WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
– Chcesz koc? – zapytał, troskliwie obejmując ramieniem ukochaną i przyłożył dłoń do jej czoła. Pewnie była strasznie zimna i zaczynał się cholernie o nią martwić. Sięgnął po pilota od telewizora i zaczął wyrywkowo przeglądać kanały. Ochrona obstawiła cały hotel, więc odrobinę mógł odsapnąć od stresowania się choć zdecydowanie ostatnia akcja ze zdjęciami nie była niczym dobrym.
-
Ostatnie dni nie były łaskawe dla Megan. Jedyne, co zdążyli zrobić, to podjechać na USG i odetchnąć, że jednak nie była w ciąży. Mimo to, choroba dawała o sobie znać w okrutnie dotkliwy sposób. Właściwie cokolwiek zjadła – od razu wymiotowała, przez co praktycznie nie przyjmowała nic poza kroplówkami, które była sobie w stanie na szczęście sama zamontować. Czuła się koszmarnie osłabiona i chociaż faktycznie, naprawdę starała się utrzymywać pozory, że wszystko jest w porządku, raczej skutek był marny – nie miała siły na zabawę z dzieciakami, więc jeśli już spędzali z nimi czas, to oglądali bajki. Poza tym ciągle była zmarznięta, więc chodziła w obszernym, grubym swetrze, który na szczęście zlapała podczas szybkiego pakowania.
– Dziękuję, skarbie – powiedziała, widząc herbatę i nawet miała się po nią schylić, ale zakręciło jej się w głowie, więc wróciła do poprzedniej pozycji, przytulając się do mężczyzny. Z oparcia kanapy faktycznie zdjęła koc i okryła nim zarówno siebie jak i jego, chociaż w niczym to nie pomogło. Jej ciało i tak lekko drżało.
– Możemy porozmawiać? – spytała dość niepewnie, wyciągając mu z rąk pilota. – Oboje wiemy, że jest źle… Dlatego zastanawiałam się, czy… Jeśli oczywiście to nie byłoby dla ciebie za dużo… – przygryzła dolną wargę, spoglądając na twarz ukochanego. – Chciałbyś może adoptować Jasona? W razie potrzeby S. się nim zajmie, ale to na ciebie mówi „tato” – przygryzła dolną wargę, bo jednak Alex był dla niego jak ojciec, a Meg w tym momencie musiała zacząć myśleć o tym wszystkim.
-
– Pomogę – powiedział, podając jej kubek i uśmiechając się do niej ciepło, choć wyraźnie było widać, że przygasał w oczach coraz bardziej z każdym kolejnym kilogramem który traciła szatynka. Pomógł jej w nakryciu kocem i ucałował w przelocie jej chłodne czoło, jednocześnie pocierając dłońmi jej zmarznięte ciało. Jemu było gorąco, ale bycie pod jednym kocem dawało szansę się jej ogrzać.
– Jasne – powiedział, nie bardzo wiedząc jaki temat będzie chciała poruszyć, ale kiedy usłyszał, zagryzł od środka policzki próbując ogarnąć, czy na pewno dobrze zrozumiał jej słowa. – Ja... co za głupie pytanie – szepnął, uciekając jej na chwilę wzrokiem bo aż mu się coś w żołądku przewróciło na samą myśl, ale rozumiał jej podejście – gdyby sam był śmiertelnie chory też wolałby, żeby jego córka miała choć jednego rodzica, ale mimo wszystko... nie było to łatwe. – Jest dla mnie jak syn, jeśli coś się wydarzy... dobrze wiesz że Sarah nie da rady. – spojrzał jej teraz w oczy. Wiedział, że jej siostra będzie w totalnej rozsypce jeśli straci niemal ostatniego członka rodziny, więc był gotów podołać wychowaniu chłopca sam. I tak będzie musiał zajmować się Katie, nie? – Dam radę, ale przestań zachowywać się tak, jakbyś się poddała, okej? – mocniej ją do siebie przytulił, gładząc ją po włosach. Nie, po prostu nie.
-
– Dziękuję – westchnęła cicho. Czuła ciepło bijące od niego, ale nawet to nie pomagało jej się ogrzać. Miała wrażenie, że jest cała lodowata. Przygryzła dolną wargę, widząc jego reakcję, bo przecież widziała to, w jaki sposób uciekł wzrokiem. Odetchnęła mimowolnie.
– Sarah i Jacksonowi byłoby łatwiej, bo są we dwójkę. Mogę to załatwić, ale Jason jest do ciebie przywiązany. Zrozumiem, jeśli to będzie za trudne, skarbie – uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na niego z troską. Nie miałaby mu tego za złe. Wiedziała doskonale jak bardzo jest tym wszystkim przytłoczony.
– Dałaby radę. Dała sobie radę po śmierci rodziców i wychowywała mnie, a było nam cholernie ciężko, ale nie chciałabym, żeby Jason oprócz mnie tracił swojego tatę. Może i nie jesteś jego biologicznym ojcem, ale… Jesteś jego tatą – wzruszyła ramionami, a w jej oczach błysnęły łzy, bo chyba nie podejrzewała, że jej syn kiedykolwiek kogokolwiek będzie mógł nazywać w ten sposób.
– To nie tak, że się poddałam, Alex… Po prostu… Czuję, że nie zostało mi wiele czasu i jakkolwiek nie chcę myśleć o tym, co może się stać w przyszłości, to mimo wszystko muszę – bo prawda jest taka, że mam małe szanse na znalezienie dawcy – szepnęła, spuszczając wzrok. – Chcę wiedzieć, że wszyscy dacie sobie radę w razie gdyby mnie zabrakło – westchnęła, głaszcząc policzek ukochanego. Musiała odejść ze świadomością, że wszyscy są jako-tako zabezpieczeni.
-
– Może masz rację, ale oni kiedyś będą chcieli mieć swoją rodzinę – jego głos odrobine się łamał, ale i tak probówał robić dobrą minę do złej gry. – A Jason już ma kogoś, kto kocha go bezgranicznie. Po za tym, są z Katie tak blisko, że to by pewnie odrobinę pomogło gdybyś... – nie potrafili chyba wprost mówić tego słowa, ale to raczej kwestia tego, że obojgu wydawało się to zbyt trudne. – Kocham go, jest dla mnie synem. Dziękuję, że to zaproponowałaś – pocałował delikatnie jej usta, opierając swoje czoło o jej i przymknął chwilowo oczy próbując się nie rozpłakać. Nie był ogólnie typem faceta który non stop beczy ale w obliczu tego wszystkiego...nie potrafił nie być taki. Łzy same cisnęły się do oczu. Jasne, wiedział że Sarah dawała radę wtedy, świetnie wychowała Megan i razem równie dobrze wychowały Jasona, ale rozmawiał ze starszą Herondale i wiedział, jak bardzo to wszystko przeżywała – stąd zwątpienie że da radę. Wiedział, że będzie sama potrzebowała wsparcia.
– Damy sobie radę – powiedział cicho, otwierając oczy i patrząc wprost w jej czekoladowe oczyska, łapiąc ją za dłoń i unosząc ją do swoich ust. – Ale zdecydowanie lepiej poradzimy sobie, gdy tu będziesz i nas nie zostawisz, więc miej to na uwadze – puścił jej oczko, nadal trzymając jej drobną rączkę przy swoich ustach i wzdychając cicho.
-
– Pewnie tak, ale nie sądzę, żeby S to przeszkadzało – wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy wspomniał o tym, że Jason ma kogoś, kto kocha go bezgranicznie, bo to naprawdę sprawiało, że kobiecie robiło się trochę cieplej na serduszku. Odetchnęła mimowolnie. – Wiem. W porządku, możesz to powiedzieć – powiedziała cicho, a jej usta wykrzywiły się w smutnym uśmiechu. Pokiwała powoli głową. – Oczywiście, że to zaproponowałam. Katie jest już moją córką i kocham ją tak samo mocno jak Jasona, dlatego uznałam, że zanim spytam o to Sarah… Spytam najpierw ciebie – wzruszyła ramionami. Nie myślała nawet o proponowaniu tego biologicznemu ojcu młodego, ale pewnie typ nawet nie był wspomniany w akcie urodzenia, bo Meggy uznała, że na to nie zasłużył, skoro spierdolił.
– Wiesz, że nie chcę was zostawiać. Chcę naszej rodziny. Chcę patrzeć jak Jason i Katie dorastają, chcę mieć z tobą w przyszłości dziecko, wziąć ślub, chcę się z tobą zestarzeć, ale to nie jest takie proste i oboje to wiemy – powiedziała cicho, powoli wpadając w spazm. Wstała z kanapy i przeszła się nerwowo po pokoju. – Ale wiem, że umieram, Alex. Czuję to, że zostały mi może dwa tygodnie, góra miesiąc i wiem, że o tym nie rozmawiamy, ale musimy w końcu zacząć – wyszeptała już pozwalając w tym momencie łzom popłynąć, bo naprawdę czuła, że jest znacznie gorzej niż było i jej stan z dnia na dzień był coraz gorszy.
-
– Nie potrafię rozmawiać o czymś, co łamie moje serce na milion części – przyznał szczerze, gładząc kciukiem jej dolną wargę i skrzywił się. Ten temat był dla niego naprawdę okropny ale miała rację, w końcu będą musieli go poruszyć.
– Nie potrafię i nie chcę, bo czuję, że znajdziemy dawcę i że będzie mogli zacząć planować ślub i całe nasze przyszłe życie, a to co się dzieje teraz... to tylko mała burza, po której szybko wyjdzie słońce – musnął delikatnie ustami jej czoło, na moment przyciskając do niego usta. Nie wiedział już jak jej to wszystko tłumaczyć, jak zachęcić do pozytywnego myślenia i w ogóle, bo sam zaczynał w to wszystko wątpić, ale... nadzieja to jedyne co im pozostało, prawda?
-
– Myślisz, że mi jest łatwo? – spytała cicho. – Nic mi nie łamie serca jak myśl, że niedługo mogę umrzeć, ale żyjemy w takiej rzeczywistości, Alex – powiedziała cicho i kiedy ją tak zatrzymał i ujął jej twarz w dłonie, to przez chwilę zatonęła w jego oczach. Z tym, że nagle poczuła się koszmarnie słabo i chociaż słyszała kolejne słowa ukochanego, to słyszała je trochę jak spod ziemi. Westchnęła cicho i oparła się o niego całym ciężarem ciała.
– Nienajlepiej się czuję – wymamrotała, zanim straciła przytomność, a potem… Potem już była tylko ciemność i pewnie Alex zgarnął ją do szpitala, a dzieciaki zostały z Marią.
ztx2