WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nerwowym ruchem uniósł dłoń, by tuż przed tym, nim nacisnął na dzwonek do drzwi, podrapać się (równie niespokojnie) po karku. Nie było odwrotu; dochodziła dwudziesta, godzina, na którą umówili się wcześniejszego dnia, a on, pomimo unikania znajomych osób, czuł, że... nie tyle, co powinien, a chce się spotkać z kuzynem. Przyjacielem, facetem, którego od dziecka traktował jak brata - nawet jeżeli nimi nie byli, to... nie miało to znaczenia. Wziął głębszy wdech, najprawdopodobniej na tyle głęboki, że w eter wypuścił ostatki dymu, sprytnie znajdujące swoje schronienie na płucach. Wypalił fajkę przed budynkiem, a czuł, że zapaliłby jeszcze jedną, kolejną, a może nawet - na rozluźnienie - pokusiłby się po coś innego. Czy Huck miał świadomość tego, że palił? Częstował się nikotyną, niekiedy sięgał po jointy. Blake z zamierzchłej, nieaktualnej już przeszłości, zakpiłby z tego czym się stał, doskonale widząc, że mówiąc, że nie chce uciekać, ucieka jak najdalej może. Od siebie, uczuć, emocji, od innych. Próbuje. Z różnym skutkiem.
Dźwięk dzwonka przedarł się przez solidne - na pierwszy rzut oka - drzwi i grube ściany. Zacisnął mocniej dłoń na butelce, wszak nie wypadało odwiedzać kogoś pierwszy raz bez chociażby drobnego prezentu. A do tego chyba procentów potrzebował; coś a'la symboliczny toast, którym mógłby uraczyć kubki smakowe, zapewne przyzwyczajone już do tego, że od wyjścia z więzienia nie traktuje ich zbyt łaskawie.
- Siema - przywitał Finelya, kiedy ten pojawił się w progu. - Chyba nikt mnie jeszcze nie zdążył tu zobaczyć - poinformował na starcie, gdzieś między słowami chcąc przekazać: nie zrobię ci problemów; sąsiedzi nie wpiszą cię na czarną listę, bo kumplujesz się z mordercą. Nie wiedział, czy Huck połapie się w jego dziwnym toku myślenia (w końcu Blake mało się odzywał, więc i nie skarżył, jak ludzie wciąż na niego reagują), zatem zrobił krok do środka, by tak nie stać między klatką schodową, a mieszkaniem. Rozchylił usta, by coś dodać, zapytać co słychać, ale wszystko wydawało się beznadziejnie głupie, nieadekwatne... dziwne. Co słychać, no kurwa, nie. A pomimo tego, że wiedział, jak nie zaczynać rozmowy, to czuł się... spięty. I nie wiedział jak się zachować.
- Spóźniłem się z tymi odwiedzinami... o jakieś pięć lat - rzucił, po czym zatrzasnął za sobą drzwi i wyciągnął w jego stronę rękę z alkoholem. Nie była to przypadkowa whiskey, bo nie dość, że kojarzyła się z Dylanem, więc i muzyką, to jeszcze na etykiecie dopatrzył łopatę, więc uznał, że takiego znaku nie można przepuścić.
Ciekawe, czy to będzie jedyna wylewność, która będzie z nim kojarzona tego wieczoru. Oby nie...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Nie było łatwo doprowadzić mieszkanie do względnego porządku, po tym jak Blake zapowiedział się z wizytą. Finley zdecydowanie bardziej chodzić w gości, niż być gospodarzem jakichkolwiek spotkań na swoim terenie. Właściwie jak się nad tym zastanowić, to miał tak od dziecka. Najpewniej wynikało to z faktu, że rodzice często się sprzeczali, a jeśli tego nie robili, to i tak atmosfera była napięta, co nie zachęcało do zapraszania kogokolwiek. Był też inny, bardziej prozaiczny powód: goście równali się sprzątaniu, a to nie było ulubionym zajęciem Hucka i zazwyczaj zabierał się do tego, jak pies do jeża, by finalnie zirytowany domownik (albo wynajęta pani do sprzątania) zrobili to za niego.
Słysząc dzwonek do drzwi, właśnie był w trakcie upychania do pudła notatek i wydruków z dopiero co zamkniętego tematu. Miał je jeszcze raz przeglądnąć, zanim zdecyduje, czy je wyrzuci, czy może zarchiwizuje. Przesuwając jeden karton, zaczepił o mniejszy, który po otwarciu wysypał na wykładzinę kilka klocków Lego. Miał w planie od razu poinformować o tym Blake’a, żeby przypadkiem nie nadział się na ten niespodziewanie włażący pod stopy kawałek plastiku, ale gdy uchylił drzwi i zobaczył kuzyna po tak długim czasie niewidzenia, całkowicie wyleciało mu to z głowy.
- Kopę lat, brachu! - Pewnym chwytem złapał dłoń Griffitha (jak Schwarzenegger w Predatorze), mając wrażenie, że już na dzień dobry musi mocnym akcentem pokazać, jak dobrze go widzieć na wolności. - Hę? - zapytał lekko zdezorientowany, po czym wychylił głowę za próg, by zerknąć na korytarz. - Robisz za gwiazdę Hollywood i dorobiłeś się już ogona? - dodał, próbując zgadnąć jakie miało podłoże to dziwne zdanie, którym poczęstował go kuzyn. Wydawało mu się, że chyba nie do końca o to chodziło Blake’owi. - No bo chyba nie chodzi o kryminał…? - powiedział po krótkim namyśle, unosząc brew ku górze. - Tu ludzie żyją własnym życiem, mając swoje za uszami. Te twoja morderstwa - zrobił wyraźny cudzysłów przy tym słowie - oni traktują jak podwieczorek. Nie ma co sobie zawracać dupy tym przejmowaniem się - stwierdził Huck, zapraszając gościa w głąb mieszkania. - W końcu ten twój temat zejdzie z tapety, bo ileż można odgrzewać tego kotleta. - Westchnął ciężko. Pracując w gazecie zdawał sobie sprawę, jak sprawa Griffitha rozgrzewała redakcję. On jednak otwarcie zapowiedział, że nie będzie brać udziału w tej głupocie i nie mają co liczyć, że podsunie im jakieś dowody na winę kuzyna, w którą nie wierzył.
- Właściwie jesteś pierwszym gościem w tym mieszkaniu - poinformował, biorąc od mężczyzny butelkę, którą oglądnął ze wszystkich stron, by przyjrzeć się zdobieniom. - Wprowadziłem się jakieś trzy miesiące temu. - Patrząc na ilość nierozpakowanych rzeczy, dwie niedomknięte walizki w salonie prędzej pasowałoby określenie, że Huck zamieszkał tu wczoraj… - Eee, niezła! - skomentował, cmokając z uznaniem. Była nawet szansa, że znajdzie jakieś czyste szklanki, by móc w nich rozlać ten trunek, co poszedł od razu sprawdzić i na szczęście jego przypuszczenia okazały się słuszne.
- O co chodzi z tą babą i dzieckiem? To powód, że parapetówa przeniosła się do mnie, a nie pijemy u ciebie? - zagaił, zgarniając jakieś klamoty ze stolika, by zrobić miejsce na szkło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake, w przeciwieństwie do Hucka, lubił sprzątać. A może inaczej - polubił sprzątanie będąc w więzieniu, początkowo bardziej z przymusu, niż własnej woli. Cela musiała wyglądać nie tylko poprawnie, ale miała przy liczeniu niemalże błyszczeć, bo inaczej złośliwi strażnicy potrafili zabrać książkę, inną, prywatną rzecz, która w jakimś stopniu podtrzymywała na duchu, albo zarządzić sprzątanie w miejscach, w których nikt o zdrowych zmysłach nie chciał robić porządku. Były też inne prace, dlatego poniekąd wyrobił w sobie tryb zadaniowości, działania, wraz z całkiem automatycznym budzeniem się o świcie. Teraz... w jakimś stopniu to oddalało się; Griffith nie czuł, że musi od razu zająć się kubkiem stojącym na blacie w kuchni, ale nie potrafił opuścić rano sypialni bez pościelenia łóżka i poukładania rzeczy na stoliku nocnym. Budził się... różnie. Niekiedy spał całkiem dobrze, ale nadal miewał nagłe, nieprzyjemne pobudki, po których musiał się upewnić, że jest w domu, by nie okazało się, że poprzednie miesiące były zaledwie snem, z którego właśnie się (niestety) wyrwał.
- Może byłoby i tak, gdyby nie... - urwał, wzruszając ramionami. Finley musiał wiedzieć, jakie plany miał Blake razem z Ivory - tego feralnego roku 2015, zamierzali przeprowadzić się na kalifornijskie wzgórza gorącego Los Angeles. Mieli już nawet kupione mieszkanie, w którym trwały aktualnie remonty, aby wraz z końcem wakacji mogli zacząć życie w swoich nowych czterech ścianach. Nikt nie przypuszczał, że jedna osoba z tej dwójki swoje życie straci, a kolejna... wielokrotnie myślała, że wolałaby iść w ślady pierwszej.
Nie dokończył zdania, a uśmiechnął się trochę krzywo i pokręcił głową. Nie było sensu tego komentować, tym bardziej, jeżeli było tak jak mówił Huck - a jego sąsiedzi nie interesowali się innymi. Może wybrał złe miejsce zamieszkania? Jego okolica, pomimo chwilowych przerw w plotkach, wydawała się często wracać do jego tematu.
- W takim razie będę wiedział, gdzie w razie czego mogę się ewakuować, gdy w mojej okolicy zrobi się z jakiegoś powodu głośno - przestrzegł, rozglądając się po salonie. Miał dodać coś jeszcze, ale w tym samym momencie coś wydało odgłos łamania i z konsternacją spojrzał na swojego buta, a następnie to, co się pod nim kryło.
- Kurwa... - mruknął pod nosem, schylając się i podnosząc (w częściach) figurkę . Huckleberry gdzieś pewnie wtedy poszukiwał czystych szklanek, więc zanim z nimi wrócił, Blake zdążył się wyprostować i ozdobić twarz poważnym wyrazem. Serio, musiał porozrzucać akurat TO? Cóż za ironia...
- Zajebałem policjanta. Przypadkiem. Musisz mi pomóc w pozbyciu się... - zwłok? Niekoniecznie. -...tego, co z niego zostało - powiedział, uważnie przyglądając się kuzynowi oraz jego reakcji.
- A później pogadamy o Lunarie. Dziecka już na szczęście nie ma -
poinformował z większym entuzjazmem w nawiązaniu do kolejnego pozbycia się (tym razem problemu),

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kurwa. Huck teraz się kapnął, że wyskoczył z tym Hollywood jak Filip z konopi. Mógłby za to przeprosić, ale Blake zdawał się urwać temat, więc chwilowo, kiedy byli zbyt trzeźwi by go poruszać, lepiej odpuścić ewentualne przeprosiny za to felerne porównanie. Póki co machnął ręką, żeby nie kończył, bo choć nie przepadał za urwanymi zdaniami, to akurat na tę chwilę lepiej wyglądało z tym niedopowiedzeniem, które ktoś trochę znający Griffitha i jego plany na przyszłość mógł sobie odpowiednio uzupełnić i raczej niewiele minąć się z prawdą.
- Gdzie cię w ogóle wywiało? Może czegoś się wreszcie dowiem od ciebie, a nie od twojej matki albo z prasy? Ostatnio grasowałeś podobno w okolicach Alki, ale nie sądzę, że działasz w miejscu, w którym mieszkasz - stwierdził Huck z namysłem, jakby próbował wniknąć w psychikę groźnego przestępcy. Zgrywał się, chociaż może nie powinien, bo zdawał sobie sprawę jak medialną sprawą była cała ta potrójna zbrodnia Griffitha i jak ludzie, mimo upływu lat, pamiętają i uparcie dopatrują się jego winy, choć został oczyszczony z zarzutów.
Oprócz szkła, przytargał na stolik także kilka ulotek, które dopiero co wyjął ze skrzynki; menu zarówno pizzerii, chińskich knajpek oferujących dowóz z pobliskich lokali przykuwało spojrzenie, szczególnie kogoś, kto potrzebował zagryzki do tego picia.
- Aaa i nie ściągaj butów, bo oprócz syfu, gdzieś wyjeba… - nie dokończył przestrzec kuzyna odnośnie Lego, bo ten podzielił się z nim newsem, którego się nie spodziewał. - Że jak? Kiedy, kurwa? - zapytał, natychmiast się spinając. Popatrzył poważnie na Blake’a, czekając na coś więcej niż hasło, które może i byłoby świetnym początkiem chwytliwego artykułu, ale nie w przypadku rodziny Hucka, której ten próbował nie mieszać do osiągnięcia swoich celów. Zmarszczył czoło, lustrując sylwetkę Griffitha, w poszukiwaniu jakichś śladów, które zazwyczaj towarzyszą zbrodni. - Dobra. Gdzie go masz? - dopytał, zakasując rękawy. Miał być przyjemny wieczór, ale przecież, kurwa, nie pozwoli by towarzysz jego wzlotów i upadków, który był mu jak brat, znów poszedł za kraty.
Co prawda ten entuzjazm, który towarzyszył dalszym planom na wieczór był odrobinę zastanawiający, ale Finley chyba bardziej przejął się sprawą tego zajebanego policjanta, niż jakąś tam księżycową laską, o której miał mu coś powiedzieć Blake. By nie tracić czasu sięgnął po skórzaną kurtkę, która leżała na oparciu sofy i był gotów ruszyć w stronę drzwi, ale jego gość najwyraźniej nie kwapił się do opuszczenia lokalu.
- Ej, co jest? - zapytał Huck, dopiero teraz dłużej zatrzymując wzrok na dłoniach Griffitha, by następnie spojrzeć na podłogę i zobaczyć kawałek odłamanego klocka z zestawu policjanci i złodzieje, który pewnie miał już pewnie naście lat i był jednym z prezentów od matki Finleya - Jaaa pierdooolę! Myślałem, że się wpakowałeś w kolejną minę, a ty mnie wkręcasz i na dodatek deptasz mi lego. Jednak zdejmij te buty, kilka jeszcze gdzieś leży. Dobrze ci idzie ich znajdowanie - zakpił Huck, ponownie rzucając kurtkę w miejsce skąd ją podniósł, następnie klapnął na fotel, zgarniając do ręki ulotkę baru orientalnego.
- Usunęła? - zapytał, pamiętając wzmiankę o dziecku. - Stary, masz jeszcze jakieś braki po tej odsiadce, że pierwsze co, to zaliczasz wpadkę? - Zerknął na Blake’a wraz z obróceniem kolorowej karteczki na drugą stronę. - Szkoda, że nie jem bananów, bo bym ci, łosiu, pokazał, jak używać gumek. - Wychylił się, by zerknąć za siebie, bo może miał gdzieś jakiegoś ogórka...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hollywood było tematem, który mimowolnie kojarzył mu się ze swoimi planami na przyszłość, kiedy jeszcze nie wiedział, że zostaną one zweryfikowane przez pewne wydarzenia: kilka śmierci i jedną przeprowadzkę, lecz w zdecydowanie mniej słoneczne i radosne miejsce. Wygodną, jasną sypialnię z dużym łóżkiem zamienił na wąską, małą prycz w ciasnej celi, a wzgórza Miasta Aniołów musiał zastąpić szary spacerniak. Nie miał jednak żadnych wyrzutów do Hucka, kiedy ten wspomniał o tym aspekcie, bo... cóż, życie, zdołał pojąć, że nie zawsze wszystko musiało iść po jego myśli, a kuzyn bynajmniej nie zrobił tego specjalnie. Choć z tej konopi mógłby wyskoczyć...albo raczej urwać konopie, pewnie o to też by się nie pogniewał.
- Od wyjścia jestem w Seattle, albo okolicach -
przyznał zgodnie z prawdą i wzruszył lekko ramionami. Odrzucił wszelkie propozycje, w których sugerowano mu wakacje w odległych miejscach, gdzie na pewno mógłby odpocząć od spojrzeń ludzi, czy innych szeptów, lub jawnych, gorzkich komentarzy. Zajął się znalezieniem nowego lokum, przeprowadzką, znalezieniem pracy. Dni uciekały, sam nawet nie wiedział kiedy minęły te prawie trzy miesiące. Szybko. W zakładzie karnym ten czas niemiłosiernie się dłużył...
- A ty? - zapytał nagle, wcześniej marszcząc czoło w lekkiej konsternacji. - Kanada? Azja? A może gdzieś na wschodzie Europy? - Uniósł pytająco brew, bacznie mierząc go wzrokiem. Niby jeszcze jakieś kontynenty i kraje do tego pasowały, aczkolwiek aktualnie te przyszły mu do głowy.
- Nie ściągaj butów - powtórzył po nim i wywrócił oczami. Właśnie te stwierdzenie zasugerowało mu, że kuzyn przebywał gdzieś indziej; z tego, co pamiętał z opowieści matki, Jackie nie tak dawno temu była gdzieś w północnej Afryce, a i to by pasowało.
- Sorry - mruknął, odkładając części rozdeptanego klocka na stolik i uniósł dłonie w geście kapitulacji. - Za bardzo kusiło, by sprawdzić twoją reakcję - poinformował, a kącik jego ust uniósł się w uśmiechu, który też w zasadzie pojawił się na jego twarzy na dłużej, niż te dwie, czy trzy sekundy. Usiadł na kanapę, przelotnie spoglądając na ulotki, jakie podrzucił ciemnowłosy.
- Może tajskie? - zaproponował, dostrzegając na kartce nazwę knajpki, którą kojarzył z dawnych lat. Fajnie, że mieli oznaczenia co jest bardzo ostre, co przystępnie, a co delikatnie - to ułatwiało wybór ludziom, niekoniecznie chcącym później zionąć ogniem... z różnych części ciała. Jeżeli Finley się zgodził, wybrał jakiegoś Pad thaia, pewnie z krewetkami i średnim poziomem ostrości.
- Takie rzeczy jeszcze pamiętam, Hucky - oznajmił z lekkim rozbawieniem i pokręcił głową. - Miał jakieś cztery lata. Ktoś zostawił go na progu mojego nowego domu i na początku myślałem, że to dzieciak Lunarie. Współlokatorki - wyjaśnił - ale podobno nie, więc odwiozłem go... na policję - dokończył opowieść, przy ostatnim słowie krzywiąc się mimowolnie. Nie chciał tam jechać, ale chyba jeszcze bardziej nie chciał zostać jego przypadkowym opiekunem. Wystarczała mu przypadkowa współlokatorka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przewrócił oczami, po czym sięgnął po mała lampkę na klipsa, którą podpinał sobie w różnych miejscach domu, tam gdzie aktualnie przysiadał, by przejrzeć notatki. Obecnie znajdowała się w okolicach sofy. Włączył ją i strumień światła skierował na twarz kuzyna. Trwało to ledwie kilka sekund, ale przez niespodziewane nagłe oświetlenie mogło na chwilę oślepić Blake’a.
- Mam ci zrobić takie znajome warunki, żebyś zaczął gadać? - zasugerował Huck, bynajmniej nieusatysfakcjonowany odpowiedzią Griffitha. - To jakaś tajemnica, gdzie mieszkasz? - zapytał, bo niekoniecznie podobał mu się brak tej konkretnej informacji. - Bez obaw, do prasy nie wycieknie, możesz pieprzyć te dyplomatyczne gadki - dorzucił z nutką kpiny, bo chyba Blake znał go na tyle, że nie musiał się obawiać, że Finley go sprzeda, skoro dotychczas tego nie zrobił, a pojawiały się różne intratne propozycje w czasie, gdy kuzyn siedział za kratami i pewnie nawet nie dowiedziałby się o zawartych przeciwko niemu układach.
Rozpogodził się, mając już w planach opowiedzieć o swoich podróżach, tych zarówno z matką Griffitha, jak i wypadach ze znajomymi, które zwłaszcza przez ostatnie dwa lata były częstą praktyką, pozwalającą wyrwać się ze Seattle, które przez swoją, ekhm, aurę wydawało się Huckowi chwilami zbyt przygnębiające… ale zanim otworzył usta, zerknął kontrolnie na Blake’a.
- Byłem… tu i tam. Będzie okej, jak pokażę ci foty? Bo, kurwa… Trochę cię ominęło i nie chciałbym, żebyś jakoś… - chujowo się z tym czuł - miał mi się tu zacząć spalać z zazdrości. Po tym ognisku na festiwalu lepiej nie igrać z ogniem - dokończył zaczepnie po krótkiej pauzie, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Nie chciał się roztkliwiać nad kuzynem, ani traktować go jak śmierdzące jajo w obawie, że poczuje się jego rozgoryczenie, ale przez to, że tyle się nie widzieli brakowało mu prawdziwych informacji w jakim stanie jest Griffith i czy na pewno trafionym pomysłem jest - zwłaszcza na trzeźwo - kopać leżącego, gdyby okazało się, że niezupełnie jest tak dobrze, jak twierdzą wszyscy znawcy z ich otoczenia.
Prychnął, szczególnie widząc zadowolenie ciemnowłosego.
- Spierdalaj - burknął Huck, udając obrażonego takimi zagrywkami. - Więcej się nie nabiorę - zarzekał się Finley, zły na siebie, że tak dał się podpuścić. Miał chociaż nadzieję, że zdał ten test i Blake nie ma już wątpliwości, że może wraz z upływem czasu wiele rzeczy uległo zmianie, ale nie fundamenty ich relacji, które prawdopodobnie umacniały się przez wspólne doświadczenia.
Pasował mu wybór żarcia, więc złożył zamówienie. Sam nie wiedział na co właściwie ma ochotę, więc wziął kilka opcji, by wybrać już na miejscu. Reszta będzie na jutro.
Dobrze, że zdążył przełknąć łyk whiskey, bo by się pewnie zakrztusił, słysząc o tym, że kuzyn dobrowolnie urządza sobie wycieczki na komisariat.
- Przyjęli twoje zgłoszenie? - zapytał, jednak nie czekał zbyt długo na odpowiedź Blake’a. - Skoro nie przyszedłeś tu z bachorem, to chyba tak? Ale, kurwa, chora akcja. A coś więcej wiesz? Czyje to to było? - Finley był już gotowy sprawdzić, czy nie dostał żadnego powiadomienia na ten temat. - Skoro nie słyszałem o tej sprawie, to musiał ktoś je odebrać - stwierdził, szybko wertując wiadomości na prywatnej skrzynce.
Jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju.
- Co to za dziunia? - spytał, na chwilę unosząc wzrok znad wyświetlacza komórki. - Po chuj ci współlokatorka? Trzeba było zamieszkać ze mną. Już to przerabialiśmy i jakoś wyszliśmy na ludzi - zauważył Huck z rozbawieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji, więc początkowo, kiedy jasne światło pojawiło się bezpośrednio przed jego twarzą, mimowolnie spiął się i zmarszczył czoło, pewnie dodatkowo całkiem automatycznie i odruchowo mrużąc oczy. Nie miał żadnych flashbacków z Wietnamu więzienia, choć na jakieś trzydzieści sekund zrobiło się... inaczej. Nie chodziło o atmosferę w mieszkaniu, czy też nastawienie Hucka, bo moment później wiedział, że ten tylko żartuje, ale coś w jego trzewiach się przewróciło, a lewa pięść zamknęła w pięści. Powoli wypuścił powietrze.
- Pałkę i spluwę też masz? Mogę cię nauczyć i pokazać gdzie złapać, by najbardziej zabolało - zaproponował niby lekko - chuj z ciebie, Huck - dodał po chwili, lecz tym razem faktycznie w tonie jego głosu można było dosłyszeć nieco żartobliwy ton. Sięgnął po telefon, po czym wysłał mu wiadomość z adresem, żeby nie było, że trzyma to w tajemnicy przed całym światem. Wcześniej jedyne co, to nie zrozumiał, że kuzynowi chodziło o miejsce zamieszkania, zatem nie wyraził się konkretnie. W odpowiedzi na pytanie pokiwał twierdząco głową.
- Trochę mamy do nadrobienia - rzucił zgodnie z prawdą - opowiadaj, albo pokazuj, jeśli tak wolisz. - Wywrócił oczami, w międzyczasie sięgając po swoją szklankę z alkoholem i upił łyk. Oczywiście, że mu zazdrościł zdobywania świata, nowych doświadczeń, podróży i cieszenia się życiem - na wolności, a nie egzystowania za kratkami. Byłby głupi uparcie twierdząc, że jest mu wszystko jedno, poprzednie lata jedyne co, to go czegoś nauczyły i wyniósł wielką lekcję. Gówno prawda; był rozczarowany, trochę rozżalony, zły - nie na niego, ale na system, więziennictwo, sądy, na... siebie. Pomimo, iż widział jakieś plusy - nikłe, ale jednak - to wciąż, co logiczne, zdecydowanie bardziej doceniał normalną codzienność.
- To dobrze. Chociaż mamy jasność, że kolejny tego typu tekst z mojej strony, nie będzie tylko testem - powiedział spokojnie, upijając jeszcze jeden łyk, po czym odstawił szklankę a wzrok przeniósł na kuzyna. - Ewentualnie. Nic nie planuję. - Uniósł dłonie w geście kapitulacji i wzruszył obojętnie ramionami. A może powinien powiedzieć, że w jego życiu jest taka jedna Virginia, która niemiłosiernie działa mu na nerwy i już parę razy miał ochotę wsadzić ją do trumny i udawać, że totalnie nie wie skąd się tam znalazła?
- Taa. Tuż po tym, jak wypytali dzieciaka, czy go skądś nie uprowadziłem, ani nie wykonywałem telefonów, gdzie padły znajome mu imiona, czy nazwiska oraz kwoty - prychnął i ostentacyjnie wywrócił oczami. - Pewnie myśleli, że chciałem okup, ale rodzinka nie była zainteresowana zapłatą. Nie zdziwiłbym się, gdyby rodzice mi go podrzucili, bo był...dziwny - poinformował, w telefonie odszukując foty, którą wysłał Tottie, żeby dowiedzieć się, czy kojarzy tego bachora. Podał telefon Finleyowi.
- Pamiętasz takiego gościa, Noaha, graliśmy niekiedy w kosza? - zapytał, lecz nie czekając na odpowiedź, kontynuował myśl. - Wsadził mnie na minę. Nie wiem, czy celowo, czy przypadkiem, bo szukając chaty, skontaktowałem się z nim, skoro był agentem nieruchomości. - Nie pamiętał, czy ciemnowłosy o tym wiedział, czy nie, więc wolał określić dlaczego to właśnie znajomego poprosił o pomoc, tym bardziej, że jakiś kontakt przez lata mieli. Nikły, ale jednak, więc kiedy Blake szukał chaty, we wspomnieniach wyłowił jedną z rozmów z Noahem.
- Niedawno okazało się, że ten dom nie mógł być na sprzedaż, bo do końca roku ktoś go wynajmuje. Dziewczyna po prostu wyleciała na jakiś czas do Europy, do rodziny, a oni rzekomo nie odnotowali jej przelewu i uznali, że rozwiązała umowę. - Long story short, ale starał się w skrócie opisać swój problem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Huck ustawił się przodem do Blake’a, rozkładając ramiona i posłał kuzynowi wyzywające spojrzenie.
- No, dawaj! - rzucił na zachętę, gotowy wziąć na klatę tę jego pogróżkę. Może nie mieli już nastu lat, ale niezawodne sposoby na radzenie sobie z napięciem były ponadczasowe i nie przypisane do jednej grupy wiekowe,j z której się wyrastało. Poza tym skoro Finley mógł się czegoś od ciemnowłosego nauczyć, to tym bardziej chciał to przetestować na sobie. - Nie bądź miękką bułą, Griffith! - dodał jeszcze, przyzywając go dłońmi i wyżej zadarł głowę, by zademonstrować, że jest gotowy na ewentualne starcie z ciemnowłosym.
Zerknął na adres, który dostał i popatrzył na Blake z niemym pytaniem: serio tam mieszkasz? bo jednak nie była to jedna z luksusowych dzielnic, a przecież stać go było choćby z racji otrzymanego odszkodowania za ten kilkuletni pobyt w kiciu.
- Tam jeszcze nie mieszkałem. Wpadnę z niespodziewaną wizytą, przy okazji rozglądnę się po okolicy, może jest tam coś, na czym warto zawiesić oko - skomentował z zamyśleniem, choć na ten moment nie ciągnęło go w tamte rejony.
Skoro Blake tak przedstawił sprawę, Huck pokręcił się chwilę po pokoju, w końcu odnajdując starego laptopa, na którego zrzucał większość prywatnych zdjęć. Cały dysk usiany był folderami z setkami zdjęć, które cykał będąc w różnych zakątkach świata.
- To tak z ostatnich pięciu lat. Nie wiem, co cię najbardziej interesuje, tam masz niektóre podpisane foldery. Te tutaj - wskazał palcem na kilka początkowych plików - to z twoją mamą. Jest też część zdjęć od niej. Miałem wywalić nieudane, ale wiesz jak to jest, ciągle coś, więc trafisz i na takie robione widelcem - przyznał wesoło. - Zobacz sobie, ja idę się odlać, jak wrócę, to tam coś ci poopowiadam - oznajmił, po czym na chwilę opuścił pokój, by skorzystać z toalety. W folderach ze zdjęciami były zarówno fotki krajobrazów, miejsc, ale też i takie w których pozował Finley. Była szansa, że w którymś zaplątało się kilka zdjęć Aury, ale to nie te były najbardziej interesujące… Na jednej z wypraw, Huck miał nieodparte wrażenie, że matka Blake’a i jeden gość, z którym wtedy pracowali mieli się ku sobie. Raz czy dwa udało mu się nawet uchwycić to na zdjęciach i to nie celowo…
Po powrocie z łazienki, gospodarz powrócił do kwestii dzieciaka. Sprawy z ewentualnym planowaniem czegoś nie skomentował, bo po co? Był niemal pewien, że kuzyn nie będzie specjalnie kusił losu, by ponownie trafić do pierdla, więc nie było sensu rozwijać tego wątku.
- Ten okup to tak chyba hobbystycznie, bo gazety huczały, jak wzbogaciłeś się na tej odsiadce, no ale gdyby ci było mało… - zrobił pauzę i przejechał dłonią po zaroście - to prędzej bym obstawiał, że porwiesz jakąś gorącą mamuśkę, a nie bachora - dokończył, dzieląc się swoją teorią, raz po raz łypiąc przy tym na ciemnowłosego, w końcu patrząc na zdjęcie malucha. - Ale creepy. Wygląda jak z horroru - stwierdził, krzywiąc się przy tym. - Kurwa, jaka ulga, że mnie nie podrzucają takich smarków - dodał, wzdrygając się przy tych słowach.
Za to historia z domem, Noahem i dziką lokatorką wydawała się Finleyowi niezwykle zabawna. Raz czy dwa nawet parsknął na absurd tej sytuacji.
- I co zrobiłeś? Wyjebałeś ją za drzwi? - zapytał Huck znad szklanki, z której dopił trunek, by zacząć drugą kolejkę. - Bo chyba nie uwierzyłeś w tę bajeczkę o przelewie? - Uniósł brew w oczekiwaniu na odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przekrzywił głowę w bok, mierząc przy tym kuzyna ze sceptycznie uniesioną brwią. Niekoniecznie chciał się z nim bić, nieważne, czy z jakiegoś poważnego powodu, czy w ramach odpowiedzi na zgryźliwy komentarz czy zaczepkę. Wiadomo, że z dwojga złego druga opcja była lepsza, ale i tak znał ciekawsze alternatywy. Splótł palce, wyciągnął przed siebie ręce i wyprostował dłonie, a po chwili zbił je w pięści, aż można było usłyszeć charakterystyczne strzelenie kostkami.
- Przespać się z moją matką nie mogłeś, bo to rodzina, z narzeczoną też nie, skoro nie żyje - stwierdził, a po swoich słowach wzruszył ramionami w obojętny sposób. - Ze spłatą kasy też nie zalegasz, bo nic ci nie pożyczałem i nie jesteś jednym z pismaków, który potrafi mnie wkurwić samym pojawieniem się gdzieś niedaleko - dokończył myśl, ale widząc zachęty ciemnowłosego, westchnął ciężko i wstał. Podszedł, dość sprawnie omijając pozostałe elementy klocków lego, by ponownie czegoś nie popsuł i zatrzymał się na przeciwko Hucka.
- Nie wiem za co mógłbym ci przyjebać, stary - mruknął, drapiąc się po zaroście, ale prędko ten ruch zmienił się, a jego pięść zderzyła się z ciałem kuzyna, gdzieś na wysokości splotu słonecznego. Skoro chciał to wziąć na klatę... i wcale nie udawał, bo uderzenie nie należało do najsłabszych, a potrafiło na kilka, czy kilkanaście sekund utrudnić wzięcie oddechu, któremu towarzyszył pulsujący ból w okolicach żeber.
- Po tym, najczęściej kolejny cios leci w nos, albo szczękę - rzucił bez emocji, unosząc pięść, ale tym razem tylko symulując ruch. - W międzyczasie gość mimowolnie opuszcza gardę, niekiedy po złamaniu nosa kuli się, a wtedy poprawiasz kolanem. - Rozłożył ręce na boki, nie chcąc dodawać, że zna to z autopsji... no i rzecz jasna nie precyzując po której stronie tego przedstawienia stał. Może z dwóch? - Czasami jest jeszcze paru osiłków, którzy trzymają go, by za szybko nie odpadł, więc bijesz do tego momentu, aż straci przytomność i sam upadnie. A wtedy decydujesz, czy starczy, czy bawisz się dalej - opisał na szybko, i nie aż tak dokładnie jedną ze scenek więziennej rzeczywistości. I nie tylko takiej, bo jak wiadomo - bójki nie były czymś zarezerwowanym tylko dla tamtej społeczności. O ile Finley nie miał zamiaru mu oddać, to wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
- Lepiej niech to będzie zapowiedziana wizyta - poprawił go - często nie ma mnie w domu - wyjaśnił w międzyczasie sięgając po szklankę, z której upił łyk alkoholu. Po tym, skupił się na przeglądaniu zdjęć, co pewnie robił z mniejszym i większym zainteresowaniem (i zazdrością). Foty matki z jakimś gościem również zarejestrował, a Huck nawet mógł dostrzec konsternację na jego twarzy kiedy już wyszedł z toalety.
- Nie byłeś tam po to, by się popłakać w samotności, co? - zapytał, mając na myśli ewentualny ból po wcześniejszym uderzeniu. Zgrywał się, czego chyba nie musiał tłumaczyć. Odłożył telefon na stolik, wygaszając smartfona pewnie na tym zdjęciu, na którym skończył oglądanie - albo wrócił do niego po obejrzeniu wszystkich fotografii.
- Wzbogaciłem i straciłem - zaczął - kupiłem dom i zostałem współwłaścicielem zakładu pogrzebowego - oznajmił, jakby to było takie nic. W zasadzie może Huckleberry już o tym wiedział; ten jego nowy fach również był jedną z sensacji, o których się rozpisywano. No, może nie o samej inwestycji, ponieważ o tym nie mieli informacji, lecz o tym, że jeździ karawanem - owszem.
- Nie uwierzyłem, ale później potwierdziła to agencja nieruchomości po skontaktowaniu się z bankiem - powiedział, sięgając po bursztynowy trunek. - Myślałem, że zwieje na drugi dzień, jak się zorientuje kim jestem, a to już ponad miesiąc. - Uniósł ze zdziwieniem (bo nadal było to dla niego dziwne) brwi i pokręcił z niezrozumieniem głową. Coś musiało być z nią nie tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co do przesypiania się z jakąkolwiek kobietą Blake’a musiał się zgodzić - to nie wchodziło w grę i nawet nie podlegało dyskusji, za to już kwestia kasy albo wykorzystanie dziennikarskich wtyków przypuszczalnie mogło zaistnieć, szczególnie, że przez ostatnie pięć lat Griffith był w dużej mierze wyłączony z codzienności Hucka, co pozwalało wiele spraw zataić, czy po prostu przemilczeć, licząc, że o nie nie zapyta po odsiadce, która przecież - patrząc na wyrok - miała trwać zdecydowanie dłużej.
Miał mu to właśnie powiedzieć, by dodatkowo go sprowokować, ale ledwo otworzył usta, poczuł się tak, jakby ktoś na moment odciął mu wszystkie funkcje życiowe. Nie zdążył się osłonić, napiąć mięśni, więc teraz zgiął się wpół i podparł bioderm o fotel, dzięki czemu nie stracił całkiem równowagi. Łypnął spode łba na Blake’a.
- Czyli mówisz, że na brak atrakcji nie mogłeś narzekać - skomentował, prostując się. Jeszcze chwilę trwało, żeby doszedł do siebie i nieprzyjemne pulsowanie straciło swoją moc, niemal dając o sobie zapomnieć. Uważniej przypatrzył się gębie kuzyna, doszukując się jakichś widocznych blizn, czy innych ubytków, które mogłyby być pamiątką po odsiadce. Kapnął się jednak, że to bez sensu, bo nie ma porównania. Musiałby wykopać jakieś stare zdjęcie Blake’a i dopiero wtedy doszukiwać się różnic w jego wyglądzie.
- Spoko. Zazwyczaj daję znać jakieś pięć… albo trzy minuty wcześniej - oznajmił Huck pół żartem, pół serio. Prawdą jednak było, że ciężko było mu dotrzymać terminów umówionych spotkań, bo bywało tak, że w ostatniej chwili zmieniał plany, kiedy dostawał cynk, że gdzieś się pali i jest szansa, że to on pierwszy napisze o tym ogniu.
Zrobił przesadnie zaskoczoną minę i chwycił pierwszą lepszą rzecz, w której mógł się przejrzeć (padło na nóż do smarowania).
- Fuck, aż tak widać? - Przysunął ostrze bliżej twarzy, by po kilku sekundach odłożyć je gdzieś koło suszarki do naczyń. - Szybko ci poszło. - Wskazał ruchem głowy na odłożony sprzęt. Nie miał zamiaru nalegać, by jeszcze raz przejrzeli te fotki razem.
- Właśnie miałem pytać, czy to nie fake z tym… chwila… - Huck przymknął oczy, żeby skupić się na odnalezieniu w pamięci nazwy zakładu pogrzebowego Griffitha. Nie miał zamiaru przyznać się, że kiedyś przejechał się za karawanem, który doprowadził go właśnie pod budynek, którego współwłaścicielem był jego kuzyn. - Serenity? Tak, Serenity. No i jak tam? Biznes się kręci? Nie wywaliłeś kasy w błoto? - zapytał, bacznie przyglądając się Blake. Czy wybór akurat tej fuchy miał jakiś związek z Ivory? Huck zawahał się, by o to wprost zapytać. Ponownie zamoczył usta w alkoholu, decydując się poczekać na lepszy moment, kiedy będzie mógł poruszyć tę kwestię.
- Nie wygląda, jakby przeszkadzało ci to, że nie mieszkasz sam - stwierdził, wygodniej rozsiadając się w fotelu. - A laska pewnie leci na twoje… eee… nie wiem... trumny? - Parsknął śmiechem. - Powiedz mi jeszcze jedno… - zrobił pauzę i uśmiechnął się z ironią. - To blondi, nie? - zapytał, znając słabość Blake’a do jasnowłosych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba jego cios był trochę za mocny, ponieważ nie spodziewał się, że kuzyn aż tak go odczuje. Spojrzał na swoją pięść, później rozprostował palce, by w następstwie ponownie skupić wzrok na Hucku.
- Kiedy ostatnio byłeś na siłowni? - zagaił luźno, opierając się wygodnie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Pytanie niby lekkie, żartobliwe, ale nie było jednym z serii retorycznych, na które nie wymagał odpowiedzi. Poza tym, może ciemnowłosy byłby idealnym sparing-partnerem? Blake nieco wypadł z wprawy (starając się do niej wrócić), a i dobra forma przydałaby się bez wątpienia Finleyowi. Domyślał się, że bycie dziennikarzem to trochę niewdzięczna robota, a do tego łatwo trafić na ludzi, którzy nie mają ochoty wypowiadać się przed kamerą, albo będąc nagrywani na dyktafon (o czym wiedział z autopsji bardzo dobrze), zatem warto chociażby poćwiczyć sprawność i refleks. Z drugiej strony...wcale nie żałował większości tych medialnych hien, za bardzo ostatnimi czasy grali mu na nerwach.
- Najwyżej pocałujesz klamkę, albo przeszkodzisz Lunie w jednym z wielu aktów wandalizmu - stwierdził, opuszczając luźno ręce i wzruszając ramionami. Długo byłoby wymieniać ile usterek mieli od czasu, kiedy się wprowadziła. Wywrócił oczami i sięgnął po alkohol, pociągając łyk i zapewne dopijając przy okazji trunek.
Pomimo tego, iż bardzo chciał odrzucić pewne pytania z głowy, to i tak te rozbrzmiewały gdy Huck zerknął na odłożony telefon. Zmrużył oczy patrząc w jakiś nieokreślony punkt, starając się przy tym ułożyć w myślach sensowne, ale też niekoniecznie wścibskie pytanie.
- Ktoś podróżował z wami? Na kilku zdjęciach mignął mi jakiś mężczyzna. Nie znam go - powiedział, pocierając dłonią kark. Dawniej, matka nie kryła się ze swoimi kontaktami, nie dając zupełnie żadnych powodów do zazdrości, jaką mógłby odczuć Wayne. Mieli różne charaktery, pozornie trudne w pogodzeniu i mogące spowodować mnóstwo problemów w komunikacji, ale - o dziwo - dogadywali się fenomenalnie. Cóż, nie upatrywał w tym od razu nie wiadomo czego, ale przez pięć lat mogło trochę się pozmieniać, jak i Jackie zapewne poznała wiele osób. Zawsze ceniła sobie możliwość poznawania nowych ludzi, więc nie powinien się dziwić, że mogło być tak i teraz.
- Uhm - potwierdził nazwę. - Szczerze mówiąc... nie wiem. - Chyba pierwszy raz głośno przyznał się do tego, że nie jest przekonany, że słusznie zrobił kupując udziały w tym interesie. Przygryzł dolną wargę od środka i chwycił za butelkę, aby napełnić swoje szkło i dolać kuzynowi, jeśli i jemu ubyło.
- Kojarzysz Virginię? Taka... - Uniósł wymownie wzrok. - Blondynka. Kręciliśmy trochę jeszcze przed studiami i przed Ivory - opowiedział w skrócie, nieco łagodniej i z zawahaniem wypowiadając imię nieżyjącej narzeczonej. Bez przemyślenia, dopiero po fakcie zdał sobie sprawę, że z intonacją coś nie halo, zatem kontynuował. - Jest córką mojego wspólnika i najprawdopodobniej skończy się na tym, że albo ona zabije mnie, albo ja ją. A pogrzeb zorganizuje nam Saoirse Hughes, bo jakiś czas temu ją zatrudniłem - zaznajomił go z sytuacją, mówiąc całość na jednym wydechu, więc oczywistym było to, że musiał się napić, by przepłukać sobie gardło.
- Kto? - spytał, wybijając się z tematu współlokatorki, na który wpadł po kilkunastu sekundach. - Lunarie? Nie. - Pokręcił przecząco głową, lecz doskonale wiedział do czego pił przyjaciel. Dobrze, że w tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Czyżby dostawca z jedzeniem?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Musiał przyznać, że to było dobre pytanie… Nie pamiętał, kiedy ostatnio był na jakimś bardziej kontrolowanym treningu, niż bieganie po mieście, czy zakradanie się pod okno budynku, gdzie mógł coś podsłuchać. Zdecydowanie czuł, że trochę się zapuścił pod względem dbania o formę.
- Poproszę o mniej kłopotliwy zestaw pytań - powiedział, śmiejąc się nerwowo. - Kurwa, aż tak to widać? - Przesunął dłońmi po brzuchu, który nie był sflaczałym balonikiem. Napiął też biceps i wcale nie było tak źle.. ale zawsze mogłoby być lepiej! - Ty gdzieś ćwiczysz? Obczaiłeś spoko miejscówę? Może powinienem trochę się spocić… - stwierdził z namysłem, oceniając warunki Blake’a, który całkiem nieźle się trzymał - przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Uniósł brwi, a wraz z nimi kąciki ust Hucka również podjechały ku górze, wykrzywiając usta w zawadiackim uśmieszku.
- W aktach, mówisz… - powtórzył, wyłapując słówko, które go zaintrygowało. Popatrzył wymownie na Griffitha, szerzej się uśmiechając. - No, no. Lepszego zaproszenia nie mogłeś wystosować - zażartował, zdając sobie sprawę, że kuzyn niekoniecznie to miał na myśli dając mu to ostrzeżenie. Swoją drogą nie wiedział, że współlokatorka Blake’a ma coś wspólnego z malarstwem.
W pierwszym momencie Finley od razu chciał zaprzeczyć, bo - nie licząc podwózki na lotnisko - rzadko kiedy ktoś towarzyszył jemu i matce Blake’a w ich wyprawach. Druga część wypowiedzi jednak sprawiła, że jasnym stało się, skąd w ogóle to pytanie kuzyna.
- Fuck… - mruknął zmieszany, nerwowym ruchem przeczesując włosy. - Stary, wiesz, że ja nie chcę nikogo oceniać… - zaczął, opierając spojrzenie na tęczówkach Blake’a. - Wydaje mi się, że ten koleś… Że twoja matka z nim… Kurwa, nie jestem niczego pewien i może nie powinienem się wtrącać… - Sięgnął po alkohol, uznając, że jest za trzeźwy, by płynnie powiedzieć o swoich podejrzeniach. - Matka nic ci nie mówiła? Ojciec? - zapytał, zerkając w bok, na szafkę, w której powinien mieć zapas alkoholu. Żałował, że trochę nie zaprawił się przed spotkaniem z Griffithem, by łatwiej było mu przekazać to, co gryzło go od pewnego czasu.
Na pytanie o Virginię zrobił ruch dłonią, sugerując, że mniej więcej wie o kogo chodzi. Nie był co prawda pewien, czy poznałby laskę na ulicy, ale świtało mu, że był taki ktoś jakieś wieki temu w życiu Blake’a. Nie przerywał kuzynowi, a w miarę napływu nowych nazwisk, szerzej otwierał oczy, w pewnym momencie nawet decydując się na odstawienie szkła, bo po tylu rewelacjach istniała obawa, że wypadnie mu ono z dłoni.
- Chwila, chwila! Dobrze rozumiem? Wkręciłeś się w biznes ze swoją byłą i na dodatek zatrudniłeś siostrę Iv? Do pogrzebów? Stary, ale jazda! - Huck z niedowierzaniem pokręcił głową. - Czyli następny przystanek, to co? Wariatkowo? - zakpił, ale tak naprawdę nie było mu do śmiechu, dlatego szybko spoważniał. - Nie zrozum mnie źle… Spoko, że masz fuchę i nie odpierdoliło ci po tym wszystkim, ale te laski… Kurwa, to w ogóle działa? Da się w ogóle pracować w takim składzie? - zapytał z lekkim powątpiewaniem. - Nie wyobrażam sobie, żebym miał wchodzić w jakikolwiek interes ze swoją byłą, której zresztą o chuj chodziło... - mruknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony.
- Nie? - powtórzył zaskoczony, jednak zanim dodał coś więcej, też usłyszał dzwonek, więc podniósł się i ruszył do drzwi. Kiedy otworzył, pewny, że zastanie tam dostawcę z zamówioną wyżerką, ale jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że to jakieś dwie skautki, które próbowały mu opchnąć ciasteczka.
- Ej, stary masz jakieś drobne? - zapytał w głąb mieszkania, wiedząc, że jak nie da tym dzieciakom tych kilku dolców, to później będą mu co chwilę zawracać dupę. Przerabiał już to i nie chciał powtórki z tak marnej rozrywki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał farta, że jego dobry kumpel był właścicielem siłowni, więc nie musiał trenować w godzinach największego oblężenia, a przy tym narażać się na przeróżne komentarze i spojrzenia. Bez problemu mógł ćwiczyć po zamknięciu, ponieważ Ryan mu to umożliwiał. Uniósł palec wskazujący do góry, dając kuzynowi niemy znak, że chwila, po czym w wiadomości wysłał mu namiary na siłkę znajomego.
- Właścicielem jest mój znajomy, były wojskowy. W porządku gość. Gdybyś planował się wybrać, to daj znać, mam karnet w godzinach VIP - poinformował, po swoich słowach uśmiechając się szeroko, ale wciąż - uśmiech ten trwał zaledwie kilka sekund. Dbanie o formę było ważne w życiu, zarówno dla zdrowia fizycznego, jak i psychicznego, o czym miał okazję się przekonać najbardziej odczuwalnie chyba w więzieniu. Dawniej najczęściej można było go spotkać na boisku do koszykówki, rzadziej na ringu bokserskim, ale sport stanowił ważny element jego życia. Chyba jeden z ważniejszych, zaraz obok muzyki.
- Ostatnio podlała kwiatka i dywan piwem - mruknął - kraftowym. Stało w piwnicy i czekało na dobrą okazję. - Skrzywił się, bo nawet jeżeli piwo pił rzadko, to szkoda mu było akurat tego, które skończyło tak marnie. Dywan śmierdział, a gdyby tego było mało...
- A później prawie spaliła nam chatę. Dobrze, że wcześniej wyjebało korki - dodał, upijając ze szklanki łyk alkoholu. Dziwił się sam sobie, że pomimo tego... nie postawił jej prostego, jasnego warunku: ma się wynieść na drugi dzień. Dany jej miesiąc przecież minął.
- Nie wiem dlaczego sama nie zwiała, stary. W końcu ja to... ja - podsumował, po swoich słowach parskając gorzko. Każda zdrowa na umyśle osoba, jaka nie miała okazji go poznać we wcześniejszym życiu, podeszłaby do niego ostrożniej...a tak przynajmniej myślał. Z Lunarie było ewidentnie coś nie tak, tym bardziej, jeżeli wydawało mu się, że wie kim jest i musiała słyszeć o jego przeszłości. Dodatkowo tę myśl podparły wiadomości z więziennymi podtekstami.
- Co? - wypalił, wbijając w niego wzrok. Odstawił szkło na stolik i wyprostował się, marszcząc czoło w skonsternowanym wyrazie. -...że moja matka z nim...CO? - zapytał, ignorując kolejne wzmianki. O Virginii, o Saoirse, o pracy. Czuł, jak wypity alkohol nieprzyjemnie ciąży na żołądku, a do tego szumi w skroniach. Wybił się z zamyślenia dopiero wtedy, kiedy Finley rzucił coś o skautkach.
- Kurwa, nie chcę żadnych ciastek - powiedział zirytowany, ale podniósł się i wyciągnął z tylnej kieszeni banknoty dolarowe, i dwudolarowe. Nie wiedział nawet ile tam było, ani nie zwrócił uwagi, że gdzieś pośród nich zawieruszyła się wizytówka zakładu pogrzebowego. Zmierzył spojrzeniem rudowłosą i jej koleżankę, a następstwie dał im te drobne, by się odczepiły.
- Więc? - dopytał, gdy kuzyn zamknął za nimi drzwi... o ile to zrobił, bo nie były bardziej wkurzające, a do tego gdzieś przy okazji nie pojawił się dostawca jedzenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gwizdnął z uznaniem. Po czym zerknął na komórkę, by odebrać namiary na kumpla Blake’a.
- Widzę, że jesteś ustawiony - skomentował, zapisując numer. - To był twój pomysł z tym VIPem, czy koleś wolał, żebyś mu nie odstraszał klientów w bardziej ruchliwych godzinach? - zapytał z cieniem złośliwości padającym na wypowiadane słowa. Nie doprecyzował, czy chodziło mu o wyćwiczenie Griffitha, które miał okazję przetestować na sobie, czy o renomę, jaką miał na mieście. - Dzięki - rzucił jeszcze w międzyczasie, unosząc komórkę, nim odłożył ją na stolik.
Zaśmiał się w głos, bez pohamowania. I w miarę opowieści kuzyna ten wybuch radości nie tracił na sile. Cóż, gdyby to jego spotkały podobne sytuacje, to zdecydowanie nie byłoby mu do śmiechu.
- Pomyślałeś o jakiejś polisie na życie? - zapytał rozbawiony Huck, ocierając łezkę z oka, bo ubawił się po pachy dzięki tej anegdotce. - A właśnie! Dobrze, że mi przypomniałeś! - Zerwał się z miejsca i ruszył w kierunku kilku pudeł, które stały przy jednej ze ścian, wciąż nie doczekawszy rozpakowania. Przesunął jedno z nich, by zza niego wysunąć paczkę, którą następnie chwycił oburącz i postawił nieopodal miejsca, gdzie usadowił się Blake. - Ta twoja odsiadka miała plusy, chyba z rok czekałem na to piwo. - Ruchem brody wskazał na karton, który zawierał w sobie skrzyneczkę z dwudziestoma czterema butelkami Trappist Westvleteren 12. - Musisz spróbować. Boskie! Kraftowe może się schować przy trapiście - powiedział z przekonaniem. - Miałem ci podrzucić, ale skoro podlewacie piwem dywany, to ja to, kurwa, muszę przemyśleć - stwierdził, ponownie parskając śmiechem. - Pożaru chyba też nie ugasi. - Bezradnie rozłożył ręce, nie tracąc dobrego humoru.
Aż do chwili, gdy Blake zaczął dociekać. Huckowi do śmiechu nie było już zupełnie. Przeciągnął dłońmi po twarzy, na chwilę lokując wzrok w suficie, jakby oczekiwał pomocy z góry.
- Blake, no… - nie chciało mu przejść to przez gardło. - No wiesz… - bąknął, chaotycznie wymachując rękami, jakby to jakoś miało pomóc w zdefiniowaniu problemu, który poruszył.
Chwilowym wybawieniem była ta wizyta harcerek. Starał się nie zwracając uwagi na tę rudą, bo źle mu się kojarzyła, na dodatek przywoływała wspomnienia z biwakowania z Aurą, więc skupił się na tej drugiej, a kiedy Griffith wepchnął im kasę, wziął te pieprzone ciasteczka, bo skoro już zapłacili, to czemu miał nic nie dostać w zamian? Od razu też wpakował sobie do ust jedno z nich, bo spodziewał się, że kuzyn nie odpuści, więc chciał ugrać te kilka bezcennych sekund, nim prawda wyjdzie na jaw…
Dostawa ich zamówienia pojawiła się tuż po tym, jak zamknęli drzwi, więc Finley zaczął wykładać pojemniki, podsuwając Blake’owi jego danie.
- Mieli romans - rzucił prosto z mostu, uznając, że nie ma co kręcić. - To chyba nie trwało długo. Przynajmniej ja tego nie widziałem podczas innych naszych wypadów, choć fakt, było ich już mniej - dodał, skubiąc brodę. Popatrzył na Griffitha. - Sorry, musiałem ci powiedzieć. Chujowa sytuacja… - przyznał, wcale nie czując się dobrze, gdy zrzucił z siebie ten ciężar. - Chciałbym się, kurwa, mylić… - Ciężko westchnął.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niekoniecznie chciał się pchać w wielkie zgromadzenia ludzi, albo prowokować osiadający na nim wzrok, kiedy pojawiał się gdzieś w innym celu - między innymi ćwiczeń. Były chwile, gdzie specjalnie włączał ten tryb złośliwości, rzucania cienia podejrzeń na swoją osobę, jak chociażby celowe kupienie części zakładu pogrzebowego, albo wożenie się karawanem po mieście, lecz to nie było regułą. Przez większość czasu wolał mieć spokój.
- Mój - powiedział bez chwili namysłu. - Ryan odebrał mnie z więzienia, już wtedy rozpisywali się, że właściciel siłowni ma specyficzne towarzystwo, a życie samo w sobie mocno mu dokopało. Niepotrzebne są te dodatkowe rykoszety - stwierdził, unosząc krótko kącik ust, lecz bynajmniej nie było w tym żadnego entuzjazmu. I tak mu się oberwało - wtedy, później podczas festiwalu, na który co prawda go wyciągnął, a potem stawiano mężczyznę w niekoniecznie dobrym świetle. Przez chwilę, by w następstwie oskarżeń, próbowano wybielić i ukazać go jako bohatera, który uratował człowieka. Blake starał się zdystansować od wywodów prasy, przeróżnych historii i teorii z tv, choć nie zawsze było to możliwe i niekiedy łapał się na tym, że klikał wyślij komentarz, zanim dobrze to przemyślał. Głupota. Strata czasu, nerwów...
- Może powinienem. I przy okazji ją ubezpieczyć... na śmierć, gdyby wydarzył się jakiś nieszczęśliwy wypadek - rzucił, po swoich słowach wywracając oczami w ramach niemego wyjaśnienia, że żartował. Chyba, bo zamordowanie Virgie niejednokrotnie chodziło mu po głowie, ale samemu wątpił, że byłby w stanie to zrobić; najzwyczajniej w świecie tak się powtarzało, że się kogoś zabije, co albo było mówione w ramach dowcipu, lub i tak nie miało odzwierciedlenia. Na szczęście.
- Nie znam - odpowiedział, brodą wskazując na piwo przyniesione przez kuzyna. Sięgnął po jedną z butelek, obejrzał ją dokładnie, zapewne przy okazji czytając etykietę, a pod koniec z aprobatą pokiwał głową. Nie musiał czekać na otwieracz, a wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, którą sprawnie pozbył się kapsla i podał Finleyowi piwo, po chwili samemu w podobny sposób rozprawiając się z zapieczętowaniem drugiego.
- To niemożliwe - skwitował, kręcąc głową. - Moja matka... i romans? - powtórzył głucho, raz jeszcze kręcąc głową. Nerwowo przejechał krótko obciętymi paznokciami po butelce, stukając o nią kilkukrotnie. Jedzenia nie tknął, pomimo, iż wyglądało i pachniało zachęcająco. Piwo również. Odstawił je na stół i wstał, podchodząc do okna, za które spojrzał przez dłuższy czas milcząc.
- Co się wydarzyło oprócz tego, co widać na zdjęciach? - zapytał, odwracając się przodem do ciemnowłosego. - Ona wie, że ty wiesz? - Gdzieś między tym wszystkim stracił wiarę, że wcześniejsze: niemożliwe... było rzeczywiście czymś niemożliwym.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”