WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Budzę się bardziej skołowany niż zwykle; minęło tyle czasu, a ja wciąż nie potrafię zapamiętać ułożenia naszego domu. Zrywam z siebie pościel z paniką, bo łóżko jest po innej stronie i kiedy uświadamiam sobie, że jest tam, gdzie przez ostatni rok, tam, gdzie być powinno, przecieram powieki drżącymi palcami.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz spałem tak naprawdę, kiedy śniłem. Zaglądam do pokoju Ady i pozwalam się rozproszyć dźwiękom kołysanki wydobywanej z projektora przymocowanego do baldachimu jej łóżeczka. Myśli rozpływają się tak szybko jak kolorowe kropki na suficie, codziennie usypiające moją córkę.
Ostrożnie ją wybudzam ze snu. Wtulam się w jej wątłe ciało, całuję czubek głowy, napawam zapachem poziomkowego szamponu, powtarzam kocham cię po raz milionowy i pozwalam wybrać strój do przedszkola. Nie mam prawa krytykować falbaniastej sukienki w bobry dobranej do rajstop w neonowe pomarańczowe paski i puchatego sweterka w kolorze błękitu, kiedy sam zakładam na sprany podkoszulek wypłowiałą szmaragdową bluzę i szare dresy. W akompaniamencie pytań a czemu, dlaczego i po co sypię do popękanej miski jej ulubione płatki – Lucky Charms – zalewam je letnim mlekiem i sięgam po kalendarz. W międzyczasie odpowiadam czemu jakaś zjebana Robin (a może Ruby? ciężko mi nadążyć) skrytykowała wczoraj zabawę w berka, przysięgam, że po pracy pójdziemy na plac zabaw i notuję w głowie, że Ada sześćdziesiąty ósmy raz wspomniała o jakiejś gadającej lalce, która jest spełnieniem jej marzeń.
Do pracy przychodzę na styk; proces przebrania butów i zdjęcia kurtki wciąż jawi się jako największy koszmar i moja córka nie do końca potrafi poradzić sobie z pożegnaniem. Z bólem serca wracałem na korytarz, obejmowałem ją czule i przypominałem, że wrócę po podwieczorku. Zawsze, kurwa, zjawiałem się tam o czasie. Ale tego dnia frustracja niczym lawa wrzała w mych żyłach.
Przez to całe zamieszanie nawet nie miałem sekundy, aby doczytać z kim mam pierwszą lekcję boksu. Machinalnie obwiązuję ręce bandażem. Kątem oka widzę, że ktoś już czeka, ale worek bokserski zasłania mi drobną posturę dziewczynki, którą automatycznie spycham na margines i wpisuję w rejestr osób, które chcą zabłysnąć przed innymi podstawowymi i nudnymi do bólu ciosami. – Zdejmij rękawice – nieszablonowo zaczynam kurs, wciąż nie spoglądając jej w oczy. Nanoszę w notatniku ostatnie adnotacje odnośnie poprzedniego treningu i odkładam zeszyt na bok. – Freddie Fletcher – przedstawiam się i po raz pierwszy wbijam zielone tęczówki w swoją nową podopieczną. – O – zanim się orientuję, z mych ust wymyka się westchnienie zmieszane z odrobiną krępacji. Zastępuję zażenowanie namiastką profesjonalizmu i udaję, że wcale nie rusza mnie widok damskiej wersji Hala. Wyginam usta w szorstki i kanciasty uśmiech, co najmniej jakbym się szykował na kolejne pytanie Ady z serii kiedy wróci mama?.
Przełykam nerwowo ślinę. – Znasz jakiekolwiek podstawy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/4/ Bywały takie momenty, w których codzienny bieg nie wystarczał; takie, w których wracając wieczorami z pracy nie potrafiła zdobyć się na założenie słuchawek, by nie zagłuszyć ulicznych hałasów i żadnego dźwięku, który mógłby ją zaalarmować. Takie, w których przez materiał plecaka zaciskała kurczowo palce na wypukłości Glocka, mimo że nigdy nie zdobyła się na kupienie nabojów (miała tylko nadzieję, że pewny chwyt i nieprzewidywalność wypisana na twarzy będą skuteczną mimikrą). Takie, w których żaden z jej sprawdzonych sposobów na zagłuszanie rozpędzonych myśli nie potrafił zatrzymać wyrastających z South Parku cieni przed złapaniem jej za nogi, a jej instynkt przetrwania wył przeraźliwie na widok każdej rosłej sylwetki, ciemnej ulicy, wystrzału z rury wydechowej.

Na logikę wiedziała, że nic jej nie grozi; nie skrzywdzi jej ani ojciec – bo gnije sam na parterze starego blokowiska i jest pewnie zbyt pijany, by ruszyć się z zapadniętego fotela, ani gangster chcący pomścić torbę narkotyków – bo gdyby tak było, zrobiłby to dawno temu. Logiczne konkluzje nie były jednak w żadnym stopniu instrumentem zmiany; Helena mogła pertraktować z samą sobą w nieskończoność, ale żadnym sposobem nie udało jej się jeszcze przekonać, że nie musi się niczego obawiać. A chociaż była to sprawa prawie pewna, paranoiczne przewrażliwienie jedynie się nasilało.

Został jej jeszcze tylko jeden sposób na uspokojenie zszarganych nerwów, którego nie próbowała, a ostatecznie zmęczona ciągłym przebywaniem w stanie zaalarmowania, wyciągnęła węża z kieszeni i oszczędności ze słoika.

Stoi więc teraz w dusznej sali, opierając czoło o chłodną skórę worka treningowego. Założyła rękawice już wcześniej, bo inaczej wygryzłaby nerwowo krwawe dziury w palcach. Lekko urywane, niepełne oddechy odbijają się echem od ścian pomieszczenia. W myślach odlicza od dziesięciu w dół, żeby się uspokoić (nie ma pojęcia, skąd wpadła na ten durny pomysł; podłapała to chyba z jakiegoś filmu o storturowanych ludziach). Odlicza raz, drugi, trzeci, coraz szybciej, wcale nie spokojniejsza. Dziesięć dziewięć osiem siedem zawiasy drzwi do sali wydają z siebie zbolały jęk sześć pięć cztery z wysiłkiem podnosi głowę i kurwa mać.

Na chwilę przymyka powieki, w myślach tym razem wyliczając wszystkie przekleństwa, które zna. A że zna ich sporo, trwa to aż do momentu, w którym jebany Freddie Fletcher podnosi na nią w końcu wzrok i sam przekonuje się o tym, że dla obojga następna godzina będzie torturą. Przełyka głośno ślinę, nie kwapiąc się, by odpowiedzieć na jego wymuszony uśmiech.

Znam — odpowiada zdawkowo, czując, jak rośnie w niej niechęć, wymierzona prosto we Fletchera. Tak naprawdę nie ma powodu, żeby darzyć go antypatią – przede wszystkim praktycznie gościa nie zna – ale uparcie odmawia spoglądania na prawdziwe epicentrum swoich emocji, a powód zawsze łatwo znaleźć. Irytuje ją to, że Fletcher próbuje jak gdyby nigdy nic przeprowadzić zajęcia. Irytuje ją też, że pewnie prędzej czy później w jakiś sposób nawiąże do ich – ledwie istniejącej, ale wciąż – prywatnej relacji. Irytuje ją, że jego pytanie brzmi lekceważąco, irytuje ją, że kombinuje z zajęciami, zamiast pozwolić jej po prostu uderzać w worek, dopóki nie straci czucia w dłoniach. Irytuje ją jego zmęczona życiem japa. Odpina rzepy przy rękawicach i powoli je ściąga; chyba bardziej po to, by dać sobie chwilę na poskładanie myśli, niż z racji chętnego uczestniczenia w zajęciach, zwłaszcza że za chwilę pyta: — Nie ma żadnego innego wolnego instruktora?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miło z mojej strony, że przedstawiam się dziewczynie, która doskonale mnie zna. Miło, że reaguję na nią głupim o; coraz częściej łapię się na tym, że tracę zdolność do normalnego wypowiadania się, gdy coś mnie uwiera i gdy zaczyna być niewygodnie. Miło, że jak gdyby nigdy nic pytam o podstawy boksu. Zaciskam zęby, żeby nie zacząć krzyczeć i nie powiedzieć nic nieodpowiedniego. Przywołuję w pamięci to, co pomaga utrzymać mi się w pionie – zapach popcornu i poziomki, widok pluszowych misiów rozwalonych na zielonej kanapie, bawełniany koc pełen dziur, bo nierozsądnie zgodziłem się na to, aby Ada miała królika. Wdech i wydech.
Wypuszczam powietrze z cichym świstem. Walka w mojej głowie trwała całe wieki, ale widoczna dla mojej nowej podopiecznej była tylko przez parę sekund.
Ignoruję pytanie odnośnie innego instruktora. Kolejna igła wbija się w mój pancerz, ale przywykłem do bólu i odrzucenia, znoszę to uczucie całe życie, więc nie mam problemu z przywdzianiem maski obojętności, gdy i Helena stara się (nie)świadomie ugiąć me kolana. Wyciągam przed siebie zabandażowane ręce, żeby mogła zobaczyć jak to powinno wyglądać. – Zawsze zanim założysz rękawice, musisz zadbać o dłonie i stawy. Tam leży bandaż – wskazuję podbródkiem na podłogę, gdzie znajduje się potrzebny sprzęt. – Wiązanie nie jest trudne, spróbuj bez mojej pomocy – mówię beznamiętnie.
Nie chcę jej dotykać, nie chcę mieć nic wspólnego z osobą, w której żyłach płynie krew mojego przyjaciela. Przyjaciela, który już nie żyje, którego serce nie bije. Najchętniej oddałbym lekcję z nią komukolwiek z zespołu, byleby trzymać się od niej z daleka. Ale wiem, że to niemożliwe. Dlatego stawiam na udawany profesjonalizm. Jestem świetny w grze pozorów, wystarczy tylko, że przestanę dostrzegać uderzające podobieństwo między nimi.
Gdy Maplethorne podejmuje próbę zabandażowania nadgarstków, ja zakładam rękawice i ustawiam worek na odpowiednią wysokość, a kątem oka patrzę jak sobie radzi.
Gdybym miał ocenić zabezpieczenie dłoni – zrobiła to poprawnie. Ale jeśli przyszłoby mi opisać jak dziewczyna odnajduje się w tej sytuacji to zdecydowanie lepiej niż ja, przynajmniej takie wrażenie sprawia. Chrząkam, zanim ponownie zabieram głos, aby pozbyć się chrypy. – No to pokaż co znasz – instruuję ją, aby zademonstrowała mi swoją technikę. I wszystko mi jedno czy zacznie napierdalać we mnie czy w ścianę czy w worek. Wyobraźnia podpowiada mi obraz, w którym Helena rusza z pięściami na mnie – okłada moją twarz tak długo aż mdleję. Spuchnięte powieki opadają, krew pokrywa brudną posadzkę, a moje obolałe ciało przyjmuje pozycję embrionalną, bo nie mam sił się bronić.
Znów mija tylko kilka sekund; ja nadal stoję cały i zdrowy naprzeciwko niej, nie straciłem żadnej kropli krwi, chociaż odczuwam zmęczenie porównywalne do tego, które by się pojawiło, gdybym dostał kilkadziesiąt ciosów. Ukradkiem spoglądam na zegarek i robi mi się słabo, kiedy uświadamiam sobie, że przed nami jeszcze niecała godzina tych wyszukanych tortur w postaci współdzielenia tak wąskiej przestrzeni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oddycha tak łapczywie i niestabilnie, jakby przed chwilą przerwała swoim pędem wstęgę mety wyścigu, w którym tak naprawdę uczestniczą jedynie jej myśli i miarowe, acz szaleńcze ba-bum, ba-bum, ba-bum serca, uderzające nawet w nabrzmiałej irytacją żyle na skroni.

Milczy. Dla odmiany nie dlatego, że chciałaby coś powiedzieć, ale nie może się zmusić – milczy, bo brakuje jej słów. Nie dociera do niej do końca, że Fletcher absolutnie zlekceważył jej słowa.

Kręci głową, gniewnie zgarniając do rąk bandaż. Naciąga go odrobinę zbyt mocno; musi poprawić zacisk na prawej dłoni, bo zanim zdąży dokończyć owijanie lewej, sinieją jej palce. Freddie może nawet słyszy zgrzytanie jej zębów, ale nawet jeśli nie – znaków jej absolutnej niechęci i irytacji nie trzeba daleko szukać, bo wcale nie próbuje jej ukryć, chociaż – fakt faktem – powstrzymuje się przed splunięciem mu pod nogi, gdy odwraca się przodem do niego i natrafia spojrzeniem na jego beznamiętną twarz. Nie potrafi określić, co to jest, to coś, co czai się za jego tęczówkami i doprowadza ją do pasji. Nie ma pojęcia, dlaczego naprawdę ma ochotę swoje zaawansowanie zaprezentować na jego twarzy. I nie chce o tym myśleć, bo jeszcze zużyje energię potrzebną do względnego trzymania się w ryzach.

Bez rozgrzewki? — Praktycznie warczy, ale ma to całkiem szczerze w dupie. Wciąż cicho sapiąc, naciąga z powrotem rękawice i ustawia się przy worku; z nogami rozstawionymi na szerokość ramion, paralelnie do niego i dłońmi na wysokości twarzy.
Przy pierwszej serii prawa-prawa-lewa, prosty-prosty-z dołu wyrywa się do przodu trochę za szybko. Przy drugiej już lepiej wyrównuje tempo balansowania z prawej nogi na lewą, chociaż ostatni cios wciąż jest niezdarny. Wyraźnie wyszła z formy, ale zacięcie uderza, posyłając w pięście całą swoją furię. — Naprawdę — uderzenie — ci się chce... — tu cała seria, po której rzuca w jego stronę gniewne spojrzenie — ...tak udawać przez całą godzinę? — pyta z zaciśniętymi zębami. Na chwilę przerywa serie. — Przecież widzę, że też nie chcesz tu być. Mówiłam poważnie z tym innym instruktorem.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Boxing Gym”