WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Bee & Jonathan | Seattle, lipiec 2020

Zablokowany
If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

002. We've become echoes, but echoes are fading away
so let's dance like two shadows, burning out a glory day

———Mawiają, że młodość rządzi się swoimi prawami.
———Że wierzy się w rzeczy, których istnienie weryfikuje czas. Że buduje się przekonania, które później kruszeją. Że doświadcza się życia pełnymi garściami, bo nauka na własnych błędach przynosi najlepsze efekty.
———Że gdy człowiek jest młody, to mniej żałuje: niewykorzystanych szans, nieobranych dróg, głupich decyzji. Bo żal przychodzi dopiero później — kiedy na twarzy pojawiają się pierwsze zmarszczki, kiedy skóra przestaje być miękka, kiedy włosy okrywają się srebrem.
———Żal, który czuła Bee, podbudowywał się w niej przez ponad dziesięć lat. Choć nigdy nie pozwoliła mu dojść do głosu, zawsze umiejętnie chowając go głęboko w zlodowaciałym sercu, to zdarzały się momenty, gdy wspomnienia stawały się niemożliwe do zniesienia.
———Potrzebowała zmian. Potrzebowała wyrwania się z brutalnej rzeczywistości, potrzebowała…
——————j e g o.
———Zawsze chodziło o niego.

Long long time ago, I can still remember
How that music used to make me smile

———Ze sceny oświetlonej setką reflektorów płynęły w stronę tłumu dźwięki jednej z ulubionych piosenek antykwariuszki. Znajoma melodia rozgrzewała ciało i zasiewała w duszy ziarno ogromnego smutku, ale i przywoływała na twarz łagodny uśmiech.
———Zielona suknia, mieniąca się błyskiem tysięcy drobnych diamentów, zdawała się opływać szczupłe ciało przy każdym kroku. Bee przyciągała spojrzenia. Kobiet, które pojawiły się na balu w towarzystwie mężów i teraz uporczywie trzymały ich pod ramiona, by upewnić się, że nie zrobią niczego głupiego. Mężczyzn, którzy bez skrępowania wpatrywali się w odsłonięte plecy, ogniste włosy i smukłą łydkę, która co jakiś czas prześwitywała między połami rozciętej wzdłuż nogi kreacji.
———Żadnemu z nich nie poświęciła nawet grama uwagi.
———Bo kiedy tylko pierwsza zwrotka się skończyła i jedynymi dźwiękami dochodzącymi do uszu zebranych były surowe dźwięki instrumentów, Bee wreszcie zauważyła j e g o.

I can't remember if I cried when I read about his widowed bride
But something touched me deep inside the day the music died

———Podeszła, gdy zakończył rozmowę z dżentelmenem ubranym w niedopasowaną do spodni marynarkę. Najpierw zahaczyła palcami o dłoń wyciągniętą w stronę stołu suto zastawionego alkoholami, później przemknęła zgrabnie za plecami Jonathana, ani na moment nie odrywając ręki: sunęła po ramieniu, szerokich barkach, musnęła opuszkami odsłonięty kark, by skończyć wędrówkę na nadgarstku drugiej dłoni. Wysupłała z jego uścisku na wpół opróżniony kieliszek szampana.
———Nie mógł się jej spodziewać, ale doskonale wiedział, że Bee lubi pojawiać się w jego życiu bez ostrzeżenia, zupełnie jakby bała się, że zdoła o niej zapomnieć.
———Wciąż się nie odezwała.
———Stojąc tuż obok, na wyciągnięcie ręki, bez słowa patrzyła Jonathanowi prosto w oczy. Z wielką przyjemnością przyjrzałaby się jego twarzy dokładniej, ale każdy z zaproszonych na uroczystość gości zobligowany był do ukrycia twarzy za maską. Ta, którą wybrała Bee, wydawała się czarna, choć w rzeczywistości mieniła się odcieniami zieleni i złota. Ozdobiona wizerunkiem maleńkich pszczół, przykuwała uwagę oryginalnością, podczas gdy większość obecnych na balu kobiet zdecydowała się na maski rodem z Pięćdziesięciu twarzy Greya. Za grosz elegancji.
———Maska Bee przysłaniała tylko górną część jej twarzy, ale nos, policzki, usta i ostrą szczękę okrywała drobna siateczka, przywodząca na myśl ślubny welon lub — co bardziej pasowało do kobiety nazywanej czarną wdową — żałobną woalkę.
———Bee upiła łyk szampana i odstawiła kieliszek na stół. Drugą rękę wyciągnęła w stronę Jonathana, ostrożnie ujęła jego dłoń, a gdy w końcu się odsunęła, trzymała między palcami jego obrączkę. Pierścień był na nią za duży, kolor zupełnie jej nie odpowiadał, imię wygrawerowane po wewnętrznej stronie należało do innej kobiety.
———Dziś nie będzie ci potrzebna. — Odgarnęła z ramienia rude włosy, rozpięła złoty łańcuszek, który zdobił głęboki dekolt i zawiesiła na nim obrączkę. Cichy brzdęk odbił się echem od ustawionych na stole szklanych naczyń. Na łańcuszku były dwie obrączki. Dwa symbole wiążące ich z zupełnie innymi ludźmi.
———Wsunęła oba pierścionki za materiał zielonej sukni.

Now for ten years we've been on our own and moss grows fat on a rolling stone
But that's not how it used to be when the jester sang for the King and Queen

——————Tęskniłam za tobą.
———— Co musi zrobić nieznajoma dziewczyna, by zaprosił ją pan do tańca?
——————Spędź ze mną tę noc.
———Bee przekrzywiła głowę.
——————Tylko jedną noc.

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Zobaczył ją.

Widział ją już od momentu, w którym przekroczyła próg obszernej sali trudnej do ogarnięcia spojrzeniem; wypełnionej po brzegi pięknymi kobietami i eleganckimi mężczyznami w wymyślnych kreacjach, przesyconej zapachem najdroższych perfum, mieniącej się przytłaczająco od nadmiaru złota i błyszczącej każdym kolorem tęczy od kamieni szlachetnych składających się na biżuterię zebranych w środku gości oraz wszelkich ozdób bogato zdobiących wnętrze.

Cały ten przepych stawał się mdły i szary w obliczu kobiety takiej jak Bee Cotte-Durante.

Nie chodziło nawet o jej wygląd — sukienkę sprytnie uwypuklającą każdy atut jej ciała i kryjącą każdą najdrobniejszą niedoskonałość, kolor jej włosów czy perfekcyjny makijaż na pięknej twarzy — bo przecież w pomieszczeniu zgromadziło się mnóstwo pięknych kobiet, idealnych modelek z pierwszych stron gazet chcących popisać się szczodrością, ale o sposób…

Sposób, w jaki się poruszała.

W jaki patrzyła.

I w jaki dawała światu znać, że oni wszyscy są gówno warci, a jej uwaga jest nagrodą, która nie należy się pospólstwu. Robiła to subtelnie, z typową dla siebie zwinnością i gracją — a jednocześnie cholernie dobitnie; wyraźniej dałaby znać o swojej pogardzie już tylko, gdyby szła z wystrzeloną do góry ręką i wyprostowanym wyzywająco środkowym palcem.

Jonathan ją widział, co nie oznaczało bynajmniej, że się na nią . g a p i ł , . tak jak robiło to kilkunastu mężczyzn wyłącznie w jego okolicy. Rozmawiał więc z napotkanymi osobistościami i odległymi znajomymi, śmiał się z ich żartów i dobijał targów korzystniejszych niż mógłby wyciągnąć na formalnej rozmowie w swoim gabinecie; ale jednocześnie kątem oka wciąż nienachalnie obserwował Bee. Odruchowo obliczał trajektorię jej wędrówki, kiedy uściskiem dłoni witał się z właścicielem gigantycznej korporacji chemicznej. Ale w odróżnieniu do reszty zebranych na sali mężczyzn, on nie musiał odgadywać kierunku ani celu.

Wiedział przecież, że to on jest celem.

I do twarzy mu było z tą jebaną pewnością siebie.

Pożegnał się z szefem działu trochę za szybko — o czym świadczył cień biegnący wzdłuż jego poprzecinanej zmarszczkami twarzy — ale niecierpliwość szarpała się w dole brzucha Singletona za bardzo, żeby mógł się tym faktem przejąć chociaż w najmniejszym stopniu. Nie mógł dłużej czekać, nie chciał czekać. Ile czasu jej już nie widział? Stracił rachubę.

pięćset osiemdziesiąt trzy dni

Patrzył na jej dłoń, kiedy Bee wreszcie podeszła. Czuł ją wyraźnie, ścieżkę rysowana żarem na marynarce. On również milczał, przyglądając się fascynującemu spektaklowi odgrywanemu w teatrze jednej aktorki — Bee. Uniósł nieznacznie brwi, kiedy zręcznie pozbyła się jego obrączki i trzymał je wciąż uniesione, kiedy złoto zniknęło pod materiałem jej sukienki.

Ot, jeden powód więcej, dla którego

tak cholernie ————————————————————————————————zapragnął ją z niej zedrzeć.

To pożądanie wybuchło nagle; na moment lodowate przerażenie objęło jego skronie stalową obręczą. Przecież miał żonę, którą naprawdę kochał. A to już nie miało znaczenia; ona nie miała znaczenia. Sama wykreśliła się z jego życia — a może on to wreszcie zrobił, zmęczony tą niekończącą się pogonią. W każdym razie uczucie pożądania, które nim szarpnęło gwałtownie, żeby zaraz zniknąć gdzieś w czeluściach między żebrami, było niespodziewane. Niechciane, złe, a jednak przyjęte z otwartymi ramionami; bo tak właśnie robią zapatrzeni w siebie skurwiele pokroju Singletona.

Zmrużył nieznacznie oczy, niejednoznaczny uśmiech rozciągnął jego wargi.

Najwyraźniej musi zabrać mi obrączkę — odparł spokojnie, nie poświęcając nawet ułamka sekundy swojej uwagi na utracony kieliszek szampana; cała skoncentrowana była wyłącznie na Bee. — Ale żadna dziewczyna jeszcze nigdy nie odważyła się na ten krok.

Zrobienie właśnie tego, czego życzyła sobie Bee było cholerną głupotą. A rozmowa o jego żonie i o jej mężu była zakazana; była śmiercionośnym polem minowym, którego należało unikać za wszelką cenę, jeśli oczywiście nie chciało się skończyć rozerwanym na strzępy, a resztkę życia spędzić na przyglądaniu się własnym flakom wylewającym się z brzucha i leżącym kilka metrów dalej kończynom.

Co robi pani w Seattle? — zapytał. — Wielka szkoda, że nie dała pani znać wcześniej. Chociaż telefonicznie.

Wcale nie. W jakiś chory sposób te niespodzianki sprawiały mu ogromną satysfakcję.

Poprzednia piosenka, która w odczuciu Jonathana była tylko odległym jazgotem, straciła prędkość i ucichła. Przez kilka uderzeń serca panowała cisza przetykana tylko gwarem rozmów zgromadzonych gości, a następnie orkiestra podjęła grę. Spojrzał w tamtym kierunku, kiedy wybrzmiały pierwsze nuty, a zrozumienie wypełniło przestrzeń pomiędzy nimi.

. I feel so unsure ss I take your hand snd lead you to the dance floor
As the music dies something in your eyes calls to mind a silver screen
And all its sad goodbyes
.

Niech to cholera.

Co za tandetne bezguście. I ten bankiet miał być niby dla wyższych sfer?

Jonathan ponownie przeniósł wzrok, tym razem ciężki od znaczenia, na Bee i przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu mówiącym więcej, niż mogły jakiekolwiek słowa. Wyciągnął dłoń w jej stronę, a ponieważ stała dość blisko, opuszkami palców dotknął jej ramienia.

Zatańczysz?

.
Bee Cotte-Durante

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

———Pani.
———W tej udawanej (choć nie do końca, bo przecież Jonathan bez wątpienia należał do mężczyzn, których bez przesady można nazywać dżentelmenami) kurtuazji rozbrzmiewała nuta kpiny — którą Bee wyczuwała niemal podskórnie, lub zwyczajnie sobie jej istnienie wmawiała, bo… zawsze lubiła sposób, w jaki wypowiadał jej imię. Panią mogła być dla reszty obecnych na balu mężczyzn: kobietą nieznaną, tajemniczą, taką, do której mogą wzdychać, ale nie odważą się dotknąć. Panią była dla obsługi roznoszącej koktajle na złoconych tacach. Panią była dla wszystkich z wyjątkiem Jonathana.
———“Bee”, chciała szepnąć, zupełnie jakby przedstawiała mu się po raz pierwszy, choć słyszała z jego ust to imię tak wiele razy, że w pewnym momencie stało się jedynym dźwiękiem, jaki potrafiła zrozumieć. Mów do mnie po imieniu, życzyła sobie w myśli, wbrew pragnieniu fałszywej anonimowości, z którym wkroczyła do bogato zdobionej sali. Udawanie, że się nie znają, było przecież niemożliwe. Bo Bee znała go na wskroś — znała jego siłę i słabości, znała jego marzenia i pragnienia, które spędzał za wszelką cenę (i zawsze jej to imponowało). Znała zapach jego skóry i smak jego warg, znała intonację dźwięków, które opuszczały jego gardło, gdy plecy zatapiały się w miękkich poduszkach.
———Przerażała ją — i fascynowała — świadomość, że on zna ją w identyczny sposób. Do tego stopnia, że w razie potrzeby (lub mało finezyjnego pragnienia) mógł prowadzić ją na smyczy, zażądać informacji, zatopić maleńki stateczek, którym przez lata sprytnie poruszała się na niebezpiecznych wodach, skrupulatnie unikając ludzi takich, jak on (choć nie do końca, bo przecież wszyscy oni byli malutcy) — niebezpiecznych, groźnych, uzbrojonych po zęby. Takich, wobec których potęgi antykwariat i piękne oczy niewiele znaczyły.
———Tęskniłam za tobą, zdradzało odziane w zielony materiał ciało, wreszcie (znów) tuż obok, na wyciągnięcie ręki, miękkie (gdzie trzeba), choć ostro zakończone. Odsłonięte plecy przyciągały spojrzenia, głęboki dekolt zmuszał do odwrócenia wzroku, bo oglądanie Bee w tej kreacji zakrawało na wulgarność. I choć zdawała sobie sprawę, że koncentruje na sobie uwagę, to jedynymi oczami, w które mogła teraz patrzeć, były te ciemne, niemalże czarne, błyszczące tuż za elegancką maską.
———Jonathan zawsze odbierał jej dech.
———— Składam wizytę przyjacielowi — odpowiedziała zgodnie z prawdą, układając wargi w łagodny uśmiech. — W ramach… prezentu urodzinowego. — Dla siebie, bowiem za dwa dni Bee ukończy czterdziesty piąty rok życia i uznała tę okazję za wystarczająco ważną, by świętować w towarzystwie mężczyzny, którego naprawdę pragnęła zobaczyć. — Następnym razem postaram się zapowiedzieć. — Oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że to jedynie kurtuazyjne zapewnienie, które nigdy nie dojdzie do skutku. Bee znikała i pojawiała się w najmniej oczekiwanych momentach, jakby spodziewała się, że Jonathan będzie grzecznie c z e k a ł.
———Ujęła jego dłoń i pozwoliła się poprowadzić w stronę wypastowanego parkietu, ale wciąż nie potrafiła wyzbyć się wrażenia spalania, które szarpało jej piersią. Jedna z obrączek była lodowato zimna — jak oczy pana Durante, który chłodno oceniał wyczyny małżonki, ilekroć wracała z międzystanowych podróży. Druga zaś płonęła, wypalając w skórze Bee okrągłe znamię — tuż nad sercem, zmuszając zmęczony organ do mocniejszego bicia.

I'm never gonna dance again, guilty feet have got no rhythm
Though it's easy to pretend, I know you're not a fool

———Dłoń pani Durante odnalazła oparcie na ramieniu przyjaciela w taki sam sposób, w jaki robiła to już setki razy. Bankiety, uroczystości, bale i zwyczajne imprezy, na których wpadali na siebie czystym przypadkiem wyryły się głęboko w niekontrolowane odruchy: Bee wiedziała już, jak go dotknąć, jak go objąć, jak wtulić się w jego ciało, by mógł przeprowadzić ich przez cały utwór.
———I chociaż to nie wypadało, bo ich serca biły dla zupełnie innych ludzi, to sylwetka antykwariuszki znalazła się tak blisko, że zaczęli oddychać tym samym powietrzem.

I should've known better than to cheat a friend
And waste the chance that I'd been given

———Dłoń, dotychczas zaciśnięta na twardym ramieniu, w końcu zaczęła wędrować: na obojczyk skryty pod elegancką koszulą, na kark porośnięty krótkimi włoskami, na brzeg ucha. Ostatecznie miękkie, chłodne palce zbadały fakturę skóry twarzy: szorstkość zadbanej brody, pełnię dolnej wargi, twardość przylegającej do skroni maski.
———Piękno Bee, choć skryte pod czarną siateczką, wciąż przebijało się w zielonym spojrzeniu. Nie było to piękno podkreślone młodością, świeże, niedoświadczone światem. Piękno, którego Cotte używała niczym śmiercionośnej broni, było nieśmiertelne, surowe, p r z e r a ż a j ą c e.

So I'm never gonna dance again
The way I danced with you

———W pewnym momencie noga Bee objęła udo Jonathana. Krągłe biodra przylgnęły do ciepłego ciała, otarły się o nie, posyłając wzdłuż kręgosłupa przyjemny dreszcz. Podkreślone czerwienią usta ułożyły się w jeszcze szerszy uśmiech.
———— Dlaczego przyszedł pan sam?
———Czy opuści pan tę uroczystość w moim towarzystwie?

Jonathan Singleton

autor

Ania

Zablokowany

Wróć do „Gry”