imie i nazwisko
Edgar van Vossen
pseudonim
-
data i miejsce urodzenia
31.05.1988, Amsterdam
dzielnica mieszkalna
Broadmoor
stan cywilny
kawaler
orientacja
heteroseksualny
zajęcie
złodziej
miejsce pracy
działalność własna
wyznanie
ateista
jestem
przyjezdny
w Seattle od:
2023
Siedziałem na małej łódce przycumowanej do brzegu na jednym z wodnych kanałów. Był szkutnikiem. Ja, zbyt mały, aby mu pomóc. Często narzekał, ale wydawało mi się, że lubił swoją rutynę. Doceniałem jego pracę, choć nie miałem odwagi, by to powiedzieć. W końcu, zapewniał mi i całej rodzinie wyżywienie oraz nowe ubrania, na które musiałem uważać. Najbardziej się cieszyłem, gdy zabierał mnie ze sobą do ulubionego pubu. Czułem się tam swobodnie, można powiedzieć, byłem stałym bywalcem. Dzięki temu, sok miałem za darmo. Ojciec lubił się mną chwalić. Słuchałem opowieści jego i jego kolegów. Przekleństwa były rzucane tuż przy moich uszach, lecz zawsze bałem się używać ich przy starszym. Z niecierpliwością czekałem, aż ktoś poprosi ojca o sztuczkę. Znał ich naprawdę wiele i nigdy nie robił żadnej za darmo. Moją ulubioną, były trzy kubki. Dotąd nie wiem, jak on to robił. Wytężałem wzrok naprawdę mocno, lecz byłem zmylony, tak samo jak inni. Wracając do domu, ojciec wyciągał z kieszeni kolejny zegarek, zdjęty niezauważenie z nadgarstka naiwnego gościa. Zawsze oddawał go mnie. Był warty może 50 guldenów. Nie wiem dlaczego, ale czułem satysfakcję, że znów mu się udało.
Brema, 2004
Sam nie wiedziałem, co robię w tym wozie. Powinienem być w szkole, lecz urwałem się z kolejnych zajęć. Ubrany w sportowy dres jak reszta chłopaków przekroczyliśmy granicę wschodnich sąsiadów. Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego chciałem być tacy jak oni. Jako najmłodszy z całej bandy, musiałem wkupić się w łaski. Chodziliśmy po mieście. Nie było nas stać na wiele, a przynajmniej mnie. Musiałem sobie na to zapracować. W okazałej dzielnicy miasta stało nasze źródło dochodu. Klasyczny Mercedes-Benz 450 SL w perłowym kolorze. Dobrze zakonserwowany, dla koneserów był dużo wart. Dostałem do ręki łom. Już wcześniej zostałem poinstruowany, co mam robić. Towarzysze rozpierzchli się na czaty. Prostą końcówkę wsunąłem między szybę, próbując otworzyć zamek. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Nigdy tak się nie bałem. Nic nie szło po mojej myśli. Słysząc odgłosy policyjnych syren prawie zemdlałem. Reszta chłopaków zniknęła w sekundę. W tym momencie poczułem, jak blokada puszcza. Wypuściłem łom, który z łoskotem upadł na asfalt i biegłem przed siebie na oślep. Skryłem się w zaułku, śmiertelnie wystraszony. Nie wiedziałem jak wrócę do domu. Nie miałem pieniędzy, telefonu też nie. Chyba najbardziej obawiałem się tego, co zrobi ojciec, gdy wszystko wyjdzie na jaw.
Paryż, 2008
Stałem w okolicy Pól Elizejskich, wypatrując turystów zza ciemnych okularów. Skwar w środku lata był wręcz nie do zniesienia. Wciaż zastanawiałem się, jak tu trafiłem. Kompletnie poległem na edukacji. Nie było mi z tym dobrze. Więcej czytałem. Przynajmniej w taki sposób próbowałem nadrobić stracony czas. Rodziny nigdy więcej nie odzyskałem. Matka podupadła na zdrowiu, niedługo potem zmarła. Dla ojca byłem stracony. Poczucie zawodu towarzyszy mi do dzisiaj. Tłumiłem w sobie uczucia, bezczelnie oferując ludziom swoje ‘’magiczne’’ zdolności. Zabawne, z jaką łatwością można było zarobić na jedzenie pokazując parę sztuczek. Całkiem sprawnie mi szło z kartami. Czy twoja karta do dama kier? To zawsze była ta karta. Kradzież zegarków, podmiana banknotu na fałszywy były dla mnie drobnostką. Chyba nawet zdobyłem fanów. Podobało mi się to. Niestety, przykuwało również dużo uwagi. W Paryżu w ogóle nie istniałem. Wszystko co miałem, było fałszywe lub kradzione. Chociaż notorycznie musiałem oglądać się za plecy, taki rodzaj swobody dodawał mi mnóstwo adrenaliny
Sankt Petersburg, 2013
Przeżyłem szok, kiedy mróz szczypał niemiłosiernie w policzki w samym środku zimy. Jeszcze większy, kiedy pogoda kilkanaście godzin później zmieniła się na późnowiosenną. W końcu poznałem Petro. Totalny cyber-świr. Wciąż uważam, że jednym kliknięciem mógłby doprowadzić do załamania światowych rynków lub odpalić jakieś rakiety. Dom oligarchy stał przed nami otworem. Wciąż pamiętam ciemny strój i kominiarkę na twarzy. Wyglądałem komicznie. Otworzenie drzwi zajęło mi siedem sekund. Kamery oraz alarmy były eliminowane na bieżąco. Petro rozbrajał je z zamkniętymi oczami. Wiele się od niego nauczyłem. Otworzenie skrytek wciąż jeszcze zajmowało mi zbyt dużo czasu. Do tej pory był to mój największy skok. Tona biżuterii, złota i gotówki znalazła się w moim plecaku. Nie mogłem się oprzeć, by nie zgarnąć pereł do kieszeni. Prezent dla nowo poznanej, cudownej, słowiańskiej piękności. Posesję opuściłem w ostatniej chwili. Ochroniarze i tak postanowili się zjawić. Petro bez problemu znalazł kupców na wszystkie rzeczy. Widząc swoją dolę, wręcz oniemiałem. Nie była to zawrotna kwota, lecz elastyczność finansowa wzrosła niewyobrażalnie. Czym prędzej opuściłem ten pokręcony kraj. Wcześniej, obrobiłem jeszcze dwie, piękne kamienice.
Florencja, 2017
Wszystko było idealnie zaplanowane. Palazzo Vecchio odwiedziłem kilkukrotnie. Wszystko miałem zaplanowane. Wszędzie rozreklamowano ekspozycję portretu Ginevry de’ Benci, sprowadzoną specjalnie ze Stanów Zjednoczonych. Kręciłem się po wystawach, obserwując ochroniarzy, rozmieszczenie kamer, tylne wyjścia. Sam byłem pod czujnym okiem. Polowali na mnie. Wiedzieli, że przybędę. Kryłem się za subtelnym kamuflażem i fałszywymi paszportami. Solowy skok nastąpił tuż przed premierowym wieczorem. Pilnie trzymałem się czasu, aby zgodnie z planem dotrzeć do konserwatorium, umieszczonego na tyłach. Przy sobie miałem wcześniej przygotowaną, idealną wręcz kopię. Z wyczuciem konserwatorskiej ręki uwolniłem płótno z ram i podmieniłem na fałszywe. Kilka małych niedociągnięć utrudniło mi pracę, lecz zdążyłem przed czujnym okiem ochroniarzy. Wymknąłem się podziemnym kanałem. Wieczorem, w idealnie skrojonym, włoskim garniturze podziwiałem, jak florencki blichtr zachwyca się piękną kopią obrzydliwie drogiego obrazu. Nie zabawiłem długo. Pierwszy raz w życiu udałem się na cholernie zasłużone wakacje.
Paryż, 2019
Znów tu jestem. Gdzie wszystko miało swój początek. Sztuczki karciane były już tylko wspomnieniem. Mierzyłem coraz wyżej. Potrzebowałem pomocy. Wtedy pojawiła się ona. Miała zachwycające nogi. Początkowo jej nie ufałem. Później, wydawało mi się, że nie będę potrafił bez niej żyć. Była moim uzależnieniem. Wyobrażeniem, a może nawet przepustką do normalnego życia, którego zacząłem pragnąć po latach uprzykrzania ludziom życia i zadowalania obrzydliwie bogatych, zdeprawowanych i niebezpiecznych osób. Nasze akcje były małymi arcydziełami samymi w sobie. Wydawało się, że mogliśmy zdobyć wszystko. Wszystko działo się naprawdę szybko. Zaczęło mi zależeć, a uczucia rosły. Nie spodziewałem się, że w końcu nadejdzie moment, by przejść na emeryturę. Chyba oboje o tym rozmawialiśmy. Można było przecież inaczej. Pieniędzy na karaibskich kontach było więcej, niż wystarczająco. Nie przewidziałem, że to od niej otrzymam największy cios w plecy.
Seattle, 2023
Nie mogę przyzwyczaić się do wielkomiejskiej dżungli. Szybko zrozumiałem, że trudno o lepszą kryjówkę. Wielka metropolia, położona na uboczu świata, stroniąca od rozgłosu, jak wiele innych miast. Brakowało mi duszy, pięknych krajobrazów, artyzmu, którymi zachwycałem się w Europie. Kontynencie, który na jakiś czas musiałem zostawić za sobą. Pamięć wciąż jeszcze była żywa. Kilka luf karabinów wycelowanych w moją osobę, gdy bezbronny stałem po środku pomieszczenie patrząc, jak znika z naszym przedmiotem. Nie byłem zły. Wiedziałem, czemu to robi. Czułem się wtedy tak samo. To zdrada była bolesna. Żywiłem urazę, choć później racjonalizowałem sobie twoje działanie. W ostatniej sekundzie pozdrowiłem cię nieśmiałym uśmiechem. Zapewne wątpi, że wrócę. Ja również wątpiłem. Próbowałem zapomnieć, naprawdę wiele razy. W ciężkich chwilach, tylko myśl o niej podtrzymywała mnie na duchu. Nadal nadaje sens moim dalszym czynom. Oto jednak jestem, wskrzeszony i zaczynający tę grę od nowa.
... kiedy piję idealnie przygotowane Old Fashioned w ulubionym Tales & Spirits
... kiedy to ona prowadzi, ubrana stylowo, elegancko, seksownie
... kiedy kocham się z nią tuż po przebudzeniu
... kiedy jestem na morzu i rozkoszuję się ciszą
... kiedy nowy Vacheron Constantin połyskuje na moim nadgarstku
... kiedy mogę podziwiać piękno w różnej postaci
... kiedy po dobrze wykonanym zadaniu mogę się wreszcie wyspać
... kiedy z lekką chciwością obserwuję rosnący stan konta
... kiedy mogę rozkoszować się luksusowym życiem, którego kiedyś nie miałem
... kiedy spędzam czas z bliskimi osobami, na moment zapominając, jak wygląda moje życie