WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://images2.imgbox.com/e2/3d/N6fBeF ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Noah Eisenberg była mokra.

Szkoda tylko, że okoliczności wcale temu nie sprzyjały. Żaden miły student, który odbywał staż w firmie ojca i grał w tenisa nie zaprosił jej na kolację ani nawet na piwo w czasie happy hour. Nie było też żadnej świecy zapachowej, która może i robiłaby nastrój, ale sprawiałaby też, że od intensywnego zapachu szybko mogła rozboleć głowa. Nie słuchała nawet odpowiedniej playlisty (oczywiście: pościelówy nie słuchała Noah, a nie ta świeca), bo słuchawki musiała schować do kieszeni kurtki już chwilę temu, kiedy jeszcze miała nadzieję, że dotrze do teatru, zanim zdąży porządnie zmoknąć albo zmarznąć.

Ale od tego momentu dzieliło ją już kilkanaście minut, a także jedna duża kałuża, w którą Noah wlazła, mocząc nie tylko buty, ale też skarpetki.

Może to być zarówno dobra informacja, jak i nieco rozczarowująca: za tym, że Noah Eisenberg była mokra, nie krył się żaden przemądrzały student ani reżyser teatralny lubiący diabła z kreskówek. Wszystkiemu winien był deszcz, na który zbierało się już od rana, a który postanowił wreszcie lunąć akurat wtedy, gdy Noah musiała dotrzeć do Arii do pracy, by podrzucić jej teczkę.

Wszystkiemu, czyli: temu, że powoli traciła czucie w prawej stopie, a ciemne spodnie w dość obrzydliwy sposób przykleiły jej się do ud. A także temu, że jej włosy, niedbale związane na karku, już dawno zaczęły żyć własnym życiem, nos był zaczerwieniony i już zaczynała nim trochę ciągać.

(Deszcz nie ponosił za to odpowiedzialności za to, że była niewyspana i zestresowana, na skutek zarówno ostatnich rewelacji dotyczących Romy, ale i tego, że już około dziesiątej rano przekroczyła zalecaną dzienną dawkę kofeiny, a przez cały dzień zjadła tylko połowę snickersa. Ani za cienie pod oczami Noah, zamaskowane korektorem z niezbyt imponującym skutkiem oraz za to, że dopiero po wyjściu z domu zorientowała się, że założyła sweter na złą stronę i musiała się przebrać w łazience uniwersyteckiej biblioteki).

Łatwo można się więc domyślić, że wchodząc do teatru - strzepując przy tym wodę z parasola prosto na dywan - myślała już tylko o tym, by wrócić do domu, wziąć ciepły prysznic i zjeść budyń bananowy. Wcale nie chciała tu być: zarówno przez pogodę, jak i przez to, że Aria z n o w u była w stanie rozmawiać tylko o Romy.

Jej plan był prosty: wejdzie, zostawi Arii teczkę, odmówi herbaty, kawy albo ciastka i szybko się pożegna, wykręcając się dużą ilością nauki albo popołudniową zmianą w kawiarni.

Etap pierwszy: weszła.
Nacisnęła klamkę z impetem - w końcu dziesięć minut temu Aria potwierdziła, że na nią czeka - i na dzień dobry powiedziała: - Jezu, jaka paskudna pogoda, jestem prawie pewna, że mam mokre nawet majtki - rzuciła parasol w kąt, obok wieszaka na płaszcze, i zamknęła za sobą drzwi.

Etap drugi: zapomniała o teczce, gdy zamiast macochy zobaczyła w gabinecie Christophera.
Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, trochę zmieszana, z miną kogoś, kto nie ucieszył się z przygotowanej dla niego niespodzianki. - Cześć - powiedziała wreszcie, dotykając dłonią głosów - próbowała je trochę poprawić, ale tylko się rozczochrała. - Jeśli to nie jest oczywiste, to wcale nie zamierzałam opowiadać ci o mojej bieliźnie - dodała jeszcze, ciesząc się, że przez wiatr i niską temperaturę na zewnątrz i tak weszła tu niezdrowo zarumieniona. - Obiecałam Arii, że coś jej podrzucę, właściwie nie muszę na nią czekać, mogę… zostawię jej coś na biurku i już uciekam, dobra? - pociągnęła nosem i zaczęła grzebać w swojej torbie, prawdopodobnie z dużo większym zaangażowaniem niż było to konieczne.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzisiaj nic mu nie pasowało.
Temperatura wody pod prysznicem (albo za ciepła, albo za zimna).
Ilość mleka owsianego w kawie (bo zazwyczaj pił czarną, a dzisiaj zaczął wymyślać).
Pogoda (no, to tak jak wszystkim, Kit).

A najbardziej nie pasowała mu scena trzecia, która chyba nie powinna w ogóle być trzecia, bo może należało przesunąć akcent w sztuce na później, nie odsłaniać wszystkich kart za wcześnie. I zupełnie mu nie leżało tłumaczenie Celina, które właśnie zamierzał w tej scenie wykorzystać.

Jezu, wyjdź czasem ze swojej głowy Christopher. Ludzie cały dzień klikają w excelu i są szczęśliwi, a ty co, same problemy od rana.

Miotał się od rana w tej beznadziei deszczowego poranka, banalności dnia powszedniego: gdy każdą cząstkę energii pożerała (łapczywie, bezdusznie, głośno mlaskając) wątpliwość twórcza, gdzie rozważasz przecinki, budujesz postaci z gwiezdnego pyłu zastygłego na grzbietach wolumenów (sam nie wiesz czego szukasz), rozstawiasz krzesła po skrzypiącej scenie, starając się nadać przestrzeń słowom i prowadzisz dyskusje niezrozumiałe dla przeciętnego zjadacza frytek (przykro mi, taka prawda). Tak można by podsumować pierwszą połowę dnia Christophera, chociaż zamykała się po prostu w nawiasie praca, a on krążył od sceny po małą salę prób, gdzie miał wstępne spotkanie z zespołem aktorskim (w dodatku główny aktor postanowił niedawno, dość dosłownie, ze sceny zejść) a gabinetem Arii, w którym urządził sobie małą bibliotekę i przechowywał wszystkie potrzebne teksty. Wierzył w obszerność i kruchość papieru, nie ufał przesadnie elektronicznej kompresji, chociaż nie umiał żyć bez spotifaja; wobec czego otaczał się książkami, do których zaglądał, szukając sensu i misji, którą musiał ubrać w słowa, a potem wsadzić w usta (z czułością) głównemu bohaterowi.

Tkwił w pewnej manii, jeśli już nie matni; nie dał wyciągnąć się na lunch i nie tylko z powodu pogody, a bolesnego przygryzania warg, będącego adwokatem czyhającego wyrzutu sumienia. Zaczytany, z nieco już stępionym ołówkiem ślizgającym się po linijkach tekstu, siedział tyłem do drzwi, bezczelnie na biurku pani dyrektor (złote dziecko teatru może trochę więcej, it’s a hard knock life). Skronie pulsowały mu delikatnie, a dłoń czasem wystukiwała nieczytelny rytm na drewnianym blacie biurka. Strach mieszał się z adrenaliną ciekawości, co czai się za rogiem jego umysłu: czuł się napędzony gęstwiną słów Louis-Ferdinanda, w tym szaleństwie jest metoda, bo tkanki zaczynały powoli zwalniać tempo i wyciszać niepewność. Był w domu, nareszcie, gotów zatracić się w zawiłościach powstającej gdzieś tam, jeszcze głęboko, interpretacji. I choć to wszystko wciąż bardziej przypominało pierzasty obłoczek, leniwie płynący po niebie, to Christopher wiedział, że będzie mógł go ulepić, jak tylko żywnie mu się spodoba.

  • JEST TAKA CHWILA, KIEDY CZŁOWIEK JEST ZUPEŁNIE SAM, GDY DOSZEDŁ DO KRESU WSZYSTKIEGO, CO MOGŁO GO SPOTKAĆ. TO JES TKRES ŚWIATA. NAWET SAMO STRAPIENIE, WASZE STRAPIENIE, NIE DAJE WAM ŻADNEJ ODPOWIEDZI I TRZEBA SIĘ WÓWCZAS COFNĄĆ, DO LUDZI, BYLE JAKICH.

Oczywiście on tego nie wiedział: że celowo konfrontuje się, za każdym pieprzonym razem z najciemniejszymi skrawkami własnej duszy (trudno, górnolotnie, ale sam nadużywał epitetów przy najbanalniejszej czynności), że każda kolejna sztuka jest o nim samym. O ciszy, która wciąż naznaczona jest biciem drewnianego zegara; o samotności, która zamknięta jest w szorstkim szturchnięciu; o milczeniu, którego się nauczył za wcześnie. Christopher byłby rozczarowany tą gorzką prawdą, która w jego pokrętnym umyśle dowiodłaby tylko trywialności jest istnienia, nawet nie w rytmie wypitych kaw, wziętych pryszniców, wyrzuconych śmieci i przelewów dwa razu w miesiącu — zmęczył się krytyką neoliberalizmu po dwudziestych szóstych urodzinach. Nie zniósłby myśli, że jego wyjątkowość (zamknięta w niewidocznym cudzysłowiu), którą przekuwał w strony tekstu i oddawał do cudzej interpretacji miała korzenie w tym całym jungowskim bagnie.

Zatrzaśnięte drzwi wyrwały go z letargu, choć zareagował z opóźnieniem, obracając głowę w ich kierunku; nie rozpoznał w przemoczonej postaci od razu Noah, do tego potrzebny był zakłopotany ciąg słów. Przyglądał się jej w milczeniu: dawno nie widział takiego zakłopotania spowodowanego słowem majtki.
Nic nie słyszałem. — zapewnił zmieszaną dziewczynę, nie było sensu ciągnąć, ewidentnie dla niej stresującego, wątku. — Aria jest na spotkaniu, ale chyba niedługo ma skończyć. — śmiałe słowa, na kogoś, kto niemal rozpostarty jak na renesansowym malowidle trzymał swoje cztery litery na jej biurku, ale nawet jeśli to ona stanęła by w drzwiach, Kit nie zerwałby się do nagłych przeprosin i zmiany pozycji. — Jesteś pewna, że chcesz się spieszyć w tę w fantastyczną ścianę deszczu? — zapytał współczująco.

Już rano wiedział, że pogoda jest do dupy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Jej skrępowanie wcale nie wynikało z tego, co dokładnie powiedziała w drzwiach, jeszcze zanim zorientowała się, kto siedzi na biurku, zupełnie jakby Kit czekał aż ktoś przyjdzie i namaluje go jak, nie przymierzając, jedną z tych francuskich dziewczyn (od razu widać, kto z ich dwojga uważał na lekcjach, a kto w młodości oglądał zbyt dużo telewizji…). Oczywiście: stan jej bielizny nie był może informacją, którą chciałaby podzielić się akurat z Christopherem, którego zaklasyfikowała raczej jako znajomego rodziców niż własnego kolegę.

Może więc, z dwojga złego, lepiej, że powiedziała mu o tych majtkach, a nie o tym, że wpakowała go do tej samej grupy co pięćdziesięcioletnich rozwodników, emerytki z pomalowanymi na czerwono paznokciami i dość żenującym poczuciem humoru czy tych ludzi, do których mówisz proszę pana niezależnie od tego, ile razy prosili, żeby zwracać się do nich bardziej bezpośrednio, ale są zbyt starzy, by mogło ci to przejść przez gardło.

Chodziło o to, że wchodząc do gabinetu Arii, czuła się trochę jakby wchodziła do siebie. Do bezpiecznego, oswojonego miejsca, które niewiele się zmieniło od czasów, gdy Noah miała trzynaście lat, pierwsze pryszcze na czole i fioletową śniadaniówkę ukrytą w przepastnym plecaku, a wizyta u macochy w pracy wydawała się czymś ekscytującym.

Na przykład fotele. Dwa ciemne, ustawione pod ścianą i na tyle głębokie, by móc się w nich zapaść w oczekiwaniu, aż Aria skończy rozmowę telefoniczną albo wyśle ostatnie maile. I regał wypełniony książkami, które czasem zdarzało jej się przeglądać, ale - na każdym etapie życia - wydawały jej się równie nudne i nigdy nie skorzystała z propozycji, żeby którąś z nich sobie pożyczyła. Oraz, oczywiście, biurko pełne takich skarbów jak paczuszki oreo ukryte w lewej szufladzie.

To wszystko sprawiało, że czuła się trochę jakby zastała Kita na własnej kanapie zaraz po powrocie do domu. Sprawiało też, że policzki trochę jej się zaróżowiły, a Noah grzebała w swojej torbie nieco dłużej niż było to potrzebne. Wreszcie wyciągnęła jednak niebieską teczkę, jedną z tych, w których ona i Romy nosiły rysunki na plastykę. Chciała położyć dokumenty na biurku, ale zawahała się - nie wiedziała dlaczego jej to właściwie przeszkadza, ale nie chciała kłaść tego obok Kita, który wciąż siedział na biurku.

Nie chciała też myśleć, że Romy też zwykle siadała na biurku matki, gdy Noah wybierała jeden z foteli. Może dlatego (a więc: w ramach odwrócenia własnej uwagi) spytała: - A ty? Tak sobie chodzisz po gabinetach ludzi, którzy mają jakieś spotkania, żeby posiedzieć im na biurkach? - i, co było dość częstym problemem w czasie rozmów z Noah, po wyrazie jej twarzy ciężko było zorientować się, czy to niegroźny żart w ramach zagajenia, czy postanowiła być po prostu wredna.

Wreszcie położyła teczkę, bezpośrednio na zamkniętym laptopie (ze szczerą nadzieją, że to komputer Arii, a nie Kita), tym samym podchodząc całkiem blisko. Pociągnęła nosem i półświadomie zacisnęła i rozprostowała skostniałe z zimna palce. - Nie mam wyjścia, za godzinę muszę być na Madison Valley - może wkrótce pożałuje, że nie skłamała i nie powiedziała, że musi tam być za pół godziny, by zyskać pretekst do szybszego opuszczenia gabinetu. Teraz odgarnęła sobie trochę wilgotną grzywkę z czoła i spytała: - Macie tu jakiś czajnik? Zrobię sobie herbatę i będę uciekać.

Może to nie była typowa deklaracja kogoś, kto prosił o herbatę, ale w torbie wciąż miała kubek termiczny, który zabrała tego ranka ze sobą do biblioteki razem z jednym z tych musów z płatkami owsianymi, które nie powinny stanowić śniadanioobiadu nikogo, a już na pewno nie kogoś, kto w okolicy swojego mieszkania miał aż trzy ulubione apteki.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Puste fragmenty map, za kilkoma rzekami, połaciami pełnymi groźnych stworami i naznaczone obcymi plemionami — tak myślał o gabinecie swojego ojca Christopher, gdy był niewiele wyższy od prostego biurka ze szklanym blatem. Wbijał wzrok w metalowe nogi stołu i w milczeniu słuchał zdawkowych słów wypowiadanych nad czubkiem jego głowy. Powody, dla których znajdował się w tym ponurym miejscu z biegiem lat wydawały się całkowicie błahe (na tyle, że szkoda było je tutaj przytaczać), ale łączyły się w panoramę zawiedzionego wzroku, który był najczęstszą formą uwagi, jakiej doświadczał. Wygłodniały, spragniony, zapomniany, kolejność przypadkowa, wybierz jedną z bramek. Może dlatego uciekał od gabinetów i wyprasowanych koszul całe swoje żałośnie krótkie życie, w domu pracował z kanapy, a biurka zazwyczaj udawały krzesła. Wymykał się, jak tylko mógł, coraz bardziej ślizgając się w konwenansach, od której bił etos kilku pokoleń Ellisów.

Chociaż czasem trudno było być sobą, to najbardziej nie chciał być nimi.

Nauczyli go poprawnie używać sztućców i wtrącać słowa po łacinie, zapłacili za drogie szkoły, obrośnięte bluszczem, chwalili się przed znajomymi, gdy opublikowana została ta recenzja, zapraszali go do drogich restauracji, gdy akurat udało im się spotkać w jednym mieście. Odwiedzi ich pewnie dopiero, gdy któreś umrze, bo odruchowo dostawał dreszczy, gdy przypominał sobie korytarze wyłożone kamienną posadzką, od której głucho odbijała się pustka, miarowo odmierzana tykaniem zegarów (nienawidził, z całą siłą, tego dźwięku; nie potrafił się skupić i czuł nerwowe pieczenie każdego skrawka skóry).

Czy on się gdzieś czuł u siebie?

Prawdopodobnie nie było to mieszkanie w Fremont, w którym plasowała się żałosna ilość bananów, nabierających powoli dalmatyńskich ciapek. Trochę książek, jeden kubek i ręczny młynek do kawy, otwarty wieszak z przeważającą ilością granatowych ubrań. Biała pościel, ulubiona pasta do zębów, pierwszy lepszy żel pod prysznic, walizka w narożniku, w której wciąż były rzeczy-niedobitki. Gotów spakować się w godzinę i ruszyć dalej. Więcej kartonów czekało w schowku w Nowym Jorku, rośliny trafiły do znajomych, a on nigdzie nie wchodził do siebie z taką pewnością, jak Noah do gabinetu swojej macochy.
Na to wychodzi, nadużywam gościnności i pożyczam cudze gabinety, żeby popracować w skupieniu. — odpowiedział, zamykając książkę i schodząc z biurka; poczuł się jak intruz, nawet nie przez jej niewzruszony wyraz twarzy, ale z pełnym impetem przerwała mu chwilę skupienia, moment na granicy intymności. Teraz musiał poszukać go na nowo gdzieś indziej. Czy była wredna? Tak tego nie odbierał, ale Kit patrzył na nią przez pryzmat jego znajomości zawodowej z Arią. Czuł się zaskakująco niezręcznie i choć Christopher nigdy nie był przykładem narcystycznej pewności siebie, to jako obserwator nie nadużywający słów mógł wydawać się arogancki i był tego świadomy. — Czajnik jest w kuchni, pewnie wiesz gdzie to jest? — to ona z nich dwojga wydawała się z impetem przemierzać korytarze zaplecza, jemu rzeczywiście wciąż myliły się drzwi. Bez słowa spojrzał na jaskrawą teczkę, którą Noah położyła na biurku.

Wobec tego oboje postrzegali siebie ambiwalentnie, zawieszeni gdzieś między normalnością a koniecznością uważania na każde słowo i komunikując się bez nadmiernej ekspresji. Noah przypisała mu nieszczęśliwą rolę, o której Christopher nie wiedział, jednocześnie sam pilnował dystansu między nimi; w końcu nie było przy tym wina i przypadkowych kubków, ona pociągała nosem, on czytał pretensjonalnych pisarzy. I jeszcze ta dziwna pogoda.
Kawa się skończyła rano, herbaty nie piję za często, więc nie wiem. Ale możesz sobie wybrać kubek. — dodał, unosząc kącik ust (bardziej sam do siebie, niż do Noah) i chwycił kurtkę, która leżała na krześle. — Gabinet jest cały twój.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Może to jakaś podpowiedź (taka, która ułatwi rozstrzygnięcie dylematu pod tytułem: czy Noah była wredna, czy po prostu miała - albo raczej, na tym etapie, już tylko: miewała - trochę niewyparzoną gębę i złośliwe poczucie humoru): postanowiła nie dzielić się z Christopherem myślą, która wpadła jej teraz do głowy. A pomyślała sobie właśnie, że mężczyzna wcale nie wyglądał przecież, jakby pracował teraz w szczególnym skupieniu. Czytał jakąś książkę, siedząc na biurku w cudzym gabinecie - to sprawiało, że Noah (albo może raczej jej część, ta, która znajdowała przyjemność w porównywaniu się z innymi i stwierdzaniu, że to ona ma gorzej - że ma więcej roboty na studiach niż pozostali studenci pracujący z nią w kawiarni, i że pracuje więcej od znajomych z roku; do konkursu na pojebanych rodziców nie stawała dla zasady, choć i tu miała spore szanse na wygraną) miała ochotę powiedzieć coś w stylu no litości, myśląc o tych długich godzinach, jakie niebawem, wraz z początkiem nowego semestru, znów zacznie spędzać w uniwersyteckiej bibliotece. O wysokich stosach książek przyniesionych przez bibliotekarza, wędrówkach między półkami w poszukiwaniu najlepszego stolika, kiepskiej kawie sprzedawanej na parterze i kanapkach (oczywiście tych absurdalnie drogich, kupowanych w piekarni po drodze albo, jeszcze gorzej, kawiarniach, gdy dopiero w drodze do biblioteki przypominasz sobie, że nie zabrałeś nic do jedzenia) zjadanych ukradkiem przy stoliku, co było wbrew regulaminowi. Christopher za to wyglądał, jakby tylko przysiadł na tym biurku - jakby zamierzał rzucić tylko okiem na stronę czy dwie i odłożyć książkę, zwracając się ku ciekawszym zajęciom. W ogóle nie wyglądał jej na kogoś, kto potrafił pracować w skupieniu przez długie godziny, ale ta myśl, w odniesieniu do Kita, całkiem jej się spodobała. Dlatego gdy zamknął książkę i spojrzał na Noah, po prostu się do niego uśmiechnęła.

- Kuchnia? - powtórzyła za nim, wyraźnie nie spodziewając się takiego pytania. Zmarszczyła nieco czoło: - Nie ma sprawy, na pewno znajdę - zapewniła, bo przecież Christopher nie musiał teraz biegać z nią po teatrze i pokazywać jej, gdzie znajdzie czajnik. Była w teatralnej kuchni już wcześniej, tego była pewna, ale nie znała tego miejsca zbyt dobrze. Noah jedynie bywała u Arii po szkole, żeby zabrać klucze do domu albo wysępić kilka dolarów na kino z koleżankami, zwykle nie wychodząc poza gabinet macochy. Z kilku powodów, a jednym z nich było to, że jako dorosła dziewczyna wstydziła się wpadania w drzwiach na tych wszystkich aktorów czy reżyserów, którzy obdarzali ją nadmierną uwagą i starali się być bardzo mili, skoro najwidoczniej Noah była dzieckiem jednego z pracowników.

A potem Noah dorosła i teraz ci aktorzy i reżyserzy patrzyli na nią raczej z dystansem niż sympatią, choć powód pozostał ten sam. - Mam swój - zapewniła i dopiero po chwili dotarło do niej, jak głupio to zabrzmiało. Wskazała na swoją torbę, ale zamiast mu wyjaśnić, że miała ze sobą kubek termiczny, który dawno już zdążyła opróżnić, dodała: - Więc nie będę was okradać z kubków z gwiezdnymi wojnami ani diabłami tasmańskimi. Tylko z herbaty i wrzątku, jeśli herbata też wam się nie skończyła - nie dodała przy tym, że sama pracuje w kawiarni, więc brak kawy w pracy wydawał jej się jedną z bardziej zaskakujących sytuacji, jakie mogą ci się przytrafić.

- Nie, nie musisz wychodzić - zapewniła szybko. - Chciałam tylko podrzucić Arii… teczkę, nawet nie będę na nią czekać. Zrobię herbatę i uciekam, więc możesz zostać, mi w niczym nie przeszkadzasz - a tak naprawdę miała ochotę powiedzieć bardziej: proszę, zostań, bo bardzo nie chcę być teraz sama z Arią.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Paramount Theatre”