WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
32
175

-

-

-

Post

#1

Pora roku wciąż dawała o sobie znać, przedwiośnie nieśmiało zaglądało do Seattle. Chmury ustępowały miejsca pierwszym promieniom słońca, odsłaniając szarostalowy błękit nieba. Termometry wskazywały ledwie dziesięć stopni powyżej zera, czy jak kto woli: dobiegały pięćdziesięciu stopni Fahrenheita. Ulica była spokojna o tej porze dnia, gdy smukła wskazówka zegara wybijała południe. Na trawniku sąsiadów bawiła się dwójka dzieci: bliźniacy. Dwa małe łobuzy, który ciągle wpadały w tarapaty. Tym razem było podobnie: testowali wytrzymałość swoich rowerów. Jak bardzo mogą się rozpędzić, zanim wjadą w kontry na śmieci. Gdzieś w oddali słychać było szczekanie psa. Pan Jefferson pewnie wyprowadzał swojego dziesięcioletniego Jack Russell Terriera. Siwiejąca skroń była cechą wspólną pupila, jak i właściciela.

Tymczasem w domu państwa King, panowała niemal grobowa cisza. Niemal. Zegar wybił pięćdziesiątą trzecią minutę po dwunastej, gdy nagle rozbrzmiała La finta giardiniera. Dźwięki nie były nachalne, ale brakowało tylko drobnych, maleńkich baletnic wbiegających do pomieszczeń z uśmiechami. Tę rolę pełniła Constance.

W jadalni pojawiły się świeże kwiaty, a ona nuciła pod nosem. Powtarzała dźwięki. Zgrywała się z nimi idealnie. Zdawać by się mogło, że wyuczyła się Mozarta na blachę. Duży wiklinowy kosz ustawiła na stole, wyciągając z niego domowe wypieki i przekąski. Muffiny, kilka ciastek zawiniętych w elegancką serwetę. Na sam koniec tarta z serem pleśniowym, sałatka mieniąca się kolorami pomidorów: od soczystej czerwieni, przez niemal czerniejący fiolet, przez zieleń i żółć. Połyskiwały w słońcu, skropione oliwą z oliwek.

– Zjesz? – zapytała z uroczym uśmiechem, patrząc na Marcusa. Tuż za nim przeszła nieco otyła, starsza kobieta. Sprzątaczka, jak zwykła o niej myśleć. Wcześniej niania. Costance zaczęła już rozkładać talerze, gdy z korytarza dobiegł dzwonek do drzwi.

– Spodziewamy się gości? – zapytała, unosząc lekko brwi i przenosząc wzrok z Marcusa, na gosposię. Ta tylko wzruszyła ramionami. Nigdy nie pałała sympatią do Connie. Nie wiadomo dlaczego. Blondynka zostawiła otwieranie drzwi niani, a sama ruszyła do kuchni - przygotować herbatę.

Marcus King

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Cisza w jego domu nie była dziełem przypadku. Kiedyś te pomieszczenia wypełniał śmiech dziecka, grający w tle gramofon oraz głos jego żony. Teraz wszystko zamilkło. Nie było nikogo, kto mógłby przywrócić dawną gwarę temu miejscu. Odkąd jego żona zabrała dziecko, a przynajmniej tak sądziła policja, w jego domu zapanowała cisza. Snuł się tutaj niczym cień zatracając jakikolwiek sens. W pierwszych tygodniach był wściekły, robił wszystko by je odnaleźć, lecz ile mógł zrobić prosty obywatel? Rozwiesił plakaty, zaraportował zniknięcie policji, wyłożył niebagatelne sumy za jakiekolwiek informację, lecz nic nie pomogło.
Jedynym ratunkiem była dla niego Connie. Koleżanka jego żony, która najwyraźniej, pod jej nieobecność, zdecydowała się zająć zdruzgotanym mężczyzną. Ich gosposia mogła po nim posprzątać, zrobić obiad, którego nigdy nie tknął, ale nie była rodziną. Tylko pracownikiem. Dla niego jednym z wielu ponieważ prowadził własną firmę. To blondynka przychodziła tutaj prawie każdego dnia. Tak, jak dzisiaj, przynosiła kwiaty, domowy posiłek. Wypełniała to ciche i puste miejsce swoją osobowością, a Marcus był jej za to cholernie wdzięczny. Bez niej nie poradziłby sobie w tym wszystkim. Nie wiedział jeszcze jak jej się za to kiedyś odwdzięczy, ale na pewno to zrobi.
- Nie chcę żeby twoja praca poszła na marne. - odpowiedział jej nieco wymijająco lecz musiał stwierdzić, że wszystko, co wyłożyła przed nim na kuchennej wyspie pachniało i wyglądało niesamowicie - Connie, wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? Nie marnuj swojego życia na moje problemy. - pokręcił głową ze zrezygnowaniem - Mamy piękny dzień, powinnaś go spędzać z resztą świata. Umówić się na jakąś randkę. A nie siedzieć ze mną w tym smutnym domu. - spojrzał na nią mając nadzieję, że w końcu to do niej dotrze.
- Ja nikogo nie zapraszałem. - wzruszył ramionami odprowadzając gosposię wzrokiem - Naprawdę. Żyj swoim życiem Connie. - zwrócił się jeszcze do niej zanim ktokolwiek przyszedł jeszcze bardziej zakłóci spokój tego domu.

Constance Bass

autor

-

Awatar użytkownika
32
175

-

-

-

Post

– Marcus, daj spokój. – machnęła dłonią, zbywając temat po raz kolejny. Po raz setny? Tysięczny? Bywała tutaj regularnie, codziennie.

– Rozmawialiśmy już o tym. To dla mnie czysta przyjemność. – uśmiechnęła się. Nie był to nawet zwykły, prozaiczny gest. Uśmiech niemal wyciągnięty z reklam lat pięćdziesiątych. Szeroki, odsłaniający rząd śnieżnobiałych zębów. Szczery, radosny, nie przywołujący nawet najmniejszej idei znudzenia, rozczarowania czy zmęczenia.

– Usiądź wygodnie, a ja zaraz przygotuje lemoniadę. – położyła dłoń na jego ramionach, stojąc za nim. Lekko je nawet zacisnęła, parę razy rozmasowując jego zmęczone - niewiadomo czym - mięśnie. Zniknęła w kuchni, przygotowując trzy szklanki z lemoniadą. Jedna dla siebie, jedna dla gosposi, a potem trzecia: w tej było znacznie więcej. Nucąc pod nosem melodię dobiegającą z salonu, Connie wyciągnęła małą białą serwetkę. Złożona na cztery, postukała w nią rękojeścią noża. Dokładnie, by potem docisnąć płaską stronę ostrza. Ostrożnie otworzyła zawiniątko, a rozdrobniony proszek dosypała do jednej ze szklanek. Zamieszała dokładnie, a potem otrzepała dłonie. Wciąż z tym samym zadowolonym uśmiechem.

– Lemoniada gotowa. – zaświergotała, wchodząc do salonu. Na srebrnej tacy trzy szklanki, każda z lemoniadą, wypełniona dodatkowo kostkami lodu. Stanęła przy stole, unosząc lekko brwi. Znajdował się tam już mężczyzna - siwiejący, z nieco zaokrąglonym brzuchem. Krótko przystrzyżone włosy, nieco ociężale zawiązany krawat. Agent FBI.

– Constance Bass. Jestem sąsiadką. – przywitała się uprzejmie.

– Napije się pan może lemoniady? – zapytała, zanim agent zdążył dodać cokolwiek.

– Agent Johnson. – jednak na ofertę lemoniady tylko pokręcił głową.

– Agent? – uniosła lekko brwi, patrząc na agenta, a potem na Marcusa. Johnson zdążył już wyjaśnić cel swojej wizyty: kilkadziesiąt kilometrów za miastem znaleziono plastikową torbę. W środku były dokumenty żony Marcusa, wyrobiony paszport jego córki. Parę godzin późnej znaleziono porzuconą walizkę - tę, którą teoretycznie jego żona miała zabrać ze sobą przed ucieczką. Wszystko wskazywało na to, że walizka została porzucona. Agent jednak podejrzewa, że doszło do wypadku. Trudno bowiem uwierzyć, że żona Marcusa zwyczajnie porzuciła wszystkie ubrania i rzeczy osobiste. Wśród nich znaleziono portfel, karty płatnicze, dowód osobisty oraz gotówkę.

– To straszne. – powiedziała, zasłaniając dłonią usta.

– Ale czy jest szansa, że po prostu pozbyła się swoich rzeczy? Żeby jej nie szukano? – zapytała, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Marcus King

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

- Co to za przyjemność doglądać żebym coś zjadł każdego dnia? Stać cię na więcej Connie, daj sobie w końcu spokój. - pokręcił głową nie dając za wygraną.
Od zniknięcia swojej żony wiele razy zadawał sobie pytanie, co ona takiego z tego ma? Oficjalnie przecież była właśnie jej przyjaciółką, a oni tak naprawdę za dobrze się nie znali. Tyle ile wymieniali za każdym razem kilka uprzejmości pod tytułem co u Ciebie i jak sobie radzisz. O tamtej jednej nocy i poranku w końcu obiecali sobie nigdy nie rozmawiać, a najlepiej zapomnieć.
Wizyta agenta FBI była zaskoczeniem. Marcus był już bardziej niż mniej pewien, że policja zaraz umorzy tę sprawę. Wszyscy zdawali się mieć przeświadczenie, że kochająca żona po prostu zabrała dziecko i postanowiła ułożyć sobie życie gdzieś indziej, a ojcu przecież się nic nie należy ponieważ nie nosił dziecka pod sercem przez dziewięć miesięcy. Żałosne.
- Dzięki Connie. - przytaknął odbierając od niej lemoniadę od razu zwilżając sobie nią usta bo już teraz czuł, że mu pierzchną słuchając wyjaśnień mężczyzny na temat jego wizyty.
Fakt, że znaleziono rzeczy jego żony oraz córki nie napawał optymizmem, lecz wiedział, że jest cholernie inteligentną kobietą. Co z resztą Connie szybko podłapała wyrażając swoją opinię. Powinien był docenić, że agencja tak szybko przyszła z nowymi informacjami w swoim śledztwie. To, że w ogóle się go podjęli z ramienia rządu, aczkolwiek ostatnimi czasy z jakiegoś powodu miał problem z kontrolą impulsów. Był drażliwy, łatwo wpadał w gniew. Podobnie było tym razem.
- Wypadek? W takim razie dlaczego nikt nie zgłosił ich do szpitala? Może miały też znajomego chirurga? - uderzył dłonią o stół sfrustrowany - Może zajmiecie się w końcu szukaniem zamiast szukaniem sobie powodów dla których nie musicie?! - warknął na agenta.
Jak można się domyślić rozmowa nie poszła zbyt sprawnie od tego punktu. Zamienili może kilka zdań zanim Marcus po prostu wyprosił agenta każąc mu wziąć się w końcu do roboty. Po wszystkim dopił jeszcze swoją lemoniadę duszkiem i przepraszając Connie wszedł do łazienki. Podparł się po obu stronach umywalki zupełnie nie rozumiejąc co się z nim dzieje. I dlaczego zaczynał dostawać wzwodu? Czy już kompletnie postradał zmysły?

Constance Bass

autor

-

Awatar użytkownika
32
175

-

-

-

Post

– Rozmawialiśmy o tym wiele razy. To dla mnie czysta przyjemność. – to był niemal jej slogan, gdy Marcus po raz kolejny próbował ją zniechęcić. Lub zachęcić - do innego trybu życia. Tymczasem jego starania, namowy i prośby nie przynosiły zupełnie żadnego rezultatu. Constance każdego dnia pojawiała się w jego domu, dbając o te same rytuały. W niedziele zjawiała się nieco później: albo raczej z przerwą. Nad ranem zostawiała na stole świeżo upieczone babeczki, czasami słodkie bułki, a potem szła do prezbiteriańskiego kościoła oddalonego o dwie przecznice. Wracała po mszy, przygotowywała obiad. Wszystko miało swój czas, sztywno zapisany w jej kalendarzu.

– Oczywiście. Ale w poniedziałek, proszę przyjechać. Mamy parę dodatkowych pytań. – agent nie był do końca szczery. Znalezienie rzeczy wcale nie nasuwało konkluzji o żadnym tajemniczym wypadku. Pierwszym podejrzanym w takiej sprawie jest: bliska rodzina. W tym przypadku mąż. Nie było ku temu żadnych dowodów, nawet przesłanek. Niemniej, trudno było oprzeć się pokusie, że to on pozbył się żony i córki, by zacząć życie na nowo? Wiele rodzin skrywa nieprzyjemne, trudne tajemnice. Być może i w tym przypadku agenci federalni zaczną odkrywać jakieś nieznane, niewygodne prawdy. Agent federalny ostatecznie wstał, zapinając tweedową, ciemną marynarkę. Zadał jeszcze parę pytań gosposi, a następnie i jej wręczył oficjalny list - wezwanie na przesłuchanie. Zdaje się, że sprawa nie tyle została zamknięta, co w końcu ktoś rzucał na nie nowe światło?

– Nie przejmuj się. Może w końcu udało im się coś ustalić. – ułożyła dłoń na ramieniu Marcusa, co tylko spojrzało się ze znudzonym, a może rozdrażnionym spojrzeniem gosposi. Pulchna kobieta odprowadzała agenta do drzwi, a Constance wypiła parę łyków swojej lemoniady.

– Wszystko w porządku? – spojrzała na Marcusa, gdy nagle wstał od stołu i ruszył w kierunku łazienki. Nie szła za nim, wróciła do kuchni. Skąd mogła widzieć gosposię stojącą razem z agentem federalnym przed drzwiami frontowymi. Dzięki lekko uchylonemu oknu, nawet słyszała część ich rozmowy. Opuszkami palców przesuwała po idealnie wypolerowanym, kamiennym zlewie, rysując kształt na krawędzi.

– Dobrze się czujesz? – zapukała do drzwi łazienki, stojąc na korytarzu.

– Zostawiłam w jadalni deser. Ciasto bezowe z malinami. Będę na górze, złożę czyste ręczniki. – pranie. To właśnie z wiklinowym koszem wypełnionym świeżo wysuszonymi ręcznikami znalazła się w garderobie na górze. Składała kolejne białe frotte ręczniki, miękkie i grube. Wiedziała jak dbać o dom. Co zrobić żeby bawełna nie była niczym papier ścierny.

Marcus King

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Był na tym cholernym posterunku już tyle razy! Powinni mieć wszystkie jego zeznania, a ten agent powinien je już znać na pamięć. Najwyraźniej przydzielili kolejnego konowała, który po prostu zamknie śledztwo po kilku kolejnych tygodniach, a do tego czasu jego żona mogła być już z dzieckiem poza granicami kraju. Nie kupił też tego teatrzyku z wręczaniem oficjalnego pisma również gosposi. Przecież ją również już przesłuchiwano. FBI zamiast zająć się rozwiązywaniem sprawy po prostu odhaczało kolejne punkty z listy do zamknięcia śledztwa, a przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Marcusa.
Gdyby naprawdę podejrzewali go o to, że ma cokolwiek wspólnego ze zniknięciem swojej rodziny już siedziałby na dołku, jak właściwie za pierwszym razem, gdy zgłosił ich zniknięcie. Przetrzymali go prawie dwadzieścia cztery godziny tylko po to by w końcu stwierdzić, że tak... Rzeczywiście miał alibi. Potwierdzone przez kilku klientów z innego miasta. Kompletna farsa.
Dlatego potrzebował kilku minut dla siebie. Na osobności. Wiedział, że Connie próbowała tylko pomóc, lecz w tym momencie nic mu nie pomagało. Był poirytowany, sfrustrowany, a do tego wszystkiego jeszcze napalony. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, aczkolwiek był zbyt dumny by zgłosić się do kogoś po pomoc. Weźmie kolejne prochy mając nadzieję, że szybko mu przejdzie.
- Tak, nie przejmuj się tym. - warknął przez zamknięte drzwi, chociaż kobieta nie była tutaj niczemu winna.
Przez moment poczuł się naprawdę podle, że tak ją traktuje, jednak kiedy zaczął o niej myśleć... Jej obecność nie miała tutaj najmniejszego sensu. Może dla jakiegoś postronnego agenta, jako zaaferowana przyjaciółka rodziny, ale dla niego? Coś tu nie grało.
Wspiął się po schodach nie ukrywając swojej obecności. Wszedł do swojej sypialni zamykając za sobą drzwi mając na uwadze, że jego gosposia jest dość wścibska. Stanął w drzwiach do swojej prywatnej łazienki, gdzie właśnie składała ręczniki. Wyglądała świetnie. To była jego pierwsza myśl. To tylko zaburzona chemia mózgu, stres i zmęczenie. Zdecydowanie.
- Co Ty tu robisz Connie? - spojrzał na nią podejrzliwie - Nie pytam o ręczniki tylko w moim domu. Od gotowania i sprzątania mam gosposię, po co tracisz swój cenny czas na to, co mogłaby zrobić ona? Przecież jesteś koleżanką mojej żony, nie moją. - zmrużył nieco oczy i było widać, że jest dość nabuzowany - Dlaczego cały czas się przy mnie kręcisz? Pomogłaś jej zniknąć i masz teraz wyrzuty sumienia? - zadał jej w końcu to pytanie opierając się o framugę z założonymi rękami.

Constance Bass

autor

-

Awatar użytkownika
32
175

-

-

-

Post

– Jakbyś czegoś potrzebował, będę na górze. Dorothee rozmawia z agentem, pewnie zaraz wróci. – gosposia rozmawiająca z federalnym? Niby nieznacząca informacja, acz - być może Constance tylko siała ziarno pod przyszłe plony. Była mistrzynią dalekosiężnych planów.
Constance siedziała na podłodze. Na kolanach. Obok niej stał wiklinowy kosz z wciąż niezłożonymi, białymi ręcznikami. Po drugiej stronie natomiast trzy kolumny złożonych ręczników, ułożone według rozmiaru. Uśmiechnęła się, gdy Marcus stanął w drzwiach. Zupełnie niespeszona sytuacją, w której to ona była w małej prywatnej łazience obok sypialni.

– Słucham? – trzeba przyznać, że aktorką była pierwszorzędną. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, z lekkim wyrzutem. Lekko rozchylone wargi, rozczarowany wzrok. Pokręciła głową, składając ostatni z małych ręczników i powoli odkładając go na stertę wcześniej przygotowanego, wysuszonego prania.

– Od jej zaginięcia staram Ci się pomóc. – prychnęła.

– Straciłeś żonę i dziecko. Nie wiesz nawet dlaczego. – zaczęła, patrząc na niego uważnie.

– Rozumiem, że jesteś rozżalony, rozczarowany i zły. Wściekły. Masz prawo. Ale doceń, że staram się pomóc. – westchnęła głęboko.

– Byłam jej przyjaciółką. Ale kompletnie nie rozumiem dlaczego odeszła. Nigdy się nie skarżyła na wasze małżeństwo, nawet najdrobniejszym słowem. Zniszczyła udaną, szczęśliwą rodzinę. – sięgnęła po większy ręcznik, składając jego dłuższe boki do środka, a potem raz i dwa. Składała wszystko z niezwykłą precyzją, wszystkie ręczniki kończyły w takiej samej kostce.

– Gosposia to tylko pracownik. Chciałam żebyś miał wsparcie, nie czuł się porzucony. – wzruszyła lekko ramionami, odkładając złożony prostokąt frotte.

– Ale jeśli Ci to przeszkadza, już wychodzę. – wzruszyła lekko ramionami. Kompletnie obojętnie.

Marcus King

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Coś naprawdę było z nim cholernie nie tak. Próbował wszystko zrzucić na stres związany z zaginięciem rodziny. Problemami w pracy, ale musiało być coś więcej. Coś, co sprawiało, że gdy tylko zobaczył ją w tej pozycji od razu przypomniał sobie co robił z nią tej jednej nocy, o której oboje obiecali sobie zapomnieć. On naprawdę cholernie się starał i właściwie to zrobił. Teraz jednak wszystko do niego wróciło. Jakby ktoś otworzył jedną z zapadek w jego mózgu. Był w stanie zwalczyć ochotę by włożyć coś w jej usta, aczkolwiek nie był już w stanie ukryć tego, że miał teraz wzwód. Zupełnie bez powodu i nie był to pierwszy raz. Tracił zmysły.
Może stąd właśnie wzięły się te wszystkie oskarżenia? Podświadomie próbował ją przed sobą uchronić? Obrazić by więcej tutaj nie wracała, a przez to nie była zagrożona tym, że któregoś dnia zrobi coś, czego żadne z nich nie chciało? Coś, czego on będzie cholernie żałował i zdecydowanie pójdzie do więzienia? A może po prostu wiedział, że coś jest na rzeczy?
- Tak, ale dlaczego? Przecież jestem dla ciebie nikim. Praktycznie kimś obcym. - nie dawał się tak łatwo zbić z tropu, nie o to tutaj chodziło.
- Nie straciłem, jedynie zniknęły. - nie był jeszcze gotów dopuścić do siebie myśli, że może faktycznie... miały jakiś wypadek i już nigdy do niego nie wrócą, to się po prostu nie mogło wydarzyć.
- Connie przestań kłamać. Jesteś jej najlepszą przyjaciółką. Mam naprawdę uwierzyć, że nie wiedziałaś o naszych problemach? O tym, że ze sobą nie sypialiśmy, nie zgadzaliśmy się już na wiele tematów, a ja podejrzewałem, że wyprowadzała pieniądze z firmy? - spojrzał na nią oskarżycielsko.
Nie musiała mydlić mu oczu. Nie był głupi. Jego żona zawsze paplała. Może nie każdej koleżance, ale Connie? Na pewno. Były prawie jak siostry. Blondynka spędzała u nich czasami więcej czasu niż on. Nie uwierzy, że nic nie wiedziała.
- Tak, ale nadal nie powiedziałaś mi dlaczego. - odepchnął się od framugi by podejść bliżej - I nie wyjdziesz stąd dopóki mi tego nie powiesz. Dlaczego Ci zależy? - był stanowczy patrząc na nią z góry.

Constance Bass

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „31”