WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">5
<div class="ds-tem4">Here I go out to sea again <br>
The sunshine fills my hair <br>
And dreams hang in the air

<br>Lava Hale</div></div></div></div></div></table>

Gwizd zagotowanej wody, wyrwał Rose z zamyślenia. Dziewczyna otrząsnęła się, wprawiając w ruch zebrane w luźny kucyk, jasne włosy. Zeskoczyła z dosuniętego do blatu stołka, podchodząc i wyłączając gaz. Chwyciła czajnik, zalewając wrzątkiem wcześniej przygotowany dzbanek. Miała zdecydowanie nastrój na intensywną herbatę, pachnącą goździkami oraz kardamonem. <br>
W oczekiwaniu, aż susz odda wodzie to, co najlepsze, wróciła do przerwanego szkicu. Miała w głowie koncept, który tu i teraz musiała przelać na papier inaczej rozwieje się, pozostając dla niej nieuchwytnym. Spieszyła się, z Lavą umówiła się na pełną godzinę i nie chciała, aby dziewczyna czekała, aż skończy cieniować. Co prawda przyjaciółka zapewne nie miałaby nic przeciwko, już nie raz Rose przepraszała, węglem kreśląc na tym, co wpadło jej w rękę jak choćby kawałek serwetki w Little darling, nie mniej chciała to popołudnie w całość poświęcić dziewczynie.<br>
Po półsłówkach w wymienianych ciągle z Lavą wiadomościach podejrzewała, że ta ma jej sporo do powiedzenia. Sama nosiła się, aby opowiedzieć o Nicholasie. Wiedziała już, że wrócił, nie mówiła jednak o tym, że Swallow stawił się w klubie na dzień próbny i został zatrudniony jako barman. Ucieszyła się, naprawdę, z drugiej strony pojawiła się myśl, dlaczego wybrał akurat Little darling. Seattle miało ogromny przekrój lokali rozrywkowych, pubów, restauracji. Tłumaczyła sobie ten fakt racjonalnie, pewnie zaoferowano mu - tak samo jak zresztą i jej - konkretne pieniądze, może miał większą swobodne w planowaniu dniu wolnych od pracy, bądź podrasowały mu inne warunki zatrudnienia. Nie mogło w tym wszystkim chodzić o nią, skromność Rose zaprzeczała tym niedorzeczny podejrzeniom.<br>
Cmoknęła, składając kartkę na pół, aby odbiła się szarość ołówka. Z purpurowego już dzbanka, wyciągnęła koszyczek z suszem. Dorzuciła do środka cząstki sparzonych owoców; prosty trik, a przechytrzało się gorzkość wyciekającą ze skórek. Wszystko było już gotowe, mieszkanie pachniało wyciągniętą godzinę temu chałką z piekarnika, ulubiony kubek Lavy z sydowej kolekcji czekał na nią, podobnie zresztą jak tłum kocich wielbicieli. Musieli zwęszyć, że coś się szykuje, ponieważ na zaścielonym łóżku Rose leżały już trzy, kocie bochenki, a jeden, wyraźnie ciekawy, towarzyszył jej od wejścia do kuchni i kiedy tylko nie patrzyła, a przynajmniej wydawało mu się, iż Rose nie zwraca uwagi, próbował łapką strącić to, co było dla kota najciekawsze; swój ołówek, złapała w locie, torebkę po herbacie po kilku próbach oddała, sprawiając radość ganiającemu z nią po pomieszczeniu kotu. <br>
Widząc ślady po tuszu na swoich opuszkach, włożyła ręce pod kran, intensywnie szorując skórę, niemalże zdzierając gąbką naskórek, bowiem różowo-niebiesko-czarny odcień wżarł się w skórę i nie chciał rozstać się z Rose. Przelotem wytarła ręce w pochwyconą ścierkę, słysząc dzwonek do drzwi. Pierwszy stanął przy nich Panini. Pogładziła koci łebek, otwierając Lavie i nogą zagracając kotu drogę na korytarz.<br>
- Zapraszamy - rzuciła ze śmiechem, gdyż Panini wyrywał się do gościa. Ucałowała policzek Lavy, gestem zachęcając, aby weszła i czuła się jak u siebie.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#43

Wedle prognozy pogody, którą przedstawiała tego dnia w swojej porannej audycji, miała się spodziewać średnio osiemnastu stopni Celsjusza oraz przelotnych opadów deszczu. Wzięła nawet parasol, pamiętając, co mówiła dzień wcześniej, a także dwa dni wcześniej. Co tu dużo mówić, cały wrzesień miało padać, a Lavie to było bardzo nie na rękę.
Poszukiwania mieszkania trwały, a ona z każdym dniem traciła nadzieję. Wiele mieszkań zdążyli już zająć studenci, a stawki podbijane na ostatnią chwilę przez najemców, średnio były na jej kieszeń. Wcześniej nie przeszkadzało jej mieszkanie z innymi, miała w swoim życiu wielu współlokatorów, kilka miesięcy miała pokój u Rhysa, a teraz zajmowała miejsce, które należało do niej, gdy jeszcze mieszkała z rodzicami. Teraz jednak miała wątpliwości, bo większość ofert o wolnych pokojach była wystawiana przez dwudziestolatków, z którymi mogła nie odnaleźć wspólnego języka. I to nie tak, że czuła się staro, wątpiła, że za nimi nadąży albo będzie narzekać, że za dużo imprezują, po prostu w jej życiu w ciągu ostatnich kilku miesięcy wydarzyło się zbyt wiele i potrzebowała lokum, w którym poczuje się naprawdę dobrze.
Kolejne popołudnie spędziła na oglądaniu wolnych mieszkań, specjalnie umawiając się w Chinatown, by móc odwiedzić Rose. Już nie mogła się doczekać spotkania, potrzebowała rozmowy, ale też zwyczajnego wygadania się, kiedy ona będzie mówić, a Rose kiwać powoli głową i niekoniecznie drążyć temat. Sama planowała zaoferować jej to samo, wiadomo! Chciała poplotkować, pogadać o głupotkach, trochę ponarzekać, ale też podzielić się z przyjaciółką wątpliwościami, które męczyły ją od kilku tygodni.
Cztery mieszkania obejrzała w dwie godziny, niestety tylko jedno nadawało się do użytku i wyglądało całkiem znośnie, więc Lava poprosiła o czas do jutra, bo musiała przemyśleć swoją decyzję. W drodze do Rose zajrzała do sklepu – kupiła białe wino i ciastka, nie chcąc odwiedzać przyjaciółki z pustymi rękami. Była jakieś dziesięć minut drogi spacerem od jej mieszkania, kiedy drobny deszcz zamienił się w ulewę, a lekki wiaterek stał się wichurą, swoją siłą niszcząc parasol Hale.
Przemoczona i zmarznięta dotarła na miejsce, na szczęście nie czekała długo, aż Rose dotrze do drzwi. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. – Skąd ta ulewa… – mruknęła trochę sama do siebie, a trochę do blondynki, która w domowym zaciszu mogła nawet nie zorientować się, że spadł deszcz. – Ale mam wino! – wyciągnęła rękę z butelką, by podać ją Rutherford, po czym zdjęła przemoknięte buty i zrzuciła z siebie ciężką od wody marynarkę. – Jak ci minął dzień? – zapytała, podążając za kobietą i w tym samym czasie wyciskając w dłoniach włosy, by pozbyć się z nich wody.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słyszała, że padało; duże krople deszczu, bębniły o szybę. Było to jednak tak daleko i nierówno, że Rose nawet nie zorientowała się, kiedy i że w ogóle ciepły, letni deszcz zmienił się w iście hollywoodzką ulewę.
Widok przemokniętej do suchej nitki dziewczyny, początkowo wpędził ją w konsternację. Omotawszy sylwetkę przyjaciółki, chwyciła ją za rękę i wciągnęła do mieszkania, nim ta zdążyłaby przemarznąć w przeciągu; okna na klatce schodowej były nieszczelnie, dodatkowo sąsiadka z ostatniego pietra lubiła świeże powietrzę i bardzo często zostawiała lufty otwarte na oścież.
- Powiedz, że chociaż zdążyłaś zatańczyć i zaśpiewać Deszczową piosenkę - odparła, przejmując butelkę z winem. Kot, który otarł się o nogi Lavy, fuknął oburzony na kontakt z wodą; potrząsnął kilkakrotnie pyszczkiem, Rose zaśmiała się pod nosem chcąc ratować Panini i strzepnąć krople z jego długich wibrysów, ale obrażony jaśnie pan z mokrym futrem, czmychnął w głąb mieszkania.
- Znajdę Ci jakiś ręcznik i suche ubranie na zmianę. Zaraz wracam! - krzyknęła, będąc już na korytarzu. W drodze do łazienki, odstawiła wino do kuchni i gestem zachęciła Lavę, aby właśnie tam się skierowała. Wyciągnęła z najwyższej szafki, do której - jeszcze - nie potrafiły się wdrapać koty czysty, miękki ręcznik. Wybrała ze swoich rzeczy t-shirt Guns N’ Roses i z dwiema, złożonymi kosteczkami, dołączyła do przyjaciółki. Wręczyła dary Lavie, od razu też napełniła większy kubek parującą herbatą.
- I jak? Warto było zmoknąć, bo obejrzałaś dzisiaj coś ładnego, co Ci się spodobało i gdzie mogłabyś zamieszkać? - dopytywała, wyciągając cynamonowe ślimaki na półmisek, który po chwili wylądował na blacie. Obok ciastek. Standardowo, najpierw poplotkują w kuchni, aby finalnie, przenieść się z winem oraz słodyczami na kanapę w salonie; tę, już wygrzewały dwa brytyjczyki.
- Prawie skończyłam jedno zlecenie, jeszcze nie wiem jak skończy się ta historia, bo autor wypuszcza swoje opowiadania w częściach, ale bardzo spodobała mu się kreska i możliwe, że nawiążemy dłuższą współpracę... Poza tym, w klubie względny spokój. Odkąd Nicholas stanął za barem, większość dziewczyn nagle chętniej i pilniej pracuje... Przypadek? - cmoknęła. Miała ambiwalentne odczucia, co do widoku swoich koleżanek posyłających Swallowowi maślane oczy, z drugiej strony... Nie miała prawa zgłaszać sprzeciwu. Łączyły ich wyłącznie koleżeńskie relacje, które nieśmiało, wracały na stare, przyjacielskie tory. Wciąż byli ostrożni, wieloletnia przerwa nie ułatwiała odbudowy zaufania, mimo iż w jego towarzystwie czuła się tak, jakby nigdy nigdzie nie wyjeżdżał.
Zamieszała w kubku, do którego włożyła łyżeczkę z obfitą ilością konfitur.
- Jesteś głodna? Pod pokrywką, leza wciąż parujące naleśniki, które dzisiaj smażył Syd.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Niestety nie. – pokręciła w odpowiedzi głową, również reagując śmiechem na fuknięcie oburzonego kota. – No przepraszam, mały, wyschnę, to się pomiziamy. – spuściła spojrzenie na Panini, który ostatecznie i tak miał ją w nosie, bo szybko postanowił znaleźć sobie lepsze miejsce. – Za bardzo spieszyłam się do ciebie, żeby się zatrzymywać. – przyznała szczerze, choć w tym wyznaniu zabrakło informacji, że przez deszcz zrobiło się dość chłodno i nieciekawie, a nie chciała się przeziębić. Miała zdecydowanie zbyt dużo zobowiązań, by spędzić następny tydzień w łóżku. W dodatku sprawa mieszkania była dość nagląca, jeśli chciała wszystko dopiąć przed końcem miesiąca albo zarezerwować coś od następnego.
– Świetnie! – odpowiedziała, powoli wchodząc do mieszkania. Rozejrzała się wokół, by mieć pewność, że za chwilę nie wyskoczy jej pod nogi jakiś kot albo że któregoś przypadkiem nie nadepnie i powędrowała do kuchni. – Dziękuję. – uśmiechnęła się do Rose, odbierając od niej koszulkę i ręcznik. To pierwsze na chwilę odłożyła na blat, a ręcznik od razu przyłożyła do mokrych włosów, w międzyczasie szykując się do odpowiedzi na pytanie blondynki.
– Szczerze? Nie bardzo. To chyba zły czas na szukanie nowego mieszkania. Jest ich już niewiele, a w dodatku dość słabe. To chyba przez studentów. Mam jedno na oku, ale muszę to przemyśleć. Wolałabym wybrać coś, co naprawdę mi się podoba. W końcu nie planuję się wyprowadzać po kilku miesiącach. – przyznała, marszcząc czoło. Nie chciała mieszkać byle gdzie, nie była też bardzo zdesperowana, by od razu podejmować decyzję. Miała gdzie mieszkać, choć pokój w rodzinnym domu nie był szczytem jej marzeń. Była już na takim etapie w swoim życiu, że spędzanie czasu w domu, w którym nie mieszkała od dobrych dziesięciu lat, nie było dla niej komfortowe. Mimo świetnych warunków i bliskich pod nosem, potrzebowała chyba czegoś innego. – O! Mam taką samą. – zaśmiała się, rozkładając koszulkę przyniesioną przez Rose. Bez krępacji ściągnęła z siebie swoją bluzkę i naciągnęła na ciało t-shirt Guns N’ Roses, a mokre ubranie odwiesiła na oparcie krzesła, by nieco przeschło.
– To świetnie, Rose! – uśmiechnęła się szeroko, słysząc nowinę o zleceniu, które dobrze jej szło. – Cóż mogę powiedzieć, jakoś mnie to nie dziwi. – przyznała, wywracając oczami. Nicholas był atrakcyjnym facetem, a jego czarujący uśmiech przyciągał spojrzenia, nic więc dziwnego, że koleżanki z pracy się za nim rozglądały. Rozumiała też, że może się to nie podobać Rose. – A czy Nicholas pilnuje swojej pracy, czy może pomaga koleżankom? – uniosła pytająco brew, siadając przy kuchennym blacie. – No i ważniejsze pytanie… jak się czujesz z tym że one się do niego przykleiły? – przechyliła głowę i przybrała poważniejszą minę, może zbyt śmiało rzucając pytaniami, które pewnie brzmiały jak na wizycie u psychologa. Ale najwidoczniej coś było na rzeczy, skoro Rose od razu poruszyła ten temat!
– Jestem! Chętnie zjem, zwłaszcza po tym mieszkaniowym maratonie i spacerze w deszczu. Obsłużę się sama, spokojnie. – odparła z uśmiechem, najpierw przesuwając kubek z herbatą w swoją stronę, a po chwili wyciągając talerz z górnej szafki, dopytując Rose, czy jej też nałożyć.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skinęła głową. Nie potrafiła odmówić naleśnikom. Nie tym, które na złocisty kolor wysmażał Syd. Kiedy wchodził do jej pokoju, budząc ją po nocce w pracy, pachniał tak, jak placki, które podtykał jej na talerzu pod nos. Uśmiechnęła się do wspomnień, które zatańczyły przed jej oczyma. Szybko znalazły się maliny oraz jagody, było jeszcze nieco dżemu w słoiku, do którego włożyła nóż; więcej, zapewne, można byłoby zeskrobać z jego ścianek. Co prawda na co dzień Rose wkładała palce i wygrzebywała słodkie powidła, przy Lavie jednak postanowiła zachować choć minimum człowieczeństwa.
- Mówi się, że świat dzieli się na ludzi, którzy zwijają naleśniki w rulony, bądź składają je w trójkąty. Mam wrażenie, że mi to wychodzi w zależności od humoru. Dzisiaj zdecydowanie mam ochotę na podłużne wałeczki... - cmoknęła, turlając naleśnika po talerzu, aż ten nie zwinął się w cienki - na ile to było możliwe, biorąc pod uwagę wypchanie go świeżymi owocami - rulonik. Z zadowoleniem, odgryzła kawałek.
Celowo przeciągała w czasie odpowiedź na temat Nicholasa. Sama do końca nie wiedziała co myśleć o nim, jego powrocie, obecności w miejscu jej pracy. Kiedy się rozstawali, wierzyła, że ukończy akademię sztuk pięknych. Zajmie się na poważnie sztuką, w końcu doczeka się wernisażu w galerii oraz własnego dzieła porównywalnego choćby do Dziewczyny z pomarańczami. Minęły jednak lata, a Rose wyłącznie malowała do szuflady oraz książek dla dzieci, na co dzień pracując w klubie ze striptizem. Z jednej strony, czuła zażenowanie i wstyd. Z drugiej, chętniej wychodziła do Little darling wiedząc, że będzie tam on.
Przeżuła kolejny kęs, łapiąc uciekające jagody z drugiego końca naleśnika.
- Znasz Nicholasa. Żadnej nie odmówi, jest miły dla wszystkich, koleżeński. Zagada, wysłucha. No jak tu go nie lubić? Jest też przystojny, choć w tej czarnej czuprynie mniej, niż dawniej... - dodała ciszej, parskając napotkawszy wymowne spojrzenie przyjaciółki.
- Przyjaźnimy się. Chyba. Gdyby chciał ode mnie rady, powiedziałabym, aby uważał, bo dziewczyny mając w zwyczaju kleić się do tego, który może być dla nich przydatny... Ale nie pytał o nią. Więc też nie komentuję. Jeszcze jednego? - kusząco obróciła talerz w stronę Lavy, skubiąc mniejszy egzemplarz z góry.
Rozłożyła po równo malin i jagód, zanim jednak kolejny skończył zwinięty w rulon, zakołysała kubkiem z parującą herbatą.
- Wracając do tego, co mówiłaś o poszukiwaniu mieszkania... Mam wrażenie, że ostatnio w ogóle ciężko o stałego współlokatora. Odkąd zamieszkałam z Sydem, mamy nieustanną rotację. Jest Helena, jeszcze, ale z kolei Johnny zapowiedział, że zwalnia pokój z końcem miesiąca... Jeżeli znowu postanowi się wprowadzić osobowość jego pokroju... - wzniosła oczy ku górze, chcąc zapewne przekazać przyjaciółce, że siła wyższa powinna mieć ja w swojej opiece.
Uzupełniła herbatę w obu kubkach, kręcąc nosem.
- Mam wolne popołudnie jutro, jeżeli masz jeszcze jakiś adres zapisany do obejrzenia, chętnie się z Tobą wybiorę.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Naprawdę? Pierwszy raz słyszę taką teorię, Rose. Chyba wszystko zależy, co do niego wkładasz. Czy myślisz, że to jednak może być działanie świadczące o charakterze? – zaśmiała się, smarując swój naleśnikowy placuszek czekoladą i kładąc na niego owoce. Całość złożyła w trójkąt, o którym przed chwilą wspominała blondynka, po czym ukroiła kawałek brzegiem widelca. Tak jadło się zdecydowanie wygodniej, ale mimo tego, zastanawiała się, czy to również ma związek z tym, jaka była. Czy to był element jej charakteru, czy może coś, co miało podkreślić jakieś zachowania? Czy ci, którzy składali naleśniki, byli na przykład bardziej uporządkowani, niż ci, którzy je zwijali?
– No tak… – mruknęła, uśmiechając się wymownie do przyjaciółki. – Nicolas to ten typ faceta, o którego nawet jeśli nie jesteś trochę zazdrosna… – tu posłała Rose kolejne wymowne spojrzenie. – to po prostu dostrzegasz to, że inne kobiety chciałyby go w jakiś sposób wykorzystać. Znam to. I na pewno nie poprosi o radę, bo to facet, a im się wydaje, że albo wiedzą lepiej albo że panują nad sytuacją. – odparła, uśmiechając się blado. Nathaniel też był koleżeński i miły dla wszystkich, miał swoje przyjaciółki, grono oddanych pracownic, ulubioną baristkę w kawiarni. I choć Lava ufała mu, że nie przekroczy żadnej granicy, nie mogła ufać kręcącym się wokół niego kobietom. A nie raz widziała, jak robiły do niego maślane oczy, jak od niby przypadkiem coś upuszczały albo się potykały, by tylko wyciągnął w ich stronę pomocne ramię. Nie było to feministyczne podejście, jednak próba odbicia drugiej kobiecie faceta, również nie była. – Jeszcze jednego, zdecydowanie. – przytaknęła, również sięgając po naleśnika i czekając, aż Rose nałoży sobie owoce, by i ona mogła wepchnąć dłoń do miski i wybrać dla siebie kilka jagód i malin, po czym kolejny raz złożyła swojego naleśnika w trójkąt.
– Doskonale to rozumiem! Na początku przeglądałam oferty na pokoje do wynajęcia, ale jak zobaczyła, kto je wynajmuje albo z kim przyjdzie mi mieszkać… oj, to wolę już siedzieć rodzicom na głowie. Nie jestem jednak nadal pewna, czy chcę wynająć coś sama, to duży wydatek, a chciałam oszczędzać na podróż do Europy. – uśmiechnęła się, widząc minę Rose i pokręciła głową, bo już nie jedną historię o Johnnym słyszała. Sama nie była w złej sytuacji, rodzice mieli spory dom, wcale jej od siebie nie wyganiali, ale nie czuła się dobrze z tym że mając na karku trzydziestkę, znów mieszka w swoim pokoju, w którym nadal wisiały plakaty zespołów, których była fanką, mając siedemnaście lat.
– Byłoby świetnie! Szczerze? Trochę to niekomfortowe spotykać się z tymi wszystkimi ludźmi na oglądanie mieszkania. Wiesz, jedne są przez agencję, więc przychodzi jakaś agentka i nie ma problemu, ale jeśli to od osoby prywatnej, to… serio, wtedy mam gaz pieprzowy w torebce. – zmarszczyła czoło, sięgając po kubek z herbatą. Tylu przedziwnych historii się już nasłuchała, że wolała mieć się na baczności.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A nie ma w tym też trochę naszego przyzwyczajenia? - odparła, wracając do tematu naleśników, kiedy Lava zaczęła obsypywać owocami kolejny placek. Wskazała na złożonego w trójkąt naleśnika, symetryczne boki cieszyły jej oko estetki.
- Wybierasz rulony, bądź trójkąty, bo... Właściwie od zawsze składasz naleśniki w ten sposób. Nie zaprzątasz sobie głowy jak, dlaczego, po prostu robisz to machinalnie. Z pamięci. Bo tak lubisz, bo tak Ci podawano za dzieciaka, bo Twoja mama albo tata robili z kawałków rulonika wagony od pociągu... Chyba się zapędziłam w filozofii składania naleśników - urwała, napotkawszy spojrzenie przyjaciółki. Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, kolejna mina Lavy sprowokowała ją do wybuchnięcia perlistym śmiechem.
Otarłszy łezkę rozbawienia, dojadła owoce, które wypadły z jej naleśnikowego rulon na talerz.
- Niespecjalnie zwracam uwagę na trójkąty, czy inne wałeczki, ale kiedy ostatnio spytał mnie Syd dlaczego składam naleśnika w rulon... Nie potrafiłam mu na to odpowiedzieć. Po prostu tak robię - dodała, odkładając talerz na blat. Później, wrzuci naczynia do zmywarki, tymczasem wygodnie siedziała się jej przy kuchennej wyspie, z nogami podciągniętymi tak, że na kolanach mogła swobodnie oprzeć swój podbródek oraz kubek z gorącą herbatą.
Nie umiałaby żyć ani bez herbaty, ani też bez kawy.
- Albo... - uniosła palec, chcąc dopowiedzieć złotą myśl przyjaciółki.
- Uzna, że problemu nie ma. W sensie, on nie dostrzega przesadnego zainteresowania jego osobą. Fałszywa skromność każe mu myśleć, że nie jest na tyle interesujący, aby jakaś chciała się do niego zbliżyć... Może. Może byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, co robił przez tę dekadę, z drugiej strony chyba trochę boje się odpowiedzi. To dziesięć lat. Szmat czasu - z nikim nie rozmawiała tak otwarcie o swoich uczuciach, emocjach i wątpliwościach, jak właśnie z Lavą. Doświadczenia przyjaciółki, rzucały nowe światło na sprawy, które nie dawały spokoju Rose. Ta, była na piedestale dręczących ją myśli.
- Ty wróciłaś. On nie. Dlaczego? - rzuciła w eter, niekoniecznie oczekując, że Lava odpowie na to ciężkie i niejednoznaczne pytania. Nie była Nicholasem. Miała własne demony, ten związany z mieszkaniem najprawdopodobniej w ostatnim czasie kąsał najdotkliwiej.
- A może... - odezwała się, przysuwając bliżej przyjaciółki, kiedy ta rozmarzyła się o Europie i podróży po kontynencie.
- Może zagadam do Syda, czy ma kogoś na miejsce Johnnyego? Luksusów tutaj nie ma, z drugiej strony towarzystwo miałabyś wyborne - puściła Lavie perskie oczko. Skromność, a żadnym wypadku nie przemawiała w tym konkretnym momencie przez Rose.
- Przestałabyś się stresować, że siedzisz rodzicom na głowie, mogłabyś odkładać na wakacje i... na spokojnie szukać czegoś większego. Brać pierwsze, lepsze mieszkanie to nie sztuka. Co Ty na to? - czy chciałaby, aby Lava mieszkała za ścianą? Też mi pytanie!

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Z pewnością jest w tym przyzwyczajenie, powielanie schematu, który wynieśliśmy z domu. Ale jakby się tak zastanowić... Wiesz, głębiej… bo pewnie i do składania naleśników można dorobić jakąś teorię filozoficzną, to jest to trochę, no nie wiem, Freudowskie? – odparła, unosząc pytająco brew i próbują powstrzymać śmiech. To nasuwało się niemal od razu, gdy na myśl przychodziły jej te ruloniki i trójkąty, a szczególnie, gdy wplątać w to rodziców. Temat był absurdalny, ale może właśnie rozważały nad czymś ważnym, na co żadni psychologowie i filozofowie nie wpadli? Brakowało tylko wina, a z pewnością powstałaby z tego jakiś artykuł naukowy. Albo podcast! Zdecydowanie powinny mieć podcast. Chociaż Lavie z jej zawodem już naprawdę niewiele brakowało i powinna zapytać Rose, czy będzie mogła wspomnieć o ich rozmowie podczas jutrzejszej audycji i zadać słuchaczom pytanie o ich preferencje naleśnikowe.
– Ah, ta fałszywa skromność. – pokiwała głową, biorąc jej słowa pod uwagę. Nie znała Nicolasa, a więc wszystko, co mówiła, było w oparciu opowieści przyjaciółki. – A nie wiesz, bo? Nie chce z tobą na ten temat rozmawiać i unika tematu, czy po prostu się jeszcze nie złożyło i nie mieliście okazji, by streścić sobie ostatnie dziesięć lat swojego życia? – pytała poważnie. Pracowali na barze, mogli nie mieć czasu, by ze sobą rozmawiać. Nicoals mógł też unikać kontaktu z Rutherford. Rose mogła nie chcieć rozgrzebywać starych ran. Opcji było wiele, a Lava obawiała się, że to była jakaś mieszanka.
– To prawda, ja wróciłam… ale wiesz, ja tak naprawdę nigdy nie wyjechałam na dobre. Zawsze wracałam, przeważnie po kilku miesiącach, by potem znów wyjechać. Ja zawsze wracam do rodziny… on… może nie miał do kogo? – zmarszczyła czoło, kontynuując rozmowę. Jedyne co teraz mogła zrobić, to przegadać z Rose temat, podsunąć jej inne scenariusze, których mogła nie brać wcześniej pod uwagę, chociaż sama ekspertem w tych sprawach nie była. Lava niby wyjeżdżała, ale zawsze uparcie twierdziła, że to nie ucieczka, a chęć poznania nowych miejsc i ludzi. I choć było w tym wiele prawdy, tak też wiele razy znikała, gdy coś ją przytłaczało i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Nawet do Seattle uciekła, gdy wszystko w miejscu, w którym w tamtym czasie budowała, zaczęło się sypać. Miała jednak to szczęście, ogromne szczęście w kontekście swojego wczesnego dzieciństwa, że miała rodzinę, do której mogła wrócić.
– Rose, minęło dziesięć lat. Pamiętasz Nicolasa jako nastolatka, a on całe dorosłe życie spędził gdzieś indziej. Myślę, że macie masę tematów do nadrobienia, jeśli oczywiście tego chcecie. – odparła z bladym uśmiechem. Ludzie się zmieniali, czasem na lepsze, czasem na gorsze, czasem w kogoś zupełnie innego. Nie chciała, by przyjaciółka cierpiała przez Nicolasa, którego tak naprawdę nie znała.
– Byłoby fantastycznie! Towarzystwo faktycznie byłoby znakomite, a ja nie potrzebuję luksusów. – uśmiechnęła się szeroko i rozejrzała wokół siebie. Z pewnością nie była to willa jej rodziców, ale przecież w swoim życiu nie raz zmieniała mieszkania, więc nie miała wysokich oczekiwań. Chociaż nie mogła narzekać, bo mieszkanie Syda było naprawdę fajne! A towarzystwo Rose jeszcze bardziej uatrakcyjniało ofertę.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Absolutnie nie miała nic przeciwko, aby Lava wspomniała o naleśnikowych schematach, przyzwyczajeniach oraz dziwactwa podczas audycji. Uśmiechnęłaby, słuchając jej głosu oraz rozważań w drodze do jednej lub z drugiej pracy, ciekawe, jakie pomysły na składanie placuszków mieliby słuchacze. Rose wierzyła w ludzką kreatywność, składanie naleśników nie mogło się kończyć na trójkątach oraz rolkach. Czułaby się zawiedziona, gdyby przy okazji tematu naleśników nie padło jakieś oryginalne rozwiązanie na radzenie sobie z wylewającym się dżemem, bądź uciekającymi owocami.
Chętnie, uciekła w naleśnikową dyskusje najpierw z przyjaciółką, a później z własnymi myślami. Odciągało ją to od o wiele bardziej przyziemnych problemów, trosk i zmartwień. Właściwie, wszystkie one materializowały się w jedną, konkretną osobę. Całkiem nieźle radziła sobie z odsuwaniem w czasie konieczności zmierzenia się z własnymi obawami, tym, aby w końcu stanąć z nimi twarzą w twarz zamiast zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. I nawet, jeżeli zdawała sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, całkiem nieźle wychodziło jej nie przejmowanie się wisząca w powietrzu burzą, a zamiast bycia odpowiedzialną oraz dorosłą, wyjadać maliny z miseczki.
Zmarszczyła nos. Dziesięć lat, w ustach Lavy, faktycznie brzmiało... poważnie. Jak szmat czasu. Ignorowała najprawdopodobniej dotąd wagę tych słów, ich ciężar był dla Rose przytłaczający, tym bardziej, że miała racje. Nie znała Nicholasa. Nie tego, jakim obecnie był człowiekiem. W głowie wciąż miała szkolny obraz, chciała, aby nic się nie zmieniło. Nawet czuła przy nim, że tak właśnie jest. Pytanie tylko, ile było w tym prawdy? A ile naiwnej nadziei?
- Nie rozmawialiśmy o tym... wszystkim - stwierdziła, być może mocno uogólniając, lecz w jednym słowie udało się zawrzeć Rose to, o czym mówiły i na co przyjaciółka zwróciła jej uwagę.
- Nie wyszedł z inicjatywą, aby zacząć rozmowę, zwierzyć się, opowiedzieć. Nie naciskam. Trochę boje się, co moge usłyszeć. Łudze się, że niewiedza jest lepsza. Przynajmniej dla mnie - dodała ciszej, bębniąc opuszkami palców o kubek.
Dość jednak o Nicholasie. To był babski wieczór, który, jak się właśnie okazało, należało odpowiednio uczcić. Rozpromieniła się, słysząc odpowiedź Lavy. Odsunęła od siebie - i od dziewczyny - kubek z herbatą, po czym mocno ją wyściskała nie kryjąc entuzjazmu.
- Umówię Cię na herbatę z Sydem. Będziecie mogli dogadać szczegółów, co i jak, a tymczasem... Napijmy się za to! - absolutnie nie mogła teraz odmówić. Wyciągnęła z lodówki schłodzone wino, pokazując Lavie, że na półce cierpliwie czeka jeszcze jedna butelka. Zgarnęła dwa kieliszki oraz przyjaciółkę ze słodyczami w ręku. Był to dobry moment, aby przesiąść się na kanapę, odpalić jakąś klasykę kina i wrócić do milszych tematów rozmów, jak chociażby....
- Czy tylko mi się wydaje, czy ostatnio jedna, konkretna osoba udziela się w komentarzach po Twoich audycjach? Masz cichego wielbiciela? - puściła przyjaciółce perskie oczko.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Doskonale rozumiała jej obawy, dlatego też ciągnęła temat dalej. Każdy nosił w sobie wspomnienia, które czasami zbyt mocno zakorzenione w nieco już zakłamany, wybladłym przez lata obrazie, zakrzywiały rzeczywistość nawet lata później. Nie dziwiło jej to, że Rose żyła wspomnieniem Nicolasa sprzed dziesięciu lat, skoro tylko taki miała. Mogła jedynie snuć domysły na temat ścieżki, którą wybrał, gdy zniknął z jej życia, jednak to powodowałoby pewne oczekiwania, których lepiej było nie mieć. Dlatego, choć wcale nie chciała ściągać przyjaciółki na ziemię, rzucać jej rzeczywistością prosto w twarz i kazać się jej z nią konfrontować, musiała o niej nieco przypomnieć.
– Rozumiem. – powoli pokiwała głową, unosząc kubek z herbatą do ust i upijając łyk jeszcze gorącego naparu. – Czego się boisz, Rose? – zapytała poważnie, przenosząc na nią uważne spojrzenie. Naprawdę chciała wiedzieć. – Że to, co Nicolas powie, zmieni twoje wyobrażenie o nim? Nie zrozumiem mnie źle, ja to po prostu próbuję zrozumieć. – dodała, pocierając policzek dwoma palcami. – Wiesz… znam ludzi, których nie widziałam latami, ale jestem bardziej... no nie wiem, ciekawa, co się u nich działo. – zmarszczyła czoło i wzruszyła lekko ramionami. Sprawa z jej znajomymi była jednak zupełnie inna. Ona prawdopodobnie nikogo nie darzyła takim uczuciem, jakim Rose darzyła Nicolasa. I być może się do tego nie przyznawała przed samą sobą, już nawet nie wspominając o innych, ale mogła mieć mu za złe, że wyjechał, że ją zostawił, że się nie odzywał, a teraz, że wrócił, ale niczego nie wyjaśnił, nie przeprosił. Ale tego Lava nie mogła wiedzieć, bo Rutherford nadal za mało jej mówiła.
– Świetnie! Jeju, tak! Przyznam, że trochę się bałam, że może się dziś naprawdę skończyć na tej herbacie. – zaśmiała się, łapiąc paczki z przekąskami, by towarzyszyć Rose w przejściu do części salonowej. Ona miała jeszcze kilka tematów, które chciała omówić, ale do nich zdecydowanie potrzebowała się napić.
– Szczerze? Nie mam pojęcia, kto to jest, ale jest to szalenie miłe. – zaśmiała się, robiąc pełną uroku i powabu minkę. – Mam tylko nadzieję, że to się zaraz nie zmieni w jakiejś hejterstwo albo stalking. Wiesz, jacy są ludzie. – wywróciła oczami, bo tego się obawiała. odkąd zaczęła pracę w radiu. – Zresztą po akcji z tamtego roku wolę uważać. – przyznała szczerze, wspominając sytuację sprzed roku, kiedy to jakaś życzliwa osoba rozpuściła w internecie jej zdjęcia, na których niewiele na sobie miała.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No właśnie. Czego się boisz, Rutherford? Co Cię blokuje? Co trzyma na dystans, każąc uśmiechać się i udawać? Zagryzła od środka policzki. Jedno pytanie. Pozornie proste. Oczywiste. A miliony myśli w głowie.
To nie tak, że Rose nie chciała wiedzieć dlaczego Swallow zniknął te dziesięć lat temu, nie pojawiając się ani na balu maturalnym, ani już w ogóle w drzwiach jej domu. W szkole. W mieście. Nawet jego matka, do której przyszła szczerze zaniepokojona wyłączonym telefonem chłopaka i brakiem jakiegokolwiek znaku życia nie potrafiła powiedzieć dokąd i dlaczego wyjechał. Dowiedziała się wyłącznie tyle, iż wsiadł w kadilaka ze swoja babcią i właściwie tyle ich widziano. Długo biła się z myślami. Znosiła kąśliwe uwagi w liceum. Swoje własne wyobrażenia. Przecież mógł zadzwonić. Skądkolwiek. Nawet z Alaski. A jednak nie zrobił tego, przez dekadę nie wybrał do niej numeru. Nie wysłał listy. Nie zostawił wiadomości na messengerze. Nie chciał. Jak inaczej to sobie tłumaczyć? Nie mógł? Przez dziesięć lat? To nie było wytłumaczenie. Po prostu nie mogła być dla niego tak ważna. Tak istotna. Nie była powietrzem, bez którego nie mógł funkcjonować. Pogodziła się z tą myślą. Miała na to cholernie dużo czasu.
Nie wróciła już do tematu Nicholasa. Siedząc na wygodnej kanapie, którą dzieliła z Lavą i co najmniej dwójką kotów, sączyła czerwone wino, a także wyjadała pączki z pudełka leżącego na kolanach przyjaciółki. Czy był przepis na lepszy wieczór? Mogłaby się kłócić, gdyż obecnie żaden nie przychodził jej do głowy.
- A może to ktoś z pracy? Nie macie jakiegoś nowego dźwiękowca, stażysty ze studiów dziennikarskich? Kogoś, kto dopiero zaczyna swoją karierę na antenie? - dopytywała, wyostrzając swój sherlockowski zmysł. Rose lubiła literaturę sensacyjną, zaczytywała się w skandynawskie kryminały, chętnie siedziała po Kinga i rodzimych autorów, w powieściach których wspólnie z detektywami rozwiązywała zagadkę morderstwa. Udzieliła się jej nieco fabuła ostatnio przeczytanej książki, stąd te pytania, poszukiwanie poszlak, podejrzanych... Pokręciła nosem, procenty przyjemnie rozgrzewały, wędrując przez żyły po całym ciele.
- Wiem. I nawet mi nie mów. Wciąż mam niesmak po tym, jak zakończyła się tamta sprawa... - westchnęła. Na długo straciła wiarę w ludzi po tym, jak zdjęcia Lavy wypłynęły na światło dzienne. Ta historia miała jednak szczęśliwe zakończenie, szczerze więc wierzyła, że przyjaciółkę już więcej nie spotka nic podobnie przykrego i wstydliwego. W przeciwnym razie, gotowa była wypróbować żeliwną patelnie, na której Syd smażył naleśniki do innych celów.
Nie dała przyjaciółce wypić do końca; dolała wina, aby Lava znów miała pełen kieliszek zamiast niespełna pół. Od razu uzupełniła też swoje szkło, przyglądając się głębokiej barwie w sztucznym świetle.
- Słyszałaś, że na nadchodzące Halloween, pewne... sfery szykując erotyczną zabawę do białego rana? Seksowne przebrania, kolorowe drinki, przewaga psikusów nad cukierkami... - charakterystycznie poruszyła brwiami, ciekawa jej reakcji.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

O tym wszystkim, co ją trapiło, mogła powiedzieć Lavie. Czasami w życiu była potrzebna ta jedna osoba, która wszystkiego wysłuchała, pokiwała głową, a potem zależnie od tego, czy druga strona potrzebowała dobrego słowa, czy po prostu milczenia, robiła to. Nie raz rozmawiały o Nicolasie po butelce wina, gdy język nieco za bardzo się rozplątywał, a przez ramię spoglądały różne demony. Teraz jednak było inaczej, teraz Nicolas był w Seattle, miał dwadzieścia siedem lat i pracował z Rose.
Nie powiedziała już nic więcej, gdy Rose nie odpowiedziała na jej pytania. Posłała jej jedynie ciepłe spojrzenie, podsuwając pudełko z pączkami w jej stronę i popijając schłodzone wino. Może to był lepszy pomysł na wieczór? Nie rozgrzebywanie ran i niegdybanie. Po prostu spędzenie razem czasu, z którym bywało różnie, więc powinny docenić ten, który miały dla siebie w tej chwili.
– Mamy nowego stażystę, to prawda, ale zarywa do innej stażystki. – próbowała sobie przypomnieć, czy był w radiu ktoś, kto może ostatnio zwracał na nią szczególną uwagę. Nie odnosiła się za bardzo, z tym że znów jest singielką, ale z pewnością można się było tego domyślić. Miała dobre relacje ze współpracownikami, a więc czasem przy rozmowach przy kawie albo drugim śniadaniu, dzielili się ze sobą informacjami z życia prywatnego. Zresztą nie miała czego ukrywać, a rozmowy stawały się dzięki temu łatwiejsze, gdy znało się imię męża koleżanki albo wiedziało, że chodzi w czwartki na pilates.
– Nie zdziwiłabym się, gdyby robił to ktoś z mojego rodzeństwa, stwierdzając, że może to poprawi mi humor. – zażartowała i wywróciła teatralnie ciemnymi ślepiami. Miło było wierzyć, że ktoś doceniał jej pracę, potrafił otwarcie napisać, jak bardzo mu się podoba jej głos i tematy, które porusza w swoich audycjach. Znała też swoje rodzeństwo, a ci widząc ostatnio Lavę w gorszym stanie, może wpadli na pomysł, by tak poprawić jej humor? I notowania u szefa, który zaczął trochę kręcić nosem, po tym, jak zniknęła na kilka tygodni. Oczywiście nie była na tyle niepoważna i nieodpowiedzialna, by po prostu bez słowa nie pojawić się w pracy. Problemy zdrowotne potwierdził lekarz, zalecając pozostanie w domu.
– Takie są uroki bycia… znanym. – wzruszyła lekko ramionami, bo zdążyła się już pogodzić z tamtą sytuacją. Nigdy nie była wstydliwa, nie miała problemu z cielesnością i nagością, ale miało to swoje granice i zostały one przekroczone. Nie wspominając o tym, że ktoś bezczelnie pogwałcił jej prywatność, a teraz, jeśli ktoś tylko by się postarał, pewnie znalazłaby gdzieś jej cycki w sieci. A przecież mogła pokazać je sama, nie? I dostałaby za to całkiem niezłą sumkę, może od playboya albo innego kolorowego magazynu.
– Słyszałam! – zaśmiała się, a oczy się jej trochę zaświeciły. Lava zdecydowanie nie była pruderyjna i nie kryła się ze swoją seksualnością, a także dość… otwartymi poglądami. Tak więc Rose dobrze wiedziała, że ta ciekawostka na pewno ją zainteresuje. – Co więcej, dostałam zaproszenie. – tym razem ona znacząco poruszyła brwiami. Bogaci ludzie bawili się inaczej, a ona dzięki znanemu już nazwisku (choć to imię było jej znakiem rozpoznawczym), miała okazję obracać się w ich kręgach. – Może... chcesz się ze mną wybrać? – zapytała całkiem poważnie, na chwilę odstawiając na stolik swój kieliszek.

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „131”