WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Mimo wszystko przez ciało dziewczyny wciąż przebiegał dziwnie nieprzyjemny dreszcz strachu i niepewności. Choć oddychała powoli, to przy każdym wdechy czuła dziwne napięcie. Dodatkowo miała wrażenie, jakby coś chwyciło jej serce i powoli ściskało, aby utrudnić jego pracę. Dawno nie czuła się tak dziwnie. Drgnęła gdy się do niej znów zwrócił. Wzięła głębszy wdech ukrywając swoją twarz za szklanką z koktajlem. Udawała że popija, choć w tym czasie powoli wypuściła powietrze, by wziąć się w garść. Odstawiła następnie szkło i delikatnie się uśmiechnęła. Skinęła lekko głową. Znów przybrała pogodny wyraz twarzy.
- Z przyjemnością zobaczę Twoją rodzinkę. - powiedziała z uśmiechem pochylając się do przodu. Doskonale zadała sobie sprawę z której strony są kamery. Jedna była tuż za nią na suficie. Gdyby się nie pochyliła to byłoby widać co to za zdjęcia. Jednak tym drobnym ruchem przysłoniła własną głową portfel mężczyzny. Zatarła raczki radośnie uśmiercając się szerzej.
- No to pokazuj co tam skrywasz Misiaczku. - powiedziała ze śmiechem. Nie wychodziła ze swojej roli jako wielce zainteresowanej czyimiś sekretami i zwyczajową rozmową z kimś chętnym do zwierzeń. Choć ukrywać też nie miała zamiaru, iż byłą zainteresowana z czym tego wieczoru do niej przybył. Bywało w końcu różnie. Czasami posiadała informacje, czasem nie, a niekiedy po prostu musiała milczeć jak gród w pewnych kwestiach, lub naginać nieco prawdę. Chociaż wolała unikać tego ostatniego i dać prostym gestem znak, iż to nie liga dla niej. O swoje życie przecież trzeba dbać. Woli nadal mieć głowę na karku. Może i ciężki miała żywot, ale nie po to tyle wywalczyła, aby jedną informacją za dużo wszystko stracić.
-
Wiele było mitów, nad którymi zresztą Martinez się czasem tak jakoś po ojcowsku rozczulał. Na przykład taki, że detektywi zawsze noszą kapelusz, preferencyjnie fedorę, wyglądając jak żywcem wyjęci z obrazów Hoppera nawet w dwudziestym pierwszym wieku. Albo ten, w którym wszyscy detektywi musieli mieć kontakty z mafią, a przy tym najlepiej również sypiać z jakimiś gwiazdkami wodewilu i mówić zawsze takim głębokim, przepalonym papierosami bez filtra wypalanymi jeden za drugim, gardłowym głosem.
Pewnie było w tym zresztą i jakieś ziarno prawdy - Elijah wprawdzie nie miał głowy do kapeluszy, a papierosy niby palił, ale raczej okazjonalnie i zdecydowanie z filtrem, dla uspokojenia sumienia - ale i tak opowieści te pomijały dwa najważniejsze aspekty detektywistycznej rzeczywistości.
Sztuką samą w sobie bowiem - poza snuciem się w cieniu latarni, rozwieszaniem na ścianach zdjęć zaginionych połączonych czerwoną nitką oraz piciem whiskey i zmaganiem się z wewnętrznymi demonami - było prowadzenie całej papierologii (to jest archiwum, notatek, rejestrów, wypisów, księgowości i całej reszty) oraz pozyskiwanie informacji od osób, które tymi informacjami na ogół nie chciały, nie mogły lub nie potrafiły się dzielić. Przywykły do tych, czasem niezwykle frustrujących zresztą, kawałków rzeczywistości, Elijah bez większych emocji potaknął, dochodząc do konkluzji, że więcej z Kiry nie wyciągnie.
No, przynajmniej nie na temat jej przeszłości. I nie jest powiedziane, że nigdy, ale raczej nie teraz. Nie był, i nie chciał być, jej psychologiem. Nie poczuwał się zatem do obowiązku - i pewnie raczej z korzyścią niż stratą dla niej - by zagłębiać się w jej traumę... Najpewniej zapisaną, w przenośni i dosłownie, pod cienką skórą jej smukłych pleców.
- Na przykład to... - odblokował telefon, a potem jak gdyby nigdy nic przesunął palcem po przeciętym rysą pęknięcia (ot, wypadek przy pracy, a niekoniecznie chciał i mógł teraz wydawać tysiąc dolców na nowego iphone'a...) ekranie telefonu. Tym sposobem Kirze ukazały się trzy następujące po sobie zdjęcia, wszystkie przedstawiające dziewczyny mniej więcej w jej wieku i mniej więcej jej postury. Dwie z nich miały jasne włosy - jedna w najpewniej naturalnym, druga w wyraźnie tlenionym odcieniu blondu, ostatnia, uśmiechająca się szeroko wprost do fotografa, burzę miodowo-brązowych pukli - To są na przykład moje córki...
Zerknął na rozmówczynię sponad urządzenia, posyłając jej krótkie, ale wymownie pytające spojrzenie. Bez sugestii, bez presji, tylko dwa znaki zapytania tańczące w czerni lisich źrenic.
-
Ujawnianie życia prywatnego w miejscach publicznych było niezwykle zdradliwe. Spójrzmy właśnie taką Kirę, która wykorzystywała tego typu sytuacje zbierając informacje i zapamiętując je. Nie tylko ona jednak to potrafiła robić i z tego właśnie powodu nie dzieliła się własnym życiem w takich miejscach. Lekcję z dzisiejszego dnia zapamięta sobie na długo. A jesli kiedykolwiek zdarzy im się faktycznie porozmawiać na wspomniany wcześniej temat, to na pewno z dala on okolicznych kamer, świateł latarni oraz ich mieszkań. Chociaż nawet jeśli byliby przyłapani na wspólnym spotkaniu, to łatwo byłoby się jej wyłgać. W końcu on jest detektywem, a ona miała trudną przeszłość. Czemu by nie wynająć detektywa do odnalezienia matki, która ją porzuciła? Przecież mogło to ją najść w każdej chwili, a i aktorka z Kiry świetna. Powodów do nagłej chęci odnalezienia rodzicielki znalazłaby kilkanaście na poczekaniu.
Blondynka z uśmiechem na ustach przejrzała zdjęcia. Wewnętrznie coś ją jednak tknęło. Jakoś średnio podobało jej się to, że akurat dwie panienki były posturą i wzrostem podobne do niej, a i te blond włosy. Przeszył ją nieprzyjemny dreszcz, choć nie dała po sobie znać.
- Ile mają lat? - zapytała lekko się uśmiechając. Wytężyła wzrok szukając jakichś znaków rozpoznawczych. Przez klub przewijała się sporo osób. Niektórych widziała tylko przelotem. Napiła się swojego koktajlu, aby zwilżyć własne gardło. Zagłębiła się we własną pamięć, próbując sobie przypomnieć owe twarzyczki, czy gdzieś ostatnio jej nie mignęły, albo nawet i wcześniej. Potrzebowała nieco więcej danych, aby lepiej sobie je określić i umiejscowić w czasie. Zrobiła zamyśloną minkę będąc przy tym niezwykle uroczą istotką.
-
No, w większości wypadków.
Wszystko sprowadzało się do faktu, że o wiele bardziej wolałby, gdyby Kira przestała się krygować i po prostu wygadała mu wszystko co wiedziała. Albo też, jeśli faktycznie nie wiedziała nic, tę informację także podała mu od razu, by mógł przestać się łudzić, że jednak na coś się ten jego wysiłek zda...
Ale z drugiej strony... Cóż, nie można było jej odmówić, że potrafiła przybrać doprawdy rozbrajającą minkę. Uśmiechnął się do niej jak gdyby nigdy nic, i przesunął palcem po ekranie, ukazując kolejne zdjęcia jednej ze wspomnianych dziewcząt.
- Powiedzmy, że nie więcej niż dwadzieścia cztery i nie mniej niż osiemnaście - przyciszył głos do spoufalonego szeptu. Ot, stary bywalec trochę nader-oczywiście podrywający młodą kelnerkę - Jeśli je tu widziałaś, to w okresie tak gdzieś od kwietnia... może maja... do września. - upił kolejny łyk alkoholu - Nie później. No i jeszcze... Może będzie ci łatwiej coś sobie przypomnieć jeśli powiem, że jedna z nich miała dość charakterystyczny tatuaż. Na plecach. Coś ci się kojarzy? Coś ci przychodzi do głowy, White?
Pytał tak bez agresji, jak i bez desperacji. Szczerze. Znajomy po fachu - czy raczej znajomy stąpający po tej samej tafli kruchego lodu - liczący na dobrą wolę drugiej strony, a jednocześnie świadom, że nie ma prawa czegokolwiek od niej wymagać.
Bo przecież z ich dwójki to Kira White miała więcej do stracenia. Prawda?
Czy też obydwoje kładli na szalach równie dużo... lub... równie niewiele?
-
Zamruczała cichutko w geście zastanowienia przykładając wskazujący paluszek do własnych ust. Delikatnie zaczęła nim poruszać kminiąc co właściwie widziała. Najłatwiej było cofnąć się w te kilka dni wstecz. Napiła się swojego napoju i i odsunęła od siebie jego telefon blokując go przy tym. Zaczęła się prostować i sięgnęła po wizytówkę, na której w wolnym miejscu napisała adres. Uśmiechnęła się kokieteryjnie znów się pochylając i cmokając go w policzek, a wizytówkę wkładając mu do portfela. Przesunęła pazurkiem po jego policzku.
- Z tatuażem ostatni raz tydzień temu, Blondwłosych nie widziałam długo. ie stoję pod czerwonymi latarniami. Tam szukaj Skarbie. - szepnęła mu do uszka i puściła mu oczko. Wyprostowała się i odsunęła od blatu baru popijając drinka. Uśmiechnęła się niewinnie. Kto miał najwięcej do stracenia. To zależało co by wyszło na jaw. Oboje mogli kłaść na szali swoje życie. Ona była jednak sporo młodsza, a on miał córkę. Nie da się stwierdzić kto straciłby więcej.
-
Kątem oka wychwycił ruch Kiry gdy wsuwała oznaczoną jakimś zapiskiem wizytówkę do jego portfela. Wyglądało to jak adres - dwa rządki liter, jedna cyfr. Zgrabne, dziewczęce pismo, które ekspert nazwałby "pochyłym, chaotycznym", a laik po prostu "ładnym".
- Okay... - kiwnął głową w przeciągłym, niespiesznym ruchu, rejestrując jej słowa w lot, ekspresowo notując w skoroszycie pamięci, tasując pomiędzy innymi informacjami przyswojonymi jeszcze dziś, wczoraj, tydzień temu, a mogącymi okazać się ważnymi w tej sprawie. Czyli jednak dobrym pomysłem było, by spróbować tutaj - w samym epicentrum burzy, w oku tornada. Pod latarnią ponoć najciemniej - jakże ironicznie to brzmiało w tym kontekście, a jednak, jeśli Kira się nie myliła, to właśnie pod latarnią należało szukać... Czyli co, bingo...?
Fox nie zamierzał cieszyć się przedwcześnie - zbyt długo robił to, co robił, by nadal łapać się na haczyk zdradliwego entuzjazmu. A jednak za każdym razem, gdy zdawał się natrafiać choćby na cień nowego tropu w prowadzonej przez siebie sprawie - jakkolwiek błaha by to sprawa nie była! - zawsze odczuwał ten sam, przyjemny, elektryzujący dreszcz, przebiegający wzdłuż kręgosłupa i w dół, przez sam środek napiętych pleców.
- Dzięki, skarbie - odparł w nawiązaniu do epitetu, jakim chwilę temu określiła go sama Kira, w ostatniej chwili powstrzymując się od puszczenia jej oka. No, już nie przesadzajmy - tutaj przecież nawet ściany miały uszy (i oczy), nie było więc co wkraczać na lód nazbyt kruchy. Tyle mu wystarczyło. Musiało - przynajmniej na ten moment. Odchylił się lekko na swoim stołku, sięgając po resztkę alkoholu kuszącą z dna szklanki - Więc.. jakie masz plany na dalszą część wieczoru?
-
Jej pismo było zgrabne, lekko pochyłe. Niektórzy by powiedzieli, że chcieliby tak pisać. Pisała niezwykle wyraźniej. Nie powinien mieć więc problemu z odczytaniem podanego adresu.
Po jego krótkim potwierdzeniu wiedziała, że załapał o.co chodziło. To dobrze. W ten sposób unikali kolejnych pytań, które mogły by wyjść poza ich zasięg słyszenia, a to już mogłoby być nieco problematyczne. Dragon sam w sobie roił się od ludzi różnej maści. Od zwykłych klubowiczów żadnych alkoholu i tańca, przez drobnych złodziejaszków i dilerów, po grube ryby chcące zaspokoimy własne żądze. Znała ich za dobrze.
Kira nie mogła dać mu gwarancji, że te dziewczyny na pewno tam jeszcze spotka. Widziała je w konkretnym towarzystwie, słyszała niektóre słowa, to i podejrzewała w co wpadły. Jednak czy nie zostały wywiezione tego już stwierdzić nie potrafiła. Mogły być tylko tymczasowym towarem na tutejszym rynku, by potem znaleźć się gdzieś indziej. Możliwości było wiele. Zwłaszcza, że dwóch nie widział dłuższą chwilę. Uważała jednak, iż pod podanym adresem u powinien więcej się dowiedzieć. Czy mi to ostatecznie faktycznie pomoże, wyjdzie w praniu.
- Na razie ich brak. Odliczam czas do końca zmiany. -zasmiala się delikatnie szykując w międzyczasie kolejne piwa na zamówienie. Szybkie wydanie. Do tego wyszedł jakiś szmpan w kilerze z lodem i kieliszkami. Wróciła do niego popijając swój napój.
- A ty? Jakie masz plany?
-
Zestawił nawet stopę z metalowej poprzeczki łączącej nóżki barowego stołka. A potem zaczepił spojrzeniem o pustą już szklankę po alkoholu.
Kusiła. Szemrzała pustką niczym oceaniczna muszla przystawiona do ucha.
Prosiła - słodkim, cichutkim, kobiecym jakby głosikiem upadłej gwiazdki albo zdesperowanej, takiej bardzo, bardzo samotnej kury domowej z trójką dzieci zostawioną u babci i mężem w delegacji: no weź, nie idź jeszcze, zostań, no nie daj się prosić kochanie...
Próbował zignorować ten szum. I głód, czy raczej pragnienie spinające gardło silnym dreszczem, wyolbrzymiające suchość ust, ponaglające. Napij się. Co ci szkodzi? Jeszcze jednego. Jeszcze tylko jednego.
- No, wiesz... - toczył niewidzialną walkę na wewnętrznej arenie, wodząc wzrokiem po rzędzie butelek ustawionych w kalejdoskopicznym szyku za plecami blondynki. Nie, Martinez. No do kurwy nędzy, nie. Masz dziś jeszcze robotę. Dziecko, mimo wszystko. Alimenty do zapłacenia. Rachunki niewyrównane od dwóch miesięcy - i to bynajmniej nie z mafią, jakże dramatycznie, a, kurwa, z urzędem skarbowym (no, czyli mafią w sumie, ale już się nie rozdrabniajmy nad definicjami...). - Chyba muszę wracać do rodziny.
Uśmiechnął się krzywo, stukając palcami w telefon. Obydwoje wiedzieli, że to bullshit, ale czy przecież nie o to tu chodziło? Nie o bullshit może, ale o przedstawienie. Przecież był poprawnym mężem i ojcem, głową rodziny pokazującą jej przed chwilą fotki ukochanych córek, nie?
- Wezmę rachunek... - mruknął z ociąganiem, wstając - I White, słuchaj... - zawahał się - Możesz mi coś obiecać? Uważaj na siebie, dobra? Bez przesadnego dramatyzmu i tak dalej. Ale po prostu... Uważaj.
Bo - ale tego już nie powiedział - dzieje się tu ostatnio coś bardzo niedobrego.
-
- Masz kim się zając - odparła nawiązując do słów o powrocie do rodzinki. Tak. Wiedzieli o co chodzi. Nie trzeba było nikomu tego tłumaczyć. Parsknęła cicho wręczając mu rachunek.
- Nie jestem w stanie Ci tego obiecać Lisku. Pracuję gdzie pracuję. Jestem tym kim jestem. Robię to, co robię. Gdybym miała na siebie uważać bardziej, niż robię to w tej chwili, to by mnie tutaj w ogóle nie było. Nie martw się więc o mnie Lisku. Wierz mi.... Wąchanie kwiatków od spodu brzmi lepiej od tego, co już przeszłam. - odparła spokojnie i na tyle cicho, by tylko on mógł słyszeć. Powiedziała mu jednak czystą prawdę. Choć myśli samobójczych nie posiadała, to jednak szybka kulka w łeb za zdradę brzmiała lepiej niż wieloletnie tortury sprawione przez ojca.
-
Krótki był to moment, dla postronnych obserwatorów kompletnie nieuchwytny, szybka wymiana zdań i spojrzeń, a jednak mówił więcej niż powiedziałyby najdłuższe, pękające w szwach od pompatycznych wyrażeń monologi, jakimi Martinez mógł ją alternatywnie poczęstować.
Nie, nie było po co. Paplać, dywagować, produkować się nad miarę. Strata czasu - ona wiedziała. I on wiedział, że ona wie. Dzielili sekret, niejeden. Dzielili świadomość.
- Uważaj o co prosisz, White - to nie była groźba, on przecież nie z tych, raczej przestroga, o tyle trafna, że padająca z ust kogoś, kto względnie wiedział o czym mówi. Kulka w łeb, ta obietnica ogarniającej człowieka wreszcie, po latach, wiecznej i nieodwracalnej ulgi, dwukrotnie cudem minęła jego skroń. I Elijah naprawdę zdawał sobie sprawę - pewnie lepiej niż ktokolwiek inny w promieniu kilku kilometrów - jak to jest ominąć ostateczne o krok. I odetchnąć z ulgą, choć być może jeszcze nie dawno nie prosiło się losu o nic, tylko o Święty Spokój. - Czasem wydaje mi się, że on jednak słyszy. I słucha - wycelował palec w sufit, jakby wskazywał nie na pocięty kablami i rurami klubowy strop, a na samego Boga, choć przecież nie był nawet religijny - Wbrew pozorom.
Rzucił okiem na wystawiony mu rachunek, odruchowo zwilżył językiem koniuszek kciuka i za jego pomocą odliczył odpowiednią sumę w portfelu. Wsunął pieniądze - w tym hojne trzydzieści pięć procent napiwku - pod popielniczkę.
- Masz mój numer - stwierdzał, nie pytał. Uśmiechnął się jeszcze do Kiry jakimś takim smętnym, lisim uśmieszkiem, a potem opuścił lokal, zlewając z deszczowym mrokiem ulicy.
/zt
-
Damn... Jason Kim w klubie ze striptizem. Jak do tego w ogóle doszło i co go do tego podkusiło? Przecież nigdy go do takich miejsc nie ciągnęło, mimo że wielokrotnie bywał w zwykłych klubach, głównie po to by odwieść myśli od chaosu panującego w jego umyśle. To jednak inna sprawa... Może to wynikało z faktu, iż zbyt wiele zwaliło mu się w jednym czasie na łeb, w efekcie czego potrzebował innego rodzaju rozrywki, spróbowania czegoś... nowego, czego dotychczas nie próbował zasmakować i doświadczyć na własnej skórze? Całkiem niewykluczone. W sumie sam nie pojmował, co mu strzeliło do głowy, by przywlec swe chude cztery litery do tego typu lokum. Jakoś do tej pory tak szalone rzeczy mu się na myśl nie nasuwały. Niemniej wyjątkowo tego dnia chłopak miał takie totalne yolo stwierdzając, iż raz się żyje i co mu szkodzi. Jak mu się nie spodoba najwyżej się wycofa, co za problem...
Nie za bardzo wiedział, w co się ubrać, ale i na to machnął ręką. Wcale nie musi wtapiać się w tłum i zakładać tego, co każdy inny wybrałby w takim ustawieniu. Nieukrywanie wyróżniał się z tłumu i tak czy siak mógłby zwrócić na siebie uwagę. Już nawet nie chodzi o bycie sławnym... nie każdy musiał o nim słyszeć, prawda? Bardziej chodzi o to, iż sam typ jego urody jest dość nietuzinkowy, do tego wygląda jak taki uroczy kociak. Nie bez powodu fani często określają go mianem lil meow meow... Ponadto niezależnie od tego, jak mocno by się postarał o tak zwaną niewidzialność i tak wszelkie próby zakończyłyby się fiaskiem. Dlatego nawet nie próbował i zdecydował się na coś, w czym czułby się dobrze, komfortowo, seksownie, a zarazem będzie to taki strój, który podkreśli jego atuty. Postawił na lśniący śliski materiał. Do tego nałożył na twarz delikatny makijaż, by jeszcze lepiej się prezentować. Kiedy wszystko już było gotowe, mógł wreszcie udać się do obranego przez siebie celu. Poprosił swych ludzi, aby go podwieźli, bo sam nie mógłby wsiąść za kółko — nie ze świadomością, że prawdopodobnie i tak sięgnie po drinki, a w stanie upojenia alkoholowego nie zamierzał prowadzić. Należał do rozsądnych jednostek i nie chciał doprowadzić do jakiegoś wypadku, a już i tak w ostatnim czasie zdarzyło mu się odwalić kilka uznajmy drobnych, acz lekkomyślnych głupot. Więcej problemów mu nie trzeba.
Tym oto sposobem znalazł się tuż przed drzwiami Dragon Club i tak sterczał kilka bitych minut, tępo wpatrując się w napis. Rozważał wszelkie za i przeciw czy aby na pewno to jest dobry pomysł. Ostatecznie przekroczył próg odrobinę niepewnym krokiem, choć jednocześnie umiał zachować pozory i te zwątpienie nie było po nim aż tak widoczne. Ale... było coś, czego nie mógł zamaskować. Kompletne zdezorientowanie, którym emanował wręcz na kilometr, co było wyraźnie widoczne na jego facjacie i nawet on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Co chwila kręcił głową to tu to tam, przyglądając się każdemu detalowi wnętrza budynku, a wraz z tym znajdującym się dookoła ludziom. Powoli dotarł do baru w sumie od razu wynajmując sobie strefę VIP, na którą spokojnie było go stać. To tam się ulokował i usadowił tyłek na jednej z miękkich kanap. Jego wzrok był nieustannie rozbiegany i sam nie był pewien co aktualnie zamówić, na co ma tak właściwie ochotę... no tak zagubiony w życiu nie był. Za to... dodawało mu ono swego rodzaju uroku i trudno w tym momencie nie okrzyknąć go przysłowiowym słodziakiem.
-
Blondynka stojąc za barem dowiedziała się o nowym gościu w sali więc zgarnęła tablet do zamówień i zgrabnie wyślizgnęła się zza baru ruszając w kierunku konkretnego stolika. Ubrana była klasycznie w czarne spodnie, dopasowane do sylwetki, wygodne buty z antypoślizgową podeszwą - rzecz niezbędna za ladą, oraz białą koszulę z głębokim dekoltem i krótkim rękawem. Włosy miała związane w wysoki kucyk. Jeszcze by brakowało, aby jaki włos wpadł do czyjegoś drinka. Zatrzymała się przy mężczyźnie uśmiechając się delikatnie. Od razu dostrzegła, iż gość chyba nie do końca czuł się pewien tego, co właściwie tutaj robił. Wyglądał dość słodko. Tak by to ujęła. Taki uroczy, zagubiony chłopak.
- Witam w clubie Dragon. Jestem White. Tancerka niedługo przyjdzie na pokaz prywatny. Jakieś preferencje pod względem tancerki? Blondynka? Brunetka? Ruda? No i oczywiście może coś do picia panu podać. Szampan na początek dla każdego VIPa, chyba, że wolałby pan coś innego? - zapytała pogodnie patrząc uważnie na mężczyznę. Zerknęła na swój tablet otwierając rachunek, który powstał przy rezerwacji sali. Powróciła wzrokiem do nieznajomego czekając spokojnie, aż odpowie na jej pytania.
-
Dopiero kobiecy i przyjemny dla ucha głos wyrwał go z tak zwanego stanu zawieszenia, a gdy taki łapał wyglądał jak jakiś kamień. Dosłownie! Skierował głowę bardziej w stronę dziewczyny, którą od razu zlustrował spojrzeniem. Pierwsze co najsilniej rzuciło mu się w oczy były jej... liczne dziary. Nie obnażony dekolt, czy inne miejsca, na które zwykle faceci się gapili, a jednocześnie ślinili. Pod tym względem... też był zupełnie inny. Zafascynowały go te wzory zdobiące jej praktycznie całe ciało, które niezaprzeczalnie robiły wrażenie. Profesjonalnie wykonane, do tego ta ilość! Jasonowi szczęka opadła niemalże do podłogi. Już pomijając samą treść wypowiedzi, jaką mu zaserwowała... Oj tak, teraz musiał wyglądać znacznie słodziej, uroczo i tak nieporadnie. Zamrugał kilkukrotnie, starając się upewnić, czy aby na pewno dobrze usłyszał. Szczerze to tego też nie wiedział, że już na wstępie zamawia się tancerki. Wydawało mu się po prostu, że samemu musiałby sobie taką załatwić, na dokładkę w specjalnie przeznaczonym do tego obszarze klubu. Ewentualnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak właściwie wybrał. Cóż... jakoś z tego wybrnie. Przecież nie odmówi.
— Dzień dobry! Miło mi panią poznać. Ja jestem Jason. — zaczął choćby od powitania i również przedstawił jej swoje imię. Rzucił w jej kierunku taki blady, acz piękny uśmiech. Odruchowo ułożył sobie dłoń na karku, przesuwając wzdłuż niej nerwowo i tak się po niej lekko drapał, raz mocniej, a zaraz znów lżej. — Szampan mi pasuje, jak najbardziej może być. — wydusił jeszcze, na razie poruszając te kwestie, które były dla niego powiedzmy... prostsze w ogarnięciu. Odnośnie tancerki musiał się trochę dłużej zastanowić. Gdyby coś pił, najprawdopodobniej po usłyszeniu tego pytania mógłby się aż zakrztusić i wypluć płyn, który miałby wówczas w ustach. Byłoby to takie Jasonowe! — Nie mam jakichś określonych preferencji... m… może niech będzie to najlepsza, jaką tu macie. — odchrząknął głośniej, wydukawszy te słowa nieco przyciszonym i takim speszonym głosem, czując jak jego poliki zaczynają go okrutnie piec. Zająknął się aż, co dodało mu więcej uroku słodziaka. — Muszę przyznać... że ma pani pokaźny zbiór tatuaży. Są fenomenalne! Od dawna je „kolekcjonujesz”? Boli...? — tym razem to on pozwolił sobie na kilka pytań z wyraźnym zaintrygowaniem, gdyż powstrzymać się nie mógł. Musiał zahaczyć ten temat, inaczej byłby chory! Nie spuszczał oniemiałego wzroku z tych zacnych dzieł, które zdobiły skórę panny White.
-
- Miło mi poznać panie Jason. - Kobieta skinęła delikatnie głową. Wskazała dłonią miejsce obok niego w geście zapytania, czy może usiąść obok niego. Jeśli się zgodził przycupnęła z brzegu. Tablet położyła na swoich kolanach.
- Widzę po panu, że jest pan w takim miejscu pierwszy raz. Wytłumaczę może jak u nas to wszystko działa. Ok? - uśmiechnęła się ponownie. - Wykupił pan salę VIP. Z automatu posiada pan otwarty rachunek i ma pan zapłacone w ten sposób za jeden taniec dowolnej tancerki, o ile akurat nie ma występu na dole. Jednak to też akurat nie problem jeśli ktoś nie ma problemu poczekać na nią racząc się w tym czasie alkoholem. Do tego jest szampan i drobne przekąski typu orzeszki, nachosy i tym podobne. Do rachunku dopisujemy zaś alkohol, który chciałby pan zamówić ponad to. Ma pan możliwość również zamówienia czegoś do jedzenia. Ja osobiście proponuję sushi, bo mamy kontakt ze świetną knajpą obok. Mistrz sushi zawsze wie co robi i nigdy się na nim nie zawiodłam - powiedziała wesoło. - Jeśli chciałby pan wpierw oswoić się z tym miejscem, to mogę tancerce przekazać, żeby przyszła na przykład za pół godzinki. Myślę, że to dobry czas, aby się pan rozluźnił, bo widzę u pana spięte mięśnie - wskazała dłonią na własny kark a potem na jego dając znać, że gest nerwowego drapania się po karku nie jest jej obcy i już wyłapała, że biedaczyna niepotrzebnie się tak spina. Zastanawiała się jednak, dlaczego postanowił tutaj przyjść, skoro obawiał się tego miejsca. Wyraźnie nie miał z czymś takim styczności, a dodatkowo był właściwie bez towarzystwa jako kilku dodatkowych kumpli, z którymi mógłby podziwiać pokaz i wypić. Uniosła nieco brwi zaskoczona nagłym pytaniem mężczyzny. Spojrzała na swoje ręce a potem na niego. Zaśmiała się delikatnie.
- Och, dzięki. Tak, długo je kolekcjonuję. Mam tylko jednego tatuażystę. Ufam mu i nigdy się na nim nie zawiodłam. Czy boli? To zależy. Mi osobiście nie sprawia to jakiegos większego dyskomfortu, aczkolwiek tatuaże na żebrach i wzdłuż kręgosłupa są najbardziej bolesne. Przyznam nawet, że ten tutaj - tu pokazała na miejsce na skroni. - nie był chyba aż tak bolesny, jak ten na kręgosłupie. Chociaż z drugiej strony przy upływie czasu zapomina się jak duży to był faktycznie ból, więc nie porównam go na tyle dobrze, by doskonale określić jego skalę. - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Wyjątkowo nie przeszkadzało jej to, jak ktoś zwracał taką uwagę na jej tatuaże. Był uroczy, słodki i straszliwie miły. Nie był nachalny, ani nie narzucał się jej więc i nie widziała problemu, aby zamienić z nim te kilka słów na temat swoich tatuaży.
-
Jak to dobrze, że mieli tu takie podejście do klientów. Przynajmniej nie musiał odczuwać żadnej presji i choć odrobinę rozluźnić dość mocno napięte mięśnie, bez dodatkowych stresów. Nie chciał też przy okazji narobić sobie jakichś skandali, a tak trochę ostatnimi wyczynami się narażał, mimo że jak dotąd nic przecież złego nie zrobił.
Z jednej strony miał świadomość, że prędzej czy później doszłoby do tego pytania odnośnie tancerki, ale naprawdę nie przypuszczał, że tak z grubej rury się to stanie. Stąd jego zakłopotanie i nerwowość. Musiał prezentować się przekomicznie z tym szokiem wymalowanym na twarzy i rozdziawionymi szeroko ustami, do tego pewnie robił inne zabawne miny podczas przetwarzania informacji.
— Jeśli to nie problem... czy możemy przejść na „ty”? Dziwnie się z tym „panem” czuję, dlatego preferuję zwracanie się po imieniu. — wypowiadając pierwszą część nawet się lekko zaśmiał. Miał nadzieję, że to nie będzie nic obraźliwego, niemniej jakoś nie przepadał za formami grzecznościowymi i zazwyczaj lepiej się czuł, gdy swobodnie z innymi rozmawiał bez niepotrzebnego dodawania pan lub pani. Oczywiście uszanuje, jeśli Kira będzie wolała przy tym pozostać, lecz zawsze warto spytać, nie? Nie miał absolutnie żadnego problemu, by się do niego przysiadła. — Ależ proszę bardzo! Śmiało, ja nie gryzę. — po wyłapaniu tego niemego pytania o zajęcie miejsca obok od razu zareagował w ten swój radosny sposób. Sam zachęcił ją gestem dłoni, żeby się nie krępowała i przysunęła bliżej sugerując, że nie musi też trzymać aż tak dużego dystansu i siedzieć na koniuszku kanapy. — Tak... Aż tak to po mnie widać...? — co on się oszukuje, sam czuł, że nie jest w stanie ukryć pewnych reakcji, więc jakoś specjalnie nie był zdziwiony, iż kobieta z taką łatwością go przejrzała i wyczytała każdą najdrobniejszą emocję. Znów zamilkł, aby wysłuchać jej do końca aby niczego nie pominąć i dowiedzieć się, z czym to się je.
— Teraz już wszystko jest jasne. Dziękuję za wyjaśnienie mi tego. Och, uwielbiam sushi, więc poproszę. — zdecydowanie kupiła go tym daniem, toteż musiał sobie je koniecznie zamówić. Tak będzie mu łatwiej. Powinno. I tak pewnie żadne nie dorówna temu, które przyrządza mu Jared jak ma akurat takie widzimisię. Niemniej będzie na tyle dobre, by mimo kręcenia noskiem spałaszować je w całości. — Och, jeśli można... będę wdzięczny! Pół godzinki wystarczy. Cholera, muszę coś z tym zrobić... — westchnął ciężko, kręcąc z politowaniem głową na samego siebie. Wiele by dał, by Jung zrobił mu teraz taki przyjemny masaż, po którym od razu wszystko by mu puściło. Gdyby nie to, że różnie mógłby odebrać jego pobyt tutaj... może by go tu ściągnął, ale to wciąż by było dziwne. Prędzej by dostał od niego opierdol. Ech i tak źle i tak niedobrze. Wziął parę głębszych oddechów, aby na nowo wypuścić powietrze z płuc, acz w wolniejszym tempie. Stopniowo zaczynał się oswajać, a towarzystwo panny White mu w tym całkiem pomagało, tak samo jak jej kojące słowa. Jak już tak poczuł się luźniej, postanowił zagadać o te tatuaże, by nie wyjść zaraz też na jakiegoś sztywniaka, co wreszcie zaczynało przychodzić mu łatwiej.
— To widać! O, a kogo? Może to właśnie do niego pójdę, skoro jest zaufany. Mam nawet jakąś wizję na tatuaż. Gorzej z jego wykonaniem, bo nawet fizycznie projektu nie mam. Rysowanie mi nie wychodzi. — zaczął z cichym westchnięciem, gdyż jak sobie wyobrażał swój potencjalny wzór wyglądał genialnie, ale niestety miał dwie lewe ręce jeśli chodziło o mazanie po kartce. Artystą był świetnym, poza tym jednym aspektem. Nie w każdej dziedzinie musiał być najlepszy, prawda? — Dobrze wiedzieć. Cóż, jeśli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem jak to jest. — stwierdził już nieco pewniejszym tonem niż wcześniej, wyraźnie wyglądając na zdecydowanie mniej spiętego. Tak też było. Z każdą kolejną wypowiedzią czuł się swobodniej. — Który z nich ma dla ciebie takie... największe znaczenie? Jestem pewien, że taki posiadasz. Stawiam też, że pewnie każdy z nich ma jakąś interesującą historię. — dodał jeszcze tak na koniec, poszerzając swój piękny uśmiech. Ten temat jawnie go intrygował, dlatego ciągnął go dalej, ponieważ nie widział przeciwwskazań, aby sobie dłużej porozmawiali zanim tancerka tutaj przyjdzie.