WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Lilith już chciała przytulić przyjaciółkę, już uniosła w tym celu ręce, ale Luna okazała się być ważniejsza, a przynajmniej pierwsza w kolejce. Ludzie uwielbiali Lunę, bo to była mała kulka radości i miała dar pocieszania nawet w największym smutku. Lils coś o tym wiedziała, bo w LA przepłakała niejedną noc. Czasami z tęsknoty za domem, czasami z samotności. Częściej jednak płakała za Mavem. Oczywiście mu tego nie powie, ale myślała o nim zdecydowanie zbyt często, zwłaszcza, że byli po rozwodzie. Luna między innymi po to pojawiła się w życiu Connor, żeby odciągnąć jej uwagę od myśli o Mavericku. A potem przyszła wiadomość o chorobie ojca i to się stało głównym powodem do płaczu w poduszkę. Lilith musiała wypłakać się do zera przed przyjazdem tutaj, bo musiała być silna dla taty i dziadków. Nie mogła przy nich pokazywać słabości, bo wtedy by zaczęli ją pocieszać i pewnie by olali dbanie o siebie. A tak - miała siłę by tupnąć nóżką i czasami niemal siłą zabrać ojca do szpitala. Bardzo chciała by to wszystko się jakoś ułożyło.
Kiedy przyszła kolej na nią, uściskała mocno Lavę i wzięła od niej kubek z kawą. Zapach karmelu było czuć mimo pokrywki.
- Boże, dzięki. Kocham cię. - przymrużyła oczy i zaciągnęła się słodkim zapachem karmelu. To była jej słabość, chyba nawet jej nałóg. Dzień bez karmelowej latte dniem straconym. Gorzej, że potrafiła wypić kilka takich w ciągu dnia. Starała się pilnować, by z karmelem była jedna kawa, a reszta już bez syropu i tylko z niewielką ilością cukru (tak, należała do tych, co słodzą kawę i nie lubiła czarnej kawy, espresso, americano ani całej reszty kaw bez cieplutkiego, spienionego mleka).
Skinęła głową.
- A w sumie nic ciekawego. Tata zaczął chemię. Dziadkowie na szczęście zdrowie. Maverick mnie pocałował. Muszę poszukać nowych butów do biegania bo w tych starych podeszwa mi pękła. - mówiła jak gdyby nigdy nic, mając obojętną minę, choć dobrze widziała, że zaraz posypią się pytania. Ale była tak dobrą aktorką i doskonale udawała to, że pocałunek Mavericka nic jej nie obchodził. A tymczasem nie umiała myśleć o niczym innym.

Lava Hale

autor

-

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

To dobrze, że Lilith miała w swoim życiu Lunę. Do niedawna z dala od domu, od swoich bliskich, pocieszenie mogła odnaleźć, chociaż w swojej psiej przyjaciółce. Rozmowy przez telefon z Lavą, czy wiadomości wysyłane sobie, gdy którejś było smutno, to była jedynie namiastka bliskości. Pies był zawsze lojalny, zapatrzony w swojego właściciela, pełen energii i chęci do życia, na tyle, by zarażać tym innych. Lava doświadczyła takiej psiej przyjaźni, gdy zajmowała się chorym przyjacielem, a także, gdy ten zmarł, a ona przygarnęła jego pupila. Echo mieszkał w domu jej rodziców, bo tam miał odpowiednie warunki, a Lava odwiedzała go, gdy tylko mogła. Nie miała sumienia, by skazać go na życie z nią, gdy była wiecznie poza domem. Wolała, by piesek miał towarzystwo, zwłaszcza po stracie swojego pana.
– Dokładnie tak powinno być. – zaśmiała się, spoglądając na przyjaciółkę. Powinna się cieszyć, że takie drobiazgi powodowały tego typu wyznania. Wiedziała jednak, że i bez tego Lilith darzyła ją ciepłymi uczuciami. Oczywiście z wzajemnością. Niewiele miało się takich osób w życiu, zwłaszcza gdy wkraczało się w dorosłość, obowiązku przytłaczały, a rutyna dawała się we znaki. Warto było więc pielęgnować taką relacją.
– Co? – aż się zatrzymała, gdy Lilith dotarła do trzeciej wiadomości. Nie słuchała już o butach, przecież to nie było ważne. – Najpierw mi powiedz, jak twój tata czuje się po chemii i jak to wszystko znosi. – zaczęła, bo zdrowie jej taty było bardzo ważne, a Lava nie zamierzała olać tego tematu. – A potem powiesz mi, jak to się stało, że Maverick cię pocałował i dlaczego, do cholery, wplatasz to w wyliczankę o tym, co u ciebie i mówisz o tym tak, jakby kompletnie nic się nie stało. – spojrzała na nią znacząco, po czym uśmiechnęła się, bo nie mogła się powstrzymać. Kibicowała im nawet po rozwodzie. – Przede mną tego nie ukryjesz, Lils! Widziałam, jak ci drgnęła powieka. – zażartowała, bo teraz ciężko było jej dostrzec taki szczegół, gdy spacerowały. Niemniej jednak potrzebowała potwierdzenia, że to nieco podekscytowało przyjaciółkę.
– Pocałował cię… na przywitanie, pożegnanie, z jakiegoś konkretnego powodu? Cmoknął w usta, czy po-ca-ło-wał? – oczywiście najpierw musiała wyrzucić z siebie te wszystkie pytania, by wreszcie pozwolić dojść Connor do słowa.

Lilith Connor

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Decyzję o psie Lilith podjęła w chwili samotności właśnie. Siedziała w swoim pustym mieszkaniu, opatulona bluzą Mavericka, której nie oddała mu po rozwodzie. Gdyby byli nadal małżeństwem, to tamtego dnia mieliby kolejną rocznicę. Kilka razy sięgała po telefon, zastanawiała się czy nie zadzwonić do Mava. Nawet przez chwilę chciała kupić bilet do Seattle. Ale następnego dnia rano miała zdjęcia do kolejnego odcinka i poczucie obowiązku nie pozwalało jej tego olać. Tamtego dnia podjęła decyzję, że następnej rocznicy sama nie spędzi i niedługo potem w jej życiu pojawiła się kulka szczęścia zwana Luną.
Przyjaciele, rodzina - to było ważne. Dobrze było mieć kogoś, komu można było się wyżalić nawet z największej głupoty. Jej przyjaźń z Lavą przetrwała próbę odległości. Nie to co jej małżeństwo. Choć chyba jednak łatwiej jest utrzymać przyjaźń na odległość niż taki związek.
Osiągnęła dokładnie taki efekt jak zamierzała. Tym sposobem Lava sama sobie będzie winna, że będzie wysłuchiwać po raz kolejny o Mavericku.
- Początek chemii jest trudny. Organizm się broni, trzeba się przyzwyczaić. Ale tata wie, że to dla niego jedyna szansa. Rokowania są dobre, ale musi wytrwać w leczeniu. - nie zakładała, że jej ojciec nie wyjdzie z choroby. Wszyscy wspierali Connora w leczeniu, od Lilki, przez dziadków, po Mavericka, nawet jeśli czasami żartował, że porwie byłego teścia na ryby. Co jak co, ale Lils była pewna, że Mav nie zrobi niczego głupiego, co mogłoby narazić jej ojca.
- Bo w sumie nie wiem czy się stało. - wzruszyła ramionami. Puściła Lunę wolno, wiedząc, że ta i tak daleko nie odbiegnie. Miała charakterek, ale była posłuszna i wierna. - Któregoś razu wpadliśmy na siebie na spacerze. Gadu gadu i zaproponowałam, żebyśmy się spotkali. Mav nadal jest przecież członkiem rodziny. Zaproponował, żebyśmy spotkali się u niego... - dziwnie było mówić o "ich" domu "jego dom", ale fakty były faktami. Zgodziła się by dom był Mavericka. - Było miło, jak za starych czasów. Żartowaliśmy, wygłupialiśmy się, a potem zaczęliśmy flirtować. Nic poważnego.... ale jedno prowadziło do drugiego i mnie pocałował. I to pocałował-pocałował. Nie jakieś cmoknięcie. I pewnie trwałoby to dłużej, a może nawet doszłoby do czegoś więcej, ale kupił sobie skórzaną kanapę i kiedy się na niej poruszyłam, to wydała taki dźwięk, że nastrój uciekł. - zagryzła wargi. Nienawidziła tej kanapy całą sobą. - Potem wrócił dystans, ale taki przyjacielski. I zaproponował, że pojedzie ze mną do Los Angeles po resztę moich rzeczy. - nie powinna była sobie robić wielkich nadziei, ale spędzą tylko we dwoje na prawdę sporo czasu. Jeśli coś miało się między nimi wydarzyć, to ten wyjazd będzie idealną ku temu okazją. Z dala od wścibskiej rodzinki, z całą miłością do nich.

Lava Hale

autor

-

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Na szczęście twój tata jest silny. W dodatku ma rodzinę, która go wspiera. Wszystko powinno być w porządku. – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło do przyjaciółki. Lilith była wspaniałą córką i godna naśladowania była jej troska o rodzinę i bliskich. Lava, choć próbowała, nie mogła się porównywać z przyjaciółką. Choć bardzo zależało jej na rodzinie i przyjaciołach, czasami niektóre sprawy ją przerastały albo musiała pobyć z dala od innych. Miała już za sobą opiekę nad chorym przyjacielem i doskonale rozumiała, jak to wygląda i co się wtedy czuje – jak dużo strachu i niepewności codziennie nachodzi człowieka i jak ciężko jest sobie z tym radzić, starając się zachować optymizm. A śmierć – po długich tygodniach albo miesiącach walki, po staraniach, spędzonych razem godzinach, wielu konsultacjach – była bolesna. I bolała bardzo, bo poza startą miało się poczucie, że się zawiodło.
– Zacznijmy od tego, że Seattle jest ogromne i wpadnięcie na siebie na spacerze nie jest typowe. – zerknęła na nią znacząco. – Ale to bardzo miło, że udało wam się porozmawiać i chcieliście się spotkać. – dodała jeszcze, bo dobre kontakty z byłym mężem nie zawsze były tak oczywiste. Lava miała wielu byłych, z którymi miała dobry kontakt, ale było też kilka osób, których wolała unikać.
Słuchała dalej, przyglądając się brunetce, gdy ta opowiadała o swoim spotkaniu z byłym mężem. Na twarzy Lavy od razu pojawił się uśmiech. Przygryzła wargi, starając się nie odezwać, by nie przerywać Connor.
– Cholerna kanapa... – wtrąciła, z wyraźnie niezadowoloną miną. Zmarszczyła delikatnie nos i uniosła kubek z kawą do ust. – To bardzo miło z jego strony. – pokiwała powoli głową. Maverick zawsze był pomocny, z tego, co Lava wiedziała, to pomagał nawet rodzinie Lilith, gdy ta była w Los Angeles, dlatego była bardzo ciekawa, czy robił to z poczucia obowiązku, z chęci pomocy, czy może kryło się za tym coś więcej.
– Miałaś z nim kontakt od tamtego spotkania? – zapytała, ciekawa, czy może ze sobą piszą albo rozmawiają przez telefon. Miała nadzieję, że cokolwiek się stanie, to będzie to coś, czego Lilith pragnie.

Lilith Connor

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Lils uśmiechnęła się z wdzięcznością do przyjaciółki. Dobrze było czuć wsparcie z różnych stron. Lilith musiała być twarda, nie mogła przy ojcu pokazywać słabości. To ona musiała pilnować, żeby jeździł na badania, żeby nie grymasił kiedy dostaje zdrowe jedzenie, żeby spacerował i tak dalej. Szczęście w nieszczęściu, że i ona i babcia były pielęgniarkami i obie wiedziały jak obcować z pacjentami. Co innego jednak ktoś obcy, a co innego własny ojciec czy syn. A wiadomo - z facetami jak z dziećmi. Nie ma lekko gdy chorują. Lil czasami miła ochotę po prostu usiąść i się rozpłakać, ale sobie na to nie pozwalała, a w każdym razie nie wtedy, kiedy ktoś mógł ją na tym przyłapać.
- Silny ale uparty. - dodała i wywróciła teatralnie oczami, podkreślając tym samym wielkość uporu ojca.
- Mieszkamy niedaleko siebie. - odparła, jakby na swoją obronę. A to, że trochę z premedytacją wybierała ulubione ścieżki byłego męża to mniej istotne.
- Cholerna kanapa. - powtórzyła. Wyobraźnia podsuwała jej różne scenariusze na temat tego, co mogłoby się wydarzyć gdyby nie ten pieprzony mebel. Czy to było dziwne, że element wyposażenia wnętrza był w ścisłej czołówce jej życiowych wrogów? - Bardzo miło. I sama rozumiesz, że człowiek zaczyna mieć nadzieję. - zagryzła wargi. - Tak. - skinęła głową - Dogadywaliśmy termin wyjazdu. Do tego spacery z psami. No w sumie Mav dość regularnie bywa u nas w domu. Nie wiem czy spędzał z moim tatą i dziadkiem tyle czasu kiedy byliśmy małżeństwem. - roześmiała się. Panowie stanowili dość zwarty front męskiej przyjaźni, wspólne oglądanie męczy i tak dalej. No i te nieszczęsne ryby na które ojciec chciał pojechać, ale na razie miał szlaban póki jego stan się nie poprawi. - Ale nie rozmawialiśmy o pocałunku. Nie wiem czy udajemy, że go nie było, czy jak to interpretować. Dlatego czekam na ten wyjazd. Będziemy tylko we dwoje, bez wtrącających się krewnych. - może porozmawiają wtedy na spokojnie... a może nie będą musieli rozmawiać bo postawią na działanie? Dużo możliwości i dużo niepewności.
- No ale... ja tak gadam o sobie, a co u ciebie? - odbiła piłeczkę i skupiła się na swojej kawie, póki miała odpowiednią temperaturę do picia.


Lava Hale

autor

-

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Doskonale wiedziała, co Lilith przechodziła w związku z chorobą ojca. Sama pomagała swojemu przyjacielowi, gdy ten walczył z guzem mózgu. Walka nie była łatwa i niestety ją przegrał. Lava była wtedy pielęgniarką, przyjaciółką, współlokatorką i żadna z tych ról nie była wtedy łatwa. Nie wspominając już o tym, że przez te długie miesiące zaczęły w niej kiełkować uczucia, a przez to jeszcze ciężej było jej pogodzić się z faktem, że ukochany odejdzie.
– To dobrze. – uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową. – Po kimś przecież jesteś uparta. – zażartowała, bo Lilith pod tym względem była podobna do swojego ojca. Nie była to najłatwiejsza cecha charakteru, ale w połączeniu z kilkoma innymi, tymi pozytywnymi, sprawiała, że na Lilith zawsze można było liczyć.
– Okej, wygodnie. – uśmiechnęła się znacząco. Oczywiście Lilith nie musiała się jej tłumaczyć. Doskonale rozumiała chęć mieszkania blisko albo podświadomą decyzję o zamieszkaniu w okolicy.
– Kupujesz nową, cichszą? – zapytała całkiem poważnie. Na jej miejscu od razu wymieniłaby cholerny mebel, żeby już nigdy więcej nie przeszkodził jej w podobnej sytuacji, albo jakiejś innej, jakby ona nie była. – Mogę się z tobą wybrać do sklepu, poskaczemy po nich i potestujemy, czy skrzypią. – zażartowała i zaśmiała się głośno, rozbawiona swoimi słowami. Była jednak gotowa udać się z Lilith do sklepu z meblami i przetestować każdą stojącą w nim kanapę, by mieć pewność, że już nigdy dziwne dźwięki nie zmuszą jej do oderwania się od ust Mavericka.
– Oczywiście, doskonale to rozumiem. – pokiwała głową, bo znała to z autopsji. Kilka miesięcy po rozstaniu z Nathanielem zaczęła się z nim ponownie widywać, wrócili do normalnych rozmów, spędzania ze sobą czasu, wylądowali też w łóżku. I naprawdę zaczynała myśleć, że do siebie wrócą.
– To wspaniałe, że ma z nimi taki kontakt. I że mogli na niego liczyć, gdy byłaś w LA. – przyznała z uśmiechem. Nie wszyscy zachowywali się w ten sposób. Rozwód niósł za sobą często zerwanie wszelkich kontaktów z bliskimi drugiej osoby. Lava była jednak pewna, że w ich przypadku rozwód był elementem skomplikowanej sytuacji życiowej, a nie ostateczną decyzją, która miała ich rozdzielić na zawsze.
– Koniecznie daj mi znać, jak jest na wyjeździe! Ale nie jak wrócisz, tylko w wolnej chwili. Chcę być na bieżąco. – spojrzała na nią znacząco. Nie chciała być wścibska i naciskać, dlatego mówiła to luźnym i żartobliwym tonem. Prawda była jednak taka, że mówiły sobie z Connor o wielu rzeczach i Lava lubiła być na bieżąco z tym, co się dzieje u jej przyjaciółki. Zwłaszcza jeśli chodziło o jej relację z byłym mężem.
– Teraz zmieniasz temat? – zaśmiała się, wiedząc, że jednak coś musi jej powiedzieć. No i w zasadzie do powiedzenia miała dużo. – Dostałam dwie propozycje pracy. I absolutnie nie wiem, co z tym zrobić. Jedną tutaj w Seattle, a drugą w Los Angeles. – podzieliła się z przyjaciółką tą informacją i spojrzała na nią ze zmartwioną miną.


Lilith Connor

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Lils żałowała, że nie mogła wtedy pomóc przyjaciółce bardziej, niż tylko telefonicznie. Mogła jej służyć pielęgniarską radą, ale nie mogła pomóc jej przez to przejść, zwłaszcza przez żałobę, bo każdy przechodził przez to inaczej. Lilith nigdy nie straciła nikogo bliskiego, przynajmniej nie w ten sposób. Umierali pacjenci, którymi się zajmowała, widziała jak cierpią ich rodziny, ale sama nie zaznała tego uczucia w stosunku do najbliższych. Wiedziała jednak jak boli strata. Raz - gdy matka wybrała karierę zamiast córki i męża, a dwa - gdy sama zrobiła to Maverickowi. Choć to bolało, to nie dziwiła się, że w chwili największej kłótni, porównał ją do matki. Nic dziwnego, że był teraz ostrożny.
W przypadku ojca Lilith rokowania były niezłe, choć warunkiem była dobra reakcja organizmu na chemię. I to, żeby ojciec Lils był grzecznym pacjentem.
Wywróciła oczami na słowa przyjaciółki, że niby po kimś jest uparta. Ale fakt, jak na czymś jej zależało, to potrafiła być uparciuszkiem. Na pewno łatwo się nie poddawała.
Po rozwodzie dom dostał Maverick, jej nie był potrzebny do szczęścia, skoro mieszkała w LA. Teraz mieszkała u ojca i dziadków, a że oba domy były dość niedaleko... Może nie mieszkali płot w płot, ale w tej samej dzielnicy. Lils chciała być niedaleko, zwłaszcza, że dziadkowi nie młodnieją. Zresztą do rodziny Mavericka też było dość blisko, dzięki czemu i jednych i drugich mieli na oku. A teraz... chcąc nie chcąc, wpadali na siebie z Mavem na spacerach.
- Chciałabym. Ale to kanapa Mava. Myślę, że kupił ją po rozwodzie trochę mi na złość. Patrzyliśmy na identyczną kiedy urządzaliśmy dom, ale powiedziałam jej kategoryczne nie. Ten mebel się na mnie mści. - westchnęła. Doceniała propozycję przyjaciółki i pewnie byłaby przy tym kupa śmiechu, ale niestety nie miała prawa zmieniać mebli w już nie swoim domu.
- Tak... chyba nikt sobie nawet innego scenariusza nie wyobrażał. Bez względu na to, jak się potoczą moje losy z Maverickiem, to dla moich dziadków i taty, on zawsze będzie rodziną. - pokiwała głową. Nie musiała prosić Mavericka o pomoc. Nie musieli tego jakoś ustalać, rozmawiać o tym. To było tak naturalne, że inny scenariusz nikomu nie przeszedł przez myśl. Od początku czy Maverick, czy jego rodzeństwo, byli mile widziani w domu Connorów. Rozwód tego nie zmieniał. Może gdyby Mav skrzywdził Lilith jakoś okrutnie to wtedy nie miałby wstępu do tego domu, ale w końcu rozstali się względnie w zgodzie i jak pokazywały ostatnie wydarzenia, byli na dobrej drodze by zostać co najmniej przyjaciółmi. A że Lils chciała czegoś więcej, to osobna sprawa.
- Nie obiecuję... Jak będzie o czym pisać, to napiszę. - obiecała. To było miłe, że tyle osób kibicowało jej i Maverickowi by się zeszli (jej rodzina, jego siostra, Lava, większość stałych pacjentów Lils... lista była długa), ale też trochę męczące. Zwłaszcza w wykonaniu rodzin obojga - czasami jak ktoś naciskał za bardzo, to efekt mógł być odwrotny.
- Zaraz, coooo?! - aż przystanęła i prawie oblała się kawą. Dzięki bogom za pokrywki na kubki. - Tylko nie mów, że się teraz przeniesiesz do LA, jak ja się stamtąd wyprowadziłam. - aż zmarszczyła brwi - Mają wyczucie, nie ma co. Nie mogłaś dostać tej propozycji dwa lata temu? Wtedy byśmy podbiły Los Angeles. Ale teraz? Ja się nie zgadzam. - zrobiła minę sfochowanego pięciolatka i założyła ramiona na piersi. Choć oczywistym było, że będzie wspierać Lavę w każdej jej decyzji. Tak jak ona wspierała ją kilka lat temu, gdy to Lilith przenosiła się do Miasta Aniołów.

Lava Hale

autor

-

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

To była pierwsza tak duża strata z w życiu Lavy. Wcześniej wydawało się jej, że śmierć jej nie przeraża, że jest pogodzona z losem i tym, co w ostatecznie spotyka każdego. Nie spodziewała się jednak, że jej przyjaźń tak bardzo rozwinie się w ciągu kilku miesięcy, a jej serce, oczywiście wbrew rozsądkowi, coś do niego poczuje. Bez tych uczuć zapewne byłoby nieco łatwiej.
I to właśnie to wydarzenie uświadomiło jej kruchość i ulotność ludzkiego życia. Niedługo potem zrozumiała, jak bardzo potrzebuje być blisko ważnych dla niej ludzi, że nie może wiecznie gonić za tym, co nieuchwytne i uciekać przed tym, czego oddech czuje na swoim karku. Było to trudne, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo, prawda?
– Okeeej, teraz wszystko jasne. – pokiwała głową i zaśmiała się. – W takim razie kanapa musi pożegnać z tym światem w tajemniczych okolicznościach. – powiedziała konspiracyjnym tonem, puszczając oczko do przyjaciółki. Oczywiście, że była gotowa odwiedzić Mavericka i przypadkiem wylać na jego kanapę zmywacz do paznokci albo klej, którego nie da się zmyć, a który na pewno sprawi, że kanapa nie będzie się do niczego nadawać.
– To bardzo miłe. Myślę, że sama świadomość, że gdzieś niedaleko są ludzie, na których można liczyć, jest budująca. – odparła z uśmiechem, choć nieco wymuszonym. Przypomniała sobie, jak Nathaniel ukrywał przed przez kilka tygodni, że dowiedział się, że ma dziecko i jak bardzo bolał ją fakt, że nie dowiedziała się o tym jako jedna z pierwszych osób, zwłaszcza że byli wtedy razem i była to dość ważna informacja.
– Dobrze. – kiwnęła głową, zgadzając się na taki układ. I tak niewiele miała do w tej kwestii do powiedzenia, nie mogła jej przecież zmusić do relacjonowania każdej minuty spędzonej z Maverickiem. Nie chciała też przeginać, wierzyła w to, że Lilith i Mave dojdą do wszystkiego sami, jednak potrzebowali czasu. Wiele rzeczy też działo się u nich w życiu, wiele emocji im towarzyszyło, a więc rozsądniej było nie ulegać impulsom. Choć z drugiej strony to też była jakaś opcja, która mogłaby wypalić.
– Jeszcze nie wiem, Lils. – wzruszyła lekko ramionami. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć na przedstawione jej oferty pracy. Nie była pewna, czy chce się wyprowadzać, a z drugiej strony była to ogromna szansa, by rozwinąć karierę. – To prawda. Podbiłybyśmy LA. – zaśmiała się, zgadzając się z przyjaciółką. Ich uroda, charyzma i intelekt z pewnością pomogłyby im w zdobyciu sławy. Choć Lavie nie o sławę tak naprawdę chodziło. Było jej dobrze z pracą w radiu – lubiła to miejsce, swoje obowiązki, bycie na antenie. Nie była pewna, czy odnalazłaby się w mediach, w których musiałaby pokazywać swoją twarz. – Muszę to poważnie przemyśleć. To może być dla mnie ogromna szansa. A z drugiej strony… aż tak nie zależy mi na światowej karierze, by znów oddalić się od wszystkich, z którymi znów zaczęłam być blisko. – skrzywiła się nieco, bo był to ogromny dylemat i potrzebowała chyba jeszcze nieco czasu, żeby podjąć decyzję.

Lilith Connor

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Człowiek może myśleć, że jest gotowy na różne sytuacje w swoim życiu, że przecież jest rozsądny, ma coś zaplanowane i tak dalej. Ale dopóki dana sytuacja go nie dotknie tak na prawdę, to nie może wiedzieć jak na nią zareaguje. Sytuacja Lavy była o tyle trudniejsza, że w grę wchodziły uczucia i to te silniejsze.
- Wiesz... jeśli Mellow weźmie w tym udział, to może Mav się nie zorientuje. A końcu szczeniaki niszczą meble. - roześmiała się. Może następnym razem ukryje w kanapie jakiś smakołyk i pies jej byłego męża zrobi resztę. A może po wyjeździe do LA taka akcja destrukcyjna nie będzie konieczna.
- To fakt. - zgodziła się. Nie wyobrażała sobie sytuacji w której ona i Maverick idą na noże i odbija się to też na ich rodzinach. Po prostu Connorowie od lat uważali Mav'a za członka rodziny, tak samo jak jego rodzeństwo. I byli gotowi im zawsze pomóc. Działało to w obie strony.
Zastanawiała się chwilę nad słowami Lavy i spróbowała postawić się na jej miejscu. Nijako już na nim była, te kilka lat temu, kiedy wybrała karierę ponad małżeństwo. I zdecydowała się powiedzieć coś, czego nie powiedziała nigdy na głos.
- W LA byłam cholernie samotna. Udawałam, że jest okej, ale nie miałam poczucia, że ktokolwiek mnie tam znał...tak na prawdę. Próbowałam randkować, ale każdego faceta porównywałam do Mavericka. Żałuję rozwodu... żałuję wyjazdu. - przyznała ze smutkiem. Nie chciała wywierać na Lavę żadnych nacisków, ani jej niczego sugerować. Ale może opinia kogoś, kto był w podobnej sytuacji coś jej pomoże w podjęciu decyzji.

Lava Hale

autor

-

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Świetny plan, Lilith! – uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona knuciem planu unicestwienia kanapy Mavericka. Liczyła jednak na to, że kanapa zostanie w całym kawałku, bo szkoda by było zniszczyć coś, co mogło służyć jeszcze kilka lat, ale dla szczęścia Lilith była gotowa poświęcić i jakiś mebel.
– No i ogromnym plusem jest to, że w ogóle ze sobą rozmawiacie. To się nie zdarza często. – przyznała, wzruszając lekko ramionami. Co prawda Lava nie miała doświadczenia w małżeństwie, jednak miała za sobą kilka związków i nie wszystkie były udane. Niektóre rozstania potrafiły być na tyle bolesne, że potem nie było możliwości, by spojrzeć na drugą osobę nieco przychylniej. Ona naprawiała swoją relację z Nathanielem przez kilka miesięcy, a i tak nic z tego nie wyszło.
– Oh, Lils… – westchnęła, zasmucona. Wyciągnęła ramię w stronę przyjaciółki, by móc ją objąć. – Doceniam, że mi to mówisz. – pokiwała powoli głową, dopiero po chwili wypuszczając przyjaciółkę z objęć. – To zawsze jest trudne. Decyzje, rozstania, nowe miejsca. A LA jest takim miejscem, do którego ludzie jadą w jednym celu, nie zważając na przyjaźnie i związki. – zaczęła, próbując tez na to spojrzeć z drugiej strony. Czy teraz też nie była w jakiś sposób samotna? Owszem, miała tu rodzinę i przyjaciół, ale brakowało jej w życiu tej jednej, najważniejszej osoby, z którą mogłaby dzielić te dobre i te złe chwile.
– Naprawdę żałujesz, że skorzystałaś z życiowej szansy? – zapytała poważnie. Rozumiała, że samotność i rozwód bardzo ją zabolały, ale jednak jej praca przyniosła też dużo innych rzeczy do jej życia. Być może to właśnie dlatego teraz naprawdę potrafiła docenić związek, w którym była? – Jesteś tu… i jest jeszcze szansa, by to wszystko naprawić. – dodała, posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech.

Lilith Connor

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Z pewnością nieszczęsna kanapa zasługiwała na lepszy los, ale była nemezis Lilki. Do tego pewnie zbyt dużo czasu Lils poświęcała na myśli o tym meblu. Może właśnie tak miało być, że jeszcze za wcześnie było na jakieś większe zbliżenia między nią a Mavem. Sytuacja między nimi wymagała czasu i cierpliwości. Lilith wiedziała, że musi odbudować zaufanie byłego męża, jeśli miałoby coś między nimi być. A to trwało. Sama nie sądziła, że jest taka niecierpliwa, ale od kiedy Maverick ją pocałował, to chciała więcej.
- Myślę, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze do przyjaźni. Chwilami mam wrażenie, że wcale nie minęły trzy lata. - zastanowiła się na głos. Wiedziała, że to nie jest typowe, żeby byłe małżeństwo utrzymywało ze sobą takie relacje. Ale nie rozstali się w gniewie, nie było zdrady, nie było walki i kłótni. Możliwe, że podświadomie zostawili sobie furtkę.
Pozwoliła sobie na ten moment słabości i na to, by chwilę pobyć w ramionach przyjaciółki. Pierwszy raz powiedziała to na głos i dotarło to do niej z podwójną siłą.
- Mogłam zagrać ten epizod po który tam pojechałam i nie brać dużego projektu. - wzruszyła ramionami. W końcu to miała być zabawa, przyjemność zrobiona babci - mały występ w jej ulubionej telenoweli. Ale Lils się spodobała i dostała dużą rolę w innym serialu. Choć to bolało, to Mav miał rację gdy porównał ją do jej matki - tamta też zrezygnowała z rodziny dla kariery. Ale Lilith nie porzuciła dziecka, a gdyby Mav nie był taki uparty i gdyby nie musiał wciąż dbać o rodzeństwo, to ich małżeństwo może by przetrwało. Kilka lat by posiedzieli w LA, a potem by wrócili do domu. A może przeprowadzili się jeszcze gdzieś indziej. To było jednak tylko gdybanie.
- Po prostu dobrze to przemyśl. Choć pewnie jak nie spróbujesz, to będziesz się zastanawiać co by było gdyby. - były w innych sytuacjach. Lilith egoistycznie nie chciała, by przyjaciółka wyjeżdżała, ale to mogła być dla niej na prawdę szansa. Lilith chyba nie była zbyt obiektywna w tym temacie.

Lava Hale

autor

-

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Większość ludzi twierdzi, że nie można przyjaźnić się ze swoim eks… a tu proszę! – uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się, że relacje przyjaciółki z jej byłym mężem były pozytywne. Jedną z gorszych rzeczy, jaka mogła się przytrafić, to rozstanie się w złości i gniewie, a potem pielęgnowanie tych negatywnych uczuć w sobie. Ludzie mieli prawo się mylić, mieli też prawo reagować impulsywnie, ale… przecież każdy w końcu przepracowywał przytrafiające mu się w życiu sytuacje i nie chciał dłużej trzymać urazy. Lava zawsze starła się kończyć swoje relacje przynajmniej na neutralnym polu, choć kłamstwem byłoby, gdyby powiedziała, że ze wszystkimi swoimi byłymi partnerami i partnerkami miała dobre relacje.
– To prawda. Jednak… co jeśli potem latami miałabyś pretensje do siebie i do innych, że nie wykorzystałaś tej szansy? Nie wiesz, czy gdybyś została w Seattle, to czy nadal bylibyście z Maverickiem razem. Coś innego mogłoby stanąć wam na drodze. Nie możesz obwiniać siebie. – spojrzała na nią, unosząc znacząco brew. Oczywiście nie chciała jej pouczać, ale nie chciała też słuchać o tym, jak całą odpowiedzialność na rozpad związku bierze na siebie. Czasami to po prostu nie był odpowiedni czas albo miejsce, by z kimś być i nawet usilne starania nie ratowały danych relacji. Teraz miała natomiast okazję, by znów zbudować coś ze swoim byłym mężem i Lava była przekonana, że była to kolejna okazja, którą powinna wykorzystać.
– Oczywiście, przemyślę to. Ale właśnie… nie chcę potem gdybać. Nie chcę utknąć w jednej pracy do końca życia, a potem żałować, że jakieś inne okazje przemknęły mi koło nosa. Zawsze mogę wrócić. – uśmiechnęła się do przyjaciółki, po czym delikatnie wzruszyła ramionami. Lava nie miała problemów z wyjazdami, już kilka razy wyjeżdżała do pracy do innych miast i do tej pory tych wyjazdów nie żałowała. Zawsze wracała i była przekonana, że jednak Seattle było jej miejscem i bezpieczną przystanią.
– No dobra, ale o moim wyjeździe będziemy myśleć później, jak będę po spotkaniu i dostanę więcej informacji na temat tej pracy. Teraz przyjemniejsze tematy. Co powiesz na wypad na weekend do SPA? Oczywiście, gdy już się przeprowadzisz. – zerknęła na Lilith, mając nadzieję, że będzie zainteresowana spędzeniem z nią weekendu, by mogły spokojnie porozmawiać, zrelaksować się i pobyć razem, czego ostatnio nie miały przecież okazji robić.

Lilith Connor

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

- Dziwnie by było być z nim w stanie wojny. - zastanowiła się na głos. Zbyt wiele ich łączyło, żeby mieli się teraz kłócić ilekroć się widzą. Maverick był nieodłączną częścią jej rodziny, stałym gościem w domu Connorów. Gdyby ich relacja przypominała typową relację rozwodników, to oddziałowywałoby to na wszystkich wokół. A tak, dobrze było móc się z nim przyjaźnić, choć wolałaby coś więcej. Od czegoś jednak trzeba zacząć. A. że chemia między nimi nadal była, temu nie dało się zaprzeczyć.
Słuchała przyjaciółki z uwagą.
- Tak, pewnie masz rację. - skinęła głową. Gdybanie może było trochę bez sensu, ale często było silniejsze niż takie logiczne i zdroworozsądkowe myślenie. Nie mogła wiedzieć co by się zadziało, gdyby została wtedy w Seattle. Czy żałowałaby, że nie spróbowała i obwiniałaby Mavericka? A może byliby nieziemsko szczęśliwi, może mieliby dziecko... Nic nie dzieje się bez przyczyny... podobno. Może mieli się rozstać, żeby znów odnaleźć drogę do siebie? Jedna wielka niewiadoma.
Winę oczywiście należało podzielić na dwa, bo gdyby Maverick nie był taki uparty w kwestii zmiany miejsca zamieszkania, albo gdyby był gotów pomęczyć się te 3-4 lata, to byłoby inaczej. Oczywiście Lils wiedziała, dlaczego były mąż nie chciał wyjeżdżać z Seattle, ale w tamtym momencie to nawet bardziej zabolało, że wybrał bycie blisko rodziny, a nie jej. Teraz, z perspektywy czasu, wydawało się to wszystko takie błahe i mało istotne.
- Cokolwiek postanowisz, masz moje wsparcie. - posłała przyjaciółce szczery uśmiech. Będzie jej przykro, że znów będą mieszkały w innych miastach, ale tyle czasu dały radę, to teraz też się uda.
- Boże, tak. To genialny pomysł. - westchnęła głośno, jakby właśnie przebiegła maraton i ktoś jej zaproponował długi prysznic. A przecież nie była aż tak zmęczona. Jednak wypad do SPA to zawsze dobry pomysł, masaże, jacuzzi i ogólny relaksik. Zasługiwały na to.

Lava Hale

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Jefferson Park”