WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– Biała koszula nie musi być zarezerwowana dla Anioła. – uśmiechnęła się lekko. Ledwie kącik jej ust powędrował ku górze w iście zawadiackim uśmiechu. – Gdybym miała obsadzić Cię w filmie, grałbyś czarny charakter. Nie wiem czy to przez włosy, czy kolor oczu. Ale biała koszula świetnie wygląda również na złych chłopcach. – puściła mu perskie oczko. Właściwie skórzana kurtka i motor to tylko dodatki. Judah miał chyba w sobie ten pierwiastek niegrzeczności! A przynajmniej wyglądał na takiego. Wiadomo, nie ocenia się książki po okładce. Ale Anne była za młoda na życiowe mądrości i nieco zbyt wstawiona na filozofowanie.
– Wpadłam tutaj tylko z przyjaciółkami, z drużyny cheerleaderek. – powiedziała spokojnie, bawiąc się wywiniętą słomką w swoim kolorowym drinku. Był to niesamowicie stereotypowy obraz i w pewnym sensie, Anne kreowała go celowo. Młoda dziewczyna, blondynka o długich nogach, pijąca kolorowego, słodkiego drinka - bawiła się słomką, albo kosmykiem włosów - wisienką na torcie była drużyna cheerleaderek. To musiało być spełnienie marzeń każdego mężczyzny w kryzysie wieku średniego. Jakby tego było mało, nie przyszła tutaj z chłopakiem, a z przyjaciółkami. Drastyczne porównanie, ale była jak ta samotna gazela na sawannie. I chyba całkiem ją to wszystko bawiło. Uśmiechnęła się uroczo.
– Koleżanki rozpierzchły się w cztery strony świata, a zatem zostałam sama. Samotna jak palec. – wzruszyła bezradnie ramionami, niemal rozkładając ręce. Lekko wygięła usta w odwróconą podkówkę. Kilka łyków alkoholu poprawiało humor, a noga mimowolnie lekko poruszała się w rytm dochodzącej ze sceny muzyki.
– Opowiedz mi coś osobie. Nie wygląda na to, żebyśmy mieli przypadkiem spotkać się na uczelni. Czym się zajmujesz? – och! Niemal jak prawdziwa randka. Wydawała się nawet zainteresowana, co zdarzało jej się wyjątkowo rzadko. W tym wieku liczyła się zabawa, a nie zbieranie osobistych informacji i uzupełnianie czyjegoś CV.
-
Pytanie tylko jak długo?
Ponownie pokiwał głową, wydawać by się mogło, że leniwie i powoli, kiedy odpowiedziała na jego pytanie, rozwiewając wszelkie wątpliwości. – Już nie sama – rzucił, dokładnie w tym samym momencie, w którym siadał na miejscu obok. Może dla podkreślenia własnych słów? Dla pokazania, że mogą spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie?
I już miał odpowiadać, już miał mówić czym się zajmuje i pozwalać jej wciągać się w tą rozmowę, kiedy przez jego głowę przeszła krótka, uporczywa myśl. Że jest za młoda. Za młoda, a on za stary, by wdawać się w takie small talki, czasem prowadzące do czegoś więcej. W tym przypadku do czegoś, co mógłby śmiało określić jako za wiele. Czemu więc nie przestał? Czemu dalej siedział obok, pozwalając by spokojnie w jego towarzystwie piła kolorowego drinka i karmiła go słodkimi słówkami, które tak chętnie łykał? Może dlatego, że czuł się tak, jakby miał nad wszystkim kontrolę?
Ale czy na pewno?
– Gotuję – odparł wreszcie, odsuwając się nieco do tyłu, jakby chciał pokazać, że tak, ma tę kontrolę. I na pewno jej nie straci. – Jestem szefem kuchni. A Ty? Co studiujesz? – bo studiujesz chociaż, prawda?
-
– Lepszy jest jeden wieczór niebezpiecznej zabawy, niż trzy lata bezpiecznej stagnacji. – odetchnęła cicho i sięgnęła znów po swojego kolorowego drinka. Zamieszała w nim, dopijając do końca. Na szczęście, chyba po matce, miała nadzwyczajnie mocną głowę. A może to nie wina genów, a wytrwałości i regularnych treningów. Pewnie we wszystkim można dojść do mistrzostwa.
A Ty? Co studiujesz? Uśmiechnęła się niewinnie na to pytanie, wzruszając lekko ramionami.
– Dopiero aplikuje na studia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zacznę swoją przygodę na Uniwersytecie Kalifornijskim, na wydziale psychologii. – nie mogła się oprzeć, aby nie zażartować z całej tej sytuacji. Wyczuła, że Judah się nieco spięty? A może sposób w jaki mówił wskazywał na odczuwany dyskomfort z racji dzielącej ich przepaści wiekowej. Fakt, mogłaby swobodnie zostać jego córką. Mimo, że w dniu jej narodzin, on zaklasyfikowałby się na wybitnie młodego ojca. Gdy już przedstawiła się jako aspirująca studencka, czyli właściwie licealistka - dała mu parę sekund stresu i obliczeń, czy w ogóle ich rozmowa jest legalna.
– Zbladłeś? – uniosła lekko brwi, ale po chwili zaśmiała się uroczo, kręcąc głową. – To tylko żart. Studiuję psychologię, na tutejszym uniwersytecie. Drugi rok. – wyjaśniła wszystko, aby Judah nie dostał zawału. Jakby nie patrzeć, w jego wieku groźba chorób serca była już realna! Dobrze, że pozostawało to w sferze jej niewinnych, nieco zaczepnych myśli. Tak łatwo jest urazić męskie ego. Jako studentka psychologii powinna o tym wiedzieć. – Lada moment zacznę pisać pracę bakałarza, a potem przerzucam się na specjalizację z zakresu seksuologii. A Ty? Kuchnia francuska, włoska, coś orientalnego? Czy jesteś szefem kuchni, gdzie Twoim szefem jest czerwono-włosy klaun? – uśmiechnęła się lekko, sugerując, że Judah mógłby uznać pracę w McDonalds za ekwiwalent szefa kuchni. Musi przywyknąć - młoda, naiwna rozmówczyni. Musi być nieco dziecinna i zaczepna, inaczej nie byłoby w tym za grosz uroku. Szukanie młodego ciała ze starym umysłem? Nuda.
– Lubisz tańczyć? – oczywiście, że była to oferta. Nie zamierzała jednak zmuszać czterdziestolatka, aby bawił się z nią na parkiecie. Byłoby to zwyczajnie nieuprzejme.
-
Dlatego otarcie policzkiem o policzek spotkało się nie z grymasem, a wykrzywieniem ust w uśmiechu, dosyć szerokim i śmiałym, tak samo jak te gesty, które mimo wszystko Judah zauważał. Zabawa słomką od drinka, przelotne dotknięcie jego dłoni, poprawianie włosów. Spojrzenia, które czuł na sobie i które jej odwzajemniał. Na które w miarę upływu czasu coraz bardziej sobie pozwalał, na dalszy plan spychając myśl, że może wcale nie jest jeszcze pełnoletnia. Czy samą rozmową robili coś złego? Nie. Czy więc powinien się tym przejmować? Też nie.
Może dlatego zamiast to przerwać, zamiast podziękować i wrócić do domu kiedy powiedziała mu o planach na studia, w pierwszym momencie tylko się zawahał. Być może faktycznie poblał, jakąś częścią siebie wierząc, że musi być starsza. Starsza i bardziej doświadczona, pełnoletnia, nawet jeśli jeszcze bez tych magicznych dwudziestu jeden lat w dowodzie, dzięki którym mogłaby sama zamówić sobie drinka. Ale po prostu starsza niż to, na co wskazywały jej słowa.
Nie, Judah, poważnie? Ogarnij się. Czas na Ciebie.
Ale wtedy znowu usłyszał ten słodki głosik i śmiech, przez który powędrował spojrzeniem po jej twarzy. Rozpogodzona, uśmiechnięta, na spokojnie tłumacząca, że to tylko żart. Jest starsza. Pełnoletnia. I nawet legalna. Do tego ambitna, na co pokiwał głową z uznaniem, po raz kolejny utwierdzając się w przekonaniu, że naprawdę potrafi zaskoczyć. – Ciekawy wybór – rzucił wreszcie, uważnie przyglądając się jej reakcji. – Ciężko powiedzieć. Trochę tego, trochę tego, pewnie znalazłabyś też coś dla siebie, nawet gdybyś większość dań z karty odrzuciła na start. Wpadnij kiedyś, to się przekonasz. Pracuję w The Edgewater – może to za dużo? Może powiedział jej zbyt wiele? Może niepotrzebnie wspominał nazwę hotelu?
Ale z drugiej strony - czy było coś złego w ich rozmowie? Nie, naprawdę nie.
Odpowiedź na kolejne pytanie ograniczył do krótkiego kiwnięcia głową, po czym sam dokończył resztę whisky i czując, że jej słowa miały być swoistą sugestią, wstał od baru. – A Ty? – zapytał, wyciągając do niej rękę. Może i miejsce pozostawiało wiele do życzenia, ale skoro parkiet i tak zajmowało przynajmniej kilka innych par to co mu szkodzi, prawda?
zt
-
Teoretycznie Arsene nie bywał w barach, klubach i tego typu miejscach, ale zakład to zakład. Teoretycznie słuchał jedynie muzyki poważnej, ale muzyka na żywo nie ważna może być ciekawszą alternatywą od tej płynącej z odtwarzacza. Teoretycznie bardzo mało osób wiedziało, że Arsene jest gejem, a w praktyce? No cóż... bywało wszystko różnie i przeważnie nie tak jakby oczekiwał tego sam Luna! Nie lubił ani ludzi, ani tłumu. Nie lubił głośnej muzyki, ani nadmiaru bodźców. Czuł się w takich warunkach strasznie niekomfortowo, ale przegrał zakład i niestety musiał pojawić się w klubie! Pech! I to cholerny! Dosłownie po przekroczeniu progu klubu miał ochotę z niego uciec! I prawie to zrobiłby... gdyby nie fakt, że tuż obok niego była koleżanka, z którą się założył i która uznała, że należy Lune pilnować! Jeszcze spierdoli za szybko i jak go tu inaczej zmienić by nie był takim "dzikusem" zamkniętym na ludzi? No właśnie! Ciężko!
Pierwsza godzina, pomijając myśli samobójcze Arsene, minęła nawet spokojnie! Nikt nadmiernie go nie zaczepiał. Nikt nie sprawiał wrażenia, że chce do niego zagadać czy podrywać go! A sama koleżanka szalała z jakimś nowo poznanym kolesiem! Jeszcze godzinka i parę drinków znajomej i będzie można się zwinąć do domu! Arsene nie pierdolił się drineczkami. Postawił na kieliszek czystej, a tak dla próby rozluźnienia się! Przez godzinę wypił takich trzy i jeszcze nie czuł większego wpływu alkoholu na jego organizm. Cóż. Jakaś za słaba ta wódka, albo ma dobry dzień do picia... zresztą jaki dzień jest złym do tego? No właśnie. Choć wolałby to robić w bardziej kameralnym towarzystwie!
Minuty wlekły się w nieskończoność, a on sam zaczął liczyć... i pewnie by mu tak zleciał czas do momentu, aż uznałby, że może uciec, gdyby nie jedna laska, która uwiesiła się na jego ramieniu i zaczęła coś szeptać mu do ucha. Nie wiedział co mówiła, o wiele bardziej skupił się na jej tandetnych tanich perfumach od których nagle zebrało mu się na wymioty, ale też na jej dłoni, która znalazła się w nie w tym miejscu co trzeba! Nagły atak paniki... I myśli... jak najszybciej wydostać się z objęć pijanej i zdecydowanie nie interesującej pod wieloma względami, dla Arsene, dziewczyny! Co by zrobił bohater jego ostatniego opowiadania? Co by zrobił Ash? Analizuj... Licz... Spokojnie... Przecież z tej sytuacji da się wyjść... chyba... Ash by... Nagłą i bardzo głupia myśl przeszła mu przez głowę, a potem odsunął się od dziewczyny i powiedział z lekkim uśmiechem, że musi jej coś powiedzieć! Ruszył w stronę baru i uznając, że raz Arsene śmierć... w ostateczności dostanie wpierdol... podszedł do nieznajomego chłopaka i pocałował go w usta. Ot jedna z najgłupszych rzeczy jakie zrobił w swoim życiu! Zrobił to na tyle bezczelnie, że nawet wsunął język do ust nieznajomego, a potem odwrócił się do dziewczyny i bardzo zimno, aczkolwiek jak na jego stany paniki jeszcze przed chwilą, spokojnie odezwał się.
-Jednak wolę jego... Możesz spierdalać! - uśmiech na pożegnanie i nawet nie słuchał jak laska coś tam sobie plumka, a potem odchodzi. Kiedy ona go wyzywała od części od roweru, Arsene skupił się na chłopaku, którego chyba powinien przeprosić?
-Mam na imię Arsene... Lubisz komplikacje? Gorycz od wódki... ale słodcy chłopcy są za nudni! - powinien przeprosić... powinien coś sensowniejszego powiedzieć... powinien też wyjść z tego baru i nigdy więcej się w nim nie pojawiać! Cholera jasna... Wiedział, że wyjście z domu to bardzo zły pomysł!
-
I najwidoczniej ta uznała, że wepchnie go prosto w jakiegoś nieznajomego faceta, który zdecydował się postawić na bardziej higieniczny sposób powitania niż podawanie dłoni i bez zbędnych ceregieli zaczął go całować. Co do chuja? Kwiaciarz instynktownie złapał go za biodro, ponieważ owszem, on był z tych, co to zamiast odpychać najpierw odwzajemniali niespodziewaną czułość, chociaż z czystej złośliwości skubnął zębami jego wędrujący język, pierwsze upomnienie. Gdy tylko dostał taką możliwość, spojrzał między chłopakiem, a kobietą, najwidoczniej także odgrywającą jakąś rolę w tym teatrzyku, i pomachał jej na pożegnanie z rozbawionym uśmiechem. Wszelkie obelgi zaakceptował bez mrugnięcia okiem, już się tego w życiu nasłuchał, a kiedy zostali sami uniósł pytająco brwi i oparł się łokciem o znajdujący się za plecami kontuar.
- Ryzykowne. Jesteś na tyle pewny siebie, że sądzisz, że ci za to nie przyjebię, czy po prostu tak głupi? - upewnił się, bo jasne, trafił z tą zagrywką niemalże perfekcyjnie, ale na miejscu Casa mógł stać jakiś mniej uprzejmy koleżka, a Arsene zamiast tu sobie beztrosko stać mógł mieć już podbite oko i brakujące zęby. Zmierzył go wzrokiem z wesołymi iskierkami w oczach i sięgnął po swojego drinka. - Casper. To jak planujesz mi skomplikować życie? Poza wpychaniem mi języka do gardła znaczy się, tę zagrywkę już widziałem - zauważył i podniósł szklaneczkę do ust. Nie miał konkretnych planów na spędzenie tego wieczora, ale wychodziło na to, że rozrywka sama go znalazła. - Kto to był? Wróci mi wydrapać oczy? - dodał jeszcze i kontrolnie rzucił okiem w miejsce, gdzie zniknęła w tłumie. Nie żeby się jakoś szczególnie obawiał, wolał jednak nie załatwić sobie odsiadki za poturbowanie kobiety.
-
-Po pierwsze lubię gryźć... ale być gryziony też! Po drugie którą opcję wybierasz? Gdybym był głupi spytałbym czy wierzysz w miłość od pierwszego spojrzenia... czy może mam odejść i przyjść jeszcze raz? Ale bez tego nawet... i tak odwzajemniłeś! Punkt dla mnie! - bezpośredni? W sumie często taki bywał, ale nie aż tak pewny siebie jak w tej chwili i nie aż tak rozgadany. Próbował wejść w narzuconą sobie rolę i być może w innej sytuacji zacząłby analizować czy dobrze mu to wychodzi, a teraz? Teraz w sumie wszystko było mu jedno, czy dostanie wpierdol przed opuszczeniem klubu czy nie... Choć wolałby tą drugą opcję. Aż takim masochistą nie był!
-Kupię butelkę wódki i zaproszę na spacer po mieście... Upij się ze mną... Całuj... Zapomnij o wszystkim... By potem zapomnieć nawet mnie? Pierdol wszystko... - miał jeszcze powiedzieć, że jego też, ale nie postawił ostatecznie tak mocnej kropki kończącej to zdanie. Dziwnie się czuł wychodząc z taką właśnie propozycją... choć z drugiej strony... picie z nieznajomym było ciekawszą opcją niż siedzenie w klubie! Może być ciekawie... a może rozstaną się niedługo? Nie wiedział, ale zdał sobie sprawę, że jest ciekawy co będzie za minuję... dwie... a potem? Czy to takie ważne?
-Nie wiem... i pierdolę to kim była ta panna. Chciałem się jej pozbyć. Chcesz mnie ugryźć jeszcze raz w formie kary? Miejsce wybierz sam... - a może jednak nie? Choć w sumie ciekawe czy zdecydowałby się na taki właśnie krok, a może rozbawi go głupia propozycja? Prowokacja? Cholera wie co to właściwie było, ale sam Arsene nie chciał nawet znać odpowiedzi na to pytanie!
-
- Możesz się tak przejść jeszcze kilka razy, zobaczymy co z tego będzie. Na widoki narzekać nie zamierzam - poinformował go z uśmiechem, właściwie bawiąc się całkiem nieźle. To było proste, bez podchodów, nieśmiałości, a nic tak nie łamie lodów jak usta-usta niesprowokowane wskazaniami medycznymi. Powoli popijał swojego drinka, kiedy Arsene tworzył mu plan na wieczór. Nie protestował, przez jego twarz przepłynął nawet wyraz zaciekawienia, ale nie zamierzał piszczeć z radości jak nastolatka, którą przystojny chłopaczek zaprosił na randkę.
- No nie wiem, Lupin, a skąd mam pewność, że będzie warto? Że po dwóch łykach czegoś mocniejszego nie zatoczysz mi się do jakiegoś rowu, aby opłakiwać zdradzoną kochankę czy cokolwiek tu się właśnie odwaliło? Będziesz się musiał trochę bardziej postarać - poinformował go, chociaż tempo w jakim "spokojnie popijał" alkohol wskazywało na coś innego. Podczas jego wypowiedzi przez drzwi wtoczyła się grupka rozchichotanych kobiet w wieku średnim, które zdaje się, że opuściły ciasne cztery ściany po raz pierwszy od miesięcy. Starczyły dwa nieznośne piski i gromki śmiech z ich strony, aby Casper wyzerował drinka i z brzękiem odstawił szklankę na ladę. - Dobra, jebać to, idziemy - zawyrokował, odwracając się w stronę Arszenika. Zanim wyszli miał jednak misję do spełnienia, więc zahaczył palec o jego szlufkę od spodni i przyciągnął do siebie. Przyjrzał się jego twarzy, ustom, przekręcił głowę w stronę szyi, przesunął się niżej ledwo muskając ją wargami i ostatecznie wgryzł się w jego obojczyk. Nic drastycznego, ale dość, aby dać mu to odczuć, a później bez trudu zauważyć. Sam się prosił, ale drugie ostrzeżenie zostało odhaczone. Usatysfakcjonowany taką "karą" odsunął się o krok, bez słowa wskazał ruchem głowy na drzwi wyjściowe i ruszył w ich stronę, zostawiając mu ostateczną decyzję czy faktycznie chce z nim gdziekolwiek wychodzić. Nie ma co gdybać, trzeba działać, noc jeszcze młoda, a oni mieli jeszcze wiele do zrobienia, aby stała się warta zapamiętania.
-
-Nie wolałbyś bym przeszedł się, ale do Ciebie? Nago? Bez widowni? - o dziwo nie wstydził się swego ciała, choć pokazywał je jedynie swemu byłemu kochankowi... A tak... nie szukał nigdy nikogo na jego miejsce. Nie wierzył, że nadaje się do związków czy miłości. Nie wierzył nawet czy coś takiego jak miłość istnieje. Małżeństwo jego rodziców nie przetrwało próby czasu! Jego związek też zakończył się dość boleśnie. Po co to komu... ale prowokować w formie zabawy teraz mógł! Nic nie tracił!
-Za dużo mówisz... za mało mnie całujesz! Ale w sumie też zaczynam lubić Twój głos! - mógł coś ciekawszego powiedzieć, ale w sumie po co? Mógł udowadniać i przekonywać, ale suma sumarum nie było to nawet potrzebne. Panie, które przybyły zrobiły wszystko za Arsene, który mógł jedynie korzystać... choć wcześniej dostał to o co w sumie prosił. Skrzywił się lekko czując ugryzienie... choć tutaj należy dodać, że nie narzekał. Lubił taką formę zabawy! Jeśli zostanie malinka to nie będzie żałował. Nie będzie się też jakoś bardziej tłumaczył nikomu z tego. Był dorosły. Mógł robić co chce... Tak jak teraz. Zapłacił za alkohol i wyszedł za praktycznie nieznajomym chłopakiem. Może seryjnym mordercą? W sumie to by była ciekawa śmierć! Choć nie... Nie chciał umierać jeszcze! To spotkanie jest za ciekawe!
-Skoro więc zdecydowałeś się iść ze mną to pozwalam łaskawie wybrać... góra czy dół? Czy może wolisz dać się porwać i pozwolić poprowadzić gdzie ja mam ochotę? - alkohol miał... a jeśli nadal brzmiał jak pojebany wariat? W sumie może i lepiej? Zostanie zapamiętany odrobinę dłużej!
-
- Jak zrobisz sobie do mnie spacerek ekshibicjonisty to wierz mi, będziesz miał widownię i to niemałą - zdecydował się złapać go za słówka zamiast odpowiadać wprost, to odebrałoby całą zabawę w przeciąganie liny. - Zresztą, na miejscu też nie bylibyśmy sami, złotko - dodał, co prawda nie mając na myśli żadnego człowieka, a po prostu czarną kulę futra zapewne zwiniętą aktualnie w jego bezładnie rozrzuconej pościeli, gubiąc kłaki i czekając na moment, aby móc nawrzeszczeć na niego za zostawienie jej bez opieki na kilka godzin.
Po przebiciu się przez nieco zbity tłum ludzi, znaleźli się na chodniku przed klubem. Chłodne, wieczorne powietrze owiało rozgrzane twarze, na co Casper westchnął z ulgą i przeczesał palcami przydługie, zawijające się na końcach włosy. Nagle syknął cicho na nagły zastrzyk bólu promieniujący od środkowego palca, zawiniętego w kawałek bandaża. Rzucił okiem na niewielką czerwoną plamkę odznaczającą się od białego materiału i wywrócił oczami, nie mogąc się doczekać aż jego mała kontuzja przestanie utrudniać mu życie. Zaraz jednak jego uwaga została przyciągnięta przez nowego towarzysza wieczoru, więc bezwstydnie zlustrował go wzrokiem przed odpowiedzią na pytanie.
- Góra. A co do drogi to wybieraj sobie do woli, w tych okolicach nawet jakbyś próbował to mnie nie zagubisz - zapewnił go, sięgając po trzymaną przez niego butelkę. - Mam obiecany ciekawy spacer, więc dawaj, zaskocz mnie - polecił, pozbywając się zakrętki... i to dosłownie, bo tuż po otwarciu wyskoczyła mu z dłoni i tyle ją widział. Bez większego entuzjazmu spojrzał na chodnik, ale kiedy nie rzuciła mu się w oczy po prostu przyłożył gwint do ust. Wątpił, aby mieli zamiar ją zakręcać i zostawiać na później. Po łyku nieco się skrzywił, oddając chłopakowi alkohol i pozwalając, aby znajome ciepło rozeszło mu się po przełyku. Poklepał się po kieszeniach i wydobył z jednej paczkę fajek. - Palisz? - zaoferował, jakże po dżentelmeńsku, machając otwartym kartonikiem w jego stronę w razie jakby chciał się poczęstować. Dopiero potem wsunął sobie papierosa między wargi i zabrał się za poszukiwanie zapalniczki.
-
-U mnie Twoje ciało by podział mój kot... ciekawskie stworzenie, tak jak jego właściciel. - czy go zapraszał do siebie? Niekoniecznie! Chciał spaceru, niebanalnej rozmowy i spotkania. Nie był jednak pewien czy chce czegoś więcej! Czas jeszcze pokaże, czy zmieni zdanie, czy pozostanie przy swoim. Pierwszy raz tak rozpoczął z kimś znajomość, zatem wszystko było nowe, intrygujące i ciekawe... czy jednak będzie potem to miło wspominał? Możliwe... W sumie chłopak był piękny, a do tego nie przedstawiał się jako nudna osoba, przewidywalna czy też ktoś kogo będzie łatwo zapomnieć...
Już na zewnątrz lokalu wpatrywał się z ciekawością w chłopaka, a co do samej butelki? Nie przejmował się tym, że jej nie zakręcą ponownie. Przecież mieli ją opróżnić, a nie robić sobie zapasy na przyszłą zimę! Jedna butelka na dwóch? Spokojnie ją zrobią i pewnie nawet jakoś bardziej się nie upiją! A lekka poprawa humoru żadnemu z nich przecież nie zaszkodzi.
Przejął butelkę od chłopaka i napił się z niej, lekko krzywiąc się przełykając alkohol. Za jakiś czas pewnie i to przestanie mu przeszkadzać! A póki co chętnie poczęstował się fajką, bo czemu by nie? Skoro już piją to fajka też nie zaszkodzi. Poczęstował się papierosem, a potem wyciągnął swoją zapalniczkę, tak by móc zapalić. Ba, nawet zapalił papierosa swego towarzysza! Taki z niego szczodry chłopak. Zanim jednak zaczął się bawić zapalniczką to oddał flaszkę chłopakowi. Ot tak z czystej wygody! Wolno ruszył w losową stronę, stawiając jedynie na szczęście czy też pech. Nie miał żadnego określonego planu działania! Postanowił raz iść na spontan! Nie było to typowe dla niego... ale może jednak nie będzie żałował zrobienia czegoś raz inaczej?
-Nie zamierzam Cię zgubić... Zamierzam zrobić coś zupełnie innego! - mógłby w sumie powiedzieć coś więcej, albo ciekawszego, ale jeszcze mieli czas! Nie był też pewien czy potrafi kogokolwiek zaskoczyć jakkolwiek... cóż... czas pokaże! Póki co cieszył się fajką i tym, że wyszedł z klubu! Plusów sytuacji pewnie znalazłoby się więcej!
-
Po schowaniu paczki do kieszeni przechylił się w stronę ognia, aby podłapać płomień i zaciągnął się dymem. Nie był uzależniony. Naprawdę lubił to sobie wmawiać, uznając fajki za swoisty rytuał dnia. Wyjście do pracy? Papieros. Przerwa? Papieros. Powrót do domu? Papieros. Praktycznie każde znalezienie się na świeżym powietrzu po spędzeniu odrobiny czasu w zamkniętym pomieszczeniu? Dawka nikotyny doprowadzona do płuc, sprawiająca, że świat na chwilę ucichał. W tej chwili także, nawet jeśli nie był sam i znajdowali na dość ruchliwej ulicy, czuł wewnętrzny spokój.
- Nie jesteś zbyt konkretny, skarbie - zauważył, biorąc łyka z trzymanej butelki. A potem jeszcze jednego, tak dla pewności, że alkohol niedługo zacznie na niego działać. Wspaniałomyślnie zwrócił mu wódkę, aby zwolnić sobie jedną rękę i gdy trafił na moment, kiedy chłopak nie trzymał w ustach papierosa, pociągnął go za kołnierz w stronę najbliższego zaułka, gdzie lekko przycisnął go do ściany i zniwelował dzielącą ich przestrzeń. Spojrzał w jego oczy, na usta, odgarnął mu z czoła niesforne kosmyki włosów i nachylił się, aby zetknąć się z nim nosami.
- Nudzę się, Lupin. Zróbmy coś szalonego - zaproponował szeptem, nie odsuwając się, ale też nie przybliżając. Miał kilka pomysłów, ale propozycja spaceru wyszła od Arszenika, więc wspaniałomyślnie dał mu okazję się wykazać, czekając na jakieś wytyczne z powoli wypalającym się papierosem między palcami.
-
-Próbuję być tajemniczy i intrygujący! Działa? - czy może zupełnie wkurza? Uśmiech... łyk wódki, który już nawet nie wywołał większego efektu, przynajmniej nie wykręcił mu buźki. Pierwsze kieliszki jeszcze wywołują ten efekt, a potem? Potem leci już gładko! Dla samego Arsene to już tylko odcinanie kuponów od dalszego picia... a mając mocną głowę mógł się tak bawić długo! A skoro już jesteśmy przy zabawie... nie spodziewał się zupełnie, że znajdzie się przy ścianie w jakimś nieznanym mu zupełnie miejscu. Choć z drugiej strony zupełnie też mu to nie przeszkadzało! Roześmiał się nawet, co było raczej dziwną reakcją na taką "zabawę".
-Pieprz się ze mną... tu i gdzie tylko chcesz i wymyślisz... albo... - położył dłoń na jego karku i przyciągnął chłopaka bardziej do siebie by móc pocałować go w usta. Nie był to najdelikatniejszy pocałunek na świecie. Wręcz przeciwnie. Agresywnie pocałował go wsuwając język do jego ust. A co tam... i tak wiedział, że takie coś się podoba chłopakowi!
-
Z nudów złapał za ścierkę i zaczął przecierać drewniany blat, uparcie polerując każde zabrudzone miejsce, jakby za chwilę przez próg miała przejść pieprzona perfekcyjna pani domu. Nigdy nie lubił bezczynności, ale odkąd postanowił zwalczyć swoje demony, unikał jej jak ognia. Bał się, że w przeciwnym wypadku wyskoczą z ciemności i wciągną go z powrotem, silnie, zdecydowanie, jak nigdy wcześniej. Życie w ciągłym ruchu było męczące, ale nie miał innego wyjścia; najwidoczniej taka była kara za jego grzechy. W The Crocodile pewnym pocieszeniem był fakt, że większość osób siedzących przy barze też miała swoje demony. Jak chociażby ta szatynka, wpatrująca się w menu od dobrych kilku minut, choć nie było tam nic skomplikowanego. Spis dostępnych alkoholi, propozycje drinków, kilka przekąsek - nic, co mogłoby aspirować do gwiazdki Michelina, a z takim zainteresowaniem można przeglądać tylko tak dobre karty.
- Podać menu sezonowe? - Zaproponował, ścierkę przerzucając sobie przez ramię jak profesjonalista. Uważaj, Eli, jeszcze trochę i faktycznie się do takiego upodobnisz. Natomiast brak menu sezonowego wcale mu nie przeszkadzał w złożeniu tej propozycji.
-
Głupio się czuła, siedząc przy barze i nie mogąc pić. Zazwyczaj nie pijała sporo alkoholu, bo niewiele wystarczało jej do upicia się (i nie lubiła go, oprócz wina), więc i w barach rzadko bywała. A jednak dała namówić się, by przyjść tutaj i pomimo odwołanego koncertu, czekała na niewiadomo co. Może liczyła, że spotka tu Harper-Jacka? Może jednak ukrywała się przed światem, bo nikt nie pomyślałby w jakim miejscu może przebywać! Opcji było wiele, ale to właśnie uciekanie przed ludźmi przekonało ją najmocniej; zdawało się być przyjemne. Tylko ona. Pod osłoną neonów i wystawnych półkach pełnych alkoholi.
Obserwowała wszystkich wokół, żałując, że zabawy takie jak w tamtym kącie ją ominą. Świętowały chyba wieczór panieński. Tak wyglądało to z daleka. Miała szarfę, wystawną sukienkę i piękną fryzurę. Widać, że świetnie spędzają czas i że naprawdę dużo już wypiły. Uśmiechała się pod nosem, zawieszając na nich wzrok może trochę za długo, by następnie znów pochylać się nad kartą drinków i alkoholi. Chętnie wzięłaby malibu albo sex on the beach, a jedyne co jej pozostawało to szklanka wody albo lodu.
Uniosła spojrzenie po dłuższej chwili, jakby upewniała się czy to aby na pewno do niej ktoś zwraca się. Ujrzała wtedy barmana, szybko opanowując swoje zmieszanie. Odetchnęła głęboko i wyprostowała się nieznacznie, zwilżając wargi językiem. Rozłożyła ręce, wzruszając ramionami.
- A jest w tym menu coś bezalkoholowego? - Od razu pomyślała, że mogą uznać ją za alkoholiczkę, a tego nie chciała. Odchrząknęła więc, automatycznie rumieniąc się. – Jestem… Nie jestem alkoholiczką, to tylko… tylko ciąża, więc… Miał być koncert i nie dotarły do mnie wiadomości, że jest odwołany, więc nie wiem dlaczego tłumaczę się, ale marzę o jakimś winie bez procentów albo pieprzonym szampanie, aaach, jeszcze lepiej! Napiłabym się wódki. Bez alkoholu, rzecz jasna. Macie coś takiego?
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes