WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

01. Miesiąc? Dwa miesiące? A może jedynie tydzień? Sama nie potrafiła określić jak dawno temu towarzyszyła grupie poszukiwawczej w odnalezieniu ciała córki wpływowego polityka. Nie było to jednak spowodowane ignorancją pani profesor - jej brak orientacji w czasie wynikał tylko i wyłącznie z nadmiaru obowiązków, którymi lubiła się otaczać chociażby tylko po to aby czuć się przez to bezpiecznie.
Jeden z jej niedawno nabytych obowiązków przywiódł ją aż tutaj - do miejsca szkolenia psów specjalistycznych. W związku z tematyką jej nowej pracy naukowej, zdecydowała się nieco odświeżyć kontakt z dawnym znajomym, o ile można nazwać tak człowieka z którym jedyne co ją łączyło to krótki uśmiech i słowa przywitania.Czego jednak nie robi się dla rozdziału pracy, która - zdaniem Kai - raz na zawsze zmieni spojrzenie praktyków na wykorzystanie żywych stworzeń przy prowadzeniu śledztwa.
Zatrzasnąwszy za sobą drzwi swojego białego volvo, nasunęła na nos ciemne okulary namierzając z daleka sylwetkę znanego jej mężczyzny. Zupełnie nieświadomie kąciki jej ust powędrowały nieco ku górze a ona sama obrała kurs w stronę oddalonego o kilkadziesiąt metrów od niej, stojącego tyłem mężczyzny. Zapewne nie spodziewał się odwiedzin. Kai jednak nie przeszkadzał charakter tego spotkania, które kto inny mógł nazwać po prostu wtargnięciem na teren cudzej posesji. Dziarskim krokiem zmniejszała dystans między sobą a mężczyzną aby w końcu, unosząc głos zwrócić na siebie jego uwagę. - Dzień dobry! - uśmiechnęła się szerzej, unosząc przy tym dłoń w geście przywitania. - Przepraszam, że nachodzę w miejscu Pana pracy jednak wskazane przez Pana w dokumentach miejsce zamieszkania jest łagodnie mówiąc ... opustoszałe. - tłumaczyła się podchodząc znacznie bliżej mężczyzny. - Nie wiem czy Pan mnie pamięta. Kaia Shelley. - aby uprzejmości stało się zadość, wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny chcąc zacząć te spotkanie jak należy, pomimo bezczelnego przerwania mężczyźnie wykonywania jego służbowych obowiązków. Miała jednak nadzieję, że jej ciepły, szeroki uśmiech złagodzi ewentualną, nieprzyjemną reakcję do minimum.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Pamiętaj, nie jesteś od szukania. Kiedy pies pracuje, ty musisz obserwować otoczenie i zadbać o jego bezpieczeństwo – przypomniał ratownikowi, którego pies spędził z Marcusem parę tygodni, a teraz oboje musieli zgrać się w trudnym aranżowanym terenie. Nie było to proste zwłaszcza dla kogoś, kto pierwszy raz miał pracować z czworonogiem. Ludzie myśleli, że to proste. Brało się psa, trzymało smycz i wiśta wio! Nie wiedzieli jednak, że pies wymagał dodatkowej uwagi oraz opanowania ze strony swego przewodnika. Dobrze wyszkolone czworonogi wyczuwały nastroje, przez co same potrafiły wpaść w motłoch. Nie były też tak rozważne jak ludzie. Kiedy pracowały, liczyło się tylko to aby odnaleźć cel, przez co mogą nie zauważyć głębokiej dziury w ziemi. Byrne przekonał się o tym na własnej skórze, gdy jego pierwszy pies wpadł do jamy, bo początkującemu przewodnikowi zawibrował telefon. Błąd amatorka i głupka, za którego wtedy się miał. Obwiniał się także za złamaną łapę psa, co do tej pory uważał za słuszne, ale także za dobrą lekcję na przyszłość.
- Właśnie tak. Bardzo dobrze – pochwalił i dalej bacznie obserwował poczynania mężczyzny oraz jego psiaka prowadzonego przez trudniejsze przeszkody. Zamierzał jeszcze coś dodać, lecz wtedy usłyszał wołanie z początku zaskoczony, że nie wyłapał niczyjej obecności ani tego, że jakieś auto wjechało na posesję. Sue Ann, jego współpracownica i odrobinę też gosposia (w tej roli Octavia Spencer), która teraz wyglądała przez okno w domu, zawsze powtarzała, że Marcus poza psami nie widział świata. Nie zauważyłby nawet gdyby w tej chwili na teren ośrodka wjechało wojsko.
Dostrzegł jednak kobietę, którą kiedyś poznał i pierwszą jego myślą było, czy się dzisiaj ogolił.
Podrapał się po policzku, jakby próbował sobie przypomnieć panią profiler, którą doskonale zapamiętał, ale tylko tak mógł sprawdzić zarost. Nic z tego. Nie golił się od czterech dni i nagle tego pożałował podobnie, jak opuszczonego w Columbia domu, którego opis przez Shelley był bardzo łagodny.
To była rudera.
- Oczywiście, że pamiętam. – Nie śmiałby jej okłamywać w tej kwestii. – Mów mi Marcus. – Miał wrażenie, że już raz jej to mówił, ale tak naprawdę nie kojarzył swoich słów. Z tamtego dnia pamiętał głównie ubrania zaginionej dziewczyny, które dano do obwąchania jego psu, gęsty las, śliską ściółkę po deszczu i kobietę, która w parę sekund potrafiła zyskach sympatie wszystkich dookoła. Pamiętał też, jak mu tym zaimponowała, ale przede wszystkim, jak potraktowała czworonoga. Nie każdy bowiem wiedział, że witając się z psem należało najpierw dać mu dłoń do obwąchania; ale nie o sam gest chodziło a o sposób, bowiem nie należało zmuszać psa do zadarcia głowy. Dzięki temu zyskiwało się większą sympatię zwierzaka, co pannie Shelley udało się śpiewająco.
- Co panią.. – Racja, bez paniowania.W czym mogę pomóc? – zapytał wreszcie i rozejrzał się nieco za plecami kobiety. – Nie widzę psa, więc.. – Pies sam się pojawił. Andromeda, ta sama suczka, którą wcześniej Kaia poznała, postanowiła przerwać wygrzewanie się na słońcu i przywitać z kobietą. – Andy, miałaś siedzieć przy domu! – zawołał do zwierzaka jednocześnie uprzedzając Shelley, że za nią się ktoś czaił. Korzystając z krótkiej chwili, zerknął na klienta, machnął ręką na znak aby dalej robił swoje i wrócił spojrzeniem na niespodziewanego gościa witającego się teraz z Andy.
Uśmiechnął się pod nosem nie zamierzając przerywać powitania, z którego czworonóg korzystał ile wlezie. Trochę głaskania między uszami, po tułowiu i przede wszystkim po brzuchu.
- Więc, co było tak ważne, że pokusiłaś się zajrzeć do moich akt, które jak sądzę sprzedał tobie sierżant Dumpsey? – W rzeczywistości nie miał żadnych akt, aczkolwiek posiadał kontrakt z główną komendą policji i zapewne to właśnie stamtąd kobieta posiadała jego dane. – Ten facet sprzedałby wszystko za tabliczkę gorzkiej czekolady z orzechami. – Uśmiechnął się rozbawiony, bo wcale nie miał za złe ani Kai ani Dumpsey’owi. Właściwie był zadowolony, chociaż - cholera jasna - mógł się ogolić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby ktoś odważył się tak bezczelnie zakłócić spokój jej pracy, zapewne nie byłaby tak spokojna jak Marcus. Zmroziłaby taką osobę wzrokiem bądź uraczyła nieprzyjemnym komentarzem; wszystko po to aby dać swojemu rozmówcy do zrozumienia, że nie był wcale mile widziany. Kiedy jednak sama znajdowała się po tej drugiej stronie, schlebiało jej, że ktoś podczas pełnienia swojej pracy reagował na jej niespodziewane przybycie jedynie drobnym zakłopotaniem. Być może w tym wszystkim chodziło o to, że Marcus nie lubił gdy ktoś podglądał jego poczynania? Bo gdyby tylko Kaia zdawała sobie sprawę z tego, że cała ta lekko nerwowa otoczka jest spowodowana kilkudniowym zarostem mężczyzny, zapewne by jedynie go skomplementowała.
Bo wyglądał naprawdę nieźle.
Jednak z jego ponownej propozycji przejścia na mniej formalną formę nie była tak bardzo zadowolona. Nie lubiła gdy ktoś zmniejszał tak niepotrzebnie dystans zaledwie po kilku minutach rozmowy. Nie chciała jednak dać poznać po sobie swojego niezadowolenia, toteż niechętnie - ale jednak - przytaknęła na propozycję mężczyzny, nie czując jednak potrzeby ponownego przypominania swojego imienia. Pewnie jeszcze niejednokrotnie złapie się na tym, że zwróci się do niego per pan nie robiąc sobie zupełnie nic z tej pomyłki. Nadwrażliwość na tym punkcie spowodowana była niczym nieuzasadnionym przeświadczeniem, że absolutnie każda próba zmniejszenia dystansu między nią a jakimkolwiek mężczyzną wynikała z tego, że była kobietą. I chociaż powód ten wydaje się być błahy, w głowie Kai nadal funkcjonowała ona jako ta, która w męskich oczach nie zasługiwała na szacunek w sferze zawodowej. - Mój jamnik jest niereformowalny, nic więc tu po nim. - uśmiechnęła się nieco, chociaż ten uśmiech był blady, bez wyrazu. Jakby obdarzała mężczyznę tym gestem jedynie z obowiązku. Na całe szczęście w ich towarzystwie już po chwili pojawiła się znajoma kobiecie suczka, która samym swoim przybyciem rozwiała jakby niepotrzebnie stworzoną przez kobietę barierę. Intuicyjnie uklękła przed psem aby przywitać się ze swoją dobrą znajomą, która jak widać na jej widok cieszyła się równie bardzo. Dzięki zwierzęciu, Kaia chociaż na chwilę mogła oderwać wzrok od mężczyzny i zająć się pieszczotami, którymi obdarowywała hojnie Andy. - Bardzo mi schlebia, że chciała się ze mną przywitać. - usprawiedliwiła zachowanie psa, unosząc dopiero po kilkunastu sekundach głowę, by móc spojrzeć ponownie na twarz mężczyzny. Nie przestając głaskać psiego tułowia, wyprostowała się nieco na nogach coby być wzrostem bliżej mężczyzny. Nie czuła się zbyt pewnie zerkając na niego z pozycji klęczącej. Tym bardziej gdy obserwowani byli przez osoby trzecie. - Nie było żadnej czekolady. Wystarczył ładny uśmiech. - wzruszyła niby obojętnie ramionami, kokieteryjnie ale za to nieco teatralnie przewracając przy tym oczami. Jak widać wystarczyła chwila z psem aby Kaia wróciła do formy, rzuciła w zapomnienie fakt przejścia na ty i podjęła kolejną próbę przekonania mężczyzny do swojego planu. - O której kończysz pracę? Mam szansę dzisiaj zaprosić Cię na kawę? - zaproponowała niewinnie, nie chcąc przechodząc od razu do sedna sprawy. Może było to nieco podstępne podejście, jednak dla samej Shelley liczył się efekt, nie zaś zastosowane przez nią środki. - Albo wspólny spacer z Andy? Chciałabym Ci coś zaproponować. - uśmiechnęła się tajemniczo, przechylając przy tym głowę nieco do boku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ponownie spojrzał w kierunku siedzimy. Sue Ann już nie było w oknie, co mogło sugerować, że to ona posłała Andromedę na przeszpiegi. Współpracownica lubiła wiedzieć wszystko od razu, zaś suczka znała się na ludziach. Gdyby więc Byrne miał kłopoty, ta od razu by je wyczuła, swą postawą dając sygnał kobiecie aby wezwała policję. Mało tu dziwnych ludzi się płatowało?
Lepiej nie odpowiadać.
Zaintrygowały go pytania Shelley. Nie spodziewał się ani zaproszenia na kawę ani spacer. Był pewien, że rozchodziło się o coś powiązanego z ich pracą i przy tym też ostawał, lecz sugestie Kai kompletnie zbiły go z pantałyku.
- Czy masz trochę czasu w zapasie? Za – Krótka pauza na sprawdzenie godziny na zegarku. – piętnaście minut kończę trening i wtedy z chęcią wysłucham twojej propozycji. – Naprawdę był ciekaw, co pani profesor miała do powiedzenia. – Moja współpracownica, która pomaga prowadzić ośrodek, jest w siedzibie, więc jeżeli nie masz nic przeciwko, możesz zacząć wprowadzać ją w szczegóły. – Kiwną głową w stronę brązowego domu, który stanowił także miejsce przyjmowała klientów lub temu podobnych, z którymi na spokojnie przy kawie lub ciastku ustalał szczegóły. – Wszystkie kwestie zawodowe ustalam właśnie z nią – wyjaśnił nieco konkretniej, choć odrobinę kłamał. Nie wszystkie decyzje podejmował razem z Sue Ann, ale nigdy nic przed nią nie zataił. W kwestiach zawodowych oboje byli na bieżąco zwłaszcza, że jeżdżenie z psami w teren było bardzo ryzykowne i tylko Sue Ann wiedziała co robić, w razie gdyby Marcusowi coś się stało.

- Co za tragedia – stwierdziła Sue Ann, z którą Shelley po wstępnych grzecznościach ustaliła, podczas jakiej konkretnie sprawy poznała Marcusa. – Biedna dziewczyna. Kto mógł zrobić coś takiego? – Nieco starsza kobieta była na bieżąco z wiadomościami. Często wyciągała z Marcusa najnowsze informacje prosto od funkcjonariuszy policji, więc wiedziała więcej niż wszyscy inni. Nie była jednak typem plotkary i nigdy nie powiedziała czegoś, co nie pojawiło się w mediach. Wiedziała zatem, że sprawcy nadal nie odnaleziono, ale także to, że policja znalazła się w martwym punkcie, choć media wmawiały co innego (Śledztwo idzie w dobrym kierunku; przekonywano). W końcu rozchodziło się o córkę znanego polityka. Ludzie domagali się ofiar, a raczej oskarżonego, którego nadal nie podano. – Nie pytałam poważnie – uprzedziła po zerknięciu na Shelley znad puszki sypanej kawy, którą zamierzała zaparzyć w ekspresie. – Nie chce nawet wiedzieć, co siedzi w głowach tych drani. – Pokręciła głową na znak, że choć wiedza Kai pozwalała zagłębić się w tę tematykę, to było ponad siły i nerwy Sue Ann. Miała własne problemy. Nie chciała dodatkowo znać pokręconej psychiki morderców. – Jestem pełna podziwu. – Odstawiła puszkę i znacząco spojrzała na gościa, bo to właśnie o niej była mowa. Tylko ktoś wyjątkowo silny mógł znać prawdę i jakoś z nią żyć. – Mleko? Cukier? – Sprawnym krokiem przeszła w stronę lodówki. Siedziba była typowym domem, lecz otwartym na wszystkie osoby. Na marne szukać w salonie zdjęć lub osobistych pamiątek. Typowe pomieszczenie z oczywistymi dodatkami meblowymi i AGD, lecz bez personalnego kontekstu. Przypominał bardziej poczekalnie, co znacznie odróżniało go od dużej kuchni z jadalnianym stołem przywołującym na myśl rodzinne posiłki. To właśnie przy nim zasiadły obie kobiety z kubkami świeżo zaparzonej kawy, której aromat jednak nie interesował wszystkich psów; Andy, Lincolna i Apollo II. Cała trójka należała do Marcusa, z czego tylko suczka leżała w progu kuchni i obserwowała co się w niej działo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Absolutnie zrozumiała była postawa Marcusa. Kaia odebrała jego propozycję za wielce profesjonalną i nie pozostawało jej nic innego jak na nią przystać. Wprawdzie wizja spędzenia kwadransa w towarzystwie zupełnie obcej kobiety, o której jeszcze chwilę wcześniej nie miała pojęcia (albo po prostu nie chciała go mieć), nie brzmiała pocieszająco. Shelley raczej unikała takich spotkań, jednak czego nie robi się dla osiągnięcia celu? Była w stanie wypić tę kawę z nieznajomą, tylko po to aby tym gestem przekonać do siebie Marcusa nieco bardziej. Smutne, obdarte z jakichkolwiek skrupułów jednak jeśli miałoby okazać się skuteczne - absolutnie do wykonania. Odwróciła się więc w stronę wskazanego przez mężczyznę budynku, który okazał się być główną siedzibą ich działalności i bez zbędnych komentarzy i dyskusji, w milczeniu przytaknęła głową na znak zgody. Kto wie, może ta cała współpracownica okaże się być jej wsparciem i pomoże jej przekonać Marcusa do wzięcia udziału w jej badaniach?

Niemo obserwowała ruchy kobiety, która w dość chaotyczny sposób, widocznie zaabsorbowana okolicznościami pierwszego spotkania Kai i Marcusa, próbowała przyrządzić kawę. Samej Shelley nie pozostawało nic innego jak blade uśmiechy, wzruszanie ramionami na znak poddania się swojej pracy czy też przytakiwania na słowa nowo poznanej kobiety. Każda próba wejścia jej w słowo kończyła się jedynie zaciśnięciem przez nią warg w linię, gdyż Sue Ann zdawała się wcale nie oczekiwać od niej odpowiedzi. W oczach Kai jawiła się ona jako typ osoby, który sam ze sobą się pokłóci, użyje najtwardszych argumentów i za chwilę się pogodzi. I nawet pomimo silnej osobowości Shelley i jej często bezczelnych komentarzy, często nie potrafiła rozmawiać z takimi osobami. Chociaż kobieta absolutnie nie powiedziała z jej kierunku nic krzywdzącego. - Mleko. - jedyne słowo jakie udało się do tej pory wydobyć z siebie w towarzystwie kobiety była wzmianka o nabiale. Kaia przychodząc tutaj nie miała bladego pojęcia, że będzie musiała przedrzeć się przez taką barierę jak absolutne niedopasowanie osobowościowe względem współpracownicy Marcusa. Przez chwilę nawet pomyślała, że mężczyzna obrał taką taktykę chcąc wykończyć psychicznie Kaię i pozbyć się jej wraz z tym jej poronionym pomysłem.
Na bogów! Dlaczego ta kobieta wzbudzała w niej tak skrajne emocje? Przecież była tak ciepłą osobą a przy tym tak bardzo wymęczyła psychicznie Shelley, że ta miała ochotę umówić się na spotkanie innego dnia. - Chciałam zawrzeć w swojej nowej pracy naukowej rozdział odnoszący się do tresury psów! - wtrąciła w końcu, niczym bezradne dziecko, które próbowało przekrzyczeć matkę. - Znaczy ... - dodała po chwili już znacznie spokojniej, przejmując od kobiety kubek wypełniony gorącym napojem. - Będzie to moja pierwsza praca naukowa dotycząca stricte kryminalistyki. Chciałam opisać w niej różne rodzaje narzędzi wykorzystywane podczas śledztw i wykrywania sprawców zbrodni. Jeden z rozdziałów chciałam poświęcić tym trzem bohaterom. - uśmiechnęła się delikatnie, wskazując szybkim ruchem głowy na stojącą w progu Andy. - Tak po prawdzie nie mam pojęcia w jaki sposób zabrać się za ten rozdział aby w końcu raz na zawsze obalić mit mówiący o nieludzkiej tresurze psów do pracy w policji. Bo ... taka opinia cały czas krąży w środowisku uniwersyteckim, co uważam za wielce krzywdzące nie tylko dla policji ale przede wszystkim dla takich ludzi jak Pani i Pan Byrne. - wytłumaczyła kobiecie, mając nadzieję, że jej chaotyczny monolog zostanie przez nią odpowiednio odebrany. - Pomogą mi państwo? - zaproponowała niepewnie po czym upiła niewielki łyk kawy, nie spuszczając ani na chwilę wzroku z kobiety. Sama Kaia wiedziała przecież jaka była prawda; śledząc zachowanie Marcusa względem swoich psów podczas ich pierwszego spotkania była oczarowana jego pasją i więzią z czworonogami. To właśnie między innymi tym zainteresował ją do tego stopnia, że niejednokrotnie, przy kolejnych sprawach dopytywała o obecność podczas poszukiwań pana Byrne, co spotykało się jedynie z uśmiechami ze strony niektórych policjantów. Kobieta jednak zawsze potrafiła logicznie wytłumaczyć swoje zainteresowanie mężczyzną, co jednak nie do końca przekonywało jej współpracowników. - Zapłacę? - dodała już znacznie ciszej, mniej pewnie, dostrzegając niepewność w oczach kobiety. - Kilka słów, maksymalnie dwie strony. Może to być tylko wzmianka, nie musi być rozdział. Jeśli coś na tej pracy zarobię, przekażę pieniądze na państwa ośrodek. Jeden wieczór i nigdy więcej mnie państwo nie zobaczą, obiecuję. - licytowała się, chociaż kobieta nie odezwała się do niej ani słowem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sue Ann uważnie słuchała kobiety, której udało się wejść w słowo, a nawet płynnie wszystko wyjaśnić. Nawet zaczęła się licytować, jakby panujące w kuchni milczenie mówiło samo za siebie. Parks, bo tak miała na nazwisko współpracownica Marcusa, wyprostowała się na krześle, wzięła głęboki wdech i cały czas mierzyła się z tamtą na spojrzenia. Nie walczyła, a jedynie analizowała wszystko to, co do tej pory usłyszała. Widać było po jej minie, że była w tej ocenie bardzo surowa i nie da sobie w kaszę dmuchać.
Jeżeli więc Shelley dmuchała w kaszę, niech od razu się spowiada, bo inaczej dowie się co to oznaczało zagadanie na śmierć.
- Musi pani na tym bardzo zależeć – stwierdziła z delikatnym uśmiechem. – To dobrze. Trzeba walczyć o swoje. – Lekko uniosła kubek, jakby właśnie zamierzała wypić za to kawowy toast. Zrobiła to.
Andy bacznie obserwowała je obie, choć w dwukolorowych oczach dało się dostrzec nadzieję. Suczka zawsze była chętna do pracy i to właśnie z tym kojarzyła zapach Shelley, której przybycie musiało oznaczać robotę.
- Proszę wybaczyć, jeśli się mylę, ale czy prace naukowe nie opierają się na literaturze? – Sue Ann nie była głupia. Posiadała tytuł magistra z księgowości, ale jeszcze nigdy nie miała do czynienia z kimś, kto sięgałby po wyższe tytuły. Oceniając wiek i powagę Shelley strzelałaby, że to właśnie robiła. – Pytam, bo w razie czego zacną jej kolekcję posiadamy w salonie. – Wszystko co należało wiedzieć o wychowaniu psów, ich poszczególnych rasach oraz te, które bardziej zainteresowałyby Kaie, czyli na temat tresury, wykorzystywania czworonogów w wojsku, ratownictwie oraz pomocy społecznej, jak słynne psy przewodniki osób niewidomych. – Będzie mogła pani z niej skorzystać. – Przytaknęła na własne słowa tym samym dając do zrozumienia, że wesprze pracę naukową pani profesor. A może nawet panią doktor?
Kobieta upiła kolejny łyk kawy i zanim przeszła do konkretyzowania swej odpowiedzi, usłyszała cichy trzask zamykających się drzwi. Andy zniknęła z pola widzenia musząc koniecznie przywitać się z panem, jakby nie widziała go całe wieki (a nie piętnaście minut). Marcus pojawił się chwilę potem i z ulgą zauważył, że Sue Ann nie pożarła i nie wykończyła na śmierć ich gościa. Energia tej kobiety potrafiła dać w kość, ale to dzięki niej Byrne dawał radę ogarnąć wszystkie obowiązki dotyczące ośrodka.
Jestem też pewna, że Marcus zgodzi się ze mną, kiedy stwierdzę, iż nie chcemy od pani żadnych pieniędzy – Sue Ann, po krótkiej pauzie, ciągnęła dalej umyślnie obserwując mężczyznę, który podszedł do blatu i nalał sobie kawy z ekspresu. Byrne obejrzał się przez ramię z wyraźną konsternacją, bo nie miał pojęcia, o co się rozchodziło. – Trzeba wspierać naukę a zwłaszcza darmową promocję, więc jeżeli w swej pracy jakkolwiek wspomni pani konkretnie o tym ośrodku, będziemy zadowoleni. – Marcus odwrócił się i znad kubka popatrzył na współpracownicę, a potem na Shelley, w której niemo szukał wsparcia (a raczej wyjaśnienia, o czym była mowa). – Jeżeli zarobi pani na tej książce będziemy wdzięczni za datek. – Z tą propozycją Sue Ann musiała się zgodzić. Każdy pieniądz był ważny, ale zdzieranie kasy ze wszystkiego, co się dało nie leżało ani w geście Parks ani Byrne’a.
- Książkę? - zapytał w końcu i dosiadł się do stołu. Nie miał pojęcia, że Sue Ann już wyobrażała sobie te wszystkie egzemplarze, w które zaczytywałyby się panie domu. Trwało to ledwie chwilę, bowiem dotarło do niej, że choćby zrozumiała treść, kryminalne zagadki nie interesowały ją na tyle aby z typowych seriali przerzucić się na prace naukowe.
Tylko Marcus nadal nie wiedział, o co dokładnie chodziło, ale Sue Ann miała rację, nie wziąłby za to żadnych pieniędzy.
Ponownie upił łyk kawy i nienachalnie patrząc na Shelley, czekał na skromne szczegóły tego, co miała do zaproponowania.

autor

Gość

Post

Zupełnie zrozumiała była reakcja Sue Ann na propozycję Kai; zapewne nieczęsto zakłócany jest spokój ich ośrodka przez osoby chętne do opisania ich pracy. Jej skromna reakcja na słowa Shelley i pytanie odnośnie formy pozyskiwanych informacji, utwierdziły tylko panią profesor w fakcie, że przyszło jej rozmawiać z naprawdę konkretną osobą. Widać Sue Ann pełniła w ośrodku rolę managera, któremu Marcus bezgranicznie ufał. - Prace pisane tylko na podstawie literatury są jedynie kopią czyichś myśli ubraną w piękne synonimy. Nie interesują mnie artykuły odtwórcze - chcę zapisywać swoje przemyślenia i pokazać ludziom fakty, przefiltrowane jedynie przez moją głowę. Co nie zmienia faktu, że zapewne skorzystam z Państwa zasobów. Dobrze jest wiedzieć cokolwiek a podejrzewam, że tłumaczenie podstaw tej pracy zamęczyłoby Państwa na śmierć. - upiła kolejny łyk kawy, odważnie zerkając w oczy kobiety. Nie chciała jej okłamać, nie liczyła na to, że ugra w tej bitwie coś więcej niż ciekawy rozdział pracy. Oczywiście, dobrze byłoby wpłynąć na pozytywne myślenie o tej dziedzinie a przy okazji zachęcić innych do zgłębienia wiedzy, jednak nic poza tym.
Pojawienie się Marcusa w pomieszczeniu ani na chwilę nie zachwiało pewności Kai; jakby nie zauważając go nadal prowadziła rozmowę jedynie z panią Parks, od czasu do czasu upijając łyk aromatycznego napoju. Nie był to jednak przejaw ignorancji;, po prostu zaprogramowana była w taki sposób aby nie rozpraszać swoich myśli i słów, cokolwiek by się nie działo. - Na pewno wspomnę o państwa ośrodku. - zadeklarowała, gdyż ta myśl kłębiła się w jej głowie już od samego początku tego pomysłu. Oby jednak ta wzmianka pozytywnie wpłynęła na tę placówkę; w opinii Shelley była to operacja dość ryzykowna, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że znajdzie się tyle samo krytyków jej pracy co i zwolenników.
Swoją uwagę przykuła do mężczyzny dopiero w momencie, gdy postanowił przysiąść się do stołu. Wdzięczna za jego obecność, uraczyła go delikatnym uśmiechem jednak aby nie zostać posądzoną o zbyt długie spojrzenie, zawieszona na ciemnych tęczówkach mężczyzny, swój wzrok już po kilku sekundach z powrotem skierowała w stronę Sue Ann. - Książka to duże słowo. Chciałam opisać państwa ciężką pracę i wkład w rozwój prowadzenia śledztw w swoim najnowszym artykule naukowym. Oczywiście rozpoczęcie moich badań nie zaczęłoby się od jutra. Skorzystałabym z każdego wolnego terminu w państwa kalendarzu, dostosowałabym się. Nie chcę swoją obecnością zaburzać porządku tego miejsca i wypracowanych przez państwa przyzwyczajeń. Stąd też zdaję sobie sprawę z tego, że jest to dla państwa trudna decyzja i zrozumiem wszystko. - dość nienaturalnie musiał wyglądać potok słów wypływający z ust Kai, skierowany w stronę Marcusa jednak z damskim wzrokiem zawieszonym na twarzy Parks. Wyglądało to co najmniej jak obawa przed negatywną opinią, gdyż w głowie Kai to Marcus jawił się jako osoba decyzyjna. Czuła, że Sue Ann miała już po swojej stronie jednak teraz pozostawało jej przekonać nie tylko do swojego planu ale przede wszystkim do siebie Marcusa. - Jak już mówiłam, nie zależy mi na pieniądzach więc jeśli cokolwiek zarobię - przeleję to na ośrodek. Chciałabym tylko zrealizować swój plan. Jaka jest Twoja opinia? - zapytała niepewnie, tym razem nieco pewniej zerkając na twarz mężczyzny, z której próbowała odczytać jakiekolwiek emocje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zupełnie zrozumiała była reakcja Sue Ann na propozycję Kai; zapewne nieczęsto zakłócany jest spokój ich ośrodka przez osoby chętne do opisania ich pracy. Jej skromna reakcja na słowa Shelley i pytanie odnośnie formy pozyskiwanych informacji, utwierdziły tylko panią profesor w fakcie, że przyszło jej rozmawiać z naprawdę konkretną osobą. Widać Sue Ann pełniła w ośrodku rolę managera, któremu Marcus bezgranicznie ufał. - Prace pisane tylko na podstawie literatury są jedynie kopią czyichś myśli ubraną w piękne synonimy. Nie interesują mnie artykuły odtwórcze - chcę zapisywać swoje przemyślenia i pokazać ludziom fakty, przefiltrowane jedynie przez moją głowę. Co nie zmienia faktu, że zapewne skorzystam z Państwa zasobów. Dobrze jest wiedzieć cokolwiek a podejrzewam, że tłumaczenie podstaw tej pracy zamęczyłoby Państwa na śmierć. - upiła kolejny łyk kawy, odważnie zerkając w oczy kobiety. Nie chciała jej okłamać, nie liczyła na to, że ugra w tej bitwie coś więcej niż ciekawy rozdział pracy. Oczywiście, dobrze byłoby wpłynąć na pozytywne myślenie o tej dziedzinie a przy okazji zachęcić innych do zgłębienia wiedzy, jednak nic poza tym.
Pojawienie się Marcusa w pomieszczeniu ani na chwilę nie zachwiało pewności Kai; jakby nie zauważając go nadal prowadziła rozmowę jedynie z panią Parks, od czasu do czasu upijając łyk aromatycznego napoju. Nie był to jednak przejaw ignorancji;, po prostu zaprogramowana była w taki sposób aby nie rozpraszać swoich myśli i słów, cokolwiek by się nie działo. - Na pewno wspomnę o państwa ośrodku. - zadeklarowała, gdyż ta myśl kłębiła się w jej głowie już od samego początku tego pomysłu. Oby jednak ta wzmianka pozytywnie wpłynęła na tę placówkę; w opinii Shelley była to operacja dość ryzykowna, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że znajdzie się tyle samo krytyków jej pracy co i zwolenników.
Swoją uwagę przykuła do mężczyzny dopiero w momencie, gdy postanowił przysiąść się do stołu. Wdzięczna za jego obecność, uraczyła go delikatnym uśmiechem jednak aby nie zostać posądzoną o zbyt długie spojrzenie, zawieszona na ciemnych tęczówkach mężczyzny, swój wzrok już po kilku sekundach z powrotem skierowała w stronę Sue Ann. - Książka to duże słowo. Chciałam opisać państwa ciężką pracę i wkład w rozwój prowadzenia śledztw w swoim najnowszym artykule naukowym. Oczywiście rozpoczęcie moich badań nie zaczęłoby się od jutra. Skorzystałabym z każdego wolnego terminu w państwa kalendarzu, dostosowałabym się. Nie chcę swoją obecnością zaburzać porządku tego miejsca i wypracowanych przez państwa przyzwyczajeń. Stąd też zdaję sobie sprawę z tego, że jest to dla państwa trudna decyzja i zrozumiem wszystko. - dość nienaturalnie musiał wyglądać potok słów wypływający z ust Kai, skierowany w stronę Marcusa jednak z damskim wzrokiem zawieszonym na twarzy Parks. Wyglądało to co najmniej jak obawa przed negatywną opinią, gdyż w głowie Kai to Marcus jawił się jako osoba decyzyjna. Czuła, że Sue Ann miała już po swojej stronie jednak teraz pozostawało jej przekonać nie tylko do swojego planu ale przede wszystkim do siebie Marcusa. - Jak już mówiłam, nie zależy mi na pieniądzach więc jeśli cokolwiek zarobię - przeleję to na ośrodek. Chciałabym tylko zrealizować swój plan. Jaka jest Twoja opinia? - zapytała niepewnie, tym razem nieco pewniej zerkając na twarz mężczyzny, z której próbowała odczytać jakiekolwiek emocje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Porządek tego miejsca? – zapytała Sue Ann, przy tym nie kryjąc rozbawionego zaskoczenia. Wymieniła uśmiech z Marcusem, który poczuł to samo. Byli profesjonalistami, starali się jak mogli aby utrzymać wysoki standard tego miejsca oraz szkoleń, ale ciężko mówić o porządku dnia codziennego, gdy w grę wchodziły liczne niezapowiedziane telefony. W końcu dzieci nie znikały z domów w zaplanowanych godzinach, tornada nie przechodziły z dwutygodniową zapowiedzią lub żaden przemytnik nie zgłaszał się z informacją, kiedy planował przemycić trochę towaru. – To urocze, że tak pani sądzi, ale to miejsce poza wyznaczonymi godzinami karmienia psów jest dość..energiczne. – Skazą byłoby powiedzieć, że panował w nim chaos. Mieli ustalone godziny zajmowania się psami, treningów i spotkań, ale nie wszystko dało się przewidzieć. Wiele osób przyjeżdżało bez uprzedniego przedzwonienia (Shelley tego przykładem), co zdarzało się częściej niż można sobie wyobrażać. Dobijali się nawet kiedy brama była zamknięta, co w życiu Byrne’a nie było już takie dziwne. – Raz wpadło tutaj wojsko i bez żadnego wyjaśnienia zamierzali siłą zabrać wszystkie psy. – Machnęła ręką a Marcus skrzywił się z niesmakiem, bo takich niespodziewanych wizyt nie lubił najbardziej.
- Żeby tylko oni – wtrącił w kwestii wpadania bez uprzedzenia, grożenia bronią i robienia afery o nic.
- W tym momencie pani wizyta jest miłym spokojnym dodatkiem – skwitowała z uśmiechem i w końcu pozwoliła dojść kobiecie do głosy. Znów się rozgadała, nad czym nie panowała i nawet nie chciała. Uważała, że należało mówić o wszystkim i tyle, ile się chciało.
- Twoja? – Sue Ann musiała się przyczepić na co Marcus zareagował przewracając oczami.
- Sama mówiłaś, że muszę być bardziej towarzyski wobec klientów. Pomyślałem, że jest jedną z nich – wyjaśnił z ciężkim westchnieniem, bo wiedział, że jego koleżanka zaraz rozpocznie tyradę na temat:
- Całe dwa lata oduczałam go, żeby przestał mówić do mnie ma’am a teraz.. – Dzwonek telefonu uratował całą sytuacje. – A propo zaburzania porządku – skomentowała telefon i oferując się, że odbierze zostawiła tamtą dwójkę przy stole.
- Przepraszam za to – odparł od razu, gdy kobieta wyszła. – Na co dzień jesteśmy mniej intensywni. – Naprawdę chciał w to wierzyć, chociaż możliwe, że przywykł do energii Parks i już nie zawracał na nią uwagi. Właściwie traktował ich rozmowy na poziomie rodzeństwa i gdyby ktoś zapytał, co łączyło go z Sue Ann powiedziałby, że traktuje ją jak starszą siostrę, której nigdy nie miał.
- Wracając do tematu, skromna darowizna będzie w porządku. – Przytakną, tym samym zgadzając się na propozycję oraz postawione przez Parks warunki. – Najważniejsze, żeby zaczęto doceniać psy. Ich większe zaangażowanie w pracę z ludźmi zredukuje liczbę zwierząt w schroniskach. Przynajmniej tak działamy w tym ośrodku. Wszystkie tresowane tu psy pochodzą ze schroniska lub przez to, że ludzie myślą iż takowe prowadzę. Parę psów podrzucono pod płotem albo znajduje je na poboczach. – Uśmiechnął się bardzo delikatnie, blado i smutno, bo wcale nie było mu do śmiechu. Nie lubił takich sytuacji, bo nie rozumiał ludzi, którzy robili coś takiego. Nie potrafił i nawet nie chciał wejść w ich skórę, przez co pogłębiło się jego wieloletnie przekonanie, że psy były lepsze od ludzi. – Jeżeli więc mam okazję nakreślić obraz nieco inaczej, z chęcią się w to zaangażuje. – Jeszcze raz przytaknął i powrócił spojrzeniem na kobietę, której wzroku przez chwilę unikał. Chciał ukryć jak przykro mu było z powodu tych wszystkich porzuconych psów.
- Czy Sue Ann wspominała o naszych książkach? – Uzyskawszy pozytywną odpowiedź dodał: - Mogłem się tego spodziewać. – Czemu zawsze łapał się na myśli, że mogłoby być inaczej. Sue Ann to Sue Ann i nic tego nie zmieni. – W ośrodku zawsze ktoś przebywa. Ja, Parks albo inni trenerzy, którzy korzystają z terenu i sprzętu, więc można tu przyjeżdżać w każdej chwili. Myślę, że wiele osób będzie chętnych do rozmowy chyba, że lepsze będzie ujednolicenie opinii do konkretnych rozmówców. – Nie znał się na tym, ale spodziewał się, że im więcej głosów tym mógł powstać większy chaos informacyjny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tę rozmowę. Zakładała, że jedyną decyzyjną osobą będzie Byrne, i że pójdzie jej o wiele łatwiej. Kiedy pozyskiwała informacje od Dumpsey'a na temat właściciela ośrodka, ten nawet nie zająknął się na temat Parks, jakby celowo chciał skonfrontować te dwie skrajne osobowości i sprawdzić jak wielkie spustoszenie ono zasieje. Nie zakładał jednak, że Shelley aby osiągnąć swój cel schowa dumę do kieszeni, niektóre komentarze przemilczy i weźmie dumnie na siebie. Bo chociaż miała już ochotę poddać się i opuścić mury ośrodka, trwała przy swoim wierząc, że jakimś cudem uda się jej porozmawiać z Marcusem na osobności.
Sama wymiana zdań między tą dwójką wydawała się być Kai dość niecodzienna. Słysząc zdziwienie w głosie Sue Ann, odnoszące się do przejścia przez nich na mniej formalną formę zwracania się do siebie, przez chwilę poczuła się jak w tanim filmie. Czy naprawdę należało tłumaczyć się z tak błahych rzeczy? Nie kryjąc swojego zdziwienia, uniosła delikatnie brwi i wwierciła w mężczyznę pytający wzrok.
Czuła, że znalazła się w dość specyficznej sytuacji.
Na szczęście, tę całą sytuację przerwał niezapowiedzianie telefon, za sprawą którego szeregi ich spotkania się nieco przerzedziły. Kaia nie bacząc na konsekwencje roześmiała się cicho, jakby sama do siebie, gdyż nie bardzo zdawała sobie sprawę z tego czy ta cała sytuacja mająca miejsce przed minutą była jakimś żartem czy naprawdę osiągnęło to wszystko skalę problemu? Wyprostowawszy się na krześle, odsunęła od siebie kubek na znak, że skończyła pić przygotowaną wcześniej kawę. Zazwyczaj był to dla niej znak na zakończenie spotkania, jednak dzisiejszego popołudnia sprawy jakby się nieco ... przeciągnęły? Bo o ile uzyskała zgodę obu wspólników o tyle nie dopięła do końca swoich wcześniej ustalonych założeń. - Czyli nie jesteś jedynie trenerem ale także opiekunem, kimś kto zapewnia im spokojny dom. W pewnym sensie tak chciałabym opowiedzieć o waszej pracy: z pasją i zaangażowaniem. Zupełnie tak samo jak brzmisz ty, opowiadając o całej działalności. Nie chcę aby były to tylko suche fakty, chcę aby ludzie zrozumieli. Aby poczuli wasz trud włożony w tę pracę i aby psy zaczęły ludziom towarzyszyć w tych trudnych chwilach a nie być jedynie narzędziem, któremu stawiane są wymagania. - widziała przecież jak traktowana była Andy, podczas poszukiwań córki polityka. Wymagano od niej cudów, denerwowano się gdy nie spełniała ich oczekiwań dotyczących szybkiego zakończenia śledztwa. Kaia chciałaby aby spojrzano na te zwierzęta z większym zrozumieniem i ogromnym szacunkiem do ich właścicieli.
Obawiała się, że jej propozycja może zostać potraktowana zbyt "ogólnie". Shelley nie pojawiła się w ośrodku mając nadzieję na przypadkowe relacje czy opinie osób, które z tresurą specjalistycznych psów miały tylko wspólnego co ona z grą na wiolonczeli; niby podstawy znała ale dźwięk był zawsze niezadowalający. - Nie przyjechałam tutaj rozmawiać z przypadkowymi trenerami, Marcus. - zabrzmiało to nieco oschle, jednak Kaia miała zamiar w końcu dotrzeć do brzegu swoich założeń. - Chcę poznać Twoją opinię i współpracować wyłącznie z Tobą. Więc jeśli nie jesteś w stanie poświęcić mi czasu bądź z innych przyczyn nie możesz mi obiecać siebie na wyłączność , nic tu po mnie. - to była chyba najdłuższa chwila podczas której pozwoliła sobie przyjrzeć się twarzy mężczyzny. Sprawiał wrażenie osoby czymś zmartwionej, smutnej a jednak tą aurą mógł przyciągać do siebie ludzi.
A przynajmniej uczynił tak z Shelley.
Kobieta obstawiła, że Marcus nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat a jeśli było inaczej, trzymał się całkiem nieźle. Może gdyby jednak poświęcił chwilę i pozbył się tego kilkudniowego zarostu, nie dodawałby on mu lat?
Splótłszy dłonie, ułożyła delikatnie na nich swój podbródek, opierając się łokciami o blat stołu. Przez chwilę zapomniała się nieco, że jej spojrzenie jest nieco dłuższe niż osoby oczekującej na odpowiedź. Być może mężczyzna nawet już podzielił się swoją opinią, jednak przez jej zamyślenie nie udało się jej tego zarejestrować. Aby rozbudzić się z tego zamyślenia, zamrugała kilkukrotnie po czym sięgnęła do torebki po jedną ze swoich wizytówek. Podsunęła kartonowy prostokąt po blacie, w stronę mężczyzny, obdarzając go przy tym delikatnym uśmiechem. - Nie chcę zajmować dłużej waszego czasu. Napiszesz, jeśli znajdziesz dla mnie czas?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poczuł się nieco przytłoczony. Stanowczość i surowość z jaką Shelley podchodziła do tematu sprawiała, że przez chwilę przypomniał sobie lata przedszkolne (i on sam jako gówniak z przydużych portkach). Sposób w jaki zaakcentowała jego imię, stawiane warunki i konkretne dążenie do celu wywołało w nim tę reakcję, lecz nie było w niej niczego negatywnego. Tak naprawdę był pod wrażeniem konsekwentności i tego jak twardo trzymała się gruntu. Miał wrażenie, że nic nie było w stanie jej rozproszyć ani stłamsić, prócz gadania Sue Ann, ale tej nikt nie potrafił pokonać.
Był tak zdruzgotany i zarazem zaimponowany, że nie śmiał jej przerywać. Mówiła z sensem, więc czemu miałby? Gdyby go obrażała lub szykanowała, rozmawialiby inaczej, ale teraz po prostu pozwolił kobiecie zawładnąć wszystkim; jego uwagą, otoczeniem i psami, z których żadne nie przyszło domagając się pieszczot.
Dotarło do niego, że Shelley zrobiła to samo wcześniej. Pojawiła się na miejscu poszukiwań i przejęła wszystko, chociaż nikt jawnie tego nie powiedział.
Rzucił okiem na odsunięty kubek, na sposób w jaki usiadła i na oczy, które cały czas mu się przyglądały z wnikliwością godną profesor psychologii.
- Tak, napiszę – stwierdził nieco wyrwany z własnego transu oraz tego, że nie tylko słowa Shelley zawładnęły przestrzenią, ale także jej perfumy, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Wiedział, że woń utrzyma się dłużej. Będzie ją czuł przy kolacji i może nawet przy śniadaniu. – Uprzedzam tylko, że moja praca nie ma stałego grafiku. Zdarzyć się może, że dostanę telefon i będę musiał przełożyć spotkanie. – Chciał, żeby to wiedziała. Żeby nie wzięła go za gbura lub ignoranta, bo po raz drugi niespodziewanie musiał jechać z psami w teren. – Postaram się jednak abyś nie musiała zbyt długo czekać. Im szybciej to zrobimy tym prędzej przeczytam publikację. – Uśmiechnął się, bo nie był ignorantem i chciał wiedzieć, na co się zgodzić. Zapewne jeszcze dziś sprawdzi panią profesor bardziej pod kątem zawodowym i naukowym niż w mediach społecznościowych, od których sam całkowicie się odciął.
- Marcus, nie chcę przeszkadzać, ale dzwonił szef policji z Morton. Potrzebuję psa przy drodze numer siedem, zjazd obok Connelly Creek. – Sue Ann musiała się wtrącić zarazem nie mówiąc wszystkie. Zdradzanie wszystkich szczegółów przy osobach trzecich nie leżało w jej geście, dlatego odrobinę niepewnie spojrzała na Shelley, która pojęła aluzję i zarazem stwierdziła, że właśnie miała wychodzić.
Byrne zapewnił ją, że zadzwoni i życzył udanego popołudnia.

Trzy godziny później.
Okolice Morton w stanie Waszyngton.


Słyszał chlust wody, którą łapczywie piła Andy, kiedy on sam próbował połączyć się z Kaią Shelley. Uznał to za kiepską ironię losu lub jakieś fatum, bo w przypadku zwłok nie można mówić o czymś pozytywnym. Ani teraz ani wtedy nie było to nic dobrego.
Okrutne uczucie déjà vu towarzyszyło mu od chwili, gdy Parks podzieliła się resztą informacji przekazanych przez szefa policji w Morton. Cztery dni temu siedemnastoletnia Hanna Wells nigdy nie wróciła do domu tuż po tym, gdy opuściła mieszkanie swej przyjaciółki. Od tamtego czasu była poszukiwana przez rodzinę, znajomych i policję. Nie było żadnych śladów, dowodów ani świadków, którzy potrafiliby powiedzieć, co mogło się wydarzyć. Nikt nic nie widział, nie słyszał ani nie wiedział. Policja zrobiła wszystko, co mogła, lecz skończyły się jej wszystkie możliwe alternatywy.
Do dzisiaj.
Około czterech godzin temu na policję zadzwonił mężczyzna z informacją na temat miejsca przebywania Hanny Wells. Przyznał się, że ją zabił i gdzie zostawił ciało, lecz informacje te były zbyt szczątkowe aby móc odnaleźć dziewczynę na własną rękę. W tym celu policja wezwała Marcusa, który już wtedy przywołał w pamięci sprawę, podczas której poznał Kaie Shelley.
Zaginiona córka polityka, podobne okoliczności, zero śladów i telefon od rzekomego sprawcy, który przyznał się do zbrodni oraz poinformował, gdzie powinni szukać ciała młodej dziewczyny.
Byrne jednak nie chciał poddawać się przeczuciu. Czy to pierwszy zabójca, który chciał aby jego dzieło zostało odnalezione? Nie. Jednak gdy Andromeda znalazła ciało, nie miał już żadnych wątpliwości. Owszem, mógł się mylić. Nie był znawcą ani kryminologiem. On był tu tylko aby wskazać miejsce, lecz obraz, z którym zmierzył się teraz był do złudzenia podobny do tego sprzed trzech tygodni.
Czy to ten sam morderca?
Liczył, że Shelley odpowie na to pytanie.
- Czy dodzwoniłem się do doktor Shelley? – zapytał chcąc upewnić się, że dobrze spisał numer z wizytówki, którą mu dzisiaj podarowała. – Z tej strony Marcus Byrne. Proszę wybaczyć, jeśli przeszkadzam. Dzwonię w nieco innej sprawie niż.. – Niż to, o czym rozmawiali dzisiaj, lecz szef policji nie pozwolił mu dokończyć.
- Dodzwonił się pan?
- Tak, złapałem zasięg – odpowiedział i odczekał chwilę, aż mężczyzna odejdzie, lecz ten nie zamierzał ruszać się z miejsca. Również był ciekaw oceny tajemniczej kobiety. – Przepraszam, pani doktor, jestem na miejscu poszukiwań i dużo się tu dzieje. – Cała rzesza ludzi. Policja, kryminolodzy z Seattle i pojedyncze sztuki mieszkańców, którzy postanowili zagłębić się w las tylko po to aby zaspokoić swą ciekawość. Zero poszanowania. – Pilnie potrzebuje pani opinii. Może się mylę, ale wolę mieć czyste sumienie i znać pani zdanie. – Cały czas zerkał to na Andy to na policjantów próbujących pozbyć się gapiów i szefa policji, który niecierpliwie czekał. Z powodu obecności tych wszystkich osób zwracał się do kobiety ‘per pani’. – Chodzi o zwłoki siedemnastoletniej dziewczyny. – Poświęcił chwilę aby pokrótce wyjaśnić okoliczności zaginięcia oraz skąd policja wiedziała, gdzie powinna zacząć poszukiwania. Po tym wstępie przeszedł do reszty konkretów. – Ciemne włosy, delikatne rysy twarzy, ubrana w starodawną koszulę nocną. – Czuł, że nie musiał wyjaśniać, że morderca przebrał ofiarę. – Ciało ułożone na wznak z lekko rozchylonymi nogami. – Wziął głęboki wdech i wolną dłonią przetarł powieki świadom, że nie pozbędzie się tego obrazu. – Ręce również. – Jak na razie miał wrażenie, że opisywał tamto miejsce zbrodnie a nie to.Wstępne oględziny sugerują, że została uduszona i.. pani doktor, prawą dłoń zatamowano tak aby wystawał tylko palec wskazujący. – Jak karcący palec nauczycielki lub mamy.
Déjà vu.

-> skip <-

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ośrodek szkolenia psów specjalistycznych K9”