WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Oczywiście - skinęła głową. - Zazdroszczę tych szeroko pojętych horyzontów - skinęła głową, bo podobnie jak on - nie śledziła życia prywatnego Kardashianek. Widziała kilka odcinków ich show, stalkowała czasami instagramy dziewczyn i ze zdumieniem przyglądała się metamorfozie ojca w matkę, niemniej nie była szaloną fanką. - Ja jestem modelką - prawda za prawdę. - Niestety nie mam szans się wybić, więc głównie spaceruję po wybiegach prezentując nowe kolekcje japońskich kimon - kłamstwo za kłamstwo.
-
- Argumenty są przeciwko mnie, wysoki sądzie - przyznał, unosząc rękę w obronnym geście.
Może gdyby na chwilę się zatrzymał i przeanalizował sytuację, dowiedziałby się, dlaczego tak dobrze bawi się teraz i dlaczego był skłonny wszystkie te rzeczy robić. Ale nie chciał stawać przed faktami, bo wieczór wciąż zapowiadał się dobrze, a on też - w przeciwieństwie do poprzednich kilku miesięcy - czuł się rozluźniony, wyrwany z rzeczywistości. Skupianie się na pracy nagle wydawało się dawać mu jedynie namiastkę tego oderwania, a kultywował to niemal dzień w dzień. Zresztą, analizować będzie to wszystko mógł następnego dnia, tak samo jak ona. Albo zrobi to za nich terapeuta, który pewnie potem będzie musiał zadzwonić do swojego terapeuty.
Prawda za prawdę, kłamstwo za kłamstwo. Byłby głupi, gdyby nie uwierzył w jej karierę w modelingu. Gdyby w pełni wczuł się w Sebastiana, od razu porównałby ją do anioła, który wylądował na ziemi, ale niestety złapała go w grill barze z zaskoczenia i nie miał okazji. Skoro jej siostra załatwiła jej randkę godną modelki, to zakładał, że prawdziwy Sebastian miał nieco więcej do zaoferowania niż to jak go przedstawił.
- Kimona to hit sezonu - kiwnął głową, nie mając bladego pojęcia o czym tak naprawdę mówi. No, wiedział jak wyglądają kimona, ale niewiele poza tym. Wątpił za to, żeby musiała w nich pozować. Nie była po prostu ładną dziewczyną - ładne dziewczyny miały dużo udanych randek, ale nie miały kariery. Miała w sobie to coś, co podświadomie pchnęło go do podszywania się pod kogoś zupełnie innego. - Dobrze, że odradziłem ci homara. Smakuje jak waciki nasączone sokiem pomarańczowym - zażartował i niemal od razu ugryzł się w język, bo wino najwyraźniej wyłączało jego hamulce, a włączało go w tryb myślenia stereotypowego. Z drugiej strony, nie obraziła się za policję, to nie obrazi się za waciki.
Upił kolejne kilka łyków, rozmyślając nad następnym faktem, którym mógłby się podzielić. Ale jego życie wydawało się dość nudne w porównaniu do jej. Wciąż nie wiedział o niej prawie nic, poza karierą i imieniem i choć mógłby zabić tę tajemniczość wstukując, niczym Sherlock Holmes aviana modelling w wyszukiwarkę, wolał poznać ją półprawdą.
- No więc, modelka - skwitował, bardzo inteligentnie. - Po twoim popisie włoskiego zakładałem, że córka mafiozy. - nie pamiętał, co to był za język, ale bardzo liczył, że trafił. - Po takiej przerwie od randkowania, czujesz się zrażona na następne lata?
-
- Paskudne stereotypy - obruszyła się i w pseudo-urażonym geście położyła prawą dłoń tuż nad sercem. - Poza wacikami jemy kilka innych rzeczy, ale nie będę wprowadzać cię w szczegóły - no tak, to sztampowe myślenie! - Całe życie na diecie, dało się zauważyć w grill barze, kiedy z obrzydzeniem zajadałam się mięsem - skrzywiła się w udawanym grymasie. Poniekąd w jego słowach było ziarno prawdy, ona sama dbała o linię, chociaż nie katowała się dietami i nie ograniczała posiłków do wypicia pięciu szklanek wody dziennie. Lubiła zjeść i kiedy mogła, to rozkoszowała się różnymi smakołykami, kiedy zaś szykowała się do pokazu miała określoną liczbę kalorii. Zawód i praca jak każda inna - wszędzie wymaga się poświęceń w imię sukcesów. - Poza tym kimona skutecznie maskują wszelkie niedoskonałości - zgrabnie zakończyła temat swojej kariery w japońskiej branży mody. - To nie był włoski. Nie żartuj, że aż tak kaleczę hiszpański akcent? - pewnie kaleczyła, bo mimo, że zdarzyło jej się podróżować po świecie tu i tam, to zazwyczaj posługiwała się swoim ojczystym językiem. Tych kilka słów znała nie wiadomo skąd, ale jak widać przypominała sobie o ich istnieniu w bardzo odpowiednich okolicznościach. - Teraz żałuję, że na poprzednią tożsamość nie wybrałam córki mafii, może miałbyś do mnie większy respekt - importer mięsa na kebaby nagle wydał się taki nietrafiony. - Zdecydowanie - przytaknęła. - Nie wybiorę się na kolejną przez następną dekadę - kłamstwo. - Chyba, że jakimś cudem odnajdziesz mnie za jakiś czas i zaprosisz na wieczorne szaleństwo - prawda. - Przez kilka ostatnich lat byłam żoną. Małżeństwo wymaga poświęceń i często zapomina się w nim o takich drobnostkach jak wyjście na kolację albo próba wtargnięcia na czyjąś posesję - wzruszyła obojętnie ramionami. Może zabrzmiało smutno, ale Aviana wcale w patosie się nie pogrążała. Odcięła przeszłość grubą, czerwoną kreską i nauczyła się za nią nie tęsknić.
Opróżniając kieliszek do końca, podniosła się, aby pójść do kuchni i wrócić tutaj z butelką pozostawioną na blacie. Po drodze napełniła szkło w połowie i usiadłszy na powrót na kanapie, zbliżyła się - celowo lub przypadkiem, kto to wie - do Andrew. Z tą samą swobodą, z którą brnęli przez noc, położyła głowę na jego ramieniu, zmuszając go tym samym, by lekko ją objął. - A ty? Zamierzasz jutro założyć tindera i zostać najbardziej rozchwytywanym kawalerem w Seattle? - z góry założyła, że w domu nie czeka na niego żona skoro bawił się dobrze w jej towarzystwie. Gdyby jednak czekała, byłby to jedyny z powodów dla których Aviana złamałaby swoją zasadę bycia humanitarną i po prostu strzeliłaby mu w twarz. Najlepiej z piąstki, tak dla lepszego efektu.
-
- Najwyżej tak, jak ja kaleczę francuski - uspokoił ją, pewnie bez skutku, bo jego hon hon baguette było pewnie bardzo dalekie od wybitnego.
Jak każdy, niewydedukowany amerykanin, znał angielski i może podstawy hiszpańskiego ze szkoły, ale nigdy nie przykładał do nauki innego języka większej uwagi. Pewnie powinien, podobno to poszerza wiele innych aspektów myślenia, ale zawsze miał inne priorytety w swojej głowie. Nie czuł się bardzo ogłupiony swoimi brakami, bo też w obecnych czasach w niemal większości miejsc cywilizowanego świata angielski wystarczył, by się porozumieć, ale wystarczyło by wygłupić się na nie-randce.
Zdziwiło go to, że była mężatką, ale nie dał tego po sobie poznać. Głównie dlatego, że nie wiedział, co go tak zaskoczyło w pierwszej kolejności. Może to, z jaką swobodą wkroczyła w środek lasu z zupełnie obcym mężczyzną, albo prawie wylądowała na cmentarzu, również z zupełnie obcym mężczyzną? Na pewno wszystko zgadzałoby się z tym, co mówiła na początku - że nie miała wprawy w randkowaniu i umówiła ją z Sebastianem siostra.
Przynajmniej ona miała wymówkę na bycie tak zardzewiałym.
- No tak, związek bez włamywania się ludziom do domów jest skazany na porażkę - odrzucił z rozbawieniem, obserwując ją gdy podnosiła się z kanapy i ruszyła do kuchni. W zasadzie to cieszył się, że zapłacił za wynajęcie tego domku. Poza ryzykiem wtargnięcia tu policjanta, który z góry założy, że musieli się tu włamać, przynajmniej nie martwili się o konsekwencje.
Dopił swój kieliszek wina i sięgnął po butelkę, którą przyniosła, żeby i sobie trochę dolać. Gdy ponownie oparł się o kanapę, objął ją niemal instynktownie, bo znalazła się w zasięgu ręki.
- Z moimi wymyślanymi personami na pewno zrobię tam furorę - zaśmiał się, po czym upił łyk wina. - Co teraz? Sprawdzony grabarz? Dystrybutor gazet? Może rzeźnik? Zainspirowałaś mnie swoim kebabem.
Prawie na cmentarzu wylądowali, ale podejrzanie nie rozważali jeszcze pójscia do budki z kebabem. Hot dog to w końcu nie było to samo.
- Niedawno wróciłem do Seattle, czuję się zardzewiały w tej kwestii - wyznał, na chwilę zapominając o dodaniu do prawdy kłamstwa, ale szybko się zreflektował. - Zbierałem truskawki w Holandii, żeby zarobić na ten domek. Pamiętaj, żeby przed wyjściem zabrać do torby wszystko z lodówki.
-
- Przyjaciel nie tak dawno powiedział mi, że od zawsze mam parcie na dupków, jak widać za bardzo się nie myli w swoich ocenach - co prawda nie zamierzała wywlekać na wierzch powodów własnego rozwodu, ale skoro nie była już mężatką, a obrączkę dawno ściągnęła z palca, można było dodać dwa do dwóch. - Do tego jestem naiwna - tego też nie dało się ukryć, bo jak sam dobrze zauważył - pognała w ciemną noc z zupełnie obcym mężczyzną, który mógł z nią zrobić wszystko. I wcale nie mam tutaj na myśli tych przyjemnych chwil, których uczestnikami byli aktualnie, a znacznie bardziej bolesnych w skutkach. To było irracjonalne zachowanie i powinna przeklinać własną głupotę, a zarazem dziękować Rykerowi, że nie okazał się być seryjnym mordercą, który faktycznie pod osłoną nocy zabija swoje ofiary, by za dnia stawać się grabarzem Sebastianem i nakręcać własny biznes. - Moje pierwsze i ostatnie przestępstwo, obiecuję - z ręką na sercu przysięgła, że nigdy więcej nie będzie takim głuptasem. Poza tym po tej randce będzie miała dość randek na całe życie. Nie ze względu na to, że była kompletnie nieudana, wręcz przeciwnie. Obawiała się, że tak nieoczekiwane zwroty akcji sprawiły, że każda kolejna na którą by się udała, nie dorosłaby tej do pięt.
Wpasowując się idealnie w ramię Andrew, przymknęła na moment oczy, leniwie się uśmiechając. Nie powinna przesuwać granic dalej, sprawdzać siebie i testować jego, jednak nie była w stanie się przed tym powstrzymać. Było jej dobrze i właśnie wmawiała sobie, że nazajutrz rano będzie udawać, że wszystko co dzisiaj się wydarzyło wcale nie miało miejsca. Tymczasem zaśmiała się. - Zawartość lodówki spakuję ci do torby. Dla siebie wezmę waciki z łazienki, tego nigdy za wiele - skinęła głową z pełną powagą, jakby faktycznie ustalili plan, którego mieli się później trzymać. Co prawda do lodówki jeszcze nie zaglądała, ale sądząc po obfitej zawartości szafek, to i tak były produkty z górnej półki. - Wiem, że cię zawiodę - zaczęła cicho i dość niespodziewanie. - Ale nie jestem syreną - uśmiechnęła się rozbawiona własnym wyznaniem. - Jednak czasami wróżę z dłoni - oczywiście, że kłamała, jak przez większość czasu. To nie przeszkodziło jej w tym, aby złapać za jego rękę i opuszką wskazującego palca przesuwać po liniach, o których znaczeniu nie miała zielonego pojęcia. - Masz krótką linię życia. Sądzę, że w związku z tym powinieneś robić wszystko na co masz ochotę - zadarła głowę do góry i w bardzo niesubtelny sposób, niczym słoń w składzie porcelany, przekazała mu, że chce być pocałowana. Teraz, tutaj, bez zawahania.
-
- Pierwsze? A wydawałaś się mieć taką wprawę - zażartował, wspominając jej umiarkowaną panikę, która zresztą była w pełni zrozumiała. Wciągnął ich w tę sytuację sam, a to, że ona się zgodziła, usiłując wygrać w ich małej grze, to już inna sprawa.
- Z łazienki trzeba też będzie wziąć te małe mydła co zostawiają - przypomniał jej, niemal grobowym głosem, tak poważnie teraz brzmiał. - I może ręczniki albo klapki. Co się jeszcze dostaje poza wacikami w hotelach?
Wzruszył lekko ramionami, tak, by nie podrzucać przez przypadek jej głową. Napił się wina, czując narastającą zagwozdkę w swojej głowie. Chyba świadomość tego, że tak, to była randka, wreszcie się u niego pojawiła - a wraz z nią panika wywołana tym, że nie był na żadnej od lat, samemu będąc wcześniej w wieloletnim związku. Wiele osób po zerwaniu sugerowało wyłapanie kilku randek na jedną noc, żeby wrócić do gry, ale im więcej czasu z nią spędzał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie chciał niczego następnego dnia żałować. Był albo na to stary, albo zbyt staromodny. A najgorsze jest to, że nie miał bladego pojęcia co z tym zrobić. Kobieta wzgardzona to ryzyko oberwania winem nawet teraz, w tej chwili, po czym i tak nigdy więcej by jej nie zobaczył. Chyba się do tego całego randkowania nie nadawał.
- Domyśliłem się po braku ogona - odrzucił, przenosząc spojrzenie na jej nogi.
Posłusznie jednak podał jej rękę, starając się za wszelką cenę obmyślić plan działania. Stał na skraju dwóch, zupełnie odmiennych możliwości i obie wydawały się równie ryzykowne. Wiedział, czego oczekiwała po nim, ale przez to, jak nagle wpadli z fałszywej do prawdziwej, nie miał nawet czasu przyzwyczaić się do idei tego, że powinien ruszyć wreszcie ten zardzewiały aspekt jego życia. Nie, żeby o tym nie myślał, ale nie minął nawet miesiąc odkąd powrócił z frontu, ani pół roku odkąd wszystko w jego poukładanym życiu zawaliło mu się na głowie.
Humor był łatwy, ale zwodniczy, zasłaniając to, jak daleko zabrnęło wszystko inne.
- A jeśli chcę nie obudzić się rano do widoku ciebie uciekającej przez balkon... - odrzucił, łapiąc jej rękę, wytyczającą szlaki po jego liniach na dłoni, rzekomych wielu linii życia. Podniósł na nią spojrzenie, nie odsuwając się i wciąż znajdując bardzo blisko jej twarzy, ale nie wykonując jej niewypowiedzianego polecenia. - To co mam zrobić?
-
Aviana nie planowała niczego - najpierw wyjścia za mąż za wojskowego (o zgrozo, właśnie była na randce z kolejnym), później bycia ofiarą przemocy, rozwodu także nie. Nie planowała podnieść się po tamtej porażce, ani nigdy więcej zaufać mężczyźnie. Nie chciała wpuścić do swojego życia powiewu świeżości, odmówić zjedzenia homara, ani tym bardziej wmawiać komuś, że handluje baraniną z Turcji. Nie miała w planach wkradać się do czyjegoś domu, a później zupełnie legalnie przekraczać jego próg. Nie wierzyła, że zostanie tu na noc, że zaplanuje rabunek przydatnych drobiazgów. Najbardziej jednak nie spodziewała się, że o tym wszystkim zapomni i tego wszystkiego doświadczy przy pomocy obcego człowieka. Nawet jeśli na jeden dzień i jedną noc - być może było warto, bo być może tak należało żyć?
- Raczej zamierzałam jak cywilizowany człowiek wyjść przez drzwi, zejść schodami na werandzie i zamówić taksówkę, ale kiedy tak o tym mówisz, to brzmi kusząco - odparła, udając, że faktycznie rozważa tą opcję. W każdym razie wiedziała co znaczyło zadanie przez niego pytanie, na które odpowiedzi nie znała. Albo nie chciała się nią podzielić. Czy w ogóle istniało jakieś sensowne wyjaśnienie tego niewiadomego pociągu, który zdążył zrodzić się między nimi w trakcie kilku godzin? Byli dorośli, jak zakładała - wiązało się to ze sztuką panowania nad emocjami, a tymczasem nieco się zafiksowali. Nie chodziło nawet o sam fakt fizycznej bliskości, ale o tak prozaiczną rzecz, gdy rozmowa, głupia, prowadzona przez większy czas w formie żartu, sprawiała przyjemność. Czy takie zachowania nie były zarezerwowane wyłącznie dla nastolatków? - Nie wiem - odezwała się wreszcie, zagłuszając rozpędzone w głowie myśli. - Chyba nie ma w tym momencie takiej rzeczy, która zmusiłaby mnie do ucieczki - zbliżyła się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe, jednak nie pocałowała go. Ledwie musnęła nosem o jego nos, a pełnymi wargami zahaczyła o podbródek. - Przegrałeś - zbliżając się do jego ucha, szepnęła cicho, uśmiechając się niewinnie. Oddechem łaskotała szyję Andrew, ale wciąż nie przekroczyła granicy.
-
- Na zewnątrz jest już jakieś tysiąc stopni na minusie - zauważył trzeźwo i bardzo mało poprawnie, nie wierząc ani na chwilę w to, jakie faktycznie plany miała na resztę nocy. Jej słowa jakoś nie pokrywały się z tym, co przekazywało mu jej spojrzenie. - Ale doceniam odwagę. Zamierzyłem ci tę taksówkę zamówić i upewnić się, że do niej trafisz zanim jakiś obcy Sebastian zgarnie cię do krzaków, gdzie przepadniesz na wieki.
Może i powinni w pewnym momencie się zbierać, ale domek był wynajęty na całą dobę. W środku było ciepło, mieli zapas picia i, co prawda nie wiedział jak stali z jedzeniem, ale zawsze mogli coś zamówić. Na zewnątrz wtargnęła jesień, poruszała koronami drzew, szumiąc w tle a on wolał być bardzo daleki myślami od potencjalnego wyjścia na zewnątrz. Przyzwyczaił się już do trzasku drewna w kominku, ciepła i zapachu jej włosów, gdy siedziała oparta o jego ramię.
- Nie ma? Na pewno? - odrzucił po chwili zawahania. Czy był w jakikolwiek sposób przekonany do tego, jak chce, żeby ten wieczór się potoczył? Ani trochę. Ale im bliżej się znajdowała, tym ciężej było mu panować nad sobą i swoimi postanowieniami. Nie widział w niej materiału na szybki numerek na zakończenie dziwnej nocy i w tej sytuacji nawet siebie w ten sposób nie postrzegał.
Przełożył sobie kieliszek do drugiej ręki, szukając rozpaczliwie oręża, które odwróciłoby i jego uwagę od niej, i potencjalnie jej uwagę od niego. Sięgnął do schowka w pufie, w którym na ogół człowiek mógł coś sensownego znaleźć i, dzięki bogu, wymacał na oślep pilota.
- To co oglądamy? - zagadnął, upijając łyk wina. Wcisnął włącznik na pilocie, wprawiając w ruch telewizor zawieszony nad kominkiem. Domek wyposażony był nawet w kablówkę, co ułatwiało mu sabotowanie własnej randki nawet gdy już nie grał Sebastiana, a musiał grać samego siebie. - Animal planet ma doskonałe programy - przypomniał jej, kiwając głową, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku.
-
Gdyby nie fakt, że w jej krwi krążyła już wystarczająca ilość procentów, być może uznałaby nagłą zmianę tematu i pozorną obojętność Rykera za odrzucenie. Tymczasem z uśmiechem przyjęła propozycję, poprawiła się na kanapie i odstawiła kieliszek dzierżony w dłoni na stolik, nie zauważając, że coś mogło dziać się nie tak. - Na pewno - skinęła jeszcze głową w odpowiedzi, będąc przekonaną równie mocno, jak do tego, że limit alkoholu został wyczerpany. Jeśli nie chciała umierać przez najbliższe trzy dni i zachować wspomnienia z tej nocy - powinna ograniczyć się do napojów, które procentów nie zawierają. Nawet jeśli mieliby teraz zacząć oglądać przyrodniczy program o kopulacji mustangów albo o anatomii lwów, to warto było zachować szczątki trzeźwego umysłu. Bądź co bądź, Aviana zdawała sobie sprawę, że dochodzi do pewnej granicy, gdy nie zważając na czas, miejsce i towarzystwo po prostu położy głowę na ramieniu blondyna i spokojnie zaśnie. - Kusisz, ale wybierzmy jakiś film. Ja obejrzę to co wybierzesz ty, a na następnej randce - zakładała, że do niej nie dojdzie. Albo posiadała pewność, że będzie właśnie odwrotnie. Kto ją tam wie. - ty będziesz męczył się z moim wyborem. Brzmi jak całkiem uczciwy plan i doskonały pretekst, żeby rano wymienić się numerami telefonów - no, żeby się jeszcze spotkać, tak? Poprawiając się na kanapie któryś raz z kolei, sięgnęła po leżący nieopodal koc i ukryła nogi. - Jesteś prawdziwym zgrywusem - rzuciła w eter, czekając, aż wybierze któryś z dostępnych kanałów. O co jej zaś chodziło? Nie wyjaśniła, ale na myśli miała to, że robił trzy kroki do przodu, a przed finałowym schodził z trasy. Z jednej strony była zawiedziona, choć nieurażona, o czym już wspomniała, z drugiej zaś kompletnie zaskoczona. Do tej pory pozował przecież na tego męskiego mężczyznę, stupięćdziesięcioprocentowego, który wykorzysta sytuacje, czerpiąc z niej jak najwięcej.
-
- Wręcz przeciwnie, jestem życiowym coachem - odrzucił od niechcenia, jak to każdy instagramowy coach powinien. - Wierzę, że to, co przekażesz od siebie wszechświatowi wróci do ciebie z nawiązką.
Zgodnie z tą logiką trochę wina leżała teraz na Avianie i równie dobrze mógł jej życzyć tego, że spotka ją to, co sobie wymyśliła, ale słyszał tego typu lifestyle'owe porady, więc się jedną podzielił. Chyba nie miały działać w takich sytuacjach, ale to już go mniej interesowało.
Wypuścił ją na chwilę z objęć, tylko po to, żeby sięgnąć do odstawionej przez nią butelki wina. Sam dolał sobie do kieliszka więcej alkoholu i zaoferował jej to samo, ale jeśli odmówiła, odłożył tylko szkło na ziemię, licząc na to, że wstając żadne z nich go nie potrąci. Potem wrócił na swoje miejsce na kanapie i znów objął ją ramieniem, powracając do błogiego stanu niemyślenia o tym, co w ich wieku się powinno, a czego nie powinno.
- Niech ci będzie - odrzucił przebiegle, jakby w ogóle zastanawiał się nad nie braniem jej słów pod uwagę. Kliknął coś na pilocie, szukając w telewizorze netflixa, albo chociaż programu, na którym leciało coś innego niż reality show. - Ale patrząc na ten wybór, to zupełnie niesprawiedliwe.
Bronił się jak mógł, bo wyboru faktycznie nie było wielkiego. O tej porze kino akcji już godzinę temu zaczęło emitować na programach wielkie hity, a jak oglądać film, to trzeba było przecież od początku. Po kilku łykach wina i kolejnych minutach poszukiwania, udało mu się znaleźć zapisane na dysku emisje poprzednich lokatorów. Poza kilkoma komediami romantycznymi, które skrzętnie ominął, wybór wciąż był skąpy, ale mimo wszystko nie było tak źle, jak się spodziewał. Odpalił Bękarty Wojny, czy coś równie dobrego, co mieszało luźny klimat z ciężkim i przy czym nie żal było zasnąć, gdyby kogokolwiek z nich sen złapał.
- Ja? - spytał, zupełnie niewinnym tonem głosu. Pogłośnił po czym odstawił pilota obok, podświadomie trzymając go z dala od Aviany. Umówili się na drugi film z jej wyborem przy następnej okazji, ale na wszelki wypadek zabezpieczał swoją pozycję filmową, jakby była wyrywna. - Ja po prostu nie chcę, żeby taki domek się marnował - odrzucił, wolną ręką sięgając do narzuty, którą ktoś stylistycznie rozłożył na części kanapy. Naciągnął ją na siebie i kobietę siedzącą obok, uznając, że choć kominek palił się w najlepsze, to może im się w trakcie seansu przydać.
-
- Nikt nie mówił, że świat jest sprawiedliwy - odpowiedziała i przygotowała się na wszelaki wybór, którego Ryker dokona. Właściwie było jej obojętne, co będą oglądać. Komedia, dramat, akcja czy bajka - przeczuwała, że prędzej niż później znużenie ją pokona. - Oho. Ambitne kino, ok - znała film na pamięć. Życie pod jednym dachem z wojskowym przez tyle lat zmuszało ją do przesiąknięcia tym stylem bycia. Abraham nawet poza frontem był mundurowym z krwi i kości, opowiadał jej o rzeczach, których nie rozumiała, choć, na szczęście, oszczędzał szczegółów. Chcąc-nie-chcąc przywykła. - Nienawidzę widoku krwi - gdzieś między początkowymi napisania a pierwszą scenę rzuciła niewiele wnoszącą informacją na swój temat. Zaś kiedy film zaczął się rozkręcać, a akcja nabrała tempa... usnęła, co było nieuniknione. Obudziła się dopiero, gdy słońce świtało - ścierpnięta, ale wciąż wtulona w ramię Andrew. Przyjrzała mu się wciąż zaspanym wzrokiem, leniwie się przeciągając. - Wschód słońca, pora się rozstać - odezwała się cicho. Wiedziała, że przeciągnęła tą randkę długo-za-długo. Chociaż mogłaby teraz zaoferować mu śniadanie, by w zupełnej trzeźwości umysłu spędzić z nim jeszcze kilkadziesiąt minut, jednak coś ją powstrzymywało. - Muszę wracać - co wiązało się z zamówieniem obiecanej taksówki i gdy tylko to uczynił, porwała ma telefon, żeby wklepać tam swój numer - uroczo zapisany jako dostawca baraniny. - Na wszelki wypadek, żebyś nie wpadł w kolejne kłopoty, kiedy próbowałbyś zdobyć mój numer - uśmiechnęła się, a tuż przed wyjściem pocałowała go w policzek, zapominając o tym, że z łazienki miała ukraść waciki na sycące śniadanie.
/ zt x2