WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzeba przyznać, że ostatni okres był dla nich obojga wyjątkowo paskudny ale cieszył się niepomiernie, że mają go w końcu za sobą. Długi spłacone, rany pogojone, po siniakach prawie już nie było śladu, wszystko powoli wracało do normy, a między nimi zaczynało się wreszcie jakoś układać. Z tej właśnie okazji postanowił wpaść do Aimee i po krótkiej analizie jej stanu zdrowia zadecydować czy była już gotowa na podjęcie nieco intensywniejszego wysiłku jakim była obiecana dawno temu, pierwsza lekcja samoobrony. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Hale nie lubiła gdy ktokolwiek obnosił się z nią jak z jajkiem ale w obliczu ostatnich wydarzeń wciąż martwił się, czy mocniejszym chwytem czy uściskiem nie sprawi jej zwyczajnie bólu. To znaczy... Silniejszego niż pierwotnie zamierzał. Jedno prowokujące pchnięcie dłońmi w jego klatkę piersiową wystarczyło by zrozumiał, że jej siły witalne odnowiły się niemalże całkowicie i że nawet gdyby wydał inną decyzję - prawdopodobnie nie dałaby mu spokoju, a jeszcze nie daj boże - posądziłaby go o szowinizm. Bo co? Bo ona nie da rady? Dlatego, że dopiero co wylizała się z ran czy dlatego, że... była kobietą, która dopiero co wylizała się z ran? Wobec siebie nie był przecież nigdy aż tak bardzo surowy.
No dobrze... Zrzuciwszy z ramion skórzaną kurtkę przeszedł się z wolna na sam środek pokoju dziennego, a nawet poprzesuwał odrobinę stojące w promieniu dwóch metrów od nich najbliższe meble tak, aby zyskać możliwie najwięcej przestrzeni.
- Pokażę ci jak bronić się przed najbardziej popularnymi atakami napastnika skierowanymi przeciwko kobietom, czyli chwyt za nadgarstek, za włosy, ubranie, atak od tyłu i ten w parterze. Ważne jest aby reakcja była szybka - błyskawiczny kontratak i ucieczka. Nie siłuj się z napastnikiem, nie próbuj z nim walczyć, to ważne ok? - wzniósł lekko łuk brwiowe chcąc się upewnić, że go zrozumiała. Dopiero potem nakazał jej chwycić go za nadgarstek tylko po to by mógł zaprezentować jej jak skutecznie i szybko się z tego chwytu wyswobodzić. Dynamiczny skręt ciała, nacisk łokciem powyżej chwytu i szybkie wycofanie się. Powtórzył czynność tyle razy ile tylko potrzebowała by potem zamienić się z nią rolami i pozwolić jej wszystko samemu przećwiczyć. Stopniowo wprowadzał też kolejne chwyty za każdym razem tak samo cierpliwie tłumacząc jej w którym miejscu popełniała błąd.
- Zawsze staraj się uderzyć w krocze albo w splot słoneczny, o tutaj. - pochylony i trzymany przez nią za włosy przystawił od dołu pięść do jej brzucha, w okolicy pępka. - W przypadku mężczyzn lepiej mimo wszystko w krocze, na pewno zaboli bardziej. Gdy cię puści przechwytujesz szyję, kolanem ponawiasz cios w brzuch, łokieć w kark lub potylicę, pchnięcie i uciekasz. - wszystko prezentował jej w zwolnionym tempie tak aby miała możliwość zapamiętania każdego pojedynczego, a zarazem tak ważnego gestu. Kiedy zamieniali się rolami - nie zawsze jej wychodziło i choć momentami uważał to za wyjątkowo zabawne - bardzo starał się nie śmiać. Co prawda - biorąc pod uwagę jej niewiarygodny zapał - wątpił by miała się przez to jakkolwiek zniechęcić ale wolał nie ryzykować, że w irytacji czy złości kopnie lub uderzy za mocno. Po takim nokaucie pewnie by mu się wszystkiego odechciało.
Pokazał jej też jak obronić się przed atakiem od przodu i chwytem od tyłu, w tym również przed duszeniem ale najbardziej ze wszystkiego spodobały mu się chyba zajęcia w parterze. Zwłaszcza, że po zaledwie dwóch powtórzeniach przestała się już bronić pozwalając mu zrobić ze sobą wszystko co tylko chciał. Skończyli jak zawsze - spoceni i niezdrowo na siebie nakręceni myśląc już tylko o tym by zedrzeć z siebie ubrania i nagrodzić się wzajemnie za cały ten dzisiejszy wysiłek. Zająwszy miejsce między jej udami i nachyliwszy się nad nią nisko całował teraz żarliwie jej słodkie, miękkie wargi, dłońmi błądząc bezwstydnie po jej ciele i podwijając w górę materiał jej koszulki. Żadne z nich nie potrzebowało specjalnego zaproszenia, wystarczyła zaledwie chwila i oboje byli już niemalże zupełnie nadzy. Niemalże bo nim do czegokolwiek między nimi doszło wpadł na fenomenalny pomysł by dokończyć ich wspólne igraszki pod prysznicem. Posłał jej więc figlarny półuśmiech, a potem podniósłszy się z podłogi pomógł jej wstać i zagonił ją jak pasterz swą owieczkę wprost do łazienki. Tam oczywiście znów się do niej przykleił, a po tym jak wepchnęła go zdecydowanym gestem pod strumienie płynącej z prysznicowej słuchawki, ciepłej wody wiedział już, że ona pragnęła go równie mocno jak on jej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

+18

Małe to takie, wredne, złośliwe. Uwielbiające się z nim droczyć i przekomarzać. Wspólna lekcja samoobrony mogłaby się wydawać idealną okazją do tego, żeby zagrać nieco Loudainowi na nosie. Aimee jednak widziała jak bardzo mu na tym zależało, jak mocno się o nią martwił i bał, że sytuacja sprzed kilku tygodniu znowu się powtórzy. Właśnie dlatego zamiast wygłupiać się i żartować, starała się być naprawdę uważną i pojętną uczennicą. Z uwagą obserwowała wszystkie jego ruchy, zapamiętała je, odtwarzała - i tak raz, drugi, piąty, dwudziesty - aż zaczynało jej wychodzić. Typem sportowca nigdy nie była, wolała pocić się w łóżku aniżeli na siłowni to też czasem chwilę to trwało, zanim udawało się jej poprawnie wykonać jakiś chwyt, ale… rozbawiona mina Drew zamiast ją irytować jedynie ją nakręcała do dalszego działania, bo czego jak czego, bycia mierną Hale nie znosiła. Zawsze dawała z siebie sto procent, robiła wszystko, aby swój cel osiągnąć. A chwilowo najmocniej na świecie zależało jej na tym, żeby mężczyzna nie drżał z obawy za każdym razem, ilekroć tylko będzie opuszczała próg własnego mieszkania. Bo nawet jeśli na rogu czaiło się całe mnóstwo okropieństw - nie mogli się przed nimi chować i nieustannie zamartwiać. Musieli normalnie żyć, funkcjonować. Miała uczelnię, na której narobiła sobie paskudnych zaległości, pracę, którą potężnie zaniedbała, bliskich, których od dawna już nie widziała.
“Błyskawiczny kontratak i ucieczka” powtórzyła, kiwając głową. W teorii - wydawało się to proste. W praktyce - niekoniecznie. Brunetka miała jednak cichą nadzieję, że nigdy nie jej dane się o tym na własnej skórze przekonać. Robiła co mogła, naprawdę na siebie uważała. Przestała chodzić do klubów i barów, nie wracała sama po ciemku, zawsze miała naładowany telefon, unikała podejrzanych miejsc, nie chodziła skrótami przez parki i pod wiaduktami. Zwracała uwagę na rzeczy, o których wcześniej po prostu nie myślała.
Gdy zeszli do parteru jej zapał do nauki nieco osłabł, a wszystko dlatego, że szatyn wyglądał tak cholernie seksownie, kiedy ciężarem swojego ciała przygniatał ją do podłogi, chwytał za nadgarstki i unosił nad głowę, uniemożliwiając wykonanie nawet najdrobniejszego ruchu. Już wcześniej bawili się w podobny sposób, jej ciało doskonale pamiętało zakończenie tej historii i… reagowało. Czy to wypiekami na twarzy, czy gęsią skórką, która pojawiała się wszędzie tam, gdzie Loudain jej dotykał. Przyglądając mu się z dołu westchnęła cicho i zagryzła dolną wargę.
Co wtedy robimy, Aimee? usłyszała zadane przez niego pytanie, po czym uśmiechnęła się szelmowsko.
Wtedy całujemy napastnika, rozpraszamy i…” rzuciła z błyskiem w oku, zanim wpiła się w jego usta i korzystając z jego chwili nieuwagi, przeturlała tak, że teraz on leżał na dywanie, a ona siedziała na nim pochylona, z twarzą tak blisko jego, że czuła na sobie jego ciepły oddech… “przejmujemy kontrolę” dodała, wracając do przerwanego pocałunku, mocno napierając na jego wargi. Choć ostatnio spędzali ze sobą sporo czasu, przez zdecydowaną większość Aimee była tak zmęczona i obolała, że zwijała się w małą kulkę i zasypiała na jego kolanach, a kiedy się budziła, była tak rozbita, że nie bardzo wiedziała, co dzieje się dookoła. Musieli więc wstrzymać się z jakimikolwiek amorami, a to może nie tyle generowało złość co ogromną tęsknotę, bo mieli siebie tak blisko, a nie mogli być razem. Teraz więc, gdy czuła się już lepiej - miała zamiar nadrobić zaległości i do z nawiązką, czego najlepszym dowodem było to, że z każdą chwilą wzajemne pieszczoty stawały się coraz głębsze i bardziej namiętne, a ona była już gotowa zrobić to z nim teraz, tutaj, w tej chwili. Na podłodze w salonie. Mężczyzna zarządził jednak zwrot w stronę łazienki, a ona zamiast zaprotestować - wystrzeliła jak z procy, ciągnąc go za sobą, rozbierając i niemalże wpychając pod prysznic. Z bezczelnie zadowolonym uśmiechem spojrzała na jego nagie ciało, a potem dociskając go do chłodnych kafelek znów do niego przylgnęła, całując płomiennie. Po omacku zdjęła z prysznicowej półeczki jakiś pięknie pachnący, pieniący się żel, nabrała go odrobinę na dłonie, a potem chcąc się z nim nieco podroczyć, zaczęła wcierać go w jego tors, ramiona i klatkę piersiową, fundując mu przy tym boleśnie powolny, zmysłowy masaż, ale że cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną, nie trzeba było długo czekać aż jej dłoń zjechała niżej, stymulując jego męskość.
Całkiem niezły z Ciebie nauczyciel” stwierdziła figlarnie, przyspieszając nieco ruchy nadgarstka. I kiedy już miała spłukać z jego ciała puszystą pianę, uklęknąć przed nim i zająć się nim jak należy, rozległo się pukanie do drzwi. Z początku miała je zamiar zignorować, ale nastało po raz drugi i kolejny, aż w końcu w ruch poszedł i dzwonek. “Boże, on znowu zapomniał kluczy. Chyba go zabiję” jęknęła, odsuwając się od szatyna i rzucając mu przepraszające spojrzenie. “Nie bądź zły, nie chcę, żeby ten osioł spóźnił się do pracy. Dam mu kluczę i każę wypierdalać w podskokach” zaśmiała się cicho, po raz ostatni przelotnie cmokając go w usta i wyskakując z prysznicowej kabiny. “Czekaj tu i nigdzie się nie ruszaj, jasne? Mamy zaległości, mnóstwo zaległości” dodała, spoglądając bezwstydnie na jego krocze, a potem ze śmiechem owijając się puszystym ręcznikiem i na boso, z kropelkami wody ściekającymi z mokrych włosów, ruszyła w stronę przedpokoju.
“Dede, ile razy mam Ci powtarzać…” zaczęła, ale nie było jej dane skończyć. Albo inaczej, kończenie tego nie miało najmniejszego sensu, bo na progu nie było wcale Dede, a Shah… równie skonfundowany co ona sama. Przyszedł bez zapowiedzi? Umówili się, a ona o tym zapomniała? Cholera, nie miała najmniejszego pojęcia. Jej umysł ogarnęło chwilowe zamroczenie. Owinęła się ciaśniej ręcznikiem, a z jej gardła wydostało się jakieś niewyraźne mruknięcie. Co robić, co robić, co robić?. “Y…. hej, brat? Sorry, że tak długo, właśnie brałam prysznic i…” boże, Aimee, on świetnie zdaje sobie z tego sprawę, ma przecież oczy. “Wszystko w porządku? zapytała, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Cholera. Jak z tego wybrnąć?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#11 No dobra, zamartwianie się w ogóle nie było w jego stylu. Nie miał w zwyczaju dramatyzować, gdy ktoś nie odpisywał mu na wiadomości. Doskonale zdawał sobie przecież sprawę z tego, że ludzie mieli swoje życia, zresztą sam nie raz był tym, który trzymał przyjaciela na ”wyświetlono”, bo zwyczajnie zapominał o tym, że wypadałoby odpisać. Z Aimee sprawa jednak była nieco inna, a to chociażby dlatego, że najpierw odwołała ich wieczór w temacie High School Musical, potem nie odpisała na jego propozycję wyjścia na pączki z Pinkie i z Kenaiem (których zresztą też poradził się w jej sprawie, ale oboje powiedzieli mu, że już dawno nie słyszeli od niej żadnych wieści), a jeszcze potem nie stawiła się na rodzinny, niedzielny obiadek, który był przecież świętością. I nie, żeby jakoś specjalnie tęsknił – na szczęście Kira, jego partner in crime, nie poszła w jej ślady i nie zostawiła go na pastwę rodziców – ale mimo wszystko, to było trochę podejrzane. Próbował złapać ją w mieszkaniu, ale przeszedł się do jej mieszkania aż dwa razy i za każdym razem odpowiedziała mu głucha cisza. Za trzecim razem zaś otworzył mu Devon, który stwierdził, że nie widział Aimee już dobry tydzień, i że chwilowo pomieszkiwała u jakiegoś Daniela. Kim był ten Daniel – tego Shahruz nie wiedział. Devon co prawda próbował być pomocny i nawet zaproponował, że poda mu adres, ale Hale tylko machnął na to ręką. Skoro nie pofatygowała się z tym, żeby mu o tym powiedzieć, prawdopodobnie po prostu nie chciała, aby ją tam odwiedzał.
Mijały więc kolejne dni, podczas których Shah miał za mało czasu na rozmyślanie o tym, co właściwie działo się w życiu jego młodszej siostry. Przypomniał sobie o niej dopiero w kolejny weekend, więc wysłał jej mema, lecz znowu nie dostał na niego żadnej odpowiedzi. Po tym, jak znowu go zignorowała, doszedł do wniosku, że albo się na niego obraziła, albo stało się coś złego. A ponieważ oba przypadki były równie zastanawiające, postanowił przejść się do jej mieszkania kolejny raz i tym razem wziąć od Devona adres tego całego Daniela.
Kiedy jednak pojawił się na miejscu, okazało się, że nie było takiej potrzeby. Po okrągłej minucie oczekiwania na klatce drzwi otworzył mu nie kto inny, jak sama Aimee.
- No cześć – mruknął równie zaskoczony, co ona. Spodziewał się, że nadal widniała pod statusem ”zaginiona w akcji”, a tymczasem stała tutaj przed nim, cała i raczej zdrowa. Nie licząc jakichś pojedynczych, żółciejących już siniaków na jej ramionach, które zauważył dopiero po tym, jak obrzucił ją krytycznym spojrzeniem. – Też się właśnie nad tym zastanawiałem – rzucił w odpowiedzi na jej pytanie. No bo… stało się coś czy się nie stało? – Ignorujesz moje smsy, więc wpadłem tutaj raz czy dwa i twój współlokator powiedział mi, że mieszkasz gdzieś indziej, a teraz jednak tutaj jesteś. No i dalej mnie ignorujesz, więc… – wytłumaczył trochę nieskładnie. – Wszystko w porządku? – odbił pytanie, cały czas próbując wyczytać z niej więcej, niż pozwalała mu zobaczyć. Wszyscy wiedzieli jednak, że nigdy nie był mistrzem dedukcji, więc po prostu stał jak debil przed drzwiami jak porzucony na drodze szczeniak, który wciąż rozglądał się za wszystkimi samochodami z nadzieją, że któryś w końcu się zatrzyma i zabierze go z powrotem do domu. Istotnie przedziwna sytuacja.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

+18

- Tylko jeśli na imię ma Drew, a na nazwisko Loudain. - wtrącił z rozbawieniem nim ponownie złączyła ich wargi w pocałunku. Innego napastnika w żadnym wypadku nie całujemy! To prawie tak ważne jak "szybki kontratak i ucieczka". Gdy sytuacja przeniosła się już do łazienki, a jego plecy spotkały się z zimną ścianą kabiny rzucił jej to kipiące pożądaniem spojrzenie ledwie powstrzymując się przed gwałtownym chwyceniem jej za nadgarstki i przyparciem przodem do wilgotnej ściany. Na co dzień raczej cierpliwością nie grzeszył ale akurat dziś z uwagi na wyjątkowo długą przerwę w życiu erotycznym miał jej szczególnie mało. Wystarczyło jedno zwiewne muśnięcie dłonią, jeden zmysłowy pocałunek by totalnie się w tym zatracił zapominając na tych parę chwil o całym bożym świecie. Gdy tak nierozsądnie się z nim drocząc rozprowadzała po jego nagim ciele pachnący żel - w napięciu zagryzł wargę, a potem gdy zjechała niżej w głośnym westchnieniu wypuścił ustami nadmiar nagromadzonego w płucach powietrza i wpił się łapczywie w jej słodkie wargi. Oh god, jak dobrze.
- A z ciebie niezwykle pojętna uczennica... I dobrze bo tak się niefortunnie złożyło, że nie mam dziś linijki w pogotowiu. - szkoda, że tę jakże magiczną chwilę przerwało wnet pukanie do drzwi. Kurwa, serio? Z wyczuciem czasu ktoś tu był chyba totalnie na bakier. I to jeszcze bardziej niż on sam.
- Powiedz, że nie zamierzasz ich teraz otwierać bo zaraz tu przez ciebie oszaleję. - mruknął na wszelki wypadek łapiąc ją w pół i przyciągając bliżej siebie. Dłońmi zmacał jej nagie ciało szczypiąc na koniec pożądliwie jeden z jej pośladków i kiedy już myślał, że udało mu się ją przekonać do tego by została z nim pod prysznicem - natręt u drzwi zaczął wnet molestować dzwonek. Ktokolwiek to był - wiedział już, że nigdy mu tego nie wybaczy. Co z tego, że to nie pierwsza i zapewne też nie ostatnia okazja do wspólnych figli pod prysznicem? Nie miało to w tej chwili żadnego znaczenia, dla niego liczyło się teraz, a tak się zabawnie złożyło że teraz to miał ochotę pieprzyć się z Aimee do utraty tchu. Tak bardzo, że w pierwszym odruchu zaprotestował otwarcie przytrzymując ją siłą przy sobie gdy tylko spróbowała wymknąć się z jego objęć. Rzucił jej przepełnione nieco teatralnym żalem spojrzenie co by się upewnić, że na pewno będzie miała z tego powodu wyrzuty sumienia, a potem cofnął dłonie i pozwolił jej odejść. Początkowo rzeczywiście zamierzał na nią grzecznie poczekać ale zdążył już umyć po dwakroć całe swoje ciało i spłukać z niego zalegającą pianę, a jej nadal tu nie było. Po namyśle zakręcił więc wodę i wyszedł spod prysznica chwytając za jakiś czysty ręcznik i wycierając się do sucha. Rozejrzał się przelotnie po łazience jak gdyby czegoś szukał, a potem wzruszył obojętnie ramionami, owinął sobie ręcznik wokół pasa i przeczesując dłonią mokre włosy wyszedł z łazienki.
- Aimee?! - zawołał chcąc się zorientować, w którym pomieszczeniu powinien jej szukać. - Co za niefart... Mydło mi upadło, a ciebie tam nie było by je podnieść. - wydawało mu się, że słyszał jakiś szmer dochodzący od strony pokoju dziennego i wejściowych drzwi do mieszkania dlatego też właśnie w tamtym kierunku się udał.
- Wiesz może gdzie są moje... - urwał bo gdy wyłonił się zza ściany spostrzegł, że nie była sama. Nie, właściwie nie zaskoczyło go nawet tak bardzo to, że w drzwiach ktoś stał (no shit Sherlock, przecież to pukanie do drzwi przerwało wam tę wyjątkowo piękną chwilę pod prysznicem) jak to, że był to akurat jej brat. Oh..? Ostatnie ich spotkanie nie należało do szczególnie przyjemnych i miał jakieś takie dziwne przeczucie, że to dzisiejsze nie skończy się wcale lepiej. - ...spodnie? - dokończył myśl bo cóż mu więcej pozostało? Bliżej nie podchodził nie chcąc kusić losu ale i tak posłał Shahowi przeciągłe, niezbyt życzliwe spojrzenie w duchu licząc, że mimo wszystko zaraz sobie stąd pójdzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

+18

Tylko jeśli na imię ma Drew, a na nazwisko Loudain.
Och, o to obawiać się nie musiał. Aimee z żadnym innym nie chciała się całować. Prawdę mówiąc, z żadnym innym nie chciała też turlać się na dywanie, zasypiać podczas oglądania starych, durnowatych komedii czy trzymając w dłoni szklaneczkę szkockiej, tańczyć na stole w salonie. Bo szalała za nim, za jego wdziękiem, urokiem, poczuciem humoru, charyzmą - i gdyby tylko mogła, najchętniej spędzałaby z nim każdą wolną chwilę. O czym swoją drogą pewnie wiedział doskonale, a jeśli nie, wkrótce się pewnie przekona - Hale bowiem nie miała zamiaru wypuszczać go ani spod prysznica, ani ze swojego mieszkania. Planowała spędzić z nim całe południe, wieczór, a nawet jutrzejszy poranek. Zaległości w pracy czy na uczelni miała już tyle, że jeden dzień specjalnej różnicy jej nie zrobi, a im… przyniesie upragnioną ulgę i spełnienie. Zwłaszcza, że naprawdę ciężko im było żyć ze sobą stroniąc od fizycznej bliskości, unikając pocałunków, pieszczot i wszystkich tych rzeczy, które tak bardzo lubili ze sobą robić.
Gdy opierając się plecami o zimne, łazienkowe kafle zagryzł dolną wargę i spojrzał na nią tym wzrokiem, w jej oczach zapaliły się pełne podekscytowania, radosne iskierki. Była tak spragniona, stęskniona. Tak bardzo brakowało jej jego dotyku, ust sunących wzdłuż jej smukłej szyi, rąk zaciskających się na jej wąskiej talii. Najchętniej rzuciłaby się na niego od razu, pomijając grę wstępną i długie, głębokie pieszczoty. Kobieca intuicja podpowiadała jej jednak, że skoro tyle wytrzymali, wytrzymają też kolejnych piętnaście minut, a błogość jaka ich wtedy spotka będzie wręcz nie do opisania. Właśnie dlatego drażniła jego skórę opuszkami palców, kusiła go, nęciła, całowała, zmysłowo masowała. Wszystko to miało przygotować ich na nadchodzące, nowe doznania.
“Wielka szkoda. Naprawdę wielka” rzuciła wyzywająco, między zęby chwytając jego dolną wargę i ciągnąc ją lekko, żeby jeszcze bardziej się z nim podroczyć. “Ale jak to mówią, co się odwlecze to nie uciecze, czyż nie? Kupiłam szkolny mundurek” zaśmiała się, przyspieszając ruchy ręki. Był tak bardzo na nią nakręcony, że wiele nie było mu trzeba. Zresztą, ona też była już rozgrzana do granic możliwości, gorąca i wilgotna. Nim jednak zdążył się o tym przekonać rozległo się pukanie do drzwi, które chciała zignorować, miała zamiar zignorować - zwłaszcza, że mężczyzna postanowił przejąć inicjatywę i zacząć pieścić całe jej ciało. No, ale o ile samo pukanie do drzwi mogłaby bez najmniejszych wyrzutów sumienia olać, tak namiętne dzwonienie dzwonkiem już nie bardzo. Bo przecież Devonowi mogło się bardzo spieszyć, coś mogło mu się stać, przez głowę przeleciało jej jakieś milion powodów. Co prawda, gdy Drew znowu docisnął ją do siebie o większości po prostu zapomniała, ale po kolejnej serii irytujących, domowych dźwięków, szybko sobie o nich przypomniała. A przynajmniej o niektórych.
“Wynagrodzę Ci to. Jak wrócę, zrobię wszystko co zechcesz” spojrzała na niego wyzywająco, po czym owijając się ręcznikiem, puściła mu oczko i pognała na korytarz. Wizyty Shaha się nie spodziewała, a jeśli umawiali się wcześniej - kompletnie o niej nie pamiętała. Do mieszkania wróciła nie dalej jak wczoraj, ogarnianie życia i dorosłych obowiązków niespecjalnie jej wychodziło, sama nie bardzo wiedziała w co ręce włożyć. Postanowiła wsunąć więc je w spodnie Loudaina i… tak jakoś wyszło.
“Och” wyrwało się z jej gardła, gdy brat zarzucił ją potokiem słów. Nie sądziła, że będzie się o nią martwił. Albo inaczej - unikała go po to, żeby tego nie robił. Żeby nie widział tych paskudnych, obrzydliwych siniaków, otarć i stłuczeń. Żeby nie dostawał do głowy i nie wyobrażał sobie najgorszych scenariuszy. Nie drżał na samą myśl, że sytuacja może się powtórzyć, a ktoś wyrządzi jej tak wielką krzywdę, że po niej się już nigdy nie pozbiera. Z jakiegoś powodu wydawało się jej to naprawdę niezłym i sensownym pomysłem. Bo co z oczu to z serca, czyż nie? Po cichu liczyła na to, że jeśli usunie się w cień, bliscy pozostaną kompletnie nieświadomi i jakoś lżej się im będzie żyło, ze świadomością, że jest tak zapracowana i zajęta, że studiuje, pracuje i robi karierę, aniżeli z wiedzą, że wracając z imprezy padła ofiarą brutalnej napaści. Ten plan miał tylko jeden minus - cisza zamiast na plus działała na jej niekorzyść. Pobudzała wyobraźnię, zmuszała do snucia rozmaitych teorii, niekoniecznie tych o jej szczęśliwym i beztroskim żywocie.
“Shah, Boże. Przepraszam. To nie miało być tak” jęknęła autentycznie skruszona, posyłając mu przepraszający uśmiech. “Ostatnie tygodnie były… szalone. To chyba najlepsze słowo. Na parę dni musiałam się wynieść do Daniela, tutaj nie było…” nagle urwała, bo słowo bezpiecznie ugrzęzło jej gdzieś w gardle. “W każdym razie… jestem, wczoraj wróciłam. Wszystko powoli wraca do normy. Nie udało mi się jeszcze przebić przez nieodczytane smsy i wiadomości na Instagramie, ale poprawię się. Obiecuję” chciała unieść do góry rękę, ale w samym ręczniku… nie byłoby to zbyt mądre posunięcie, to też jedynie poruszyła się niespokojnie. “Powinnam była się odezwać, zadzwonić. Przepraszam. Zjebałam. Totalnie nie miałam głowy…” zaczęła tłumaczyć, ale skończyć nie było jej dane, bo w mieszkaniu rozległo się wołanie Andrew. Nim zdążyła odkrzyknąć, żeby poczekał na nią w łazience, półnagi mężczyzna stanął na przedpokoju, a ona nie wiedząc co zrobić, histerycznie się zaśmiała. Choć dziwnym trafem zbiegło się to z jego żartem o seksie analnym, interpretację jej zachowania pozostawiam jednak Shahowi.
“Spodnie? Po co Ci spodnie?” odwracając się do niego twarzą, zapytała nierozumnie, no bo cholera. Po co się chciał ubierać, skoro ona nie miała zamiaru wypuścić go stąd bez orgazmu? Coś się jej też od życia należało! Może jednak byłoby lepiej, gdyby nie wypowiedziała tego na głos, bo tak… zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie, a na skutek zdumionego spojrzenia Shahruza na twarzy Aimes pojawiły się dziewicze rumieńce - choć bez dwóch zdań, dziewicą już dawno nie była.
“Um… tak… “ burknęła, drapiąc się po głowie. Wtem naszła ją myśl, że jakże by inaczej. Panowie się przecież nie znają, to też wypadałoby wcielić się w rolę dobrej gospodyni i ich sobie przedstawić. “To jest Shah, mój brat” zaczęła niewyraźnie. “A to jest Drew… mój… Drew” wydusiła w końcu, zerkając to na stojącego w progu bruneta, to na zajmującego jej prawicę szatyna. “Tak….” dodała, zaciskając usta w wąską kreskę. Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewał się z jej strony aż takiej skruchy, chociaż równocześnie nie chciało mu się wierzyć, że przez tyle dni nie miała ani chwili na zajrzenie do telefonu. Jeżeli faktycznie przez tak długi czas była czymś aż tak zaabsorbowana, musiało rozchodzić się o coś niecodziennego. Nic konkretnego jednak nie przychodziło mu na myśl, a ona nie spieszyła z konkretnymi wyjaśnieniami.
Słuchał jej długich przeprosin spod zmarszczonych brwi, z założonymi na piersi rękoma i nieco pochyloną głową. Kenai pewnie określiłby to jako pozycję obronną, ale Shah był zbyt durny na to psychologiczne pierdolenie. Wolał przedstawianie spraw prosto, tak jak je widział. A ta konkretna malowała mu się przed oczami w niezbyt ciekawych barwach.
Już miał otworzyć usta, aby powiedzieć jej, że w sumie to nic się nie stało, i że po prostu się martwił, lecz dokładnie w tamtym momencie za jej plecami rozległ się czyiś męski głos. ”Mydło mi upadło, a ciebie akurat tam nie było, żeby je podnieść?” No nieźle się tam bawili, musiał to przyznać. W normalnych okolicznościach pewnie machnąłby na to wszystko ręką i powiedział siostrze, żeby odezwała się do niego w wolnej chwili, lecz wystarczyło poznanie tożsamości jej mydlanego kolegi, aby całkowicie odwidział mu się taki scenariusz.
Auć, przeszło mu przez myśl, kiedy zza jej ramienia wyłonił się tamten typ spod ciemnej gwiazdy, z którym niespełna kilka miesięcy przeżył nieprzyjemne starcie. Tej twarzy nie zapomniałby nigdy. Uniósł lekko brwi, patrząc to na niego, to na siostrę. Serio ignorowała go przez tyle dni dla tego typa? Boże, w takich momentach wychodziło na wierzch to, że nie byli biologicznym rodzeństwem. W przeciwieństwie do niego, zdecydowanie nie miała gustu do mężczyzn.
- Twój Drew – powtórzył, patrząc na nią z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spodziewał się po niej czegoś więcej? Prawdopodobnie. Życie jednak po raz kolejny boleśnie pokazywało mu, że zupełnie nic o niej nie wiedział. A nieodparte wrażenie, że ten cały Drew znał ją bardziej niż on, wcale nie pomagało. – Poznaliśmy się już. – Zastanawiał się, czy Aimee w ogóle o tym wiedziała. On sam jej o tym nie poinformował, naiwnie sądząc, że facet stojący za jej plecami był jedynie jakimś umileniem codzienności, ale… wyglądało na to, że jednak nie. – Niezwykle miłe spotkanie – dodał po chwili, rzucając mu szybkie spojrzenie. Nie zatrzymał jednak na nim wzroku na dłużej. Spojrzał za to na Aimee, próbując doszukać się w jej osobie odpowiedzi na krążące po jego głowie pytania, lecz sekundy mijały i nic się nie działo.
Nagle jego oczy wróciły do jej obnażonych ramion, na których dostrzegł kilka blednących siniaków i trybiki w jego głowie przeskoczyły nieoczekiwanie. Zmarszczył brwi, zbliżając się do niej na krok.
- On ci to zrobił? – Jej życie nijak miało się do jego interesów, to już ustaliliśmy, co nie zmieniało faktu, iż miał prawo się martwić. Tym bardziej, że miał do tego logiczne podstawy. Drew miał ciężką rękę, o czym zdążyła przekonać się jego własna twarz. Wolałby jednak, aby siostra nigdy nie musiała się o tym dowiadywać. – Znaczy, nie chodzi mi o wasze zabawy seksualne, oszczędźcie szczegółów – dodał po krótkiej chwili, ubiegając prawdopodobne komentarze tego śmieszka od mydła. – Robi ci krzywdę, Aimes? – Gdyby miał mniej samokontroli, powiedziałby coś bezpośrednio do niego, ale nie chciał konfliktów. No, nie na jej oczach, bo prywatnie jak najbardziej mogliby znów poobijać sobie mordy, tak w ramach oficjalnego zapoznania.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kupiła już szkolny mundurek? Cholera, on nad swoim outfitem nie zdążył się jeszcze nawet dobrze zastanowić. Wszystko co zdażył ustalić to obecność rekwizytów takich jak okulary i linijka, a co z resztą? W sumie czy to naprawdę miało aż tak ogromne znaczenie jeśli ostatecznie i tak mieli skończyć nago? Albo półnago? W innych okolicznościach pewnie zastanowiłby się nad tym aspektem nieco dłużej, a nawet wymienił się nią pomysłami na ten konkretny dzień ale obecność Shahruza trochę krzyżowała mu plany. W ogóle jakby na to nie spojrzeć - pokrzyżowała mu już w tej chwili cały dzisiejszy wieczór.
Po co mu spodnie? Popatrzył z ukosa na Aimee i choć w kącikach jego warg pojawił się jakiś zalążek uśmiechu (który zresztą poszerzył się wyraźnie po tej niezwykle uroczej próbie przedstawienia jego osoby) - wystarczyło, że gębę otworzył Shah i na język Loudaina już cisnęła się mniej przyjemna odpowiedź w stylu "Żebym nie musiał świecić nagością gdy przyjdzie mi skopać mu dupsko". Ostatecznie ugryzł się jednak w język i nie powiedział nic rzucając stojącemu w drzwiach mężczyźnie jedynie przelotne spojrzenie. Ba, w ogóle bardzo ładnie się hamował bo w normalnych okolicznościach już by go pewnie zaatakował. Nie fizycznie bo to jeszcze nie ten etap ale słownie na pewno. Tak, Shah. Jej Drew, masz z tym jakiś problem?
Uwaga Hale'a o tym, że mieli już wcześniej "przyjemność" sprawiła, że Loudain wywrócił oczyma nie bardzo rozumiejąc widocznie po co w ogóle o tym wspominał. Wątpił by Aimee zadowoliła się takimi szczątkowymi informacjami, zwłaszcza że atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała do tego stopnia, że można było ją odgarniać rękami. Jeśli nie zapyta o szczegóły teraz, korzystając z sytuacji, że oboje tutaj byli to na pewno zapyta go o to później, gdy już będą sami. I pewnie będzie miała mu to za złe; zarówno całą sytuację jak i fakt, że z jakiegoś powodu postanowił ją przemilczeć. Gdy więc odwróciła się w jego stronę mierząc go tym swoim pytającym spojrzeniem - wzruszył lekko, bezradnie ramionami. Przeszło mu właśnie przez myśl, że może faktycznie powinien rozejrzeć się za swoimi szmatami, ubrać się, pożegnać z Aimes i zostawić ich samych bo widocznie potrzebowali nadrobić zaległości. Wtedy jednak Shah powiedział coś, co w bardzo krótkiej chwili uruchomiło zapalnik w jego głowie. Loudain był jak granat, granat z którego właśnie wyciągnięto zawleczkę. "On ci to zrobił?" - huczało mu w głowie gdy równym krokiem zmniejszał dzielącą go od tamtej dwójki odległość. Shah nie miał widocznie pojęcia jak drażliwy temat poruszył... Drew nie przejmował się już nawet swoją nagością - ze spodniami czy bez - gębę obije mu tak samo.
- Tobie mogę zrobić zaraz krzywdę jak chcesz. - nie uderzył go co prawda ale wypchnął przez drzwi na klatkę schodową ewidentnie dając mu do zrozumienia, że nie jest tutaj mile widziany. Co z tego, że nie był u siebie i tak naprawdę nic nie dawało mu prawa by o tym decydować? Nigdy, ale to nigdy nie podniósłby ręki na Aimee (pomijając rzecz jasna ich łóżkowe fantazje ale wtedy też przecież nie tłukł jej bez wyczucia i to na dodatek pięściami), a snute przez Shaha teorie i wszystkie te bzdurne insynuacje uderzały w niego po dwakroć z uwagi na wciąż dręczące go wyrzuty sumienia. Bo to co przydarzyło się Aimee było jednak jego winą. Nie mówił o tym na głos świadomy tego, że sama Hale nie miała ochoty już tego słuchać ale nie zmieniało to faktu, że nadal winę brał na siebie. Tylko, że jego wina kończyła się na złych decyzjach, a to czym próbował obarczyć go Shah było już dużo poważniejszym oskarżeniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze? Takiego zwrotu akcji Aimee się po prostu nie spodziewała. Pewnie, liczyła się z tym, że w pewnym momencie Drew zaniepokojony jej długą nieobecnością po prostu wyjdzie z łazienki i uda się za źródłem dźwięku, w samym ręczniku pojawiając się na przedpokoju. Miała również świadomość tego, że jeśli do tego czasu Shah wciąż będzie stał na progu, z pewnością zobaczy wyłaniającego się zza jej pleców półnagiego mężczyznę i przez chwilę będzie im wszystkim… wyjątkowo niezręcznie. Liczyła jednak na to, że trochę się pośmieją, trochę pożartują, wzruszą ramionami i wszystko wróci do normy. O słodka naiwności. Jak bardzo się myliła! Wystarczyło raptem pięć sekund, aby atmosfera w mieszkaniu tak bardzo zgęstniała, że panience Hale aż ciężko się oddychało. Gdyby nie fakt, że była w swoim własnym domu, pewnie wzięłaby nogi za pas i po prostu uciekła, bo konfrontacja była ostatnim, czego chciała. No, ale. Nie mogła tego zrobić. Zerknęła więc kontrolnie na stojącego obok niej Loudaina, zupełnie tak, jakby chciała się upewnić, że utrzyma on swoje nerwy na wodzy i nie zrobi niczego głupiego. I widziała po nim, że gryzie się w język i walczy sam ze sobą, z czego cholera, naprawdę była bardzo dumna. Bo charakter miał porywczy, temperament gwałtowny i jak go znała, pewnie niezwykle mocno chciał w jakiś sposób zareagować. Skrzywić się, burknąć coś, poczęstować Shahruza jakąś soczystą obelgą. Ale nie, stał grzecznie, uśmiechał się, patrzył na nią. A jej serce fikało wtedy koziołki. Tym wyższe, im bardziej zadowolony stawał się wyraz jego twarzy. A wszystko przez, że tak ładnie go przedstawiła. Posłała mu więc jeszcze jedno, krótkie, roziskrzone spojrzenie, a kąciki jej ust uniosły się ku górze. Dopiero wtedy odwróciła głowę do brata. Co było jak…. bolesne zderzenie ze ścianą. Bo Shah wcale nie był równie podekscytowany. Nie patrzył na nią z aprobatą, nie zerkał z uznaniem. Sprawiał zaś wrażenie… zdumionego? Złego? Zawiedzionego? Rozczarowanego? Aimee miała niemały problem z rozszyfrowaniem wszystkich tych uczuć, które się u niego malowały. Z trudem przełknęła ślinę, po raz chyba pierwszy w życiu, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, co zrobić?
“Zaraz, zaraz. Jak to już się poznaliście?” zapytała zdumiona, zerkając to na jednego to na drugiego, z tonu bruneta szybko wnioskując, że co jak co, nie było to miłe i sympatyczne spotkanie. Gdzie, jak, kiedy? Miała tyle pytań. Żaden z panów nie kwapił się jednak do wyjaśnień, a sama była prawie pewna, że to nie jest najlepszy moment, by usilnie ciągnąć ich za języki, bo jedno nieostrożnie wypowiedziane słowo i z pewnością skoczą sobie do gardeł, a tego nie chciała. Drew i Shahruz byli dwoma najważniejszymi mężczyznami w jej życiu. Oglądanie jak zaczynają się naparzać pięściami nie znajdowało się na szczycie jej listy marzeń. Prawdę mówiąc, cholernie zależało jej na tym, żeby chłopcy żyli ze sobą we względnej zgodzie. Nie musieli od razu umawiać na podwójne randki, chodzić z nią do kina i na kolację, ale fajnie byłoby czasem wybrać się wspólne do baru i wypić szocika albo dwa.
On Ci to zrobił?
Głos starszego Hale’a wyrwał ją z rozmyślań. Z początku nie bardzo wiedziała o co mu chodzi, ale gdy powiodła za jego wzrokiem i zobaczyła wielkiego, szpecącego własne ramię siniaka - natychmiast zrozumiała, a krew z jej twarzy odpłynęła.
“Co? O mój Boże, nie. To nie tak. To naprawdę nie tak” wydusiła. ale nim zdążyła go przekonać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i że to wcale nie Drew jest sprawcą całego zamieszania - szatyn poderwał się z miejsca i zamaszystym krokiem przemierzył korytarz, a potem z groźbą na ustach, uderzył Shaha w pierś, tym samym wypychając na korytarz. Zadziało się to tak szybko. Jakby między jednym, a drugim mrugnięciem powiek. Jej reakcja była natychmiastowa.
“Drew, zwariowałeś?” warknęła ze złością, no bo… kurwa, co to właściwie było? Rozumiała jego zdenerwowanie, więcej, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co było jego źródłem, ale cholera, to niczego nie usprawiedliwiało. Shahruz był jej bratem. BRATEM. A to oznaczało, że nie miał prawa tknąć go chociażby małym palcem u stopy, nieważne jak bardzo był wkurwiony. Są jakieś granice. Rodziny się nie rusza. Rodzina to absolutna świętość. Tyle razy mu powtarzała, ile znaczy dla niej przybrane rodzeństwo, jak mocno kocha ich wszystkich razem i każdego z osobna, a on zamiast to uszanować machał łapami i zachowywał się jak skończony idiota. Nie była na niego zła, była wściekła. Mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzała na niego z furią w oczach, wciskając się między nich dwóch i z powrotem wciągając ich do mieszkania, bo wszystko wszystkim, ale nie będą odstawiać scen na korytarzu. “Czy Ci odbiło? Co Ty robisz? Co to w ogóle ma znaczyć?” zapytała, czując, że jej twarz ze złości przybiera szkarłatną barwę. “Pytałeś gdzie są Twoje spodnie? Tu są kurwa mać Twoje spodnie. I twoje buty. I twoja koszula. Bierz je wszystkie i wypierdalaj” dodała, zbierając z podłogi rozrzucone ubrania i z większą agresją niż początkowo zamierzała, wciskając mu je do ręki. “Wróć jak trochę ochłoniesz, co?” mruknęła już łagodniej, bo… wcale nie chciała się z nim kłócić, a ostatnim czego chciała, to żeby wychodził, czego może nie było widać na ogarniętej szałem twarzy, ale w jej ciemnych, załzawionych oczach już jak najbardziej. “Czy tak trudno zrozumieć, że nie chcę, żebyście skakali sobie do gardeł? Na litość boską?” zapytała, intensywnie mrugając powiekami, co by przypadkiem z tej złości i z tych nerwów się nie rozpłakać. “Nie Shah. Choć po tym co zobaczyłeś może być Ci ciężko uwierzyć, Drew nie robi mi krzywdy. Ręki nigdy na mnie nie podniósł. Te siniaki to nie jego sprawka. Właściwie, kiedy stało mi się coś złego, to on się mną zajął i zadbał o to, żeby niczego mi nie brakowało” wyjaśniła w końcu, czując jak opuszczają ją wszystkie siły, chęci i pozytywna energia. Zostały tylko skóra i kości.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie ufał facetom, którzy się obok niej kręcili. Zupełnie z tych samych powodów, z jakich ona niechętnie spoglądała na panny, z jakimi się pokazywał – był po prostu przekonany o tym, że żadna z zabiegających o jej względy osób nie była wystarczająco dobra. Czy przemawiała przez niego zwyczajna, braterska troska, czy chodziło o coś bardziej skomplikowanego i niekoniecznie aż tak niewinnego – tego nie wiedział. Bardzo możliwe, że był po prostu egoistą, który chciał mieć ją dla siebie i który nie dopuszczał do siebie myśli, że Aimee nie była już małą dziewczynką, łaknącą jego aprobaty. Tak czy siak, w tamtym momencie zdecydowanie się nad tym nie zastanawiał. Zamiast tego mierzył jej wątpliwego wybranka nieufnym spojrzeniem, próbując doszukać się w nim czegokolwiek, co mogłoby działać na jego korzyść. Z marnym skutkiem.
Wspomniał o ich wcześniejszym zapoznaniu się z jednego, prostego powodu – nie miał przed nią nic do ukrycia, a jeżeli Drew miał to cóż, najwyraźniej ich relacja nie była taka znowu radosna, jak by tego chciał. Sam Shahruz nie wstydziłby się opowiedzieć jej o tym, jak rozpoczął bójkę – nie podobała mu się gęba tego całego Drew i mógł poprzeć swoją niechęć mnóstwem logicznych argumentów, począwszy od tego, że typ był dilerem, a skończywszy na jego paskudnym wyrazie twarzy. Przecież tu już po oczach można było stwierdzić, że to średni kandydat na kogoś, kogo jakakolwiek kobieta mogłaby opatrzeć plakietką ”mój”. Ba, gdyby poznał jej nadzieje na to, że nie tyle zaakceptuje, co w dodatku polubi Loudaina, chyba nie powstrzymałby się przed parsknięciem. Wolne żarty. Takich ludzi się nie lubiło. Od takich ludzi kupowało się dragi i utrzymywało się z nimi względnie pozytywne stosunki na płaszczyźnie klient-usługodawca, ale nic więcej. A zakochiwanie się w nich – bo w momencie, w którym Aimes odwróciła się do Drew, patrząc na niego z lekkim uśmiechem, jakiś parszywy głos podpowiedział Shahruzowi, że mogło chodzić również o to, niezależnie absurdalności tego uczucia – było samodzielnym kopaniem sobie grobu. O czym zresztą młodsza Hale miała okazję przekonać się na własnej skórze.
A więc nie, zdecydowanie nie był podekscytowany, pełen podziwu czy chociażby radosny. To właściwie były ostatnie przymiotniki, jakimi można by opisać jego nastrój w tamtym momencie. Nie podobało mu się, że Aimee najwyraźniej ignorowała go przez te wszystkie tygodnie na rzecz Drew, chociaż i tak najbardziej bolało chyba to, że podczas gdy on się o nią zamartwiał, ona najwyraźniej świetnie się bawiła.
To, co stało się później, potoczyło się szybko. Shah nawet nie zdążył zareagować, kiedy Loudain podszedł do niego i silnym ruchem wypchnął go za drzwi, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak groźba. Wygoniony za próg, zmarszczył tylko brwi, coraz bardziej przekonany co do słuszności swoich podejrzeń. Nie zamierzał jednak w żaden sposób mu oddawać. Nie chciał robić scen, nie na korytarzu (jak znam życie to już ze dwóch sąsiadów przyglądało się temu wszystkiemu przez zerniki w drzwiach jak typowe Janusze, iks de) i nie przy Aimee. Zresztą i tak nie miał już ochoty tu być. To do niczego nie prowadziło. Gdyby nie jego posiniaczona, młodsza siostra, pewnie już dawno byłby w drodze do własnego mieszkania, wkurwiony i zrezygnowany.
Ale nie mógł odejść. Nie, kiedy znajdowała się w takim stanie. W tamtym momencie Shahruz był przekonany, że siniaki, które szpeciły jej skórę, były dziełem Loudaina, a to z kolei sprawiało, że aż gotowała się w nim krew.
- Tylko spróbuj ją, kurwa, tknąć. – Był zły. Na niego, na nią, na siebie też. Nawet nie oponował, kiedy Aimee wciągnęła go z powrotem do mieszkania, bo wściekłość wypaliła cały jego opór. Gdyby nie szacunek do niej, już dawno dałby mu w mordę. Na szczęście jednak nie było takiej potrzeby, bo Aimes najwyraźniej poszła po rozum do głowy i postanowiła wyjebać go z mieszkania na zbity pysk. Ten jeden przejaw jej zdroworozsądkowości dał mu jakąś nadzieję. Małą, ale zawsze.
No, Drew, słyszałeś. Wypierdalaj.
Może gdyby nie czuł się tak zrezygnowany, nawet wypowiedziałby te słowa na głos.
- Zdecydowanie trudno w to uwierzyć – stwierdził kwaśno, patrząc na jej ramiona. – No ale skoro tak o ciebie dba to bardzo się cieszę. – Ton jego głosu jednoznacznie mówił, że szczerze wątpił w prawdziwość jej słów. Pieprzony samarytanin, myślałby kto.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Natychmiastowa, głośna reakcja Aimee wcale nie sprawiła, że się opamiętał. Jej krzyk zdawał się wręcz dodatkowo go nakręcać, bo kiedy stanęła mu na drodze odgradzając go od Shaha wykrzywił twarz w nieprzyjemnym grymasie i posłał jej rozeźlone spojrzenie.
- Nie widzisz, że kutas mnie prowokuje? - warknął napierając piersią na jej dłoń kiedy próbowała ich od siebie odseparować. Bo znowu to robił. Znowu sugerował (tym razem nawet się przy tym odgrażając), że Loudain mógłby chcieć kiedykolwiek, świadomie wyrządzić jej krzywdę. Dopiero widok jej rozwścieczonych oczu wybił go na chwilę z rytmu bo była to emocja, której do tej pory jeszcze u niej nie zaświadczył, a przynajmniej nie bezpośrednio wymierzonej w niego. Cholera, nawet wrzeszcząc tamtego felernego wieczoru na Daniela na jej twarzy nie malowała się aż tak ogromna wściekłość... I co? Obudził ją zaledwie jednym pchnięciem w klatkę piersiową jakiegoś kutasa, który ewidentnie miał z nim jakiś problem? Bo w tej chwili nie docierało do niego za bardzo, że Shah to jej brat i dając się ponieść negatywnym emocjom tym jednym, pozornie drobnym gestem mógł sprawić jej przykrość. Co on zresztą mógł wiedzieć o relacjach między rodzeństwem jeśli sam żadnego nie posiadał? Nie rozumiał więc dlaczego aż tak bardzo się uniosła, ale w chwili kiedy wepchnęła mu w dłonie jego ciuchy i używając najprostszego, a zarazem najbardziej zrozumiałego dla niego języka kazała mu "wypierdalać"... chyba nawet nie chciał już rozumieć. Stał tak z tymi szmatami w rękach dobre dwadzieścia sekund i patrzył na nią lekko skołowany jakby nie do końca wierzył w to co właśnie usłyszał. Naprawdę to powiedziała? Furia wymalowana na jej purpurowej ze złości twarzy wydawała się być wystarczającym potwierdzeniem bo zacisnął palce na materiale trzymanych w dłoniach szmat, a potem z gorzkim "świetnie" na ustach wyminął ją i prężnym krokiem ruszył w stronę łazienki. Nawet nie patrzył już na zapewne wykrzywioną w zadowoleniu gębę Shahruza. Gratulacje, osiągnął swój cel. Z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi i (wypuszczając z rąk wszystkie trzymane w nich szmaty) stanął do nich przodem. Wsparł się o nie przedramieniem, a pod nim schował głowę trwając potem w tej pozycji całe, dobre pięć minut. Dopiero wtedy cofnął się odrobinę i chcąc rozładować to nieprzyjemne napięcie i towarzyszące mu wszystkie te negatywne emocje z kwaśnym grymasem na twarzy uderzył w nie całą siłą pięścią. Szczęśliwie niczego nie zniszczył, co najwyżej stłukł sobie dłoń, ale i tego jakoś specjalnie w tej chwili nie odczuł. Ból egzystencjalny był zwyczajnie dużo silniejszy, z łatwością przyćmiewał wszystkie inne.
Szczerze? Gdyby nie fakt, że był całkiem nagi - po takim potraktowaniu przez Aimee pewnie już dawno by go tutaj nie było, ale że aby wyjść musiał jeszcze zahaczyć o łazienkę - miał przynajmniej czas by trochę ochłonąć i zmusić się do przemyśleń. To znaczy w sumie niewiele to dało bo nadal czuł się beznadziejnie ale przynajmniej opuściła go ta wyżerająca go od środka wściekłość i chęć zrobienia w gniewie czegoś, czego potem pewnie by żałował. Wciągnął na siebie spodnie i koszulkę, a potem włożył buty i stanął nad umywalką spoglądając w lustro. Piekącą twarz obmył jeszcze chłodną wodą, dłonią zaczesał w tył wciąż lekko wilgotne włosy i westchnąwszy bezsilnie pod nosem chwycił wreszcie za klamkę. I choć wrócił do stojącego w pokoju gościnnym rodzeństwa - nie wyglądał na skruszonego. Nie zamierzał wcale przepraszać Shahruza, właściwie to w chwili obecnej traktował go wręcz jak powietrze.
- Tego właśnie chcesz? Żebym "wypierdalał"? - zapytał z zacięciem. - Z twojego domu czy życia w ogóle bo nie jestem pewien? - wahania w jego głosie niby słychać nie było ale prawda była taka nigdy wcześniej nie czuł tak obezwładniającej niepewności i lęku o to, że faktycznie mógłby ją stracić. Pewnie było to widać w jego lekko zahukanym spojrzeniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby nie to jak gwałtownie zmieniała się sytuacja - Aimee pewnie zaczęłaby się zastanawiać, dlaczego do tej pory żaden z nich nawet nie zająknął się słowem? Dlaczego Drew nigdy nie wspomniał o tym, że poznał jej brata? Dlaczego również Shah postanowił to przed nią zataić? Co stanęło im na drodze? Co poróżniło ich tak bardzo, że po trwającej pięć minut rozmowie postanowili rzucić się na siebie z pięściami? Nie był to jednak najlepszy moment na wewnętrzne dywagacje. Atmosfera była napięta, panowie mierzyli się wzrokiem, wzajemnie przerzucając się obelgami. Spoglądała więc to na jednego, to na drugiego, zupełnie tak, jakby chciała przewidzieć dalszy rozwój akcji i zapobiec nadciągającej katastrofie. I choć jej chęci były jak najbardziej szczere - efekty raczej niezbyt zadowalające, bo Loudain wręcz gotował się ze złości. Jego ramiona się trzęsły, żyłki na czole pulsowały, a oczy były jakieś takie nieobecne, dziwnie rozbiegane. Wyglądał trochę tak, jakby stracił kontrolę i już nie myślał nad tym co robi, działał instynktownie, jak jakieś rozwścieczone zwierzę. Hale natomiast przybrał bardziej bierną postawę, poza tym, że zniewagą odpowiadał na zniewagę, stał nieruchomo świdrując przeciwnika spojrzeniem.
A pomiędzy nimi wciśnięta była ona, owinięta tym cholernym, mokrym ręcznikiem, z niebezpiecznie drgającą dolną wargą i załzawionymi oczami. Czy chcieli tego czy nie, swoim zachowaniem cholernie ją unieszczęśliwiali. Patrzenie na to, jak skaczą sobie do gardeł łamało jej serce, a po ostatnich życiowych zawirowaniach… było ono szczególnie wrażliwe, podatne na zranienie, kruche. Nie trzeba było mu wiele, aby znów rozpadło się na milion maleńkich kawałeczków. Naprawdę nie chciała się na nich wydzierać jak wariatka, nie chciała mówić wszystkich tych okropnych rzeczy, ale… musiała jakoś do nich dotrzeć, poruszyć, przemówić do rozsądku, sprawić, aby zatrzymali się na chwilę i opamiętali - stąd też jej ostra reakcja. Nie mówiąc już nic, odprowadziła lubego wzrokiem, a potem westchnęła ciężko i spojrzała na stojącego u progu Shaha. Tłumaczenie mu, że Drew to świetny facet, który dba o nią najlepiej jak tylko potrafi - nie miało już najmniejszego sensu. Nawet, gdyby powtórzyła to raz drugi, piąty, dziesiąty - widząc to co widział i tak by jej nie uwierzył.
“Wydaje mi się, że… lepiej będzie jak spotkamy się innym razem. Ty ochłoniesz, ja ochłonę. O wszystkim opowiem Ci na spokojnie” zaproponowała, posyłając mu cień uśmiechu. “Naprawdę nie chcę Cię wyganiać, wiesz, że zawsze jesteś u mnie mile widziany…. po prostu…. to wyjątkowo kiepski moment na rozmowę. Przepraszam Cię za to całe zamieszanie. Wiem, że się martwisz i nie miałeś nic złego na myśli. Tylko… to dość drażliwy temat” wyjaśniła nieporadnie, bo bez wchodzenia w szczegóły inaczej nie potrafiła, nie była w stanie. I kiedy już miała dodać, że do niego zadzwoni, że wpadnie, że spędzą razem dzień, jak na spowiedzi - wprowadzi go we wszystkie swoje życiowe zawirowania, do jej uszu dobiegł przeraźliwy huk. Głuche uderzenie. Serce na moment jej stanęło, bo bez dwóch zdań, dźwięk ten nie oznaczał niczego dobrego. Nim jednak zdążyła chociażby krzyknąć do Drew czy wszystko jest w porządku, wyszedł z łazienki i podszedł do niej, rzucając jej znaczące spojrzenie.
Jedno z tych, których do końca życia pewnie nie zapomni. Znała go już na tyle dobrze, że patrząc na niego widziała te wszystkie, kłębiące się w nim uczucia. Złość, strach, smutek, rozczarowanie, troskę. Nim słowa opuściły jej usta, przecząco podkręciła głową, a potem chwyciła w dłoń jego prawą rękę i kciukiem ostrożnie pogłaskała zdartą skórę. Musiał uderzyć w te nieszczęsne drzwi, bo potężnie zmasakrował sobie kostki. Krew się co prawda nie lała, ale i tak - nie wyglądały one zbyt dobrze.
“Wiesz, że to nieprawda, że nie chcę ani jednego, ani drugiego” zaczęła miękko, łapiąc go pod brodę i kierując nią tak, aby spojrzał jej prosto w oczy i zrozumiał, że choć powiedziała co powiedziała, wcale nie miała tego na myśli. Chciała, żeby został, żeby objął ją ramieniem, przytulił, cmoknął w czoło i się uspokoił. Wziął dwa głębokie wdechy, opanował burzę, która szalała we wnętrzu jego głowy i spędził z nią wieczór, dokładnie tak, jak to wcześniej planowali. “Popatrz na mnie. Chcę Ciebie. Tylko Ciebie” szepnęła, opuszkami palców z czułością sunąc po jego nieogolonym policzku. “Zostań” dodała ledwo słyszalnie, wpatrując się w niego z jakąś taką nadzieją, że chociaż swoim zachowaniem sprawiła mu przykrość - Loudain zrozumie, że musiała to zrobić, żeby poszedł po rozum do głowy i spuścił nieco z tonu. W innym przypadkiem, panowie pewnie już babraliby się w kałuży krwi, a jej krzyki w niczym by nie pomogły, bo obaj byli zacięci, obaj pałali do siebie prawdziwą odrazą i żaden by nie odpuścił. A ostatnie czego pragnęła to, żeby stała się im krzywda.
Na kilka chwil zapominając o tym, że przecież nie są wcale sami, że Shahruz stoi w kącie i jest świadkiem tej krótkiej, aczkolwiek znaczącej wymiany zdań, Hale wspięła się na palce i cmoknęła szatyna w usta. Nie dziko, z pasją, namiętnie - a tak lekko i subtelnie, że sama właściwie nie była pewna czy to poczuł. Ale gest ten wcale nie miał w nim rozpalić palącego pożądania, a zapewnić, że nawet, jeśli się z nim nie zgadza, jeśli nie podoba się jej to co robi i w żaden sposób go nie popiera, tak jak powiedziała to wcześniej. On jest jej, a ona jego.
“Shah, zdzwonimy się, okej? Ja zadzwonię” odsunęła się od niego nieznacznie, twarzą zwracając do brata. “Do której jutro pracujesz?” zapytała cicho, uśmiechając się do niego przepraszająco. I pomyśleć, że do niczego by nie doszło, gdyby napisała jednego, pieprzonego smsa, że żyje, ma się dobrze i choć jest zajęta, niedługo da znać, a Hale nie musi się o nią martwić. Wszystko jest pod kontrolą. Nawet, jeśli nie było

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prowokował go? Troska o siostrę była chyba normalna. Shah nie miał pojęcia, czy ten cały Drew miał jakieś rodzeństwo – jeśli tak to powinien zrozumieć, że widząc poobijaną Aimee w jego towarzystwie, na myśl przyszło mu tylko jedno. A jeśli nie no to cóż, nic dziwnego, że nie ogarnął, iż zachował się w sposób, który raczej nie sprzyjał pozytywnemu rozwojowi ich relacji. Tak przynajmniej w tamtym momencie mu się wydawało, bo zaledwie parę minut później miał boleśnie przekonać się o tym, że miłość jednak była ślepa.
O ile to co mieli można było w ogóle nazwać miłością. Shahruz widział w tym bowiem tylko głupotę. Zawsze wydawało mu się, że jego siostra była trochę mądrzejsza, a tymczasem wychodziło na to, że jednak miał w głowie jakiś zakrzywiony obraz jej osoby, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością.
Niby jej słuchał, ale wszystkie słowa, które wychodziły z jej ust, jakby nie trafiały do jego uszu. Zawsze tak było. ”Porozmawiamy kiedyś indziej”, ”to nie najlepszy moment”. Do kompletu brakowało jeszcze ”to nie tak jak myślisz”. To by dopiero było combo jak z najtańszego dramatu.
- Drażliwy temat – powtórzył, marszcząc brwi. Zastanawiał się przez chwilę nad tym, czy temat był drażliwy dla niej, czy dla Drew, ale nie wypowiedział tych słów na głos. Nie chciał dolewać oliwy do ognia. – Nie rozumiem za bardzo, o co tu chodzi – przyznał w końcu, patrząc jej w oczy. Nigdy nie umiał ubrać swoich myśli w słowa, może dlatego więc w tamtym momencie nie potrafił wyrzucić z siebie żadnego konkretnego pytania, mimo iż tyle ich chodziło mu po głowie.
Usłyszawszy huk, spiął się znacznie. To wcale nie działało na korzyść Loudaina, wręcz przeciwnie – tylko utwierdzało Shahruza w przekonaniu, że typ był agresywny i stanowił dla młodszej Hale potencjalne zagrożenie. Czyli nic dobrego.
Zacisnął szczęki, gdy po kilku minutach Drew znowu pojawił się w korytarzu. Niemalże przewrócił oczami na jego dramatyczne pytanie. Co to, do jasnej cholery, było? Jakaś meksykańska telenowela? Już miał zamiar odpowiedzieć, że chyba, kurwa, słyszał, bo Aimee nie miała żadnej wady wymowy, ale w tamtym momencie plot twist osiągnął takie kolosalne rozmiary, że na moment chyba aż się poddusił z wrażenia.
Wyglądało na to, że albo jego siostra była naćpana, albo bipolarna. Albo oba. No bo jak racjonalnie wytłumaczyć to, że w jednym momencie jasno kazała typowi wypierdalać, a w drugim już kleiła się do niego, najwyraźniej puszczając wszystko w niepamięć?
Kiedy Aimes w końcu odwróciła się w jego stronę z głupim pytaniem na ustach, tylko zamrugał, cały czas pogrążony w lekkim szoku. Kolory odpłynęły z jego twarzy, kiedy tak patrzył na nią bez słowa. Nie poznawał jej, nie rozumiał. Czuł się zraniony, wyrzucony poza margines i w tamtym momencie nie wiedział, czy osoba, która przed nim stała, to wciąż jego siostra, czy jakaś podmieniona osoba, której w rzeczywistości nie znał.
- Aha – powiedział tylko, po czym postąpił krok do tyłu. Pytanie o godzinę zakończenia jutrzejszej zmiany zbył milczeniem. Chwilowo nie miał ochoty się z nią zdzwaniać. – Nie no, jasne. Nie przeszkadzajcie sobie – rzucił gorzko. Jeszcze jeden krok do tyłu. Już na nią nie patrzył. W kolejnej sekundzie stał odwrócony tyłem, a chwilę potem już go tam nie było. Zbiegając po schodach, czuł się tak, jakby był kimś innym. Jakby szedł na czyichś nogach, nad którymi nie miał żadnej realnej kontroli. Jakby ten chaos w jego głowie tak naprawdę nie uwzględniał jego osoby. Jakby coś w nim pękło, a on nie wiedział do końca co ani dlaczego, bo przed jego oczami rozciągała się nieskończona, przerażająca ciemność. Jedyne, co usłyszał, to okropny trzask.

/zt
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał pojęcia o czym rozmawiali pod jego nieobecność ale też niespecjalnie się nad tym zastanawiał. Ba, nie zwrócił nawet uwagi na to jak bardzo zgęstniało powietrze i jak szybko atmosfera z mocno napiętej i nerwowej stała się dramatycznie ciężka. Shaha traktował w tej chwili jak powietrze, zupełnie jak gdyby rzeczywiście zapomniał już o jego obecności, w pełni skupił się teraz na Aimee i choć spodziewał się wszystkiego - w zielonych oczach mimo wszystko tliła się jakaś nadzieja, że brunetka cofnie swoje wyjątkowo krzywdzące i bolesne żądania, przytuli go jak zawsze gdy poróżniła ich jakaś drobna różnica zdań i powie, że już wszystko w porządku, że przecież nie ma takiej przeszkody, której wspólnymi siłami nie byliby w stanie pokonać. Poczuł się nieco spokojniejszy gdy chwyciła go za dłoń, mimowolnie popatrzył w tamtą stronę i choć zaczął powoli odczuwać skutki swej nierównej walki na pięści z drzwiami - jej dotyk przynosił mu ukojenie. Dopiero gdy chwyciła go za podbródek posłusznie uniósł wzrok i popatrzył w jej oczy, a całe to napięcie związane z oczekiwaniem na jej ostateczny werdykt w jednej chwili z niego zeszło. Nie zastanawiał się długo, po prostu otoczył ją ramionami i czule, jakby tęsknie do siebie przytulił. Wargami musnął delikatnie czubek jej wciąż wilgotnej głowy.
- Nie mów tak do mnie nigdy więcej... - choć tryb wskazywał na rozkaz, w jego ustach brzmiało to w tej chwili bardziej jak ckliwa, podyktowana zwyczajną desperacją prośba. - Kocham cię, Aimee. Stanowczo zbyt długo wypierałem to uczucie.... Próbując cię od siebie odepchnąć, odtrącić wiele razy słowem lub czynem sprawiłem ci przykrość... Teraz przynajmniej wiem jak się wtedy czułaś. - przepraszał ją za to już wcześniej kiedy trwał jak pies przy jej łóżku w apartamencie Grahama karcąc samego siebie za wymowne milczenie kiedy to ona się przed nim uzewnętrzniała mówiąc wprost o swoich uczuciach, ale dopiero dziś mógł naprawdę zrozumieć jej punkt widzenia. Założyć jej buty i poczuć to wszystko na własnej skórze. Okropne uczucie, uczucie którego miał nadzieję nigdy więcej nie doświadczyć.
Nie chciał wcale wypuszczać jej z objęć, trzymając ją w ramionach czuł jakiś taki wewnętrzny spokój i tym razem chęć utrzymania tej bliskości nie wynikała wcale z seksualnego napięcia. Właściwie zdążył już zapomnieć o tym, że nie tak dawno temu przerwano im erotyczną zabawę pod prysznicem. Nie czuł już nawet potrzeby by do niej wracać, wystarczało mu że była obok. Oczywiście pozwolił jej się odsunąć gdy wyraziła taką chęć, a nawet zmusił się do tego by popatrzeć na jej rozmówcę. Starał się zachować neutralny wyraz twarzy, ani razu też się do niego nie odezwał śledząc tylko wzrokiem jego sylwetkę gdy powoli wycofywał się w stronę drzwi. Gdy wreszcie za nimi zniknął - Loudain mógł spokojnie skupić się na stojącej u jego boku kobiecie. Właśnie wtedy spostrzegł, że coś jest nie tak. Bystrzak. Hale posmutniała wyraźnie, cała ta sytuacja musiała mimo wszystko dość mocno ją przytłoczyć. I pomyśleć, że nie doszłoby do tego gdyby trzymał gębę na kłódkę i ręce przy sobie... Dlaczego w niektórych sytuacjach przychodziło mu to z taką aż trudnością? Westchnął bezgłośnie i sięgnął dłonią do twarzy Aimee delikatnie kciukiem gładząc jej miękki policzek. Zaczesał jej za ucho niesforny, wilgotny kosmyk ciemnych włosów i popatrzył na nią skruszony.
- Przepraszam, Aimes. Wiem, że w tej chwili może niewiele to zmienia ale czuję się winny temu jak podle się teraz czujesz. - i słusznie, Loudain... Tej konfrontacji można było uniknąć, mógł przecież opuścić mieszkanie pod byle jakim pretekstem gdy tylko zobaczył w drzwiach Shaha, racja? Jak zwykle nie pozwoliła mu na to męska duma i jego przerośnięte ego. - Nie przejmuj się, na pewno się dogadacie... W końcu to twój brat. - a to chyba coś znaczy, prawda? Nie mógł już patrzeć na jej smutną, zbolałą minę dlatego wyszedł z propozycją spędzenia reszty wieczoru w łóżku, przed telewizorem z pudełkiem lodów w garści. Pozwolił jej nawet wybrać film obiecując, że nie będzie marudził choćby miało paść na jakieś denne romansidło. / zt x2

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”