jakie odcisnęły swoje piętno na rodzinie Brownów. Niespodziewana śmierć Ethana wstrząsnęła każdym z rodzeństwa, a wyjazd Mae i Noaha, na których ta wiadomość odbiła się chyba najgorzej, wcale nie podnosiła go na duchu. I jasne, po swoim wyjeździe nie był z Ethanem specjalnie blisko, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż był jego bratem, a jego śmiertelny wypadek nieoczekiwanie uświadomił mu, że czyjekolwiek życie mogło skończyć się o wiele szybciej, niż podejrzewał. Nawet to jego. A może zwłaszcza, bo skoro już raz otarł się o śmierć, istniało prawdopodobieństwo, iż czekało go to prędzej niż mógłby przypuszczać.
Tragedie łączyły ludzi, co było zrozumiałe i jednocześnie przykre. W tym przypadku nie było inaczej – do momentu pogrzebu wszyscy Brownowie zebrali się w rodzinnym domu i tam też spędzali dni, próbując być jak największym oparciem dla zdruzgotanych rodziców. Nawet Lachlan, ten niemożliwy mruk, próbował w jakiś sposób przyczynić się do poprawienia ich samopoczucia, wyręczając matkę w obowiązkach domowych i gotując dla całej rodzinki. Przynajmniej tak mógł jakoś pomóc.
Wiadomo jednak, że każdy miał swoje sprawy na głowie i wkrótce, zamiast przebywać pod rodzinnym dachem całą piątką, postanowili podzielić się na jakieś zmiany. Na pierwszy ogień poszła Leah, więc Lachlan wrócił do swojego mieszkania, gdzie jego psie dzieci przywitały go radosnym szczekaniem i merdaniem ogonów, które prawdopodobnie byłoby w stanie przewrócić noworodka. Przez ostatnich kilka dni korzystał z pomocy Lany i Kiry, które zapracowały sobie na tytuł najlepszych sąsiadek na świecie, bo, słysząc o tym, co stało się w jego rodzinie, same zaproponowały, że będą doglądać jego zwierzaków. Na co on przystał, choć oczywiście z wielkim żalem, bo nie lubił zostawiać ich samych. Mimo to, stwierdził, że sprowadzanie ich do domu wywołałoby zbyt wielki rozgardiasz, na który jego rodzice nie byli przygotowani. Nie wspominając już o dziadku Haroldzie, którego alzahimer doprowadził do tego, że, przyjmując poważną minę w trakcie pogrzebu, kątem ust szepnął do Lachlana: ”Bobby, a kto właściwie umarł?”
W każdym razie nawet przez myśl mu nie przeszło, że Emerald mogłaby odebrać ten tydzień milczenia w podobny sposób. Tak naprawdę kiedy na głowę zwaliła mu się ta paskudna sytuacja, nawet nie miał czasu o niej myśleć – tak był zajęty ogarnianiem własnej rodziny. Dlatego gdy pewnego wieczoru usłyszał jakieś straszne walenie do drzwi i dochodzący zza nich głos, który należał do Campbell, był trochę skonfundowany, co zapewne odbijało się na jego twarzy.
- Cześć? – mruknął niepewnie, gdy Emerald wyminęła go w progu i weszła do środka, a potem wydarła się na niego tak, jakby rzeczywiście zrobił coś złego. Zmarszczył brwi, patrząc na nią bez zrozumienia. – Znaczy… oprócz tego, że krzyczysz na klatce schodowej bez powodu to… nie wiem? – Wciąż nie ogarniał o co chodziło. – Co ci się stało? – zapytał, bo oczywiście jej rozwalony łuk brwiowy nie umknął jego uwadze.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Co? - Odparła lekko skonfundowana. - Ah.. - dotknęła lekko swojego czoła - wypadek miałam - mruknęła cicho i westchnęła. Nie miała pojęcia co się stało w jego życiu, nie wiedziała, że jego brat miał wypadek, że zginął, tak naprawdę nic nie wiedziała, bo kurde - nic nie mówił. Lachlan nie zwierzał się jej przez ostatni tydzień, po prostu milczał, a wystarczyła jedna wiadomość, by ominąć tą niezręczną sytuację. By ominąć pretensje i jej wtargnięcie. Pewnie byłaby bardziej wyrozumiała, ale w tym momencie - cholera, myślała o sobie. Myślała o tym, że znów zawrócił jej w głowie, a jednocześnie ją odsuwał od siebie. najpierw gadanie bzdur o gejach i jego kochanku, potem odsuwanie się od niej, przyciąganie, ich bliskość, a potem tydzień milczenia. I pieprzony Carter, Posy, która pewnie miała też innych facetów i wcale nie szanowała Kennedy'ego, który zasługiwał na więcej... stop. Eme zasługiwała na więcej. I dlatego była taka wściekła, dlatego potrzebowała wszystko wyjaśnić, zwłaszcza, że znów zależało jej na Lachlanie i nie potrafiła tego wytłumaczyć.
- Wcale nie krzyczę, nie przesadzaj - mruknęła i wywróciła oczami - po prostu chcę wiedzieć. Co takiego jest we mnie nie tak, że każdy facet, na którym mi zależy mnie odrzuca. Carter znalazł sobie jakieś głupie popy, Ty, cholera... wymigiwałeś się jakimś Peterem czy innym Arthurem - jęknęła i oparła się o wyspę kuchenną zakładając ręce na piersi - naprawdę jestem takim złym wyborem? Naprawdę nie zasługuję na chociaż trochę uczucia? - Syknęła, po czym po jej policzkach spłynęły łzy, które wytarła dopiero, gdy poczuła je na swoim dekolcie. Cholera, to nie tak miało być, nawet nie wiedziała dlaczego wydzierała się na Browna, który pewnie ostatecznie nic nie zawinił. - Dlaczego... olewałeś mnie przez tydzień, aż tak się boisz wrócenia do tego co było? - Zapytała, spoglądając na niego i wycierając łzy z policzków, cała czerwona. Wiedziała, że robiła z siebie idiotkę, cholera jasna.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jaki wypadek? – Zmarszczył brwi, bo skoro nie kwapiła się do jakiegoś rozwinięcia wypowiedzi, słusznie doszedł do wniosku, że stało się coś niecodziennego. - Dobijasz się do mnie i krzyczysz na korytarzu, jakbym miał nie usłyszeć pukania – zauważył zgodnie z prawdą, patrząc na nią spod uniesionych brwi i wciąż nie rozumiejąc, skąd ta cała irytacja. I dlaczego przelewała się akurat na niego.
Dowiedział się dopiero po chwili i… cóż, może gdyby poprzestała na pierwszym zdaniu, jeszcze jakoś by to przełknął. Postanowiła jednak wejść w szczegóły, których Lachlan prawdopodobnie poznać nie chciał. Bo o ile zdawał sobie sprawę z tego, że Emerald miała jakichś innych facetów, co było całkowicie normalne, tak fakt, że łączyło ją coś z jego przyjacielem, niespecjalnie go ucieszył.
- Carter? – powtórzył głucho, marszcząc brwi. Może gdyby rozchodziło się o kogoś innego – kogoś, kogo nie znał – nie zrobiłoby to na nim takiego wrażenia. Ale jednak chodziło o Cartera, który był Lachlanowi całkiem bliski, przynajmniej kiedy obaj przebywali jeszcze w Afganistanie. I okej, Brown wiedział, że Kennedy był fajnym gościem, ale świadomość, że, cytując, Campbell na nim zależało z jakiegoś dziwnego powodu nieprzyjemnie wykręciła jego żołądek.
Spiął się nieco i w niczym nie pomogło kilka łez, które spłynęły po twarzy Eme. Z jednej strony było mu jej szkoda, oczywiście. Nigdy nie chciał przecież, aby odebrała jego dystansowanie się w taki sposób; żeby myślała, że była niewarta jakiegokolwiek uczucia. Z drugiej strony jednak kłuła go świadomość, że nie był jedyną osobą, która sprowokowała w niej taką myśl. Że był jeszcze ktoś inny (nie ”ktoś inny”Carter), na kim Campbell prawdopodobnie skupiłaby się w stu procentach, gdyby nie te wspomniane głupie pipy.
Założył ręce na piersi, patrząc na nią z pustym wyrazem twarzy. Nie wiedział co powiedzieć, aby wszystko wróciło do porządku, o ile taki kiedykolwiek istniał.
- Mój brat umarł – wytłumaczył więc po prostu w odpowiedzi na jej pytanie. Te słowa trochę zapiekły go w gardło, ale nie dał niczego po sobie poznać. – Ostatni tydzień spędziłem w domu z rodziną – dodał. – I nie olewałem cię. Nie odzywałaś się, a ja... byłem po prostu zajęty – rozłożył ręce, bo podejrzewał, że to akurat zrozumie. Nawet jeśli nigdy nie przytrafiło jej się nic podobnego, prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z tego, że w obliczu śmierci kogoś bliskiego, człowiek zapominał o całej reszcie spraw.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Sa... samochodowy - mruknęła. Boże, jak to brzmiało źle, z ust mechanika F1, z ust kobiety, która była w swoim fachu najlepsza, która bała się powtórki z rozrywki po Maxwellu. Była zła, nieostrożna i wkopała się, mimo iż jej auto było całkowicie sprawne. Spojrzała na Lachlana, nie wiedząc czego właściwie szukała w jego spojrzeniu. Troski, współczucia, zrozumienia? Chyba nie. Wiedziała, że była to jej wina, wiedziała, że był na nią w jakiś sposób zły, że do tego doprowadziła, ale obecnie - targały nią wszelkie uczucia i nie rozumiała ich. Nie wiedziała też ile może zarzucić Brownowi, bo przecież - to wszystko tkwiło w jej głowie, a on pewnie chciał tylko przyjaźni. Robiła z siebie kompletną kretynkę i dopiero, gdy napotkała jego chłodną postawę zrozumiała jaki wielkie błąd popełniła zjawiając się tu. Łamiąc wszelkie swoje zasady. Robiąc z tego wielkie halo, chociaż to ona więcej czuła najwidoczniej niż mężczyźni, na których jej zależało.
- Nieważne, nawet go nie znasz - machnęła dłonią, bo skąd miała wiedzieć, że zna Cartera? Że są bliskimi? Nigdy nie rozmawiali o nim, Eme po wyjeździe Lachlana poznała wiele osób, a jedną z nich był Kennedy, z którym najpierw połączyła ją przyjaźń, a potem znacznie coś więcej. Coś, co skończyła sama, gdy jej serce należało do Maxwella. Była fair wobec mężczyzny, który teraz zachowywał się jak kompletny palant. Nie miała jednak jak tego powiedzieć Brownowi, nie mieli kontaktu przez lata, a już na pewno nie przez dwa ostatnie, gdzie to wszystko się nawarstwiło. Może, gdyby oboje wiedzieli, nie staliby dzisiaj tutaj, nie rozmawiali ze sobą. Wzięła głębszy oddech, szybko usuwając łzy ze swojej twarzy i przygryzła policzek od środka napotykając jego spojrzenie. To zdecydowanie nie był jej Lachlan. - Ja... - kurwa mać, nie wiedziała co w tym momencie ma zrobić. Poczuła się jak kompletna idiotka, bowiem jego brat umarł, a ona zachowywała się jak jakaś nastolatka, której serce należało do dwóch mężczyzn. Wprawdzie nie była to telenowela, gdzie jedna laska miała czterech czy pięciu facetów, jak to niektóre, ale wciąż - to Lachlan przeżywał prawdziwą tragedię, nie ona. Zamilkła więc, przypatrując się brunetowi i wzięła głębszy oddech. Nie czekała na nic, nie mówiła nic, po prostu przytuliła go nagle mocno. - Przepraszam, kurwa.. tak strasznie przepraszam, nie wiedziałam - wyszeptała w jego klatkę piersiową, bo tylko tyle mogła. Teraz rozumiała. Teraz wiedziała dlaczego się nie odzywał i poczuła się jak kompletna idiotka. - Dlaczego nie zadzwoniłeś, byłabym przy Tobie cały czas - szepnęła. Czy nie była dla niego tak ważna? Myślała, że ich przyjaźń, że fakt, iż mieli się znów w swoich życiach znaczył coś więcej. Chciała mu pomóc, chciała go trzymać za rękę, wspierać, bo strata kogoś tak bliskiego nie była łatwą rzeczą.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był jednym z tych podejrzliwych typów, którzy poddawali wszystko w wątpliwość, więc, słysząc jej krótkie wyjaśnienie, po prostu zmarszczył brwi ze zmartwieniem, a potem zapytał:
- Stało ci się coś poważnego? – Po czym przybliżył się do niej o krok, jakby chciał dokładniej ją obejrzeć. Może chodziło o jakiś strach – w końcu Ethana również spotkał wypadek samochodowy, który w ostatecznym rozrachunku odebrał mu życie. A może była to zwyczajna troska i chęć upewnienia się, że poza rozciętym łukiem brwiowym nie dolegało jej nic poważnego.
Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy spróbowała olać temat. I nie był to radosny uśmiech – raczej gorzki i prześmiewczy, bo przecież powinien przewidzieć, że skoro przez te czterdzieści lat życie nie nadszarpywało za bardzo jego zaufania do ludzi, w końcu musiało stać się coś, co zasieje w nim jakieś ziarno niepewności.
- Carter Kennedy? – Możliwe, że w tamtym momencie miał wyjść na idiotę – w końcu podejrzewał, że w Seattle mieszkał więcej niż jeden mężczyzna o tym imieniu. Nie przejmował się tym jednak – jeśli okaże się, że Emerald miała na myśli innego Cartera, po prostu wzruszy ramionami i zapomni o całej sprawie, prawdopodobnie uspokojony, że nie rozchodziło się o nikogo z jego otoczenia. – Blondyn, zaciągnął się do wojska – wypowiadając te słowa, czuł się coraz bardziej głupio, bo zaczynał dochodzić do wniosku, że może faktycznie rozchodziło się o jakiegoś randomowego Cartera, i że zaraz Eme spojrzy na niego jak na wariata, śmiejąc się i kręcąc głową z jego niedorzeczności.
Dostrzegł zmianę na jej twarzy i od razu zrobiło mu się jakoś gorzej, bo zdał sobie sprawę z tego, jak wielkie wystąpiło tu nieporozumienie. Jasne, miał na głowie swoje problemy, które w ciągu ostatniego tygodnia nieźle dały mu w kość, ale z drugiej strony rozumiał jej punkt widzenia. I chociaż wciąż wychodził z założenia, że zareagowała trochę zbyt emocjonalnie, nie chciał, aby myślała w taki sposób. Że ją ignorował.
Dopiero kiedy go przytuliła, zdał sobie sprawę z tego, że przez ostatnich kilka sekund uparcie wstrzymywał oddech. Rozluźniając się nieco, wypuścił powietrze i objął ją ramionami, próbując nie myśląc o niewygodnych informacjach, jakie podała mu chwilę temu.
Ostatecznie musiał być idiotą, jeśli chciał mieć ją na wyłączność i jednocześnie nie potrafił zdobyć się na wykonanie jakiegokolwiek kroku w jej kierunku.
- W porządku – powiedział, bo przecież nie miała za co go przepraszać. – Jak mówisz, nie wiedziałaś. – Skąd miała wziąć tę informację? W Seattle codziennie umierały setki, jeśli nie tysiące ludzi. – Byłem z rodziną. – Szczerze mówiąc, nawet nie przeszło mu przez myśl, aby odezwać się do niej w trakcie tego całego rozgardiaszu i oczekiwać od niej wsparcia. Po tym, jak trzymał ją na dystans, to nie wydawało się odpowiednie.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie wiem, właściwie.. wpadłam w poślizg, zajebałam trochę o słup - mruknęła, bo co miała mu powiedzieć. To taka półprawda, bo faktycznie, nie dała rady na zakręcie, ale była na wyścigach, więc tego raczej nie chciała mu komunikować. Na to samo wyszło. - Poduszka mnie obiła, Corvy mówi, że żebra będą mnie boleć jeszcze przez tydzień, a to powinno się nawet zagoić - wzięła głębszy oddech, pokazując na swój łuk brwiowy i syknęła cicho z bólu. Zdecydowanie powinna teraz się oszczędzać. Ale zawsze była twardą babką, zawsze pokazywała, że nic jej nie złamie. Teraz bardziej interesowała się tym, dlaczego wszyscy ją w życiu odsuwali, co było w niej takiego, czy była trędowata, a może nieodpowiednia z niej partia? Jednak słysząc znajome nazwisko, spojrzała na Lachlana. Była w szoku. - Skąd... skąd wiesz - drgnęła i przesunęła dłonią po włosach, zgarniając je na moment do tyłu. Nerwowy gest. To było nieprawdopodobne. - Nie pieprz... - walnięte seattle, wszyscy się znali - i powiedz mi jeszcze, że tą jego dziunię Josephine też znasz, czy tam Posy i też ją stukałeś jak wszyscy - wywróciła oczami i prychnęła zirytowana - moje szczęście - mruknęła, bo naprawdę. Była zła na Cartera, jednocześnie na tamtą pannę, która najwidoczniej mieszała w głowie nie jednemu i jeszcze brakowało, by Browna sobie owinęła wokół palca. Zazdrość wzięła górę nad logiką i teraz wydawało się, że nic nie powstrzyma jej od tego rantu. A jednak...
Tych wieści się nie spodziewała, zupełnie jak on. Poczuła się teraz jeszcze gorzej, bo chciała przy nim być, chciała być przyjaciółką na jaką zasłużył. A nie zazdrośnicą, która wali do jego drzwi z pretensjami w całej tej swojej złości, której nie miała gdzie wyładować. W kilka sekund jej problemy przestały się liczyć i gdy tylko ją objął odetchnęła. Też zorientowała się, że wstrzymywała oddech, jakby bała się, że najmniejszy ruch z jej strony i ją od siebie odsunie. Nie mogła nie wyczuć napięcia, gdy weszli na temat Cartera i jeszcze nie wiedziała za bardzo jak to odczytywać, ale w momencie, gdy okazało się, że jego brat zmarł - nie, jej głupie problemy sercowe to była bzdura do kwadratu. To, jakie miała pretensje do Lachlana za olewanie jej - również. Miał więcej na głowie, niż przekonywanie Eme do tego, że mieli na coś szansę. - Czuję się jak kompletna kretynka. Dobijam się do Ciebie z jakimś idiotycznym problemem - kilka godzin po wypadku, z rozwalonym czołem, gównianymi myślami i byciem hot mess - a Ty... cierpisz - wzięła głębszy oddech. - Rozumiem, przynajmniej byłeś z nimi - westchnęła i przygryzła wargę odsuwając się od niego, ale lekko ujęła jego dłoń w swoją, splatając ich palce na moment. Nie chciała go puszczać, ale czuła, że może nie był to najlepszy moment, że może wcale tego nie chciał, dlatego postanowiła ograniczyć się do mniej gwałtownych gestów. Był z rodziną. To logiczne. - Jak... jak się trzymasz? Mogę coś dla Ciebie zrobić? - I znów, przełożyła wszystko nad niego. I było to szczere, nie wymuszone sytuacją i jego wyznaniem.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzał na nią współczująco i ledwo powstrzymał się od muśnięcia palcami jej czoła w celu bliższego przyjrzenia się jej ranie. Skoro zajął się nią jej brat, było z nią w porządku.
- Uważaj na siebie – powiedział cicho, patrząc na nią zbolałym wzrokiem. – Proszę. – A potem westchnął ciężko. – Za dużo ostatnio tych wypadków. – Gdyby stało jej się coś poważniejszego… Nie przeżyłby tego dobrze.
Jedno spojrzenie na jej twarz, gdy wypowiedział znane im obu imię i nazwisko, wystarczyło, aby zrozumiał, że nieźle się wkopał. Nie można powiedzieć, żeby wiązał z Emerald jakiekolwiek nadzieje – przecież wszyscy, którzy go znali, mówili, że takowych nie miał. A jednak lubił ją i czuł się w jej towarzystwie dobrze, co najwyraźniej było wystarczające, aby na wieść o niej i Carterze zbladł nieco, czując się jak ostatni idiota.
Chyba nigdy przez myśl mu nie przeszło, że będzie częścią tak posranej sytuacji. Tym bardziej, że Campbell najwyraźniej była zazdrosna o Posy, z którą sam Lachlan notabene się przyjaźnił. Zmarszczył brwi, przysłuchując się jej kolejnym słowom i czując jakiś nieznośny ciężar w żołądku.
Idiota.
- Przyjaźnimy się – powiedział w końcu głucho, nie wiedząc, jak właściwie na to wszystko zareagować. Najchętniej po prostu pożegnałby ją i dał sobie czas na ochłonięcie – przemyślenie całej sytuacji w towarzystwie czterech kulek sierści, które teraz prawdopodobnie leżały gdzieś na jego łóżku, nieprzejęte rozgrywającym się w korytarzu dramatem. – Ja, Carter i Posy – skonkretyzował, zacieśniając założone na klatce piersiowej ramiona. To jakimś cudem trzymało go w ryzach.
Przez chwilę milczał, patrząc na nią bez słowa, a potem stwierdził, że w sumie było mu już wszystko jedno. Albo chciał, żeby było mu wszystko jedno. I że to jego przejmowanie się w gruncie rzeczy było czystym idiotyzmem, bo między nim a Emerald nie zdarzyło się nic, co mogłoby usprawiedliwiać go w myśleniu, że wisiało między nimi coś więcej, niż podszyta ciepłymi wspomnieniami znajomość.
- Więc… zależy ci na nim – podsumował, rozluźniając się nieco – zupełnie jakby myśl, że był skończonym debilem, w jakiś sposób go pocieszała. Może dlatego, iż stanowiła jedyne racjonalne wytłumaczenie całej tej sytuacji. – I denerwuje cię, że spotyka się z Posy. – Prawdę mówiąc, słabo orientował się w kwestii relacji Cartera i Josephine. Od zawsze wiedział, że ich do siebie ciągnęło, ale nigdy nie wchodził w szczegóły, wdzięcznie pełniąc rolę piątego koła u wozu. Fantastyczne było to jego życie, doprawdy.
- To w porządku – powtórzył znowu, bo przecież nie zrobiła nic złego. Była skonfundowana, co w tamtym momencie rozumiał bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Odsunięcie się od niej było trudne, ale kontynuowanie tego uścisku prawdopodobnie byłoby jeszcze trudniejsze. Zwłaszcza w obliczu słów, które padły z jej strony.
- Moi rodzice źle to przeżywają – powiedział bardziej po to, żeby zapchać niezręczną ciszę. – Więc ustaliliśmy, że jakiś czas każde z nas będzie z nimi pomieszkiwać przez kilka dni. Mówię to tak żebyś wiedziała… na wypadek gdybyś postanowiła kiedyś tu przyjść, a mnie nie byłoby w domu – dalej gadał tylko po to, aby nie myśleć o niej i Carterze. Przecież go to nie obchodziło. – Jest…źle…okej. – Wzruszył ramionami. – Nie do końca to do mnie dociera. Właściwie do żadnego z nas. – Być może dzięki rodzeństwu przeżywał to trochę lepiej. Świadomość, że nie był w tym sam, w jakiś sposób działała kojąco.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie musisz się o mnie martwić, wiesz? Jestem dużą dziewczynką - westchnęła, bo nie lubiła, gdy ktoś się o nią martwił. A jednocześnie poczuła takie ciepło, jakiego dawno nie czuła. W końcu ktoś okazywał troskę, komuś zależało. - Przepraszam, nie przyzwyczaiłam się, że komuś zależy... postaram się, postaram się być bardziej ostrożna - o ile będzie następny raz. Na ulicach Seattle nie szarżowała, a wyścigów chyba miała na razie dość, skoro i Corbin ulotnił się z miasta. Miała z nim znów wrócić na tor, miała znów pracować przy bolidach, ale niestety - coś nie wychodziło ostatnio i wszyscy zostawiali ją na lodzie. Gdy jednak Lachlan powiedział jej, że przyjaźni się z Carterem, ba, że przyjaźni się również z tamtą dziewczyną, ciężka gula utkwiła jej w gardle. - Świetnie - mruknęła po chwili i spojrzała gdzieś w bok - oczywiście, ona też musiała się obok Ciebie zakręcić - wywróciła oczami. Na jego kolejne słowa prychnęła zirytowana. Nie była chyba zazdrosna konkretnie o nią, była zazdrosna o to, że ktoś był koło mężczyzny na którym jej zależało. Podobnie byłoby z Lachlanem. O każdą pannę by była wkurzona. - Nie chodzi o to. Sypia z nią, choć ona na niego nie zasługuje - wzruszyła ramionami - pieprzy to, co mamy dla jakiegoś głupiego ruchania... i pewnie nie jest jedyna - nie wiedziała z iloma się spotyka Carter, ale sam fakt, że przed nią to wszystko zatajał niemiłosiernie wkurzał Campbell. - Tak, zależy mi na nim. Podobnie, kurwa, jak na Tobie, Lachlan! Ale tego nie widzisz - pokręciła głową - i to jest wszystko tak popieprzone... bo nie mogę od Ciebie niczego wymagać, a jednak wciąż miałam nadzieję, że to nagłe spotkanie po latach to jakiś idiotyczny znak z nieba, że... że poczułeś podobnie - wyrzuciła nagle z siebie, chodząc od jednej strony do drugiej, zanim przywarła do niego na dobre. Chyba dawno nie widział jej w takim stanie. Kipiało od niej wszystko: złość, zazdrość, bezsilność i ból. Łzy toczyły się po jej policzkach, a potem ta informacja. W gorsze gówno nie mogła wpaść.
- Lachlan - szepnęła, gdy mówił o swoich rodzicach - okej, nie ma problemu - pokiwała głową. Teraz przynajmniej wiedziała, gdzie mogla go szukać. - A jak Ty się czujesz? Nie pytam o rodziców. Nie pytam czy jest "okej", to najgorsze co można powiedzieć - westchnęła ciężej, bo wiedziała, że nie było okej. Jego oczy, wyraz twarzy, spięte ciało - wszystko mówiło jej, że daleko było od okej. I rozumiała to. Zmarł jego brat, osoba tak bliska, że gdyby Corvus nagle zniknął z tego świata, Emerald pewnie załamałaby się. Nie umiała wyobrazić sobie bólu. - Wiesz, że możecie na mnie liczyć w każdym momencie, Twoja rodzina również - gdyby czegokolwiek potrzebował, tak? Stanęła na palcach i sięgnęła jego policzka. Palcami przesunęła po zaroście Browna, a potem dłonią po całej powierzchni. Przygryzła dolną wargę, wpatrując się w niego. - Ty możesz... - szepnęła. Potrzebowała go. Myśląc o tym, że mogło go zabraknąć, że jej mogło dzisiaj zabraknąć... chciała, by wiedział.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się lekko. Wiedział, że potrafiła o siebie zadbać. Nigdy w to nie wątpił. Ale ona również martwiła się o niego, co odzwierciedlały jej aktualne czyny i słowa, i chociaż mógłby zareagować na to tak samo, jak ona, przyjmował jej troskę z rozprzestrzeniającym się po całym jego ciele ciepłem.
- Dziękuję. – Bardzo prawdopodobne, że jej słowa miały tylko go uciszyć, ale chciał, żeby wiedziała, że naprawdę zależało mu na jej dobrym samopoczuciu. Przynajmniej fizycznym, skoro o psychiczne zadbać nie potrafił.
Patrzył na nią po prostu, kiedy tak się złościła, nie przerywając jej ani słowem. To, co powiedziała o Carterze potwierdziło tylko jego dotychczasowe domysły. I jasne, ponieważ Kennedy był jego przyjacielem, nie był na niego zły – ba, nie miał takiego prawa. Nie znał szczegółów tego, co istniało pomiędzy nim, a Eme, ale właściwie nie potrzebował ich znać. To nie była jego sprawa i choć ta świadomość była niewygodna, musiał się z nią pogodzić.
Tak czy siak, fakt, iż Campbell zależało na Carterze był dla niego jednoznaczny. Niezależnie od tego, jak tam się miały sprawy między nimi, najwyraźniej mieli sobie wiele do wyjaśnienia i Lachlan nie zamierzał się w to wtrącać, w każdym tego możliwym sensie.
- Poznaliśmy się w Afganistanie – zaczął, nic sobie nie robiąc z jej złości. Jeżeli sądziła, że coś łączyło go z Josephine to była w ogromnym błędzie. – A co takiego macie? – zapytał, patrząc na nią spod zmarszczonych brwi. – Ocenianie, kto na kogo zasługuje przychodzi ci zadziwiająco łatwo – może zabrzmiało to trochę szorstko, okej, ale chyba nie do końca rozumiał, jakimi kryteriami się posługiwała, kiedy tak ostro oceniała Posy.
Wysłuchał jej w spokoju, mając w głowie okropną, białą pustkę. Nie rozumiał, dlaczego jej na nim zależało, tym bardziej jeśli miała na głowie inne nieskończone relacje. Może się mylił, ale odnosił wrażenie, że w tym dziwnym czworokącie pełnił dla niej rolę jakiegoś pocieszenia – ramienia, na którym można by spokojnie oprzeć głowę w razie ciężkiego zawodu miłosnego. I chyba nie do końca mu to odpowiadało.
- My… nie byliśmy specjalnie blisko. Ale to jednak mój brat. – Przełknął ślinę. Samo mówienie o nim w czasie przeszłym było jakieś… obce. Kompletnie tu nie pasowało. – Wiem – przytaknął, bo w jej gotowość do pomocy akurat nigdy nie wątpił. – I dziękuję. – Przymknął oczy, gdy dotknęła jego policzka. Miał ochotę znowu się do niej zbliżyć, ale zamiast to zrobić, złapał ją za rękę i odciągnął ją od swojej twarzy. – Posłuchaj. – Bycie zimną, rozsądnie myślącą stroną w tej dyskusji też nie przychodziło mu z łatwością. Mimo to, nie miał zamiaru iść z prądem i zareagować na jej wyznanie emocjonalnie. Czasami w ogóle zaczynał wątpić w to, czy w ogóle był do emocjonalnych reakcji zdolny. – Lubię cię. Dobrze spędziłem ten ostatni wspólny wieczór i wiesz, że to nie tak, że… – zawahał się na chwilę. Rozmawiając o uczuciach, czuł się jak niszczarka do papieru, w którą nagle wkładano całą książkę. Momentalnie się zacinał. – To nie tak, że jesteś mi obojętna – dokończył w końcu z trudem. – Gdybyś była to na tym całym przyjęciu zaręczynowym po prostu powiedziałbym ci cześć i tyle. – To wydawało mu się logiczne. – Ale – bo oczywiście musiało być jakieś ale – wygląda na to, że masz jakieś niedokończone sprawy. I gdyby chodziło tu o byle kogo to w porządku, ale mówisz o moim przyjacielu i nie chcę z tego powodu żadnych nieporozumień. – Współcześni nastolatkowie zapewne określiliby go mianem typa bros before hoes, hehs. – Więc… po prostu zostawmy to tak, jak jest. Przynajmniej dopóki nie sprecyzujesz, czego od nas chcesz. – Był nogą w kwestiach miłosnych, ale nawet mimo kiepskiego doświadczenia mógł powiedzieć, że nigdy nie lubił być tym drugim. Ona też tego nie lubiła, o czym świadczył jej stosunek do Posy.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tu zaczęły się schody. Znów ją od siebie odsuwał, znów pokazywał, że właściwie to wszystko było głupie, że mu nie zależało, że nie walczył o nich. Nie była mu obojętna. Ekstra. Tekst po prostu, który ją ostatnio prześladował. Carter powiedział jej to samo, ale nie zamierzała mówić tego Brownowi. I tak wkopała się w to bagno na własne życzenie, kompletnie nie wiedząc, że ta dwójka się przyjaźniła. Ba, że się znają. W innym wypadku - ostatnie o co by się kłócili to o Kennedy'ego. Spojrzała na niego przekrzywiając głowę. Lubił. Świetnie. Nie była mu obojętna. Ekstra. I niech zostawią to, jak było. Jeszcze lepiej. Może od razu po prostu kazałby jej wyjść, co? Po co udawać? Po co uważać, że będą w stanie jeszcze być znajomymi, przyjaciółmi, zwał jak zwał, skoro ona ewidentnie potrzebowała od niego jakiegoś znaku, że jemu zależy na niej, że zawalczyłby o to, o ich relację, nie przejmując się Carterem. W tym momencie odpuszczał, a ona... jak miała mieć nadzieję, jak miała walczyć o to sama?
- O.. oczywiście - mruknęła, puszczając jego dłoń i odsuwając się na krok, może nawet na dwa - jasne, potrzebujesz teraz koleżanki, a nie chodzącego bałaganu. Zrozumiałam przekaz - wzruszyła ramionami i spojrzała na ścianę, która wydawała się o wiele bardziej interesująca. Przetarła nawet czoło w odruchu, gdy zastanawiała się co dalej i syknęła cicho z bólu, który ją przeszył, gdy zatarła sobie ranę. Spojrzała na dłoń i wsunęła ją do spodni. - Ja, wiem czego chcę. Od tamtego wieczora, a Halloween tylko to potwierdziło. Ale nie chodzi o mnie Lachlan. Nigdy nie chodziło tylko o mnie. To Ty musisz wiedzieć, czego chcesz. A widzę, że nie jesteś na to gotowy i nie zamierzam wchodzić Ci w drogę, nie zamierzam nalegać, bo przecież... uczuć nie da się oszukać - mruknęła cicho, wzruszając lekko ramionami. - Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz wracać do tego co było, nie chcesz próbować. Odsuwałeś się tyle razy, a ja jak głupia to ignorowałam, bo myślałam, że po prostu się boisz, że to za szybko - spojrzała na niego z lekkim wyrzutem. - Tak, nie mam poukładane w głowie i popieprzyliście mi w sercu oboje, ale w to Halloween chciałam dać nam szansę, chciałam spróbować i... najpierw odsuwałeś mnie od siebie, potem przyciągałeś, potem olałeś na tydzień. Tak, miałeś powód, ale... ja go, kurwa, nie znałam - nie mógł jej winić za to, że tak przyjęła to wszystko, gdy nawet nie napisał jej żadnej wiadomości - spanikowałam i oto jesteśmy. W najbardziej popieprzonej sytuacji - mruknęła cicho - przepraszam, nie chciałam Cię wciągać w ten syf - tylko tyle mogła mu powiedzieć. Tylko na tyle ją było stać, bo do teraz nie wiedziała kim dla niego jest i czy byłby w stanie walczyć. Poddawał się na wstępie, oddawał wszystko Carterowi, nawet jeśli zależało mu na Eme równie mocno. - Jeśli będziesz potrzebował pomocy lub wygadać się, znasz mój numer - przygasła. Cała złość z niej uciekła. Pozostały tylko ból, rozczarowanie i chęć ucieczki. Zranili się dziś oboje, choć żadne z nich tego nie chciało. Odwróciła się i skierowała się do drzwi. Nie mogła tu dłużej zostać, czuła, że to było za dużo, że oboje potrzebowali czegoś więcej.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczył brwi, słysząc jej kolejne słowa. ”Potrzebujesz teraz koleżanki”? Chyba się nie zrozumieli – dopiero co wyznał jej, że darzy ją jakimiś cieplejszymi uczuciami, tłumacząc jednocześnie, że nie zamierzał wchodzić pomiędzy nią a kogokolwiek innego, a ona wydawała się na te słowa głucha.
Wiedziała, czego chciała? Spojrzał na nią z powątpiewaniem. Gdyby tak było, nie stałaby tu przed nim, chcąc od niego czegoś więcej niż przyjaźni, a jednocześnie twierdząc, że żywiła uczucia do kogoś innego. Nie był specem od miłości, ale wydawało mu się, że wchodzenie w kolejną niejednoznaczną relację nie było przepisem na uleczenie złamanego serca. Może gdyby się nie przejmował, machnąłby ręką na jej niedokończone sprawy i zaproponowałby, aby o tym zapomnieli, ale… niezależnie od tego, jak bardzo się przed tym wzbraniał, ostatecznie musiał przyznać, że to by go nie usatysfakcjonowało. Stanie na marginesie i robienie za jej podpórkę czy żywe lekarstwo na Cartera było ostatnim, na co miał ochotę.
- Najwyraźniej nie, skoro wahasz się między dwoma opcjami. – Pokręcił głową. Nie miał zamiaru przywierać jej do muru, wymuszając na niej wybór – po prostu chciał dać jej znać, że on się na to nie pisał. – Wiem, czego nie chcę – powiedział nieco wymijająco. – I jest to bicie się o czyjąkolwiek uwagę ze świadomością, że nie będę miał jej na wyłączność. – Gdyby w tamtym momencie powiedziała mu, że oczekiwała od niego jakiegoś znaku świadczącego o tym, że mu zależało, pewnie nawet nie zrozumiałby, o co jej chodziło. Może sęk tkwił w tym, iż był od niej sporo starszy i miał na takie sprawy inne spojrzenie. Nie miał już dwudziestu lat i był zmęczony dramatami. Prawdziwe życie rzadko kiedy wyglądało jak Pamiętniki Wampirów, gdzie Stefan i Damon bili się o Elenę, która wybierała między nimi, żadnemu z nich nie ofiarując jakiegoś klarownego stanowiska. A przynajmniej on nie zamierzał zniżać się do takiego poziomu, o czym Emerald właściwie powinna wiedzieć od samego początku, bo nigdy przecież nie był tym romantycznym typem, który nie ustawał w walce o czyjeś serce. Nawet jeśli należało ono do kogoś takiego, jak ona.
Popieprzyliście mi w sercu oboje. Znowu pokręcił lekko głową – przecież nic nie zrobił. Okej, to prawda, on również nie umiał całkowicie się na nią zdecydować, ale wynikało to z całkowicie innych pobudek, a nie z tego, iż w jego życiu było miejsce jeszcze na kogoś innego.
Nic nie powiedział na brzmienie jej przeprosin. Nie uważał ich za niezbędne, w końcu miała prawo spotykać się, z kim tylko chciała. Jedyne, co mu się nie podobało to stawianie go gdzieś pomiędzy nią, a jednym z jego bliższych przyjaciół i oczekiwanie, że porzuci wszelką dumę, szukając jej uwagi.
To nie był on.
- Znam – przytaknął, nie sądząc, aby w najbliższym czasie miał zamiar go wykręcić. Musiał ochłonąć, przemyśleć sobie to wszystko i zdecydować, co z tym fantem zrobić. Ale nie wszystko zależało od niego.
Dlatego kiedy skierowała się w stronę drzwi, nie odezwał się ani słowem, które spróbowałoby ją zatrzymać.

/ ztx2
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”