WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Teresa Goldie Kingsley urodziła się w rodzinie, w której nie rozmawia się. Jak miała więc skonfrontować się z Zacharym, gdy w niej wciąż było mnóstwo sprzecznych emocji? Wciąż bała się, nienawidziła go, współczuła mu i pragnęła tylko i wyłącznie swojej śmierci, by nie musiała patrzeć na siebie w lustrze.
On jednak musiał poczuć ogromną ulgę, wyznając prawdę. Może nie taką, jaką powiedziałby w domowym zaciszu i bez przypadkowych świadków. Chryste, musiał czuć się okropnie. Czy wszyscy go rozumieli? Nie sądziła. Pewnie traktowali go jeszcze gorzej niż ją i tu leżał problem. Kraj i ludzie definiowali się jako otwarci na każdą miłość, lecz w rzeczywistości tak nie było. Musiało być… ciężko.

Słuchała go w milczeniu, niemal wstrzymując oddech. Wyginała palce aż nie pstryknęły, a usta przygryzała niemal do krwi. Denerwowała się równie mocno. Już za chwilę miała poznać prawdę, której wolałaby nie znać. Niewiedza jest mnie bolesna, nie boli aż tak mocno jak krwawiące serce w tej chwili. Chciałaby zrozumieć wszystko, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż miała nienawiść samej siebie.
Nie sądziła jednak, że Zachary pokocha tą zarozumiałą gwiazdkę. Czyli to te ciasne spodnie? I jakiś gówniany kapelusz? Co sprawiło, że pokochał Harper-Jacka Dwellera? Przełknęła ślinę, bo poznanie prawdy wzbudziło w niej mdłości. Nagle wszystko stało się realne, takie na wyciągnięcie ręki. Teraz już wiedziała wszystko i łączyła poszczególne fakty w jedność. Fotografował go, rozmawiał z nim po kryjomu (raz rano słyszała jak z kimś rozmawiał bardzo cicho, sprawdzał wtedy czy aby na pewno śpi jeszcze) i zamykał się w łazience; często miał zajętą linię. Znikał na noce, nie chciał się z nią kochać. No tak, nie kochał jej wcale. Kochał Harpera. A ich miłość przezwyciężyła wszystko. Nie mogła zaćpać się albo zapić jednej nocy, gdy był daleko? Teraz byłoby im łatwiej.
Nie kontrolowała już łez, które ocierała wierzchem rękawa bluzy. Robiła uniki, by nie widział tego; zresztą to było proste, bo sam unikał jej spojrzenia. Cofnęła dłoń, gdy próbował jej dotknąć, bojąc się tego. Każdy dotyk miał ją sprowadzić do przeszłości i miłości, jaką darzyła go przez ten rok. A Teresa już nie chciała miłości. Nie chciała… niczego. Życia przede wszystkim – nie takiego, w którym Zachary ją porzuca, a na uczelni obrywa przypadkiem kulką lodów. I tak, miała Emersona (od dawna, choć nie zdawała sobie z tego sprawy), ale on widział w niej przyjaciółkę. Tak jak Zachary.
- Rozumiem, drugie skrzypce całe życie – mruknęła, wyciągając z kieszeni skręta, którego od razu zapaliła. Zaciągnęła się, chcąc uzyskać natychmiastową pomoc z kawałka narkotyku. Odchrząknęła, płacząc cicho, bowiem nie panowała już nad własnymi emocjami. Szlochała coraz mocniej, a dłoń tak jej drżała, że nie była w stanie zaciągać się. Zgasiła więc skręta i wstała z murku, stając przed Zachiem. Otarła dłońmi mokre oczy i wtuliła się w chłopaka mocno, rezygnując ze swojego postanowienia i zranienia.
Wiedziała, że będzie tęskniła za nim, za dotykiem, nawet jeśli nie należał do sfery zakochania i całkowitej szczerości; za zdrobnieniem jej imienia, za zasypianiem obok kogoś i budzeniem się o poranku do zapachu kawy. Brakowało jej już tego, a minęło zaledwie kilka dni.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. I nikt nie ma prawa ci tego zabronić. Jesteś w końcu sobą, bez idiotycznych kłamstw i mnie. Będziesz szczęśliwy, cholera jasna. Cieszę się, że to powiedziałeś. Ach, no i przepraszam za ten dramat z… majtkami. - Poklepała go po ramieniu, by odsunąć się definitywnie. Mimo szczerości swoich słów, wciąż myślała o wiecznym śnie, byle już więcej nikt jej tak nie zranił. – Będzie ci teraz lżej, zobaczysz, Zach.

autor

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Terry-
Prawda jest taka, że dziewczyna nie mogła mieć choćby szczątkowego pojęcia, dlaczego Zachary w pierwszej kolejności w ogóle zaangażował się w relację z Harper-Jackiem. Tylko że – Prescott był jednocześnie pewien – to, co wydarzyło się na ognisku było jeszcze zbyt świeże, żeby teraz tłumaczyć jej wszystkie komplikacje sięgające trzech lat wstecz; i to, że nigdy nie chodziło o żadne spodnie, ani kapelusz. Nie chodziło o nic, o co mogłoby się ich, w pierwszym odruchu, podejrzewać.
Gdyby potrzebowała szczerej odpowiedzi, Zachary opowiedziałby jej o tamtej majowej nocy, kiedy miał dwadzieścia jeden lat – i kiedy pierwszy raz poczuł, że ktoś naprawdę go słucha. I że nie tylko patrzy w tym samym kierunku, ale potrafi też widzieć świat takim, jakim on go widywał. Reszta? Reszta była tylko kwestią czasu; to znaczy, pogodzenie się z tym, kim się jest. I kim nigdy się nie będzie.
No, poza tym: miał wtedy dwadzieścia jeden lat i był dokładnie w tym samym miejscu, w którym dziś była Ona. Tak samo zagubiona i osamotniona w potrzebie, aby ktoś dostrzegł ją (i, Chryste, zaakceptował?) taką, jaką była, kiedy wydawało jej się, że nikt nie patrzy (a to, w rodzinach takich jak jej – bywało przecież rzadkością).
Tylko że – dla niej – to nie miał być on.
To nigdy nie miał być on.
Chrząka, a potem – stając nieco stabilniej na asfalcie wyściełającym spacerową alejkę wokół wybrzeża – pozwala się przytulić. Potem to on obejmuje ją mocniej i przytrzymuje przy sobie, i sprawia takie wrażenie, jakby obawiał się, że kiedy już ją puści – mogłaby zniknąć. Dużo paskudniejsza okazywała się jednak świadomość, że to coś, czego nie unikną. To znaczy – że niezależnie od starań, jakaś jej cząstka bezpowrotnie zniknie z jego życia.
Terry – powtarza raz jeszcze, tym razem nieco pewniej – ja naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. A już na pewno nie w ten sposób – wyrzuca z siebie tych kilka słów i te słowa wplątują się w czuprynę dziewczyny. Zdąży ją jeszcze ucałować w okolicę ciemienia, zanim rozedrganą pół-płaczem sylwetkę wypuści z własnego objęcia – i delikatnie pogłaszcze po plecach.
Potem się prostuje – i wzdycha. I patrzy na nią; i myśli, że tak przecież musiało być – więc dlaczego, do diabła, jest mu przykro?
Wiem, że to wszystko jest strasznie trudne. Dla ciebie może nawet trudniejsze, niż dla mnie. I zrozumiem, jeśli uznasz, że wolałabyś, żebym- nie wiem, zniknął. Uszanuję to, okay? Mimo, że wcale tego nie chcę. I nie chcę też, żebyś myślała, że to ty mnie unieszczęśliwiałaś, czy coś. Przecież to nie tak.
Wsuwa dłonie do kieszeni spodni. Prycha; tak, jakby chciał się roześmiać, ale do śmiechu wcale mu nie jest.
I nie pal tego gówna. – Palcem wskazuje na skręta, do którego przymierzała się chwilę temu. – W ogóle żadnego gówna nie pal. Szkoda płuc, Terry. – Aha? Pomyśli, że zwyczajnie – to jest, po prescottowemu – wkurwia go myśl, że ktoś-kiedyś będzie zwracał się do niej w ten sposób.
Słuchaj, czy- czy ty chciałabyś- nie wiem- Drapie się po głowie; ze świadomością, że atmosfera pomiędzy nimi nadal nie jest tak czysta, jak tego by chciał, ale jeśli się postarają, to przecież mogliby zmierzać w dobrym, zdrowszym kierunku. Szkoda tylko, że nie był jeszcze pewien co miałoby to oznaczać. Wiedział przecież, że są takie rzeczy – i relacje – których nie da się już naprawić. I że czasami łatwiej byłoby dać komuś odejść (ale czy „lepiej”?).
Moglibyśmy spędzić ten dzień razem. Tak, wiesz, zupełnie normalnie? Ale jakby co, to mów. Mogę cię też po prostu odprowadzić do domu albo… uh- dać święty spokój.

autor

preskot [on/jego]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał rację – wszystko to była dla niej trudne, chociaż i Zachary poniekąd był również poszkodowany. To on przecież ujawnił swoją tajemnicę przed całym światem, narażając się na chamskie nagrania i naśmiewanie się z niego. Była przekonana, że być może teraz wcale nie będzie mu łatwiej, bo gdy o Teresie wszyscy zapomną jako o dziewczynie geja, tak o tym chłopaku, który grał na dwa fronty (dosłownie dwa różne), mogą nie zapomnieć. Wszystko to było skomplikowane coraz bardziej. Współczuła mu, bardzo nawet, będąc przy tym w stanie odsunąć od siebie swój własny ból zranienia.
Przecież nie ma tego złego, prawda? Prawie. Prawie właśnie zniszczyła swoją przyjaźń z Emersonem, bo tak bardzo spodobało jej się, że ktoś jest przy niej; teraz bała się być sama, choć niekoniecznie samotna. Wolała nie wdawać się w polemikę ze swoimi uczuciami. Chciała uniknąć złego samopoczucia, myśli o powrocie do używek i innych rzeczy, które odbierały jej samokontrolę i świadomość.
- Nie chcę, żebyś znikał – mówi w końcu słabo, gdy jego słowotok nieco opada. Odetchnęła głęboko, spuszczając wzrok na swoje paznokcie. Były skrócone niemal do mięsa, bo tak je zgryzła w nocy. – Może chciałam ja zniknąć, a nawet żebyś i ty to zrobił, ale to nie fair. Jesteśmy wolni, więc mamy prawo do wszystkiego, a przede wszystkim do miłości i… Czy cię uszczęśliwiałam, czy nie – to już nieważne, okay? Było, minęło.
Oczywiście, że nie pogodziła się wciąż z tym wszystkim. Tym bardziej nie czuje się dobrze w swoim własnym ciele, lecz to kolejna kwestia sporna, do której będzie musiała przywyknąć, a następnie w przypływie druzgocącego bólu znaleźć rozwiązanie. Obejmie odpowiednią drogę prawdopodobnie po upływie nieco dłuższego czasu.
Wywróciła oczami, kręcąc zaraz głową przecząco. Nie chciała gasić skręta, uspokajał ją – ale zrobiła to. Żałowała przez moment, że nie wzięła papierosów. Z drugiej strony to bez sensu, bo i tak zaraz wraca do swojej bezpiecznej jamy w domu. I znów będzie mogła zaszyć się w świeżości pieleszy.
Propozycja Zacha zbiła ją z pantałyku, powodując chwilowe zmieszanie. Nie – chciała odpowiedzieć – nie chcę spędzać z Tobą więcej czasu. Złamała się jednak, a jej ramiona uniosły się i upadły samoistnie, jakby mózg nie pracował z ciałem tak jak dusza tego pragnęła.
Dlaczego nie?
- Dlaczego nie? – powtarza za swoim głosem w głowie. Prostuje się, jakby miało jej to pomóc w rozsądnym myśleniu. Rusza jednak powoli w kierunku deptaka i zerka na Zacha, czy idzie w jej ślady. Dziwnie tak, będą szli ramię w ramię, lecz teraz wszystko się zmieniło. Już jest zupełnie inaczej: bardziej… samotnie. Mimo to, cieszyła się z jego propozycji. – To co? Idziemy na Bubble Tea i lody? I możemy iść na plażę, co? Już dawno nie byłam, zaniedbałam to. Chyba… chyba ciebie też zaniedbywałam ostatnio, bo… no wiesz. – Wszystko było lepsze niż odpowiedzialność, a świat dawał jej to przez niewinne skręty i mieszanki leków. – Ktoś zaopiekował się tobą tamtej nocy?

autor

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

„Było-minęło”, huh? Chłopak przytakuje; raczej z niewielkim optymizmem, ale – myśli – Teresa ma rację. To znaczy, nie pozostało im nic innego jak ruszyć dalej. Jasne, najpewniej kosztem jeszcze wielu sytuacji, w których codzienność wytknie im, że w miejscach, w których dziś nie ma nikogo – kiedyś był drugi człowiek. Na przykład w jakiejś dziewczęcej koszulce, omyłkowo złożonej razem z jego rzeczami, znalezionej zupełnym przypadkiem. I będzie musiał zadzwonić, i zapytać – czy powinien jej ją przynieść, czy może lepiej odesłać (nawet jeśli dystans pomiędzy posiadłością Prescottów a Kingsley’ów wynosił mniej więcej tyle, co przysłowiowy rzut kamieniem czy innym berecikiem).
Ale wiedział też, że prędzej czy później pogodzą się z nową rzeczywistością.
No, prędzej czy później – ale teraz…
Teraz Zachary dziwnie reaguje na pytanie Teresy. Przymraża go; na przykład w króciutkiej mocji spiętych nagle brwi i zesztywnienia ramion. W głowie natomiast odzywa się i pochrząkuje ten cichy głosik, który na fali odległych wspomnień proponuje mu po prostu wziąć nogi za pas i ewakuować się w trybie natychmiastowym. Kto wie, może te same myśli, które jeszcze przed chwilą dręczyły Teresę, teraz to jego brały w obroty. Bardzo długo nie potrafił pogodzić się z faktem, że owszem – to on zawsze potrzebował pomocy, to jego połacie skóry obklejało się plasterkami, to nad nim się rozczulało na niego chuchało jego trzymano pod kloszem jego odprowadzano pod drzwi ortopedów i fizjoterapeutów kiedy skręcił sobie tę przeklętą kostkę.
Uhm-?
To on miał z tym, kurwa, jakiś problem. Że zawsze – zawsze – to właśnie nim należało się opiekować.
Znaczy, pewnie wiesz, że po tym jak zebraliście się z ogniska…- Słuchaj, wiesz, Terry, nie chcę za bardzo do tego wracać. Tam wydarzyły się różne rzeczy. Long story short; Jenna, pamiętasz Jennę? – Rozłożył bezradnie ręce. – Jenna zadzwoniła po Harpera, który zamówił mi taksówkę do domu. To znaczy, nam. Do mnie, do domu. Potem po prostu poszliśmy- Chrząka. Poszedłem spać. Wiesz, że nie mam najmocniejszej głowy. – Wzrusza ramionami. – Ale tak, uhm- pomógł mi.
Cmoknął pod nosem.
Jasne, mogą być lody i plaża. Jak przystało na… lato. Czy coś. – Nawet jeśli Zachary, pomimo bluzy, w którą się wcisnął, wciąż cały się trząsł. Trudno, najwyżej weźmie gofra. Gofry też były okay. – Tylko w takim razie chyba musimy się pośpieszyć, żeby wszystkiego nam nie pozamykali. Chodź, Terry. Na jakie masz ochotę?

autor

preskot [on/jego]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”