WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Ból, jaki sprawiała mu paznokciami — zostawiającymi czerwone ślady na ramionach i plecach, jak niemy wyrzut sumienia, mający nadejść dużo później, w postaci krwistej ścieżki na skórze i wyraźny znak, że oto pierwszy raz od lat Bee stała się prawdziwa, namacalna i zostawiła po sobie symbol wrzeszczący światu “to moje” — zalewał jego wzburzoną świadomość falami nieracjonalnej przyjemności. Cierpienie i rozkosz zlały się w jeden nierozerwalny strumień świadomości, a Jonathan bez wahania skoczył do niego na główkę i zanurzył się w nim cały.

A kiedy to rajskie wrażenie rozlewało się po ciele, nie był mu potrzebny tlen. Gorące usta Bee znaczyły linię szczęki, aż w końcu odnalazły usta; żeby jeszcze na ulotną chwilę spleść ich oddechy i przedłużyć to, co musiało się skończyć. Już. Teraz. Nie mogli przecież tak trwać; bliskość spalała wszystkie mury budowane przez Jonathana z taką łatwością, jakby były wzniesione z trzciny.

Dawała ułudę, że jeszcze kiedyś, na tym świecie

mogliby być razem;

być . s z c z ę ś l i w i .

Odrzucony wcześniej nonszalancko rozsądek wracał teraz nieśmiałą falą, pukając do drzwi umysłu Singletona, zatrzaśniętych przez ostatnie kilkanaście minut dla wszystkiego i wszystkich, co nie było Bee albo nie wiązało się z seksem z Bee. Kiedy rozluźniła uda zaciśnięte na jego biodrach i zsunęła się z niego, zostawiła po sobie orzeźwiającą pustkę oraz chłód, które jednym smagnięciem wymyły mu te wzniosłe mrzonki z głowy.

Westchnął, słysząc jej słowa i zdając sobie sprawę z faktu, że nadszedł czas na tylko chwilowo odłożoną rozmowę, jaka ich czekała po dwóch latach milczenia. Odchylił na moment głowę i przymknął powieki, witając ponownie przyjemną samotność zamykającą się dookoła niego w bezpiecznym, znajomym objęciu, którego łaknął po tak obezwładniającej bliskości Bee.

Rozkoszował się nią jeszcze przez kilka uderzeń serca.

Jeśli nie masz go w rękach, nie nazywaj go swoim — odpowiedział z wyczuwalnym pobłażaniem, choć nie mogła widzieć jego twarzy, bo wciąż stał w tym samym miejscu. — Brawura imponuje tylko idiotom.

Po tych słowach zasunął rozporek spodni, zapiął skórzany pasek za kilka tysięcy, z którym Bee nie obchodziła się zbyt delikatnie i dopiero wtedy odwrócił się w stronę wnętrza pokoju. Spojrzeniem wyłapał sylwetkę Bee, choć nie dlatego, że przyciągała go jak magnes i skupiała całą uwagę — tak jak robiła to wcześniej, przed tym wszystkim. Patrzył na nią, ponieważ chciał obserwować jej twarz i każdą najdrobniejszą zmianę na niej; z tych, które kobieta będzie chciała mu pokazać. Bo teraz, zaspokojony i zadowolony, Jonathan nie zamierzał już dłużej zachowywać się jak narwany, zaślepiony cyckami dzieciak.

Przeszedł przez salon w stronę tych samych drzwi, w których się wcześniej pojawił; tych prowadzących w głąb domu, do pokoi przeznaczonych dla prawdziwych gości, a nie nachalnych naciągaczy marnujących jego cenny czas.

Przodem — rzucił, szarpiąc za klamkę i szeroko otwierając drzwi prowadzących wprost do czeluści domu, w którym Bee bywała już przecież gościem.

Poprowadził ich do drugiego, prywatnego salonu — nie rodzinnego, bo takiego nie posiadał w tym domu — ale tego, w którym załatwiał interesy. Kiedy znaleźli się w środku, Jonathan nonszalancko machnął otwartą dłonią w stronę barku zajmującego jedną ze ścian, gdzie butelki były położone w równych rzędach na srebrnych półkach za przeszkleniem. W ten sposób dał Bee znać, że ma się sama częstować.

On nie pił; wyciągnął papierosa i przez chwilę obracał go między palcami.

Chciało mu się palić jak skurwysyn, a jednocześnie nie chciał zmącić myśli i dać się im rozpierzchnąć za sprawą tytoniu przed tą rozmową.

Więc zabiłaś starego Durante — odezwał się nagle. To było stwierdzenie, a nie pytanie.

Znowu.

Który to raz?

A teraz łazisz po mieście ze swoją zabawkową klamką i nachodzisz porządnych obywateli w ich porządnych domach. — Prowokacyjny uśmiech był widoczny tylko w blasku jego oczu. — Co więcej, stwierdziłaś, że Seattle będzie doskonałym miejscem, w którym można przechować te twoje graty z antykwariatu — zmienił nieznacznie narzucony przez nią temat, nakierowując ich rozmowę na to, co interesowało go obecnie o wiele bardziej i nie starając się nawet być przy tym subtelnym. Potrzebował informacji, bo poszarpana układanka splotu wydarzeń z tamtych miesięcy za cholerę nie chciała ułożyć się w całość i najwyraźniej brakującym elementem znów była niepewna, chaotyczna i nieprzewidywalna rola Bee w całym ciągu wydarzeń.

Pozbyła się męża — początkowa ulga spotęgowana pragnieniem szybkiego numerku, teraz powoli, wraz z powrotem umiejętności logicznego myślenia, zmieniała się raczej w konsternację i problemy rysujące się na horyzoncie.

Zaspokój jeszcze jedno z moich pragnień, Bee — podjął po krótkiej pauzie, nie spuszczając spojrzenia w kobiety. Nie było w nim już jednak ani prowokacji, ani iskierki rozbawienia; Jonathan pozostał poważny. — I powiedz mi: przed czym uciekasz? — zapytał wprost. Nie miał żadnych wątpliwości, że to była ucieczka. Że gdyby nie zmusiły jej do tego okoliczności, nie stanęłaby tu dzisiaj przed nim i nie dała mu się zerżnąć. — Co stało się w Los Angeles, że twoje rzeczy nie są tam już bezpieczne?

Że . t y . nie jesteś bezpieczna.

Nie zamierzał pytać o tajemniczy opatrunek, który nerwowo zasłoniła, jeszcze zanim zdążyła na dobre dojść do siebie po orgazmie. Istniała bardzo cienka granica pomiędzy troską a nachalnością — pomiędzy przyjacielem a skończonym, naiwnym idiotą, który za dużo sobie wyobraża.

Jonathan nigdy nie był tym drugim.

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

———Szczęście
to tylko dziewięć liter: trzy samogłoski, sześć spółgłosek, dwie sylaby wypowiadane na jednym wdechu. Jeden wyraz, na którym można sobie połamać język.
——— Szczęście nigdy nie było im pisane. Szczęście zawsze omijało ich szerokim łukiem. Odbijało się w oczach innych ludzi, błyszczało w ich uśmiechach, czule opatulało słowa, które nigdy nie były skierowane do nich.
——— Ciągle było blisko — na tyle blisko, by kusić ich słodyczą zapachu i smakiem ambrozji — ale wiecznie zbyt daleko, by mogli go doświadczyć. S z c z ę ś c i e było jak ptak zamknięty w złotej klatce, do której nie mieli klucza. Jak drzwi, w które walili przez lata, ale nikt im nie otworzył. Jak złudna nadzieja, która mogłaby ich rzucić na kolana
——— — ale oni przecież nie byli głupcami.
——— Wciąż w biegu, wciąż pędząc za w s z y s t k i m, co mogli zdobyć, nie poświęcali czasu ułudzie. Pieniądze można było policzyć. Złoto można było przetopić. Obrazy można było sprzedać. Broń można było użyć. Ludzi można było wykorzystać.
——— Szczęście istniało tylko w świecie, do którego nie mieli dostępu.
——— Dlatego Bee już dawno przestała go szukać.

— Nie żałujesz? — zapytała kilka lat wcześniej, kiedy jej dłoń wciąż zdobiła złota obrączka, a palca Jonathana nie oplatał jeszcze symbol nowej — innej, słodszej, mniej poranionej — miłości. Czuła na sobie jego spojrzenie (tak jak czuła je t y s i ą c razy wcześniej), ale teraz nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Zielone oczy wpatrywały się w obraz zawieszony na ścianie, choć wcale go nie widziały.
Nigdy nie sprecyzowała, czego dotyczyło jej pytanie. Nie pozwoliła mu też na odpowiedź, bo wylewający się na korytarz goście weselni nie mieli prawa stać się świadkami jej słabości.
Nie ż a ł u j e s z?
Zostawiła go tam, na moment przed wymianą przysiąg, kiedy postanowił spleść swój los z inną kobietą.
Żałowała.


——— Kieliszek po brzegi wypełniony białym winem nieco jej ciążył. Najpierw upiła kilka łyków, wysłuchując wszystkich pytań Jonathana, dopiero później przysiadła na brzegu eleganckiej kanapy i zsunęła ze stóp kozaki. Odstawiła buty na bok, wyciągnęła nogi na miękkich poduszkach, poprawiła sukienkę, choć porwany materiał uporczywie ześlizgiwał się z krągłego biodra.
——— Seks był przyjemny.
——— Dla Bee był koniecznością. Zawsze doświadczała życia dotykiem: dłońmi, które od lat pokryte były krwią, ustami, które kreowały rzeczywistość za pomocą wilgotnych pocałunków i cichych szeptów, całym ciałem, które zawsze pragnęło wszystkiego. Jonathan był jej p o t r z e b n y, by mogła znów trzeźwo myśleć.
——— Użyła go, tak jak on użył jej i była to uczciwa transakcja.
——— — Złoto — przypomniała, ponownie upijając kilka łyków. Wino było dobre, choć nie smakowało nawet w połowie tak wspaniale, jak uczucia, które rozrywały pierś Bee, gdy wpatrywała się w siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia Jonathana.
——— Nigdy nie chodziło tylko o seks.
——— Nigdy nawet nie chodziło o jego ciało i zainteresowanie, którym ją darzył.
——— Bo tym, co czyniło ich spotkania interesującymi i tym, co sprawiało, że Cotte zawsze do niego wracała, była ta n i e z a l e ż n o ś ć: sposób, w jaki mówił, jakby nie liczył się z całym światem; sposób, w jaki na nią patrzył, jakby potrafił ją rozgryźć, choć zawsze zadawał zbyt wiele pytań; i przede wszystkim — to, jak się wymykał, kiedy próbowała zacisnąć na nim szpony. Jakby był odporny, jakby już wygrał tę grę, jakby nie miał nic do stracenia.
——— — Musiałam dokonać wyboru, Singleton — odpowiedziała całkowicie szczerze, zaspokajając przynajmniej małą część jego ciekawości. — Mój mąż najwyraźniej nie spodziewał się rezultatu.

Nie ż a ł u j e s z?

——— — Może dobrze się stało. — Bee wstała, znów podeszła do barku, chwyciła wino, ale zamiast napełnić kieliszek, wróciła na kanapę z całą butelką. — Biorąc pod uwagę, że nawet pośmiertnie zdołał skopać ci dupę, podejrzewam, że nie miałabym czego po tobie zbierać, gdyby sam zgłosił się po to złoto.
——— Posłała przyjacielowi szeroki uśmiech.
——— Było tak wiele rzeczy, których mu nie powiedziała.
——— Uratowałam ci życie.
——— Wybrałam twoje bezpieczeństwo.
——— Zabiłam, bo on zabiłby ciebie.

——— Utopiła te słowa w kieliszku białego wina. Palące gorąco zostawiło ognistą ścieżkę w ściśniętym gardle.
——— Nie chciała jego wdzięczności. Nie chciała jego zrozumienia. Nie chciała litości, którą dostrzegłaby w jego twarzy tylko przez ułamek sekundy.
——— — Powiedz mi, Jonny, jak to jest — kontynuowała, patrząc przyjacielowi prosto w oczy — mieć grupę najemników uzbrojonych po zęby i przegrać z duchem?
———szpilę wbiła nieumyślnie. Ot, mechanizm obronny, który uruchamiał się zupełnie automatycznie i nie potrafiła go powstrzymać. Szybko jednak cmoknęła głośno i pokręciła głową; pojawiła się w jego domu jako p r z y j a c i ó ł k a, nie jako żona mężczyzny, który próbował go sprzątnąć.
———Odetchnęła więc głęboko i zaryzykowała — jak milion razy wcześniej, bo ryzyko przychodziło jej zbyt łatwo, kiedy w grę wchodził Jonathan.
———— Durante potrafił radzić sobie z pewnymi... problemami. — Z ludźmi, którzy nie byli zadowoleni z usług Bee. Z ludźmi, którzy nie chcieli za nie płacić. Z ludźmi, którzy mieli zginąć, bo ktoś zaoferował antykwariuszce godziwe wynagrodzenie. — Jego zniknięcie oznacza, że w Los Angeles nie będzie bezpiecznie. Nie tylko dla mnie, Jonathan, dla nikogo. — Jej mąż przez lata trzymał za mordy wszystkich, którzy odważyliby się zrobić Bee krzywdę. Miał krew na rękach i często powtarzał, że to jej wina. Że niektórych śmierci można było uniknąć. Że część tych ludzi zginęła na marne, bo Cotte nie była wystarczająco grzeczna, bo nie chciała go słuchać, bo zawsze musiał czyścić jej brudy, a on nigdy nie robił niczego na pół gwizdka.
———Bee przygryzła policzek od środka.
———— Możesz nazwać to ucieczką — powiedziała po chwili, wpatrując się w etykietę na butelce. — Ja to nazwę szansą.
———S z a n s ą.
———Na nowe życie.
——————Na lepsze życie?
———Sama?
——————Z nim?
———Zielone oczy znów odnalazły spojrzenie Jonathana i jedyne, co się w nich odbijało, to pobożne życzenie i szczera nadzieja, że naprawdę zdołają tę s z a n s ę wykorzystać.

Nie każ mi żałować.

Jonathan Singleton

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Nie żałował.

Nie żałował, bo Montserrate warta była każdej minuty i każdego parszywego kłamstwa powtarzanego co dnia, każdego okrucieństwa i barbarzyństwa, do jakiego się posunął, żeby ją zdobyć, każdej kropli przelanej krwi i każdej nocy, w której sen nie nadchodził długimi godzinami, skąpiąc mu chociaż odrobiny odpoczynku od przerażającej, osaczającej go ciasno jawy — nawet jeśli ich związek skończył się tak pospolicie, żałośnie, przewidywalnie. Tak boleśnie normalnie.

Nie mógł żałować, bo nie był pewny, czy zniósłby alternatywną rzeczywistość, w której na jej miejscu mogła pojawić się Bee; gdzie obrączka wsunięta na jej palec wypaliłaby wszystkie te namiętności i pragnienia, za którymi oboje gonili do utraty tchu, żeby ostatecznie wbić temu drugiemu nóż w plecy i odejść bez słowa na długie miesiące. Gdzie rutyna zgasiłaby uczucie tlące się w nich od przeszło dwudziestu lat, a małżeństwo odsłoniłoby znużenie nią, tak jak ocean cofający się od brzegu musiał odsłonić piasek na plaży. To nieosiągalność czyniła ją atrakcyjną, to konieczność oczekiwania i niepewność losu wzniecała pożądanie. Wszystko, co miał pod ręką i po co mógł sięgnąć, w końcu nieodmiennie musiało go znudzić.

Ale przede wszystkim: Jonathan nie żałował, ponieważ żal nie leżał w jego naturze.

.

Obracał papierosa między palcem wskazującym a kciukiem, wolno i systematycznie, wręcz bezmyślnie, trzymając blisko filtra. Ale spojrzeniem wodził wyłącznie za kobietą; kiedy sięgała po kieliszek; piła; brała całą butelkę wina; mówiła i znieważała go, jakby bez chwili zastanowienia o czym właściwie gada; odwracała spojrzenie, żeby patrzeć w jakieś nieistotne punkty leżące gdzieś poza obrysem jego twarzy i podnosiła je, żeby znów spojrzeć mu prosto w oczy.

Utrzymał jej spojrzenie; podjął je z niewysłowioną przyjemnością. A następnie uśmiechnął się w odpowiedzi na posłany mu przez kobietę uśmiech — ale jego grymas nie miał nic wspólnego z rozbawieniem. Kpienie z niego w takich okolicznościach wydało mu się odrobinę . n i e s m a c z n e .

Bardzo wspaniałomyślnie z twojej strony — zaczął głosem spokojnym, choć czuł, jak pod powierzchnią opanowania ponownie wzbiera pulsująca, nieokiełznana wściekłość. Inna niż wcześniej, bo rozładowana z napięcia seksualnego; być może bardziej niebezpieczna, bo trudna do zmanipulowania przez kobietę. Choć Bee wpływała na niego w sposób nieprzewidywalny. — Byłbym przyklasnął tej łaskawości, ale pominęłaś całkiem istotny fakt: że sama mu wszystko wyśpiewałaś. O mnie. O miejscu i czasie. Może się go później pozbyłaś, ale to nie zmienia faktu, że wiedział i najwyraźniej nie potrzebował nawet własnego życia, żeby tą wiedzę wykorzystać.

To tylko twoja wina.

To było oczywiste i właśnie to od samego początku — tamtej nocy oraz długich miesięcy, kiedy dochodził do siebie i otrząsał się z szoku — bolało Jonathana najbardziej, jątrzyło jego nienawiść i prowokowało do głupich zachowań. To, że wyłącznie ich dwójka miała potrzebne informacje, że zaufał jej tak, jak może tylko zakochany idiota, a ona zwyczajnie go sprzedała. Zupełnie jakby nigdy się nie liczył naprawdę. Było to potwierdzeniem tego, co mógł tylko przypuszczać; że Bee lojalna jest wyłącznie sobie, a najważniejszy mężczyzna w jej życiu to ten, przed którym akurat się znajduje.

Mimo wszystko nie mógł w niej tego nie cenić — byli pod tym względem w jakiś sposób podobni.

A Durante nawet z zaświatów był punktualny do ostatniej, jebanej sekundy i dokładny do dziesiątej części cala. Także zachowaj sobie te swoje złośliwości, Bee, bo seks był miły, ale teraz chciałbym móc potraktować cię wreszcie poważnie.

Ach, przecież on też miał zapas zjadliwych uwag i chorą przyjemność z ich wykorzystywania w małej wojnie, w której pożądanie przeplatało się z nienawiścią — oba równie intensywne, jedno przeważało drugie tylko chwilowo zależnie od sytuacji — a którą prowadzili od lat. Jonathan celował z wykalkukowanym okrucieństwem w miejsca, które bolały najbardziej.

Nawet jeśli traktował ją poważnie. Bardziej, niż powinien, od zawsze.

Bo brakującą częścią układanki zawsze była Bee.

Chcę po prostu pewności, że to, przed czym uciekasz — krótka pauza trwała zaledwie przez dwa szybkie uderzenia serca; tak, dla niego była to ucieczka, niezależnie od światła, w jakim Bee chciała sprawę przedstawiać — nie zagrozi mi — znowu — tym razem w Seattle. Że jeśli zamierzasz tutaj . c o ś . ściągnąć, to przynajmniej tym razem będę miał o tym pojęcie.

Po tych słowach odpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Wypełniwszy jego płuca, tytoń przyniósł spodziewaną ulgę; choć nawet w małej części nie dorównywał przyjemności z przebywania znów w jej towarzystwie. Patrzenia na nią. Czucia jej.

Złoto zabrali jego ludzie. Czekali uprzejmie poza zasięgiem sonarów aż wyjmiemy wszystko — zawahał się na moment, wspominając słowa Bee sprzed kilkudziesięciu minut (choć teraz miał wrażenie, że tamta rozmowa miała miejsce całe wieki temu, rozdzielona inną epoką, w której przyciskał ją do ściany i doprowadzał do dzikiego szaleństwa). — Albo przynajmniej znaczną jego część. Wtedy zaatakowali — wyjaśnił obojętnie. — Mamy ich twarze. Moi ludzie ustalają, co stało się dalej, ale jak rozumiesz, to nie jest takie proste.

Wbite w nią spojrzenie teraz stało się niemal wyczekujące.

.
Bee Cotte-Durante

autor

Val

ODPOWIEDZ

Wróć do „38”