#6
Nie planowała takiego Halloween, od kilku tygodni razem z koleżankami obmyślały imprezę u jednej z nich w domu, na którą chciały zaprosić kilka osób (do dobra, więcej niż kilka), wymyślić temat przewodni, własnoręcznie wykonać wszystkie ozdobny, a gwoździem programu miały być krwawe drinki, na które przepisy zbierały od kilku dni. Coś (ktoś) jednak sprawiło, że zaczęła poważnie myśleć o pójściu na imprezę do klubu, a po kilku wiadomościach wymienionych z Babylonem, zaproponowała to swoim przyjaciółkom. Te bardzo entuzjastycznie przyjęły ten pomysł, o wiele bardziej zainteresowane imprezą
dla dorosłych. Zupełnie inaczej było z bratem Lemon, który jakoś musiał wprowadzić je do klubu, w związku z tym, że kumplował się z bramkarzem, a wcale nie chciał niańczyć młodszej siostry na imprezie. Ostatecznie wszystko poszło dobrze, a nastolatka szybko zniknęła bratu z oczu, obiecując, że nie narobi mu wstydu.
To było istne szaleństwo, parkiet był pełen przebranych ludzi, DJ wplatał halloweenowe wstawki nadające klimat imprezie, a klub udekorowany był sztucznymi pajęczynami. Na początku była nieco zaskoczona, że tak szybko odnalazła się z Babylonem w klubie, a także że po krótkiej rozmowie i drinku wylądowali razem na parkiecie. Głośna muzyka i alkohol skutecznie rozwiały wszelkie wątpliwości. Bawiła się świetnie. Brunet tańczył zaskakująco dobrze, więc nawet przez moment nie pomyślała o tym, by tańczyć z kimś innym. Kolejne procenty, które nie wiedząc, kiedy pojawiały się w jej dłoni w postaci kolorowych szotów, tylko skracały między nimi dystans.
W końcu opadła na kanapę, śmiejąc się i trochę za bardzo pokładając na brunecie. Odsunęła się nieco, udając się poprawia swoją sukienkę, gdy tylko się zorientowała, że przez większość wieczoru była
tak blisko i nawet nie zwróciła na to uwagi.
– Nie. – pokręciła głową w odpowiedzi, bo ta odpowiedź nie wymagała przecież przekrzykiwania głośnej muzyki.
– Ale jest typem faceta, który złamie komuś nos, jak będzie trzeba. – przyznała szczerze, uśmiechając się do Babylona zaczepnie. Była oczkiem w głowie starszego rodzeństwa, troszczyli się o nią, pomagali jej, a ona bardzo to doceniała. Mimo wszystko dawali jej dużo swobody, zawsze powtarzając, że nie są jej rodzicami i nie będą jej niańczyć. Choć nie zawsze było między nimi kolorowo, to im starsza Lemon była, tym lepiej się dogadywali. Oczywiście na tym
dorosłym poziomie, bo jej dzieciństwo było czymś zupełnie innym.
Westchnęła i skrzywiła się, gdy nagle między nimi usiadł jakiś chłopak. Zmierzyła go wzrokiem, ale ten wyglądał, jakby niewiele kontaktował. Wychyliła się więc zza niego, by spojrzeć na Cel Tradata.
– To podobno jedna z większych imprez w mieście. No i jakiś świetny DJ! – krzyknęła, mając nadzieję, że siedzący po drugiej stronie kanapy Babylon ją usłyszy. Posłała mu też niezadowolone spojrzenie i wywróciła oczami, wskazują na typa, który im przeszkodził. Nie spodziewała się jednak, że Baby, zamiast poprosić faceta, żeby trochę się przesunął i zrobił dla niego miejsce, zareaguje zbyt impulsywnie i wypchnie go na parkiet. Mężczyzna zatoczył się i wpadł na kogoś, ale tego już Lemon nie widziała, bo patrzyła na mokrą od drinka sukienkę.
– Baby! – jęknęła, unosząc spojrzenie na chłopaka. Wstała szybko, bo czuła już, jak zimny płyn zaczyna przemiękać przez materiał koronkowej kiecki.
– Nie mogłeś go… no po prostu wcisnąć się między nas? – zmarszczyła czoło, spoglądając na niego znacząco, bo jego reakcja była według niej przesadzona.
– Ale okej, okej! Nic się nie stało! – pokręciła głową, zdejmując z sukienki listek mięty, który się do niej przyczepił i podając mu go.
– Ale muszę iść do łazienki! Wysuszyć to jakoś! – pochyliła się znów w jego stronę, bo na sali było bardzo głośno i ledwo słyszała własne myśli.