WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedyś w końcu wszędzie porobię ozdóbki
Ubranko


Lubił zapach werbeny i jaśminu w ogrodzie, kiedy jadali letnie śniadania na tarasie rodzinnego domu na Queens Anne. Lubił zakładać świeżo wyprasowana koszule do szkolnego mundurka i zostawać po lekcjach w ciemnej bibliotece, czytając Panią Bovary z podbródkiem opartym o wnętrze dłoni. Lubił chodzić w soboty na tenisa i czuć jak bolą wszystkie mięśnie, kiedy padał ze śmiechem na kort. Lubił to jak wełniane swetry otulały ciało, kiedy robiło się zimno i to jak smakował marcepan w gorzkiej czekoladzie, i to jak Felly cieszyła się piskliwie, kiedy zabierał ją ze sobą na jazdę konną. I lubił jesień i zimę, lubił zgniatać kartki swojego szkicownika i to jak chlebowa gumka brudziła palce grafitem, lubił tosty z brzoskwiniami z patelni, które gosposia robiła co środę i nawet dwugodzinne zajęcia z literatury lubił, i algebrę, i to, że w czwartek po południu ma casting, a castingów zwykle nienawidził. Ten jednak nie był zły wcale, choć ciężko było się nie uśmiechać, kiedy robili te polaroidy, bo przecież wszystko lubił teraz. Bo Milo lubił jego.
Wszystko ładne i jasne, chociaż październik był, listopad już prawie i Seattle było szare, zimne, deszczowe bardzo. To nic, bo Florian wierzył, że nie mogło piękniej być, że to najlepsza jesień jego życia. Bo ciepło było z myślą o Milo. O wychodzeniu na kawę, o pisaniu z nim wiadomości w środku nocy, o wysłaniu mu zdjęć czterech psów St. Vernów bawiących się w ogrodzie z podpisami (to jest Baron, to Napoleon, ten najdłuższy i najchudszy to Hermes, a ten mniejszy chart to Bentley, ma najgłupsze imię, ale kocha mnie najbardziej). I pewnie życie dalej głupie było, bo ojciec krzyczał za głośno, szkoła była trudna, jedzenie coraz bardziej ciążyło na żołądku, ale to nic przecież. Nic, bo mógł przyjść do Milo, wsunąć się przez drzwi do jego pokoju i zasnąć na jego ramieniu, choć mieli oglądać ten skomplikowany film, którego Florian nie rozumiał. A on go całował wciąż, bo Lori chciał się wciąż całować i lgnął do niego bez przerwy, tak jakby każda dłuższa chwila spędzona oddzielnie bolała naprawdę. I może go tym dusił, choć starał się bardzo trzymać dystans. Nie umiał. Bo ktoś się chyba zakochał, co? mówiła mama po kolacji, kiedy Flo zamiast powtarzać materiał na francuski rysował jakieś głupie serduszka na marginesach notatek. Nawet wstyd mu już nie było, chyba za dużo i za mocno czuł, żeby pozwolić się zawstydzić. Kiedy poznamy wybrankę? ciągnęła Valeria, a on uśmiechał się lekko i pozwalał jej pogłaskać się po głowie.
Mogę wyjść w piątek? Na wieczór? Wrócisz przed dwudziestą? O dwudziestej miałem wychodzić. Nie ma mowy, Ralph Lauren rano, pamiętasz? Ale to raz tylko, przed północą wrócę, obiecuję i rano… Florian, wiesz co myślę o takich dyskusjach. Obowiązki najpierw, potem przyjemności. Poza tym - gdzie chcesz iść tak późno? Blisko? Dasz mi numery do rodziców? Nie? Tak myślałam, a teraz wracaj do nauki, nie chcesz żeby ojciec usłyszał o tych twoich pomysłach. Nie spodobają mu się.
Ale musiał iść - m u s i a ł. Nie było niczego ważniejszego teraz. Niczego istotnego równie, co zobaczenie Milo. Bo Milo w zespole grał i ten fakt tak pięknie dopełniał jego istotę. Bo ta twarz taka przystojna i ten sposób noszenia się taki nonszalancki, taki mądry był, tak ładnie mówił o tych filmach, które dla Floriana sensu nie miały, ale w jego ustach stawały się arcydziełami. Był jak sen, był obiektem westchnień licealistek z jego prywatnej szkoły na pewno i gdyby kiedyś przyszedł po niego, przed bramą się pojawił, te pospadałyby ze schodów i na słupy powpadały z wrażenia. A Flo mógłby podejść i pocałować go w policzek. Włosy by sobie rwały z zazdrości. Chyba jego był, prawda? Nie mówili sobie tego, ale to logiczne się wydawało. To tylko kwestia czasu, w końcu Milo nazwie go swoim chłopakiem. Dzisiaj może. Nie przy wszystkich, wiadomo że nie, ale może na ucho mu to powie, może na osobności, na papierosie gdzieś. A Lori będzie wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie.
I dlatego musiał właśnie. Bo to mogło być dziś i on nie mógł przegapić, opuścić. Więc coś wymyśli. Dochodziła dwudziesta a on siedział ubrany całkowicie pod kocem z książką nasłuchując uważnie odgłosów zza drzwi. Obcasy matki, zgrzytnięcie zamka - miała dziś bankiet jakiś. Ojciec został w domu, bo pracował w gabinecie na dole i Flo wiedział, że wypije zaraz kolejną szklankę whisky i zaśnie na fotelu. Fea siedziała w swoim pokoju z psami pewnie, może oglądała jakieś głupie seriale, które za dorosłe były dla jedenastolatki, może plotkarę jakąś albo słodkie kłamstewka. Niedługo zaśnie. A więc wyskoczył spod tego koca, musiał zawiązać buty na brzegu łóżka, odgarnąć loki z oczu, a potem kilka minut patrzeć na swoje odbicie w wysokim, ściennym lustrze. Jak wyglądał? Dobrze wyglądał? Jak powinien wyglądać w ogóle? Milo zawsze praktycznie widział go w mundurku, nie wiedział więc nawet w czym podoba mu się najbardziej. Ale to nic, może ciemno będzie.
Płaszcz z wieszaka na drzwiach, ręce w kieszeniach, ciche kroki na schodach, a potem kolejne do kuchni - minął zapalone światło w gabinecie ojca. Ostrożne otwarcie tylnych drzwi. Ogród był zimny i ciemny, a on był wolny w końcu.
Podróż autobusem trwała wieki, a on siedział pod oknem z kolanami pod brodą. Kilka pijanych grupek studentów, jakaś kobieta z dzieckiem, bardzo ładna dziewczyna w skórzanej kurtce. Lubił ten rodzaj transportu, lubił się ludziom przyglądać, ale rodzice twierdzili, że to niebezpieczne i niewygodne. Nie myślał o nich - jeżeli odkryją, że zwiał, dostanie szlaban na rok przynajmniej. Ale teraz to nie było istotne, teraz Milo był istotny tylko. Jeszcze trochę, jeszcze chwila. Wyskoczył z autobusu na jednym z przystanków przy Uniwersytecie Waszyngtońskim i słusznie całkiem zaczął iść kilka metrów za grupą roześmianych nastolatków. Weszli do jakiegoś baru w piwnicy jednego z uniwersyteckich budynków, więc Lori jeszcze na chwilę ustał przy schodach, jeszcze zapalił papierosa. Było zimno na zewnątrz, ale w środku było głośno i zaczął go stres zjadać.
- Ej spoko te spodnie, Urban Outfitters pewnie, co? Na pewno tak. Wchodzisz? Laura jestem, chodzisz do Garfielda? - Ładna, okrągła twarz, kręcone włosy, za krótka jak na tę pogodę spódnica. zakryta dużą kurtką. Wzdrygnął się lekko, kiedy dotknęła jego ramienia. Ale mimo to pokiwał energicznie głową, bo choć zgadła źle w obu przypadkach, podobała mu się przez chwilę ta doza przynależności.
- Florian, do Annie Wright - poprawił więc ją, gasząc papierosa na podeszwie buta.
- Wow! To ty jeden z tych, ja pierdolę, nieźle. Szkoła dla chłopców to chyba jest, nie oplujesz się jak zobaczysz te wszystkie dziewczyny?! - Krzywy uśmiech. - Czy wolisz chłopaków? Tak wyglądasz trochę, NO CO?! Żartuję przecież, chodź. - Więc poszedł za nią, schodami w dół, podał jej płaszcz, kiedy pochylała się nad stołem w szatni i po prostu śledził ją i jej głos, jakby ta obca w zasadzie dziewczyna była teraz jego jedynym punktem zaczepienia w obcym, groźnym miejscu. - Chcesz piwo? Słuchaj, mój chłopak gra na perkusji, piwo, trzymaj, no jesteśmy razem pół roku już, ale ta szmata Emily przyszłą dzisiaj ubrana jak do klubu i znowu będzie robić do niego maślane oczy. Speak of the devil HEJ EM! - Musiał uśmiechnąć się nieprzyjemnie dosyć do biednej i ładnej nieprzyzwoicie Emily, która po chwili ustała gdzieś obok, jeszcze przez sekundę mierząc go zimnym wzrokiem. - Zajebiście wyglądasz, nie zimno ci w tych kabaretkach? Ach, to jest Florian, słodki, nie? - Słodki. Prychnął cicho. Znowu będzie maskotką jakichś pijanych lasek, ale to nic. Przynajmniej sam nie będzie, prawda? - Słuchaj, Florian chodzi do Annie Wright! Pewnie jesteś mądry bardzo, co? Umiesz matmę? Ja jestem świetna, chcę iść na Penn, ale starych nie stać od kiedy urodziła się moja młodsza siostra, okropne.
Laura mówiła, a on stał tak pod ścianą, popijając to piwo okropne, którym go obdarowała, gapiąc się tępo trochę w te prowizoryczna scenę, szukając Milo zdesperowanym wzrokiem. I kiedy w końcu się zjawił, Florianowi trochę słabo się zrobiło, bo przepiękny był taki i kręcił coś przy tym wzmacniaczu, miał brwi ściągnięte i włosy na twarzy. Coś w zębach trzymał - kostkę do gitary pewnie. Cudowny. I Lori nie mógł uwierzyć, że to go całował niedawno, że to on mówił tak słodko do niego. I przez ten cały czas, przez ten występ cały, stał tak wpatrzony w niego z oddali, pod ścianą w kącie, zupełnie zapominając o tym, że inni jacyś ludzie byli wokół, że Laura coś świergocze. Nieistotne. Bo Milo był jak ze snu teraz. I to był jego sen własny znowu, ciepły taki i miękki, więc kiedy ten zespół jego zaczął zbierać się ze sceny, Florian myślał już tylko o tym, żeby blisko jego być, ale nie mógł przecież, bo tyle ludzi wszędzie wokół, a oni zawsze wszystko robili w ukryciu. Ale chociaż trochę, chwilę tylko, więc wcisnął pusty kubek w dłoń Emily, która mówiła coś właśnie i przecisnął się przez ten tłum nastolatków za cel podróży swojej mając jedynie Milo plecy i kiedy w końcu odnalazł go stojącego w jakiejś grupie, złapał mocno jego przedramię. Ale powiedzieć nic nie umiał przez dłuższą chwilę, patrzył na niego tak tylko, z tymi wielkimi oczami na dziecięcej jeszcze buzi.
- Musiałem wykraść się z domu, boję się wracać teraz - wydukał w końcu, bez sensu zupełnie i uśmiechnął jeszcze, jakby chciał dać znać, że to żart. Bardzo ciężko się mówiło przy nim. - Ja...jakieś dziewczyny zaatakowały mnie od progu, bardzo głośne są, chyba coś brały, nie wiem. Dobrze wyglądasz. - Jak się oddycha, chyba zapomniał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuszek

Trochę zestresowany był, bo prawda była taka, że wcale nie zamierzał Loriego zapraszać. Wspomniał tylko że mają koncert, nieopatrznie, bo to w sumie zrozumiałe, że chłopak poczuł się zaproszony i głupio było mówić “nie przychodź, bo moi znajomi tam będą”, cholera jasna. Bo uroczy był i kochany i fajnie było, kiedy siedzieli razem, dobrze było go obejmować w tym swoim ciasnym pokoju, za zamkniętymi drzwiami, dobrze było czasem wyjść z nim gdzieś, dobrze było go całować. I dobre były te dłonie i całe to ciało, które lgnęło do niego chętnie i to spojrzenie, ono też chyba lgnęło, miłe to było uczucie. Ale czasami miał go za dużo, czasami celowo mu nie odpisywał przez dłuższy czas, żeby odpocząć, bo Lori cudowny był, ale jednocześnie bardzo dużo go było i chyba bardzo duże miał oczekiwania zdecydowanie zbyt szybko, a Milo potrzebował czasu, przywiązywał się, a nawet przyzwyczajał do ludzi raczej powoli, na pewno wolniej niż St. Verne. I ten wieczór miał być jego, spokojny, ze znajomymi po prostu, bez myślenia o tym co będzie i czy jest pedałem, czy to w ogóle ma sens, skoro Flo go drażni, czy bardziej go drażni, czy bardziej mu się podoba, bo temu drugiemu też zaprzeczyć nie mógł.
Ale nie chciał go tu z innego powodu. Bo lubił też to jaki on był, jaki delikatny i zabawny, czasem przesadnie zmanierowany, nawet dość często, lubił jego sposób bycia, jego drobne prowokacje i uśmiechy i lubił też to, że często lgnął do rzeczy jakie jemu się wydawały dość kobiece. Lubił jego wyzywające spojrzenia i jakąś pewność, jaką miał w sobie, nawet jeśli udawaną to powiązaną z jego seksualnością. I nie był przekonany, czy odnajdzie się w jego środowisku, bo prawda była taka, że chłopcy tacy jak on raczej nie mieli dobrego życia w szkole i, że takich jak on łatwo nazwać pedałem i jakkolwiek mu się to nie podobało, tak po prostu działa ten świat. A Milo nie chciał żeby ktokolwiek wiedział o nim. O nich. Na pewno nie teraz, nie dla chłopaka którego zna ledwie miesiąc, jak dobrze by nie całował i jak świetny by czas z nim spędzony nie był.
Ale wszedł do pubu i wszystkie myśli porzucił, bo fajnie było, trochę się żarli bo Leo chyba chciał, żeby za rok występowali dla całego świata, a on sam nie myślał o tym na poważnie, zabawa była dobra i lubił stać na scenie, ale to mu totalnie wystarczyło, plany miał inne i nie zmieni ich przecież dla garażowej kapeli. No i na większość miejsc marudził, oni chcieli grać w klubach, tych fajnych piwnicznych, ciasnych, w których ludzie stają się jedną wielką masą kiedy skaczą razem, tak to sobie wyobrażał, choć wszedł do środka tylko raz i więcej nie zamierzał, choćby miało mu to karierę zagwarantować. Pewnie go oleją za jakiś czas i znajdą kogoś z kim się tak da, nie marudziłby nawet jakoś mocno, choć zabawa z tym była dobra i Milo chyba po prostu lubił stanie na scenie.
Ale już tutaj czuł się nieswojo, bo ludzie się zbierali i za dużo ich było, ale scena była, na scenie był sam, z chłopakami tylko, miał swoją przestrzeń i swoje wyjście, pub też dość spory był, a on przyzwyczajał się do tego, to musiało mu wystarczyć, bo jeśli jego marzenia się spełnią to to musi mu wystarczać.
I choć okna niewiele dawały o tej porze, pomieszczenie było dość spore, więc nie marudził i tylko podstawił nogę Dylanowi, który chwilę temu o coś się czepiał i weszli na tę swoją scenę po chwili.
I było świetnie, ludzi się sporo nazbierało, nie dziwne, piątek wieczór był, pozapraszali kogo się dało, a i sama knajpa i termin ściągnęły trochę obcych i impreza wyszła dobrze. Milo strasznie lubił ten hałas, trochę ogłuszający, wprawiający ciało w lekkie drżenie i lubił też kiedy ludzie zmieniali się w masę, pod warunkiem, że od tej masy był oddalony. I dobrze było i zmęczony był, kiedy na tyły schodzili, on został na tym zapleczu, Dylan coś gadał, że nie wie co z Laurą robić, bo super dziewczyna, ale z Em spał kilka dni temu i się boi, że wyjdzie i w ogóle to co ma zrobić. Milo oparł się o parapet i w tej chwili poczuł uścisk na ramieniu, na Floriana spojrzał, a po chwili znalazły się też obie dopiero co omawiane dziewczyny. Spojrzał na Loriego uważnie, uroczy był, cholernie uroczy, że chciałoby się go objąć, za rękę złapać, albo i do ściany przycisnąć, ale był też irytująco uroczy, tak bardzo nie pasował i jeszcze te ogrodniczki (poważnie?).
- Hej. - odezwał się jednak. Choć uśmiechnął nieznacznie, bo miłe to było, że chłopak uciekł z domu dla niego i dla tego koncertu, nawet jeśli ta jego obecność po prawdzie bardzo niewygodna była. - Pewnie brały.
Stwierdził obojętnie, uśmiechnął się pod nosem, bo w tym czasie Dylan witał się ze swoją dziewczyną, a Emi stała pod ścianą oparta i obserwowała go takim spojrzeniem, które całą ich historię by mogło opowiedzieć.
- Ej Milo, chłopaka sobie znalazłeś, co z Penny? - zaraz podszedł do nich Leo, rudy i piegowaty kretyn, podając kolejny powód dla którego Loriego nie powinno tu być, cholera, wszystko pomieszane jest.
- Na mózg ci padło od tego hałasu do reszty, dawno ci mówiłem że się nie nadajesz do tego. - Milo wywrócił zaraz oczami. - Florian, mówiłem że znajomy wpadnie. To Leo, a ten typ w opałach to Dylan, jego opały chyba poznałeś. - spojrzał na Loriego uważnie. Nie liczyłeś, że przedstawię cię jako chłopaka chyba, ja nawet nie wiem czy my czymś jesteśmy, cholera.
Nawet, jeśli miał cholerną ochotę spytać jeszcze, czy nie chce Lori zanocować u niego i z rana się zmyć. Może spyta potem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy jesteś nastolatkiem, odnalezienie się między ludźmi, którzy zbyt wiele mówią, zbyt głośno krzyczą i zbyt oceniającym wzrokiem patrzą jest tym złem koniecznym w dziwnym świecie, w którym musisz nauczyć się manewrować na palcach wręcz. I Florianowi nie było wcale aż tak ciężko, przynajmniej nie tak ciężko jak wydawać by się mogło, w zasadzie to lekko było i przyjemnie na początku. Bo na początku palili w tych mundurkach papierosy za internatem Annie Wright, wchodzili na podrobionych dowodach do klubów w mieście, kupowali zbyt drogie zioło od niezaufanych dilerów. I Loriemu łatwo było być centrum tego stowarzyszenia rozpuszczonych dzieci tak długo, jak miał czarną kartę ojca, drogie ubrania, cięty język i ładną buzię. Nikt źle o nim nie mówił, nikt nie odmawiał synowi St. Verne’ów zaproszenia na wielką domówkę i pewnie dalej by w bajce żył, bo choć czasem naśmiewali się z tego jak gestykulował i że tak bazgrać i szyć lubił, to nikt nie zacząłby go dręczyć i strofować, gdyby nie ten Anthony cholerny. Nawet go nie lubił, nawet mu się nie podobał, po prostu Florian zagubiony był i szukał zrozumienia, chciał wiedzieć czy ktoś poza nim tak samo na chłopaków i na dziewczyny patrzy, i tak samo pragnie obu - chyba tak, bo na tamtej imprezie Tony był pijany i on też, i całował go w ciemności tamtej sypialni, a Loriemu nie podobało się to w ogóle, bo źle całował, bo obrzydliwie mówił. Ale przynajmniej wiedział - nie tylko on. Tyle, że za tę wiedzę przypłacił rozniesioną plotką i tymi żartami, które czasem któryś kolega z drużyny rzucał, kiedy przechodził obok, zderzając się z nim ramieniem. Coś o siedzeniu, coś o męskich więzieniach, czasem o jakimś mydle, cholera. Ale nie było tak źle wcale, bo nie wszyscy byli okrutni, bo niektórzy rozumieli, niektórzy nazywali żartownisiów troglodytami, klepali go po ramionach, zapraszali na kawę. Szkoda, że żadna z tych osób nie zareagowała nawet, gdy dwa dni temu Charlie i Brad wepchnęli go siłą do damskiej łazienki w bloku dziewcząt i drzwi zablokowali na jakieś pół godziny. Ale miło było. Bo Milo było, prawda? Było lepiej, bo wróci do domu, napisze do niego wiadomość, pomyśli o nim, zapomni o tym jak parszywie się czuł w tej przeklętej łazience.
I nawet nie przeszkadzało to, że hej jego trochę było chłodne i ten uśmiech blady jakiś, że tak nijako się do niego odezwał, choć Flo na jakieś miło cię widzieć, na dłoń na ramieniu liczył. Ale to nic, to nic, bo teraz chciał się wpasować, nie zawstydzać Milo, tym lepszym Florianem być. Odwzajemnił więc ten uśmiech nieznaczny i prychnął nawet z rozbawieniem na potwierdzenie tej tezy, jakoby dziewczyny już na molly jakiejś do pubu weszły. Na narkotykach wyskokowych przecież Lori się znał wystarczająco, żeby zauważyć to z jaką chęcią Laura jeszcze chwilę temu sięgała po jego dłoń i jak gumę żuła bez przerwy.
Upiorny trójkąt miłosny pod ścianą stał i przeszło mu przez myśl, że to głupie takie, ale też urocze i miłe, że stoją tutaj - on i Milo - obok siebie. Razem, osobno, wszystko jedno. A potem ten głos wkuwający, ta morda, która może nawet przyjemna była, ale teraz wydawała się być wykrzywiona jakoś. ChŁoPaKa SoBiE zNaLaZłeŚ? Rysy bezwiednie już chyba ułożyły się w ten grymas, który Florian rezerwował tylko na wyjątkowe okazje, tylko do szybkiej obrony - znudzone spojrzenie, uniesione brwi i uśmiech z serii tych jadowitych, ale dla wtajemniczonych tylko, bo przecież Flo taką łagodną miał tę twarz, te oczy duże i loki na czole. Aniołek. Chciał odeprzeć tę uroczą uwagę szybko, ale Milo wyprzedził go jednak i wydawał się być w tych ostrych słowach taki zażenowany i zły. Za bardzo. A mimo to zaśmiał się cicho na tę wkurwioną obronę. Co z Penny? W dupie mam jakąś Penny.
- W chuj zabawne - skwitował więc jeszcze, a potem te słowa. Znajomy. Z n a j o m y. Starał się ukrywać emocje wszelkie, twarz umocnić w tym złośliwym uśmiechu, nie reagować, nie na zewnątrz. Znajomy. Tak się mówiło o nikim, tak się mówiło o tym gościu z angielskiego, który raz pożyczył ci notatki, o chłopaku koleżanki twojej dziewczyny, o kimś, kto raz ci skomentował zdjęcie na instagramie. Znajomy. Nawet na kolegę nie zasługiwał, na kumpla, na przyjaciela nie miał co liczyć, a o chłopaku nawet marzyć nie powinien. W porządku, rozumiał, oni nie wiedzieli, to trudne było przecież i Florian wcale nie chciał żeby i Milo zamykali w tej łazience, żeby pytali się go czy kolana i gardło go nie bolą od obciągania staremu koleżanki, żeby to jego imię padało, kiedy ktoś chciał nazwać drugą osobę słowem na p. Dobrze, niech będzie znajomy, będzie znajomym, Florianem, nawet głową skinął na Leo tego przeklętego o jakże barwnym poczuciu humoru, spojrzy jeszcze na Dylana, na Emily, na Laurę, która właśnie szła zresztą w jego stronę i nim się obejrzał oplatała go już od tylu rękami i opierała podbródek o jego ramię. Florian nie wzdrygnął się nawet, choć ta bliskość nagła obcej i irytującej wyjątkowo dziewczyny była teraz mniej niż potrzebna.
- Poznaliście Floriana już? Czaicie, F l o r i a n, co za imię, ja pierdolę! - Bawiła się chyba świetnie i pachniała jakąś owocową mgiełką, a Flo słyszał perlisty śmiech przy uchu. I on też próbował się zaśmiać, tak jakby pragnął zawtórować jej, bo przecież Florian to takie głupie imię, wiecie, że oznacza kwiatka? Chyba nie, mam nadzieję, że nie. - Przesłodki jest w tych ogrodniczkach, mam takie same! Nigdy nie widziałam chłopaka w ogrodniczkach, no nie? - Przełknął głośno ślinę, źle się czuł chyba, choć uśmiechać próbował się dalej, choć unikał wzroku Milo za wszelką cenę. Wstyd mu było - wstyd, że Milah musiał na kumpla krzyczeć przez jego obecność, znajomym go nazwać, że ta obca dziewczyna, której już szczerze nie znosił, mówiła o nim jak o jakimś niezidentyfikowanym obiekcie, jakiejś przytulance, śmiesznym eksponacie. Zobaczcie, jaki dziwak, zawstydzony taki, odizolowany, chłopiec z tej dziwnej, prywatnej szkoły. - A gdybyście tylko widzieli jak na Milo patrzył przez… - Nienienie. Na chwilę chyba przestał oddychać Jej ręce były jak żmije jakieś okrutne, syczące w jego ucho. Daj mi spokój, puść mnie, zostaw.
- Skąd bierzesz taką chujową molly? Pierdolisz głupoty - odwarknął więc, ale ku jego zaskoczeniu dziewczyna ani trochę się nie zdenerwowała. Zaśmiała się jedynie znów, obeszła go i uczepiła się jeszcze na sekundę jego ramienia pod łokciem, kiedy Flo z takim zaangażowaniem wciskał dłonie do kieszeni.
- No dobra, nie pieeekl się już tak, kwiatuszku! - Trochę oburzenia było w tym wzroku, którym w nią wycelował, ale dziewczyna już wieszała się na przedramieniu swojego chłopaka. Wolny był. - To gdzie ta ździra, Penny? Znowu będzie cię do kibla ciągać? - do Milo się zwracała, na pewno, a ci dwaj koledzy jego z zespołu śmiali się teraz tak radośnie i szczerze, że Florian nie umiał już stwierdzić co było rzeczywiście tylko żartem. Penny, kimkolwiek była, lepiej żeby nie przychodziła. I ten pytający, skonfundowany trochę wzrok szukał oczu Milo. Znowu?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Atmosfera była trochę napięta, pewnie trochę bardziej niż powinna zważywszy na okoliczności, bo ekscytacja i emocje związane z występem mieszały się z ich sporami i z emocjami każdego z osobna. Milo był poddenerwowany chyba od rana i teraz stał przy tym parapecie niby taki obojętny, choć wyczekiwał co będzie i chyba swoim fatalistycznym nastawieniem ściągał niechcianą uwagę. I spodziewał się bombardowania ze strony tego kretyna, Leo, ale zamiast tego odezwała się Laura i jej piskliwy głos nigdy nie wydawał się być taki irytujący. A potem Dylan jeszcze, choć raczej się śmiał, raczej nie widział napięcia między pozostałą dwójką młodocianych muzyków albo, co bardziej realne widział, ale miał je w dupie i po prostu chciał się dzisiaj dobrze bawić. I raczej nie miał na celu zaatakować Floriana, a zaczepiał go, jak wszystkich innych w okolicy.
- Ej serio, wkurwiłeś starych już przy narodzinach, czy mieli po prostu pojebane poczucie humoru?
Uśmiechnął się szeroko, ale wyciągnął rękę do chłopca w ogrodniczkach, żeby się przywitać, choć bardziej chyba, żeby uwolnić rękę od objęcia Em, choć to już tylko domysły Milo, który lubił obserwować zmagania kumpla. Zawsze go bawiło jak ten ładuje się w tarapaty z dziewczynami i bardzo go bawiły jego próby wykaraskania się z nich. Jak w serialu dla nastolatków, tylko w realnym świecie.
A teraz z chęcią korzystał z tego, że uwaga Laury skupiła się na kimś innym nawet, jeśli dziewczyna zachowywała się jakby Lori był jakimś jej pluszakiem. Irytujące.
- No powiem ci, ja też nie, ale może w tych męskich szkołach trzeba szukać po prostu. - Leo uniósł brwi ku górze i uśmiechnął się dość obleśnie, obleśny się Milo ten uśmiech wydawał, sugestywny jak te żałosne żarty o mydle, aż się w nim zagotowało i nie zamierzał udawać, że go to bawi w jakikolwiek sposób, milczał po prostu, wywracając oczami, nikt na szczęście mocniej tematu nie pociągnął, a Emily zaczęła coś paplać o modzie na wybiegach i, że ciasne mózgi mają, ale nie słuchał jej za mocno, bo Laura odezwała się znowu. A Milo skierował spojrzenie na Flo. Na niego był wściekły, nie na Laurę. Bo ona zawsze papla, a teraz jeszcze bardziej po prostu i zawsze jest wkurwiająca. A on mógłby się postarać choć trochę, mógłby uszanować fakt, że on nie chce być pedałem między znajomymi, że nie chce wszystkim mówić, że jak już musi tu być to niech będzie tym znajomym. Kim więcej by chciał po miesiącu spotykania i kilku numerkach? Ale on musiał być T A K I. Musiało być go dużo, musiał wieszać się na szyi, ściskać, wysyłać przesłodzone smsy na dzień dobry, czy dobranoc, które byłyby cudowne, gdyby to było coś więcej, ale co to niby na tym etapie było? I czasem przytłoczony się czuł tym w s z y s t k i m, a teraz jeszcze wkurwiony. Bo to czasem było miłe, że Flo taki zauroczony był, ale nie tutaj, nie między ludźmi do cholery jasnej.
- Kurwa, chłopaki, może was sam na sam zostawić, dlatego nie chciałeś nigdzie dalej iść Milo, liczyłeś że my pójdziemy i sobie zostaniecie na prywatnym zapleczu?
I to obleśne uczucie. Nieprzyjemne, kiedy ktoś chce wiedzieć za wiele, kiedy wchodzi w jego przestrzeń, a może nie chce wiedzieć, a bardziej chce potwierdzić jakieś swoje domysły, nawet dla żartu. I interesuje się za mocno, wchodzi w jego życie, niekoniecznie fizycznie, gorsze było to wchodzenie z butami w jego głowę, może nawet nieświadome. I to, że obchodzi ich to, jaki mógłby być, że wydaje im się, że mają prawo to oceniać. Choć skoro nic nie robi i nie mówi to może mają prawo. Bo może on wcale nie jest pewien, czy to w porządku. Bo ojciec na pewno uznałby, że bardzo nie w porządku, że to obleśne, że ciepły jest, jakie to obleśne, żałosne słowo. I żałośnie się czuł, bo w słowie pedał było tyle słabości, zniewieściałości i wszystkiego, czym należy gardzić, że aż spiął się w sobie na samą myśl, choć nie padło przecież bezpośrednio i wcale nie był przekonany, czy chce być pedałem, czy ten chłopak którego prawie nawet nie zna jest powodem dla którego mógłby tak na siebie patrzeć, jak chyba w tej chwili patrzą inni.
- Mordę już lepiej zamknij. - nie chciało mu się nawet wysilać na nic więcej, Flo nie powinno tu wcale być, namieszał cholernie. I choć wiedział, że to okrutne i w chwili wypowiadania kolejnych słów miał ochotę zatrzymać je w ustach, i tak każde kolejne padło, zostało wymówione na głos. - Nie pytam ludzi czy są pedałami jak ich poznaje, może się chłopiec zakochał. A co Ian, zazdrosny?
Uniósł brwi, wpatrując się w rudzielca i uśmiechając nieprzyjemnie, nie chciał patrzeć na Flo, bo wiedział jakie to słowo jest podłe i, że choć namieszał dzisiaj to nie zasłużył sobie na nie, bo nie da się na nie zasłużyć. Ale nic nie poradzi, zdenerwowany był i chyba zbyt niepewny siebie nawet, jeśli to ukrywał to tak było i teraz się bronił kosztem tego chłopaka cholernie uroczego.
- Dobra panowie, chyba pora się napić bo zapominacie że impreza miała być. - Dylan odezwał się w porę, zanim Ian znów otworzył usta. Przesunął palcami po swojej blond czuprynie i rozejrzał po wszystkich obecnych, kiedy drzwi się znów otworzyły, wpadło trochę więcej głośniejszej muzyki i głosów z sali do której pewnie zaraz wyjdą, a w pomieszczeniu za sceną pojawiła się Penny. Urocza, cholernie niska istota o niesamowitej energii, kilkoma krokami pokonała dystans od drzwi i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Heeeeeej! Rany, co tu taka atmosfera dziwna, uśmiechnij się na mój widok marudo. I cześć wszyscy i… o hej, Penny jestem. - jej spojrzenie przesunęło się po wszystkich, aż nie spoczęło na Florianie, któremu pomachała wesoło. - Jak koncert poszedł? Przepraszam chłopaki, chciałam was posłuchać, super jesteście, ale mama mnie uziemiła z dzieciuchami, ma-sa-kra. Musiałam czekać aż starsi z randki wrócą. Żeby być tak zakochanym w ich wieku, niemożliwe.
Zaśmiała się z jakąś sobie typową enerią, zaraz ruszjąc do drzwi.
- Ale dobra dość pierdolenia, chcecie się bawić na zapleczu? - spytała zaraz, patrząc po wszystkich.
- Co za różnica, skoro do wyboru jest siedzieć tu albo przy stoliku z bandą staruchów. - Ian wywrócił oczami, ale skierował do drzwi.
- Niee, przy stoliku siądzesz z nami i będziesz się rozkoszował tym jacy wspaniali jesteśmy, albo pójdziesz walić się w samotności gdzie tylko ci się podoba. - odpowiedziała zaraz tonem uroczym i miłym, zanim jeszcze sam Milo zdążył otworzyć usta. I pociąnęła Floriana za nadgarstek.
- Jesteś tym kolegą Milo? Mówił, że ktoś przyjdzie. Ignoruj ich, zawsze się spinają na trzeźwo, kilka piw i wyluzują, wiesz planują wielką karierę, poważna sprawa, my maluczcy nie zrozumiemy jaka to presja. - dodała, kierując kroki ku sali i posyłając radosny uśmiech pozostałej trójce chłopaków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie polubił ich chyba. I oni pewnie nie polubili go. Bo nie uśmiechali się do niego tak, jak uśmiechało się do kolegów, z którymi chciało się pić piwo, bo patrzyli na niego jakby żartem jakimś był. Laury już nienawidził, bo pośmiewisko z niego robiła dla zabawy, a Ian i Dylan byli po prostu tacy sami jak ci chuje z jego szkoły. Nie mieli mundurków ani sportowych samochodów, nie spędzali pewnie wakacji na Ibizie, ale z charakteru równie obleśni byli, równie podli. I Florian nie mógł się wrażeniu oprzeć, że oni też zamknęliby go w tej łazience, że też, pchaliby go na szafki, używali jego imienia jako homofobicznego sluru. Szczególnie Ian, bo do Dylana Flo nawet się uśmiechnął, nawet zaśmiał na ten żart, nawet jeżeli słyszał go tysiąc razy. To nic. Ale Ian gadał takie gówna straszne, tak okrutnie mówił, ten uśmiech miał taki sam, jak Anthony, kiedy mówił trenerowi tenisa, że Saint Verna trzeba przenieść do drużyny dziewczyn. I Loriemu się to nie podobało, chciał się postawić, uderzyć w niego czymś złośliwym, może uderzyć po prostu, ale nie mógł. Nie mógł i nie potrafił. Poza tym, oddaliby mu, Milo też, napluliby mu w twarz i wyrzucili za drzwi. Bo tak świat działał - z niego się śmiał teraz, z niego Laura zrobiła kawał, do niego wysyłano te sugestywne uśmiechy, ale to on byłby tym złym, gdyby się postawił. Bo mogłeś się nie afiszować tak, nie dawać znać, że inny jesteś, ubierać się jak chłopak, trzymać to w sobie. NORMALNYM być. Normalnym. No tak. Bo twoja wina, oni tylko się śmiali, tylko żartowali. Dystansu trochę, młody. Kwiatuszku. Dystans, kurwa, nienawidził tego słowa. Nie miał dystansu, bo to on był, jego życie, jego tożsamość, z której inni robili sobie pośmiewisko i czuli, że mogli, bo przecież skoro już chcesz inny być, skoro taką drogę wybrałeś, to musisz wysoko unieść podbródek i śmiać się też. A on nie chciał się śmiać, bo jak miał się śmiać, kiedy ktoś go tak ranił. Nie bawiło go to, że czuł się zagrożony, odrzucony, że ktoś kwestionował jego istnienie i sprowadzał rolę jego na tym świecie, w tym barze, do żartu, że żeby być tak po prostu, żeby oni go lubili, musiałby być kimś zupełnie innym najwidoczniej. Oni nie rozumieli. Nie rozumiała Laura, która jak maskotkę go traktowała i mówiła o innych dziewczynach z taką wyższością, nie rozumiał Ian, który pewnie teraz taki silny się czuł, kiedy śmiał się z tych ogrodniczek pieprzonych, nie rozumiał Dylan, którego dwie dziewczyny jednocześnie zaskakiwały i z którymi mógł się całować na oczach wszystkich, bo to normalne było, tak? Ale Milo, może Milo zrozumie, może go obroni. Powie, ze ma tak nie mówić do niego, że to chujowe, tak się nie mówi do ludzi. Powie, że jego znajomy ma prawo być tym kim chce być i nie powinno go obchodzić to z kim sypia, na kogo patrzy, w co się ubiera. Bo co za różnica? Jest fajny, mądry, zabawny. Musicie posłuchać jak o sztuce opowiada, o swoich książkach ulubionych, spytajcie się go jakiej słucha muzyki, a on pewnie powie, że The Smiths to gówno przy The Cure i że David Bowie jest genialny. Milo im to wytłumaczy - że Florian jest człowiekiem, a nie jakimś śmiesznym filmikiem w internecie. I nie jest wcale istotne, że chce całować chłopaków równie często co dziewczyny, bo on się nie interesuje tym, z kim wy się trzymacie za ręce, bo on o was myśli jak o ludziach po prostu. Bo Milo był lepszy od nich, on się uśmiechnie do niego i on powie, żeby się nimi nie przejmował, a potem złapie jego rękę pod stołem, żeby nikt nie widział. I tak będzie dobrze, Flo to nie przeszkadzało. Byle tylko wiedział, że jest tu, że nie jest jak oni, że się wstawi chociaż trochę, że potem odprowadzi go do domu i pocałuje i powie, że cieszył się na jego widok, bo to ważne żeby się wspierać w takich momentach.
Nie pytam ludzi czy są pedałami jak ich poznaje, może się chłopiec zakochał. A co Ian, zazdrosny?
Pedałami.
Chłopiec.
Zakochał.
Zazdrosny.
Gorąco na twarzy i piekły oczy. Na zbyt długą chwilę zapomniał jak się oddycha. I czuł jak na niego patrzą, że patrzą - jak sępy na umierającą antylopę. Taki mały był teraz, a oni jak takie cienie długie nad nim, pokazujące na niego palcami, śmiejące się okrutnie. I Milo na środku. Jego Milo piękny, który tłumaczył mu filmy i całował tak długo, zabierał na kawę, słuchał, kiedy opowiadał o tych wszystkich politycznych nawiązaniach w projektach Prady. Jego Milo uroczy, który tak ładnie mówił zawsze, tak uroczo się śmiał, tak przyjemnie topił go w tym ciepłym oddechu, kiedy byli sami w jego pokoju, nadzy zupełnie, a Florian przyjmował każdy jego ruch z taką wdzięcznością i patrzył na niego tymi zauroczonymi oczami. Ten Milo właśnie stał teraz nad nim i kopał w brzuch. I nagle jego obraz zaczął ścierać się z obrazem ojca. No już, wstawaj, nie rycz, sam tego chciałeś, wszystko twoja wina. Jego wina. Teraz to widział - Milah wcale nie chciał, żeby przychodził, bo kiedy wspomniał o tym koncercie, a Florian ucieszył się i powiedział, że będzie, jasne, uśmiechnął się tak nerwowo i szybko zmienił temat. Nie chciał go tu. Bo Milah wcale nie chciał jego. Bo chłopaczek się zakochał. Bo chłopaczek tak się starał, za bardzo się starał, żeby było miło - wysyłał mu te wiadomości, mówił, że jest mądry, że ma ładne oczy, że mu dobrze, że z domu uciekł żeby tutaj być i rodzice będą źli, bo w domu wszystko takie napięte teraz, Frankie był chory i rodzice się kłócili. I żałował teraz tak bardzo, tak bardzo nie chciał tu być - chciał wyjść, uciec, wejść w autobus, wrócić do domu. Do domu? Po co do domu? Żeby opierdol dostać, dostać w twarz, żeby Felly przestraszyć podbitym okiem, żeby pokój Franklina był pusty, żeby rzygać w swojej łazience z nerwów i od płaczu, który rwał żołądkiem. Może poszedłby do domku nad basenem, gdzie spała Celina, płaczliwym głosem opowiedziałby jej, że ten chłopak go nie chce wcale, że to kłamstwo było wszystko, że jest głupi. A ona w tym szlafroku zrobiłaby mu kakao i opowiadała o tym, jak jako mała dziewczynka stała w Gdańsku w kolejce po papier toaletowy i jak dostawała pomarańcze od wujka z Ameryki. Jedną się jadło przez trzy dni, Florek, a wy niczego nie doceniacie! Po dłoni by go pogłaskała - no już, już, szkrabie, przedstawię ci mojego siostrzeńca, Kuba ma na imię i taki śliczny jest, studiuje na Politechnice Gdańskiej, wiesz?
Tak zrobi. Ucieknie. Już uciekał. W myślach swoich już kroki stawiał, zabierał płaszcz, naciągnął czapkę na uszy i jechał autobusem na gapę. W słuchawkach coś smutnego. The Smiths może. Nie lubił już The Cure, bo Milo też lubił. Ale nie uciekł, bo wtedy ta dziewczyna - Penny. Penny, co za imię okropne, a ona taka mała, taka drobna, taka słodka. I rzuciła się Milo na szyję. Uśmiechnij się na mój widok. Spierdalaj, Penny. To ta ździra była, tak? Ta rozświergotana dziewczyna zaplatająca ręce na szyi jego miłości. I teraz nie mógł już iść, już uciec nie mógł, bo wtedy to zbyt oczywiste by było, wtedy oni już by się domyślili, a Milo by go znienawidził jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej. Bo teraz go nienawidził - za to że był, że sobą był, że patrzył. A on przecież nie planował tego patrzenia, nie wiedział, że ktoś zobaczy. Chciał patrzeć.
Ale nie teraz, bo teraz ona była tak blisko i machała w jego stronę, przedstawiała się. Nic nie zrobił, nawet się nie uśmiechnął, wzrok spuścił tylko. Coś mówiła ta Penny, oni coś mówili, śmiali się, a on czuł się taki wykluczony, taki sam. Złapała go za nadgarstek w końcu, ciągnąć za sobą zaczęła. Dlaczego? Co ty robisz? Musiał w końcu podnieść na nią wzrok, zdziwiony bardzo, odległy od rzeczywistości jakiś. Taka ładna była, śliczna. Naprawdę. Jak królowa balu, taka z filmów, które Milo mu pokazywał. I słodka do tego, bo mówiła do niego tak miło, bo chyba chciała, żeby dobrze się czuł. A on chciał jej nienawidzić teraz, bo wiedział już, że nią nie jest. Że ona jest lepsza. Bo z nią Milah może trzymać się za rękę, bo z nią może chodzić na imprezy, bo o niej może głośno mówić. Jej nie nazwie pedałem. W niej się zakocha.
- Chcesz zapalić? - spytała, kiedy już usiedli i nagle Florian czuł, że może byli tu sami tak naprawdę. Tylko oni. Wyciągnęła z kieszeni papierosy - cienkie, miętowe. Dała mu jednego, choć on nie lubił nawet mentolowych, to nic. Wziął, nachylił się nad zapalniczką. - To jak masz na imię w końcu? - No tak, Milo nie mówił. Znajomy. Jakiś ktoś.
- Florian.
- Ślicznie! - Była taka radosna, ciężko mu było ten blady uśmiech powstrzymać. Może wiedziała, że coś jest nie tak, bo nie przestawała mówić wcale. - Co robisz? W sensie...w życiu. Poza szkołą głupią. Muzykiem jesteś też?
- Em...nie, ja... - musiał przerwać, bo wszyscy mówili coś, a on dopiero zauważył, że Milo siedzi po drugiej stronie Penny. I że jest za blisko, ze z kimś rozmawia, ze na niego nie patrzy, że stykają się udami. Wszystko złe takie. A on był tutaj, paląc Penny papierosa, między nią a Emily. I Em przyglądała mu się jakoś zbyt uważnie, ale chyba nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo, bo ona wydawała się w porządku, bo rozumiała te ogrodniczki, mówiła, że mają ciasne umysły. I miała rację.
- Wiem skąd cię znam! - krzyknęła nagle, zaciskając palce na jego ramieniu, a w nim oddech ugrzązł na chwilę i serce się zatrzymało. Widziała go z Milo i powie, i Milo znów znienawidzi go jeszcze bardziej. Bo patrzył. - Widziałam cię...na jakimś zdjęciu...w galerii. U Calvina…
- Ralpha Laurena - wtrącił się jej w słowo, nie wiedział nawet czemu. Może z ulgi. Przecież to nie było ważne. Kilka kampanii zaliczył tylko, mama mówiła, że stać go na więcej, bo jest w dobrym wieku do tej pracy, której nienawidził zresztą całym sobą. Ale Emily uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.
- Przynajmniej teraz już wiem, skąd ten strój, skoro robisz w modzie.
Aż prychnął, bo bycie modelem dla kilku podrzędnych marek raczej dalekie było od robienia w modzie. Ale to nic, bo ona mówiła miło, bo nie naśmiewała się, naprawdę była pod wrażeniem.
- Uuu, myślisz, że mogłabym być modelką z moim wzrostem? - w głosie Penny rozbrzmiało rozbawienie, ale te z rodzaju sympatycznych, więc Flo musiał się do niej uśmiechnąć, musiał kiwnąć głową.
- Ładni ludzie mogą pozować do zdjęć...po prostu - wydusił jakoś niepewnie, bo wciąż nie wiedział, jak powinien się zachowywać. - Ty jesteś bardzo ładna. Moja matka czasem zatrudnia niskie modelki, kiedy robimy kampanie...szczególnie do biżuterii…
- Kampanie? W Seattle? Florian? O BOŻE! - Emily pisnęła aż, a on podskoczył lekko w miejscu. - O matko, przepraszam, po prostu - jesteś St. Verne?! Jesteś Florian St. Verne, oczywiście, że tak! UWIELBIAM twoją mamę! Jest moją inspiracją, niesamowite. MILO! Czemu nie mówiłeś, że znasz Saint Verna, lepiej bym się ubrała na tę okazję i przyniosła CV! - Penny śmiała się, on spuścił głowę, bo choć dalej było źle i przykro, i unikał wzroku Milo, to te dziewczyny dwie, zupełnie inne od strasznej Laury, dały mu chwilę ciepła. Tylko, że nie chciał wcale żeby Emily odzywała się do Milaha, tak było lepiej.
- Wiecie, chyba powinienem...się zbierać, jest późno…
- Przestań, zostań!
- Ja...mieszkam daleko, długo będę jechał i…
- Zostaniesz u mnie! Pogadamy sobie, opowiesz mi do jakiej agencji mam iść, wypijemy herbatę, nie przejmuj się!
Nie, Penny. Wolałbym iść do Milo. Ale jeżeli ja nie pójdę do ciebie, on do ciebie pójdzie i w innym celu, prawda? Bo mnie do siebie nie zabierze. Bo mnie nie chce. Bo jestem problemem. Słowem na p.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Florian był jak żart. Nie pasował. Delikatny był, tak wyraźnie i widocznie, kruchy, nie przypominał chłopaka z galerii w centrum, którego Milo poznał jakiś miesiąc temu. I choć zdecydowanie tego delikatnego chłopca lubił bardziej, tutaj ta wersja Floriana była niewłaściwa, nie na miejscu. Bo nie można być tak delikatnym między wszystkimi, bo ludzie to wykorzystują, tacy ludzie jak Ian na przykład, dla zabawy, żeby czuć się lepszymi. I Florian ładny był, bardzo ładny, ale niezbyt przystojny, jego gesty, jego sposób poruszania się taki nietypowy i przyciągający wzrok wcale nie pasował do tego miejsca, jego mimika, jego sposób mówienia, jego wszystko. Nie pasował po prostu tutaj, nie pasował wcale i w tych ogrodniczkach też nie pasował, a właściwie bardziej nawet nie pasował.
Tylko on raczej mało gdzie pasował i skoro tak to powinien umieć się bronić i potrafił przecież, Miilah to widział. Ale dzisiaj jakoś inaczej było, jakby całkiem bezbronny tu przyszedł i słuchał wszystkiego po prostu i jakiś coraz mniejszy mu się wydawał.
I może on powinien go obronić, może chciał nawet, bo może nie znali się dobrze, ale nie chciał żeby ludzie krzywdzili tego delikatnego chłopaka. Ale nie chciał być jak on. I to wszystko było prawdą, powinien sobie radzić skoro miał odwagę być sobą i skoro przychodzi między ludzi, którzy są całkowicie od niego inni. I powinien wiedzieć, że będą go oceniać, bo ludzie zawsze oceniają, bo wkładają do szufladek, kategoryzują i oceniają twoją wartość na podstawie wszystkich etykiet jaką ci przypną. To normalne przecież nawet, jeśli przerażające, szczególnie w świecie młodych ludzi, szczególnie kiedy wcale nie chcesz być inny niż wszyscy. I nadal zły na niego był o to wszystko, o to że nie zachowywał się inaczej, o to że się gapił na niego cały koncert, o to że tak się wystroił, może celowo to zrobił, może chciał kogoś sprowokować, móc powiedzieć co myśli, być kąśliwy, albo chciał żeby Milah go bronił. I nawet jeśli Milo wiedział że Florian ma prawo się nosić jak tylko chce to wiedział też, że nikomu tutaj tego nie wyjaśni. Może gdyby bardziej mu zależało, ale tak nie było.
I chyba po prostu nie chciał go bronić, nie chciał się mieszać, nie byli aż tak blisko
przecież.
Więc nie odezwał się, ale odezwała się Laura i jeszcze bardziej pojebane się to zrobiło, bo teraz sam był atakowany, tak się czuł i chyba nigdy nie był w takiej sytuacji, bo swoje etykietki miał od dawna i wszyscy do nich przywykli, tak jak on do ich etykietek, ale ej jednej, nowej na p wcale nie chciał. Bo ona go odrzucała i przerażała, bo jakaś gorsza była i on nie próbował tego pokazywać, a wręcz przeciwnie, tylko St. Verne wszystko psuł teraz. Więc odpowiedział, w pierwszej chwili w złości trochę, choć ta po chwili opadła, bo zrozumiał jakie słowa z jego ust padły chyba dopiero po chwili i nie patrzył na Loriego, bo wiedział że to, było zwyczajnie okrutne i ledwo skończył mówić, a chciał swoje słowa na powrót do ust upchać i połknąć je. Bo nadal zły na niego był, ale nawet jeśli był to nie aż tak. Bo nikt nie zasługiwał na takie słowa, tym bardziej od kogoś z kim go coś łączyło, cokolwiek by się nie działo. Ale te słowa padły, a śmiech Iana jakiś bardziej obleśny się wydawał, a Florian jakiś dobity. Bo te oczy zaszklone, te policzki czerwone, ten wzrok spłoszony i źle mu z tym było, że to on go skrzywdził, ale nie cofnie tego, nie zrobi nic. I nie wiedział chyba co dalej, chyba stałby tak jak debil, czując się przy tym jak ostatni tchórz, gdyby nie Penny. Zaraz w jego ramionach była, jak zawsze słodko pachniała, jej włosy były wszędzie, uśmiechnął się lekko i cieszył się, że jest, bo ona miała ten talent, że przy niej wszystko jakieś weselsze było i lżejsze i ludzie do niej przez to lgnęli. I zaraz temat zmieniła, zaraz złapała Floriana, zaczęła mówić, cokolwiek, mogła mówić cokolwiek, a dobrze się jej słuchało zawsze.
I wyszli stąd w końcu, usiedli przy stoliku, dziewczyny Loriego obwarowały i już nie był aż tak w centrum uwagi, już rozmawiali o wszystkim i niczym, Ian wiódł jakieś wielkie plany, których w sumie Milo słuchał połowicznie, Dylan chyba się nakręcał, on zawsze łatwo się nakręcał i chyba wierzył, że się uda, choć kiedy Ian przestawał mówić to Dylan jako pierwszy zaczynał mieć wyjebane.
Ale teraz te plany się takie ważne wydawały nawet jemu, nawet mimo że miał własne, których na pewno z tymi tutaj nie zgra i oderwali się dopiero jak Emily tak krzyknęła i Milo zerknął na resztę. I dziewczyny podekscytowały się od razu, w sumie można się było tego spodziewać, może nawet Dylan się zagrożony poczuł, bo nagle jedna na niego nie zerkała, a inny obiekt zainteresowania sobie znalazła, bo normalnie nie bardzo miała z kim o ciuchach w ogóle pogadać.
- Właśnie dlatego, że byś się stroiła i przynosiła CV chyba. - uśmiechnął się pod nosem na słowa Em, która w odpowiedzi tylko wywróciła oczami i pokazała mu środkowy palec. I przez chwilę było jakoś normalnie.
I w tym momencie Lori chciał iść i właściwie to by dobre było, ale chyba nie chciał żeby w taki sposób szedł, bo wiedział, że za drzwiami tej knajpy się rozpłacze, bo za mocno i za szybko się przywiązał i bo naiwny był okropnie, nie rozumiał nic. I bo Milo się winny czuł, że stchórzył kompletnie, źle mu z tym było, nawet jeśli nadal zły na niego był. Nawet nie za dzisiaj, a dlatego, że tak go dużo i czasem dość go miał.
Ale czasem było z nim dobrze i sam już nie wiedział, czego chce, na pewno nie chciał, żeby stąd odszedł teraz, tak nagle, po tym wszystkim.
- Bez sensu, tyle przejechałeś, żeby się o takiej godzinie zwijać?
Zostań, odprowadzę cię potem, pogadamy, co?
Został faktycznie, siedzieli dość długo, bo piwo rozwiązało języki, może padł jeszcze jeden głupi żart Iana, bo on nie mógł sobie odpuścić, ale większość wieczoru po prostu zabawna była i chyba nawet się Florian odnalazł o dziwo, albo by się odnalazł gdyby nie ta dwójka.
Ale ludzie się zaczęli w końcu rozchodzić, Dylana Laura postanowiła odstawić i Ian poszedł z nimi żeby pomóc, bo Dylan się schlał i go prowadzić trzeba było.
- No i polazł z Laurą. - Em mruknęła pod nosem ledwie chwilę po tym jak się drzwi za nimi zamknęły i sama zaczęła się zbierać. - Idę przeżywać w samotności, późno już tak poza tym, ale Florian, ja się poważnie odezwę. - na końcu wypowiedzi spojrzała na chłopaka uważnie, chyba mocno do siebie wzięła informację, że jego mama czasem modelek szuka. Ale zaraz też zniknęła. A spojrzenie Penny utkwiło w jego profilu i, cholera, coś w niej mówiło a ty pójdziesz z nim? i trudne to było jeszcze bardziej, bo chyba oboje powinni już wiedzieć, że tak lepiej, bo już dwa razy do siebie wracali i nic z tego nie wychodziło, prawda? Co nie oznacza, że Milo pójdzie z nim, bo jakoś nie sądził, żeby Florian ochłonął po tym, co się na zapleczu działo.
- Odprowadzić cię? - spytał go jednak, podnosząc się powoli. Pogadać chociaż chciał. Chyba powinni. Sam na sam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Więc jego wina, tak? Czy nie? Nie rozumiał niczego już. Bo tak - powinien był ukrywać się bardziej, inaczej zupełnie ubrać, nie powinien był patrzeć na Milo tymi zakochanymi oczami, które w takiej złej sytuacji go stawiały. Nie powinien tu być, bo Milah go nie chciał tu wcale. Ale przecież nie chciał - żadnej z tych rzeczy nie planował. Chciał sobą być, bo myślał chyba, że Milo go lubi takiego jakim jest właśnie. bo słodki był przecież, powiedział mu tak kiedyś. Dlaczego te rzeczy, za które lubił go, kiedy byli we dwójkę stawały się powodem do nienawistnych spojrzeń, kiedy Milo był między przyjaciółmi? Nie chciał żeby się wydało, to oczywiste, ale przecież Florian też tego dla niego nie chciał i nic nie mówił, udawał kolegę. Nie uwierzyli. Bo Laura gadała. Bo patrzył. A Milo był zły, że patrzył, że oni zauważyli, że patrzył, że taki inny był, że nie pasował, choć przecież Florian nie potrafił zmienić tego, że był inny w ich oczach. I Milo nie pomagał wcale, kiedy tak mówił do niego, bo obrażał go i wyżywał się na nim, żeby wyglądać lepiej, żeby oni nie myśleli, że mógłby kiedykolwiek być taki jak on. Słowem na p być. Bo on nie był, on był normalny - normalny dla nich. On lubił dziewczyny, po prostu Florian się przytrafił, a on chciał zobaczyć, jak to jest. I może dlatego nigdy praktycznie nie mówił o nim jak o chłopaku - mówił do niego jakby jakaś istota był z pogranicza. Nie ma niczego złego w byciu z pogranicza, ale Florian nie był wcale. Florian był chłopakiem i kiedy ktoś go lubił, chciał z nim sypiać i chciał go całować, to oznaczał, że ta osoba chłopaków lubiła właśnie. I może dlatego Flo taki mały i słaby się przy nim czuł, może dlatego tak się rozpływał i stawał zależny zupełnie, ogłupiały z zauroczenia. Bo może Milo chciał - chciał żeby Florian był słaby. Nie myśl tak, to głupie, nie jest taki. Nie? Bo przecież słabego łatwo obrażać, słaby się nie zbuntuje, nie postawi na swoim. Nie zakpi, choć zakpić mógłby. Nie zakochałem się, to tylko seks, a Milo wcale nie jest gejem, bo obraca mnie tyłem, kiedy mnie posuwa. Ale tak jak wściekły był i bezradny, tak nikt nie zasługiwał na bycie wyoutowanym bez swojej zgody, nawet jeżeli tak obrzydliwie się zachował.
Obrzydliwie? A może Milo tylko się bronił, może się bał tak bardzo, że nie potrafił kontrolować języka? Te głosy ciche to mówiły i te same głosy szeptały też, że nie możesz na niego zły być, że patrzeć nie musiałeś wcale, że jeżeli się postawisz, Milah zrozumie jakim chujem rozwydrzonym jesteś tak naprawdę, albo że tylko eksperymentem nieudanym byłeś, a on teraz zauważył jak trudne to jest, że o wiele łatwiej jest kochać dziewczynę, bo dziewczyny są piękne i miłe w dotyku, a przyjaciele mogą cię klepać po ramionach i mówić, że jest niezła. Penny na przykład. Wtedy Milo odejdzie już na pewno, a ty sam zostaniesz. Będziesz płakał w poduszkę co noc, tak jak płakać chciałbyś teraz, siedząc przy tym stole. Bo ten uśmiech, którym obdarowujesz dwie dziewczyny, które za punkt honoru wzięły sobie poprawienie mu nastroju, był blady trochę i wymuszony. Bo ten żart Iana, jego oczy wiercące mu dziurę w twarzy, godził w niego bardziej niż chciałby przyznać. Nienawidził tej piegowatej mordy, która tak uważnie mu się przyglądała, tak obleśnie się do niego uśmiechała teraz - a on chciał odeprzeć ten żart, bo chyba naprawdę jesteś zazdrosny, co Ian? Bo za często tu zerkasz i może to wcale nie jest kpina tylko. Może jesteś jak ten Anthony przeklęty - może pocałowałabyś mnie, gdybyśmy byli sami, a potem zaczął namawiać na więcej, bo przecież powinno mi się podobać, tak? A może nie o mnie chodzi wcale - może o Milo jesteś zazdrosny? Dlatego taki ciekawy byłeś czy znalazł sobie chłopaka i dlatego tak kpiąco pytałeś czy macie nas zostawić? Bo ty byś chciał być na moim miejscu - możesz na niego patrzeć wciąż, nikt nie zareaguje. No już, Ian, przyznaj się. O którego chodzi, co?
Milo by go zabił, gdyby tak się odezwał, ale chociaż spojrzeniem mógł próbować mu to przekazać, bo podniósł wzrok, kiedy ten znów mu się przyglądał z tym dziwnym, mdłym obrzydzeniem na twarzy. I patrzył też, długo patrzył, w oczy patrzył, uśmiechnął się nawet, zbyt wyzywająco może, zbyt prowokująco, więc oczy Iana powiększyły się tak, że mógł się w nich przejrzeć i przestały takie wywyższone być. I nie zażartował już więcej, tylko jakieś szybkie ostatnie spojrzenie rzucił mu, kiedy wychodził w krok za pierdoloną Laurą i jej pijanym facetem, który nie potrafił najwidoczniej w gaciach niczego utrzymać. Emily opowiedziała mu i Penny na papierosie, że spali ze sobą ostatnio i że jej obiecał, że zostawi dla niej Laurę. Nie zostawił, oczywiscie.
- Ugh, Dylan to straszny palant...Kiedyś po szkole chodziła plota, że zaraził wszystkie dziewczyny z chóru opryszczką…
- Auć. Chyba stać cię na coś lepszego, co Em?
- Proponujesz się? Myślałam, że jesteś gejem.
- EMILY!
- No c...jezu, przepraszam, Florian, ja…
- Ej, dobra, spoko, nie przejmuj się. Trochę jestem, no nie? Nieważne, opowiadałaś o Dyalnie.
- Dobry był chociaż?
- Żartujesz? Po dwóch minutach na misjonarza pytał się czy dochodzę.
- Muszę się napić.

A potem poszła też Laura, choć zdążyła mu numer telefonu zostawić i się odezwać. Odezwać się miała żeby zaprosić go do siebie na oglądanie nowego Vogue'a i opowiadanie z większymi szczegółami o tym, jak bardzo Dylan nie rozumie kobiecej anatomii, ale tego Milo wiedzieć nie mógł. Penny jeszcze wtedy, na drugim papierosie pytała go czy na pewno nie chce przyjść do niej, ale on wtedy jakoś chyba się zarumienił i zaczął dukać, że on nie wie, że chyba wróci sam. Dlaczego nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wiedziała? O nich wiedziała - bo uśmiechnęła się słodko, a potem przyglądała się Milo, kiedy zostali w trójkę. A może się domyśliła, bo Florian nie potrafił języka trzymać za zębami i powiedział, że trochę jest zamiast zaprzeczyć, zrzucić z nich wszelkie podejrzenia. A może ona była zakochana też? Może patrzyła na niego teraz, bo chciała żeby ją odprowadził, żeby z nią do domu wrócił, kiedy już odstawi Floriana na przystanek? Odprowadzić cię? Aż wszystko w nim się pospinało i zbyt długo przyglądał się tej twarzy. Nie patrz, Flo, nie można patrzeć. Więc szybko przeniósł wzrok na Penny. Chciał go odprowadzić do autobusu, żeby mogli sami byś, z nią, w dwójkę, przy tym stoliku. Tak?
- Może...powinniśmy Penny? Nie powinna w nocy sama chodzić po Seatt…
- Nie, nie! Mój tata po mnie przyjedzie, zaraz tu będzie, nie przejmuj się!
Czemu musiała taka cudowna być? Aż zirytowało go to trochę, a jednak uśmiechnął się lekko i wstał z miejsca powoli, płaszcz na siebie zarzucając. I nachylił się jeszcze nad nią, w policzek ją pocałował, coś o tym żeby na siebie uważała i że ma dzwonić jakby co, tak? A może on zadzwoni później, z płaczem, kiedy Milo już go odprowadzi, już powie, że to żart był - te ich schadzki - zabawa mała, bo on chciał zobaczyć, jak to jest, a teraz już wie, że beznadziejnie jest, bo on nie jest słowem na p, a Florian żałosny jest, wstyd mu robi i głupio wygląda. I choć trochę alkoholu w nim było i chyba myślał, że się uspokoił, to teraz, kiedy szedł do drzwi, nie obracając się na Milo nawet, zachciało mu się płakać znów. Bo zimne powietrze i ci ludzie, którzy poszli do domów, i fakt, że nie rozmawiali przez cały ten wieczór, że gdyby nie te dwie dziewczyny, on pewnie wieczór przesiedziałby w łazience rycząc jak dziecko. Zły był i smutny, bo Milo powiedział te rzeczy, których nie wolno mówić, bo tak parszywie się czuł, bo on tak źle go potraktował, a przecież Florian się starał, przecież dla niego tu przyszedł, dla niego z domu uciekł.
Ciemno było i pusto już, a on czuł, że ta bliskość Milo, ta cisza okropna, zabija go powoli. Znowu piekły oczy, trzęsły się ręce, a oni szli tak w milczeniu zupełnymi Florian nie patrzył na niego, unikał jego profilu - przepięknego profilu - udając, że po mieście się rozgląda. Ale było coraz trudniej, coraz gorzej, ręka musiała sięgnąć po papierosa, choć odpalać go musiał kilka razy, bo nie trafiał końcówka w płomień. Przynajmniej ręce się czymś zajęły i pomógł ten dym cierpki, myśli trochę rozjaśnił.
- N-nie pytasz ludzi czy są pedałami, jak ich poznajesz? - jego głos przerwał tę ciszę okrutną nawet bardziej okrutnym zgrzytnięciem. Trząsł się trochę, drżał na listopadowym wietrze, na żarzącej się końcówce papierosa. - To ciekawe, wydawałeś się doskonale zdawać sprawę z tego, kim jestem, jak ci obciągałem dwa dni temu, ale w porządku - odchrząknął jeszcze, jakby przygotowując się na dalszą część tego swojego obronnego monologu, który lał się z niego trochę bezwiednie. I nie patrzył dalej, dalej wzroku unikał, oczy nadal sunęły gdzieś po budynkach, po niebie. Daleko. - Może faktycznie wszystko ci jedno, kogo pierdolisz po kątach, Milah. I przekaż Ianowi, że nie jest w moim typie, ale mi schlebia to, że mu ustał, jak przez przypadek dotknąłem jego nogi.
Jebcie się wszyscy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się lekko do Penny, kiedy ta wspomniała o swoim ojcu. Nie wiedział, o czym rozmawiali na papierosie i chyba nie podobało mu się, że Em tam była. Możliwe, że przewrażliwiony był, że wszędzie widział możliwość, że się wyda, Penny była pod tym względem tym bezpiecznym człowiekiem - ufał jej jak nikomu innemu chyba. Ale nie Em. Nie innym znajomym. Bo to znajomi, nie przyjaciele, ci lepsi znajomi, ale to chyba nie zmienia niczego. I nie był wcale gotowy na bycie pedałem, chyba dlatego był nerwowy, nie był gotowy na wszystko co się wiązało z wyoutowaniem, nie chciał spojrzeń i nie chciał, żeby jego seksualność obchodziła kogokolwiek. I spięty był większość wieczoru, choć teraz patrzył na Floriana, dla którego ten wieczór musiał być koszmarny i wiedział, że muszą porozmawiać, im szybciej tym lepiej. Chyba dlatego o Penny nie pomyślał, choć ojciec - on prawie zawsze ją odbierał.
Więc rozeszli się niedługo potem. Ubrał swój płaszcz, pożegnał się z przyjaciółką i wyszedł za Florianem, który pierwszy opuścił lokal. I znaleźli się na tym zimnym, jesiennym powietrzu, padało trochę, wilgocią pachniało, cicho było, jak przystało na nocne miasto. Czasem tylko jakieś śmiejące się grupki dało się usłyszeć w okolicy.
I chciał zabić tę ciszę, powiedzieć coś, kiedy szli i tylko ich kroki odbijały się po okolicy, ale słowa wcale się nie kleiły i nie wiedział, co miałby mu powiedzieć, jak wyjaśnić, co przekazać to wszystko, co chciałby mu powiedzieć. Bo słowa nie lubiły się kleić, kiedy chodziło o coś ważnego, a teraz tak przecież było.
A ta twarz spięta zaraz obok niczego nie ułatwiała, te usta zaciśnięte, lekko drżące w chwilach, kiedy się otwierały i te dłonie, które miał ochotę złapać, bo choć wcale go nie kochał to nie chciał go krzywdzić i wcale nie chciał, żeby czuł się źle, tym bardziej z jego winy przecież. Chciał mu pomóc z odpaleniem tego papierosa, ale nie zrobił nic, bo raczej nie miał prawa się zbliżać teraz, po tym, więc patrzył tylko, a zaraz zapach nocnego, wilgotnego powietrza wymieszał się z papierosowym dymem. Ale odezwał się w końcu. Głosem drżącym, niepewnym, cichym, nawet jeśli jego słowa były wyraźne i zdradzały gniew to on cały jakby się łamał i kulił, jakby schować się chciał. I nie patrzył na niego, uciekał, patrzył po mieście, po okolicy, gdziekolwiek.
Milczał jeszcze chwilę po jego ostatnich słowach, choć pierwsze co sam powiedział było przecież cholernie oczywiste.
- Przepraszam. - wygrzebał papierosy z własnej kieszeni i też odpalił, choć nie sądził, że to cokolwiek ułatwi, chyba stały się jakimś nerwowym nawykiem. Ale zaciągnął się, czuł jak dym pali lekko w gardło, wypełnia płuca.
Ale wcale nie pomagało, wcale nie wiedział co robić i co mówić, przyglądał mu się jedynie i usiłował złapać jego spojrzenie. I nie szedł już dalej, stali teraz na tej pustej ulicy.
- Nie chciałem, żebyś tu był. Bo oni są inni i większość by nie zrozumiała. Widziałeś z resztą. Gdyby się dowiedzieli, wszystko by się po prostu rozjebało. - brutalne to było, ale chyba trzeba było to w końcu wprost powiedzieć. Pewnie powinien był powiedzieć mu wcześniej, powiedzieć proste nie przychodź, nie pasujesz do nich, które brzmiałoby źle, ale zdecydowanie lepiej niż jesteś pedałem.
- Ale powinienem był ci to po prostu powiedzieć, wyjaśnić, nie wiedziałeś czego się spodziewać tutaj. - to prawda, ale nie zrobił tego, myślał, że tak go niepotrzebnie zrani. O ironio.
- Lubię cię takiego. - lubił. Nie kochał, zdecydowanie nie. Ale lubił go. - Twój sposób bycia. Inny, ostentacyjny. I to jaki potrafisz być delikatny też. I lubię to jak wyglądasz i, że taki piękny jesteś. I to jak się ubierasz też lubię. Uroczo dzisiaj wyglądałeś, Lori.
To prawda, mówił to wszystko, patrząc na niego i naprawdę chciał złapać go za tę dłoń delikatną, przyciągnąć go do siebie. Albo zabrać do swojego pokoju, rozebrać go i przyglądać się, lubił na niego patrzeć.
- I… - kurwa mać. Zaciągnął się znowu. - spanikowałem. Bo ciebie lubię, ale tak jak ja bym się nie odnalazł w twojej szkole, tak ty jesteś inny w mojej, okej?
Bo inni byli i to jaki Florian był nie było gorsze, ale ze słabością się kojarzyło, a między ludźmi nie wolno być słabym. - Lori.
W końcu wyciągnął dłoń, w końcu ułożył ją delikatnie na policzku chłopaka, żeby jego twarz nakierować na siebie, żeby móc mu spojrzeć w oczy. Szkliste były, smutne takie. Chciał go przyciągnąć do siebie, ale nie robił już nic więcej.
- To… i tak nie miałem prawa tak mówić, wiem, nic nie daje prawa, żeby takie rzeczy mówić. Przepraszam. Czasem jestem głupim chujem jak widać.
Czasami mówił za dużo, za szybko, bezmyślnie i to było cholernie bezmyślne, zareagował od razu, broniąc się, a skrzywdził kogoś ważnego bardzo. Bo nie musiał wcale go kochać, ale Lori był ważny przecież. Nawet, jeśli czasem za dużo go było, jeśli męczący był, jeśli wszędzie próbował być to on wcale nie chciał tracić tego kontaktu, tej relacji. I przesunął powoli palcami po jego policzku, delikatnie.
- Dasz to sobie jakoś wynagrodzić?
No już, wspaniały jesteś przecież.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przepraszam.
Pierwszy raz od wyjścia z pubu na niego popatrzył. Piękny był w tych bladych światłach latarni, kiedy odpalał papierosa i ściągał brwi, a Florian chyba był zauroczony bardziej niż powinien, bo ta twarz już mu się śniła, już wyryła się w jego świadomości tak dokładnie, że każda osoba spotykana bezmyślnie w klubie czy na szkolnych korytarzach miała oczy Milo i jego włosy, pachniała nim nawet. Głupie to było - czy się zakochał? Nie miał pojęcia, nie wiedział przecież jak to działa nawet. Ale chciał być blisko i ciężko było go tracić z oczu, ciężko było utrzymać powagę, kiedy stał obok i ciężko było nie dostawać odpowiedzi całymi dniami. Bo może Milo wcale nie chciał tej całej uwagi, może dystans lubił, ale skoro tak - czemu nie powiedział? Czemu kazał mu się domyślać? Florian wcale nie był taki mądry, wcale nie był taki inteligentny i nie rozumiał, nie widział. Do teraz. Teraz to wydawało się jasne - to że Milo nie chce go obok, że jest za blisko i za głośno. Zawsze był taki - pewny siebie i kolorowy, nawet w granatowym mundurku i ludzie zawsze patrzyli, a on lubił, kiedy patrzyli. Lubił kiedy Milah patrzył. Bo rozpływał się pod tym spojrzeniem, bo to musiała być para najbardziej niezwykłych oczu na świecie.
Przepraszał go, a Florian chyba chciał być wciąż na niego zły. Bo to nie było w porządku. Nie chciałem cię tu - to czemu nie powiedziałeś? Oni nie rozumieją, bo są inni - nie, Milah, ja jestem inny najwidoczniej. Nie oni. Lubię cię takiego - jakiego? Jakiego, Milo? To złe i krzywdzące, mówić tak o ludziach. Jestem taki jak wy, mógłbym być taki jak wy, ale nie pozwalacie mi na to. Ty mi na to nie pozwalasz. I lubię to jak wyglądasz. Uroczo dziś wyglądałeś.
- Czemu mówisz o mnie jakbym był jakimś… - ciche słowa, szybko przerwane, wielkie oczy wbite w tę przejętą twarz. Nie wiedział czym nawet. I jeszcze chwilę był zły, jeszcze chciał usta otworzyć i krzyknąć, że nie wolno tego usprawiedliwiać, że to okrutne - tak mówić do ludzi. - Ja...mógłbym być twoim kolegą po prostu. Do kolegi też być tak powiedział? Milo? - tyle tylko zdołał wydusić, bo kolejne jego słowa były takie szczere. Spanikowałem. Rozumiał przecież. Na kolejne stwierdzenie zdołał się nawet zaśmiać cicho, gorzko trochę. -To nie tak, w mojej szkole wszyscy są tacy sami jak w twojej, okej? Tylko bogaci i zarozumiali. To chyba nawet gorzej.
Lori. Przepraszam. Ręka na policzku, więc wtulił w nią twarz, pocałował wnętrze. Papieros przygasał i wypadł z palców. Nawet nie zauważył, nawet go to nie obchodziło. Wynagrodzić - głupie, Milah, sama twoja obecność i ta ręka może mi wszystko wynagrodzić.
- Dobra, cicho już, Khayyam - warknął w końcu z czystym rozbawieniem w głosie i na twarzy. Cicho, już, nie mów nic, wystarczy. Przysunął się jeszcze trochę, bo musieli być blisko teraz - potrzebował tego. Potrzebowała tego ta pusta, ciemna ulica. Bo sami byli, a on tęsknił cały ten wieczór i wszystkie poprzednie dni i noce. Na chwilę zrównali spojrzenia i chyba zrobiło mu się ciepło, oddech utkwił w gardle, więc oparł głowę na jego ramieniu, tak by usta były blisko ucha. Tak pięknie pachniał, zawsze pięknie pachniał. Sobą. Nic na świecie nie pachniało tak jak Milo i od żadnego innego zapachu Florianowi tak nie kręciło się w głowie. Każda bluza, poduszka, każdy sweter i książka, na której Milah zostawiał kawałek siebie, jakąś cząstkę swojego istnienia i swojej obecności, zaczynała nim pachnieć i Lori mógłby utopić się w tym wszystkim, w tej pościeli, we wszystkich tych przedmiotach i ubraniach. Zamknąć w pokoju, nigdy nie wychodzić. I teraz, kiedy znowu byli tak blisko, a on układał palce delikatnie na jego szyi, świat zdawał się zatrzymywać i każda głupia rzecz, każde głupie, bolesne słowo, traciło znaczenie. Bo Milo był i pachniał, i oddychał miarowo, zaciągał się papierosem, krew płynęła pod skórą, a ta Floriana przyspieszała chyba, uderzała do głowy, więc usta dotknęły płatka ucha, nos skroni. Cicho.
- Czasem lubię, kiedy jesteś wrednym chujem, Milah, w określonych sytuacjach i przy nich zostaniemy, w porządku? - Miał wrażenie, że szept ledwo przedzierał się przez oddech, a ciało przylegało ciaśniej, bo zimne powietrze nie powinno się wkradać między nich. - Weź mnie do domu, co? Weźmiesz? Pokażę ci dlaczego to ci twoi koledzy tak naprawdę są pokrzywdzeni i śmieją się, bo zazdroszczą, Mon beau. - I zachichotał jeszcze krótko, pocałował szczękę, nim ręka zjechała w dół o jego ramieniu, wyciągnęła z palców papierosa. Mógł zaciągnąć się szybko, wypuścić dym na tło granatowego nieba. - Przestaniesz żałować, że przyszedłem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie wiem, czy bym powiedział. Nie jesteśmy kolegami. A to wszystko jest inne. - jest inne. Bo gdyby byli kolegami, nie zestresowałby się tym wszystkim, nie myślałby za kogo ich mają, bo gdyby to nie była prawda, nie bałby się że wyjdzie na jaw. Ale polubił chłopaka, ale od dawna wiedział że może chłopaków lubić i wiedział też, że to niewłaściwe i, że nie może mieć miejsca. Więc zachował się jak ostatni kutas, żeby nie być ciotą dla swoich znajomych.
A teraz patrzył na tego rozedrganego chłopaka, kładł mu dłoń na policzku i nie wiedział kim są, nie chciał się nad tym zastanawiać, nie chciał deklaracji żadnych, ale chciał żeby ten chłopak poczuł się lepiej. I jakieś ciepło poczuł, kiedy ta ładna twarz wtuliła się w jego dłoń, kiedy wyczuł delikatny pocałunek. I jego ton się zmienił, chyba się uspokajał, odległość między nimi zmalała, więc objął go, choć niewygodnie było w tych kurtkach, dziwnie kiedy tyle materiału ich dzieliło od siebie. Ale to nic, już, uśmiech ładny, wesoły, głowa oparta o jego ramię, łagodny oddech wyczuwalny na uchu. I dziwiło go tempo tej zmiany, ale chyba nie chciał się nad tym bardziej zastanawiać, bo dobrze już było.
Podobał mu się ten chłodny, miękki dotyk, kiedy nos chłopaka muskał jego ucho, policzek chwilami stykał się z jego policzkiem i blisko byli i przez chwilę to było dobre i zwyczajne. I w tej chwili chciał go przy sobie, może po części przez wyrzuty sumienia, bo choć Lori zdawał się już o tym nie myśleć to Milo wiedział, że zrobił mu krzywdę. Ale to nie tylko to, bo chciał tego chłopaka w swojej przestrzeni, bo w tej chwili wcale nie było go za dużo, bo w tej chwili jego głos był ładny i przyjemny, wcale nie tak irytująco głośny jak czasami się to zdarzało. I dobrze było móc go objąć i czuć tę miękką skórę na własnej, szukać krzywizn jego ciała pod grubymi materiałami.
I uśmiechnął się lekko na jego słowa.
- Mhm. Myślę, że się dogadamy. - odpowiedział na te słowa cicho wypowiedziane prosto do jego ucha, dłoń którą obejmował Floriana przesuwając wyżej, żeby przesunąć palcami między jego włosami, powoli przesunąć po policzku i szyi częściowo skrytej pod szalikiem.
- Chętnie, Słonko. - pocałował jeszcze jego skroń, kiedy gładka dłoń sięgnęła do jego papierosa. Patrzył przez chwilę, jak szary dym wydobywa się z ładnych, miękkich ust chłopaka, żeby zaraz pocałować je krótko. - Pokażesz mi co będziesz chciał.


koniec. <3

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”