WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewna szalona idea obijała się w mojej głowie. Właściwie to skakały w nim dwie czy trzy myśli w tej pustej przestrzeni między jednym uchem a drugim. Czy ja powiedziałem coś nie po angielsku? Ewentualnie czy ona może jest sierotą? Ano i ostatnią do dopełnienia triady będzie ta refleksja, o której bałem się myśleć. Może dzieci zwyczajnie nie znają wielu słów i pewna erudycja nie idzie wraz z wygadaniem? Nie wiem, ale to było tylko dziecko i o ile nawet za trzydzieści lat ten szczerbaty pomiot dostanie mój głos wobec swojej prezydentury tak też teraz powinna zwyczajnie zamilknąć.

Chociaż jeśli serio nie miała rodziców to trochę przypał oskarżać ich o brak wychowania. Ale! Mówiła, że ojciec bla bla bla. To jednak taka sama ze sobą w kinie nie była.

Nie umiałem się jej wtrącić w żadne słowo. Nawet lepiej. Użyłem bardzo skutecznej metody. Co więcej, bardzo popularnej w wielu dziełach kultury popularnej, w której mowa jest o czymś takim jak dinożarły. Podobno jeśli się nie ruszasz bądź udajesz martwego to one kogoś nie widzą. Dlatego oddałem się bajce, ale im dalej i im więcej skupienia w rysowane postacie wkładałem, tym bardziej czułem się rozpraszany. Westchnąłem ciężko, czując nieswój nieswój pański krzyż na plecach.

W odpowiedzi na ostateczne pytanie małoletniego terrorysty, obróciłem wzrok znad ekranu i pysznie uśmiechnąłem się do całej sprawczyni jakże niekomfortowej sytuacji. Nic nie mówiłem, jedynie wyciągnąłem nasze słomki aby zmienić je w naszych kubkach i swój całkiem jeszcze niepusty ofiarowałem w jej ręce. Siorbanie wobec potoku słów zdawało się nikłą ceną. Byłem gotów już poświęcić napój popularny na wielu dietach (nawet Brigide Jones zdarzyło się tym zapijać kalorie).

Animacja była taka błaha i nieodkrywcza. Zdawała się walczyć ze stereotypami, ale tak nijako. Tak frustrująco wręcz. A może to jedynie poczucie zmarnowanego czasu przez klekocząca trzpiotkę. Przez kilka scen miałem spokój. Dosłownie scen, bo na miano minut jeszcze temu zabrakło.

- Och, słodka Mokoszy! - Zakląłem pod nosem, czując jak krew mi odpływa. Nie wiem nawet skąd dokąd miała mi odpływać, ale czułem jak słabnę. Osunąłem się w fotelu, ściągnąłem łopatki do siebie, czując jak kręgosłup zdaje się za to wdzięcznym. - Czy ktoś na sali nie zgubił od... - spojrzałem na dziecko, chcąc oszacować ile ma lat - od 4 do 13 lat zmarnowanego życia? - Starałem się nie być przy tym głośny, a jedynie zwrócić uwagę bliższego otoczenia. Toż przecież ludzkie szczenie nie przeszłoby całej sali, aby posadzić obok mnie dupsko i mówić słowa. Głównie wiedziałem, że mówi słowa. Niemniej jakaś Pani Matka na mnie spojrzała z oburzeniem. Odwróciłem wzrok i później rzuciłem ją ziarenkiem słodkiej, prażonej kukurydzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety, rozgadana sześciolatka niespecjalnie przypominała dinozaura, w związku z tym niespecjalnie też działały na nią metody stosowane wobec przerośniętych jaszczurek. Zbyt długie milczenie rozmówcy mogłoby sprawić jedynie, że dziewczynka zaczęłaby się niecierpliwić (naprawdę, ignorowanie pytań sześciolatków nigdy nie kończyło się dobrze...), a to prawdopodobnie wiązałoby się z jeszcze większym zaangażowaniem włożonym w zagadywanie nowego znajomego. Fakt, wymiana kubków z colą na chwilę poskutkowała. Yan była nawet na tyle zaskoczona, że na moment zajęła się siorbaniem, nie zwracając nawet większej uwagi na to, że przecież nie o taką wymianę już dwukrotnie pytała. Potrzeba było chwili lub dwóch, by przypomniała sobie, że bardziej zależało jej na popcornie, nie na coli. Coli w zasadzie powoli miała już dość, w związku z czym zainteresowanie otrzymanym kubkiem nie mogło potrwać zbyt długo.
Zanim jednak zdążyła zwrócić uwagę nowemu znajomemu na jego oburzające niedopatrzenie, ten znów powiedział coś, czego mała nie była w stanie do końca zrozumieć.
- Nie jestem żadna Mokoszy, tylko Yan - oznajmiła więc, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, skoro udało jej się wyprowadzić mężczyznę z błędu. I o ile sama nie za bardzo wiedziała, o co tamten pytał, to jednak jakąś odpowiedź mógł uzyskać. Nie od sześciolatki wprawdzie, ale od jakiejś siedzącej nieopodal kobiety, która najpierw zmierzyła Bolesława krytycznym spojrzeniem, następnie zaś przyjrzała się przez chwilę dziewczynce. I skojarzyła fakty, przyciszonym głosem informując, że mała chyba przyszła z tym facetem, który jakiś czas temu wyszedł z sali.
To najwyraźniej przypomniało dziewczynce o czymś niezwykle istotnym. Chyba nawet istotniejszym od wymiany popcornem, skoro momentalnie poderwała się z miejsca, łapiąc za przegub nowego znajomego i ewidentnie zamierzając pociągnąć go za sobą.
- Chodź, trzeba szybko sprawdzić gdzie jest tata i czemu tak strasznie długo nie wraca! - sprzeciwów raczej nie brała pod uwagę. No bo czemu by niby miała? Przecież to, że kompletnie obcy mężczyzna powinien pójść z nią, było absolutnie oczywiste i zrozumiałe. Nawet jeśli wcześniej nie przystał na jej jakże atrakcyjną ofertę zamiany słodkiego popcornu na ten nieciekawy, słony. I chociaż nie było raczej większych szans na to, żeby mała dziewczynka miała podnieść z siedzenia dorosłego faceta, to zdecydowanie nie zamierzała odpuszczać. Uczepiła się jego ręki obiema dłońmi, uparcie ciągnąc w swoją stronę i oczekując, że ten faktycznie podniesie się i wybierze na poszukiwania ojca razem z nią.
Co zresztą wydawało się być tym bardziej oczywiste, że sama przecież nie powinna nigdzie wędrować, prawda? Rodzice ciągle jej powtarzali, że coś takiego byłoby absolutnie nieodpowiedzialne. Choć chyba gdzieś umknęło jej, że zagadywanie obcych ludzi było nieodpowiedzialne w niemal takim samym stopniu. Jeśli nawet nie bardziej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiele rzeczy uznałem już w życiu za niepotrzebne. Czytanie Dziadów w gimnazjum, zajęcia z literatury angielskiej w liceum czy już nawet nie będę wymieniać, ale warto zaznaczyć tutaj jedno. Pojęcia imienia kogoś takiego jak Yan stało się teraz nieistotnym, zwłaszcza kiedy tak przykro zostało zestawione z moją boginią.

Paradoks dojrzałych kobiet z dziećmi w instytucjach publicznych polegał na smutnej sprawie: same w sobie jednostki był pożyteczne, ważne i bez ich umiejętności trudno byłoby osiągnąć pewne rzeczy. Już abstrahując od tego, że każdy potrzebuje matki. Ale czy widział ktoś wkurwioną dzieciatą, która walczy o sprawiedliwość całej rozczarowanej grupy kinowej? Nie? Polecam wszelkim fanom rzezi. Niemniej z drugiej strony jest filozofia Marii Bartusównej, która twierdziła, iż pewna część kobiety zatraca się, kiedy ta oddaje się dziecku. Zatem byłem dzielny wobec wszelkich spojrzeń krytycznych. Nawet podziękowałem za informacje. Problem zaczął się później.

Mała sadystka zaczęła wymuszać na mnie rzecz. Dość poważną, ale sama się prosiła o bycie ignorowaną tudzież jej domniemany ojciec powinien jakoś bardziej zaaferować się swoim szczenięciem. No, bo co ja mam zrobić? Pójść za potworem płci prawdopodobnie żeńskiej, który nie wie gdzie ma iść i zapewne ledwo wie jak jej stwórca wygląda? Śmiem wątpić. Stąd starałem się być ponad ten cały cyrk z dziecięcą siłą, która wymuszała na mnie swoje zachcianki. Z jedzeniem się udało - czemu teraz miałoby być gorzej?

Ostatecznie poddałem się z ignorowaniem pokurcza skoro ten uznał, że jestem wobec niego niejako zobligowany do pieczy nad nią? Troszkę żałosne, bo największa odpowiedzialność, której się podejmuje to bezpieczny seks. Ten przypadek był od tego bardzo, b a r d z o, bardzo daleki. Obróciłem się do wyżej wspominanej Pani Matki, złapała mnie spojrzeniem i ja z pełnią nonszalancją uśmiechnąłem się a głosik Joey'a T. rozbrzmiał w mojej główce. Sam jednak nic nie powiedziałem.

- A twój ojciec, eee, daje czy trzeba z nim chodzić? - Zapytałem zanim w ogóle podjąłem decyzje wstania z krzesła. Chociaż czy odpowiedź zmieniłaby moje czyny w jakikolwiek sposób? Nie powinna. - Albo jakoś wygląda? Ma imię? Widziałaś czy wychodził? - Niechętnie podniosłem dupę z miejsca i ruszyłem na przygodę życia. - Ale jeśli jest blondynem o niebieskich oczach to ucieknę jak tylko go zobaczę - Niech ów wypowiedzenie zostanie słodką tajemnicą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dziewczynka nie uznała za sukces zrealizowania swojej misji pociągnięcia za sobą nowego znajomego, bo przecież w jej mniemaniu oczywiste było to, że ten powinien pójść razem z nią. Nie przejęła się nawet tym, że znów nie zrozumiała części jego wypowiedzi. Konkretniej - tego pierwszego pytania. No bo co niby jej ojciec miałby komuś dawać i gdzie jej nowy kumpel chciałby z nim chodzić? Nie spytała jednak, zadowolona i dumna z siebie, że potrafiła odpowiedzieć na kolejne pytania. Przynajmniej częściowo.
- Tata nazywa się Vincent Reed. A mama Laine Zhang, ale mama jest teraz w domu - no przecież nie bez powodu rodzice musieli poświęcić czas na wpajanie jej tak podstawowych informacji jak imiona i nazwiska rodziców, adres, czy nawet najistotniejsze numery telefonów, by nie pochwaliła się ich znajomością przy nadarzającej się okazji. Bolesław powinien być jej wdzięczny, że nie postanowiła wyrecytować całej reszty tych niezwykle ważnych informacji.
- I tata nie jest blondynem - oznajmiła, odwracając się nawet w kierunku nowego znajomego, żeby zmarszczonymi brwiami i znaczącym spojrzeniem dać mu lepiej do zrozumienia, że taki pomysł być kompletnie absurdalny. Przecież to, że jej ojciec nie był blondynem powinno być oczywiste dla wszystkich innych tak samo, jak dla niej.
Z całym tym odwracaniem się i radosnym paplaniem, chyba tylko cudem udało jej się pokonać całą drogę do wyjścia z kinowej sali bez potknięcia się i bolesnego upadku. Oczywiście ani na moment nie zamierzała puszczać ręki Bolesława, którego wciąż ciągnęła za sobą, żeby biedny przypadkiem nie zgubił się gdzieś po drodze. Choć po tym, jak już podniósł się z miejsca, uczepiła się go już tylko jedną ręką. Drugą zgarnęła oczywiście podarowaną jej colę. Bo przecież nie można było jej tak po prostu zostawić w sali. Po pierwsze: bo nie wolno było śmiecić. Po drugie: bo szkoda było coli.
- Wyszedł, żeby odebrać jakiś superważny telefon, ale strasznie długo go nie ma, nie? - w rzeczywistości nie miała oczywiście pojęcia, ile właściwie minęło czasu, odkąd Vince opuścił salę. Choć całkiem przypadkiem udało jej się nawet zgadnąć - faktycznie jakoś niespecjalnie spieszyło mu się do powrotu, toteż ta nieobecność nieco zdążyła się już przeciągnąć. Na szczęście przynajmniej nie musieli szukać zguby szczególnie daleko, bo Reed wciąż tkwił w okolicach drzwi prowadzących do sali, wciąż zresztą z telefonem przy uchu.
Chociaż rozmowę zdecydował się zakończyć całkiem szybko, kiedy już uświadomił sobie, że jego beztrosko uśmiechnięta córka właśnie ciągnęła w jego stronę jakiegoś obcego faceta.
- Zobacz, kogo poznałam, jak cię nie było! Wymieniliśmy się colą, wiesz? I tak śmiesznie mówi, bo myślał, że mam na imię... chyba Makaszy i jeszcze, że jesteś blondynem!
Umówmy się, to nie brzmiało za dobrze. I chyba za bardzo nie powinno dziwić, że w pierwszym odruchu Vince zdecydował się sprawnie przechwycić z ręki dziewczynki tę wspomnianą colę.
- Jezu, Yan, nie możesz tak po prostu zagadywać do obcych ludzi dookoła. Zwłaszcza - szybkie spojrzenie w kierunku faceta, którego wyciągnęła z sali sześciolatka - kiedy dają ci coś do picia. Albo jedzenia.
Ignorując poniekąd paplaninę dziewczynki na temat popcornu, którym ostatecznie nie udało jej się wymienić z nowym kumplem, spojrzenie już na dłużej przeniósł na nieznajomego. Chyba raczej oczekując w tej niezbyt standardowej sytuacji jakichś bardziej składnych wyjaśnień właśnie od niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ja w wieku ludzkiego szczenięcia byłem dowiadując, dowiadując się, że moi rodzice mają imiona. Takie prawdziwie imiona, które mieli moi koledzy. Co gorsza - po poznaniu ów imion zaczęła się moja pewna społeczna degrengolada. Między znajomymi mówiłem o rodzicach ich imionami a było to pozbawione przyjemnej lekkości. Zatem może ten mało popcornożerca jest bestią bez szacunku do świata? Chociaż czy nie każde dziecko takie właśnie jest? Wzruszyłem jedynie ramionami, bo imiona i tak mi nic nie mówiły dopóki nie był to Didier Queloz albo Reinhard Genzel.

Nie był blondynem! A to zawsze plus dodatni.

Dość niechętnie chciałem się głośno przyznać to utraty poczucia czasy. Sekundy odliczały mi mijane na ekranie klatki, mieszając się na przemian z wdzięcznością i rozczarowaniem. Z jednej strony mogłem przetrwać bajkę bez uszczerbku do sympatii do twórców. Z drugiej może zbyt szybko się podałem i nie dostrzegam alegorycznego planu tego tworu kultury. Przecież już sam Ezop wymyślił niemówienie wprost w bajkach, aby zrozumieć ten sens zawarty we zwierzęcych alegoriach.

No i kurwa co ja robię z życiem? Idę z jakimś przypadkowym dzieckiem do jakiegoś przypadkowego faceta? Co ja mu niby powiem? Że hej, ukradłem ci dziecko, zabierz je zanim odetnę mu palce i wyśle ci pocztą? Chyba. Z drugiej strony mogę poczuć się jak Doda: Dałabym Ci wszystko - dziecka śmiech. Dosłownie dam mu śmiech dziecka. Za oddawanie zagubionych psów dostaje się nagrody, za dziecko też powinna mi się jakaś ostać.

Pierwsze, co mnie uderzyło to ulga. Błoga ulga, kiedy dziecko wreszcie ode mnie odeszła. Później przyszła żałość wobec osoby - według zeznaj małoletniej - imieniem Vincent. Zapomniałem nawet o prażonej kukurydzy, którą porzuciłem na fotelowym krześle przy wstawaniu. Wzrok wbiłem w ścianę obok, nerwowo drapiąc się po skroni, chodź mogło to wyglądać jakby zakrywał spojrzenie dłonią. No w sumie to tak zrobiłem, ale to tylko instynkt. Później własną urazę postanowiłem przekłuć w oburzeni artykułowane własną szczęką.

- Gdyby ktoś przyszedł do mojego mieszkania to powitałbym go wódką i chlebem, to chyba naturalne, że darami ziemi należy się dzielić. - Oczywiście nie muszę wspominać, że gdyby to tych samych drzwi zapukało dziecko, które nie jest harcerzem z ciasteczkami to musiałby iść dalej, będąc przeze mnie zignorowanym. - I nie "dają picie" tylko "walczą o spokój w usilnym staraniu nieulegania presji". - Tak poprawiłem i nakreśliłem sytuację, prostując się w silnym staraniu wytrzymania spojrzenia mężczyzny. Czy raczej udawania, że patrzenie się trzydzieści centymetrów w górę mi nie przeszkadza i że widzę z kim rozmawiam.

Odchrząknąłem.

- To - wskazałem na młodocianą terrorystkę ręką. - Zepsuła mi film, chciała do pana przyjść i mnie to tego zmusiła. Nie wiem, co jest bardziej smutne. - Niektórych rzeczy lepiej nie mówić głośno. Chociażby takich, że smutnym jest angażowanie mnie w coś, co nie powinno mieć miejsca. Chociażby poruczanie dziecka samotnie w sali kinowej po obietnicy, co może wiązać się z kinową traumą. Chociażby, że typ zapłacił za film, którego nie ogląda.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby się tak nad tym zastanowić, to Vincent w zasadzie nie był nawet szczególnie zaskoczony całą tą niecodzienną sytuacją. Mając na co dzień do czynienia z dość żywiołową i pomysłową sześciolatką, człowiek w pewnym momencie oswaja się z całą masą niecodziennych sytuacji. Koniecznością tłumaczenia się nieznajomej kobiecie w parku z próby uprowadzenia jej psa przez dziecko. Udawaniem, że kompletnie nie zna się tego wymazanego czekoladą - ewentualnie wiśniami, jagodami, czy czymkolwiek innym, co od razu rzuca się w oczy - potwora w drodze powrotnej po wypadzie na lody i ignorowanie zaskoczonych spojrzeń przechodniów, gdy upaprany potwór zaczyna dodatkowo śpiewać na całe gardło. Próbą wyciągnięcia córki z fontanny po jej chęci wyławiania z niej czegoś, co akurat przykuło jej uwagę... Wyliczać można byłoby długo. A konieczność konfrontacji z kimś, kogo Yan usiłowała naciągnąć w kinie na popcorn można było po prostu dodać do tej przydługiej listy.
- W tym przypadku pewnie lepsze byłyby ciastka czekoladowe i cola, ale lepiej na to uważać, bo później trudno byłoby się takiego gościa pozbyć - udał, że nie usłyszał dopytywania dziewczynki o to, czym właściwie była ta wspomniana wódka. To raczej nie był dobry moment, żeby uświadamiać sześciolatkę w kwestii rodzajów alkoholu. Zwłaszcza, że ta wiedza nie powinna jej być przydatna jeszcze przez jakieś - zakładając optymistycznie - co najmniej dziesięć lat. W rzeczywistości pewnie nieco mniej.
- Dobrze, że skończyło się bez pogryzienia. Zazwyczaj gryzie, jak jej coś nie pasuje - tym razem musiał zignorować oburzony okrzyk Yan, że to wcale nie prawda i że zwyczajnie zmyślał. - No dobra, gryzie tylko czasami. Na szczęście powoli traci zęby, więc to nie aż taki problem.
Na szczęście bycie rodzicem wykształcało w człowieku umiejętność przewidywania pewnych rzeczy. Jak na przykład tego, że po wspomnieniu o wypadaniu zębów, Yan prawdopodobnie zaraz przypomni sobie o tym straconym całkiem niedawno i że na pewno zechce opowiedzieć nowemu znajomemu tę niesamowitą historię. Właściwie dziewczynka już nawet otwierała buzię, żeby faktycznie opowiedzieć swoją historię (albo ponownie zaznaczyć, że wcale nikogo nie gryzła), ale Vince zdecydował się ją w porę uprzedzić. Widocznie o tym konkretnym zębie słyszał już wystarczająco wiele razy.
- W porządku, Yan, przeproś pana za popsucie beznadziejnego filmu - zwrócił się do dziewczynki, w międzyczasie zerkając również na przechwycony kubek z colą. Po chwili zastanowienia zdecydował się podać go nowemu znajomemu córki. Bo w końcu, jeśli dobrze zrozumiał wyjaśnienia jego i Yan, do niego najwyraźniej należał. A młoda prawdopodobnie i tak spożyła już dostatecznie wiele cukru jak na jeden dzień.
- Ale przecież i tak był okropnie nudny! - z opinią sześciolatki w tym względzie prawdopodobnie trudno byłoby się kłócić. W końcu kto inny miałby być najlepszym recenzentem, jeśli nie przedstawicielka grupy wiekowej, do której animacja była kierowana...?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Moje zdziwienie i... zdziwienie nie miało końca. Zaniemówiłem, a jak już to zrobiłem to całkiem poważnie. Początkowo czułem się tylko jak trzecie kołu w rowerze. Dosłownie trzecie. Miotane jedynie przez te dwa pozostałe, tak zwyczajnie bierne całej sytuacji, że samo o sobie myśli z politowaniem. Przynajmniej mogłem być pewien jednego: ta dwójka jest naprawdę rodziną i zna się dobrze bądź są na tyle sprytnie przeszkolonymi złodziejami, że skończę dziś pod drzwiami mieszkania jedynie w bieliźnie, bo nic ze mnie nie zostanie. Chociaż to tylko ta zła wizja.

- Eee... - tylko tyle potrafiłem z siebie wydusić, gdyż szok i niedowierzanie zaczęły dławić się w moim przełyku. A może ogłuchłem? Chyba jakieś tam ciastka z czekoladą i przepis na próchnice nie są lepsze niż boski nektar o mocy procent czterdziestu? Logika przyznawała mi rację, zatem Pan Niebrzydki-nieblondyn pewnie się przejęzyczył bądź zrobił inny błąd. Wszakże pozornie porządny chłop nie bluźniłby w takim sposób publicznie.

- Yyy... Ma książeczkę szczepień? - Po tym pytaniu kinowy ekran przygasł, a w sali zapadła chwilowa cisza, dość dramatycznie jak na zwykłe pytanie, które ma uchronić mój układ nerwowy przed niepożądanymi skutkami. To takie głupie, że od tego się umiera. Chociaż jest wiele głupszych rzeczy na świecie. Czy w tym momencie właśnie spojrzałem na zaczepiające mnie dziecko nader wymownie? Nie, bo poskromił mnie zmrok i nie wiedziałem, gdzie piekielne nasienie się znajduje. W sprzyjających warunkach bym nie omieszkał. Och, a na myśli miałem wściekliznę, jeśli wcześniej nie wybrzmiało to jako oczywistość, bo w sumie czemu miałoby?

- Oceniacie film jako okropnie nudny mimo, że ominęła was, nie wiem... - obróciłem się w stronę ekranu, spoglądając na scena, która się rozgrywała. Tak, aby szczerze ocenić ile filmu The Happy Family ominęło. - Większa połowa z pewnością. - Ominął mnie moment przeprosin. Nawet ominął mnie moment, kiedy dostałem do reki swój kubek, a w ramach rozczarowania sytuacją postanowiłem z niego siorbnąć resztki. Czy też wydłubać słomką resztki napoju wymieszanego z rozpuszczonym lodem. - W moich stronach mówi się na to żałosne. - Skwitowałem i to nawet takim pięknym polskim słówkiem, wracając na swoje miejsce w kinie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wciąż w pełni podtrzymywała swoją opinię sprzed kilku tygodni: nie lubiła lata. Problem w tym, że wrzesień dobiegał już powoli końca, a wszystko wskazywało na to, że… od teraz nie lubi też jesieni?

A przynajmniej tej, tegorocznej, którą do tej pory spędzała z zatkanym nosem, na który nie pomogły trzy ostatnie specyfiki z apteki, w dość niewygodnych botkach i wiecznie chłodnymi dłońmi - przez ostatnie dni odkrywała, z coraz większym zaskoczeniem, że jej ubrania dzielą się na ładne oraz ciepłe, chodziła więc zmarznięta, ale nieźle ubrana. (Oczywiście to nie do końca prawda - gdyby przekopała się przez swoje letnie sukienki, bluzy Arsona, piżamy i wszystkie nieudane wybory zakupowe, których jeszcze nie wyrzucili, znalazłaby trochę ubrań, które nadawały się na teraz, ale nie mogła nawet myśleć o tym, że ma znowu jechać, żeby się dopakować, i zabierać jeszcze więcej rzeczy, choć nie taka była umowa, w dodatku musiałaby tam wrócić, ale tylko żeby zobaczyć, że wcale nie była tam potrzebna i to mieszkanie wygląda dokładnie jak zawsze, więc… no, tak. Więc zmarznięte dłonie, niewygodne botki i zatkany nos.)

Może zresztą właśnie dlatego postanowiła wreszcie odezwać się do Lavy - dlatego, że poprzedniej jesieni w ogóle nie wiedziały o swoim istnieniu i Lava nie widziała jej wtedy ani razu: gdy chodziła cała nabuzowana na początku września, bo w przeciągu tygodnia odrzucili dwa jej jej teksty, gdy postanowili wracać z jednej z prób generalnych Arsona na piechotę, co skończyło się dla Ettel dwoma antybiotykami i dwoma sezonami reality show obejrzanego pod kołdrą i kocem czy wtedy, gdy w święto dziękczynienia wypiła tyle alkoholu, że pierwszy porządny posiłek zjadła dopiero w poniedziałek (ale wciąż uważała, że to nie była wina tego, no właśnie, czerwonego wina, które zresztą było pyszne, ale ten tofu-indyk dziwnie smakował i to nim się pewnie struła). Nie widziała jej też w tych naprawdę dobrych momentach, które przecież były, nawet jeśli przywołanie ich sprawiało teraz Ettel o wiele większą trudność niż wymienienie sytuacji nieprzyjemnych. To wszystko pozwalało jej wierzyć, że Lava może się zwyczajnie nie zorientować, że coś jest nie tak. Może też - przy odrobinie szczęścia, i przy decyzji o kontynuowaniu dotychczasowej konwencji - a w tym momencie tylko tego potrzebowała. Przynajmniej tak jej się teraz wydawało.

A więc: kino. Jeden z tych europejskich filmów, czarno-białych, tak aby od razu było wiadomo, że oglądasz kino artystyczne, a nie raczej przeciętną rzecz z kilkoma niepotrzebnymi banałami. Pozwoliła Lavie wybrać między tym a jakimś przeglądem filmów Jarmuscha czy innego Coppoli, bo prawda była taka, że nie robiło jej dzisiaj najmniejszej różnicy to, co dokładnie będą oglądać. Na tyle, że musiała zajrzeć na messengera, by sprawdzić tytuł filmu w kolejce do kasy, bo gdy okazało się, że przyjechała pierwsza, poszła kupić im bilety. A potem zostało jej już tylko poczekać, z biletami w dłoni i zatkanym nosem, w jasnym swetrze i trochę nieobecną miną, gdy próbowała udawać, że rozgląda się po wnętrzu kina.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#45

Jedną rzecz należy sprostować, skoro stanęło na tym, że miały wybrać się do kina — Lava co nieco wiedziała na temat filmu. Niekoniecznie dlatego, że sama była wielką miłośniczką kina, ale pośrednio przez zawód, którym się parała. Już na studiach z dziennikarstwa przewinęło się jej kilka zajęć z filmoznawstwa, kulturoznawstwa, historii sztuki i innych takich około twórczych tematów, by zaczepić w młodym umyśle choć trochę pojęcia na temat sztuki szeroko rozumianej.
A że Lava była niezłą studentką i podobno jeszcze lepszą dziennikarką, to nie mogła olać tematu, stwierdzając, że ją nudzi jednak trochę oglądanie filmów i nie będzie się uczyć. Może nie miała na studiach samych piątek, bo przecież miała inne priorytety — chociażby wspieranie garażowych zespołów, granie na gitarze, łażenie po imprezach i inne podobne zajęcia, którymi zajmowali się studenci — ale pamięć miała skubaniutka naprawdę dobrą (serio, kto by niby spamiętał taka ilość zespołów, tytułów piosenek, ich teksty, biografie muzyków i wszystkie konteksty kulturowe dotyczące powstawania muzyki, a także płyt?), a więc coś w tej głowie zostało!
Zresztą, nie od dziś wiadomo, że Lava była in to music, a nie film, także uznajmy, że jednak sporą częścią tego świata kultury i tak się już interesowała! Ah, no i mniej więcej też wiedziała, kto i do czego napisał muzykę, mniej więcej czyj utwór jest gdzie, także o tym mogły rozmawiać, jeśli Ettel byłaby zainteresowana! O kinie europejskim średnio, bo te wykłady albo przespała, albo po prostu program ich nie był aż tak rozbudowany. A więc co nie wiedziała, to doczytała u wujka google, na szybko robiąc mini dyplom z filmoznawstwa europejskiego. A to wszystko dla Ettel, która najwidoczniej kino bardzo lubiła, a Lava chyba lubiła Ettel. Nie, na pewno lubiła Ettel! Dlatego tak bardzo ucieszyła ją wiadomośc i zaproszenie do kina. I nieważne było to, na jaki film ida, ważne było to, że idą razem i że to Ettel to spotkanie zaproponowała.
– Ettel! Cześć! – pojawiła się przed kobietą jakby znikąd, ale biorąc pod uwagę, że ta i tak się rozglądała, to mogła nie zauważyć, że Lava nadciąga. Z szerokim uśmiechem stanęła tuż obok, pochylając się w jej kierunku, by ich policzki złączyły się na powitanie, w dość neutralnym i niewinnym geście. – Mam nadzieję, że nie czekałaś długo. Były takie korki, szaleństwo. – westchnęła, ale raczej nikogo nie dziwił fakt, że w tak wielkim mieście były tak wielkie korki! Choć w tym momencie i tak nie było tak źle, spóźniona była może jakieś cztery minuty.
– Jak się masz? – zapytała, uważnie przyglądając się twarzy swojej towarzyszki.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nieco skomplikowane - może nawet bardziej niż to, co opowiadali Lavie na wykładzie o początkach kina dźwiękowego - bo Ettel równocześnie chciała zobaczyć się dzisiaj z Lavą, jak i nie chciała.

Chciała, ponieważ Lava wydawała się jej kimś, z kim mogłaby się zaprzyjaźnić i do tej pory lubiła spędzać z nią czas. Ale też dlatego, że - co właśnie odkrywała, nie bez zaskoczenia - nie umiała być sama. Zawsze była przekonana, że jest odwrotnie: wydawało jej się, że lubi spędzać czas w pojedynkę i nie ciągała męża na te filmy, które chciała zobaczyć tylko ona. Kupowała jeden bilet do kina, sama wychodziła na kawę i nie ciągnęła ze sobą żadnej z koleżanek, gdy postanawiała zapisać się na zajęcia z jogi. Ale przecież na koniec dnia, po tych swoich wszystkich wielkomiejskich rozrywkach, zawsze wracała do domu, w którym nie była sama. Nigdy, aż do tej pory, nie mieszkała w pojedynkę i nie miała pojęcia, że dla niej samej to będzie taka zmiana. Mając więc do wyboru swoje nowe, klaustrofobiczne mieszkanie i kino z Lavą, wybór był dosyć prosty.

A równocześnie: czuła, że sama nie jest teraz najlepszą towarzyszką. Nie chciała rozczarować Lavy: najpierw wyciągnąć ją do kina, a potem nie śmiać się z jej żartów i nudzić się na wybranym przez Lavę filmie. Nie umiała też ocenić, czy dzisiaj sama wolałaby zostać w domu - to znaczy, w tym głupim mieszkaniu - a spotkać się w weekend, bo… na tym etapie Ettel sama nie miała pojęcia, co by wolała. Siedząc w mieszkaniu, irytowało ją, że tam siedzi i chciała wyjść do ludzi, a kiedy już wychodziła, myślała głównie o tym, że chciałaby wrócić do domu (pytanie tylko: do którego?).

Jeszcze w drodze do kina przeszło jej przez myśl, czy nie jest za późno na odwołanie, ale nie chciała już rozczarować Lavy ani popsuć jej planów na dziś (robiła to nie tylko dla samej Lavy, ale też dlatego, że kiedy ktoś zapraszał Ettel na kolację, zawsze zapewniała, że jedzenie jest pyszne - wolała skłamać niż sprawić komuś przykrość), dlatego stała w tym holu, dopóki nie zobaczyła swojej dzisiejszej randki i nie przypomniała sobie, że to dobry moment, by się uśmiechnąć. - Cześć - przywitała się i zaraz pokręciła głową (w myśl tej samej zasady, która kazała jej chwalić jedzenie). - Nie, poza tym kupiłam bilety. Starałam się, żebyśmy usiadły mniej więcej po środku, może tak być? Nie wiedziałam, jakie miejsca byś chciała, więc środek wydawał mi się najbardziej neutralny, ale w razie czego możemy jeszcze spróbować zmienić miejsca - zaproponowała i sama poczuła się głupio, że w ogóle się z tego tłumaczy, dlatego nieco nerwowym ruchem założyła włosy za ucho. - Ja? Dobrze, wszystko w porządku. A ty? Ładnie wyglądasz - dodała jeszcze, odbijając piłeczkę.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Gdyby tylko wiedziała… Ettel przecież mogła jej powiedzieć! Z pewnością odpowiedziałaby w jak najbardziej wyrozumiały sposób, proponując ewentualnie jakieś inne formy spędzania czasu albo podsunęłaby pomysł na coś, co mogłoby chociaż trochę poprawić brunetce humor. Choć nie miała pojęcia, co wpłynęło na jej nastrój, a nie był to jeszcze ten etap znajomości, na którym Schechter już w trakcie szukania nowego lokum wysłałaby do Lavy smsa, że potrzebuje jej (i wina) towarzystwa albo po prostu wysłała smsa, w którym wylewa wszystkie swoje żale, by choć trochę poczuć się lepiej.
A mogła, Hale nie miałaby nic przeciwko, gdyby się przed nią trochę otworzyła, zwierzyła z przytłaczających problemów, pozwoliła sobie na odrobinę szczerości, a przy okazji oderwała samą Lavę od jej zmartwień. Wtedy też sytuacja między nimi od razu by się wyjaśniła, Lava dowiedziałaby się o mężu Ettel, a także o tym, że ich spotkania od początku były czysto przyjacielskie, a nie jak jej się wydawało prawdziwymi randkami realizowanymi na spokojnie i dystansem, jakby jej towarzyszka spotykała się pierwszy raz z dziewczyną i wstydziła się do tego przyznać.
Natomiast Ettel nie pierwsza i nie ostatnia miała takie dylematy, a i Lava była teraz w cholernie skomplikowanym momencie w swoim życiu, trochę ze swojej winy, bo próba wyjaśnienia sobie wszystkiego z Nathanielem skończyła się tak, że pogubiła się nieco bardziej. Bardzo chciała z kimś o tym porozmawiać, a z drugiej strony sama nie chciała o tym myśleć, bo nadmierne analizowanie nie prowadziło do niczego dobrego, a jedynie pogłębiało jej wątpliwości. Idealną więc opcją na oderwanie przytłaczających myśli było spotkanie z Ettel!
– Nie, nie. Mniej więcej środek brzmi świetnie. To podobno idealne miejsce, szyja nie boli, wszystko widać. – odparła z uśmiechem. Nie miała żadnych preferencji, co do miejsca, w którym będą siedzieć, chociaż faktycznie środek był najlepszą opcją. Zawsze mogły z tego kina wyjść, jeśli uznają, że im niewygodnie albo film jest nudny jak flaki z olejem i na szybko można zrobić krótką listę o wiele ciekawszych rzecz, które można robić w Seattle. Albo w samym Belltown, jeśli nie chciałoby się im nigdzie dalej jechać.
– Dziękuję, ty również! – uśmiechnęła się, zaczynając grzebać w swojej torebce.
– U mnie wszystko w porządku, chociaż niekoniecznie po mojej myśli. – wzruszyła lekko ramionami, bo niby nie było na co narzekać, ale z drugiej strony coś ciągle nie spełniało jej oczekiwać. – Tak sobie pomyślałam… po naszej ostatniej rozmowie o filmach oraz tej wcześniejszej o winach, że może nam się przydać. – kącik jej ust uniósł w nieco zaczepnym i cwanym uśmieszku, gdy podała Ettel buteleczkę około 300 mililitrów, taką typową na sok owocowy. – Białe, dobrze pamiętałam? – uniosła pytająco brew.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że Ettel mogłaby powiedzieć Lavie. Na przykład: o swojej przeprowadzce i o tym, że przydałoby się jej wsparcie, zarówno czysto fizyczne (nie zabrała z domu wielu rzeczy i przewiozła wszystko na jeden raz uberem, ale faktyczny ciężar bagażu nie zawsze był najważniejszy, kiedy zmieniasz mieszkanie), jak i to emocjonalne, okazywane przy pomocy gorącej pizzy i zimnego piwa. Mogłaby jej też powiedzieć, a jakże, o swoim mężu - o tym, że był, ale też o tym, jaki był, i że tak naprawdę gdy nie wspominała Lavie o Arsonie, to wszystko było jednym wielkim kłamstwem, bo bez niego w ogóle by jej tu nie było: w kinie, w obecnej pracy, w kraju. Równie dobrze mogłaby, być może, powiedzieć Lavie także o tym, że czasami ona wcale nie chciała tu być: ani w tym kinie, ani w tym kraju. I że zupełnie nie wiedziała, gdzie chciałaby się znaleźć zamiast tego, a to było w tym wszystkim chyba najgorsze: to poczucie, że jest ci źle, ale nie masz pojęcia co zrobić, żeby było ci lepiej.

Problem był taki, że Ettel nie mówiła. To znaczy: nie mówiła innym o swoich problemach. Wypowiadała dużo słów, oczywiście, snuła jakieś nie do końca składne wywody, gdy mniej więcej w połowie orientujesz się, że zupełnie odbiegłeś od tematu i nie pamiętasz o czym mówiłeś, a potem przypominasz sobie, o czym ty to, ale za to nie umiesz sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle o tym opowiadałeś. Udzielała też świetnych rad - do których, rzecz jasna, sama nie zamierzałaby się nigdy zastosować - i zazwyczaj kiepsko znosiła ciszę, dlatego to ona była tą, która opowiada kolejną anegdotkę, (typową dla ludzi, którzy czytają za dużo książek, na przykład o konkretnym gatunku grzybów w Azji albo o mormonach-poligamistach), gdy utkniesz na papierosie z tą nieśmiałą koleżanką, która prawie się nie odzywa. Ettel już od lat nie była tą nieśmiałą koleżanką, nawet jeśli wciąż zdarzało się, że ktoś nieoczekiwanie parskał i koniecznie chciał, by powtórzyła to co właśnie powiedziała. Ale między tymi wszystkimi grzybami i mormonami nauczyła się nie mówić o tym, że jej samej czegoś brakuje, traktując to wszystko bardzo zero-jedynkowo: gdyby przyznała, że coś jej nie pasuje, wszystko się posypie, a na to nie może pozwolić.

A przynajmniej: nie mogła jeszcze niedawno. Teraz przecież stała w kinowym lobby obok Lavy, wciąż trochę zaskoczona uświadomieniem sobie, że nie zobaczy dziś przed sem Arsona. - Chcesz mnie upić w kinie? - odpowiedziała jej pytaniem na pytanie (naprawdę powinna przestać to robić) i jeszcze kilka sekund przyglądała się Lavie badawczo, zanim wyciągnęła rękę po butelkę. - Brzmi całkiem dobrze. A teraz najważniejsze pytanie: jesz popcorn w kinie?

Niezależnie od odpowiedzi, kupiła już bilety i została przekupiona winem, więc pozostało jej zaakceptować Lavę w całości, łącznie z jej popcornowymi preferencjami i stanąć z dziewczyną w kolejce - po popcorn albo od razu do sali kinowej. - Co dzisiaj robiłaś? Masz audycje codziennie rano? - spytała i zmarszczyła lekko czoło, gdy przypomniała sobie, że ciąga Lavę po wieczornych seansach, gdy ta pewnie powinna już kłaść się do łóżka (przynajmniej w świecie Ettel, która uważała się za bohaterkę, gdy wychodziła z łóżka przed 7:30 i oczekiwała co najmniej werbalnego zachwytu i pochwał).

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Jeszcze nie znała Ettel na tyle, by wiedzieć, że nie komunikowała swoich potrzeb. Z rozmów, które prowadziły wieczorami, wymieniając się smsami albo dzwoniąc do siebie, chociaż na chwilę, nie zdążyła wywnioskować, że Schechter miała problemy z komunikacją. Omawiały niecierpiące zwłoki tematy, jakimi było przeanalizowanie nowego odcinka programu kulinarnego, który jak się okazało, obie oglądały, albo streszczenie dziwnej sytuacji, jaka miała miejsce w kawiarni, czy też po prostu rozmawiały, bo miały potrzebę kontaktu z drugą osobą, ale tak po prostu, by wyrzucić z siebie potok słów, niekoniecznie zagłębiając się faktyczne problemy, ale nie poruszały tematów trudnych. Owszem, może trochę narzekały na korki na mieście, na deszczową jesienną pogodę, na nowy nieciekawy smak pączka z piekarni, ale nie na to, że Ettel musiała wnieść pięć wielkich pudeł do nowego mieszkania (czy że w ogóle te pudła musiała wnosić, bo wyprowadziła od męża), ani nie na to, że Lava przez swój „wakacyjny” wyjazd miała nad sobą nadzór samego szefa, który oczekiwał od niej najlepszego w radiu programu, ani też na to, że Lava poznała matkę dziecka swojego byłego, co było przedziwnym wydarzeniem, które namieszało jej w głowie.
Co ważne, gdyby to wszystko wiedziała, pewnie by zrozumiała. Sama nie była wylewna, dzieliła się z ludźmi tylko częścią siebie – tą pełną energii i chęci do życia, dużo mówiącą i łatwo nawiązującą nowe znajomości, a nie tą, która borykała się z wieloma wątpliwościami, nie potrafiła być w stałym związku i wiecznie czuła jakąś pustkę, którą w nieudolny sposób czy to różnymi randkami, czy wyjazdami, próbowała jakoś zapełnić. Z drugiej strony zawsze była gotowa, by pomagać ludziom, na których jej zależało. A więc nosiłaby z Ettel te kartony, gdyby tylko powiedziała jej, że potrzebuje pomocy, nie pytając nawet w jakim celu.
– Przejrzałaś mnie, dobra jesteś! – zażartowała, uśmiechając się szeroko. – Tylko nikomu nie mów, bo zgarnie nas ochrona i ze wstydu już nigdy więcej nie przyjdziemy tu na seans europejskiego kina. – dodała konspiracyjnie, nieco ściszając głos, przy okazji wykorzystując okazję, by zbliżyć o kilka centymetrów do brunetki. – Jem. Ale teraz nie wiem, czy to dobrze. Jak to się robi w twoim kraju? Idziemy na taki film, na którym nie powinnyśmy jeść? – naprawdę nie miała pojęcia, jakie były zwyczaje kinowe w Europie. No ale nie były w kinie studyjnym ani na pokazie filmów awangardowych, ani też na premierze z udziałem twórców, by musieć się jakoś przyzwoicie zachowywać. Lava wychodziła z założenia, że jeśli w kinie sprzedają popcorn, to znaczy, że można go jeść. Chociaż do tego wina zapewne lepsza byłaby czekolada. Niemniej jednak stanęły w dość krótkiej kolejce do kasy i kupiły popcorn, jeden na pół, bo porcje były wielkie.
– Chciałabyś, żebym udzieliła ci szczegółowej i wyczerpującej odpowiedzi, czy informacja, że byłam w pracy, potem na zakupach, a potem zmarnowałam trochę czasu na głupoty, powinna wystarczyć? – zapytała, poniekąd zamieszczając w tym pytaniu również odpowiedź. – Codziennie od poniedziałku do piątku. Na szczęście weekendy mam wolne, gdyby nie to, to nie mogłabym nigdzie wychodzić po jedenastej wieczorem. – odparła i pokręciła lekko głową. Nie miała problemu z porannym wstawaniem, jednak lubiła spotkania z ludźmi i wyjścia na miasto, a przez pracę często musiała kończyć je o wiele wcześniej, niż by tego chciała. – Ale próbuję przepchnąć pomysł na inną audycję, więc może będę mogła wrócić do nocnego życia. – zażartowała, choć była w jej głosie nadzieja. Poranna audycja ustalała jej rytm dnia i nieco blokowała, a Lava potrzebowała więcej wolności.
– Miałaś okazję w końcu mnie rano posłuchać? – zagadnęła, gdy w końcu zajęły swoje miejsca na sali. Światła były już przygaszone, ale nadal leciały reklamy.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie dała po sobie znać, że w pytaniu Lavy coś było nie w porządku.

No, a przynajmniej miała nadzieję, że udało jej się tego nie okazać. Nie uniosła brwi, nie spojrzała na kobietę z lekką ironią, nie skrzywiła się wymownie ani nie wywróciła oczami. Zamiast tego wpatrywała się w Lavę jeszcze przez chwilę, z dość uprzejmym i bezosobowym uśmiechem - jednym z tych, które posyłasz bariście w kawiarni albo własnej teściowej, gdy zaczyna cię obrażać - zanim łagodnie wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

- Wydaje mi się, że akurat kina w większości miejsc są takie same, tak jak na przykład McDonaldy. Wszędzie kupisz popcorn i nachosy, a ludziom albo przeszkadza chrupanie w trakcie seansu, albo kupują sobie popcorn. Gdyby to zależało od kraju, tutaj mogłybyśmy zjeść hamburgery albo pancake’a - zauważyła, starając się chyba podejść do sprawy dyplomatycznie - zasugerować jej, że nie wyszła wczoraj spod kamienia, z całym tym “swoim krajem”, ale równocześnie nie sprawić, że Lava poczuje się źle.

A Ettel? To nie do końca tak, że samo pytanie Lavy ją uraziło. Od lat przecież musiała reagować na podobne sytuacje - tłumaczyć, dlaczego poza Francją ludzie też mówią po francusku, uśmiechać się w odpowiedzi na żarty dotyczące czekolady (belgijskiej) albo śledzi (żydowskich) i odpowiadać na pytania o to, jak odnajduje się w Seattle. A przecież mieszkała tu już na tyle długo, że zupełnie nie umiała już patrzeć na to miasto jak turystka, nawet jeśli wszyscy inni bardzo lubili traktować Ettel w ten sposób.

Nie potrafiła jeszcze jednej rzeczy (a to dopiero początek bardzo długiej listy) - nie umiała opowiadać o tym, co się robi w jej kraju, bo nie wiedziała, który powinna wskazać. Nie była w kinie w Brukseli od l a t, tak samo jak w samej Brukseli, a sporo typowych dla tego miejsca rzeczy jej rodzina i tak robiła inaczej, jak zwykle bywa z członkami jakiejś mniejszości. To do amerykańskiego kina chodziła najczęściej i na nich znała się najlepiej, ale skoro była imigrantką, doskonale wiedziała, że nikt i tak nie uwierzy, że Ettel zna się nawet na czymś równie głupim jak jedzenie popcornu.

- Myślisz, że są w ogóle takie filmy, na których naprawdę nie powinno się jeść? Bo niejedzenie na tych filmach jest trochę idiotyczne, przecież wszyscy chodzą na nie głównie po to, żeby potem brandzlować się tym, jak ambitne rzeczy oglądają, równie dobrze możesz się najeść. Ale gdybyśmy poszły na film o ludziach z zaburzeniami odżywiania, to czy jedzenie popcornu byłoby trochę niegrzeczne? Albo na film o tym, jak ludzie w czasie wojny umierali z głodu? - witamy w świecie Ettel Schechter - chciała zmienić temat na coś luźniejszego i, najwyraźniej, to najlepsze na co było ją stać.

Uśmiechnęła się pod nosem w odpowiedzi i przeniosła wzrok z ich popcornu na Lavę. - Bardzo chcę wiedzieć, co robisz, kiedy mówisz, że marnujesz czas na głupoty - przyznała. - Ale jeśli chcesz mi opowiedzieć o czymś, co wydarzyło się w twojej pracy albo na zakupach, to też bardzo chciałabym wiedzieć - dodała jeszcze, korzystając przy tym z okazji na zjedzenie kilku ziarenek popcornu. - Jesteś bohaterką - poinformowała Lavę z całą powagą, na jaką było stać kogoś wciąż zupełnie nieprzyzwyczajonego do porannego wstawania. - Ja częściej jestem poza domem po jedenastej wieczorem niż przed jedenastą rano - zmarszczyła lekko czoło, próbując ocenić, czy przypadkiem nie kłamie i sama sobie przypomniała, że wraz z przeprowadzką zmieniło się u niej kilka innych rzeczy. - A przynajmniej do niedawna. Ale wciąż uważam chodzenie do pracy na dziewiątą za jakieś wyrafinowane, kapitalistyczne okrucieństwo - nie mogła przepuścić okazji, by o tym wspomnieć, nawet jeśli masa osób wstawała rano i jakoś żyli. - Brzmi wspaniale, wtedy sama będziesz mogła się przekonać, że nocne życie jest przereklamowane - uśmiechnęła się lekko i po raz kolejny sięgnęła po popcorn, ale rozmyśliła się w połowie, więc ostatecznie opuściła rękę. - O jakiej audycji teraz myślisz?

Na szczęście już po chwili usiadły w sali kinowej, a skoro było o krok bliżej do filmu, Ettel mogła znów sięgnąć po popcorn i tym razem trochę go podjeść. - Oczywiście, jestem zbyt wścibska, żeby to odpuścić - poinformowała dość beztrosko, zwłaszcza jak na kogoś kto wcale nie żartował. - Podobał mi się ten program z zeszłego tygodnia, ten, w którym mówiłaś o supermarketach i Halloween. Byłaś zabawna, wiesz? A to wcale nie jest banalny komplement, bo większość osób zachowuje się dość żenująco, kiedy próbują być dowcipni. - łącznie z tą wyżej podpisaną.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– W kinach studyjnych nie można jeść. W niektórych nie mają nawet sklepików. – zauważyła, będąc świadoma różnicy między kinem studyjnym a multipleksem. Nie zamierzała się jednak o to kłócić, bo temat zdecydowanie nie był tego wart. W zasadzie Lava miała to nawet trochę gdzieś. Skoro mogła teraz jeść popcorn i popijać go rozwodnioną colą z automatu, to właśnie to zamierzała robić, a gdyby trafiły do bardziej kameralnego miejsca, stosowałaby się do panujących zasad. Zgadzała się też z Ettel, że rodzaj jedzenia zależał od kraju, choć popcorn był chyba najbardziej typową kinową przekąską. Ciekawostką było natomiast, że na przykład w niemieckich operach na przerwach jadało się bratwursty i popijało piwo, wszystko to oczywiście w wieczorowych strojach, a nie popijało się wino, jak przyjęło się w całej reszcie świata. Dlatego też była pewna, że gdzieś musiało istnieć kino, w którym nie obowiązywały standardowe zasady.

– To jest bardzo trudne i jednocześnie dobre pytanie. – pokiwała głową, nie kryjąc swojego uznania dla tej niecodziennej myśli pytania, które zadała Ettel. Nigdy wcześniej o tym nie myślała. Była przekonana, że jedzenie było po prostu po to, by ludzie mieli czym zająć ręce, bo czasami dwie godziny się dłużyły, a niektórzy nie potrafili usiedzieć w miejscu, no i buzie, żeby nie gadali podczas filmów? Natomiast dzięki wujkowi google, można dowiedzieć się, że za jedzeniem w kinach stoi jedynie biznes i chęć zarobienia jeszcze więcej na widzach. Podobno to właśnie na przekąskach zarabia się naprawdę i są to kwoty o wiele wyższe niż dochody ze sprzedaży biletów. – Myślę, że są. – stwierdziła, nie zastanawiając się zbyt długo nad odpowiedzią. Przecież musiały być, prawda? – Z drugiej strony… to fikcja, nie? Na sali nie ma prawdziwych chorych ludzi, przy których jemy, jakbyśmy śmiali się im prosto w twarz. – zauważyła, ciągnąc temat. – Ja za to nie rozumiem, dlaczego ludzie jedzą na horrorach, przecież to obrzydliwe. I myślę, że sami twórcy też mogą mieć specjalne życzenie, by na ich filmie nie jeść. A co jeśli przez jedzenie i chrupanie, nie zwróci się uwagi na jakiś ważny szczegół albo dźwięk? – uniosła pytająco brew, bo aspekt techniczny też wydawał się jej dość ważny.

– No cóż, na przykład ostatnio wygrzebałam w domu rodziców druty i teraz próbuję wydziergać szalik. – zaśmiała się, przypominając sobie, jak słabo jej to wychodziło i jak krzywy był ten szalik, choć rozmiar to miał raczej dla dziecka, a nie dorosłego. – To miłe, że chcesz wiedzieć. – zauważyła z uśmiechem, spoglądając ciepło na brunetkę. – Na opowieści z pracy mamy zdecydowanie za mało, a niedługo zacznie się film. Ale będę pamiętać, bo ostatnio działo się naprawdę dużo. – aż westchnęła, bo takie zamieszanie na dłuższą metę było męczące.
– Kiedyś też żyłam wieczorami, ale praca zmusiła mnie do zmiany nawyków. Na szczęście nigdy nie miałam wielkich problemów z porannym wstawaniem. Co nie zmienia faktu, że chętnie wyszłabym z domu wieczorem. – odparła, wzruszając lekko ramionami. W swoim życiu miała różne pracy i przeszła już chyba przez wszystkie zmiany godzinowe. Lubiła wychodzić do biura i do ludzi, ale czasami lubiła też zostać w domu i spokojnie popracować. – Jeśli jest takie, jakim je pamiętam, to zdecydowanie nie jest. I coś czuję, że gdy tylko będę mieć okazję, to spróbuję cię o tym przekonać. – posłała jej cwany uśmiech, rzucając słowa, które miały być obietnicą.

– Och, dziękuję! To wspaniały komplement. – uśmiechnęła się szeroko, na krótką chwilę układając dłoń na udzie Ettel. Zabrała ją jednak szybko, sięgając po popcorn. – Na początku nie było tak łatwo, musiałam poznać swoich słuchaczy. Teraz wiem, że od rana ktoś ich naprawdę musi obudzić, ale nie sztuczną energią, a czymś zabawnym. Chociaż nie zawsze mam na to humor albo pomysł. – wyjaśniła, bo choć przeważnie była pogodna, tak ostatnie miesiące dały jej w kość i udawanie, że wszystko jest w porządku, zaczynało ją męczyć. – Co do pomysłu na audycję, to myślę nad czymś o historii muzyki i wywiadach z artystami. – podzieliła się swoim pomysłem, ale oszczędzając Ettel szczegółów. Zresztą ama jeszcze nad nimi pracowała.

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”