Nawet jeśli Connor nie oczekiwał wiele po jej reakcji (a domyślała się, że nie oczekiwał, a tym bardziej, ze współczucie było ostatnim, co chciałby od niej otrzymać, bo... pewnie już się go naoglądał po odejściu z wojska i coś jej podpowiadało, że ktoś taki jak on wolał raczej uchodzić za twardziela, niż wzbudzać w ludziach litość) to Indy i tak było głupio w związku z tym, iż nie umiała wydusić z siebie żadnej rzeczowej odpowiedzi. Jednocześnie zaś wolała powiedzieć mniej, niż powiedzieć coś, co zabrzmiałoby teraz dziecinnie lub naiwnie - a chyba wszystko tak by teraz zabrzmiało, szczególnie z ust osoby, jaka nigdy niczego podobnego nie doświadczyła, a co za tym idzie: nie miała żadnego prawa oceniać ani udawać, że rozumiała to, co skłoniło w tamtym czasie mężczyznę do poszukiwania ukojenia w narkotykach. I nie zamierzała tłumaczyć mu, że to było
złe - bo on sam już o tym wiedział, i to dużo lepiej niż ona. -
Może... - przyznała, głosem ściszonym niemal do szeptu, jakby ten wciąż z trudem wydobywał się z jej gardła; zgadzając się z tym, iż trudno byłoby wskazać odpowiedni moment na tę rozmowę - chociaż gdyby ktoś ich o to wcześniej zapytał, to z całą pewnością żadne z nich nawet nie pomyślałoby, że okaże się nim wspólna kąpiel. Odetchnęła jednak głęboko, a kiedy ich spojrzenia znów się spotkały, potrząsnęła zaraz głową, nie chcąc dać mu odczuć, jakby to było dla niej zbyt wiele. -
Owszem, to sporo informacji, ale... to mnie nie odstraszy. Chcę cię lepiej poznać, również z tej strony, której nie pokazujesz na co dzień. Bo wiem, że warto... A przeszłość, jaka by nie była, też jest częścią ciebie, i ją też chcę znać. Najważniejsze, że masz to wszystko za sobą i nie wrócisz do tego... tak? - powtórzyła raz jeszcze, jakby licząc na to, że im więcej razy powiedzą to na głos, tym skuteczniej przekaz dotrze do jego głowy, stanowiąc dla niego dostatecznie silną motywację, aby nie dopuścić do powrotu na tę ścieżkę. Zwłaszcza, że Indy mogła jedynie zgadywać i domyślać się, iż jego obecne interesy oraz świat, w jakim się obracał, były w jakiś sposób związane z narkotykami, co oznaczało, że brunet sam wystawiał się na pokusę i wystarczyłby zapewne jeden raz, aby cały ten koszmar do niego powrócił. I chociaż mogło to zakrawać z jej strony na narcyzm, to Indiana żywiła mimo wszystko (naiwną?) nadzieję, że skoro Brewster miał teraz ją, to nie potrzebował już używek. -
Dlatego cieszę się, że mi o tym powiedziałeś, ale... nie musisz mi niczego udowadniać - pokręciła głową, prześlizgując opuszkami palców z jego policzka w dół, na ramię, gdzie powiodła również wzrokiem. -
Przepraszam, że tak niesprawiedliwie cię oceniłam i że wątpiłam w to, czy traktujesz mnie poważnie; nie chodziło o ciebie, tylko o mnie... Właśnie dlatego, że uważałam cię za ten chodzący ideał, któremu nigdy nie dorównam i... bałam się, że ty też dojdziesz do takiego wniosku - wyznała, nie bacząc na to jak niedojrzale mogłoby to brzmieć; bo chciała być z nim szczera, tak jak on z nią. Obecnie jednak miała wrażenie, że oboje z Connorem obawiali się poniekąd tego samego, skoro sądził, że ona również, znając jego przeszłość, zmieniłaby o nim zdanie. I trudno powiedzieć, czy wynikało to z faktu, iż oboje się nawzajem nie doceniali - czy przeceniali. -
Więc... wolę to, że nie jesteś ideałem. Chociaż sama nie wiem, co właściwie nim jest. Dla mnie jesteś wymarzonym facetem - zawyrokowała, pozwalając, by w kąciku jej ust zamajaczył delikatny uśmiech, gdy znalazła się wreszcie w jego ramionach. Być może takie stwierdzenie nie miało zbyt wielkiej wartości w ustach dziewczyny, która wzdychała do niego już jako nastolatka, i już wtedy o nim
marzyła, ale taka była prawda: a Indy znacznie bardziej potrzebowała mężczyzny, który dawał jej poczucie bezpieczeństwa, a nie kwiatki czy prezenty. Dlatego doceniała to, że się przed nią otworzył: bo dzięki temu zobaczyła w nim człowieka, a nie jakiegoś superbohatera czy inne mityczne bóstwo - i zrozumiała, że być może fakt, iż posiadali tak odmienne doświadczenia i że ona tak bardzo nie pasowała do jego świata, był właśnie tym, co go przy niej trzymało? Bo nie przypominała mu o tamtym bólu i pustce, ale... była szansą na coś nowego. Lepszego. I tak chyba wolała myśleć. -
Chcę - potwierdziła, że po tym wszystkim, co od niego usłyszała, co widziała i czego sama była w pewnym sensie ofiarą - nadal pragnęła być dokładnie tutaj: wtulona w jego ciało. Wznosząc więc po chwili swoje spojrzenie z powrotem na jego oczy, skinęła już tylko ze zrozumieniem głową, doskonale wiedząc, co miał na myśli mówiąc, iż przedtem jednak nie był tak szczęśliwy, jak mu się to wówczas wydawało. Ona również była teraz najszczęśliwsza - bo Connor okazał się być dokładnie tym, czego jej brakowało. Tym chętniej odwzajemniła więc czuły pocałunek, prześlizgując niespiesznie dłońmi z jego pleców na przód klatki piersiowej, wyczuwając pod opuszkami chyba każdy jego mięsień, zanim, nie przerywając namiętnych pocałunków, objęła bruneta rękami za szyję i przylgnęła szczelnie do jego ciepłego ciała, stykając się nagimi piersiami z jego torsem, gdy poczuła, jak męskie dłonie zacisnęły się na jej pośladkach. Z cichym mlaśnięciem oderwała się jednak w końcu od jego warg i odetchnęła, mając wrażenie, ze ta wspólna kąpiel po raz kolejny przybierała nieoczekiwany obrót. I choć w pierwszej chwili Indy nie była pewna, czy potrafiła jak za pstryknięciem palcami przestawić się z tej, mimo wszystko, niełatwej również dla niej rozmowy, na pieszczoty, i być w stanie czerpać z nich przyjemność - to wystarczyło, że wargi mężczyzny spotkały się z jej skórą, znacząc jej szyję delikatnymi pocałunkami, a całe jej ciało zadrżało niekontrolowanie, spragnione jego bliskości. Mruknęła cicho, uśmiechając się pod nosem. -
Lubię słuchać twojego głosu - odparła, mając chyba na myśli kwestię rozmowy, chociaż w tym momencie możliwe, ze sama już nie wiedziała, co chciała powiedzieć, poza tym najoczywistszym: że po prostu lubiła z nim mówić i go słuchać, niezależnie od tematu, bo interesowało ją wszystko, co miał do powiedzenia. Również jego
dirty talk. Zanim jednak zdołała rozwinąć swoją myśl, Connor po raz kolejny zamknął jej usta pocałunkiem. Kiedy zaś po paru długich sekundach Indy przerwała pieszczotę, nie odsunęła się ani o milimetr, w dalszym ciągu niemal stykając się z nim nosami. -
Ale właściwie, to mieliśmy się kąpać - podjęła trzeźwo, muskając zaczepnie jego wargi swoimi, lecz nie pozwalając na kolejny pocałunek. -
Pomożesz mi, czy wolisz popatrzeć jak sama się... myję? - zapytała, troszkę chyba zaskakując nawet samą siebie, bo w jej głowie te słowa wydawały się brzmieć jakby bardziej niewinnie, a zdecydowanie mniej niewłaściwie; zaś wypowiedziane na głos okazały się iście niemoralną propozycją, z jakiej Indiana, zawstydzona, szybko zapragnęła się wycofać, trochę z obawy, że Brewster uzna to za jakąś chorą scenę rodem z "American Psycho", a trochę z obawy, że - jednak zechce pójść tym tropem, zdając sobie przecież sprawę, że nie mówili
tylko o myciu. O ile jednak robili już ze sobą różne rzeczy, w tym również brali razem prysznic, tak solowy występ był czymś nowym i Indy nie była pewna, czy w ogóle umiałaby takowy zrealizować, w sposób, który okazałby się dla mężczyzny podniecający i zachęcający. Ale jak inaczej miałaby się o tym przekonać, jeśli nie
próbując? Mimo to, aby skłonić Connora raczej ku pierwszemu wyborowi, naparła zaraz ponownie na jego wargi swoimi, i oplotła go nogami, a następnie poruszyła zachęcająco biodrami, ocierając się o niego pod wodą, na której powierzchni było już coraz mniej piany, która okrywałaby ich nagie ciała.
connor brewster