imie i nazwisko
Wendell Fox
pseudonim
Wen
data i miejsce urodzenia
01.02.1999, Kanada, Montreal
dzielnica mieszkalna
south park
stan cywilny
kawaler
orientacja
bi
zajęcie
barman i twórca muzyki elektronicznej (wendigo)
miejsce pracy
klub Little Darlings
wyznanie
ateizm
jestem
przyjezdny
w Seattle od:
2020
Jego rodzina – według siebie będąca uosobieniem współczesnego arystokratycznego rodu – wobec miłości ma odpowiednio królewskie podejście, to znaczy: nie jest potrzebna do zawarcia małżeństwa. Wendell nie jest więc owocem uczucia. Jego istnienie wynika z konieczności wychowania dziecka, które będzie godne przejęcia „dziedzictwa” Foxów, którym jest klinika medyczna w Montrealu. Z początku godził się z tym, że nie może wybrać własnego przeznaczenia, bo to zostało wybrane za niego jeszcze przed jego urodzeniem; nie brakowało mu ambicji, dzięki której spełnianie wymagań stawianych przed nim przez rodziców przychodziło mu z łatwością. Trudno mu było zaakceptować tylko jeden fakt: że to, co rzeczywiście sprawia mu przyjemność – muzyka – dla rodziny jest niczym innym jak tłem dla scen z ich życia. Z całą pewnością nie czymś, co kiedykolwiek mogłoby znajdować się w nim na pierwszym planie, a w tym domu nie było, oczywiście, miejsca na sprzeciw. W końcu jednak i jemu, mimo że uczył się tego tańca – zachowywania równowagi między tym, co przydatne, a tym, co zbędne – od dziecka, udało się ze zmęczenia pomylić kroki. Zrobił jeden za dużo... lub może jeden za mało – bo się nie cofnął. Nie powinien był się zakochiwać – nie teraz – zwłaszcza zaś nie w tej osobie, ale stało się.
Bunt kosztował go więcej, niż sądził, że będzie musiał zapłacić, chociaż ostatecznie to nie rodzice wyznaczyli za niego cenę, lecz los. Wypadek, który wydarzył się, jak twierdzi, przez niego samego, zmienił go na zawsze. Katalizator, przez który porzucił całe swoje życie – rodzinę, studia na uniwersytecie, dom – i pojawił się właśnie tu. W Seattle.
You will always be fond of me. I represent to you all the sins you never had the courage to commit.
Wendell jest osobą skomplikowaną i prostą jednocześnie. Wszystko jest zależne od tego, jak bardzo ktoś chce się do niego zbliżyć, bo o wiele lepiej jest utrzymywać z nim kontakt na... odległość. Nie cielesną – emocjonalną. W powierzchownych relacjach jest – na ogół – wręcz ideałem, bo zachowuje się wówczas jak aktor, który gra rolę napisaną z myślą o jego widowni, jakakolwiek by ona nie była. Dopiero z biegiem czasu na lustrze, jakie zdaje się aż za dokładnie odbijać to, co chce się w nim zobaczyć, pojawiają się pęknięcia, przez które widać prawdziwego Wendella, dzielącego ludzi tylko na tych, którzy go bawią, i tych, którzy go, cóż – nudzą. Inaczej rzecz ujmując, jeśli nie potrzebuje danego człowieka, do czegokolwiek by mógł go potrzebować, to jego zainteresowanie nim, które pojawiło się na początku rozmowy, znika, kończąc ją w połowie zdania. Właściwie naturalna rzecz, chociaż zdaje się, że w jego przypadku bardziej niż w innych czytelna, bo jest już wówczas jak książka, którą każdemu pozwala czytać. Oczywiście są ludzie, którym jej treść się nie podoba. W rzeczywistości dobrze jest jednak nie zwrócić na siebie jego uwagi, bo jeżeli już to się stanie, to ma tendencję do zmieniania ją w obsesję. Z pozoru bezpieczną, ponieważ nie zależy mu na nikim aż na tyle, żeby samemu na niego polować; o wiele bardziej wygodne jest przecież czekać, aż „ofiara” przyjdzie sama, zwabiona obietnicą otrzymania tego, czego sama szuka, bez względu na to, czy jest w stanie jej to dać, czy nie. Nie robi tego w pełni świadomie, ale lubi – przez manipulację ich uczuciami – uzależniać od siebie innych. Być może w głębi siebie boi się, że jeśli więzi z nimi nie będą aż tak mocne, będą w stanie je po prostu zerwać.