WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Życie wywrócone do góry nogami nadal czekało aż zechce je uporządkować - niestety brakowało w nim jakichkolwiek chęci aby wykazać minimalnego zainteresowania w jakim aktualnie znajdował się stanie. Nie najlepszym - z trudem przełknął gorycz zdrady własnego brata (jednakże rozłąka źle na niego wpływała, dlatego naiwnie wierzył, że wybaczenie będzie lepszą opcją dla nich dwóch niż do końca życia miałby już się do niego nie odezwać - znając Milo ten pewnie by tak zrobił, a on jak zwykle naiwniakiem był, ale cóż zrobić, że takie poczciwe serce miał [chyba po mamie bo na pewno nie po ojcu])

Musiał zająć sobie czymś głowę - po tym jak wylądował w szpitalu miał absolutny zakaz sięgania po jakiekolwiek leki. Co gorsza wszyscy go pilnowali i był pod odstrzałem czujnych spojrzeń a w nim narastała złość, że teraz wszyscy przejmowali się jego losem. A wciąż nie potrafił wyzbyć z siebie tych pytań, dlaczego wcześniej tego nie potrafili zrobić gdy zaczynało się to bagno w którym potem tkwili przez te długie lata. Nie był przecież człowiekiem, który chowa urazę zbyt długo - im dłużej myślał o tym wszystkim tym był zdania, że jeśli Molly postanowiłaby go zostawić to by to do jasnej cholery ZROZUMIAŁ - był zakochany, stracił dla niej głowę, czuł, że jest miłością jego życia, ale gdyby tylko dostał jakiś sygnał, że ona się źle przy nim czuje...nie było nic - albo...on aż tak był w nią zaślepiony? Ilekroć próbował sobie te wszystkie momenty przypomnieć tym zdawało mu się, że cały czas sam siebie oszukuje - choć znał już całość. ZNAŁ. PRZETRWAŁ.
Narodził się jak Feniks z popiołów - jak Phoenix
Musiał zacząć nauczyć się żyć bez Molly - nie chciał już o niej wspominać. Nie chciał do tego wracać i prawdę mówiąc miał niestety nie korzystne zdanie o własnej miłości. Ale wolał stać po stronie brata, być przy nim mimo tego co się stało. Z jednej prostej rzeczy - byłaby to kolejna osoba, którą miałby stracić. A tego by nie zniósł. Nie. nie nie.
-Hej.....Jackie..- wymamrotał wzrok mając skupiony na swoich rekach, zdając sobie sprawę, że dosłownie rzadko kiedykolwiek zdrabniał tak jego imię. Zwykle po prostu mówił to pierwsze od tak przyzwyczajony, a teraz taka zmiana, ale może kumpel w ogóle na tą delikatną zmianę nie zareaguje i miał trochę taką nadzieje na to -...wiem, że wciąż zawracam głowę i męczę..ale kurwa...to wszystko rozjebało mi psychę na dobre...i nie mogę wielu rzeczy zrozumieć.... - pociągnął nosem, wycierając sobie nos rękawem od koszuli, którą zakasał po łokcie i spojrzał kątem oka na kumpla. Harper Jack Dweller wcale nie wyglądał lepiej od niego. Obydwoje ostatnio przeszli przez piekło. Życie pękło i teraz obydwoje czołgali się w tym wszystkim po pachy. Jedyną pocieszającą wiadomością w tym wszystkim było to, że przynajmniej Harper nie musiał też przed nim kłamać - jak to możliwe, że tyle osób zostało wciągnięte w tą zasraną historię? JAK DO TEGO DOPUŚCILI????
-Nadal czuje się jak skończony debil....że przez tyle czasu udawałem, że nic nie widziałem...albo nie chciałem widzieć....tylko nie wiem czy przypadkiem przez to jej nie krzywidziłem? I dlatego uciekała do Milesa? Kurwa.... - miał ochotę zatopić twarz w białej mące. I zniknąć, rozpłynąć się, ale już tyle razy próbowali, obydwoje a teraz? Jak GDYBY NIC siedzieli sobie na warsztatach w wypalaniu warkoczy z chleba. Oczywiście nie on to wymyślił, tylko Harper. On poszedłby do Shadow zapijać się znów do nieprzytomności. Ale miła odmiana - coś czego raczej dawno nie robił, choć był całkiem niezłym kucharzem w domu - Kurwa, jakim jestem chujem...ciągle tyle o sobie gadam, ale widzę, że ciebie też coś gryzie. I nie udawaj, Jack, bo ci przywalę tym warkoczem jak mi powiesz, że nic się nie dzieje, okej, stary? - trochę mu zagroził, że tak naprawdę zrobi, ale widział po nim, że dalej jest jak nie on.

autor

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Pomimo faktu, że tak gdzieś od dwunastego roku życia jechał na jakimś, przynajmniej jednym, rodzaju środków wspomagających funkcjonowanie ciała i umysłu (najpierw były to zapisane mu przez rodzinnego lekarza anksjolityki, potem antydepresanty, a wkrótce i samodzielnie zdobywane zioło i inne, mniej i bardziej nielegalne specyfiki), Harper-Jack doskonale pamiętał wczesne czasy swojej przyjaźni z Maxem MacCarthy'm. O tyle, o ile z Bastianem tworzyli dość oczywisty duet - tak samo niedopasowani do szerszego uniwersum Ballard High, tak samo odstający od różnych norm przyjmowanych w nastoletnim środowisku, tak samo frajerscy - to z rosłym szatynem z pozoru łączyło go tyle, co nic. Max nie był może skrajnie popularny, ale zdecydowanie lubiany. Odnosił sukcesy w sporcie, nie wychylał się przed szereg tam, gdzie nie było trzeba, miał branie nawet u Prissy Halloran, która sama zaprosiła go na randkę (na którą zresztą nie poszedł, na tamtym etapie już zapatrzony w starszą Farrellównę), i nie sprawiał szerokopojętych kłopotów wychowawczych. Nikt nie obierał go sobie za cel złośliwości i szkolnych prześladowań, nikt z niego nie szydził, nikt go nigdy nie zamknął w szkolnej szafce, i nie straszył go wpierdolem po zajęciach. Na tej podstawie można by pomyśleć, że ich trójka, to znaczy: Bastek, Jack Jackie i Max, raczej nie znajdą wspólnego języka na dłużej.
A jednak, jak wiemy, los lubił czasem zaskakiwać, a więc ta trójka znała się nie od dzisiaj, i - z lepszymi i gorszymi efektami - starała się kultywować swoją znajomość mimo najróżniejszych kłód, które pod stopy podrzucał im regularnie Przypadek, albo Przeznaczenie.
Im bardziej dorastali się starzeli, tym więcej problemów i doświadczeń nosili w swoich emocjonalnych kartotekach, i tym mniej mieli czasu na beztroskie marnowanie czasu na przyjemnych, ale nieproduktywnych czynnościach. W efekcie - Harper nie pamiętał już, kiedy widział Maxa po raz ostatni. Czy to możliwe, że aż na Boże Narodzenie!?
Zresztą, w tamtym okresie - tylko nieco ponad pół roku temu - przez większość czasu był tak nawalony, że gdyby nawet się widzieli, choćby przelotnie, swobodnie mógł tego zdarzenia nie zapamiętać.

Max miał dzisiaj rację: wystarczyło jedno spojrzenie, by móc stwierdzić, że ostatnie czasy nie potraktowały żadnego z dwóch mężczyzn siedzących przy długim, piekarnianym stole szczególnie czule. Jasne, Harper wyglądał znacznie lepiej niż jeszcze te parę miesięcy wcześniej - zbiór wyjaławianych niedoborami kości ledwie obleczonych cienką, jasną skórą, nieobecne spojrzenie, serce bijące w nierównym rytmie i umysł jak iPhone po przejściach, który czasem po prostu się wyłączał i nie chciał włączyć, a i Max pewnie trochę doszedł do siebie po okresie szaleństw, które mógł przypłacić życiem, ale intensywne miesiące odbiły na nich swoje piętno, i przemieniły ich w smutnawy duet trzydziestokilkuletnich zawałowców lepiących warkocze z chlebowego ciasta.
Dweller widział, że przyjaciel próbuje się uśmiechać i, w ramach mechanizmu obronnego, używać przekleństw i autoironii by przegonić smutek i żałość, ale doskonale słyszał gorycz tętniącą w każdym jego słowie.
Co miał mu powiedzieć? Że, jak głosi stara, ludowa mądrość:
  • Gdy życie daje nam cytrynę...
    • ...czasem trzeba ją po prostu połknąć?
Nie tak to chyba szło. I nie byłoby tutaj zbyt pomocne. Zresztą, Max zarzekał się, że Molly należała już tylko do przeszłości, a z Milesem postanowił zakopać wojenny topór, i skupić się na tym, co dobre, a jednak za każdym razem gdy nadarzała się okazja, nieświadomie powracał do tego bolesnego tematu.
- Shhh, MacCarthy, na miłość boską! - uniósł rękę, wymownym gestem przyciskając do swoich warg utaplany w mące palec, i tym samym ruchem wzniecając chmurę bieli, otaczającą skrawek przynależącego doń dzisiaj blatu. Ściszył głos: - To jeden chuj, dwie "kurwy" i groźby przemocy w jednym zdaniu! Uważaj na język! Tu są... - Rozejrzał się konspiracyjnie, prowadząc spojrzenie po innych uczestnikach odwiedzanych dziś przez nich warsztatów - ...rodziny z dziećmi! Miej sumienie!
Mimo wszystko, poklepał jednak Maxa po ramieniu (zostawiając na materiale jego koszuli białawą, pięciopalczastą smugę), i pokiwał ze zrozumieniem głową. On sam też cały czas miał ostatnio ochotę by zatopić twarz w białym proszku. Tylko, że - jak można się pewnie domyślić - w jego przypadku jednak nie była to mąka.
- No co ci mam powiedzieć... - Westchnął głęboko, starając się połączyć dwa kawałki ciasta tak, by zaczęły przypominać słonecznik. Póki co - bezskutecznie - Dzieje się, i to od cholery. Powiedziałbym ci, że to sekret... - Zaśmiał się kwaśno - Ale i tak wszystko już wyjeba... pojawiło się w mediach społecznościowych, więc nawet nie mam się co krygować. Nagle mam dziecko, długi, trzy muzyczne projekty na tapecie, i jestem beznadziejnie zakochany w dwudziestoczteroletnim gówniarzu. Mówić coś więcej, czy tyle ci wystarczy?

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”