WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 3.
Z westchnieniem poszerzył uśmiech; gdy staruszka po raz trzeci zatrzymała się w połowie drogi do wyjścia, zawróciła i ciągnęła niekończący się monolog demonizujący współczesną młodzież. Na tym etapie nie miał już siły na żywą obronę nastolatków, więc reakcje ograniczał do miarowego kiwania głową; równocześnie nerwowo zerkając na pomarszczoną dłoń, która w spontanicznych zrywach klepała go po przedramieniu. Odpływał, zastanawiając się czy przed wieczorną mszą zdąży jeszcze wymknąć się do Josepha i pograć na x-boxie. Albo zrobić porządną kawę i dokończyć następny rozdział powieści. Ewentualnie zabarykadować w kuchni z resztą księży na drobne ploteczki. Przepracowanie powoli dawało mu się we znaki, jednak nie widział powodu do spowolnienia lub rezygnacji z któregoś ze zobowiązań. Emerytka wreszcie chwiejnym krokiem opuściła świątynię; w drzwiach mijając eteryczną blondyneczkę. Naturalne zainteresowanie wszystkim co „obce” sprawiło, że wzrok mężczyzny przemknął po całej postaci; aczkolwiek szatyn nie odnajdywał w sobie wystarczającej ilości samozaparcia na wchodzenie z kimkolwiek w wartościowe interakcje.
Dopiero dwa dni później, kiedy płową czuprynę spostrzegł na tyłach kościoła – gdy nowe słońce wypełniło jego „stare” kości energią – uniósł do góry dzierżony w prawej dłoni sekator i pomachał celem zwrócenia na siebie uwagi. Dziewczyna kręciła się zaskakująco blisko wejścia na plebanię, tuż przy świeżo pomalowanej, brązowej furtce. – Nie dotykałbym, jeżeli nie chcesz się pobrudzić. – żywopłot chyba się nie obrazi, jeśli zostanie przycięty kwadrans później; prawda? Zdjąwszy grube, materiałowe rękawice przerzucił je przez prawie ramię a narzędzie potencjalnej zbrodni, hehe odstawił na umiejscowiony niedaleko, okrągły stolik. Potykając się o własne nogi (bo to przecież człowiek z kategorii tych smooth as fuck) ruszył w kierunku nieznajomej.
Gdyż nie zdawał sobie sprawy z tego, że stojąca przed nim kobieta jest; jakby nie patrzeć; jego całkiem dobrą przyjaciółką. Że to właśnie jej wiadomości rozpromieniały mu pochmurne dni; że to ją starał się pocieszać oraz rozśmieszać drobnym, pikselowym maczkiem przeradzającym się w olbrzymie elaboraty.
Ubrany „po cywilnemu” w białą koszulkę i szare dresy nie przypominał księdza. Prędzej wynajętego przez duchownych ogrodnika. W związku z tym, iż spłynęło na niego błogosławieństwo w postaci dnia wolnego od służby przy ołtarzu; ciemne blond włosy nie doczekały rozczesania aktualnie plącząc się i skręcając w niedbale ułożone fale. Policzki szatyna pokrywała szczecinka dwudniowego zarostu. Oh, nieważne! Nadchodziła niedziela, którą na pewno uświęci doprowadzeniem się do względnego porządku. – Chyba, że lubisz się brudzić; wtedy droga wolna. – dzieliła ich wyłącznie niedomknięta brama. – Szukasz kogoś konkretnego? Zaraz...coś zaświtało w przegrzanym łbie. – Jesteś wnuczką Betty Jordan; prawda? – rozpromieniony rozwiązaniem zagadki, nawet nie pozwolił Darby na sprostowanie. – Wspominała, że przyjdziesz. Po książki, prawda? Zapraszam! – złapał za lśniącą, świeżo wypucowaną gałkę i niczym rasowy gentleman otworzył skrzypiące drzwiczki na oścież; drugą dłonią wykonując zachęcający gest. – Zapomniałem je przygotować. Ale prędko się uwinę, są w salonie. Albo w czytelni. Na pewno jedna jest na górze, u Matthew.. – głęboko zamyślony, bez sensu jak i w kompletnym roztargnieniu oparł się o metalowe ogrodzenie; z opóźnieniem rejestrując swój błąd.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/2f74VEe.png">

Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówiły jej, że jest nierozważna – i zdecydowanie nie pierwszy raz pozwalała sobie na tego typu zachowanie. Nie słynęła z przemyślanych decyzji, a mądrość życiowa nie była tym, co dotychczas zdążyłaby nabyć - pomimo upartych starań, by w tej kwestii coś się zmieniło. Najlepiej jak najszybciej. Darby miała wrażenie, że dopiero teraz zaczyna żyć na poważnie, a kolejne wiadomości, tak niespodziewane wymienione z tutejszym księdzem, pomagały jej stanąć na nogi. Nigdy nie spodziewałaby się, że coś takiego będzie miało miejsce; kompletnie nie planowała pisać do kościoła i sięgać po porady od nieznanej sobie osoby. Tak samo jak nie planowała kontynuować tej znajomości, po początkowym wylaniu wszystkich swoich żalów. A jednak – tak po prostu wyszło. I było w porządku. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie to w porządku przestało jej wystarczać i zapragnęła poznać osobę, z którą tak szybko złapała rewelacyjny kontakt. Niespodziewana wizyta w kościele wydawała jej się dobrym krokiem, nawet jeśli nie była do końca pewna, co chciałaby powiedzieć. Więc pojawiła się tam – po raz pierwszy stawiając kroki w parafii świętej Anny i przyglądając się jedynie z daleka, by zrobić, swego rodzaju, badanie terenu. Nie przestąpiła nawet właściwego progu świątyni – jakby bojąc się, że porazi ją piorun, ze względu na nie do końca szczere zamiary. Uchwyciła wzrok księdza (który mógł, bądź też nie być tym, którego szukała) skierowany w jej stronę, ale nie podeszła; zamiast tego odwróciła się na pięcie i zniknęła, wbijając sobie do głowy, że to nie był dobry pomysł.
Zdecydowała się na podejście numer dwa, ponieważ nie potrafiła odpuścić. Rano z uśmiechem na twarzy odczytała kolejną wiadomość, która niezamierzenie zachęciła ją do złożenia wizyty w parafii. Nie miała przygotowanego konkretnego planu. Nie widziała, czy tym razem pokusi się o coś więcej i spróbuje zamienić z Antonem chociaż zdanie. On jednak nie dał jej czasu na zastanowienie, swoimi słowami wyrywając ją z zamyślenia i wprawiając w lekkie osłupienie. – Co? – mruknęła, nie do końca świadoma, co mężczyzna ma na myśli. Musiała wyglądać na bardzo zdezorientowaną, gdy nieco zamglonym wzrokiem zlustrowała jego twarz. Widziała go już wcześniej, przy ostatniej wizycie w kościele. Widziała również jego zdjęcie, tkwiące na stronie internetowej. Teraz jednak wydawał jej się bardziej … ludzki; o ile można to tak nazwać. W zwyczajnym stroju i nieco niedbałej odsłonie faktycznie, nie do końca przypominał duchownego. Darby nie należała do najbardziej inteligentnych ludzi na świecie, dlatego też gdy ten kontynuował monolog rozmowę, ona patrzyła na niego, od czasu do czasu kiwając głową. Wnuczką Betty Jordan? Kto to jest Berry Jordan? Już miała zaprzeczyć, gdy otworzył przez nią drzwi i – w dalszym ciągu – nie wiedząc co ma robić, przekroczyła próg. – Właściwie to … – już miała powiedzieć, że nie ma pojęcia, kim jest Betty i przyszła w całkiem innym celu, ale po pierwsze, nie potrafiła znaleźć odpowiedniej wymówki, a po drugie, nadal nie miała pojęcia, co tak właściwie tam robi. – Nie ma problemu, poczekam – odparła, nieco trzęsącym się głosem, bo nawet w tak błahych sprawach nie potrafiła kłamać. – O jakie książki chodzi? Babcia nie wspomniała – zapytała, trochę idiotycznie. Mogła sobie odpuścić, ale … nie bardzo wiedziała, jak zacząć – albo w zasadzie kontynuować – rozmowę. Cała sytuacja była dla niej dziwaczna i niekoniecznie komfortowa, bo przecież go znała i było zdecydowanie więcej rzeczy, o których chciałaby porozmawiać.
Ostatnio zmieniony 2021-02-28, 14:46 przez darby walmsley, łącznie zmieniany 5 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W momencie, w którym panna Walmsley toczyła wewnętrzną batalię desperacko próbując wybrnąć z niewygodnego położenia – Anton kompletnie nie doświadczał niezręczności sytuacji. Tkwiąc w błogiej ignorancji wpatrywał się w dziewczynę z niewymuszoną życzliwością. Po toni błękitnych ślepi błądziły świetliki nadając tęczówkom wesołego charakteru. Szatyn miał zdecydowanie dobry dzień i myśl, iż może podzielić się odrobiną owego błogosławieństwa z kimś innym napawała zwykle udręczone serce bezbrzeżem światła. Jasność wylewała się z niego, skutecznie odejmując Blackbirdowi garstkę lat. Chociaż promienie padającego na twarz słońca podkreślały rys zmarszczek przy skroniach, duchowny prezentował się nadzwyczaj chłopięco. Prawdopodobnie możliwość pracy w ogrodzie wprowadzała w podobny błogostan – gdzieś z tyłu umysłu kojarząc się z niegdysiejszą idyllą wiejskiej codzienności.
Gdyby wiedział żałowałby całego nieporozumienia. Po prawdzie, sam przywykł do wysyłania w internetowy eter przesadnie emocjonalnych, troskliwych wiadomości. Nie wiedzieć kiedy, lecz zaczął postrzegać Darby jako nietypową przyjaciółkę. Oczywiście, stąpał po wyjątkowo cienkim lodzie nie wiedząc z kim pisze i przeciągając w czasie moment urwania kontaktu; niemniej, czytanie otrzymywanych rewelacji działało jak balsam na duszę. Skądinąd, Antek autentycznie kłopotał się własnym zaangażowaniem w wirtualną znajomością. „Pomoc duszpasterska” nie pozostawała otwartym czatem towarzyskim a z tajemniczą osobą „po drugiej stronie” dawno temu zszedł z tematów dotykających wyłącznie wiary bądź ludzkich słabości. Zaczęli pisać o trywialnych kwestiach, o sobie nawzajem. Zwykle preferując serwowanie parafianom białych kłamstw bądź odpowiedzi wymijających; w tym szczególnym przypadku Kos napomniał o swym wczesnym owdowieniu. O nieśmiałym marzeniu ponownego posiadania psa (i wiecznych odmowach proboszcza), o niegdysiejszej walce z alkoholowym nałogiem. Otwierał się. Nie wiedzieć czemu czuł, że może i chciał zaufać – a tak łatwo przychodziła ufność w zetknięciu z kimś sprawiającym wrażenie niewinnego. Albo naiwnego. Trudno było zdecydować. – Zapraszam, rozgość się. Wejdź do salonu, jest... – brodą kiwnął ku schodkom prowadzącym do wnętrza budynku; jednak zanim kobieta zdążyłaby przejść przez próg (albo złapać za klamkę!) – wyprzedził ją, aby (jak na gentlemana przystało) z uśmiechem otworzyć drzwi. – Salon jest na prawo. - głupie nawyki z poprzedniego wcielenia. John posiadał wrodzone skłonności do rycerskiej postawy. Zdezorientowany, pobudzony słońcem oraz nadejściem towarzystwa (akurat, kiedy naprawdę tego potrzebował) wciąż nie zwrócił uwagi na pasma brązowej farby odbite na rękawie oraz boku koszulki. – Powieści kryminalne? Podobno obie za nimi przepadacie? – tylko odrobinę skołowany zerknął na rozmówczynię z ukosa. W spojrzeniu zapłonęły maleńkie znaki zapytania.
Salon okazał się raptem salonikiem. Ciasnym, acz przytulnym; umeblowanym w bardzo starym stylu. W powietrzu zaciętą walkę o dominację prowadziły zapach ciasta drożdżowego oraz woń regularnie zapalanych przez Blackbirda kadzidełek. Kątem oka zezując na Walmsley spostrzegł jej ponadprzeciętne spięcie, ale nie doszukiwał się w nim żadnych nadzwyczajnych przyczyn. Dając jej chwilkę na rozluźnienie i w oczekiwaniu aż wygodnie usiądzie w jednym z wyściełanych ciemnozielonym welurem foteli począł miotać się na wzór szczeniaka usiłującego złapać swój ogon. – Co u Betty? W zeszłym tygodniu nie przyszła na sobotnie czuwanie. Wszystko w porządku? - wreszcie znalazł pierwszą książkę (na szczycie pokaźnej sterty, u podnóża stołu), później drugą (wciśniętą pomiędzy zalegające na półce podręczniki); przy trzeciej spowolniwszy oparł dłoń o gzyms zakurzonego kominka, wzrokiem wodząc po podniszczonej okładce. – Chyba moja ulubiona. Pewnie dlatego, że rzecz dzieje się na plebanii a detektywem jest ksiądz. Główny bohater szuka oszusta, który...zawahał się, po krótkiej pauzie wykonując pojedyncze machnięcie ręką. – Nie będę spoilerował. –kilka przeciągłych sekundach dzieliło go od przeniesienia na Darbs intensywnego spojrzenia. – Mówiłaś, że jak Ci na imię? – z lekkim, przyjaznym uśmiechem wysunął trzymane książki w jej kierunku.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była najlepszą kandydatką do rozmów o wierze, czy kościele. Chociaż pochodziła z rodziny, która modliła się do Boga, miała świadomość, że robili to jedynie raz na jakiś czas, w momentach największego załamania – kiedy to nic innego nie przynosiło zamierzonych efektów. Ich życie nie zawsze było zgodne z zasadami moralności – wystarczyło na celownik wziąć sobie próżność i chciwość, którymi od najmłodszych lat cechowała się matka Darby. Duchowny jednak od samego początku był dobrym rozmówcą. Pomagał nie próbując przetoczyć jej swoich racji. Był cierpliwy i empatyczny oraz ewidentnie potrafił jej wysłuchać – nawet jeśli przez wysłuchanie rozumiemy tutaj przeczytanie wiadomości na ekranie komputera i odpowiednią reakcję zwrotną. Nie miała pojęcia, czy budowanie takiej relacji jest wskazane, aczkolwiek raz za razem powtarzała sobie, że księża przecież też są ludźmi, którzy mają prawo mieć przy sobie bliskie osoby. Więc ona również się otwierała. Wspominała o swoich relacjach z matką, która posiadała wobec niej spore wymagana i którą obchodziły jedynie sukcesy. Mówiła również o swoim zepsutym dzieciństwie, które spędziła, w głównej mierze, na tandetnych konkursach piękności. Anton był prawdopodobnie jedyną osobą, której przyznała się do emocji, jakie nią targały po śmierci dziadków – jedynych członków rodziny, którzy doceniali ją, a nie to, co może im dać; czy jaki prestiż zdobyć. – Dobrze – odpowiedziała i kierując się jego wskazówkami, ruszyła w stronę salonu. Nigdy wcześniej nie odwiedzała takich zakamarków za kościelnymi murami. Prawdę powiedziawszy, nieczęsto w ogóle bywała w kościele – w tym tygodniu najprawdopodobniej pobiła pod tym względem rekord. Rozejrzała się niespiesznie po przytulnie urządzonym wnętrzu, zatrzymując ostatecznie swój wzrok na stojących po środku pomieszczenia fotelach. Po chwili wahania zajęła miejsce w jednym z nich, przyjmując dość nienaturalną postawę; z wyprostowanymi jak struna plecami i rękami, dosyć sztywno ułożonymi na kolanach. – Powieści kryminalne? Ach tak, babcia jest fanką. Jest przekonana, że podzielam jej entuzjazm i nie chcę wyprowadzać jej z błędu – powiedziała z delikatnym uśmiechem, zadziwiając samą siebie, jak płynnie przyszło jej to kłamstwo. – Wszystko w porządku, tak … – zmarszczyła lekko czoło niepewna, czy powinna mówić coś więcej. A może nie jest w porządku? Być może staruszka potrzebuje teraz pomocy – kto wie! Darby wolała nie kontynuować tego tematu, udzielając niesprawdzonych informacji. Była przekonana, że prędzej czy później wnuczka Jordan pojawi się na miejscu, a ona zostanie uznana za oszustkę; to była jedynie kwestia czasu. I modliła się (jak na ironię), by nie stało się to w przeciągu kolejnych kilku, czy też kilkunastu minut. – Brzmi ciekawie. Jestem pewna, że Be .. babcia będzie zachwycona – skomentowała książkę o księdzu detektywie, w rzeczywistości uważając to za nieco groteskowe. Nie wyobrażała sobie księdza w roli detektywa – jednak warto tutaj wspomnieć, że jeszcze kilkanaście minut wcześniej nie wyobrażała sobie księdza w roli ogrodnika, złotej rączki, ani nikogo podobnego. – Ja? A tak. Jestem Judy – odpowiedziała, wymieniając pierwsze imię, jakie wpadło jej do głowy. Imię, swoją drogą, należące do jej (świętej pamięci) babci. – Nie chciałabym jakkolwiek przeszkadzać. Widzę, że jest ksiądz zajęty – powiedziała, swój wzrok kierując na plamę po farbie, tak wyraźnie widoczną na rękawe koszuli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystarczająco często rozmawiał o wierze, nadziei oraz miłości; aby bokiem wychodziły mu teologiczne rozważania. Po prawdzie, w palecie pogawędek brakowało właśnie takich niewymuszonych, naturalnych. Zawsze ktoś potrzebował pomocy, zawsze ktoś musiał się wygadać: wyznać grzechy bądź wypłakać w ramię. Rzadko nadarzała się okazja, by sam duchowny wyrzucił na świat jakiś drobny ciężar zalegający na smutnej duszy. Albo popaplał o durnej pogodzie. O ile rozumiał pełnioną w społeczeństwie rolę (spełniając ją bez choćby pojedynczej skargi!) potrzeba posiadania kogoś dla siebie niekiedy burzyła fasadę, skutecznie utrudniając codzienną egzystencję. Tak, oczywiście – byli inni księża. Sześcioosobowa kompania braci, którą chłopak szczerze kochał. Aczkolwiek pozostałych mieszkańców plebanii traktowano raczej jak rodzinę; a nawet najwspanialsza rodzina nie wypełni niektórych luk.
Przez moment wyglądał na zaskoczonego; aczkolwiek wielkie błękitne oczy bezustannie błyszczały dziwnym rodzajem ekscytacji. Radość impulsami przechodziła przez ciało przypominając, że to był dobry dzień. Finalnie szatyn roześmiał się charakterystycznych, drażniącym uszy śmiechem – w zaskakujący sposób współgrającym z jego aparycją. – O niiieeee, czyli nie dołączysz do kościelnego Klubu Książki? – całe dwie sekundy udało się utrzymać na twarzy delikatny uśmiech, zanim facet nie pokręcił łepetyną wydając z gardła drugi zaśpiew wesołości. – Żartuję. Nie ma żadnego Klubu Książki. Ale to chyba nie najgorszy pomysł? – jeszcze tego brakowało, żeby zajmował się kolejnym projektem, kolejną grupką parafian tym razem spotykającą się pod sztandarem wspólnego czytania Agathy Christie bądź Dana Browna. It’s time to staph.Swoją drogą; czuję się zobowiązany, aby przypomnieć Ci, że kłamstwo jest grzechem. - Anton zdawał się niezniechęcony zdawkowymi odpowiedziami oraz napięciem w ciele dziewczyny. Spięcie uznawał za całkiem normalną rzecz. Większość ludzi doświadczała niepokoju dyskutując z Blackbirdem: zwykle obawiali się wykonania równie abstrakcyjnego co paskudnego faux pas. Swoboda z jaką się wypowiadał wcale nie pomagała. W końcu stereotypowo ksiądz powinien być stanowczy, złowrogi i (najpewniej) stary. Kos mocno odbiegał od schematu – łatwo przychodziło mu wytrącanie rozmówców z równowagi.
Opadł na drugi fotel, rozsiadając się na nim znacznie wygodniej niż Darby. – Tak? – po krótkiej chwili zreflektował: – Wybacz, nie zabrzmiałaś przekonująco. Ostatnio narzekała na serce. Bałem się... – ściągnąwszy brwi, zamilkł; by parę sekund później odrzucić wątek na niewidzialny margines. W końcu to nie jego sprawa. Nie może być opiekunem, stróżem, wnuczkiem, lekarzem i spowiednikiem w jednym. Inaczej jego własna pikawka zacznie szaleć i przedwcześnie zafunduje biedakowi problemy. – Podziwiam Cię. Chciałbym być takim podręcznikowym wnukiem. Sam nie potrafię zmusić się do głupich odwiedzin u najbliższych. – w tym momencie powinien się zastanowić. Dlaczego to powiedział? Jakby podświadomie zdając sobie sprawę z kim rozmawia. Z kieszeni spodni wyciągnął papierosy a po włożeniu jednego pomiędzy wargi; zachęcająco przesunął paczkę w stronę blondynki.
- Judy... – sprawdzając jak imię wybrzmiewa w pustej przestrzeni (coś nie pasowało, aczkolwiek trudno nazwać co dokładnie), Antek mocniej zapadł się na siedzeniu. Wyrwany z zamyślenia dopiero słowami panny Walmsley, wydał z siebie miękkie: Hmmm?. Podążywszy za spojrzeniem Darbs zerknął na koszulkę. – O kurwa. Świeżo wyprana. Jezu, dlaczego mi to robisz? – Jezus nie zdążył odpowiedzieć. - Nie, nie jestem. Zajęty. W zasadzie, ucieszyłem się na Twój widok. Betty dużo mi o Tobie opowiadała. – na usta Blacky’ego wpełzł trudny do doprecyzowania grymas. Coś pomiędzy głęboką kontemplacją a wyuczoną uprzejmością narzuconą na kiełkującą ostrożność.
„Nie pozwól się zagadać, zagada Cię na śmierć.” „Co bym bez niej zrobiła?” „Na pewno się zasiedzi, przypomnij jej; proszę; żeby wpadła przed szesnastą.” „Prawdziwy promyczek słońca z tej Debbie, nie to co jej matka” Drgnął.– Wszystko w porządku? Wydajesz się zdenerwowana. Jakbyś miała za sekundkę zemdleć. – ponieważ niedawno odpalił fajkę, teraz wypuścił pod sufit kłąb szarego dymu.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ wybacz! znowu życia nie ogarniam :lol:

Chciała być tą osobą, z którą Anton będzie mógł porozmawiać – niekoniecznie o rzeczach, o których rozmawiał na co dzień. Niekoniecznie o problemach tego świata i teologicznych rozważaniach. Naprawdę chciała zostać jego przyjaciółką. Taką, której będzie w stanie powiedzieć wszystko i którą bez problemu wysłucha. Wiadomo, nie myślała o tym od samego początku – takie podejście przyszło z czasem, gdy zauważyła, jak swobodnie się z nim rozmawia. Darby nie miała zbyt wiele zaufanych osób w tym mieście, ani, na dobrą sprawę, nigdzie indziej. Spędzając większość swojego czasu w dość toksycznym środowisku, nie wypracowała sobie zdrowych relacji, a te, które budowała ze swoimi współlokatorami, nadal pozostawały niepewnym gruntem – zwłaszcza, że opierały się głównie na głupich żartach i dokuczaniu sobie z byle powodu.
Kłamstwa nigdy nie przychodziły jej łatwo. Nie była typem osoby, która przekonująco potrafiła sprzedać barwną bajkę. Owszem, umiała się zaprezentować, pokazać od jak najlepszej strony, nieco podkoloryzować rzeczywistość, aczkolwiek prawienie o czymś, o czym nie miała bladego pojęcia, nie wchodziło w zakres jej umiejętności. Było więc ciężko. I miała wrażenie, że lada moment jakoś się wydaje i będzie źle. Jakby na to zareagował? Nie miała pojęcia. Nawet jeśli nie robiła nic złego, a jej zachowanie można by określić co najwyżej mianem głupiego. – Jestem pewna, ze babcia chętnie by się zapisała, jeśli powstałaby taka inicjatywa – a może i ona chętnie by wpadła? By mieć wymówkę do kolejnych spotkań – które równie dobrze mogła zorganizować w zwyczajny sposób, ale najwyraźniej lubiła utrudniać sobie życie. – Kłamstwo? Dlaczego myślisz, że kłamię? – jej głos momentalnie przybrał piskliwy ton, gdy zareagowała na jego stwierdzenie nieco zbyt gwałtowanie, momentalnie wiążąc uwagę o kłamstwie ze swoim udawaniem wnuczki Betty. Dopiero po chwili zorientowała się, o czym rozmawiali chwilę wcześniej i próbując jakkolwiek naprostować sytuacje, powiedziała: - Przepraszam, zawsze tak reaguję. Chyba przytłoczyła mnie nieco ta wizyta w kościele – tutaj akurat mówiła w stu procentach szczerze. Bardzo dawno nie odwiedzała świątyni i czuła się dość dziwnie – rzeczywiście tak, jakby zaraz sufit miał się otworzyć, a w nią uderzyć piorun (w odpowiedzi za to karygodne zachowanie w Bożym domu). - Może chciałby ksiądz z nią porozmawiać? Jestem pewna, ze dobrze by jej to zrobiło – skomentowała, pewna, że tym samym robi dobry uczynek. Nie sprzedawała fałszywych informacji, a równocześnie była przekonana, że staruszka ucieszy się z takiego telefonu. Nie miała co prawda pojęcia, czy Anton ma w zwyczaju dzwonić do swoich parafian, ale warto było spróbować podsunąć mu taką myśl. – Daleko mi do podręcznikowej wnuczki, naprawdę,. Zresztą czasami potrzeba dosłownie odrobinę zaangażowania, żeby coś zmienić. Dlaczego nie chcesz spotkać się z rodziną? – nie powinna prawdopodobnie pytać, ani komentować; jednak w tym momencie poczuła się nie jak fałszywa wnuczka, a osoba, która go zna i odbyła z nim niejedną rozmowę. Jako Darby czuła, że może pozwolić sobie na lekką wścibskość – chociaż była to bardziej troska, niż cokolwiek innego.
Widząc jego reakcję na plamę na koszuli, uniosła brew ku górze – zdecydowanie nie pasowało to do wizerunku księdza i było bardzo ludzkie i zwyczajne. Powstrzymała się jednak od jakiegokolwiek komentarza. Jakby nie patrzeć, Darby nie była osobą religijną, więc nie obrażało to jej uczuć w jakikolwiek sposób. – Dużo opowiadała? – Walmsley zbladła. Czuła się coraz bardziej niepewnie i zaczęła się zastanawiać, czy będzie w stanie jakkolwiek wybrnąć ze swojego, dość kiepskiego w tym momencie, położenia. Nie był to jednak odpowiedni czas, żeby naprostować swoje kłamstwo, wiec zamiast tego postanowiła zapytać: - Czy mogłabym prosić o szklankę wody? Nienajlepiej się czuję – bo rzeczywiście miała wrażenie, że jeszcze chwila a zemdleje. Tak bardzo zjadały ją nerwy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

spoczko!

Anton również cierpiał na deficyt przyjaciół, chociaż braki zdawały się powstawać na wyraźne życzenie głównego zainteresowanego. Większość bliskich relacji mężczyzny orbitowała wokół wspólnoty i opierała się na więzach powstałych pomiędzy nim a pozostałymi duchownymi. Co prawda, raz na jakiś czas odzywały się widma przeszłości – a szczególnie jedno, regularnie podpytujące o stan wewnętrzny starego druha; aczkolwiek żadnego związku sprzed przyjęcia święceń Blacky nie traktował na poważnie. Rozmowy z Darby pozostawały najbliższe definicji czegoś ponad trywialne, niewiele znaczące kumpelstwo spod znaku pustych, pozbawionych materii pogawędek. Fakt, iż nigdy się nie spotkali dodawał nietypowej otuchy. Ostatecznie, wyznania przychodzą znacznie łatwiej; gdy dyskutujesz z kimś „niewidzialnym”. Niekiedy prościej wyspowiadać się nieznajomemu.
Zdezorientowany reakcją blondynki, poczuł się wręcz głupio. Niemniej, kiedy pierwsze roztargnienie oraz wrodzona empatia odpuściły; w błękitnych oczach pojawił się wyraz ostrożnego zaciekawienia. – Nie bywasz tu często, huh? Z jakiegoś konkretnego powodu? – akurat o pobożności (albo jej braku) wnuczki Betty nigdy nie wspominała, więc ślepia księdza zapłonęły większym zaintrygowaniem. Lubił dowiadywać się o parafianach drobnych ciekawostek. Był na tyle zainteresowany ich codziennością; że bez problemu potrafiłby założyć na każdego „teczkę”. Pewnie kolekcjonował takie teczki w swej ciekawskiej głowie. – W sumie, chyba mógłbym ją odwiedzić. – nie chodziło wyłącznie o telefon. Antek to facet w stylu ride or die; więc od razu przyszła mu na myśl perspektywa wizyty: wypicia razem herbaty, plotek przy kuchennym stoliku. Nie przepadał za odgradzaniem się od i zamykaniem w chłodnych, kościelnych ścianach. W zasadzie opiekę nad wiernymi uważał za kapłański obowiązek.
Pytanie dziewczyny powtórnie wybiło Kosa z rytmu. Zawahał się, lecz wahanie nie trwało długo. Podskórnie doświadczał intuicyjnej pewności, że może przyzwolić sobie na delikatny ekshibicjonizm. Ponadto, „Judy” zrobiła coś; co zdarzało się bardzo rzadko. Zapytała.Nie mamy zbyt dobrych kontaktów. Część mojej rodziny nie zaakceptowała podjętych przeze mnie decyzji. – kwaśny, pełen rozczarowania uśmiech wygiął wargi Blackbirda w niepewny, słodko-gorzki grymas. – Wstąpienie do stanu duchownego i stojące za tym motywacje... Powiedzmy, że są solą w oku mojej matki. Wolałaby, gdyby jej jedyne dziecko wyrosło na sławnego architekta z gromadką dzieciaków i piękną żonką przy boku. – odchrząknąwszy poprawił się na fotelu. Konwersowanie o podobnych wątkach nadal jawiło się jako niebywale... dziwne. Tyle lat trwał w milczeniu. Nagłe rozwiązanie zasznurowanych ust wydawało się nienaturalne.
- Sporo. Chwaliła się, jak to z babciami bywa. Podobno świetnie mówisz po niemiecku. Schönes Wetter heute, nicht wahr? – sam nie umiał wydukać zbyt wiele, więc rzucił pierwszym-lepszym tekstem; który został mu we łbie po wieloletniej przerwie w używaniu języka.
Z papierosem pomiędzy zębami wstał z zajmowanego miejsca i kiwnąwszy zniknął za rogiem. Stojąc w otwartej kuchni bezustannie zerkał przez ramię, zastanawiając się o co tutaj chodzi. Dlaczego Debbie miałaby przedstawić się jako Judy? Ponieważ oszukiwanie po to, aby uzyskać naręcze podniszczonych książek nie wpisywało się w sztab prawdopodobnych wydarzeń. Coś musiało być na rzeczy, acz szósty zmysł Antona postanowił wziąć wolne i porzucił biedaka w ciemnościach niewiedzy. Istniało wiele sposobów na konfrontację z prawdą, lecz szatyn zdecydował się na ten najmniej nieprzyjazny. Nie potrafił pałać naturalną wrogością, zwykle prezentował się wtedy komicznie. Jak przerysowana postać z kreskówki. – Odprowadzę Cię do Betty, w porządku? Nie mieszka daleko, a obawiałbym się puścić Cię samą w takim stanie. – woda wypełniająca szklankę chłodziła mu palce, gdy po powrocie do niedużego saloniku wyciągnął ją w stronę Walmsley. – Albo... – końcówką języka zwilżył dolną wargę. Niepewny, acz z wyraźną łagodnością wymalowaną w ciepłym spojrzeniu. – Pozwól mi przynajmniej zamówić Ci taksówkę...? – sposób w jaki drgnęły mu brwi, w jaki patrzył; jak westchnął i pozwolił ramionom na miękkie uniesienie oraz opadnięcie na wzór puchu. Wiedział, że nie ma do czynienia z wnuczką pani Jordan i wcale tego nie ukrywał. Grał w tę grę; póki dziewczyna sama nie postanowi powiedzieć prawdy. Bądź dopóki nie zabierze jej ze sobą – gdziekolwiek by się nie wybierała. Musiała mieć jakiś powód ciągnięcia tego teatrzyku, czyż nie??
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otóż to, znacznie łatwiej było rozmawiać z kimś, kogo nie widziało się na oczy. Był to prawdopodobnie jeden z głównych powodów, dla których Darby dotychczas nie odwiedzała kościoła i teraz postanowiła nie przyznawać się do tego, kim jest. Czy warto było to burzyć? Pozbywać się otoczki, która sprawiała, że mogli sobie powiedzieć wszystko? Nie miała pojęcia. I chociaż czasami dobrze jest trzymać się zasady nie dowiesz się, póki nie spróbujesz, tym razem nie potrafiła się przemóc. Przynajmniej na razie. Walmsley nie pamiętała, co wcześniej zdradziła mu na temat swojej relacji z kościołem. Właściwie nie miała w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia – wiara była częścią jej życia, aczkolwiek nigdy nie posiadała zbyt dobrych wzorców, które utwierdziłyby ją w przekonaniu, że jest to coś ważnego, istotnego, na czym można polegać. Absolutnie nie zgadzała się na zachowanie w stylu jak trwoga to do Boga, ale nie potrafiła myśleć o religii na co dzień, ponieważ nie była tego nauczona; a jakby nie patrzeć, takie rzeczy często wynosiło się z domu. – Są momenty, gdy przeszkadza mi głupota ludzi, po prostu. Czy wierzący nie powinien wierzyć cały czas, a nie wybiórczo, gdy czuje taką potrzebę? Czy nie powinien żyć według jakichkolwiek zasad? – wyraziła swoją frustrację, poprzedzając te słowa cichym westchnięciem. Zapewne chciałaby z nim o tym porozmawiać w normalnych warunkach i zapewne zdradziła już co nie co poprzez wymienione wiadomości. Nie była to jednak dla niej aż tak ważna kwestia i nie czuła potrzeby się w to zagłębiać w normalnych okolicznościach. – Na pewno się ucieszy – bardziej założyła, niż stwierdziła fakt. Aczkolwiek jaka staruszka nie ucieszyłaby się z odwiedzin tak miłego i wygadanego księdza? Nie było jednak sensu brnąć w to dalej, zwłaszcza, że chwilę później po raz kolejny naraziła się na stratę swojej przykrywki. Zainteresowanie było jednak dla niej całkiem naturalną reakcją na jego słowa. – Nie rozumiem, jak można widzieć w tym coś złego. Złość z racji odwrócenia się od Boga … to ma miejsce nie raz, aczkolwiek w drugą stronę? – pokręciła delikatnie głową. Rzeczywiście nie miała pojęcia, jakim cudem jego zachowanie i decyzje mogły zostać odebrane w sposób negatywny. – Ślub, dzieci … to nie jest jedyna droga – nawet jeśli większość osób, zwłaszcza małomiasteczkowych, tak uważała. Zapewne Betty miała podobne plany, gdy chodziło o jej wnuczkę. Mówiącą po niemiecku wnuczkę. Pech chciał, że Darby w tym języku nie potrafiła skleić nawet zdania. – Nie przesadzałabym z tym świetnie – mruknęła pod nosem, niesamowicie zmieszana sytuacją. Domyślał się – blondynka była przekonana, że ksiądz w tym momencie ją sprawdza. Gdy zniknął za rogiem, zastanawiała się, jak może uciec lub co powiedzieć, żeby z tego wybrnąć. Nerwowo zaciskała palce na rąbku sukienki, rozglądając się dookoła. Co on sobie pomyślał? Zdecydowanie nie mogło to być nic dobrego. I prawdopodobnie nie była w stanie jakkolwiek tego naprostować. Przyglądała mu się, nic nie mówiąc, gdy zaproponował, że ją odprowadzi i rozważała wszelkie za i przeciw, gdy zaproponował drugą opcję, czyli taksówkę. Wiedziała już, że sprawa jest przegrana. Podniosła się z miejsca, by sięgnąć po trzymaną przez niego szklankę wody i zająć nieco bardziej taktyczne miejsc niedaleko drzwi wejściowych. Po kilku minutach zebrała się na odwagę. – Nie jestem wnuczką Betty, właściwie nawet jej nie znam. Chciałam … właściwie sama nie wiem czego. Chyba po prostu poznać cię na żywo – wyrzuciła z siebie, niemalże na jednym oddechu. – Przepraszam za to wszystko. Nie chciałam zawracać ci głowy, ani robić takiej szopki. Nie wiedziałam, czy powinnam się przedstawiać, a że dałeś mi rozwiązanie na tacy … powinnam pamiętać o tym, że nie potrafię kłamać. W każdym razie jestem Darby. I to chyba nie fair, że miałam przewagę wiedząc, jak wyglądasz – przyznała ostatecznie, do ostatniej chwili nieświadoma tego, jak rozegra sprawę. Dalsze udawanie nie miało jednak sensu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Opowiedział jej tyle osobistych rzeczy, iż prawdopodobnie pierwsze spotkanie twarzą w twarz tak czy siak okazałoby się skazane na niezręczność. Bez względu na okoliczności dziwnie jest ujrzeć kogoś po długim czasie spędzonym na poznawaniu siebie nawzajem w cieplarniach, internetowych warunkach – nigdy bezpośrednio, nigdy stojąc i patrząc sobie w oczy. Pojęcia „obcego” oraz „przyjaciela” łączyły się w mieszankę wprowadzającą sumienie w delikatny dyskomfort. Tym bardziej sumienie Antona, który nie powinien był używać kościelnej poczty do zawierania prywatnych znajomości.
Na lekkie, zamknięte w klatce niewinnego pytania, oburzenie odpowiedział poczciwym uśmiechem. Uwielbiał, gdy dociekano. Sam pokładał ufność w rozwój wiary a wiara dojrzewała najpiękniej, kiedy na horyzoncie pojawiały się wątpliwości. Natomiast, by takowe się pojawiły musiało dochodzić do regularnej refleksji; także blondynka miała sporo racji. Niemniej, wisząca w powietrzu zagwozdka rozmyła się zanim mężczyzna mógłby zabrać się do próby jej rozwikłania. Na scenę wjechała kwestia rodziców Blackbirda – wątek unicestwiający wszelkie pozostałe.
Posiadał gotowy odzew, że *khem khem* ślub i założenie rodziny to najpiękniejszy z boskich planów na człowiecze istnienie i gdyby nie śmierć Lizzie; John z przyjemnością odbudowałby stary dom, posadził następne drzewko w ogródku i spłodził co najmniej trójkę roześmianych dzieciaków. Niestety, zapowietrzywszy się zdołał wykrzywić wargi w smutny grymas. W tym zbolałym wyrazie zapisana została cała rezygnacja, niechęć oraz rozczarowanie zamierzeniami jakie miał wobec niego Stwórca. Nie, Antek nie narzekał na swoją egzystencję godną aspirującego pustelnika. Równocześnie po skosztowaniu niemalże połowy dekady słodkiego życia małżeńskiego nie śmiałby być w pełni usatysfakcjonowany sutanną oraz koloratką (szczerze – tych pierwszych wcale nie lubił i najchętniej wywaliłby je wszystkie za okno). Aktualnie trwał tylko w służbie innym. Nie dostrzegał „tu” niczego dla siebie – niczego poza garścią prostych przyjemności.
Co pomyślał? W sumie nic interesującego. Jego umysłu nie wypełnił sztab teorii spiskowych ani przekleństw. Powinien być zły, potępić kłamstwo oraz sieć intryg. Powinien zmarszczyć brwi, pokręcić łepetyną; aż popiół z dogasającego papierosa opadłby pomiędzy włókna zbitego, szarego dywanu. Nie umiał. Nie chodziło już wyłącznie o fakt, iż natura obdarowała Antona wyjątkowo łagodnym uosobieniem – że nie lubił się krzywić, gniewać; a największemu wrogu nie potrafiłby życzyć źle. Pierwszym impulsem jakiego doświadczyło ciało okazała się... ekscytacja. Trudna do ukrycia, gdyż sypiąca się niewidzialnymi iskrami z błyszczących tęczówek. Dziesiątki rozmów, wiadomości i wyznań; odnajdywania bratniej duszy po drugiej stronie pikselowego ekranu; godzin spędzonych na wysyłaniu oraz czytaniu maili - wszystko sprowadzało się do tej chwili. I chociaż Blackbird wyobrażał ją sobie zupełnie inaczej, cieszyło go nieoczekiwane spotkanie.
Przez parę przeciągłych uderzeń przyspieszonego serca wpatrywał się w Walmsley bez słowa. Koniec końców, niedopałek fajki wbił w doniczkę stojącej na komodzie paproci. – Naprawdę nie przepadasz za kryminałami? – zaprzepotawszy powiekami, kąciki ust uniósł do góry bezwiednie przekazując, że nie doznaje żadnej urazy lub obrazy. Pomimo obezwładniającej pustki w głowie cenił ich pierwszy żywy i jakże nieporadny kontakt.– Boże, ja... Emmm, zawsze wydawało mi się, że jesteś... - ...brunetką ugrzęzło mu w gardle. Zmieszany odchrząknął i podparł się stając w stosunkowo nienaturalnej pozycji. – Dlaczego nie powiedziałaś od razu? – super byłoby napisać jaki to nie jest smooth as fuck: jak puszcza nonszalancko oczko i luzacko przeczesuje ręką włosy. Nope. Po pierwsze: wzięła go z zaskoczenia. Po drugie: o ile Debbie czy tam Judy pozostawała mu obojętna; tak polubił Darby. Antek źle czuł się z tym, iż jej nie rozpoznał. Jak ostatni dekiel.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

i znowu, ciężki powrót z nieobecności :faint:

Naprawdę nie przepadasz za kryminałami? – te słowa kompletnie zbiły ją z tropu. Patrzyła na niego, mrugając oczami i starają się zebrać szczękę z podłogi. Czy naprawdę była to pierwsza rzecz, jaka przyszła mu do głowy? I przede wszystkim – czy to było istotne? Od kilkunastu minut w nieudolny sposób próbowała wcisnąć mu bajkę i złamała pewnie kilka głównych przykazań, tuż pod bożym okiem, a Antona zainteresował jej gust czytelniczy. Ten człowiek rzeczywiście miał iście anielską cierpliwość. – Nie wiem, nie czytam zbyt wiele. Może powinnam spróbować, począwszy od tej książki o księdzu detektywie – zażartowała, bo, jak wspomniałam, koncepcja niekoniecznie do niej trafiała. Ale jak to się mówi – nie można oceniać książki po okładce, prawda? To samo stwierdzenie powinno odnosić się do lakonicznych opisów na jej tylnej części. – Cóż, potwierdziłam przypadkiem to, że kiepska ze mnie kłamczucha – powiedziała, chociaż kusiło ją, żeby zapytać, jak ją sobie wyobrażał.* Ona sama owszem, widziała wcześniej zdjęcia na kościelnej stronie internetowej, ale spotkanie go na żywo było czymś zupełnie innym. Przede wszystkim, nie zachowywał się jak typowy ksiądz, a Darby miała skłonności do generalizowania i wrzucania wszystkich do jednego worka. Owszem, zdążyła poznać go już całkiem nieźle, ale z niewiadomych przyczyn cały czas miała przeczucie, że Anton w Internecie, a Anton w kościele to dwie, zupełnie różne osoby. Może dlatego, że ona sama była nieco inna gdy z nim rozmawiała – bardziej wylewna i wykazująca jakąkolwiek mądrość życiową, której na co dzień zdecydowanie jej brakowało. I której brakowało jej również w tym momencie. – Nie wiem – powiedziała, rozkładając ręce w wyrazie kompletnej bezradności. – Nie mam pojęcia, co powiedzieć, bo naprawdę … nie wiem – powtórzyła, całkowicie szczerze. Wcześniej cały czas myślała o tym co zrobić, jak wybrnąć i jak się zachować. Chciała uciec, ale miała wrażenie, że wtedy spaliłaby się zupełnie i niekoniecznie miałaby w przyszłości okazję, żeby porozmawiać z nim w cztery oczy. Z drugiej strony – nie wiedziała, czy aby na pewno chce kontynuować tę znajomość na żywo; bo, jak zostało wspomniane, zdecydowanie łatwiej zwierzyć się komuś, kto kwalifikuje się do kategorii nieznajomy. Chociaż nie był żadnej przeszkody, by nie mogli spróbować teraz, gdy cała tajemnicza otoczka legła w gruzach. – Nie planowałam kłamać. Byłam tutaj kilka dni temu, ale jakoś tak nie potrafiłam zagadać, a potem wróciłam i … no, od razu uznałeś mnie za wnuczkę Betty, a ja nie potrafiłam zaprzeczyć. Wiem, że to idiotyczne, ale jakoś głupio mi było. Wiesz o co chodzi? – bo w zasadzie ona sama nie wiedziała i kompletnie nie potrafiła podać jakiegokolwiek sensownego argumentu; cóż, najprawdopodobniej nic takiego nie istniało. Milczała przez kilka długich sekund, by ostatecznie powiedzieć: - Czy powinnam już sobie pójść? – w końcu zaprosił ją po odbiór książek, których nigdzie jednak nie zabierała. Ponadto, nadal zajmowała bezpiecznie miejsce przy drzwiach wyjściowych, trzymając w ręce szklankę wody, z której teraz wypiła niemalże całą zawartość.



* I możemy pominąć tutaj fakt, że Darby w międzyczasie, od mojego ostatniego posta, została brunetką na avatarze :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie planował nikogo wystraszyć ani moralizować. Chociaż w zachowaniu dziewczyny brakowało rozsądku trudno odmówić jej pokrętnej logiki. Wykorzystała swoją przewagę w postaci szeroko zakrojonej wiedzy o duchownym. Skorzystała z okazji, kiedy ta się pojawiła – może ostatecznie Debbie Darby nie zdołała wycisnąć z okoliczności wszystkich soków i została „złapana” na kłamstwie dosyć prędko; aczkolwiek próbowała i to należałoby uwypuklić. Anton nie był ani zły ani zniesmaczony. Dostrzegany w oczach rozmówczyni przestrach nakazywał mu łagodzić ton rozmowy zanim napięcie wymknęłoby się spod ich kontroli. W końcu, bez względu na białe kłamstewka kobiety; jakaś część Blackbirda uważała ją za znajomą. Istotną, w pewien pokręcony sposób. Cieszył się z tego spotkania. Nie tak je sobie wyobrażał, ale był zadowolony; iż w ogóle do niego doszło. Nieważne co będzie dalej i jak zdecydują postąpić: gdy poddane sile pierwsze lody zostały nieporadnie przełamane. Uśmiechnąwszy się, uniósł brwi w wyrazie zawieszonym pomiędzy rozczuleniem a konsternacją. Póki co trzymał się całkiem dobrze (gdyż musiał), ale po wyjściu blondynki bez dwóch zdań zacznie docierać do Antka co tu się właśnie wydarzyło.
Kos w internecie był taki sam jak na żywo. Nie różnił się absolutnie niczym, a może i w rzeczywistości wyglądał odrobinkę lepiej. Nie uznawał udawania. Chyba, że chodziło o oszukiwanie samego siebie w desperackich próbach wymazania przeszłości. Lecz Walmsley nie pozostawała związana z tym kłopotliwym elementem realiów duchownego – z tym niewygodnym „rozdwojeniem jaźni”; która z dnia na dzień z coraz większym zacięciem rozdzierała od środka. Odklejała Johna od Antona; rozgrzebywała stare rany. Co do kontynuowania relacji – on podchodził do sytuacji ze znacznie większym, zdrowszym dystansem. Nie umiał dostrzec przeciwwskazań do kontynuowania rozmów; szczególnie po właściwym zapoznaniu. Nadal „to wszystko” zdawało się cholernie poplątane; aczkolwiek poza wirtualnym światem sprawiało wrażenie łatwiejszego do... rozplątania.
- Nie od początku i nie do końca, ale... fragmentami rozumiem. – jak zachowałby się na jej miejscu? Można by powiedzieć, że poszedłby wprost do niej; że by zagadał i nie bawił się w żadne podchody – lecz wszystko to gdybanie.
Czy powinnam sobie pójść? Nie, nie chciał tego. Albo... Chciał, żeby została równocześnie pragnąc ułożyć sobie całość w głowie, co wymagało odrobiny samotności. Przeciągła pauza nadbudowała odrobinkę spięcia; którego zdołali się pozbyć. Szczęśliwie, milczenie nie trwało w nieskończoność. Na odsiecz nadeszło pukanie dochodzące od frontu plebanii. – Oh, to... – przełknąwszy ślinę, posłał Darbs troszkę niepewny uśmiech. – ...pewnie wnuczka Betty. Ja... – nie wiedząc jak właściwie powinien się zachować, przesunął dłonią po karku w niezręcznym geście wyrażającym skrępowanie. – Moglibyśmy przełożyć tę rozmowę na inny dzień...? –w ostatnim spośród wypowiadanych słów wybrzmiała nadzieja. – Mamy do siebie kontakt, prawda? – pukanie narastało. Nieznajoma za drzwiami zaczęła mocniej bić knykciami w drewno i zapewne przeklęła, kiedy dzwonek okazał się nie działać.
Musieli przełożyć „tę rozmowę” na inny czas. I pewnie dobrze wyszło, ponieważ po wyjściu Darby Antek zorientował się jak wielkie wrażenie zrobiła na nim cała ta... sprawa.

/2zt <3
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „St. Anne Catholic Church”