WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/de/f5/cf/def5 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 3 - W życiu każdego człowieka pojawiały się liczne pierwsze razy. Kiedy byliśmy kilkuletnimi dziećmi było to nic innego jak pierwszy dzień w szkole. Towarzyszyło temu wiele emocji, co warto podkreślić, bardzo sprzecznych emocji. Można było odszukać wśród nich ekscytację podczas wybierania nowego tornistra, ale i niepewność na myśl o tym czy puste miejsce w ławce zostanie zapełnione przez jednego z nowych kolegów. Kiedy byliśmy nastolatkami nowe doświadczenia w głównej mierze bazowały na sferze przeżyć, które z ogromnym sentymentem wspomina się kilkadziesiąt lat później - pierwsze silne zauroczenie, pierwsza styczność z zalążkiem tylko potencjalnej dorosłości w postaci imprez (i zapewne mniej lub bardziej szalonych używek). I wreszcie, pierwsze kroki w dorosłym życiu. Już nie tym potencjalnie a pełnowymiarowo dorosłym, gdzie należało wykazać się odpowiednią dojrzałością, rozsądkiem oraz dużą odpowiedzialnością za swoje czyny.
To było dokładnie to miejsce, w którym od niedawna znalazła się Lia. Myśli o rozejrzeniu się za stażem kiełkowały w umyśle studentki już w momencie, kiedy opuściła uczelnianą aulę po rozprawieniu się z ostatnim zaplanowanym egzaminem. Kilka razy w tygodniu poświęcała czas na przeglądanie dostępnych ofert, dumnie wysyłając swoją aplikację w ramach odpowiedzi na te, które budziły w niej spory entuzjazm. W między czasie dała sobie nieco "wakacyjnej swobody", której nie oszukujmy się, potrzebował każdy człowiek, bez wyjątku.
Któregoś dnia na wyświetlaczu swojego telefonu komórkowego dostrzegła migoczący, zupełnie obcy numer. W momentach taki jak ten ludzie zazwyczaj zachowują się w dość zabawny sposób rozpoczynając górnolotne dociekanie pt. "Kto to taki może być?" jak gdyby ich głowy stanowiły jedną wielką książkę telefoniczną z opcją automatycznego wyszukiwania. Pod tym względem Lia nie była absolutnie żadnym wyjątkiem. Pozostaje tylko wyobrazić sobie jak ogromne było jej zdziwienie, kiedy po drugiej stronie usłyszała bardzo przyjemny dla ucha głos przedstawiający się jako Caroline Evans z firmy Mahoney Development.
Jeśli Lia miałaby być zupełnie szczera i nie sięgać po jakże wspaniały środek artystycznego wyrazu w postaci koloryzowania rzeczywistości, jej wiedza o stricte budownictwie zaczynała się i kończyła na stworzeniu fortecy z wszystkich foteli i koców jakie udało się zlokalizować na terenie domu. Na całe szczęście nie starała się o stanowisko architekta, a zwyczajnej asystentki tak więc spokojna głowa, w najbliższej przyszłości żaden budynek nie ulegnie zawaleniu z powodu "nieznanych okoliczności".
A dziś była już oficjalnym pracownikiem jednej z najpopularniejszych firm w całym Seattle.
Jednak czy to powodowało, że obecnie Lia mogła nazwać się "najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem"?
Niekoniecznie.
To nie tak, że była niewdzięczna, że nie doceniała szansy jaką otrzymała od losu. Wręcz przeciwnie, doceniała i zamierzała ją należycie wykorzystać. Po prostu... Prawdopodobnie jeszcze nigdy nie miała okazji przebywać w tak niesamowicie sterylnym środowisku. Nie mogła także bezwzględnie powiedzieć, że czuła się tutaj źle - w jej opinii to również byłoby dość niesprawiedliwym stwierdzeniem. Wizualnie cała przestrzeń biurowa prezentowała się znakomicie, ona sama również była traktowana z należytym szacunkiem, a mimo wszystko nadal... Coś było nie tak. Może właśnie to, że prócz tych wszystkich pięknych mebli, komputerów z najwyższej półki, cudownych obrazów na ścianach i figurek rozstawionych na regałach nie było tutaj zupełnie nic. Nie było tutaj duszy, nigdy nie było słychać gwaru ożywionych rozmów, cichego śmiechu, zupełnie nic. Biorąc pod uwagę jak bardzo towarzyską, wszędobylską i energiczną osobą była Lia, nowa rzeczywistość musiała stanowić dla niej element na pograniczu traumy.
Ale przecież jej ogromnym atutem było to, że lubiła walczyć do utraty sił i zaprzestawała to robić dopiero wtedy, gdy uznawała, że ma do czynienia z beznadziejnym przypadkiem, "nie rokującym" (czyli praktycznie rzecz biorąc nigdy). Nie zamierzała poddać się tak łatwo i zbyt szybko dlatego właśnie powoli dobiegał końca jej trzeci tydzień pracy w Mahoney Development.
Na terenie biura zjawiła się jak zwykle piętnaście minut przed "godziną start". Zwyczajnie lubiła mieć tę drobną, komfortową chwilę dla siebie w zanadrzu nim pochłaniał ją wir codziennych czynności, które należały do jej obowiązków. Jak to w przypadku tego miejsca bywało, jedynym powitaniem jakiego mogła się spodziewać była piękna, pasjonująca grobowa cisza tak więc wyszła z założenia, że jeszcze jest tutaj zupełnie sama. W zastanych więc okolicznościach nie pozostało jej nic innego jak przystąpić do tego klasycznego "działania na dzień dobry" w postaci pozbycia się okrycia wierzchniego i odrzucenia go dość niedbale na krzesło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 03
Poniedziałki i piątki od lat wiązały się z tymi samymi schematami nastrojów panujących we wszystkich windach Union Square. Było to o tyle męczące dla Daniela, że w te konkretne dni tygodnia zjawiał się w siedzibie Mahoney Development na długo przed największym skupiskiem nie tylko spóźnialskich, ale także tych do bólu punktualnych. Poniedziałkowe malkontenctwo oraz piątkowa euforia pracowników działały mu na nerwy, dlatego nie ubolewał nad faktem, że ci wszyscy ludzie w eleganckich garsonkach i garniturach muszą mieć tak przykre życie, że jedną trzecią doby spędzają w miejscu, którego tak bardzo nie lubią i równie mocno czekają na jego opuszczenie. W przeciwieństwie do niego. Dla niego praca była priorytetem.
Dlatego właśnie punkt ósma opuścił swój gabinet i skierował się od razu do biurka swojej asystentki do zadań specjalnych, która - odpukać! - jak na razie wywiązywała się ze swoich obowiązków sumiennie. I zachowała profesjonalizm przez cały tydzień nie wspominając nawet słowem o plotkach po piątkowym bankiecie dotyczących jego rewelacji matrymonialnych. Na chłodno właściwie cieszył się, że na tym samym przyjęciu padła równie duża bomba w postaci rewolucji biznesowej ze strony prezesów, którym to ubzdurało się w cztery jesienne miesiące postawić wymagający ogromnych nakładów pracy budynek tylko po to, aby prześcignąć konkurencję. Bo innego uzasadnienia dla tak nieracjonalnych decyzji Daniel nie widział. I za cholerę nie umiał tego zrozumieć, ale dopóki był tylko Grahamem, nie miał prawa decydować o interesach zarządu.
- Dzień dobry, panno Bennett - przywitał się - jak to miał w zwyczaju o tej porze - oficjalnie, zamykając z delikatnym ruchem powietrza tekturową teczkę, którą położył na jej biurku. - W związku z zaistniałymi - całkowicie bezsensownymi - okolicznościami, praca firmy w najbliższym czasie nabierze tempa, dlatego liczę na to, iż mimo szaleńczego biegu dzięki wspólnej pracy uda nam się bez większych potknięć dotrzymać kroku tym niespodziewanym zmianom. Wszystkie dokumenty dotyczące nowego projektu znajdują się w teczce, a drobne poprawki w harmonogramie na przyszły tydzień wysłałem ci kilka minut temu na maila.
Wyraźnie coś jeszcze chciał powiedzieć, ale nie wiedział, jak się do tego zabrać. Skrępowanie nie towarzyszyło mu szczególnie często w życiowych sytuacjach, gdyż swoim poprawnym postępowaniem nie był zmuszany do takich nieprzyjemnych odczuć, tym razem jednak - zamiast odejść po standardowej formułce na powitanie i przedstawieniu podstawowych zmian w grafiku, stukał zniecierpliwiony palcem o biurko nieco za komputerem ustawionym przy skraju blatu.
- W południe - i oby się nie spóźniła - w biurze pojawi się… moja narzeczona - naprawdę starał się zachować kamienną twarz bez niepotrzebnego grymasu - która rozpocznie pracę dla Mahoney Development na stanowisku architekta krajobrazu. Wiem, że nie należy to do twoich obowiązków, ale czy mogłabyś pokazać jej najważniejsze punkty w firmie? - Nie zamierzał tłumaczyć się z tego, dlaczego sam tego nie zrobi. Po pierwsze dlatego, że nie miał na to ochoty. Po drugie dlatego, że Lia przecież doskonale ogarniała jego grafik i wiedziała, kiedy ma z kim jakie spotkanie. A żeby zmienić temat, który był dla niego nad wyraz niewygodny, szybko odwrócił uwagę z siebie w drugą stronę: - Mam nadzieję, że planujesz wypocząć w weekend? Przyda się dobra energia w na nadchodzący trudny tydzień. - Nie był przecież robotem bez uczuć, co ktoś usilnie starał mu się udowodnić. Robot bez uczuć nie interesowałby się przecież dobrym samopoczuciem swoich pracowników, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I oto (punkt ósma, oczywiście!) zza drzwi gabinetu naprzeciw jej biurka wyłoniła się postać... Szefa. Postać będąca w gruncie rzeczy jedynym i zarazem bardzo skutecznym sprawcą wszelakich wątpliwości, które nachodziły Lię mniej więcej trzy razy w tygodniu. W całej okazałości brzmiały one niczym "Czy aby na pewno tutaj pasuję?", "Czy aby na pewno wpasowuję się w obraz idealnej asystentki dla pana Grahama?" bądź też "Czy nie powiedziałam dziś zbyt dużo zbędnych słów?" Najgorszym w tym wszystkim było to, że wyjątkowo trudno jest odszukać jednoznaczną odpowiedź, która dałaby jej jasny pogląd na sytuację.
- Dzień dobry, panie Graham! - w tym momencie, gdy postanowił do niej przemówić akurat zajęta była wpisywaniem hasła do komputera mającego zagwarantować jej dostęp do całej firmowej "zawartości" jednak nie przeszkodziło to Lii w tym by unieść głowę znad klawiatury i niemal natychmiast odpowiedzieć na jego aż zanadto oficjalne i formalne powitanie. Aczkolwiek "kontra" dwudziestodwulatki była zupełnie odmienna. Od jej słów aż promieniował ten charakterystyczny ogrom energii, ten niepozwalający się nie zauważyć optymizm oraz "zwyczajne a jakże niezwykłe" ciepło i serdeczność. Ponad monitorem ukazywał się już nie tylko czubek jej ciemnej czupryny, ale i szczery uśmiech rozciągnięty na ustach. Mimo wszystko chyba nie potrafiła inaczej. Dla ludzi (oczywiście tych którzy w żaden istotny sposób jej nie podpadli) była niczym ten piesek, który samotnie spędził zaledwie godzinę w czterech ścianach mieszkania i na widok swojego pana powracającego do domu wiernie stał w progu wnań wpatrzony i z radości merdał ogonkiem. Cała ona. Tak więc jeśli ktoś w tym budynku cierpiał na depresję z powodu odrzucenia, samotności czy po prostu czuł się nikomu niepotrzebny, zapraszamy do biurka asystentki Pana Grahama, z całą pewnością poczujesz się lepiej, poczujesz, że Twoja obecność jest wyczekiwana i chciana. Idealna terapia.
- Paskudny mamy dziś dzień, prawda? - zagaiła, dochodząc do wniosku, że skoro to ich pierwsze spotkanie dzisiejszego dnia całkiem miło byłoby zamienić kilka spontanicznych słów "o niczym" na rzecz natychmiastowego przejścia do spraw czysto biznesowych. Oczywiście miała na myśli warunki atmosferyczne panujące na zewnątrz, a konkretnie hektolitry deszczu już od wczesnego poranka nieustannie spadające z nieba. Nawet teraz, gdy tak tu sobie rozmawiali ten uporczywie uderzał o okno pozostawiając na nim setki długich smug. - Wie Pan co? W chwilach takich jak ta zawsze zastanawiam się czy Mahoney Development nie ma przypadkiem siedziby w takiej... Słonecznej Kalifornii! Z chęcią złożyłabym podanie o przeniesienie. - zaśmiała się cicho jednak równie prędko doszła do wniosku, że uwaga ta była nieco... Nie na miejscu? Wszak podanie o przeniesienie brzmiało bardziej jak ucieczka przed nieznośnym szefem aniżeli poszukiwanie nieco przyjaźniejszej aury pogodowej. Dla własnego bezpieczeństwa porzuciła temat swoich upodobań słoneczno-deszczowych.
Swoją drogą, w tej krótkiej chwili zdała sobie sprawę, że chyba nigdy nie zdoła przywyknąć do panno Bennett w wykonaniu Daniela, które dane jej było słyszeć tak często. Nawet dla większości profesorów na Uniwersytecie Waszyngtońskim była po prostu Lią. Czuła się teraz jak przeklęta bohaterka "Dumy i uprzedzenia" czy innych "Wichrowych Wzgórz", kiedy to dom rodzinny nawiedzał młodociany kawaler w zabawnym stroju z dawnej epoki i witał się z wszystkimi damami zamieszkującymi posiadłość. Aż poczuła wewnętrzne wzdrygnięcie na samą myśl. Chyba jednak lepiej było powrócić do tych oficjalnych spraw - jak zawsze jej umysł zaprowadzał ją w dość dziwaczne rejony wyobraźni. Tak też zrobiła.
- Oczywiście, proszę się nie martwić. Ze wszystkim sobie poradzimy. - jaka mogłaby być inna odpowiedź, kiedy Daniel miał przed sobą naczelną optymistkę Seattle. Lia sięgnęła po teczkę, którą chwilę temu przyniósł ze sobą mężczyzna, układając ją przed sobą. Tym zamierzała się zająć przez najbliższe kilkadziesiąt minut - wydobyć z niej jak najwięcej informacji, które mogą się okazać wyjątkowo przydatne w czekających ją zadaniach. Jednak najwyraźniej nie będzie jej to dane... Nie tak szybko. Niczym ten as wyciągnięty z rękawa w zanadrzu pojawił się temat narzeczonej Pana Grahama. A przecież Lia niczego bardziej nie kochała jak... Pięknych, romantycznych, chwytających za sercę historii!
- Narzeczona? Wspaniale! - najwidoczniej świat w Mahoney Development rządził się swoimi własnymi, unikatowymi prawami. Jak inaczej nazwać to, że Daniel mówiąc o wybrańce swojego serca potrafił zachować tak niewzruszoną mimikę twarzy, a przez jego usta nie przedarł się nawet cień uśmiechu? Tymczasem Lia, tylko i wyłącznie skromna asystentka zareagowała na wieść o nowej pracownicy, narzeczonej Daniela i zarazem kompletnie nieznajomej osobie z tak gigantyczną radością. Cóż, niezbadane są losy ludzkie. - Zawsze zastanawiałam się czy jeśli dwoje tworzących parę ludzi pracuje w dokładnie tym samym miejscu jest to odpowiednie dla związku. Z jednej strony uważam, że to wspaniałe uczucie móc wrócić do domu po całym długim dniu i zastać tam stęsknioną drugą połówkę. Ale z drugiej, jeśli jest się tak zapracowanym człowiekiem jak Pan... Może właśnie te krótkie, wspólne momenty wyrwane gdzieś pomiędzy jednym spotkaniem a drugim są bardzo cenne? Sama już nie wiem. A co Pan uważa na ten temat? - Lia, nie mając pojęcia jak wielkie katusze musi znosić Daniel by wypowiedzieć choć krótkie słowo narzeczona, własnie zamierzała wdać się z nim w dyskusję na temat psychologii funkcjonowania związków. I stąpała po wyjątkowo kruchym lodzie... Uroczo. Co gorsza, naprawdę sprawiała wrażenie osoby zainteresowanej opinią Daniela w tej kwestii.
- Jeśli pyta Pan o to czy zamierzam w weekend ostro poimprezować jak to tradycyjny obraz studenta ma zwyczaju i zjawić się tutaj w poniedziałek w niezbyt... Reprezentacyjnym stanie, to odpowiedź brzmi... Nie. - po raz kolejny w pomieszczeniu rozległ się śmiech dziewczyny. - Kiedy moi koledzy podczas życiowej loterii stali w kolejce po łatkę imprezowiczów właśnie, ja najwyraźniej musiałam bardzo mocno zbłądzić. - dodała w dalszym ciągu z rozbawieniem.
- Jak właściwie ma na imię przyszła pani Graham? - zapytała z zaintrygowaniem wyraźnie wyczuwalnym w jej głosie, wyjmując z przybornika ustawionego na biurku kolorową karteczkę oraz długopis, w pełnej gotowości do notowania. - Będę musiała pójść do Carolina z recepcji by zorganizowała dla niej imienny kubek i cały zestaw powitalny. W końcu musimy sprawić by poczuła się tutaj jak... W domu. - biedna, niczego nieświadoma Lia. Nie wiedziała, że wypowiedziane przez nią zdanie powinno mieć zupełnie odmienny wydźwięk, a mianowicie Powinna poczuć się tutaj jak w najgorszym koszmarze by chciała odejść najlepiej za tydzień.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odruchowo wyjrzał przez okno, gdy wspomniała o paskudnym dniu, a na szybie dostrzegł równe kolumny strużek deszczu. Klimat Seattle całkiem mu odpowiadał - mógł nosić te swoje eleganckie garnitury i nie martwić się o kalifornijskie upały. A deszcz? Parasol albo samochód podstawiony pod drzwi biurowca załatwiały sprawę.
- Dowiesz się pierwsza, jeśli pojawią się plany założenia filii w Los Angeles - uniósł kącik ust lekko ku górze w rozbawieniu, bo oczywiście - przynajmniej na razie - nic takiego się nie zapowiadało. Mahoney Development obstawiało inwestycje we względnie niewielkim promieniu od Seattle, co dopiero mówić o stanie po drugiej stronie zachodniego wybrzeża!
Uniósł zdziwiony brwi ku górze analizując w umyśle wywód dotyczący związku z biurze. Co miał jej powiedzieć? Że to był jeden z punktów umowy, na które nie miał wpływu? W tym wypadku wytłumaczenie, że to zupełnie nieprofesjonalne, stąd powinno się uczucia i pracę oddzielać grubą granicą, a najlepiej jeszcze grubszym murem - zgodne z jego autentycznymi odczuciami - podważyłoby jego wiarygodność. Ich punkty widzenia opierały się na skrajnych biegunach - Lia patrzyła przez pryzmat związku, Daniel zdecydowanie skupiał się na aspekcie wpływu takiego stanu na pracę.
- Tak, hmmm… - odchrząknął po krótkiej chwili milczenia ostatkiem silnej woli powstrzymując się od poprawienia ciasno zapiętego pod szyją krawata. - Na pewno są cenne - skąd miał wiedzieć? Nigdy nie był postawiony w takiej sytuacji, ale skoro Lia była na tyle romantyczną duszą, której przyszło coś takiego do głowy sugerując mu od razu odpowiedź, postanowił to wykorzystać. Sam nie wymyśliłby niczego lepszego. Żeby jednak - broń Boże! - nie pomyślała, że to zjawisko miało przejść do powszechności w firmie, postanowił wyprostować pewne istotne kwestie: - Jestem jednak zdania, że zbyt częste widywanie się w pracy i w domu zaburza prawidłowe funkcjonowanie relacji w strukturze jej środowiska. Pełnienie dwóch niespójnych ról społecznych na jednej płaszczyźnie może niekorzystnie wpłynąć na utrzymanie formalnego - bądź intymnego, w zależności od okoliczności - charakteru więzi oraz odbić się na niepełnym zaangażowaniu się - romantyczna versus pragmatyczna wizja dwóch odmiennych perspektyw na jeden aspekt. - Oczywiście w związku - doprecyzował niezbyt przekonująco, bo w sumie bardziej miał na myśli niepotrzebne rozpraszanie się uczuciami w pracy. Chociaż musiał przyznać sam przed sobą, że całkiem zgrabnie udało mu się wybrnąć z tej niezręczności. A to, że przy okazji z zupełnie innego powodu uniknie towarzystwa Penny było jedynie dodatkiem. Dalej nie podobała mu się perspektywa wspólnej pracy z narzeczoną, ale na szczęście rozwiązanie tego problemu okazało się względnie proste. - Dlatego też dołączy do zupełnie innego projektu, nie chciałbym frustracji w pracy przenosić na najważniejszą osobę w moim życiu - no, to już wyszło mu lepiej, chociaż nie był jeszcze w pełni rozluźniony mówiąc o tym i dało się wyłapać w tych kilku słowach nutkę ironii.
A Lia ponownie zaskoczyła go imprezowaniem, bo absolutnie nie takie były jego intencje! - Ależ nic takiego nie przeszło mi przez myśl! - No i tak kończyło się przekraczanie granicy prywatności! Kobiety najwyraźniej miały swoistą tendencję do wkładania mężczyznom w usta słów, które zrodziły się jedynie w ich głowach. Poczuł się lekko urażony tą sugestią, stąd też nie zamierzał jej prostować. Bo nie i kropka. Jednocześnie uspokoiło go to zapewnienie, gdyż po weekendowej imprezie na pewno nie byłaby zdolna do podjęcia wszystkich obowiązków z należytą sumiennością.
“Przyszła pani Graham”! Uśmiechnął się na te słowa sztywno, zastanawiając się, jak najszybciej wykręcić się od tej rozmowy. - Pen… - zawahał się, gdy w jego głowie zrodziła się myśl, że wolałaby być nazwana Penny, ale to już było dla niego za dużo, stąd też: - Penelope. - Nawet nie wiedział, że MD gwarantuje jakiś pakiet powitalny. Dawno nie przypominał sobie, jak wygląda praca “u podstaw”. - O, bez wątpienia poczuje się tu jak w domu - i właśnie tego się obawiam. - Ma nad wyraz rozwiniętą umiejętność adaptowania się do nowych warunków otoczenia i bardzo silnie oddziałuje na to otoczenie swoim usposobieniem - powiedział to takim tonem, jakby stanowiło to o jej wadzie, nie zalecie. Ale to on na własnej skórze odczuł aż za bardzo rewolucję, jaką wprowadzała Penny swoją osobą. Właściwie to całkiem nieźle byście się pod tym kątem dogadały, pomyślał z lekkim rozbawieniem, które ukrył za profesjonalną - a jakże! - miną.
- Ach! Jeszcze jedna ważna sprawa pozostaje do omówienia. Wracasz w najbliższym czasie na uniwersytet, dobrze pamiętam? Mam nadzieję, że to nie wpłynie to znacząco na warunki naszej współpracy? - był jedynie odrobinę podejrzliwy w tym pytaniu. Do tej pory Lia spisywała się naprawdę dobrze i szkoda byłoby stracić w perspektywie nadchodzącego młyna przyuczoną i rozgarniętą asystentkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogawędka o "przyszłej pani Graham" przychodziła Lii z niespodziewaną lekkością. Najprawdopodobniej dlatego, że staż jej pracy w Mahoney Development nie osiągnął jeszcze nawet tej zaszczytnej granicy jednego miesiąca i poprzez to w oczach pracowników zatrudnionych w popularnej firmie od znacznie dłuższego czasu, nie zasługiwała póki co na miano "osoby godnej zaufania" toteż płynnie omijały ją te większe sensacje uwieńczone nieszczególnie chlubnymi plotkami wypowiadanymi gdzieś w zaciszu kuchni przy intensywnie parujących filiżankach kawy. Warto też podkreślić, że przecież na co dzień współpracowała bezpośrednio z Danielem więc i z tej perspektywy patrząc nie stanowiła najlepszego materiału na koleżankę. Jednak nawet jeśli dotarły do niej jakieś strzępki informacji, Lia jak to Lia, poniekąd żyjąc w swoim własnym, bezpiecznym świecie, który przypominał nic innego jak bańkę mydlaną nieprzepuszczającą przez delikatną otoczkę wszystkiego co złe, absolutnie nie widziała w tym nic spektakularnego, a już na pewno nic z czym sam Daniel mógłby mieć "problem" czy co mogłoby wzbudzać zakłopotanie. Ile mężczyzna mógł mieć lat? Trzydzieści? Może nieco więcej (pewnie ten wniosek został wysnuty na podstawie "tych eleganckich garniturów, które wiecznie nosił" i powagi, za którą wiecznie się ukrywał, co bez wątpienia dodawało mu kilka punktów w skali dojrzałości). Czy to naprawdę jest aż tak zaskakujące, że osoba w tym wieku zadecydowała, iż odnalazła kobietę, z którą chciałaby dzielić resztę życia? Absolutnie nie! Jeśli we współczesnym świecie ma miejsce tak wiele szalonych zdarzeń, to to było chyba najnormalniejszym z nich. Tak więc... Gdzie tkwił haczyk?
Jak na kulturalną, młodą damę przystało, z należytą, pełną szacunku uwagą wysłuchała cały wywód Daniela pozwalając mu ubrać w słowa wszystkie myśli krzątające się w zakątkach jego umysłu i bezwzględnie nie przerywając ani nie wtrącając swoich przysłowiowych trzech groszy. Jednak kompletnie nie zmienia to faktu, że w trakcie jego trwania odczucia Lii zmieniały się niczym... Pogoda w najwyższych partiach gór? Po pierwsze, z całą odpowiedzialnością musiała przyznać, że jeszcze nigdy w życiu nie słyszała by ktokolwiek w podobny sposób wyrażał się o uczuciowej sferze życia. Po drugie, sama nie była wielbicielką tych obrzydliwie ckliwych wyznań pt. "Och, jesteś dla mnie niczym najjaśniejsza gwiazda na nocnym niebie, jesteś dla mnie niczym kropla wody na środku pustkowia", ale... Ale żeby aż tak?! I po trzecie, to był dokładnie ten moment, kiedy zaczęła zastanawiać się czy kiedy Daniel mówi do rzeczonej Penelope "Kocham Cię" również używa sformułowań z grupy "Penelope, powodujesz wydzielanie fenyloetyloaminy w moim mózgu". Miała ogromną nadzieję, że nie - w każdym innym wypadku byłoby jej niesamowicie wstyd za szefa i lepiej by jej nie zawiódł! Te wszystkie wątpliwości i pytania odnajdywały doskonałe odzwierciedlenie na twarzy dziewczyny. Chociażby wtedy, gdy przez ułamek sekundy można było dostrzec tam spojrzenie godne spotkania kosmity na polu pełnym kłosów zboża o północy. Na całe szczęście w porę zdołała opanować swoją mimikę, która niekoniecznie powinna ujrzeć światło dzienne.
- Tak, tak... W zupełności się z Panem zgadzam... To bardzo rozsądna decyzja. Sama postąpiłabym dokładnie tak samo. - choć sam początek jej odpowiedzi brzmiał jeszcze nieco niemrawo i niepewnie tak na koniec zdołała już powrócić do swojego zwyczajowego "stylu" i uwieńczyć ją uśmiechem nr 5, a więc "Z grzeczności nie będę wyrażać swojej dezaprobaty". Jednak mimo wszystko nie odważyła się już zadać kolejnego pytania krążącego wokół jakichkolwiek opinii mężczyzny - najwidoczniej musiała dojść do wniosku, że wystarczy jej już wrażeń jak na jeden niewinny poranek.
- W gruncie rzeczy już sama nie wiem co gorsze! Skoro nawet nie przeszło to Panu przez myśl... Muszę sprawiać wrażenie strasznej nudziary. - zaśmiała się cicho po raz kolejny. Skoro kobiety przejawiały skłonności do wmawiania mężczyznom słów, których wcale nie wypowiedzieli tak najwyraźniej kolejną przypadłością było wyciąganie wniosków, które sowicie przemawiały na ich niekorzyść. Aczkolwiek Daniel absolutnie nie powinien się tak denerwować! Lia, jak widać, świetnie się bawiła i nawet doszła do wniosku, że w chwilach takich jak ta, gdy mogła zadawać mu te wszystkie niezręczne pytania i wpędzać w kłopotliwe sytuacje podobało jej się tutaj coraz bardziej.
Usłyszawszy informację, na którą czekała tylko skinęła głową twierdząco (już bez zbędnych komentarzy) i pospiesznie zanotowała ją na karteczce - bardziej z myślą o recepcjonistce, do której zamierzała się udać w najbliższej przyszłości aniżeli o sobie. Po jakże uroczej pogawędce Lia na pewno nie zdoła zapominać tego charakterystycznego imienia.
I wtedy padło to poniekąd magiczne pytanie. Czy gdyby rzeczywiście było jej tutaj aż tak źle nie powinna wykorzystać tego jako swoją szansę i przepustkę do ucieczki? Przecież zawsze mogłaby powiedzieć, że niestety, z wielkim bólem serca będzie zmuszona zrezygnować ponieważ jej zajęcia będą odbywać się sześć razy w tygodniu, od 8 do 19 i brak tu czasu na pracę. Więc... Jaka będzie odpowiedź?
- Myślę, że te najbardziej obciążające lata studiów mam już za sobą i zrobię wszystko, co w mojej mocy by warunki naszej współpracy nie uległy zmianie. Kiedy tylko otrzymam oficjalny plan zajęć na pewno do Pana zajrzę. - nie bez powodu zostało powiedziane, że Lia nie poddaje się tak łatwo.
- Przy okazji! Mam nadzieję, że pamięta Pan o jutrzejszej kolacji z Adamem Rosenbergerem. Stolik jest zarezerwowany na godzinę 18, w Sawyer. Szef kuchni jest poinformowany o Pana wizycie i świadomy konieczności przygotowania specjalnych posiłków bez... - chwila na zastanowienie. - Glutenu, ziaren sezamu, soi, białka jaja kurzego i... Orzechów! - zakończyła niesłychanie dumna jak ten paw, że wreszcie udało jej się zapamiętać "szczególną listę" bez spoglądania na ściągę przytwierdzoną do biurka (autentycznie ją posiadała - świstek papieru wypełniony był tajemniczymi wykrzyknikami, podkreśleniami i wielkimi literami). - Tutaj może Pan zapoznać się z menu proponowanym przez restaurację specjalnie na tę okoliczność. - starannie ułożyła na krańcu biurka śnieżnobiałą kartkę w formacie A4. - Mam nadzieję, że będzie się Pan dobrze bawił. - starała się włożyć w to zdanie tak wiele entuzjazmu jak tylko możliwe, ale w jej głowie szumiała już tylko jedna, nieszczególnie grzeczna myśl. Otóż, "Z tym gburem Rosenbergerem na pewno będzie tam niezła stypa."

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawie parsknął śmiechem, kiedy tak entuzjastycznie mu przyklasnęła, chociaż wyraz jej twarzy sugerował coś zupełnie innego. Tak. To było rozsądne. Tak jak większość decyzji podejmowanych przez Daniela - przynajmniej do pewnego momentu, kiedy wkręcił się w umowę narzeczeństwa. Ale to, że ona postąpiłaby tak samo, nie mieściło mu się w głowie. Najpierw z romantycznym rozmarzeniem wspomina o ukradkowych spotkaniach między jednym a drugim obowiązkiem, a teraz przyklaskiwała jego słowom?
Czyżby ktoś próbował się podlizać? Nie podjął jednak tematu. Nie przeszkadzało mu to w najmniejszymi stopniu, dopóki nie miał nic do zarzucenia jej pracy. Gdyby jednak był świadomy, że Lia specjalnie sobie z nim tak pogrywa wprowadzając go w niezręczny nastrój, może nie przymykałby oczu na takie drobnostki?
Daniel odnajdywał się w zupełnie odmiennych zachowaniach rozmówców - chłodnej obojętności, wysublimowanej kurtuazerii, stanowczej acz ciągle w dobrym guście wymianie nawet tych ostrzejszych zdań. Każda rozmowa przebiegała płytko - nawet te z pozoru osobiste ślizgały się jedynie po powierzchni rzeczywistego obrazu danego człowieka. Wszyscy to akceptowali, wszyscy podejmowali tę samą grę, chociaż jej zasady nigdy nie zostały wypowiedziane na głos. Takie reguły panowały wśród ludzi, którymi się otaczał.
Dlatego za cholerę nie mógł rozgryźć ani Lii, ani Penny, które nijak nie wpisywały się w tak dobrze znany mu schemat. Uważał, że ten ich entuzjazm czy próba sprowokowania krępacji u samego Daniela jakimś głupim zachowaniem, wynikały tylko i wyłącznie z nieświadomości tego, jak funkcjonuje ekosystem pracy wśród snobów. Stąd też cierpliwie - jak na razie! - znosił te wszystkie pytania i niezręczne momenty, gdyż nie wpadbły na to, że ktoś może robić to z pełną premedytacją i czerpać z tego satysfakcję. Jak widać różni ludzie mieli różne sposoby dostarczania sobie rozrywki. Ale może warto było odbić piłeczkę?
- Skoro pretendujesz do tytułu strasznej nudziary - przestąpił z nogi na nogę i lustrując uważnie wzrokiem asystentkę ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed skrzyżowaniem rąk na klatce piersiowej ostentacyjnym ruchem - jakie wrażenie muszę sprawiać ja? - chyba zaczynał łapać o co chodziło w tych niezręcznościach. I chyba zaczynał także rozumieć, dlaczego ludziom mogło się to podobać. Sprawdźmy, Lio, jak dobrze kłamiesz? Albo ile masz w sobie odwagi, aby przyznać w twarz własnemu szefowi, że jego do bólu uporządkowane życie - którego harmonogramu codziennie dopieszczasz - jest również wartością skrajną skali nudności, osiągając jej apogeum w punkcie odcięcia?
Żeby nie było, sama zaczęła.
Za to wiadomość o tym iż zostaje w pracy, przyjął z wyraźną ulgą, że nie będzie musiał ponownie przechodzić przez proces rekrutacyjny kolejnej asystentki. - Doskonale. Gdybyś potrzebowała na kilka godzin opuścić biuro, nie będzie problemu przeniesienia się w tryb pracy zdalnej. Jednak jest jeden warunek - Daniel nie byłby sobą, gdyby nie opracował zawczasu planu działania przynajmniej na kilku frontach w zależności od udzielonej odpowiedzi - musisz być dostępna pod telefonem w godzinach pracy, z wyłączeniem oczywiście wszelkich egzaminów czy zaliczeń, o których muszę wiedzieć stosownie wcześniej. Nie lubię niespodzianek, Lio. A szybka zmiana planów wymaga równie szybkiej reakcji, nie mogę sobie pozwolić na zbędne ociąganie się - ponownie już postukał palcami w krawędź biurka za monitorem.
- A o spotkaniu pamiętam, oczywiście - pokiwał głową uśmiechając się pod nosem z jej sumienności w związku z alergenami, które wykluczył z diety. - Wiesz, że dostarczyłem ci listę restauracji, w których podanie mojego nazwiska wystarczy do tego, aby szef kuchni wiedział, czego ma unikać w potrawach dla mnie? Nie musiałaś uczyć się tych wszystkich produktów na pamięć - co nie zmieniało faktu, że całkiem mu tym zaimponowała. A jednocześnie zaniepokoiła, bo to stanowczo wykraczało poza zakres jej obowiązków. Miał tylko nadzieję, że w tej swojej spostrzegawczości nie wystalkowała jakichś bardziej osobistych szczegółów dotyczących danielowego życia. Przecież nawet jego ostatnie coroczne wyniki badań też przeszły przez jej biurko…
Nie żeby miał się czego wstydzić. Ale jednak.
Nagle poczuł się skrępowany jeszcze bardziej niż wcześniej. Tego mu jeszcze brakowało, żeby asystentka miała na jego punkcie obsesję! Bo co innego mógł pomyśleć facet - nawet taka ameba emocjonalna jak Daniel - kiedy dziewczyna pracująca w firmie od kilkunastu dni wiedziała o nim tak dużo i to z takim zaangażowaniem? - Tak, tak. Na pewno będę się dobrze bawił - jak to na spotkaniu prawie-służbowym. - Oby twoje towarzystwo było ciekawsze niż moja kolacja z Rosenbergerem - delikatna sugestia, która miała pozwolić mu wybadać jej życie uczuciowe. W końcu Daniel nie miał w zwyczaju pytać wprost. Ślizganie się po samej powierzchni. Tak zdobywało się informacje w jego kręgach. A skoro o weekendowych spotkaniach mowa, to w sumie jego jutrzejsze towarzystwo mogło być poniekąd ciekawsze… - Właściwie zadzwoń do Sawyer i poinformuj ich, żeby przygotowali stolik dla trzech osób. Myślę, że narzeczona chętnie mi potowarzyszy… - co prawda nie planował pokazywać się z Penelope publicznie częściej, niż było to konieczne, ale co tam. Mina starego Adama na nieprzemyślane rewelacje wypowiedziane przez Penny mogła być ciekawym doświadczeniem. - A skoro zostajesz z nami - bo przecież firmę traktował jak swoją własną - rozejrzyj się w folderze usług bonusowych finansowanych dla pracowników przez firmę. Może znajdziesz coś ciekawego dla siebie. Niektóre opcje są także dla osoby towarzyszącej… - znów kolejna aluzja. W końcu jeśli kogoś miała, malała szansa, że mogła zafiksować się na jego punkcie! Tego by mu jeszcze brakowało do kompletu życiowych konsternacji ostatnich czasów!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był dokładnie ten moment, kiedy Lia po raz pierwszy dzisiejszego poranka została zaskoczona w bardzo pozytywny sposób - nie bezwzględny, nie okrutny, ale tak właśnie, pozytywny. Otóż, okazało się, że Daniel Graham ma nieco dystansu wobec swojej osoby! I, co jeszcze bardziej szokujące, nawet potrafi ulokować siebie samego jako obiekt żartów czy też bardzo subtelnej ironii. Tego się nie spodziewała, a przynajmniej "nie w tym życiu i nie w obecnych wcieleniach". Stwierdzeniem, które niewątpliwie było bliższe Lii to to, że mężczyzna stojący przed nią byłby gotów obdarzyć śmiercionośnym wzrokiem Bazyliszka w zamian za niewybredny komentarz głoszący jakoby jego garnitur został źle skrojony. Szok szokiem, ale mimo wszystko czym prędzej musiała wybrnąć z dość... Kłopotliwego pytania, które zostało przed nią postawione.
- Pan? Panu bez najmniejszego zawahania przyznałabym tutuł "Dewelopera roku 2020" albo zwycięzcy w kategorii "Najlepiej zagospodarowany teren w mieście" według miesięcznika "Moje wspaniałe cztery kąty". W ostateczności "Najsympatyczniejsza twarz budownictwa" według z kolei portalu "Pani domu"! - czyż to nie była piękna, jakże dyplomatyczna odpowiedź, która zamiast brutalnie nazywać rzeczy po imieniu nie tylko płynnie ominęła tematykę szeroko pojętej nudy, ale i przy okazji odrobinkę połechtała ego szefa? W punkcie, w którym obecnie się znajdowała jeszcze nie potrafiła oszacować tej wyjątkowo cienkiej, nieszczególnie ruchomej granicy "Na ile mogę sobie pozwolić?" dlatego od czasu do czasu starała się balansować pomiędzy jednym punktem a drugim by nieco "wybadać teren".
Powiedzmy sobie szczerze, co innego miałaby mu powiedzieć? "Stary, masz zaledwie trzydzieści lat, a zachowujesz się jak pięćdziesięciolatek, którego porzuciła żona i poszła w tango z Twoim najlepszym przyjacielem, a więc teraz oddajesz się w wir pracoholizmu by nie myśleć. Ogarnij się!" ? Właśnie.
Kiedy tak Daniel w ten charakterystyczny dla siebie, a więc nieznoszący sprzeciwu sposób rozpoczął wykładać Lii wszelakie zasady, które będą obowiązywać ją po powrocie na uczelnie chyba po raz pierwszy od kilku tygodni poczuła... Smutek? Tak, to najprawdopodobniej najlepsze określenie stanu emocjonalnego, który niespodziewanie ogarnął dwudziestodwulatkę. Jak to w przypadku wszelakich zupełnie nowych "położeń" bywało, powodowały one niemałą rewolucję w życiu, ale do tej pory nie miała jeszcze okazji spojrzeć na to od tej strony. Zasadnicze pytanie stanowiło jednak to czy Lia na tę rewolucję była gotowa. Dotychczas swoje dni skrupulatnie wypełniała rozmaitymi zajęciami dodatkowymi, do których była już bardzo mocno przywiązana. Na myśl o tym, że za bezpośrednią przyczyną pracy musiałaby porzucić chociażby taki wolontariat, który z różnorakich powodów znaczył dla niej naprawdę wiele, zaczynała odczuwać sporą panikę. Ale przecież sobie poradzi, jak zawsze, prawda? Niestety, ale życie nie zawsze potrafiło docenić tą krystaliczną dobroć oraz bycie idealistą i od czasu do czasu również należało po prostu pomyśleć tylko i wyłącznie o sobie - w tym przypadku zawalczyć nieco o własną przyszłość.
- Oczywiście, wszystko bardzo dokładnie zapamiętałam i wprowadzę w życie, gdy nadejdzie pora. Żadnych niespodzianek. - powtórzyła za Danielem. - Mimo wszystko mam nadzieję, że jeśli taka sytuacja będzie musiała mieć miejsce, to jedynie w przypadku bardzo istotnych zajęć w godzinach porannych. Ale... Bardzo doceniam Pana wyrozumiałość, naprawdę. Cóż, nie każdego byłoby stać na taki... Gest? - choć początkowo jej wszędobylski entuzjazm na moment zniknął z pola widzenia ze względu na niedawne myśli, które cały czas tliły się w podświadomości, tak już nieco później kąciki ust dziewczyny na powrót drgnęły ku górze. Ale czy nie miała racji? Przecież przełożeni bywali naprawdę różni - jeden powiedziałby, że kompletnie nie obchodzą go studia dziewczyny i ma być na każde jego zawołanie albo w tym momencie się pożegnają; inny zachowałby się tak jak Daniel dając nieco swobody, ale z zaznaczeniem pewnych warunków; trzeci typ zapewne stwierdziłby, że nie interesuje go nic byleby tylko zadania należące do dziewczyny były wykonane odpowiednio dobrze. A dla Lii taka zwyczajna życzliwość i zrozumienie znaczyło naprawdę wiele.
Jednak póki co pora rozstać się ze wszystkimi smutkami, bo oto... Daniel przeszedł chyba samego siebie! Zrobił to dokładnie wtedy, kiedy recytację większości alergenów w wykonaniu Lii potraktował jako... Chęć zaimponowania, ale takiego... Nie do końca bezinteresownego? Albo co gorsza, niezdrową obsesję na jego punkcie! Całe szczęście, że studentka żyła teraz w błogiej nieświadomości tego, co działo się w głowie mężczyzny. W każdym innym wypadku doszłaby do wniosku, że albo to ona oszalała, albo nigdy nie zrozumie tego świata.
- Tak, mam tę listę. - ba, w końcu wisiała dumnie tuż obok tej ze spisem alergenów! - Mimo wszystko sądzę, że warto od czasu do czasu przypominać odpowiednim osobom o takich, z pozoru, szczegółach. Wie Pan, szefowie kuchni też składają wypowiedzenia, a na ich miejsce pojawiają się zupełnie nowi. Wystarczy drobne zakłócenie w procesie przebiegu informacji i zamiast nowego, świetnego kontraktu, do czego na pewno dojdzie jutrzejszego wieczora, mielibyśmy nieszczęście w postaci wizyty na szpitalnym oddziale ratunkowym, wysypkę, duszności i kto wie, co jeszcze! - ton głosu dziewczyny przybrał ten wydźwięk przepełniony dramatyzmem. - Myślę, że wybiera Pan świetny kontrakt. - świat Lii rządził się swoimi własnymi, unikatowymi prawami, może niekoniecznie zrozumiałymi dla wszystkich, ale jednak. Otóż, praktycznie wszystkie osoby, z którymi miała do czynienia na co dzień automatycznie zaliczała do grona "bliskich", co dawało jej prawo do ogólnie pojętej troski, której ilość zależała oczywiście od stopnia zażyłości. A jako że w pracy spędzała jakąś część doby... Najwyraźniej los ten dotknął i Daniela. Ot, cała tajemnica glutenu i orzechów, które przysporzyły mu sporo zmartwień. A skoro była już mowa o wadach kobiet tak może warto wspomnieć, że i mężczyźni nie są tacy nieskazitelni? Traktowanie zwyczajnego bycia miłym i zatroskanym jako zalążka do "podrywu"? Czy to coś komuś mówi?
Aczkolwiek nie musi się obawiać, w obrębie tych czterech ścian na pewno nigdy nie usłyszy w przypadku których parametrów swoich badań powinien szczególnie popracować nad odpowiednią suplementacją.
- Na pewno o wiele bardziej emocjonująco. - stwierdziła odnośnie swojego "towarzystwa na weekend" vel "Lia, czy masz chłopaka?". Natychmiast wyprostowała się na krześle i ta ożywiona reakcja niewątpliwie świadczyła o tym, że jest to wydarzenie, na które czeka z ogromnym utęsknieniem. - I na pewno ze zbyt dużą ilością testosteronu skupioną w jednym miejscu? - dodała tajemniczo. - A tak naprawdę w weekend wyjeżdżam poza Seattle by zamienić się w pełnowartościowego kibica i najlepsze wsparcie! - bez wątpienia Daniel stał się teraz posiadaczem kilku cennych wskazówek, bo przecież musiała wspierać kogoś szczególnego skoro mówiła o tym z takim zaangażowaniem, prawda? - Ostrzegam, jeśli w tym momencie okaże się, że to drużyna wroga jest Pana ulubioną... Będziemy musieli się pokłócić. Bardzo. - choć początkowo open space Mahoney Development spowiła groza w najczystszej swojej postaci tak chwilę później prysnęła niczym bańka mydlana za sprawą figlarnego uśmiechu ciemnowłosej.
Czy Lia nie była "złotą" asystentką? As wyciągnięty z rękawa ukazywał, że Daniel najprawdopodobniej będzie mógł porozmawiać z nią nawet o sporcie.
Jednak podstawowe pytanie brzmi... Czy czuł się nieco spokojniejszy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czegoś takiego się nie spodziewał nawet w najbardziej abstrakcyjnych wizjach, które czasami zdarzało mu się wysnuć. Żeby ukryć uśmiech wywołany jej monologiem wychwalającym jego potencjalne tytuły według szeregu środków masowego przekazu, odwrócił się udając, że usłyszał, jak ktoś z gabinetu obok woła go po imieniu. Nie mógł tego zignorować, przecież - gdyby oczywiście ktoś naprawdę go wołał - to mogła być kryzysowa sprawa wymagająca rozwiązania w ciągu kilku minut! Może w innych okolicznościach nie przeszkadzałoby mu wyrażenie swoich emocji - szczególnie rozbawienia, które wcale nie było żadną nieprzyzwoitością! - w obecności asystentki, ale powstrzymał się ze względu na coraz tłumniej wypełniającą się przestrzeń pracowniczą. Musiał zatem zachować profesjonalizm. Zbytnie spoufalanie się z pracownikami przecież nie wchodziło w grę, jeśli od lat miało się nieposzlakowaną opinię naczelnego nudziarza w firmie!
Z drugiej strony coś go tknęło. Daniel od zawsze miewał problemy z wyłapaniem ironii nie tylko kierowanej pod jego adresem, ale także w sytuacjach zupełnie z nim niezwiązanych. Szczególnie, kiedy robiła to osoba, która swoją niewinną aparycją oraz entuzjastycznym zachowaniem wykazywała niezdrowy optymizm. U kogoś takiego mogło to przejść zupełnie niezauważone! Stąd w jego głowie zrodziła się kolejna nietypowa myśl - czy Lia mogła się z niego nabijać? Wątpliwość, której nie sposób rozwiać nawet najbardziej lustrującym spojrzeniem. Gdyby odpowiedź dziewczyny otarła się chociaż o temat, który Daniel narzucił swoim pytaniem, może nie zagłębiałby się aż tak bardzo w jej przesłanie, ale wersja panny Bennett była zupełnie oderwana od wytoczonego kontekstu. Zapewne bardziej zapatrzona w siebie osoba od niego łatwo połknęłaby ten haczyk i nie drążyła tematu zachwycona taką wiązanką komplementów. Daniel jednak - odkrywszy tę potężną moc wywoływania niezręczności - chciał sprawdzić jej reakcję na przyłapanie na tym zabiegu.
- Jestem pod wrażeniem twojej znajomości prasy branżowej, kreatywnego podejścia do trudności oraz bystrości umysłu. W Mahoney Development cenimy jednak precyzję, więc następnym razem staraj się odpowiadać konkretnie na zadane zagadnienie, bez obchodzenia clou problemu okrężnymi drogami - powiedział to jednak łagodnie jak na jego możliwości, a delikatny uśmiech miał być wyrazem tego, iż absolutnie nie ma jej za złe tego małego wytrychu, którego zgrabnie użyła, aby nie wpakować się na minę nieodpowiednio użytego słowa.
Spostrzegawczość jeśli chodzi o reakcje ludzkie nigdy nie była mocno wykształconą cechą u Daniela, gdyż jego analityczny umysł bardziej skupiał się na werbalnym przekazie, toteż z pewną dozą zadowolenia przyjął do wiadomości, iż Lia akceptuje przedstawiony przez niego plan działania na najbliższe miesiące, w trakcie których dziewczyna będzie łączyć obowiązki studentki i pracownika. Bardzo mu to odpowiadało. A jeśli spisze się już na początku takiego trybu współpracy, może Daniel nieco poluzuje te obostrzenia? W końcu na razie nie miał powodów do narzekania, a Lia swoją przewidywalnością różnych losowych wypadków coraz bardziej zyskiwała jego sympatię. Szczególnie, że sprawiała wrażenie, jakby zawsze miała jakiś plan awaryjny, a to powodowało, że - jako jej pracodawca - czuł, że jego harmonogram znajduje się w dobrych rękach. Naprawdę nie mógł sobie wymarzyć lepszej asystentki! Uznał to za dobry moment, aby docenić jej pracę. - Doskonale, Lio. Twoja postawa jest godna pochwały. To było właśnie to, co powinienem usłyszeć, chociaż sam nie wiedziałem, że tego potrzebuję. - W jego głowie miało to sens. I powinno zabrzmieć naprawdę jak komplement, ale znów mógłby uśmiechnąć się do tego odrobinę szerzej, aby nabrało pełniejszego wydźwięku. - Przypomnij mi, co studiujesz? Twoje zdolności organizacyjno-dyplomatyczne - że tak zahaczył o wcześniejsze wybrnięcie z trudnej sytuacji, co dało się odczuć lekkim uniesieniem kącika ust - są wyjątkowo dobrze rozwinięte. I gdyby nie fakt, że utrata tak wartościowego pracownika byłaby prawdziwym ciosem, bo swoje obowiązki wykonujesz z należytą starannością - chociaż czasami nazbyt pokrętnie - stwierdziłbym, że zdecydowanie marnujesz swój potencjał i powinnaś poszukać pracy w zupełnie innej dziedzinie na rynku, zgodnie ze swoimi kompetencjami. Chociaż absolutnie do tego nie zachęcam! - dodał szybko, w razie gdyby wzięła sobie za bardzo do serca jego słowa.
A “zbyt duża ilość testosteronu skupiona w jednym miejscu” zdecydowanie źle skojarzyła się Danielowi, którego umysł z automatu zablokował wszystkie dziwne potencjalne obrazy, które mogłyby pojawić się po usłyszeniu takiego hasła. A jednak mimo wszystko filtr głupot przepuścił trzech napompowanych sterydami i naoliwionych dla lepszego błysku w świetle fleszy kulturystów prężących muskuły na jakiś fitnessowych zawodach, o których w gruncie rzeczy nie miał zielonego pojęcia. No i co Lia miałaby robić na zawodach kulturystycznych w takim towarzystwie…? Zupełnie tego nie widział, ale mózg czasem nie był racjonalny. Nawet jego, o zgrozo! Dlatego szybkie wyjaśnienie przyniosło ulgę podwójnie - odwróciło uwagę od kulturystów i utwierdziło w przekonaniu, że Lia już ma swój obiekt zainteresowań. Bo chyba było niewiele dziewczyn, które dla własnej przyjemności jeżdżą na mecze poza miasto i kibicują swojej ulubionej drużynie z takim zaangażowaniem, z jakim panna Bennett wyrażała się o tym konkretnym zespole bez równie konkretnej dyscypliny sportowej. Samo określenie “dużej ilości testosteronu” sugerowało jednak, że do czynienia miał z wieloosobową dziedziną sportu.
- Nie musisz się o to obawiać, preferuję sporty indywidualne. - Uśmiechnął się z pełnym profesjonalizmem uśmiechem firmowym numer pięć. Jakże by inaczej - czy ktoś w ogóle mógł wyobrazić sobie Daniela biegającego po boisku z innymi spoconymi mężczyznami z agresją walczącymi o piłkę kształtu jakiegokolwiek? No właśnie. Uspokojone nerwy pozwoliły na powrót do bardziej formalnych zagadnień. - Tak. - Odchrząknął odruchowo ustawiając się w pozycji a’la na baczność i znów owiała go aura pełnej powagi człowieka na jego stanowisku. - W takim razie myślę, że wszystkie najważniejsze rzeczy na dzisiaj mamy omówione. Chyba, że masz jeszcze jakiś problem wymagający konsultacji? - uniósł brwi pytająco. Na razie i tak nie miała okazji zapoznać się ze szczegółowym planem na piątek, ale kto wie, co kłębiło się w jej niepojętej rozumem Daniela głowie...?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mahoney Development”