WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
JEDNO ŻYCIE, TYLKO TYLE I AŻ TYLE, TYLE DANO KAŻDEJ ISTOCIE, A JEGO ŻYCIE BYŁO CAŁKOWITĄ PORAŻKĄ
Awatar użytkownika
20
176

asystent bibliotekarza

biblioteka w south parku

south park

Post

/z Fridge, tu bd ładna ozdoba, jak wyjdę z pracy lol

Ten dom miał pierdolony basen - i to było naprawdę pierwsze, co przyszło Yosefowi do tej spitej już trochę głowy, kiedy wraz z Zachiem się pod tym molochem pojawili; bo gdyby umiał pływać (taka myśl mu zaświtała abstrakcyjna), to z pewnością chciałby dom z basenem, a tak to wiadomo - chuj wie, na co by mu był potrzebny, chyba tylko do waterboardingu, względnie: topienia się po prostu, może rekreacyjnie, a co tam. Najpierw to nawet chciał swojego nowego kumpla, Zachary’ego, spytać, na cholerę mu ten basen i czy jacht też ma (to by go wziął przekonał, żeby poszli jachtem popływać, jak w jakimś filmie; albo namierzyłby kluczyki - czy do jachtu były kluczyki, tak jak do samochodu? ciężko takie duże gówno w lombardzie opchnąć, ale przecież dla upartych nie było rzeczy niemożliwych).
Tak czy siak, oczekując już z lekkim dreszczem niecierpliwości, aż Prescott przekręci ten jebany zamek (albo był upośledzony, albo najebany, bo Yosef jak żył, tak nigdy nie widział tak nieporadnych prób przekręcenia klucza; aż w pewnym momencie już zrobił taki gest, jakby miał Zacowi z rąk go wytargać, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, żeby gość nie myślał, że jest jakiś choro napalony albo pojebany; pewnie się zaraz zorientuje o obu tych rzeczach, ale powoli tak? Niech te drzwi pieprzone otworzy najpierw, zanim Sadlera weźmie cholera).
- Chujowy dom - skomentował, dla zabicia czasu, z dłońmi wbitymi mocno w kieszenie spodni. - Biedacki jak ja pierdolę; odziedziczyleś go po plebejuszach jakichś czy co? - memlał ozorem dalej, zupełnie zbędnie zresztą, bo w międzyczasie jakoś podwoje do tej stodoły stanęły otworem i otworem stanęły także usta Yosefa, ale tylko na krótką chwilę, zamknąwszy się zanim Zachary mógł to chociażby zauważyć. Oczywiście do środka wcisnął się pierwszy, żeby móc swoją typową mieszankę odrazy i zachwytu, która ogarniała go zawsze, kiedy widział tak dopieszczone fachową ręką wnętrza, zachować tylko dla siebie, bo to nie było przecież nic, czym ktokolwiek chciałby się dzielić.
Rączka powędrowała mu do jakiegoś oprawionego zdjęcia z rodzinnych wakacji, pewnie na Malediwach czy w innym Tybecie, ale nie miał zamiaru się nad tym rozczulać; ot, odruch, musiał na czymś łapy położyć, zanim na Zachu położy. I to na czymś niepozornym, oczywiście, choć przecież oczy już mu latały jak pojebane, kalkulator i przelicznik walut w źrenicach uruchamiając, coby sobie najcenniejszą pierdółkę spośród tych wszystkich posążków i statuetek wyłonić.
Uśmiechnął się sam do siebie, czując się, jakby mu się Złoty Graal trafił - normalnie bank rozbity, koń zwalony (będzie; oby), już planował, jaki chleb kupi normalnie, zamiast ze śmietnika wygrzebywać jak zwykle (bez oceniania - oni tam boskie rzeczy wyrzucają normalnie czasem, no grzech nie podpierdolić), generalnie świadomość własnego nieskończonego geniuszu i przedsiębiorczości spłynęła na niego niczym boska chwała i już wiedział, że ten Jezus wydziarany na plecach, to mu serio błogosławił w tych wszystkich jego niegodzistwach i złodziejstwach, w końcu zabierał bogatym zawsze, a oddawał biednym (sobie, znaczy się).
Jako człowiek obiektywnie niezamożny, miał przecież w życiu cały jeden cel, którym było przetrwanie; to jest bzdura zupełnie, którą bogaci ludzie nie musieli się przejmować ani trochę, bo przetrwanie mieli przecież dłutem wyryte w ścianach swoich wypasionych domów - dochodziło im za to bardzo wiele zupełnie innych obowiązków, bo zapewniwszy przetrwanie okazywało się nagle, że życie potrzebuje pędzić dalej, przeskakiwać kolejne płotki i pchać się wyżyj, robiąc sobie miejsce łokciami. Yosef czasem naprawdę cieszył się, że mógł mieć wszystkie wolnorynkowe zmartwienia w dupie - razem z rodzeństwem był jak mała gromada karaluchów (nawet, jeśli Mara wciąż chciała pokazywać cycki na szkolnych korytarzach, a Joel nie potrafił wytrzymać godziny bez pełnego zaangażowania grzebania w nosie).
I z tymi abstrakcyjnymi, zabawnymi całkiem, tak w gruncie rzeczy, myślami, obrócił się na pięcie z powrotem w stronę wejściowych drzwi, przy których zostawił Zachary’ego, na chwilę przejmując od niego poczucie bycia u siebie; Yosef wszędzie czuł się jak u siebie, zwłaszcza po pijaku. Uśmiechnął się (tym razem do niego, szczerze uradowany myślą o tym, że nawet zanurkowanie w pierdolonym śmietniku w tym domu pewnie pokryłoby mu całą twarz szczerym złotem), zaraz w kilku krokach grzebiąc wyrosły między nimi przez ten czas dystans. Spojrzał mu prosto w oczy - bezpośrednio i stanowczo, choć to wszystko wciąż pozostawało skryte za delikatną mgłą alkoholowego odurzenia, która zmiękczała rysy twarzy Zacha, o którą zahaczył spojrzeniem na odrobinę zbyt długi czas, zanim pozwolił palcom powędrować do guzików własnej koszuli, która Zachowi tak bardzo wadziła w klubowych otoczeniu. Odpiąwszy ostatni guzik, pozwolił materiałowi zsunąć się po ramionach, zanim pomógł mu w opadnięciu na podłogę. Przechylił lekko głowę, wciąż błyszcząc do Prescotta spojrzeniem.
- Teraz ty. Chyba, że to power play i tylko ja się rozbieram - rzucił rozbawiony, gotowy, aby przysunąć się jeszcze trochę, przekraczając chyba społecznie przyjętą granicę strefy osobistej. Ułożył palce na dolnej krawędzi jego koszulki, rolując jej materiał pod opuszkami i wydymając wargi, jak głupie dziecko, desperacko szukające zabawy (i wybierające najdurniejszą z całego wachlarza dostępnych zajęć, serio). Podobnie jak poprzednio, w barze, nie dawał mu specjalnie przestrzeni do zaprotestowania, zbyt zajęty haczeniem o jego usta kolejnym pocałunkiem, żeby zastanawiać się w ogóle nad taką opcją, że zaproszenie na zdjęcia zdjęcia mogło oznaczać… zdjęcia na przykład, tak po prostu. Więc przystawiał się tak w sposób dość jednoznaczny i oczywisty, z jedną dłonią na jego policzku i drugą stopniowo zsuwającą się wzdłuż ciepłej od śladów alkoholowego upojenia, potu i ludzkiego tłoku, który zostawili za sobą w klubie, wrażliwej skóry szyi, zaczepiającą obojczyki, oddając się czystej frustracji wobec tego otulającego ciało Zacha materiału, który nie pasował Yosefowi w ogóle do obrazka, który ułożył sobie w głowie i od którego jakoś niespecjalnie był gotów, żeby się oddalić.

autor

kaja

ODPOWIEDZ

Wróć do „26”