WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sposób w jaki na nią wtedy spojrzał, to rozczarowanie malujące się na jego twarzy... Byli rodzeństwem, nie zawsze się ze sobą zgadzali. Czasem się ze sobą droczyli, innym razem kłócili - Shah nigdy jednak nigdy nie patrzył na nią tak jakby zupełnie jej nie poznawał - aż do teraz - a to naprawdę nią wstrząsnęło. Do tego stopnia, że przez kilka kolejnych dni nieustannie biła się z myślami i zastanawiała co zrobić. Chciała się z nim pogodzić, wszystko mu wyjaśnić, przeprosić, ale jednocześnie bała się…. cholernie się bała, że po wysłuchaniu jej historii Hale stwierdzi, że jego obawy i owszem - są jak najbardziej zasadne - Aimee nie jest już tą samą małą dziewczynką, którą niegdyś była - a jemu nie podoba się to, kim się stała, nie chce jej takiej. Dopiero co udało się jej posklejać połamane serce, nie była gotowa na kolejny ból, smutek i rozczarowanie. Zwłaszcza, że chodziło o niego, jej ulubionego, starszego brata. Tego samego, z którym obiecywała sobie, że nic nigdy ich nie poróżni, że choćby wszystko wokół waliło się i paliło, oni zawsze będą mogli na siebie liczyć. A tymczasem… jako pierwsza się z tej obietnicy wyłamała, sprawiając mu niewyobrażalną przykrość. Bez namysłu, nieintencjonalnie, ale wciąż. Ilekroć o tym myślała - czuła się wyjątkowo podle z tym co zrobiła. Zastanawiała się skąd się jej w ogóle wzięło, że uparte ignorowanie go będzie najlepszym rozwiązaniem tej niewesołej sytuacji, w której się znalazła? Że dystans uchroni Shahruza przed przykrymi konsekwencjami i paskudnie obitą, sinofioletową twarzą? Jeśli nie chciała mu o wszystkim powiedzieć, mogła była przecież zdradzić cokolwiek, zamiast tego jednak wybrała przeraźliwą ciszę i… sama była za to na siebie wściekła, bo ze wszystkich głupich decyzji, które podjęła ta była chyba najgorsza, bo potężnie zraniła jedną z niewielu osób, którym na niej autentycznie zależało.
No, ale. Mleko się rozlało. Cichutkie pochlipywanie i pociąganie nosem nic nie da - trzeba działać i Aimes miała tego doskonałą świadomość. Kiedy więc udało się jej pogodzić z porażką i zebrać w sobie, opracowała plan działania. I to nie byle jaki, bo konkretny, wielki i z rozmachem. Taki, w który zaangażowanych było całe mnóstwo osób. Drew, bo od niego wyciągnęła najlepsze zioło w mieście, dostawca pizzy, który zadbał o to, żeby w zamówionym przez nią daniu nie zabrakło podwójnej ilości sera, a na kartonowym pudełku znalazł się dopisek “jedzonko nie pyta, jedzonko rozumie (bo nie wiedzieć czemu wydało się jej to całkiem urocze i o wiele lepsze od oklepanego “czy wybaczysz mi bracie?. To jednak nie koniec. Nic by się bowiem nie udało, gdyby nie miły pan, który doradził jej zakup najmniejszego, a zarazem najgłośniejszego głośnika bezprzewodowego. Swoje trzy grosze dołożyła również pani z wypożyczalni kostiumów, która była tak miła, że za jedyne dwie dyszki trzydzieści centów użyczyła jej różowego boa z piór, cekinowej narzuty oraz niegdyś obiecanego, gejowskiego beretu dla Shaha. W końcu… nic nie zmiękczy jego serca bardziej niż obiecany maraton High School Musical. A taką przynajmniej Aimes miała nadzieję, bez zapowiedzi kierując się do jego mieszkania. No dobra, nie do końca było to prawdą, żeby się srogo nie rozczarować przedzwoniła najpierw do Emmetta i zapytała czy jej szanowny braciak jest w domu (i co ważne czy jest sam, bo przy jego jakiejś tam przelotnej miłostce zbłaźnić się nie chciała. Co innego przy jego najlepszym kumplu i Wandzi, no bo umówmy się, byli już oni dla niej jak rodzina i ich obecnością zupełnie się nie stresowała).
Kiedy dotarła więc przed drzwi, położyła pudełko z szamką na wycieraczce, głośno zapukała i nim zdążył otworzyć, schowała się za rogiem. A kiedy zdumiony nachylił się nad kartonem i rozejrzał w obie strony, wykorzystała moment, odpaliła swojego nowiutkiego JBL (powiadam Wam, mały ale wariat) i wyłaniając się zza ściany tak przejmującym głosem jak tylko umiała zaczęła śpiewać… “We're soarin', flyin'. There's not a star in heaven. That we can't reach. If we're trying. So breaking free”, ale że Shahruz tak z marszu nie był gotowy na przejęcie kwestii Gabrielli, a przedstawienie trwać musiało… cóż, nie pozostało jej nic innego jak odśpiewać obie partie, co pewnie, było niesamowicie wymagające wokalnie, ale czego by ona dla niego nie zrobiła! “There's not a star in heaven. That we can't reach. If we're trying. Yeah we're breaking free. Oh, we're breakin' free” umilkła w końcu, wpatrując się w niego tymi swoimi wielkimi oczami. I naprawdę chciała mu coś powiedzieć, bardzo chciała, ale ten występ tak bardzo wyczerpał ją emocjonalnie, że potrzebowała chwili oddechu. Podobnie jak potrzebowała od niego porządnego przytulaska - postanowiła więc połączyć te dwie rzeczy i mocno objąć go ramionami, chowając twarz w jego klatce piersiowej. “Wiem, jestem okropna. Przepraszam, Shah. Naprawdę bardzo przepraszam” mruknęła cicho. “Spieprzyłam sprawę, nie mam absolutnie nic na swoją obronę. Jest mi głupio, że tak wyszło…. i…. chciałabym Ci o wszystkim opowiedzieć. Jeśli tylko poświęcisz mi chwilę i będziesz chciał mnie wysłuchać” dodała, odklejając się od niego. “Gdyby mój wspaniały performens nie sprawdził się jako gałązka oliwna, tak, przyniosłam pickę. Mam też zioło i bongosa skitranego w torebce” zaśmiała się cicho, spoglądając na niego niepewnie. To jak będzie?.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#14 Kilka ostatnich dni ciągnęło się dla Shahruza w nieskończoność. Nie mógł wyrzucić z głowy tamtej sytuacji i w jakiś sposób chyba czuł się oszukany, mimo że przecież nie miał do tego żadnych podstaw. Po raz kolejny boleśnie przekonał się o tym, że relacja, jaką dzielili odkąd Aimee przekroczyła próg domu Hale’ów, należała już do dalekiej przeszłości, i że nic, nawet memy z High School Musical, nie mogło zaradzić temu, jak notorycznie się mijali. Wydawałoby się, że skoro nie był już dzieckiem, zaakceptowanie tego faktu zajmie mu mniej niż jeden dzień, ale wszystko wskazywało na to, iż do pewnych typowo poważnych spraw wciąż jeszcze nie dorósł. Zadręczał się więc tym okropnym spotkaniem przez kilka dni i nawet Princia, która niespodziewanie odwiedziła go w międzyczasie, stwierdziła, iż nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała go w takim podłym humorze. O tyle dobrze, że mógł na nią liczyć w każdej, nawet nie najlepszej chwili, więc, widząc jego stan, wpakowała mu się do łóżka na zioło i przytulanki zamiast uciec. Tamten wieczór był pierwszym krokiem do lepszego samopoczucia.
Później była jeszcze sytuacja z Lettie, która też nieźle go zszokowała, choć zdecydowanie pozytywnie. Spędzenie przyjemnego wieczoru (a raczej poranka, bo kiedy zamykali bar, było parę minut po piątej) z kimś, kto nie wpisał się w jego życie na stałe, było chyba czymś, czego potrzebował dla uporządkowania myśli, bo po tamtej piątkowej nocy mniej już zadręczał się myślami o Aimee. Na cały weekend wyrzucił ją ze swojej głowy, a kiedy nadszedł poniedziałek, stwierdził, że czuł się paskudnie zupełnie bezsensownie. Rozluźnienie więzów z rodzeństwem było czymś naturalnym i może, tylko może, przeżywał to o niebo za mocno.
Ostatecznie przecież to nie musiało nic między nimi zmienić. Dalej byli rodzeństwem, dalej kochali się w swój dziwny sposób, którego Shahruz nie potrafił zdefiniować. Nawet jeśli nie do końca akceptował wszystkich jej wyborów i nie pochwalał tego, w co się wplątywała, był jej starszym bratem, na którego mogła liczyć. Jedyne, z czym musiał się uporać, to zraniona duma, która pojawiła się w nim po zdaniu sobie sprawy z tego, że w gruncie rzeczy Aimee nie potrzebowała jego pomocy ani aprobaty, aby żyć.
Tamtego dnia, mimo że dostał od Harry’ego telefon z propozycją wyjścia na piwko z resztą paczki, postanowił zostać w domu. Mimo przeróżnych wniosków, nadal znajdował się w średnim stanie i nie chciał, żeby wyszła z tego jakaś draka między nim a Falconem, więc po prostu rozłożył się na łóżku i włączył sobie jakieś gameplaye ze Spidermana na PS4. Słyszał, jak Emmett szykował się na zakupy z Wandą, ale nie zaoferował pomocy, a oni tego dnia akurat nie postanowili suszyć mu o to głowy. Może już wtedy powinien był wywęszyć konspirację, ale cóż, wszyscy wiedzieli przecież, że miał IQ grzyba, i że trudno było mu połapać się w takich rzeczach.
Westchnął, słysząc dzwonek do drzwi. Nie chciało mu się otwierać, ale pomyślał, że może Wanda zaprosiła do siebie Władka i w sumie głupio byłoby nie otworzyć. Powlókł się więc w stronę korytarza z kocem powiewającym za nim niczym peleryna, a kiedy otworzył drzwi i nikogo przed nimi nie zobaczył, zmarszczył brwi. Dopiero po chwili dostrzegł karton leżący na wycieraczce, na którym pochylił się niczym typowy rodzic próbujący przeczytać tekst z mema. ”Jedzonko nie pyta, jedzonko rozumie”? Co?
I w tamtym momencie właśnie usłyszał głośną muzykę, którą przecież dobrze kojarzył. Mrugnął, a zza ściany wyłonił się nie kto inny, jak Aimee we własnej osobie, w dodatku z cekinową narzutką i różowym boa na szyi. Mrugnął znowu, a ona zaczęła śpiewać piosenkę Troya i Gabrielli, jedną z wielu. Co tu się odjaniepawlało?
Stał jak kołek, patrząc na nią niewyraźnie, bo nie wiedział, czy się naćpała, czy to miało jakiś głębszy sens. Dopiero kiedy zakończyła swój występ i spojrzała na niego tymi rozżalonymi oczami, upewnił się, że była w pełni władz umysłowych i to, co właśnie się stało, miało pełnić funkcję… wyciągniętej na zgodę ręki? Tyle tylko zdążył zrozumieć zanim wpadła mu w ramiona, mrucząc przeprosiny.
Właściwie wcale ich nie potrzebował. Zupełnie wystarczało mu to, że w ogóle do niego przyszła.
Objął ją niepewnie, a różowe pióra połaskotały go w nos. Skąd ona to wszystko wzięła?
- Oj, Aimes – westchnął, gdy już skończyła mówić. – W porządku. – Nie mógł przecież się na nią gniewać. Zresztą, właściwie nigdy się nie gniewał, było mu po prostu przykro. Ale to też nie całkiem jej wina. – Nie musisz mi niczego opowiadać, jeśli nie chcesz. Masz swoje sprawy, rozumiem to. – Chciał, aby wiedziała, że do niczego jej nie zmuszał. I że to nic między nimi nie zmieniało. – Wiadomo, trochę mi żal dupę ściska, że w nich nie uczestniczę, ale kurwa, takie życie. – Wzruszył delikatnie ramionami, a potem uśmiechnął się delikatnie, bo wraz z wypowiedzeniem tych słów zrzucił z siebie jakiś balast. To nie oznaczało końca problemów, ale przyznanie się do tego, że zwyczajnie mu jej brakowało, było wykonaniem pierwszego konkretnego kroku w stronę... Właściwie sam nie wiedział czego.
Schylił się, aby podnieść pickę, po czym nogą otworzył przed nią drzwi i dał jej znak, żeby weszła do środka.
Skąd wytrzasnęłaś to boa? – zapytał, mierząc ją spojrzeniem. Po odstawieniu pizzy na stół, dotknął różowych piór i parsknął cicho. – Zajebiste, daj przymierzyć – poprosił, bo totalnie musiał cyknąć sobie fotkę w takim outficie.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć było to głupie i irracjonalne, cholernie bała się tego, że Shah nie będzie chciał z nią gadać. Że spojrzy tylko na nią tym pełnym rozczarowania wzrokiem, wzruszy ramionami i rzuci coś w stylu wcześniej nie miałaś czasu ze mną rozmawiać, a teraz to ja nie mam ochoty. Co byłoby totalnie nie w jego stylu, ale jednocześnie… w pełni zasłużone. Bo zachowała się okropnie i świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Ciężar winy wgniatał ją w ziemię, wyrzuty sumienia ani na moment nie dawały spokoju. Naprawdę bardzo chciała mu wszystko wyjaśnić i odpokutować. Nieważne ile piosenek z repertuaru High School Musical w tym celu miałaby odśpiewać. Shah zasługiwał coś więcej niż przeprosiny na pół gwizdka wymruczane gdzieś pod nosem.
Kiedy objął ją nieporadnie, wtuliła się mocno w jego ramiona jeszcze przez dłuższą chwilę się od niego nie odklejając. Przecież mieli czas, nic ich nie goniło, a ona naprawdę za nim tęskniła. Tych kilka tygodni szczególnie dało się jej we znaki. Zazwyczaj nie widywali się parę dni, tydzień, może trochę więcej, a teraz… Pokręciła głową tak, jakby w ten sposób chciała się pozbyć z niej natrętnych myśli - choć może, w rzeczywistości właśnie tak było. Zwłaszcza, że mogła sobie wrzucać ile chciała - czasu nie była w stanie cofnąć. Rozpamiętywanie przeszłości nie miało więc większego sensu. Jeśli chciała naprawić ich relację, powinna była skupić się na tym co tu i teraz.
“Chcę Ci opowiedzieć” weszła mu w słowo. To nie tak, że były rzeczy, którymi dzielić się z nim nie chciała. Które wolała przed nim ukryć, zataić, objąć je zmową milczenia po prostu… ostatnie czego pragnęła to, żeby Shah się o nią martwił, żeby się zadręczał albo co gorsza, żeby czuł rozczarowanie z powodu podejmowanych przez nią decyzji oraz sytuacji, w które mniej lub bardziej celowo się wplątywała. Gdyby mogła, uchroniłaby go przed całym złem tego świata.
“Zabrzmiało to trochę tak, jakbym przez tych ostatnich tygodni robiła same super rzeczy i świetnie się bez Ciebie bawiła, ale wierz mi. Wcale tak nie było” uśmiechnęła się do niego skruszona, a następnie czule pogłaskała go po dłoni. “Nie stójmy tak na progu, wejdźmy do środka” poprosiła, bo też nie chciała, żeby ktoś był świadkiem ich rozmowy. Stąd jej mała konspiracja z Wandą i Emmettem, którzy bez jakiegokolwiek szemrania zgodzili się ulotnić z mieszkania i zapewnić im odrobinę prywatności, za co była im cholernie wdzięczna. “Przykro mi, Shah” mruknęła ciszej, gdy brat bez ogródek przyznał, że żal mu dupę ściska, bo choć kiedyś mówili sobie o wszystkim, nagle między nimi wyrosła ściana, którą cholernie trudno było im przebić. “Tak wcale być nie musi, wiesz? Możemy zawrzeć jakiś pakt krwi, obiecać solenną poprawę. Zarządzić cotygodniowe spotkania, nie u rodziców na obiedzie, a u mnie czy u Ciebie” podsunęła z nadzieją w głosie, wpatrując się w niego tymi swoimi wielkimi, sarnimi oczami. “A boa” dodała, zdejmując je z własnych ramion “boa, podobnie jak cekinową narzutkę oraz gejowski beret zgarnęłam z wypożyczalni za rogiem. Świetne miejsce, prowadzi je była aktorka teatralna” uśmiechnęła się lekko, wraz z Shahruzem podążając do salonu, który na tych parę chwil miał się stać ich głównym centrum dowodzenia. “To tak, siadaj sobie wygodnie, wcinaj pickę. Nabiję bongosa, włączę HSM i wszystko Ci opowiem. Obiecuję się wyrobić do Bop to the Top, żeby nie przerywać Sharpay i Ryanowi” pokiwała głową, zajmując obok niego miejsce na kanapie, a następnie wyciągając ze swojej wielkiej, przepastnej torby wszystkie przyniesione przez siebie dary. Bo kto powiedział, że gałązka oliwna musi być tylko jedna?
“Wtedy kiedy zobaczyłeś półnagiego Drew w przedpokoju… widziałam Twoją minę… i domyślałam się, co wtedy sobie pomyślałeś. Serio, to przez niego mnie olewasz, Aimee?” zaczęła swoją opowieść, krzywiąc się nieznacznie. “Wiem jak to mogło wyglądać i jak mogło się kojarzyć, ale nie. Przez ostatnie trzy tygodnie nie uprawiałam żadnych dzikich seks maratonów. Nie chodziłam na imprezy, nie robiłam fajnych rzeczy. Prawdę mówiąc, na przemian spałam, płakałam z bólu, znowu spałam” odparła cicho, zagryzając dolną wargę. Samo mówienie o tym było dla niej bolesne i niekomfortowe, ale… Shah zasługiwał na całkowitą szczerość. “Jak wracałam sama z klubu zostałam napadnięta. Zaczepiło mnie dwóch facetów, wyrośli jak spod ziemi. Zanim zdążyłam zareagować, zaczęli mnie kopać i okładać pięściami. Stąd te siniaki” dodała trzęsącym się głosem. “Nie wiem co się stało z moją torebką. Musiała mi gdzieś wypaść, musiałam ją upuścić. Straciłam telefon. Nie miałam jak zadzwonić po pomoc. Cholernie długo to trwało, ale udało mi się doczłapać do Drew. Mieszkał przy tej samej ulicy, zajął się mną, opatrzył, a ja po prostu odleciałam” na samo wspomnienie przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. “Bałam się, tak bardzo się bałam, że to się powtórzy. Nie chciałam wracać do swojego mieszkania, żeby nie narażać Devona. Nie chciałam spotykać się z Tobą, z Kennym, z Pinkie, z Kirą, z rodzicami. Nie chciałam, żebyście widzieli mnie w tym stanie. Nie chciałam, żebyście się martwili. Nie chciałam, żeby stała się Wam krzywda” zaczęła wymieniać wszystkie te powody, dla których postąpiła tak, a nie inaczej. “Na kilka dni przeniosłam się do Daniela. Mieszka na strzeżonym osiedlu, wszędzie kamery, ochrona, pełen monitoring. Ból był nie do zniesienia, do cna opróżniłam jego apteczkę. Brałam wszystko, byleby nie czuć. Choć przez chwilę. Gdy tabletki zaczynały działać, zasypiałam i spałam tak po… kilkanaście godzin” kontynuowała mrożącą krew w żyłach opowieść. “Narobiłam sobie zaległości na uczelni, zaniedbałam pracę. Nie mówiąc już o tym, że zaniedbałam Was. Mogłam była napisać coś, cokolwiek, ale tego nie zrobiłam i kurwa… Shah, przepraszam. Mówię serio, naprawdę przepraszam” rzuciła po raz kolejny. “Dzień przed tym jak postanowiłeś mnie odwiedzić, wróciłam do mieszkania. Zanim zadzwoniłeś do drzwi, jakąś godzinę czy dwie wcześniej wpadł Drew. Bardzo się martwił, nie chciał, żebym gdziekolwiek sama wychodziła. Postanowił mi udzielić paru lekcji samoobrony, pokazał chwyty, a kiedy zeszliśmy do parteru zaczęliśmy się całować i… dopiero wtedy. To nie tak, że przez ostatnie tygodnie z niego nie schodziłam i dlatego Cię olewałam” powtórzyła, co by Shahruz nie miał w tym temacie żadnych wątpliwości. A potem już nic nie mówiła, tylko wpatrywała się w jego ciemną twarz i… czekała na reakcję? Tym bardziej, że to było naprawdę sporo do przetrawienia.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No, tak naprawdę to przez wiele dni nie chciał z nią rozmawiać. Musiał jakoś to wszystko przeboleć, więc w sumie dobrze, że nie postanowiła go odwiedzić od razu. Potrzebował chwili, żeby jakoś przejść z tamtą sytuacją do porządku dziennego, a skupianie swojej uwagi na innych ludziach było chyba najlepszym sposobem na to, aby się czymś zająć. Niestety nie wpadł na to od razu. Przez kilka początkowych dni mruczał tylko na Wandę i Emmetta, ilekroć próbowali jakoś go rozruszać. Dopiero kiedy Richardson na chama wpakował się do jego pokoju, kiedy grał w gry, wyciągnął z niego o co chodziło i zwerbował go do picia wódki z Wandą, mimo że była dopiero czternasta. I jakimś cudem ta wódka, w połączeniu z towarzystwem przyjaciół, sprawiła, że Shah poczuł się lepiej. Później właściwie poszło z górki. Spotkanie z Princią jeszcze bardziej postawiło go na nogi, a kiedy doszło do przedziwnej sytuacji z udziałem Lettie, był już normalnym, bezczelnym i zabawnym sobą, którego każdy lubił. Potrzebował czasu, to wszystko. Oczywiście nawet czas nie był w stanie dać mu odpowiedzi na wiele pytań, które chodziły mu po głowie od momentu tamtej feralnej wizyty u Aimee, ale przynajmniej dzięki niemu dziś nie zachował się na jej widok jak kompletny dupek. Bo mógł przecież zamknąć jej drzwi przed nosem, uznając, że skoro ona przez tyle czasu miała go w dupie, on też zachowa się teraz podobnie.
Tyle tylko, że… to nie był on. Nie wyznawał zasady ”oko za oko, ząb za ząb”, zwłaszcza jeśli chodziło o rodzinę. Wszyscy mieli swoje wzloty i upadki, ale Shah chyba jeszcze nigdy nie zachował się w stosunku do kogokolwiek z rodzeństwa podle. Nawet gdy w grę wchodzili rodzice, co najwyżej grał im na nerwach, ale nie na poważnie. Zbyt wiele im zawdzięczał, żeby pozwolić sobie na takie chamstwo.
Z nią było podobnie. Trochę go zraniła, to prawda, przez parę pierwszych dni nawet nie chciał jej widzieć na oczy, ale przecież nie mógł się na nią gniewać w nieskończoność. Dzielili zbyt wiele dobrych wspomnień, a on nie zamierzał tego ryzykować. Nawet jeśli ona w pewnym momencie to zrobiła.
Co oczywiście nie oznaczało również, że z automatu wszystko było w porządku, bo nie było. Nie gniewał się na nią, ale coś zmuszało go do zachowania pewnego dystansu, więc to on był tym, który zakończył ich niezbyt pokazowy uścisk, odsuwając się na bezpieczną odległość. Nawet jeśli stanęłaby na głowie, aby przywrócić wszystko do normalności, nie byłaby w stanie zrobić tego od razu.
- Okej. – Skoro chciała mu opowiedzieć, był gotowy zamienić się w słuch. Niby trochę po ptakach, ale tak naprawdę chciał wiedzieć, co się stało, że tak usilnie go ignorowała. Przekonać się, czy to rzeczywiście jakoś ją usprawiedliwiało.
Uśmiechnął się krzywo, słysząc jej propozycję. Może gdyby był młodszy i bardziej naiwny, nawet by w to uwierzył, ale zdawał sobie przecież sprawę z tego, że to wcale nie było takie proste. Bo tak, żal mu było tego, co kiedyś dzielili, lecz jednocześnie wiedział, iż tak funkcjonowało dorosłe życie. Ludzie nawiązywali nowe, ekscytujące znajomości, podczas gdy inne schodziły na dalszy plan albo umierały same z siebie. I choć oni bardzo starali utrzymać się tę ich relację na tych samych zasadach, co w przeszłości, nie dawali rady. Po prostu.
Odchrząknął, decydując się zignorować jej idylliczną propozycję. Nie chciał robić sobie nadziei. To było głupie i do niczego nie prowadziło. Lepiej zamilknąć i zobaczyć, dokąd poprowadzi ich to jedno spotkanie. Metoda małych kroczków.
- Jest super – skomentował, uśmiechając się do niej lekko. – Taka aktorka teatralna jak pani Darbus? – zapytał z rozbawieniem, nie mogąc wyjść z podziwu dla jej kreatywności. Pomysły miała świetne, to musiał przyznać.
Kierując się jej poleceniami, usiadł na kanapie i przyciągnął do siebie karton z pizzą, ale ostatecznie go nie otworzył. Jakoś nie miał na nią teraz ochoty – wolał patrzeć na nią i słuchać jej uważnie, próbując zrozumieć. Na pickę przyjdzie czas później.
Słuchał jej opowieści, co jakiś czas marszcząc brwi w zastanowieniu. Martwił się – to jedno można było odczytać z jego twarzy. Napadli ją, a ona o niczym mu nie powiedziała? Dlaczego?
- Co to byli za goście? – zapytał, nie rozumiejąc potencjalnego powodu, dla którego ktokolwiek miałby ją zaatakować. Musiał być jakiś powód, bo, z tego co zrozumiał, nie napadli jej po to, aby ją okraść. Sama powiedziała, że zgubiła torebkę. – Dlaczego nie poszłaś do szpitala? Na policję? – To też wydawało mu się podejrzane. Skoro jej stan był tak okropny, szpital powinien być jej pierwszym przystankiem. Czyżby jej szanowny Drew na to nie wpadł, kiedy opatrywał jej rany? – No tak, mogłaś dać znać, że żyjesz – przyznał z pewnym żalem, choć bez złości. Zamartwiał się o nią jak idiota i, jak widać, słusznie. – Nawet niekoniecznie mi tylko rodzicom. Oni też się martwili. – Rzadko kiedy któreś z ich dzieciaków opuszczało niedzielny obiadek bez słowa wytłumaczenia. – Mogłaś napisać smsa od Daniela, cokolwiek. – Nie chciał wywoływać w niej jeszcze większych wyrzutów sumienia, ale jakoś wciąż nie do końca jeszcze wszystko rozumiał. Brakowało mu parę informacji.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znosiła ranić swoich bliskich, sprawiać im przykrości. Świadomość tego, że jej rodzeństwo, rodzice czy przyjaciele chodzą przez nią podminowani i smutni była absolutnie druzgocąca i łamała jej serce. Czasem jednak zdarzały się drobne spięcia, rodzinne kłótnie. Kiedyś w porę nie ugryzła się w język i powiedziała parę słów za dużo, innym razem to jej się oberwało bez najmniejszego powodu. Z pamięci nie mogła jednak wyłowić ani jednej sytuacji, w której ona i Shah skakaliby sobie do gardeł. Bo zawsze byli tu dla siebie, zawsze o siebie dbali, zawsze sobie pomagali. Jedno chroniło drugie - nawet wtedy, jeśli do końca się ze sobą nie zgadzali. Tym większe były więc jej wyrzuty sumienia. Tym trudniej było jej wyrzucić z głowy myśl, że brat się o nią martwił, przejmował jej samopoczuciem i zdrowiem, a ona pozwoliła mu po prostu wyjść. Nie wybiegła za nim, nie złapała go za rękę, nie zatrzymała. Nie przeprosiła od razu, a zwlekała z tym kilka długich dni. Co prawda, po części podyktowane było tym, o czym pisałam w poprzednim poście - chęcią zapewnienia starszemu Hale’owi należytego spokoju, uspokojenia się, możliwości zebrania myśli - ale też strachem przed tym, że nie będzie chciał w ogóle z nią gadać. Szczęśliwie, w przeciwieństwie do niej - nie był wcale chujowym bratem. Miał w sobie ogromne pokłady empatii, troski i wyrozumiałości i nawet jeśli siedząc z nią w jednym pokoju wciąż utrzymywał bezpieczny dystans, w jego zachowaniu Aimee nie wyczuwała złości i wrogości. Uśmiechnęła się do niego blado, pozwalając, aby wypowiadane przez niego pytania wybrzmiały z pełną mocą w głosie. Choć kusiło ją i nęciło, nie wcinała się, nie przerywała. Dawała mu swego rodzaju wolność i swobodę, możliwość powiedzenia o wszystkim, co leży mu na sercu, pozbycia się tego wielkiego, wgniatającego w ziemię ciężaru, bo… teraz jej kolej, żeby go nosić. Jego ulga, przynajmniej chwilowa, bez dwóch zdań była tego warta.
Wiem, Shah. Powinnam była to zrobić” przyznała spuszczając wzrok i wzdychając ciężko. “Zachowałam się jak nieodpowiedzialna, samolubna, egoistyczna idiotka i żałuję. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, nie chciałam, żebyście się przeze mnie zamartwiali. Gdybyś to Ty przepadł bez słowa… stanęłabym na głowie, żeby Cię znaleźć…” dodała, kiwając głową. Dlaczego ta rozmowa była taka trudna? Dlaczego ciężej się jej mówiło o własnych uczuciach, aniżeli o tym piekle, w którym tkwiła przez ostatnie tygodnie? Nie była do końca pewna, ale chyba wynikało to z tego jak bardzo związana była z Shahem i pozostałymi Hale’ami oraz ze świadomości, że swoim głupim podejściem spieprzyła sprawę i tak właściwie nie wiadomo było, czy wszystko wróci do normy, będzie takie jak wcześniej?
Ci goście… pierwszy raz na oczy ich widziałam. I mam szczerą nadzieję, że już nigdy więcej ich nie zobaczę” mruknęła, czując jak jej oddech niebezpiecznie przyspiesza, a serce zaczyna walić jak oszalałe. “Kiedy to się stało wracałam z imprezy, byłam pod wpływem. Gdybym w takim stanie trafiła do szpitala, lekarze powiadomiliby policję, a Ci założyliby dwie sprawy. Jedną o pobicie, drugą o posiadanie” wyjaśniła cicho, obejmując się ramionami, jakby zrobiło się jej przeraźliwie zimno. Niby Shah lubił sobie od czasu do czasu zapalić jointa, ale o innych narkotykach nigdy wcześniej nie rozmawiali i… nie wiedziała jakiej reakcji się po nim spodziewać. “Bałam się, że ta sprawa nabierze rozgłosu. Nasi rodzice lubią blask fleszy, ale to.... nie na to się pisali przygarniając słodkie maluchy z najodleglejszych sierocińców” podsumowała, zaciskając usta w wąską kreskę. “Nie oczekuję, że o tym zapomnisz ani, że mi wybaczysz, ale…. chcę po prostu, żebyś wiedział, że nawet kiedy robię głupoty to wciąż jestem Twoją siostrą i kocham Cię najmocniej na świecie i to nigdy się nie zmieni” podniosła wzrok i wbiła go w jego ciemną, przystojną twarzyczkę, pozwalając sobie na błąkający się na ustach delikatny, subtelny uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy tak na nią patrzył, aż zrobiło mu się trochę głupio, że tak dociekał. Nie chciał, żeby czuła się tak, jakby właśnie stał nad nią z biczem w dłoni, tylko czekając na jakieś potknięcie z jej strony i marząc o złojeniu jej skóry. Przecież nie o to chodziło i miał nadzieję, że zdawała sobie z tego sprawę. To prawda, był nieco podejrzliwy, ale po tym wszystkim co się stało jakoś nie potrafił całkiem wyluzować. Może dlatego więc, zamiast przyjąć ją jak syna marnotrawnego, siedział na tej kanapie i patrzył na nią niepewnie, jak szczeniak, na którego najpierw nakrzyczeli, a z którym teraz nagle chcieli się bawić. Nie rozumiał, mimo iż bardzo próbował.
Rodzinne spięcia były normalne, zwłaszcza gdy rozchodziło się o taką dużą gromadkę jak Hale’owie. On też nie raz ścierał się na niektórych płaszczyznach z resztą rodzeństwa, chociaż nigdy nie rozchodziło się o nic ważnego. Z Kenaiem czasem kłócił się o to, że ślepy nie doceniał jego prób znalezienia mu fajnego faceta, z Pinkie o to, że hybrydki, które miała mu zrobić, odpadały po dwóch dniach, a z Kirą o to, kto bardziej wkurwiał rodziców. Faktycznie jednak nie potrafił sobie przypomnieć sytuacji, w której pożarliby się z Aimee, już nawet nieważne o co. To chyba był pierwszy raz, kiedy sytuacja między nimi stała się napięta i Shahruz właściwie nie wiedział, jak powinien się zachować. Co robić, czego nie robić; co mówić, a czego nie mówić. Zawsze grali razem, jako jeden zespół, niczym Dzikie Koty, a teraz Shah czuł się trochę tak Ryan, kiedy Sharpay większą uwagę poświęcała Troyowi niż jemu, przez co w ogóle zaniedbała ich repertuar.
Wzruszył lekko ramionami. No tak, powinna. Nie miał jednak serca ciągnąć tematu – przecież przeprosiła. Nawet jeśli nie do końca jej rozumiał, ostatecznie najważniejsze było to, że jednak tutaj przed nim stała, cała i zdrowa, i że chyba wszystko było okej. Przynajmniej pozornie.
- W porządku – powiedział więc po prostu i pokiwał głową. Wiedział, że wraz z wypowiedzeniem tych słów, nie wszystko od razu wróci do normy, ale też nie o to chodziło. Chciał po prostu, żeby wiedziała, że przyjął jej przeprosiny i nie był już na nią zły.
Gdybyś to Ty przepadł bez słowa… stanęłabym na głowie, żeby Cię znaleźć… Uśmiechnął się słabo, podnosząc na nią wzrok. Wierzył jej, bo przecież nie raz przekonał się o tym, jak wiele była w stanie zrobić dla swoich bliskich. Smutno mu tylko było, iż najwyraźniej dotychczas nie zdawała sobie sprawy z tego, że to działało w dwie strony.
- Czyli… zaatakowali cię bez powodu – podsumował, marszcząc lekko brwi. – Rozumiem. – Pokiwał głową. Nie dałby sobie ręki uciąć za to, że mówiła prawdę, ale równocześnie nie miał wpływu na jej kłamstwa. Jeżeli chciała coś przed nim zataić… no cóż, mógł tylko to przyjąć. – No tak, to ma sens. – On też już wolałby zdychać dwa tygodnie w męczarniach niż iść do szpitala pod wpływem jakichś cięższych narkotyków. Rodzice chyba już całkiem by go wydziedziczyli. Zresztą on jak on, ale Aimee miała o wiele więcej do stracenia, bo starzy przynajmniej nie zdawali sobie sprawy z tego, że wcale nie była taka święta, na jaką wyglądała. – Wiem – przytaknął i pokiwał głową bez przekonania. Wiedział? Jakoś od momentu, kiedy zobaczył ją wtedy z Drew, czuł się tak, jakby wypadł z gry. Niezależnie od tego, jak paradoksalnie to brzmiało. – No dobra, siadaj. Chcesz kawałek picki? – Skoro już sobie co nieco wyjaśnili, równie dobrze mogli przejść do maratonu HSM.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak naprawdę, gdyby Shahowi teraz nerwy puściły, gdyby się uniósł, gdyby na nią nakrzyczał, ba, gdyby chwycił bicz w dłoń i porządnie ją złoił - Aimee nawet słowem by się nie zająknęła. Bo miał pełne prawo do tego, żeby być na nią złym, a jeśli takie a nie inne zachowanie przyniosłoby mu upragnioną ulgę, zgodziłaby się absolutnie na wszystko. Pewnie, niektórzy dużo mówili, obiecywali złote góry, ale kiedy tak Hale raz za razem powtarzała, że jej przykro, że zależy i zrobi co w swojej mocy, żeby odpokutować, właśnie to miała na myśli. W jej słowach nie było ani krzty przesady, a o tym, że potrafiła działać z rozmachem świadczyły wyśpiewana pod drzwiami brata piosenka musicalowa czy dzierżony przez Shahruza w dłoni gejowski beret.
Jak to mówią, zawsze musi być ten pierwszy raz. Choć w tym konkretnym przypadku Aimes wolałaby, aby do niczego nie doszło, a przynajmniej nie z jej winy, bo Shahruzowi wybaczyłaby o wiele łatwiej niż samej sobie. No, ale mleko się rozlało. Westchnęła cichutko, obejmując się ciaśniej ramionami. Zawsze czuła się przy nim tak lekko, swobodnie, niczego się nie krępowała, a teraz… słowa z ledwością przechodziły jej przez gardło. Miała jakieś takie dziwne wrażenie, że nieważne co powie, nie odzyska jego zaufania. Nie dzisiejszego wieczoru.
“Nie, nie jest w porządku. Jestem wściekła… wściekła na siebie i chciałabym zrobić coś… coś, żeby to naprawić tylko… sama nie wiem. Kurwa, żeby to było takie proste” mruknęła, palcem wskazującym masując przestrzeń między brwiami, jakby miało ją to uchronić przed migreną. Niestety, nie pomogło. Od nadmiaru myśli głowa jej wręcz pękała.
Czyli... zaatakowali Cię bez powodu….
Szczerze? Miała cichą nadzieję, że brat o to nie zapyta, bo skoro chciała odbudować ich relację, nie mogła tak siedzieć przy nim i kłamać mu prosto w oczy. Naginanie prawdy i przeinaczanie faktów również nie wchodziło w grę. Skoro jednak poruszył ten temat… głośno przełknęła ślinę. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, czyż nie?
“To było ostrzeżenie. Nie dla mnie, dla... Drew” wyznała w końcu, wbijając wzrok we własne dłonie, bo z jakiegoś powodu miała wrażenie, że ta część najbardziej go zaboli i wzbudzi w nim największe niezrozumienie. “Okradli go, inni, nie Ci sami. Jego szef nie dostał pieniędzy na czas, wkurzył się i.... zgaduję, że nie wiedział, że nie byliśmy wtedy razem, więc… tak” mruknęła ledwo słyszalnie. Czy była głupia? Czy już wtedy powinna była wziąć nogi za pas i uciekać od Loudaina tak daleko jak się tylko da, a nie się z nim wiązać? Czy naiwnie myślała, że nic więcej się jej nie stanie? Tak, tak i jeszcze raz tak, ale... była młoda, zakochana. Wierzyła w szczęśliwe zakończenia.
“A dragi… to było trochę koki i jakieś piksy. Chciałam sobie poprawić humor, ale nie do końca wyszło, dlatego postanowiłam wrócić szybciej do domu. Nie wiem dlaczego nie zadzwoniłam do taksówki, myślałam, że spacer i zimne powietrze dobrze mi zrobią, ale z perspektywy czasu… to nie była właściwa decyzja” odparła cichutko. “Jesteś pewien, że wciąż masz ochotę na pickę w moim towarzystwie? Wiem, że nie tego się po mnie spodziewałeś i że tym wszystkim kurewsko Cię rozczarowałam. Pewnie się teraz zastanawiasz, kim w ogóle jestem, a ja…. momentami sama już nie wiem” przyznała smutno, wierzchem dłoni wycierając wilgotne oczy. "Przepraszam, Shah. Jeszcze raz przepraszam. Chcesz, żebym już sobie poszła?” zapytała, spoglądając na niego spod wachlarza ciemnych rzęs.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie uznawał przemocy wobec rodziny – ani takiej fizycznej, ani tej psychicznej, a krzyki zdecydowanie podchodziły pod tą drugą. Miał z nimi złe wspomnienia jeszcze z dzieciństwa i zwyczajnie nie uciekał się do takiej formy wyrażania niezadowolenia. Nawet jeśli czuł się zły czy rozgoryczony, nic nie dawało mu prawa do tego, aby krzywdzić tych, którzy byli mu najbliżsi. A rodzina zdecydowanie do takich osób należała.
Przetarł twarz otwartą dłonią. Drew. No jasne, mógł się tego spodziewać. Od początku przecież wiedział, że ten gość wyglądał jak synonim kłopotów.
- I po co ci to, Aimes? – Mógł zapytać o mnóstwo innych rzeczy, ale tylko na to pytanie tak naprawdę nie znał odpowiedzi. Nie potrafił jej zrozumieć. – Nigdy nie… – Nie chciał się złościć, Allah mu świadkiem, ale, do cholery… Wydawało mu się, że w tej rodzinie to Kenai był jedynym ślepcem. – Nigdy nie kwestionowałem jakichś twoich wyborów życiowych i nie chcę tego robić. – Naprawdę pragnął wierzyć, że trzymała swoje życie w ryzach, i że nie brnęła w nie po omacku. – Ale kurwa… – Bo przecież zawsze było jakieś ”ale”. – Typ najwyraźniej ma jakieś problemy z agresją. Jakby cię tam wtedy nie było to po prostu by mi jebnął. – Kwaśno nawiązał do ich ostatniego spotkania. – I wierz mi, w dupie mam siebie i to, czy moja morda jest obita, czy nie, bo umiem o siebie zadbać. Ale weź wyobraź sobie taką sytuację: zamiast mnie przychodzi tam Kenai i twój chłopak zachowuje się w stosunku do niego w ten sam sposób. Dalej byłabyś w niego tak zapatrzona? – W żadnym wypadku nie zamierzał używać osoby ich brata jako synonimu słabeusza, po prostu chciał, aby Aimee postawiła sobie w tamtej sytuacji kogoś innego, kogoś, kto startował z mniejszymi szansami. Bo wiadomo – chociaż Kentigern świetnie potrafił poradzić sobie w normalnych okolicznościach, z wiadomych względów nie dałby sobie rady, gdyby skoczył na niego typ postury Loudaina. – Albo gdyby to była Pinkie. – Może przykład Kenny’ego był słaby, bo on jednak nie zdałby sobie sprawy z tego, że w tamtym momencie Aimee była nieźle poobijana i może nie powiedziałby niczego, co rozwścieczyłoby Drew. – Rękę dam sobie uciąć, że gdyby zobaczyła cię w tamtym momencie i nie miałaby żadnego kontekstu, pomyślałaby to samo, co ja. – Oboje wiedzieli, że Pinkamena była najsłodszą, najbardziej bezbronną osobą chodzącą po Seattle, jeśli nie po całym świecie. Gdyby taki Drew wypchnął ją siłą z mieszkania Aimes, pewnie tylko odbiłaby się od ściany jak piłeczka i wylądowałaby na podłodze, nie rozumiejąc, co tam się właściwie działo. I co, Louidan i tak dostałby rozgrzeszenie? – Już nawet nie wspominam o tym, że zostałaś napadnięta z jego winy, bo wiem, że masz siebie samą daleko gdzieś. Mogliby cię napaść kolejny raz, a ty wciąż nie wyciągnęłabyś z tego żadnych wniosków. – Znał ją trochę. Wiedział, że najbardziej na świecie troszczyła się o innych i zawsze potrafiła ich usprawiedliwić, a siebie samą stawiała na marnym końcu. I nie podobało mu się to, bo później wychodziły z tego właśnie takie sytuacje – zamiast posłać jakiegoś durnia do diabła, wciąż ryzykowała. Ponoć z miłości.
To, że zwyczajnie się naćpała, tak naprawdę nie zrobiło na nim większego wrażenia. Była młoda, trochę szalona i miała do tego pełne prawo, zresztą sam nie był święty. Jedyne, o co mógł ją prosić, to większe przywiązywanie uwagi do swojego bezpieczeństwa, ale zamiast cokolwiek powiedzieć, patrzył na nią po prostu, zaciskając szczęki.
Czy wciąż miał ochotę na pickę w jej towarzystwie? Niby, jak sam stwierdził, wszystko było ”w porządku”, a jednak wystarczyła jedna wzmianka o Drew, żeby przeszła mu ochota na cokolwiek. Ten typ chyba był wampirem energetycznym.
- Nie o to chodzi – zaprzeczył od razu, chociaż tak, w jakimś sensie był rozczarowany. Nie tyle nią, co samą świadomością, że nie znał jej na tyle dobrze, jak przewidywał. – Nie rozumiem wielu rzeczy w tobie, Aimes – przyznał w końcu, wzruszywszy ramionami. Poddał się. – Ale wiele też rozumiem. Nie musisz dokładnie wiedzieć, kim jesteś. – Sam przecież momentami czuł się tak, jakby to nie on sterował swoim życiem tylko jakiś frajer-alkoholik, który nie do końca ogarniał zasad gry. – I nie chcę, żebyś sobie poszła. – Pokręcił głową. – Chciałbym, żebyśmy to jakoś ogarnęli. – Tylko jak? W jedynej kwestii, jaka go nurtowała, nie zamierzał odpuścić, a równocześnie podejrzewał, że Aimee też nie przyzna mu racji. Sytuacja bez wyjścia.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I po co ci to, Aimes?
Gdy z ust Shahruza padło to jedno, konkretne pytanie, podniosła wzrok i posłała mu blady, niewyraźny uśmiech, bo… chyba dobrze znał odpowiedź, po prostu nie chciał jej do siebie dopuścić. Jego mała siostrzyczka po raz pierwszy w życiu była zakochana. Nie kimś zauroczona, nie kimś oczarowana, a całą sobą zaangażowana w miłosną relację. W dodatku z facetem, za którym delikatnie mówiąc, starszy Hale nie przepadał. Ale tak, to właśnie był ten powód, dla którego ciemnowłosa nie poddawała się, nie odpuszczała, nie zniechęcała - walczyła z przeciwnościami losu. Bo całym sercem wierzyła w to, że warto. Że burzowe chmury, które zebrały się nad ich głowami w końcu się rozpierzchną, a na horyzoncie znowu pojawi się słońce, że będą wolni, szczęśliwi i już niczym nie będą musieli się martwić.
W ciszy wysłuchała słów bruneta, przez cały ten czas ani na moment nie spuszczając go z oczu, co by nie przegapić ani jednej jego reakcji. Widziała jak ciężko jest mu zebrać myśli, jak gryzie się w język, szuka odpowiednich słów i cholera… miał naprawdę sporo racji. Jej też się nie podobało to, jak gwałtownie Drew zareagował, jak szybko wystartował do Shaha z rękami. Nie pochwalała tego, nie popierała. Ba, była na niego wściekła, ogromnie wściekła i choć jej brat już tego nie widział, bo był w drodze do własnego mieszkania, gdy tylko zostali sami - Aimes dała upust swojemu niezadowoleniu, głośno zaprotestowała przeciwko takiemu zachowaniu i wręcz zmusiła go do tego, żeby jej obiecał, że nigdy więcej nie wystartuje do żadnego z jej rodzeństwa, bo kiedy uderza w nich to tak jakby uderzał bezpośrednio w nią. A przecież ostatnie czego chce to sprawiać jej przykrość. A kiedy już obydwoje ochłonęli, opowiedziała mu co nieco o swojej rodzinie, o wyjątkowej więzi jaka łączy adoptowane pociechy Hale, o tym jak wesołe bywa życie w tak licznej gromadzie. O ich przyzwyczajeniach, tradycjach, zwyczajach. Niedzielnych obiadkach u rodziców, wspólnych urodzinach i świętach.
“Wiem, że nie zrobił dobrego pierw... drugiego wrażenia, ale nie jest zły. Nigdy na mnie ręki nie podniósł” mruknęła cicho, nie chciała go w żaden sposób usprawiedliwiać, ale też nie zgadzała się z tym, że Drew był niebezpieczny i mógł skrzywdzić ją czy którąkolwiek z jej sióstr. Ba, miała jakieś takie dziwne wrażenie, że również Kenaia nie tknąłby palcem, a całe zajście miało związek z wcześniejszymi nieprzyjemnościami, o których Shah ostatnio wspomniał. Intuicja podpowiadała jej, że gdy się poznali jeden drugiemu mocno zalazł za skórę i dlatego teraz tak alergicznie na siebie reagowali. “Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy” dodała, zaciskając usta w wąską kreskę. Drew już wiedział czym ryzykował i nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek ośmieli się w podobny sposób zachować. Zbyt wiele miał do stracenia. Poza tym, szczerze wierzyła w to, że nieważne jak jeszcze kiedyś będzie wkurwiony, nie będzie chciał jej po raz kolejny sprawić przykrości.
Gdy zarzucił jej, że nie wyciąga wniosków, nie potrafi uczyć się na błędach, że w ogóle o siebie nie dba i jak zawsze, winy doszukuje się nie w tych, w których powinna, a sobie samej… nie odezwała się ani słowem, bo... miał rację. Co więcej, nie był w tej racji odosobniony. Nie tak dawno jak kilka tygodniu temu Daniel boleśnie ją w tym uświadomił, na własne życzenie wytykając wszystkie jej największe wady. Panowie mogli więc przybić sobie piątki. Aimee bez dwóch zdań była beznadziejnym przypadkiem. Przedkładała potrzeby innych nad swoje własne, dla tych na którym jej zależało ryzykowała swoim życiem i zdrowiem. Gdyby zaszła taka potrzeba, dla bliskich i w ogień by wskoczyła. I choć wielu tylko tak mówiło, ona naprawdę by to zrobiła.
“Dowiemy się razem?” zapytała pociągając noskiem, a kiedy zapewnił ją, że wcale nie chce, żeby wychodziła, spojrzała na niego z wdzięcznością i znowu wtuliła się w jego ramię, tak że mógł poczuć jaka jest krucha i drobna, jak bardzo zdezorientowana i zagubiona. “Coś wymyślimy” dodała, kładąc mu głowę na kolanach i zwijając się w małą, wychudzoną kulkę, domagającą się głaskania po włosach, rodzinnego ciepła i zrozumienia. “Dzięki, że jesteś” szepnęła jeszcze, po raz pierwszy tego wieczora przenosząc wzrok na ekran. W samą porę na stick to the status quo”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystarczyło jedno spojrzenie na jej minę, aby Shahruz westchnął ciężko. Mógł produkować się ile chciał, walcząc z nią twardymi argumentami, a ona i tak pozostawałaby niewzruszona – chwilowo głucha i chwilowo ślepa. I wszystko z powodu jakichś zafiksowań w mózgu, które wmówiły jej, że była zakochana. Na Allaha, Shah miał szczerą nadzieję, że jego to nigdy nie dotknie. A przynajmniej nie do takiego stopnia. Zakochanie robiło z ludzi idiotów, podczas gdy oni nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Tak właśnie było jej w przypadku, bo Shahruz był przekonany, że chociaż w głębi duszy zdawała sobie sprawę z tego, iż ktoś pokroju Drew nie był dla niej odpowiedni, ona nie chciała tego zaakceptować. Wolała brnąć w tę destrukcyjną relację – relację, przez którą zapewne nie raz miała jeszcze cierpieć, nie tylko fizycznie.
Jedyne, co mu pozostawało, to przestać się przejmować, ale chociaż ta myśl przyszła mu lekko, wdrożenie jej w życie prawdopodobnie wcale nie miało takie być. Aimee nie była tylko jego siostrą – była kimś, kogo dotychczas uważał za swojego najlepszego przyjaciela. I chociaż wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że ona nie uważała tego samego, wyraźnie nie licząc się z jego zdaniem, nagłe postawienie kropki przy ich głębokiej, długoletniej relacji było trudniejsze niż można by podejrzewać. Bo choćby przekonywał samego siebie, że Aimes przepadła bezpowrotnie, i że nie mógł już nic zrobić, rozżalenie pozostawało. I owszem, każdego kolejnego dnia pewnie miało tracić na sile, co nie zmieniało faktu, że czekał go trudny, bolesny okres, podczas którego prawdopodobnie nie będzie miał zielonego pojęcia, co ze sobą zrobić.
Chyba na tym właśnie polegał jego problem – że zazwyczaj niczym się nie przejmował, a kiedy już zaczynał się przejmować to robił to w stosunku do osób, które wcale tego nie chciały.
Uśmiechnął się kwaśno, słysząc jej słowa. Cisnęło mu się na usta proste ”jeszcze”, ale wiedział, że to by ją zraniło, a on nie chciał tego robić. Zresztą… już jasno dał jej do zrozumienia, co myślał o jej związku. Skoro postanowiła nie brać tego pod uwagę, najwyraźniej jego słowa nie liczyły się tak bardzo, jak by tego chciał.
Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Wzruszył ramionami. Nie miała przecież żadnego realnego wpływu na zachowanie swojego nowego chłopaka. Równocześnie Shahruz nawet nie zamierzał dawać mu szansy, więc cała ta sytuacja z góry skazana była na porażkę. Niezależnie od tego, jak czyste były jej intencje, ani on, ani Drew zapewne nie zamierzali przestać łypać na siebie spod byka, a to z kolei nie sprzyjało żadnym potencjalnym, wspólnym wyjściom czy jakimkolwiek innym próbom spędzania czasu w trójkę.
Oczywiście, że miał rację. Ponieważ nie powiedziała jednak nic, on również nie kontynuował tematu, pokonany. Ta dyskusja mijała się z celem. Obecnie jedyne, co mogli zrobić, to zapomnieć na moment o tym, co ich poróżniło i przez kilka ostatnich chwil poudawać, że wszystko wciąż było tak, jak wcześniej.
Chociaż nie było.
Nie powiedział już nic, po prostu pozwolił jej przytulić się do jego ramienia, a potem położyć na kolanach i zwrócić uwagę na lecący w tle film. Pizza wciąż leżała gdzieś obok, nietknięta, tak samo jak gejowski beret, który już nawet przestał go bawić.
Wplątując dłoń w jej krótkie, ciemne włosy i patrząc zacięcie na ekran, marzył tylko o tym, żeby przestać czuć się w taki sposób. Jakby właśnie został zastąpiony przez kogoś innego.
Bo przecież to było niedorzeczne, prawda? Nigdy nie zajmował w jej życiu żadnego specjalnego miejsca, był tylko bratem, z którym co prawda kiedyś miała nieco lepsze stosunki niż z resztą rodzeństwa, ale... no właśnie. Tylko bratem.
Tylko bratem.

/zt x2
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”