WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Ben Whishaw

Zablokowany
but in all chaos there is calculation
Awatar użytkownika
35
172

Matematyk, wykładowca

University of Washington

broadmoor

Post

about me

imie i nazwisko

Emmanuel Bernard Perival

pseudonim

Manny

data i miejsce urodzenia

17/09/1988, Londyn

dzielnica mieszkalna

Broadmoor

stan cywilny

Zamężny

orientacja

Biseksualny

zajęcie

Wykładowca akademicki

miejsce pracy

University of Washington

wyznanie

Katolik

jestem

Przyjezdny

w Seattle od:

Od 2007

my story

Obrazek
Zakochałem się bezpowrotnie i całkowicie już pierwszego dnia w którym przyłapałeś mnie w akademiku ze swoim swetrem, nad którym pochylałem się, wczepiałem palce w ciasne sploty wełny i płakałem, choć nie pamiętam dlaczego. Wiem za to, że twój kardigan pachniał kawą, miał w sobie okruchy bajgla i wciąż czułem w nim twoje perfumy.

To był pierwszy dzień roku akademickiego, w Seattle pojawiłem się zaledwie tydzień wcześniej i koszmarnie tęskniłem za domem. Czułem się obco pomimo relatywnie wspólnego mianownika językowego opakowanego w drobne naleciałości akcentu, pojedynczych leksemów, zdradzającej mnie intonacji o tyle śpiewniejszej, że każde lato spędzałem na wsi w Little Marlow. Brakowało mi kruchych frezji zamieszkujących matczyne wazony, szelestu gazety jaką ojciec uroczyście rozprostowywał nad śniadaniem każdego poranka, przyjaciół-rezydentów naszego zamkniętego osiedla i kultu rodziny królewskiej, co mogli zrozumieć wyłącznie prawdziwi Brytyjczycy z krwi i kości. Przerażała mnie tutejsza otwartość, brak skomplikowanych towarzyskich ceremoniałów i uproszczona elegancja, którą w prywatnych szkołach w Londynie potraktowano by pobłażliwym ledwie uśmiechem. Tu w ten sam sposób oceniano moje sztywno zaprasowane kołnierzyki, mankiety, śnieżno-białe koszule włożone w spodnie, zapastowane buty i grzeczność mocno wykrochmaloną tradycyjnym wychowaniem. Zderzenie się ze światem w jakim wszystko czego mnie dotychczas uczono nie miało racji bytu było bolesne, bardzo trudne do zrozumienia i czułem się tak zagubiony jak jeszcze nigdy w życiu.
Może to właśnie dlatego przywiązałem się tak szybko?
Wystarczyło, że przyłapując mnie ze swoim swetrem (usmarkanym paskudnie, bo płaczę bardzo brzydko) nie uniosłeś się gniewem, nie rzuciłeś na pośmiewisko, tylko spojrzałeś trochę ze zrozumieniem a trochę ze współczuciem. Tak mi się wydaje. Zająłeś mnie w swej uprzejmości oprowadzając po murach uczelni, innego dnia wpakowałeś w kłopoty, ale ciężko mieć ci cokolwiek za złe kiedy uśmiechasz się w taki sposób - nawet dzisiaj, gdy to ja przyłapuję Ciebie wracającego do domu nad ranem z plecami pooranymi paznokciami dłuższymi niż moje czego udaję, że nie dostrzegam.
Tak samo jak teraz, wtedy byliśmy nierozłączni choć na zupełnie inny sposób.


Obrazek
Podobno pierwsza miłość to tak naprawdę nic niezwykłego, tak jak wszystkie kolejne z wyłączeniem ostatniej. Ostatnia miłość jest ponoć tą, na którą człowiek przygotowuje się przez całe życie, a kiedy już na nią trafi po prostu wie. Ale tak czysto teoretycznie, co jeśli Ty jesteś moją zarówno pierwszą, każdą pomiędzy i ostatnią?

Wolałem uciekać do świata liczb. Cyfry oraz ich dająca się opisać regułami konstrukcja niosły ukojenie gdy rzeczywistość stawała się nieznośna, a kiedy problem nie pozwalał się zaleczyć nawet najbardziej skomplikowanym algorytmem, sięgałem po symbole. Moja silna potrzeba porządkowania świata, czy to na papierze czy w sensie dosłownym okazała się mocno przydatną cechą zarówno w prozodii życia codziennego jak i zawodowego. Lance miał swoje romanse, ja gabinet na piętrze i kilka nerwic napędzających mój pedantyzm. On nie wracał na noc, ja odgradzałem się od pustego mieszkania biurkiem, spisywanymi dla sportu ciągami i kieliszkiem kilkoma kieliszkami wina. On szukał tego, czego ja nie potrafiłem mu dać - nie wiem, egzotyki, ekscytacji, ryzyka, umiejętności - i starałem się nie myśleć jak wielu rzeczy musi mu we mnie brakować, skoro nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byliśmy ze sobą blisko.

Nasza miłość, przynajmniej z mojej strony mimo wszystko zawsze była interesująca. Potrafiłem jednocześnie Cię kochać i próbowałem Cię kochać, o ile ma to jakikolwiek sens - zgaduję, że brzmi to pewnie jak bełkot. Wszystko czego nie mogłem od Ciebie dostać, a o co nie miałem odwagi prosić przeniosłem na Ciebie, więc do znudzenia zalecałem się i adorowałem, stawiałem Cię zawsze na pierwszym miejscu, ale Ty chciałeś robić rzeczy wybitnie fizyczne w czym nigdy nie byłem lotny.


Obrazek
Pierwszy raz był traumatyczny i jednocześnie przyniósł swego rodzaju czyste zrozumienie.
Lance zawsze wychodził z inicjatywą tak, jakby pragnął tego od dłuższego czasu, jakby tu i teraz był ostatni moment, jakby poza nim nie istniało już żadne później nadające się do łagodniejszego zagajenia tematu więc naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest pośpiech, intensywność i brak dbałości o nie dającą pełnej satysfakcji resztę. Za pierwszym razem gdy pozwoliłem mu uczynić się dla niego nagim, a jego ręce unieruchomiły mnie w pozycji jaką wybrał pomyślałem, że o Boże, a więc tak to ma wyglądać?
Wtedy wszystko działo się szybko. Jego przyspieszony oddech był wszędzie, podobnie jak jego dłonie i usta, zaś żadne z nich nie zostawały długo w jednym miejscu.
Tak należy - podpowiadałem sobie leżąc przykładnie wtulony w pościel, obdarty z ochronnej warstwy koszuli i spodni, z nogami ufnie/ulelgle rozłożonymi tak jak tego chciał. To było bardzo logiczne wnioskowanie - długo czekał, obiecałem, teraz miał prawo, zatem czy nie należy? Z tą myślą początkowo nieumiejętnie i bez celu starałem się chwytać jego ramion, całować na oślep czego dosięgły moje usta, giąć się i wzdychać jak na filmach. Dzisiaj zastanawiam się czy go to denerwowało. Może śmieszyło. Nie wiem, nigdy nie zapytałem. Myślę też, że byłoby lepiej gdybyśmy zaczekali z tym do następnego wieczora, trzeźwiejsi i wyzbyci nerwów towarzyszących weselom mielibyśmy większe szanse na uniknięcie tych kilku wpadek.
Każde skrzypnięcie materaca, zgrzytliwe przesunięcie łóżka, dźwięk moich spadających z szafki nocnej okularów, niewiele mówiące mi pomruki Lance'a w mojej głowie rozbrzmiewały o stokroć głośniej i groźniej niż w rzeczywistości, a brak kontroli nad tym w czym uczestniczyłem dodatkowo sprawiał, że zamiast przeżywać swój mistyczny pierwszy raz byłem po prostu przerażony.
W pewnym momencie padło pytanie, które usłyszałem ale nie zrozumiałem, a i tak zgodziłem się natychmiast z rozpędu. Nawet kiwnąłem głową, moment później wciskałem ją w spojenie napierającego na mnie barku z zębami zaciśniętymi tak mocno jak powiekami. Bolało bardziej niż zakładałem, z nerwów nie potrafiłem ani zapanować nad oddechem ani się rozluźnić do czego namawiały mnie czytane parę dni wcześniej dobre internetowe porady. Byłem zbyt zdenerwowany aby o tym pamiętać, zbyt zaaferowany odczuciem, pochłonięty mocno fizycznym aspektem ledwo co przypieczętowanego związku. Ale tym co przerażało mnie najbardziej był nagły przebłysk; jemu nie zależy. Dlatego nie powiedziałem ani słowa, nie poprosiłem by zaczekał, by dał mi choć chwilę, by załagodził dyskomfort, wynagrodził starania - nawet te nieudolne - bo ze wszystkich innych najbardziej paraliżowała mnie strachem ewentualność, że Lance by tego nie zrobił.
Cisza pozwalała przypuszczać, że przestałby natychmiast, pochyliłby się nade mną z rozognioną twarzą, z troską i gorączkowym poszeptywaniem by mnie uspokoić, z obietnicami ofiarowania mi całego czasu świata i cierpliwością. Ciemność o jaką sam od początku prosiłem ze wstydu stała się furtką do założenia, iż nie mógł niczego zauważyć, ale


  • każde

szarpnięcie
      • wstrząsało
    • moim

ciałem
  • .


Dlaczego nie zapytał?
Tak bardzo chciałem, żeby zapytał.
Powiedziałbym przecież, że nie boli, bardzo chciałem dać mu to wszystko na co tak długo czekał.
Czekał! I to tak długo, więc może dlatego teraz, tak szybko i szarpiąco?

Im dłużej zapętlałem się wokół tych myśli tym mniej skupiałem się na swoich podkarmionych paniką lękach, a nim spostrzegłem, ból zmienił się we wciąż zauważalny lecz akceptowalny dyskomfort. Nie. Nie było źle - dotarło do mnie po paru głębszych oddechach i jednym przypadkowym uderzeniu czubkiem głowy w ramę łóżka, na które mruknąłem z rozdrażnieniem, a po którym Lance okrył mnie asekuracyjnie dłonią.

Tak jest dobrze - wreszcie dochodzę do wniosku, a kiedy strach odpuszcza zaczynam dostrzegać jak bardzo był on irracjonalny. Lance wprawdzie umyka moim dłoniom i odgania je z miejsc w których mu teraz nie pasują, ale co raz zgarnia je sobie na kark, podpowiada im by go chwycić i trzymać, do cholery, mocno i porządnie, inaczej znów zawadzę o drewniany wezgłówek i rano będę narzekał na obtłuczenia.

Jest lepiej - zgadzam się z sobą w duchu, gdy w bezładnym rytmie i chaosie Lance'a będącego wszędzie - we mnie, na mnie, wokół mnie - dopatruję nie tyle braku jego koncentracji na moich potrzebach, ale pełnej, niezmąconej koncentracji na potrzebie obopólnej bliskości widzianej z naszych stron poniekąd odmiennie. Cóż, małżeństwo jest ponoć sztuką kompromisów.

Och, jest cudownie!
Na tym etapie myślę już niewiele. Nic z tego co przechodziło mi wówczas przez głowę nie nadaje się do zacytowania, mignięcia słów pozbawione koherentności i wzajemnej zależności. Nie potrzebuję już by o cokolwiek pytał, bo i tak nie pozwoliłbym mu niczego zmienić, bo tego właśnie chciałem, bo widocznie nie zawsze należało wiedzieć o wszystkim od początku, czasami miało prawo boleć i dopiero wówczas naprawdę można było cokolwiek zrozumieć. W tym rzecz, że Lance wcale nie musiał przekonywać mnie w żaden sposób bym mu zaufał, to ja musiałem się o tym przekonać i zdecydować czy rzeczywiście tak jest.

Dzisiaj myślę też, że ufać mu nigdy nie przestałem, nawet wtedy kiedy dowiedziałem się o jego pierwszej zdradzie i później, gdy nauczyłem się uznawać to za coś co należy zwyczajnie zaakceptować tak, jak akceptuje się porzucone obok łóżka skarpetki.


Obrazek
Nauczyłem się również zadowalać rzeczami niewielkimi - zupełnie bez podtekstu. Każdy lepszy dzień chwytałem do ostatka i upewniałem się, że zapamiętam najbardziej błahą chwilę, bo kiedy nadchodziły dni gorsze musiałem się czymś poratować. Z tego samego powodu popełniłem wiele błędów, czasami zbyt uparcie i nużąco uwieszałem się Lance'a w czasie wolnym jakiego zawsze miał jak na lekarstwo. Wiedziałem o tym, praca szybko odłożyła mu się na twarzy płytkimi zmarszczkami, a ja zamiast uszanować jego naturalną potrzebę dysponowania tym co zostanie, sam rozplanowywałem mu każdą minutę od powrotu z uczelni aż do poranka, kiedy musiał wsiąść w samochód i wrócić na katedrę. Zastanawiam się - czy to dlatego zaczął przeznaczać go na inne kobiety, które w przeciwieństwie do mnie potrafiły po prostu go słuchać? Nie zadręczały narzekaniem, napominaniem i wypytywaniem o to, czy wziął swoją porcję leków z pudełeczka nad kuchenką, czy popił je wodą, a nie z przyzwyczajenia kawą? Nie wytykały wyblakłej, pospiesznie przepłukanej w przerwie między wykładami herbacianej plamy na mankiecie koszuli, nie spychały z łóżka nad ranem ani nie awanturowały się o pusty karton mleka zostawiony w drzwiczkach lodówki?
Pierwsza kochanka była dla mnie szokiem, czułem się tak, jakby ktoś pod moją nieobecność wymienił zamki w mieszkaniu. A może raczej powinienem powiedzieć pod moją nadobecność skoro nawet zdaniem rodzonej matki było mnie wokół Ciebie, Kochany, za dużo?

W domu nigdy nie brakowało ani denaturatu ani gliceryny, bo doskonale czyściło się nimi szminkę z koszul, nawet tych jedwabnych jakie kupowałem mu co roku przed świętami. Minęło parę lat odkąd znalazłem pierwszą kiepsko zatuszowaną winem smugę tłustawego karminu, a dziś rozpoznaję już nawet odcienie. Znajduję je pomiędzy swetrami z angory i kamizelkami, a chociaż Lance stoi zaledwie parę kroków dalej i myje w tym czasie zęby, nie mówię ani słowa gdy segreguję pranie. Nie pytam bo przeraża mnie myśl, że to, że ja wiem byłoby mu obojętne.


Obrazek
Pierwszy raz myślę o rozwodzie nad ranem, zwinięty na kanapie obok Fibi, wsłuchany w deszcz i Twoje kroki przytłumione z uprzejmości (?) przejściem na dywan. Zdjąłeś buty i teraz choć oczy mam zamknięte wiem, że nadal spacerujesz po tonącym w spokojnej szarości godziny czwartej po naszym mieszkaniu, bo jak zwykle zapomniałeś zamknąć drzwi, zdjąć spinkę z jednego mankietu i szukasz swojej piżamy. Konkluzja uderzyła we mnie nieoczekiwanie pomimo iż oczywistym było, że kiedyś się w nas pojawi.
Słowo rozwód mi się nie podoba, brzmi kategorycznie i bez odwrotu, więc wyrzucam je z głowy. Zamiast tego zastanawiam się, czy Twoją piżamę wyprasowałem nim złożyłem do szuflady, a jeśli nie, to czy powinienem wstać, żeby...?
Słyszę domknięcie w sypialni, skrzypnięcie materaca, deszcz pchający się samobójczo w okna ze zdwojoną siłą. Naciągam koc pod brodę, udaję bodaj sam przed sobą, że zasnąłem tu czytając wypracowania i wyłącznie lenistwo trzyma mnie z daleka od łóżka.

Rozwód nadal brzmi okropnie.
Rozwód niczego by nie zmienił.
Masz przecież wszystkie moje pierwsze razy.

my flaws

Zna 12 sposobów składania skarpetek.
Urodził się i wychował w Londynie, do Seattle trafił na studiach.
Marzy o małym domku za miastem, adopcji dziecka i od ostatnich 4 lat o urlopie w okolicach Dubrovnika, gdzie z Lancem spędził swój miesiąc miodowy.
Egzamin na prawo jazdy zdał za pierwszym podejściem, mimo to miał problem z przyzwyczajeniem się do ruchu prawostronnego.
Nigdy nie dostał mandatu, nawet za niepoprawne parkowanie.
Unika alkoholu, no chyba, że ktoś podstawi mu nalewkę albo wino. Po dwóch kieliszkach ma już wypieki na policzkach i nosie, kolejne dwa rokują czkawką.
Ma słabe serce i spore ryzyko zawału. Regularnie co pół roku odwiedza kardiologa.
Ma lęk wysokości i kiepsko pływa.
Konfrontacje go przerażają, więc ich unika.
Uwielbia Stinga, ma wszystkie jego płyty.
Jeszcze parę lat temu mdlał na sam widok krwi. Obecnie jest lepiej, choć nadal robi mu się słabo przy byle skaleczeniu.
Romantyk. Nigdy nie wyrósł z nadziei na ciężkie bukiety róż, kolacje przy świecach i nieśmiało marzy o tańcach po winie. Teraz jego rzeczywistości bliżej do samotnego wieczoru z serialem, butelką i psem na kolanach, ale nikt przecież nie zabroni mu pofantazjować.
Siedzący tryb życia i przywiązanie do ciastek figowych sprawiły, że nieco mu się przytyło.
Za czasów studenckich należał do koła szachowego i klubu szermierki. Wygrał mistrzostwo Stanu dwukrotnie (szachy), a na zawodach szermierczych organizowanych pomiędzy uczelniami jeden raz zajął trzecie miejsce.
Krótkowidz. Bez okularów grubych jak denka od słoików jest ślepy jak kret.
Gotuje bardzo chętnie i... bardzo miernie, przy czym nie ma o tym zielonego pojęcia bo nikt mu o tym nigdy nie powiedział wprost.
Kolekcjonuje ryby. Nie żywe, broń boże, tylko te szklane i wymalowane. Przy breloku ma nawet taką szmacianą, szytą na modłę tych portugalskich.
Entuzjasta robienia miliona zdjęć przy każdej sposobności. Wraz z pogarszaniem się kondycji małżeństwa, Emmanuel robi ich coraz więcej by zrekompensować sobie coraz rzadsze ku temu okazje.
Unika kawy, preferuje dobrą herbatę - najlepiej z kandyzowanymi owocami albo z wiciokrzewem.
Co roku piecze piernik na święta. To jedyna rzecz jaka wychodzi mu w kuchni.
Jest wierzącym i praktykującym katolikiem.
Technologie XXI wieku to dla niego czarna magia, jak na szanującego się wykładowcę przystało zawsze prosi jakiegoś uczynnego studenta aby podłączył mu rzutnik.
Przez długi czas był przekonany, że BDSM to skrót od Bardzo Dzielnie Studiuję Matmę. Wkręcił go kolega z roku, a z błędu wyprowadził dopiero Lance.
Na datę ślubu wybrał 13 sierpnia. Celowo, jak na matematyka przystało.


and more

imię/ nick z edenu

Ricotta

kontakt

pw / discord

narracja

czas, osoba

zgoda na ingerencję MG

tak

Emmanuel Bernard Perival

Ben Whishaw

Ostatnio zmieniony 2023-09-17, 18:33 przez Emmanuel Perivale, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Ricotta

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

akceptacja!
Serdecznie witamy na forum, twoja karta została zaakceptowana. Możesz teraz dodać tematy z relacjami, kalendarz oraz telefon i cieszyć się fabularną rozgrywką, którą musisz rozpocząć w ciągu 7 dni.

autor

Zablokowany

Wróć do „Panowie”