WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| kontynuacja rozmowy telefonicznej

Okej, zacznijmy od tego, że Darby nie planowała własnej śmierci – nie w tym momencie nie, nie w tym czasie i PRZEDE WSZYSTKIM nie ze względu na głupią skórkę od banana, która będzie prawdopodobnie dręczyć ją teraz w koszmarach przez długi, długi czas (dopisana do obszernej listy rzeczy, które już nie dawały jej spać). Nie planowała – a jednak nadal siedziała na tym głupim chodniku, nadal z zaszklonymi oczami i nadal nie bardzo wiedząc, co z sobą zrobić. Prawdopodobnie zadzwoniłaby do Rosse, szukała innego rozwiązania problemu, zrobiła cokolwiek, ale .. zorientowała się, że nie ma numeru do współlokatorki, a dodatkowe opcje w zasadzie nie przychodziły jej do głowy. Była pozostawiona na pastwę losu. Och, jak ona mogła w ogóle zwrócić się o pomoc do Chandlera? Czy życie było jej niemiłe? Czy naprawdę spodziewała się, że Jones przyleci tam, uratuje ją z opresji i przy okazji nie będzie wypominał tej małej wpadki do końca życia? Albo przynajmniej wspólnego mieszkania – które w takich okolicznościach mogłoby się zakończyć dość szybko. Ale w zasadzie nie czas na myślenie o tym ignorancie, idiocie, zjebie, szydercy człowieku. Darby musiała pokazać, że ma w sobie siłę i podnieść się samodzielnie. Ale, cholera, nadal nie potrafiła. Nie mając jakiegokolwiek oparcia, bardzo ciężko było jej stanąć na nogi. Na domiar złego – nikt w tej chwili nie przechodził obok. A nawet jeśli, to mijał ją drugą stroną ulicy, bo pomyślał, że jest wariatką. Życie, życie, dlaczego bywasz takie okrutne?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#sprytnerozwiązanienatożeniewiemktóratograhehe

Czy bezdusznie postanowił porzucić Darby na pastwę losu? Otóż - i tak, i nie. Tak, ponieważ zaczął odrzucać każde następne jej połączenie, a chyba i nawet w którymś momencie ją zablokował, skoro nie złapała aluzji za pierwszym razem, gdy uprzejmie poprosił o niezatruwanie mu tyłka. Ale też nie, ponieważ po skończeniu przemiłej rozmowy z ładną panną - od której sprytnie wydębił numer - ściągnął sobie na komórkę specjalną aplikację do rozstrzygania wewnętrznych dylematów. Chcąc sprawdzić jej wiarygodność, najpierw wklepał pytanie: Czy Darby Walmsley powinna wreszcie znaleźć sobie pracę? No i właśnie wtedy ta niezawodna apka udzieliła odpowiedzi, że CZAS NAJWYŻSZY. Dlatego Jones zagwizdał z uznaniem dla wielkości współczesnej technologii, a następnie poleciał z kolejną kwestią do rozwiązania. Czy powinien ruszyć na ratunek blondwłosej sierotce Marysi? Cóż - widząc wielkie NIE, wzruszył obojętnie ramionami - no najwyraźniej los tak chciał? - i zajął się swoimi sprawami, całkowicie zapominając o Darby i jej upadku człowieka. W końcu nie była chyba AŻ tak pozbawiona rozumu, by spędzić kolejnych kilka godzin na zimnym betonie, prawda? Wszakże o tej porze roku to groziło rychłym przeziębieniem! Jakież wielkie więc było jego zdziwienie, gdy wracając z pracy, ujrzał swoją współlokatorkę przyklejoną do chodnika. Dodatkowo wyglądała jakoś tak smutno, żałośnie... Bardziej niż zwykle! Zignorowawszy szybko ukłucie wyrzutów sumienia na myśl, że jednak mógł jej pomóc, pokonał sprawnie dzielący ich dystans. - A Ty dalej tu - skomentował jakże dojrzale po zatrzymaniu się tuż przy siedzącej na chodniku kobiecie. Choć korciło go potwornie, by jakoś jej pocisnąć, ostatecznie jedynie westchnął ciężko i wyciągnął w jej kierunku rękę. - Złap się, pomogę Ci - czy słyszała tę nutę skruchy w jego tonie głosu? Czy widziała jej odbicie w jego spojrzeniu, gdy tak wyczekująco na nią spoglądał? Powinna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zgrywała się i nie wymyślała; miała autentyczny problem, którego nie potrafiła w żaden sposób rozwiązać. Morderczym wzrokiem patrzyła na zdradliwy chodnik, który przysporzył jej tyle cierpienia jednego dnia. Morderczym wzrokiem patrzyła również na swój telefon, w którym zapisany był numer do tego zdradzieckiego idioty. BYŁA ZŁA. Początkowe cierpienie przerodziło się w furię, przez którą miała ochotę czymś rzucić. Najlepiej kebabem. Najlepiej w twarz Jonesa. Najlepiej W TEJ CHWILI. Ale nie mogła – niestety nadal nie była w stanie się ruszyć. Powoli zaczynała wątpić w siebie i ludzkość, kiedy nareszcie, po godzinie czasu – przez którą zdążyła przejść przez fazę smutku, rozpaczy, depresji, akceptacji i złości – miły człowiek z sąsiedztwa postanowił jej pomóc. Miły człowiek, którego wcześniej z niewiadomych przyczyn się bała, a teraz do końca życia będzie mu dziękować. Opierając się na nim wstała z miejsca i w niesamowitych boleściach kopnęła odpowiedzialną za wszystko skórkę od banana, obiecując sobie, że nigdy w życiu nie tknie ponownie tego owocu. Powoli, baaaardzo powoli wróciła do domu, kuśtykając delikatnie, ponieważ nadal miała nie lada trudności z poruszaniem się, ALE … stwierdziła, że nie może tego tak zostawić. Kilka kolejnych godzin przeleżała przed telewizorem, myśląc nad skuteczną zemstą, stawiając ostatecznie na najprostszą opcję i uznając, że odpowiednie będzie wzbudzenie w nim wyrzutów sumienia. Powoli powolutku przeniosła się więc z powrotem na to samo miejsce, w którym jakiś czas wcześniej pożegnała się z resztkami swojej godności i usiadła, przybierając zbolałą minę. Doskonale wiedziała, że Chandler niebawem będzie wracał z pracy ii BANG! Nie myliła się. – A gdzie miałabym być? – zapytała, pogardliwym tonem, nawet na niego nie patrząc. Chociaż minęło już trochę czasu, w którym zdążyła po raz 101 obejrzeć Mamma mię! pośpiewać piosenki do rytmu i zjeść tabliczkę czekolady, nadal nie zapomniała o tym, jak bardzo źle ją potraktował. Gdy wyciągnął rękę w jej kierunku, początkowo, niepewnie ją złapała, wycofując się po dosłownie sekundzie. – Kłamiesz. Pewnie zaraz mnie puścisz i zrobię sobie jeszcze większą krzywdę. Jest mi zimno, jestem obolała, a ty … – pokręciła głową, zaciskając usta w wąską linię. BRAK SŁÓW I BEZKRESNA POGARDA dla takiego zachowania.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Natomiast Jones zupełnie nie pojmował, dlaczego Darby była taką wielką drama queen. Przecież podniesienie się z chodnika dla zdrowiej - przynajmniej fizycznie! - osoby nie powinno być żadnym problemem, prawda? Dlatego od samego początku zakładał, iż (leniwa) współlokatorka próbuje go nabić w butelkę. Nie kupował tej dziecinnej bajeczki, iż doznała ona aż tak poważnego uszczerbku na zdrowiu, że aż nie mogła tyłka z ziemi ruszyć. To po prostu nie trzymało się kupy! Poza tym nie mieszkali w amazońskiej dżungli, a wśród ludzi, więc zwykły, głupi przechodzień mógłby jej podać pomocną dłoń. Nie musiała specjalnie wyrwać jego, Chandlera Jonesa, z pilnych powinności, jakim między innymi było bajerowanie ślicznej brunetki. Są sprawy ważne i ważniejsze. Ratowanie życia Darby znajdowało się gdzieś na szarym końcu prowadzonej przez niego listy. Gdzieś za podlewaniem kwiatków, drażnieniem Rosse i pikietowaniem pod restauracjami bogoli, co mu usilnie klientelę kradli. Cóż, mimo tego negatywnego podejścia, to i tak poczuł wyrzuty sumienia. Może za bardzo nie lubił Darby, może często wkurzała go samym oddychaniem, ale wciąż... Nie chciał, by sobie odmroziła tyłek, ponieważ wtedy musiałby jej pewnie opłacić wizytę u lekarza. Albo gorzej, musiałby jej go W Y M A S O W A Ć. Co w sumie nie byłoby takie złe, gdyby to nie były pośladki należące do Walmsley. Nieistotne. - Noooooo nie obrażaj się, Twój rycerz w spranych dresach przybył Ci z odsieczą - rzucił z dumą i pewnie stopą ją lekko dźgnął w łydkę, co by na niego spojrzała. Strasznie źle znosił, gdy ludzie się na niego złościli, by nie powiedzieć dobitniej, że nie wiedział wtedy, co ze sobą począć. Zupełnie tak jak teraz. - Nie bądź dzieckiem, przecież Cię nie puszczę, słowo honoru - zapewnił ją, spoglądając na nią z zachęcającym uśmiechem, trochę takim w stylu dobrego wujaszka z wąsem, co chce Ci wcisnąć podejrzane cukierki. - Dobra, wystarczy tego dobrego! - zadecydował niespodziewanie i bez pytania, schylił się, złapał ją i podniósł, chwiejąc się zaraz nieco, bo jednak Darby ważyła odrobinę więcej niż worek cukru. - Widzisz, nic się nie staał... - zaczął się przechwalać, ale nie dokończył, bo się potknął o skórkę od banana, która nie wiadomo co robiła na chodniku no i co, no i wyjebał ich z powrotem na beton, z tym że Darby miała nieco lepsze lądowanie, jego plecy już niekoniecznie.- Ja pierdole, chyba połamałem sobie dupę, czy tak się da? - jęknął z bólem, wyraźnie zmartwiony stanem swoich pośladków, których aktualnie nie czuł, a przynajmniej czuł je mniej niż zwykle. Powinien się cieszyć, że głową nie zarobił w krawężnik, bo na szczęście cała siła uderzenia poszła na jego plecki, no ale wiadomo, to był Jones, on nie do końca myślał tak jak reszta świata.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ale mieszkali w XXI wieku – gdzie życzliwość ludzka była na poziomie tego kebaba w tunelach, z którym zawsze konkurował Czendi. I w 2020, gdzie złe rzeczy się działy – zaczynając od pandemii, a kończąc na tym, że zamykały się wszystkie najlepsze knajpy i Darby nie wyrabiała z feralnymi randkami, żeby zjeść w ulubionych miejscach, dopóki jest okazja. Mogło się zdarzyć dosłownie W S Z Y S T K O – i scena z kreskówki, która odbyła się pod ich domem nie była żadnym wyjątkiem. Ale nie, on nie mógł jej uwierzyć ten jeden, jedyny raz. Przecież nigdy go nie oszukała! Czy kiedykolwiek powiedziała wprost, że szuka pracy? Absolutnie! Zawsze znalazła sobie jakąś mniej lub bardziej trafioną wymówkę, dlaczego zostawia to na później. Czy powiedziała, że będzie płacić czynsz w terminie? Skądże znowu! Przyznała jedynie, że się postara. No i się starała; inna sprawa, że nie wychodziło. Także nie miała sobie nic do zarzucenia – a ten kretyn jeszcze miał czelność zarzucać jej, że się zgrywa. Dobre żarty! – Jeśli ty jesteś rycerzem to ja … eeeee .. – zawiesiła się, bo nic wystarczająco wymownego nie przychodziło jej do głowy. Nie reagowała również na jego zaczepki, cały czas spoglądając w dal, jakby zrobił jej OGROMNĄ KRZYDĘ, za którą MUSI ODPOKUTOWAĆ. Bo tak było. I miała prawo być wkurzona i mu to okazywać. Jednakże już, już miała odpuścić i chwycić jego dłoń, wstać i patrzeć, jak kaja się przez cały wieczór, gdy ten postanowił zmienić taktykę i bez ostrzeżenia podniósł ją z ziemi. – Co ty robisz?! – krzyknęła, odruchowo jednak łapiąc go za szyję. Początkowo nawet się ucieszyła z tego gestu – jeśli zdecydował się ją podnieść, rzeczywiście musiał mieć wyrzuty sumienia – w normalnych okolicznościach nie było przecież mowy o czymś takim. Jednak jej radość nie trwała zbyt długo, bo zanim zdążyła mrugnąć dwukrotnie (lub powiedzieć ***** *** - jak kto woli), z powrotem znaleźli się na zimnym betonie. – … i taki z ciebie kurwa rycerz – burknęła, chociaż w rzeczywistości nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. Tym razem przynajmniej miała dość miękkie lądowanie, skoro zamortyzował je Chandler. Tym razem to on obił sobie tyłek. Ale chociaż PONIEKĄD ją to cieszyło, nadal obolała nie miała pojęcia, co robić, jak się podnieść i gdzie się schować – bo fakt, że znaleźli się w takiej sytuacji wspólnie wcale nie sprawiał, że wydawała się mniej żenująca. – A MYŚLISZ, ŻE DLACZEGO DO CIEBIE DZWONIŁAM? Oczywiście, że się da. Ja jestem tego przykładem. Ty jesteś tego przykładem. Oboje jesteśmy tego przykładem i ała … co mamy teraz zrobić? – wiedziała na pewno czego NIE POWINNI robić – dzwonić do Rosse. Najprawdopodobniej wyśmiałaby ich, zrobiła zdjęcie, powiesiła na każdej ścianie domu i nie dała o tym zapomnieć do końca życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiara Chandlera Jonesa we współczesny świat i ludzkość była dość duża. Gdyby nie była, to pewnie nie sprzedawałby kebsa w budce, a zostałby bankowcem - tak jak to sobie wymarzyła jego droga mamusia - i wciskałby klientom kit, że kredyt we frankach to doskonały pomysł, a wszyscy wiemy, jak dla pewnej grupy osób się to skończyło... No nie najlepiej. Ale wracając do tematu - on wierzył, iż nie brak na tym ziemskim padole łez i rozpaczy dobrych dusz, co bezinteresownie wyciągają pomocną dłoń, dla których nie liczy się piniądz, a świadomość, że zrobiło się coś miłego dla kogoś innego. Poza tym gdyby to on leżał plackiem na tym chodniku, to przynajmniej ktoś by mu groszem sypnął, bo sprytnie zacząłby stękać, że ma chorą córkę, którą chciałby zabrać do McDonalda, by mogła zjechać po raz pierwszy w życiu ze zjeżdżalni i skosztować czegoś lepszego niż chleb z masłem. Miał prawdziwy talent do bajerowania ludzi, w końcu nie bez powodu chciał pracować kiedyś w banku, no nie? Jak Darby przestanie być dla niego taka niemiła, to może ją paru przydatnych sztuczek nauczy. - Możesz być osłem - podsunął usłużnie, trochę tańcząc na granicy wpierdolu od poirytowanej Walmsley, ale już chyba zostało to wspomniane wielokrotnie, że Chandler niespecjalnie mógł się popisać czymś takim jak takt. Pewnie jak go laski pytają, czy wyglądają w czymś grubo, to zamiast zaprzeczać, jeszcze im debil potakuje. - RATUJĘ CIĘ, BO JESTEM RYCERZEM, PAMIĘTASZ? - również krzyknął, taka reakcja łańcuchowa, hehe, i nic sobie nie robiąc z jej protestów, mocniej ją złapał, żeby mu przypadkiem nie wysunęła się z rąk i nie łupnęła o chodnik, bo byłoby przykro. Ach, gdyby tylko wiedział... - Jaka księżniczka, taki rycerz - odgryzł się infantylnie, ale wciąż obolałym głosem, bo jednak przypominam, przydzwonił plecami o BETON, który był tak samo twardy, na jaki wyglądał. No szok, zaskoczenie i niedowierzanie, żodyn się nie spodziewał! Spróbował się ruszyć, ale szybko się okazało, że był to dość głupi pomysł, bo z jego ust wyrwał się kolejny jęk. - Kuuuuuuuurwa - soczyste przekleństwo również wypłynęło spomiędzy jonesowych warg, jak tak sobie leżał rozłożony na tym chodniku, jakby co najmniej o pomstę do nieba wołał. No trochę ten efekt psuła spoczywająca na nim Darby - Boże, oby sąsiedzi nie widzieli, bo jeszcze wezwą policję, bo pomyślą, że to jakieś dziwne ZALOTY - ale nawet nie miał siły, by ją z siebie zepchać. - Ale czekaj, czekaj... - wyrzucił z siebie nader przytomnie, szeroko otwierając oczy. - Poślizgnąłem się na skórce od banana, Ty wyjebałaś się wcześniej w tym samym miejscu....... WYJEBAŁAŚ SIĘ NA SKÓRCE OD BANANA?! - wrzasnął zszokowany, prawdopodobnie rujnując swojej współlokatorce bębenki słuchowe, ale był zbyt wzburzony, by się tym przejąć. Gdyby po sobie posprzątała i wywaliła skórkę do śmietnika stojącego nieopodal, to nikt niewinny - on - by nie ucierpiał! - Musimy wezwać pomoc. Albo spróbować się podnieść. Razem. Powoli. Najlepiej jutro - zaproponował, nie wykonując choćby najmniejszego ruchu w celu powstania z tego cholernego chodnika. Prawdę powiedziawszy, był gotów w tym miejscu nawet UMRZEĆ.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chwila, moment, stop – on naprawdę w to wierzył? W uczciwość ludzką i chęć niesienia dobra? ON? Ten sam człowiek, który chwilę wcześniej zbył swoją współlokatorkę w potrzebnie? Ten sam człowiek, który zostawił ją na pastwę losu, żeby (trochę oszukanie) siedziała na betonie przed KILKA GODZIN czekając na pomoc? Ten? Gdyby powiedział to na głos, jej reakcja najprawdopodobniej przypominałaby tę jego, kiedy NIBY go rozśmieszyła gdy byli w barze. ALBO serio przeturlałaby się na ulicę, jak już wcześniej wspominałam. Zależy od humoru pewnie i sposobu, w jaki by to zakomunikował. Inna sprawa, jeśli wierzył w naiwność i potrafił ją wykorzystywać. Ona nie potrafiła; sama była przykładem naiwnego człowieka, któremu można wiele wmówić – jak na przykład to, że Chandler Jones potrafi wyrywać laski i zna się na randkowaniu. – A ty możesz dać mi spokój – okej, nad takimi odzywkami zdecydowanie też powinna popracować, ale stare, dobre odpierdol się wydawało jej się zbyt wulgarne. Była przecież miss – więc od dawien dawna starała się zachowywać kulturę osobistą na wysokim poziomie. Tak samo grację, takt … i wiele innych rzeczy, z którymi radziła sobie jedynie w teorii; i które pewnie porzuciła już jakiś czas temu. – Jestem księżniczką. Nie widziałeś mojego przebrania na halloween? – nie widział, a szkoda, bo w sukience Kopciuszka wyglądała perfekcyjnie! Ach, halloween … to już temat na inną rozmowę. Zwłaszcza, że do Darby – która słuchała jedynie połowy z tego, co do niej mówił – dotarło właśnie, że zorientował się, jak wyglądał jej upadek. I jej twarz przybrała kolor pomidora. – Mówiłam ci przecież, tłumaczyłam. Upadłam na chodniku. Zwyczajnym, prostym, zimnym i twardym chodniku. O tutaj, tu gdzie jesteśmy – na próżno się tłumaczyła, bo po pierwsze, on i tak wiedział swoje, a po drugie, czy pusty chodnik rzeczywiście brzmiał lepiej, niż skórka od banana? Żadna z tych opcji nie sprawiłaby, że poczułaby się jak mniejsza idiotka, aczkolwiek … - Ta, to była skórka od banana. ALE TY TEŻ SIĘ NA NIEJ POŚLIZGNĄŁEŚ. Kurwa, trzymając mnie na rękach. Jesteś w ogóle poważny? Jak to zrobiłeś, no jak? – próbowała na niego zwalić winę na całe zło tego świata i odwrócić uwagę od swojego, drobnego, niepowodzenia. – Pomoc, pomoc … może zadzwońmy do … ee … – miała niby kilku, czy tam kilkunastu znajomych, ale kto przyjechałby, pomógł im i nie zadawał pytań? No kto? MUSIELI poradzić sobie sami, nie było innego wyjścia, aczkolwiek każda próba wstania z miejsca kończyła się jedynie głośnym AŁA, co sprawiało jedynie, ze zwracali a siebie większą uwagę. – To może jutro – powiedziała po chwili, rzeczywiście rozważając tę opcję. – Myślisz, że gdyby ktoś przyszedł nam pomóc, też skończyłby tak samo? – w kreskówkach zazwyczaj tak bywało, a jakby nie patrzeć … no cała sytuacja to była jedna, wielka tragikomedia.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że wierzył. Przez długi czas wierzył też w świętego Mikołaja, bo nikt mu nigdy nie powiedział, że to ojciec z jakiegoś chorego powodu uznał, iż przeciskanie się przez ciasny komin z jego pokaźną wagą to doskonały pomysł. Chandler był w niektórych kwestiach naiwny jak dziecko z piaskownicy i było to piękne tak długo, jak nie kopało go to w tyłek, a rok temu kopnęło konkretnie, gdy jego dziewczyna poleciała w tango z jakimś hydraulikiem i próbowała mu wkręcić, że typa po prostu poniosło przeciskanie rur. Nie ma więc co się dziwić, iż po tym zdarzeniu Jones rzadko ruszał na ratunek kobietom w potrzebie, a już szczególnie takiej Darby, która do złudzenia przypominała jego eks, nawet poziom inteligencji się zgadzał. - Jak się wyprowadzisz - obiecał solennie i nawet nie kłamał, naprawdę wtedy da jej spokój i to dożywotni. Bankowo wtedy wypisywałaby do niego tysiąc smsów dziennie, pytałaby o porady i prosiłaby, żeby przyjął ją ponownie pod swój chandlerowski dach. A on z dobroci serca by to zrobił. No wzór! - Dlaczego Ty myślisz, że ja poświęcam Ci więcej uwagi niż to konieczne? Nie widziałem Twojego stroju, bo zbieraliśmy z Rosse cukierki - wytłumaczył, wzruszając przy tym obojętnie ramionami, bo co go tam obchodziło, że Darby była księżniczką. Bardziej go interesowało, dlaczego matki w dzisiejszych czasach na widok dwójki dorosłych w zajebistych kostiumach od razu dzwonią na policję. Okej, okej, mogli z Ross nie kraść tych batoników temu pyzatemu brzdącowi, ale i tak!! Bezczelność. - No właśnie za dużo razy mówiłaś, to podejrzane, coś tu nie gra - zauważył przebiegle, rzeczywiście swoje już wiedząc, no bo uważał, że skoro on był w stanie wyjebać się na skórce od banana, to taka Darby tym bardziej. Nie istniało na to inne racjonalne wytłumaczenie. - CIĘŻKA JESTEŚ, NIE WIDZIAŁEM WŁASNYCH STÓP, A POZA TYM ZAŚMIECIŁAŚ PLANETĘ, NIE WYRZUCAJĄC TEJ SKÓRKI DO ŚMIETNIKA, WSTYD, DARBY, MATKA ZIEMIA PŁACZE PRZEZ TAKICH JAK TY! - proszę państwa, zastosowana powyżej taktyka nazywana jest obracaniem kota ogonem. To Chandler ich wywalił, a jakimś cudem i tak znalazł argument na to, dlaczego całemu nieszczęściu winna była Walmsley.
Leżał tak sobie, obolały i bardzo nieszczęśliwy, myśląc już tylko o tym, że zjadłby pizzę na grubym cieście. Ale nie, zachciało mu się pomagać Darby! Tak to jest jak się wspiera złych ludzi - tylko się przez to cierpi, ot co. - Myślę, że banany powinny być sprzedawane bez skórek, ponieważ stanowią zagrożenie dla życia i zdrowia - stwierdził elokwentnie, wolną rękę sobie pod głowę podkładając, bo jednak ten chodnik to nie był zbyt wygodny. - Wiesz, Darby, nigdy się nie spodziewałem, że wyląduję z Tobą w takiej pozycji - zaczął spokojnie, patrząc się w bezchmurne niebo, bo co mu innego pozostało. I uwaga, czyżby szykowało się jakieś wiekopomne wyznanie? Może Chandler jej wreszcie powie, że tak naprawdę... - Chyba będę potrzebował po tym wizyty u terapeuty - dokończył, ciężko wzdychając. No i to tyle w temacie romantyzmu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, okej – czyli wierzył w ludzką dobroć, ale sam z siebie nie chciał pokazywać ludzkich odruchów? Biedny, skrzywdzony Chandlerek, którego zdradziła dziewczyna, więc może się teraz mścić na Darby za to, że żyje, oddycha i żywi się jedzeniem z jego lodówki. Nieładnie, bardzo nieładnie. – Ha, dobre żarty – miała szczerą nadzieję, że to tylko żarty, a nie żąda jej wyprowadzki na poważnie. Ostatecznie mógłby znaleźć ku temu powody – takie jak notoryczne zaleganie z czynszem; brak pracy, obowiązków, co sprawiało, że ciągle szwendała się po domu i inne takie … Wierzyła jednak, naprawdę wierzyła w to, że Jones posiada jakiekolwiek okruszki sympatii dla jej osoby i pewnego pięknego dnia nie wystawi jej rzeczy za drzwi (bo zakładam, że nikt z nich nie pomyślał o czymś takim jak umowa i wszelkie marne ustalenia zostały zawarte na słowo honoru). – Zresztą tęskniłbyś za mną – powiedziała, licząc na to, że nie wywoła, ponownie, reakcji śmiechowej przypominającej duszności i walkę o życie. ALE była przekonana, że ma rację. Zwłaszcza, że ona sama, MINIMALNIE, tęskniłaby za Jonesami. Ale czy mogłaby się do tego przyznać? Nigdy w życiu. – Ach, okej, to wiele tłumaczy – skomentowała, tak odnośnie cukierków, niespiesznie kierując swoje spojrzenie w stronę jego brzucha. NO TAK, było widać rezultaty tego halloweenowego szaleństwa. Fat Chris Pratt kłania się i uśmiecha. – Kobiety w ciąży też nie widzą własnych stóp, a jakoś nie potykają się na pierwszej lepszej przeszkodzie! Zresztą. Nawet jeśli stało się tak, a nie inaczej, z takich a nie innych powodów, to TO NIE JEST MOJA SKÓRKA, JASNE? TO NIE JA ŚMIECĘ! – nie ona, możliwe, że nie on (chociaż tutaj nie była w stu procentach przekonana), więc pewnie jakiś sąsiad, przechodzeń, bądź Ross. A może ktoś zrobił tutaj jakiś test na sprawdzenie, ile debili mieszka w sąsiedztwie? Czy Drabi i Czendi coś wygrali? – Banany zdecydowanie powinny być sprzedawane bez skórek. Może napiszemy petycję? Teraz można to zrobić w Internecie, więc nie musimy nawet wstawać … – a to był przecież podstawowy wyznacznik działania i wygody w obecnej sytuacji. Na jego kolejne słowa rzuciła bez zastanowienia: - Ja też nigdy … – po czym urwała, słysząc dalszy ciąg jego wypowiedzi. – CO PROSZĘ? – rzuciła, nie ukrywając zdenerwowania. Okej, może on nie był jej największym fanem, ona nie była jego największą fanką, na co dzień zdarzało im się żyć jak kot z psem, ale jednak … trochę klasy, nie? Gdyby chciało jej się unieść dłoń, prawdopodobnie za tak durny komentarz dostałby w twarz. Ale nie chciało jej się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O nie, nie, nie - Chandler się na Darby w żadnym wypadku nie mścił! Po prostu... to aplikacja zadecydowała, iż nie powinien jej pomagać. Innymi słowy - TAK CHCIAŁ LOS. Niby Jones nie był osobą przesądną, taką uciekającą w popłochu na widok czarnego kota na środku drogi, ale czasem zdarzało mu się kierować takimi różnymi znakami z góry. A w tym szczególnym przypadku - bo przecież chodziło o Walmsley, z którą lubił się jak pies z kotem - to zdecydowanie potrzebował porady z zewnątrz. No, teoretycznie mógłby stanąć przed lustrem i zapytać swojego lustrzanego odbicia, ale to już definitywnie zakwalifikowałoby go na podróż do zamkniętego zakładu bez biletu powrotnego. Istniała też opcja numer trzy, którą było wykonanie telefonu do każdej innej, żywej istoty ludzkiej, aczkolwiek na to Chandler jakoś nie wpadł i zamiast tego wybrał posłuchanie apki, która pewnie już cichaczem dobrała się do połowy jego danych osobistych. Nawet nie przeczytał jej opisu mimo że małym druczkiem było tam wspomniane, że sponsorem jest jakiś Rosjanin o imieniu Władimir, ech. - Nikt tu nie żartował - mruknął, bardziej do siebie niż do niej, bo doskonale wiedział, iż gdyby powiedział to głośniej, to Darby zasłoniłaby sobie uszy rękami i udawałaby, że nic do niej nie dotarło. Już to przerabiali, gdy przychodziło do płacenia czynszu czy choćby mycia naczyń po śniadaniu, więc zdawał sobie sprawę, że jego współlokatorka w niektórych kwestiach była niereformowalna. - Tak, usychałbym z tęsknoty - skomentował sarkastycznie, jedynie oczami przewracając, a nie parskając już śmiechem, jak to uczyniłby jeszcze kilka tygodni temu, co można uznać za... Progress? - Pilnuj swojego brzucha, Walmsley - rzucił ostrzegawczo i zmroził ją przy tym spojrzeniem, bo co mu będzie tutaj cukierki wyliczać. To jego sprawa, ile jadł, co jadł i gdzie jadł. Tak samo jak jego biznesem było, czy będzie gruby, czy nie będzie!! - MASZ RACJĘ, TY SIĘ POTKNĘŁAŚ I BEZ CIĄŻY, I BEZ SKÓRKI, CO ZNACZY, ŻE JESTEŚ GŁUPSZA ODE MNIE I OD KOBIET W CIĄŻY, HA! - przecież upierała się chwilę wcześniej, iż wyrżnęła bez niczego, prawda? Czując, że tę sprzeczkę wygrał, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, a następnie, korzystając z niepowtarzalnej okazji, zmierzwił Darby włosy, śmiejąc się przy tym szatańsko. Jeśli już wcześniej nie wyglądali jak para debili, to teraz już na pewno tak! - Zróbmy to. Możemy też znaleźć numer na pogotowie, bo coś czuję, że się przyda na przyszłość - poradził po chwili namysłu, jak już napad śmieszków mu minął. Jakby nie patrzeć, oboje dzisiaj dość mocno ucierpieli przez ten przeklęty krawężnik. No i tę głupią skórkę od banana! - Żartowałem, nie bij - dodał szybko, chcąc uniknąć potencjalnej napaści na swoją niewinną osobę. Ach, ona to w ogóle nie miała poczucia humoru... Westchnął więc przeciągle, przewrócił oczami chyba po raz setny tego dnia i... - Darby - zaczął uroczyście i puknął ją dwukrotnie palcem w głowę, by ją uniosła i na niego spojrzała. - Przepraszam - nie uściślił za co, aczkolwiek w jego oczach mogła dostrzec, że mówił całkiem serio, co wydarzyło się chyba po raz pierwszy w historii całej ich znajomości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On już był zakwalifikowany do takiego zakładu – od dawien dawna! Przecież miał całą teczkę drobnych bądź poważniejszych przewinień, takich jak, na przykład, kreatywne dręczenie siostry od najmłodszych lat, zabieranie dzieciom cukierków w halloween i otworzenie budki z kebabem (żarcik, to ostatnie bardzo na plus, DARBY KOCHA KEBABY). Pytanie aplikacji o takie poważne rzeczy również podchodziło pod jakieś psychiczne mankamenty; zwłaszcza, jeśli rzeczywiście należała ona do Vladimira z Rosji. Walmsley zignorowała jego kolejny komentarz; dalsze wtykanie kija w mrowisko absolutnie nie miało sensu, bo jeszcze powiedziałby o jedno słowo za dużo i … no mogłoby być ciężko. Dobrze mieszkało jej się przecież u Jonesów – tak fajnie, przytulnie, czasami głośno i dziwacznie, ale w tym przecież tkwi cały urok, prawda? Prawda. – Niby ironicznie, ale i tak moje serce się raduje, że wypowiedziałeś to na głos – powiedziała, zęby wystawiając w szerokim uśmiechu. To też był progres! Jeszcze kilka tygodni temu takie słowa nie przeszłyby mu przez gardło nawet w żartach – teraz natomiast usłyszała je głośno i wyraźnie. – Mój ma się całkiem nieźle, dzięki. Co prawda schudłam kilka kilogramów, ale przy tej kebabowej diecie – głową pokręciła. Jak już gdzieś kiedyś wpsomniałm, matce zawdzięczała świetną przemianę materii; nie musiała się wiec obawiać o dodatkowe kilogramy na wasze głupia. – TEŻ POTKĘNĘŁAM SIĘ NA SKÓRCE I TY TEŻ NIE JESTEŚ W CIĄŻY – wypaliła, tym samym przyznając się do swojej osobistej tragedii. Czy oznaczało to, że była nie mniej, nie bardziej, ale tak samo głupia jak Chandler? Czy jej życie było w tym momencie skończone? Czy kiedykolwiek chciałaby zajść w ciąże i nie widzieć swoich stóp, jak Jones, trzymając ją na rękach? TYLE PYTAŃ, ZERO ODPOWIEDZI. – Pogotowie? No dobraaaaaaaa. Ale najpierw ankieta. Niech świat się dowie – powiedziała, przypominając sobie po chwili, że świat już poniekąd wiedział – przecież umieściła post na instagramie, a obserwujących miała całkiem, całkiem sporo. Oczywiście nie o swoim wypadku, a o negatywnych skutkach śmiecenia. Aczkolwiek! Trzeba było kontynuować działanie i zwiększyć zasięgi. Ale przestała o tym myśleć już chwilę później. Przestała, ponieważ była zajęta BYCIEM W GŁĘBOKIM SZOKU. Nawet zapomniała na kilka sekund o oddychaniu. Chandler Jones postanowił ją przeprosić. Sam z siebie. Bez podtekstów. Bez ukrytych motywów. Bez głupich śmieszków. To się nigdy nie zdarzyło i prawdopodobnie nie zdarzy w przyszłości – więc chociaż chwilę wcześniej chciała go uderzyć, teraz miała ochotę go ucałować przytulić. ACH piękny koniec tragicznej historii.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zacznijmy od tego, że kompletnie nie wiem skąd te oskarżenia, jakoby Rosse miała bezczelnie wyśmiać swojego brata i Darby... Znaczy Chandlera na pewno by wyśmiała, a dla Drabi może by jeszcze znalazła trochę współczucia. W każdym razie, panna Jones przygotowywała się do swojego wieczornego wyjścia halloweenowego. Pewnie Oswald znowu złamał jej serce, więc jej tegoroczny strój był nawet na miejscu. Ten sam emocjonalny dołek, w który wpadła (btw, ktoś też mógłby ją wyciągnąć, ale oczywiście to Ross jest odpowiedzialną osobą w tym domu, więc nie miała na co liczyć) sprawił, że wyła jak syrena strażacka do kawałków Backstreet Boys, bo tylko ich zharmonizowane głosy mogły ukoić jej rozedrgane serce. Jednakże los postanowił jeszcze bardziej dobić pannę Jones i dołożył jej przeziębienie. Zapchane zatoki i przytłumiony słuch - tyle trzeba do największego nieporozumienia wszech czasów.
I tu zaczyna się zabawa. Normalnie, Rosse zawsze irytowała się, kiedy youtube zatrzymywał się, żeby zapytać czy dalej chce słuchać, ale tym razem to mogło uratować jej życie. Bo właśnie wtedy usłyszała krzyki dobiegające sprzed jej domu. Momentalnie sturlała się z łózka na podłogę - nie mam pojęcia w jaki sposób miało to ją uratować przed czymkolwiek, w końcu to nie pożar (chyba, że serc pożar to może). Poza tym teraz jeszcze bardziej bolały ją kości. Po omacku złapała za swój telefon i niczym prawdziwy komandos (tak jej się wydawało) doczołgała się do okna z widokiem na ulicę. W rzeczywistości wyglądała jak dziwak z wypiętym tyłkiem. Niczym przestraszona surykatka wyjrzała na chwilę przez okno, ale jej sokoli wzrok, którego nie chciała zbadać, wyłapał jedynie dwie postaci majaczące gdzieś w ciemności, bo pewnie lampy były za daleko. Dlaczego nie rozpoznała w tych krzykach dziewiczego głosu Czendiego? Cóż, Backstreet Boys nadal dzwonili jej w uszach, które z powodu przeziębienia i tak odbierały jedynie co niektóre dźwięki. Dlatego, jej rozmowa z funkcjonariuszem wyglądała mniej więcej tak, jak rozmowa pani z Lipinek Łużyckich, mieszkającej przy Łącznej 24 (czy ileś tam) z dyspozytorem. - HALO??!! POLICJA? PROSZĘ Z POLICJĄ! TAAAK, JAKIEŚ WANDALE POD MOIM DOMEM SIĘ DRĄ. Nie wiem, ciemno, ale wyglądają jak para kopulujących simsów. Nie, Chandlera nie ma w domu, sama siedzę. No... - i tak w kółko. Eh, jak to przeziębienie tak dalej pójdzie to jutro zamiast seksownej pani strażak zostanie Jonem Snowem. Ups?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jako że nie wypada zostawić tej wspaniałej historii bez godnego zakończenia, to napiszę je ja. Bo dlaczego nie ja? Mam do tego wszystkie niezbędne predyspozycje, zaczynając od (całkiem) sprawnego laptopa, przez dziesięć palców, a na właściwym stanie umysłowym kończąc. Tak. Totalnie jestem w stanie postawić tutaj wielką kropkę.
NO WIĘC. Zdania nie zaczyna się od no więc... Jeszcze raz. Co się stało z ofiarami tej przebrzydłej skórki po bananie, którą ktoś - ROSSE, TO BYŁA ROSSE - bezdusznie rzucił na chodnik, by ktoś inny, mniej inteligentny, dokonał na niej swojego żywota? Otóż leżeli tak jeszcze sobie przez trzydzieści minut, wspominając lepsze czasy, kiedy ich losy nie zostały tak ciasno splecione przez cudzy brak umiejętności trafiania do śmietnika. Nawet uronili kilka łez wzruszenia, bo wiadomo, Chandler użył słowa przepraszam, co zdarzało się równie często, co pokazy empatii ze strony obecnej władzy rządzącej w Polsce. Może nawet wyznaliby sobie coś jeszcze, gdyby nie pędzący w ich stronę radiowóz na sygnale. No nie oszukujmy się, takie rzeczy nieco rujnują klimat. W każdym razie pan policjant zaparkował, wysiadł i zaczął ich pytać, dlaczego skazują sąsiedztwo na tak gorszący widok. Jones, zszokowany do żywej kości, że ktokolwiek mógł choćby pomyśleć, że on tutaj z Darby... takie... nieprzyzwoite rzeczy, poderwał się tak gwałtownie, iż swojej domniemanej wybrance przydzwonił z łokcia w czoło. Co tylko dodatkowo zmartwiło funkcjonariusza policji, który odebrał to jako jakąś chorą grę wstępną z nutką ekshibicjonizmu. Nie chcąc dopuścić do dalszej eskalacji, pomógł podnieść się dwóm ofiarom i oczywiście wpierdolił im mandat. Zarówno Darby, jak i Chandler, próbowali się kłócić z panem oficerem, co poskutkowało drugą karą, więc ostatecznie odmaszerowali ze spuszczonymi głowami do domu, gdzie dokonali morderstwa z zimną krwią na Rosse, po tym jak przyznała się do wykonania telefonu na policję.
K O N I E C

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post


Szedł dziarskim krokiem, powoli zbliżając się już do swojego celu. Buzia jakoś sama mu się cieszyła, ale jeśli miał być szczery, to nic go tak nie ekscytowało w tym roku, jak ten ząb. Owszem, wpierw musiał przecierpieć takie aspekty jak ból, krew, upokorzenie i wada wymowy. Życie byłoby o wiele przyjemniejsze i stabilniejsze (lepiej nie wiedzieć ile za niego musiał zabulić) , ale skoro już postawiono go przed faktem dokonanym, to teraz cieszył się, że otrzyma nowego i lepszego zęba. Miał o nim mylne wyobrażenia i wkręcał sobie, że będzie to już ząb nie do zajechania i że jak ktoś go uderzy, to bardziej go zaboli ręka, niż jego zgryz. Miał chłopak bujną wyobraźnię, ale w głębi duszy wciąż był tylko dużym dzieckiem. To szczerbactwo w gruncie rzeczy do niego mocno pasowało.
Ostatnią osoba jaką spodziewał się spotkać na swojej drodze, był ktoś sławny, ale druga w kolejce była sprawczyni tego strasznego wypadku sprzed kilkunastu dni. Stanął jak wryty, widząc jak beztrosko nadciąga z naprzeciwka i aż okulary podniósł, zakładając je na czubek głowy. Przyjrzał się jej uważnie, próbując przypomnieć sobie tamten dzień. Nie miał wtedy głowy do zapamiętywania szczegółów na jej twarzy, ale te włosy i spojrzenie... to musiała być ona. Odruchowo się uśmiechnął, tak szczerze i od ucha do ucha, ukazując jej tym samym swoją piękną dziurkę. Dopiero chłód na dziąśle przypomniał mu, że jeszcze tam nic nie miał. Zacisnął więc z powrotem wargi i ruszył do niej dziarskim krokiem. Stanął, gdy byli już dostatecznie blisko siebie i podrapał się po karku. - No... mam nadieję, ze tym razem mnie nie wywrócis - zaśmiał się cicho. Choć momentami nadal odczuwał napływy frustracji w jej kierunku, to chyba był już gotów się z tego pośmiać. Nie potrafił długo chować urazy... tak przynajmniej mu się wydawało. - Własnie idę go wstawic - dodał jeszcze, tak żeby się jej pochwalić. Dłonie wsunął w kieszenie jeansów i czekał na jej reakcję. Ostatnio była bardzo rozmowna, sugerując mu moczenie zęba w mleku etc., więc spodziewał się powtórki z rozrywki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

25. Kiedy tego poranka samochód Aury postanowił spłatać jej figla i nie odpalił, rudowłosa ostatecznie zamiast do pracy, wybrała się do znajomego mechanika, nieszczególnie zadowolona, że będzie musiała znów włożyć trochę kasy w tego gruchota, który najlepsze lata miał już za sobą. Ale przynajmniej jeździł – no, do tej pory. Zostawiając go w warsztacie, do domu zdecydowała się wrócić pieszo, korzystając z tego, że przynajmniej nie padało, a nawet co jakiś czas na niebie pojawiało się słońce, co nie było takie znów częste w pochmurnym Seattle.
Skręciła w Phinney Ridge. Ulica była niemal pusta, nie licząc nadchodzącego z naprzeciwka mężczyzny. Aura nie zwróciłaby na niego żadnej uwagi, gdyby nie to, że ten nagle uśmiechnął się szeroko w jej stronę, a ona nawet z tej odległości mogła zauważyć pewne ubytki w jego uzębieniu. Odruchowo zerknęła przez ramię, w pierwszej chwili myśląc, że nieznajomy zareagował tak na kogoś za jej plecami – tak jak w tych niezręcznych momentach, kiedy wydaje nam się, że ktoś do nas macha, więc robimy to samo, a zaraz potem okazuje się, że to wcale nie my byliśmy adresatami tego gestu. Tyle że za Aurą nikogo nie było; zresztą w ogóle nikogo nie dostrzegła w zasięgu wzroku. Była jednak pewna, że nie zna tego gościa; uznała zatem, że najbezpieczniej będzie minąć go bez słowa. Jej plan jednak spalił na panewce, kiedy on stanął jej na drodze. Dosłownie. Uniosła brew, przyglądając mu się z nieskrywanym niezrozumieniem. Tym razem? Wy... CO?
A może to jakiś wariat? przemknęło jej przez myśl.
Aha? Nie mam pojęcia, co właśnie zamierzasz wstawiać, ale w takim razie fajnie, gratuluję – powiedziała ostrożnie, w razie gdyby był jakiś nieobliczalny. Próbowała na oko ocenić, czy w razie czego poradziłaby sobie z nim (na przykład, gdyby próbował się na nią rzucić) i wydawało jej się, że tak, ale mimo wszystko wolałaby tego nie sprawdzać. – Zgubiłeś się? – Przechyliła lekko głowę w bok. A co jeśli uciekł z jakiegoś szpitala psychiatrycznego i błąka się po okolicy, podczas gdy gdzieś tam go szukają?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”