WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Wiedziała, że jej teść się zaręczył z jakąś młodą laską i nie miała własciwie nic przeciw temu - bo czemu niby? Skoro, jak twierdził, był z nią szczęśliwy, to nie mogła mu tego odmawiać, szczególnie, że sama szczęśliwa była... Nawet sama nie pamiętała, kiedy. Odkąd po raz pierwszy Victor podniósł na nią rękę, jej życie było trochę równią pochyłą - i naprawdę nie wyobrażała sobie już dłużej tego ciągnąć. Zaczęła współpracować z FBI, chciała go zamknąć, a wiedziała, że przecież nie narazi przy tym Setha i Cassa - bo nadal rezydowali w Los Angeles. Och, jakże się pomyliła, chociaż jeszcze o tym na dobrą sprawę nie wiedziała. Miała jeszcze jeden problem - ostatnio trochę gorzej się czuła i początkowo myślała, że wymioty były efektem kolejnego wybuchu ze strony jej męża, ale gdy mdłości nie ustawały... Cóż, zrobiła test ciążowy i ku jej rozpaczy okazał się pozytywny. Oczywistym było, że dziecka zatrzymać nie mogła, nie wyobrażała sobie tego zupełnie, umówiła się już nawet w klinice, oczywiście nikomu nic nie mówiąc i mając cichą nadzieję, że jej mąż się nigdy nie dowie. Teraz zniknęła z przyjęcia w łazience, bo zaszkodziło jej coś co zjadła - może jakaś babeczka z czekoladą? Nie odmówiła też alkoholu, bo nie widziała sensu, a miała świadomość, że odmowa lampki szampana by pewnie wzbudziła jakieś podejrzenia. Tak więc zwymiotowała i po dłuższej chwili się już powoli zaczęła ogarniać - przepłukała usta, poprawiła makijaż, zasłoniła siniaki, które sukienka czasami odsłaniała, gdy źle się ułożyła i oczywiście włosy, które po sesji rzygania były w lekkim nieładzie. Odetchnęła głęboko i już w sumie wychodziła, kiedy z całym impetem na kogoś wpadła. Ba, doskonale wiedziała, na kogo, chociaż siła uderzenia sprawiła, że jęknęła cicho, bo pewnie na żebrach miała jakieś siniaki.
- Seth - uśmiechnęła się delikatnie, blado. Pewnie jej twarz była też lekko podpuchnięta, ale na szczęście nikt jej o to nie pytał. Nie wiedziała, co powiedzieć - miło cię widzieć? Nie, to byłoby bez sensu. Co u ciebie? To też średnio wyglądało. Wiedziała, że powinna się jak najszybciej ewakuować z tego pomieszczenia, żeby Victor znów nie snuł insynuacji na temat tego, że ubrała się w ten sposób dla jego brata i tak dalej - już raz tak było i cóż... Chyba tylko cudem jej wtedy nie połamał.
-
Miał siniaka pod okiem, bo pobił się w wyżej wspominanym młodszym bratem kilka dni temu, podczas wieczoru kawalerskiego Cassiana i chociaż spędził pół nocy z lodem przyłożonym do policzka nie wiele to pomogło. Zatem dzisiaj, mimo pięknego i cholernie drogiego garnituru który miał na sobie, wyglądał lekko… menelsko. Próbował też nie parsknąć śmiechem, gdy jego ojciec pieprzył o wielkiej, niekończącej się miłości jego i ledwo odciągniętej od cycka matki Charlie, w międzyczasie próbując ignorować sugestie, że sam powinien wziąć ślub bo nawet Cassian ma żonę. Ta, dziwkę znalezioną na trasie i opłaconą. Świetna przyszła żona Seth nie zamierzał się z nikim wiązać, chociaż faktycznie perspektywa utraconego spadku… wiedział jednak, że skoro Cassian się poświęcił, to hajsem się z nim pewnie podzieli, a Victorowi utną łeb przed śmiercią ojca, żeby nie dostał nic. W zasadzie powinni to dawno temu zrobić.
[18:01]
– Tak mam na imię od trzydziestu sześciu lat – mruknął pod nosem, gdy znajomy głos wypchnął go z lekkiego zamyślenia i nie spojrzał w kierunku, z którego dochodził. O nie, nie będzie na nią patrzył. Całe przyjęcie udawał, że nie istniała i teraz zdecydowanie nie będzie inaczej, więc wlepił wzrok w jakiś obraz przed sobą. – Podoba ci się nowa teściowa? Taka do schrupania, co? – zapytał z ironią, może trochę specjalnie chcąc pokazać, że Colette była mu całkowicie obojętna i normalnie patrzył na inne kobiety. No, niby patrzył, niby nawet nie jedną chrupał, ale zdecydowanie żadnej z nich nie chciał na dłużej…
-
– Zdaję sobie z tego sprawę – uniosła nieco dumnie brodę. Potrafiła zgrywać królową lodu jak nikt inny, ale w gruncie rzeczy chyba wszyscy wiedzieli – a przynajmniej ci, którzy znali ją trochę lepiej, że była to nic nieznacząca poza. Stanęła obok niego i uniosła wzrok na obraz – był antykiem, ale okrutnie tandetnym.
– Jeśli gustuje się w blondynkach ze zrobionymi cyckami, to pewnie tak – wzruszyła ramionami. – Ja nie gustuję w kobietach – dodała jeszcze i pozwoliła sobie na zaledwie krótkie zerknięcie w jego stronę. I właśnie wtedy zobaczyła siniaka. Powstrzymała się, przed dotknięciem jego twarzy, bo wiedziała, że nie powinna, ale mimo wszystko w jej spojrzeniu zabłysnęła troska.
– Co ci się stało? – zapytała spokojnie, chociaż celowo manipulowała głosem, by mógł wyczuć lekką ironię. Jakby zupełnie jej nie obchodziło, co takiego naprawdę się stało, chociaż prawda była zgoła inna. Sama wielokrotnie miewała sińce, ale chociaż tyle, że jej szanowny mąż nie zostawił jej lima pod okiem. Inna sprawa, że obstawiała, że to kwestia czasu, dlatego chciała się go jak najszybciej pozbyć ze swojego życia, zamknąć za kratkami i nigdy więcej nie oglądać.
-
A więc nadal na nią nie patrzył i nawet miał nadzieję, że szybko sobie pójdzie jak będzie wydawał się średnio zainteresowany rozmową z nią. Może nie potrzebnie się w ogóle odezwał?
– Z takimi się pieprzy, a nie bierze ślub, ale najwidoczniej mój ojciec sam zapomniał, czego nas uczył – stwierdził, mimowolnie pozwalając sobie na delikatny uśmiech i upił jeszcze łyk whisky. – Jesteś pewna? Sądziłem, że skoro jesteś z moim bratem to nutę lesbijstwa musisz w sobie posiadać – aż sam prychnął z rozbawienia, bo żart był przecież świetny, szkoda, że lekko homofobiczny i nie na miejscu; w końcu Victora kochać musiała, skoro najpierw go wyruchała, zrobili sobie dziecko i teraz mają cudowne wspólne życie, prawda? Kobiety to jednak kurwy. Mimo jednak wcześniejszych własnych, wewnętrznych ustaleń gdy zapytała co mu jest, odruchowo spojrzał na jej twarz i … przepadł. Kurwa, po co to zrobił? Zacisnął mocno usta, patrząc wprost w jej czekoladowe oczy i dopiero po kilku sekundach odwrócił wzrok i odetchnąwszy, postanowił się odezwać:
[18:24]
– Pobiłem się o jedną kurwę – rzucił, przechylając delikatnie głowę na bok, ale wzrok kierując bardziej na jej policzki, nos i usta niż na jej oczy. Nie kłamał, jakby nie patrzeć – pobili się z Victorem przecież o nią. Dla jasności – nie była kurwą, ale jak typowy facet musiał to sovie wyolbrzymić. – A ty o co się pobiłaś? – zapytał, już mnie luźno, od razu dostrzegając napuchnięcia na jej twarzy. – Komuś bardzo chyba podpadłaś.. – dodał, nie krępując się i podnosząc dłoń do jej buzi. Och, w jego głowie pojawiła się myśl komu, ale może to tylko jego wewnętrzna złoścliwość tak podpowiadała?
-
– Nie masz zielonego pojęcia o czym mówisz, zresztą, lesbijki mają statystycznie częstsze orgazmy, więc może faktycznie, coś mnie z nimi łączy, odkąd jestem z twoim bratem – rzuciła z przekąsem, chociaż temat seksu z jego bratem był tabu, a Victorem się brzydziła i bardziej spełniała małżeński obowiązek niż faktycznie z nim chciała sypiać. Nie zamierzała jednak dać sobie wejść na głowę. Kiedy w końcu na nią spojrzał, gdy zobaczyła te jego zielone oczy – chyba najzieleńsze, jakie kiedykolwiek widziała w swoim życiu, wstrzymała dosłownie oddech, czując przemożną ochotę go w jakikolwiek sposób dotknąć, poczuć, zrobić cokolwiek, by na nią nie przestawał patrzyć.
– Och, okej – rzuciła tylko i pokiwała głową, koniec końców zmuszając się, by odwrócić od niego wzrok.
– Huh? – spytała, nieco spanikowana, bo sądziła, że całkiem nieźle zakryła opuchliznę i sinienie. – To? To nic takiego, eksperymentowałam z botoksem – stwierdziła niby luźno, chociaż na pierwszy rzut oka było widać, że wciska bullshit, bo jej buzia wcale nie wyglądała na ostrzykniętą. Skrzywiła się delikatnie, kiedy uniósł dłoń do jej twarzy. W tym momencie chciała mu powiedzieć o wszystkim, ale… Jak mogłaby oczekiwać z jego strony ratunku? – Tylko mojej kosmetyczce najwidoczniej – wzruszyła ramionami, unosząc dłoń do swojego naszyjnika i zaczynając się nim bawić. Jak zawsze, kiedy kłamała. Powinna była się tego oduczyć, ale… To było silniejsze od niej.
-
– Częstotliwość orgazmów czy to, że jesteś w związku z pizdą? – uśmiechnął się pod nosem, próbując to zamaskować przytknięciem szklanki do ust, ale prawdopodobnie i tak ten uśmiech zobaczyła. Nie powinien się w ten sposób zachowywać, ale mimowolnie mu to całkowicie wychodziło. Miał urażone ego i chyba nie bardzo miał ochotę udawać, że było inaczej. Inna sprawa, że od momentu gdy spojrzał w jej oczy nagle cała obraza majestatu którą wydawał się emanować poszła lekko w nie pamięć.
– Kurwa, całe życie sądziłem, że botoks oznacza nakłuwanie twarzy, a nie napierdalanie pięściami. Ale widocznie się myliłem, w sumie jestem facetem, co ja tam wiem? – ewidentnie było widać, że szkodę na jej buzi wyrządziła ręka, konkretniej pięść, ale skoro chciała udawać, że było inaczej… – Powinnaś zmienić kosmetyczkę. Ale pokazać palcem która jest taka pewna siebie, żebym miał pewność, której upierdolić te zdolne ręce – powiedział, bez cienia nawet rozbawienia. Po jej reakcji już łączył kropki, mimo to nie chciał reagować, póki ona w stu procentach nie potwierdzi tego. Mogła równie dobrze poszarpać się z kimś w sklepie Chanel o nowy szal. Albo dziecko mogło ją uderzyć grzechotką, albo… nic z tych tłumaczeń nie trzymało się kupy, ale nie chciał pochopnie wyciągać wniosków.
-
– Częstotliwość orgazmów, słonko – oświadczyła, spoglądając na niego ze słodkim uśmiechem, chociaż nie kłamał o tym związku z pizdą. Bo tylko pizda podniosłaby rękę na kobietę. Wiedziała też, że go zraniła i to stąd głównie brało się jego podejście, bo gdy byli razem, to przecież był najcudowniejszy na świecie. Chyba, że się kłócili, wtedy miała ochotę go udusić. – A co tam u twojej kobiety? – uniosła jedną brew, bo mimo wszystko v-ce miss walcząca z AIDS była dla niej całkiem zabawnym tematem, przez to, że najprawdopodobniej nie istniała.
– To jakieś nowe techniki, które zostawiają większe siniaki – wytłumaczyła się dość koślawo, widząc, że kompletnie tego nie kupuje. Kurwa. – Tak, najwidoczniej będę musiała ją zmienić, chociaż po paru dniach opuchlizna powinna zejść – wolała chyba nie wnikać i brnąć w swoje kłamstwa niż potwierdzić, że była ofiarą przemocy domowej. Nie mówiła tego nawet w FBI. Nienawidziła czuć się jak ofiara i przyznanie tego na głos godziło w jej dumę.
– Och, oboje wiemy, że nikomu byś nie upierdolił rąk w moim imieniu – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, ale zaraz na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Grymas, który ewidentnie wykluczał wszelakie ingerencje kosmetyczne w jej buzię. - Zostajecie do ślubu? - spytała neutralnym tonem, mając oczywiście na myśli Cassiana i Setha. Nie sądziła, że mieli plany zabawić tutaj dłużej...
-
– Jasne. Victor pewnie nawet nie wie gdzie jest łechtaczka, także nie próbuj tutaj grać twardzielki – posłał jej znowu rozbawione spojrzenie. – Chociaż sorry, nie powinienem tak o nim mówić. To w końcu ojciec twojego dziecka i ukochany mąż – rozłożył dłonie w poddańczym geście ,ale mimowolnie zaśmiał się cicho, tak ledwie słyszalnie że w praktyce tylko drganie ramion go pewnie zdradziło w gwarze który panował w pomieszczeniu w którym się znajdowali. – Moja kto? – kobiety? Hę? Jakiej kobiety? Jego mózg wpadł teraz w tryb poszukiwania sensu istnienia i nagle złapał – Cassian mówił, że rozmawiał z Teresą. Kurwa, debil. – Ach tak, u mojej. Sarah, ma na imię Sarah. Dobrze, pracuje w Los Angeles, nie mogła się wyrwać – machnął ręką, jakby naprawdę tak było. Nie wiedział natomiast o tym, że jego bliźniak nagadał okropnych bzdur które popsuły całą wiarygodność tego pomysłu. Nie mógł powiedzieć, że jest kurwa prawnikiem tylko od razu lek na AIDS szuka? Porażka, że też jedną macicę z tym debilem dzielił…
– Jasne – powiedział tylko, nie mając już ochoty na jej dalsze kłamstwa, w które brnęła coraz idiotycznie. Nie mogła po prostu powiedzieć prawdy? Przecież by jej nie zjadł. Wpierdoliłby Victorowi, a jej by jakoś pomógł, może by ramię do wsparcia zaproponował… albo i nie. Nie powinien myśleć w ten sposób.
– Temu, kto ci to zrobił upierdoliłbym. Może zrobiłaś ze mnie debila w oczach mojej rodziny i naszych wspólnych znajomych, ale nie pozwoliłbym nigdy na to, by ktoś podnosił na ciebie ręce i sądziłem, że jesteś równie mądra – zawsze myślał, że twardo stąpała po ziemi, a tu proszę. Odetchnął jednak głęboko, próbując się nie denerwować zbyt mocno. – Zostajemy na stałe. Ojciec chce trochę odpocząć, przejmiemy jego interesy – machnął ręką.
-
– A co, spałeś z nim albo masz łechtaczkę, że tak zakładasz? – uniosła jedną brew i wywróciła oczyma, co również ją lekko zabolało, ale dzielnie to zniosła. – Masz rację, nie powinieneś – oświadczyła, nie komentując słów o ojcu swojego dziecka, bo zdecydowanie nie chciała o tym myśleć. Jakoś tak mimowolnie jej się zrobiło niedobrze na samą myśl. Czuła też lekkie uderzenie gorąca. Kurwa. Mimo wszystko posłała mu lekko tryumfalny uśmiech.
– Oboje chyba wiemy, że ona nie istnieje, a Cassian za bardzo starał się to sprzedać – westchnęła z rozbawieniem i spojrzała na mężczyznę z ukosa. Nie, żeby było coś w tym złego, ale po prostu ją to leciutko bawiło. No dobra, bardziej niż leciutko. Inna sprawa, że widziała, że czegoś się domyślał i to sprawiło, że jej żołądek zacisnął się w ciasną kulkę. Odetchnęła głęboko.
– Nigdy nie chciałam zrobić z ciebie debila w oczach kogokolwiek. Możesz wierzyć w to albo i nie, ale to co zrobiłam z Victorem… Płacę za to każdego dnia – powiedziała cicho, nawet na niego nie patrząc. Taka była prawda, a cena była cholernie wysoka. Zacisnęła dłoń na łańcuszku aż jej kłykcie pobielały. – To nie tak – rzuciła tylko spokojnie, bo nie miała właściwie argumentów.
– Czekaj, co? Jak to? Czemu zostajecie? Victor… Myślałam, że on się tym zajmie – powiedziała, patrząc na niego z wyraźnym zdziwieniem. Kurwa, nie. Nie mogli wracać. Nie mogli, bo to oznaczało, że cały jej misterny plan właśnie był psu w dupę.
-
– Więc zamykam już buzię – powiedział, udając, że zamyka usta niewidzialny kluczykiem. Mógł spróbować się powstrzymać, bo prawdopodobnie więcej z nią rozmawiać nie zamierzał. To był pierwszy i ostatni raz, przynajmniej do ślubu jego ojca, gdzie znowu grzecznie zamieni z nią kilka słów, podobnie jak na ślubie Cassiana bo i Colette i Victor byli pewnie zaproszeni. Musiał z tym żyć.
– Nie jestem dobry w związkach, sama wiesz – powiedział, ramiona bezradnie rozkładając. Gdyby był dobry, nie wybrałaby jego brata. Nie brał pod uwagę tego, że tak naprawdę sam się na nią wypiął ale z drugiej strony… miał wychowywać dziecko Victora? Jego dumna po prostu by tego nie zniosła i chyba wolał samego siebie na to nie narażać.
– Widocznie zasłużyłaś – rzucił lekko oschle, chociaż nie miał oczywiście na myśli tego, że doświadczała przemocy fizycznej. Bardziej chodziło mu o to, że jak na dłoni widział, jak bardzo nieszczęśliwa była i w pewnym sensie go to satysfakcjonowało – on był cholernie nieszczęśliwy przez ostatnie lata i to właśnie przez nią. Nie musiała iść do łóżka z jego bratem bo się pokłócili. Kto normalny tak robił? – Jasne, że nie. To nigdy nie jest tak – pokręcił głową. Nie zamierzał drążyć tematu przemocy, bo wiedział, że Colette i tak mu nic nie powie. A szkoda, może powinna powiedzieć jemu zanim poszła do FBI.
– Victor się do tego nie nadaje. Dragon jest dla nas zbyt ważny, dlatego my się tym zajmiemy. – powiedział spokojnie, wlepiając wzrok w niemal pustą szklankę i dopił do końca jej zawartość, po czym postawił na stole. – Palisz? Idziemy zapalić? – kiedyś paliła, nie był pewny jak było teraz, opcjonalnie mógł ją papieroskiem poczęstować, nie?
-
– Wspaniale – mruknęła pod nosem, znów na niego zupełnie nie patrząc. Gdy jednak stwierdził, że nie jest dobry w związkach, mimowolnie na niego spojrzała. Nie licząc tych wszystkich kłótni i jego częstych wyjazdów, Colette uważała, że związek z nim był najlepszym, co ją w życiu spotkało. Kochała go, cholernie mocno. I chyba dlatego nawet teraz upewniła się, że dopóki on i Cas będą w LA, nic im nie grozi, żadne konsekwencje tego, że podpierdoli Victora.
– Każdy wierzy, w co chce wierzyć. Nie uważam, żebyś nie był w nich dobry, po prostu byłeś bezkompromisowy, a kompromisów trzeba się nauczyć – wzruszyła ramionami i gdy wspomniał, że zasłużyła, westchnęła cicho. Jakoś miała wrażenie, że też o przemocy mówił i teraz nabrała wewnętrznej pewności, że całe szczęście, że do niego nie pojechała z tym problemem. Inna sprawa, że wiedziała, że unieszczęśliwiła ich oboje i obwiniała się za to każdego dnia. Poza tym jasno mu powiedziała, że jeśli wyjdzie, to będzie koniec, tak? A on wyszedł i po kilku dniach się pojawił z jakąś błyskotką licząc, że będzie okej? No zdecydowanie życie tak nie działało.
– Daj temu spokoj, Seth – warknęła ostrzegawczo, bo naprawdę nie chciała się w to mieszać. – Do tej pory Victor się świetnie sprawdzał, nie sądzę, że jesteście tutaj potrzebni – powiedziała twardo, z jakimś takim naciskiem. – Tak – odparła krótko, bo chociaż nie paliła (tzn. paliła, ale tylko w ukryciu) aod dawna, bo Victor bardzo nie lubił zapachu dymu, to jakoś… Miała taką potrzebę. – Nie wzięłam ze sobą fajek – dodała jeszcze, faktycznie kierując się w stronę balkonu czy czegoś.
-
– Miałem na to za mało czasu – powiedział cicho i dość spokojnie. Jasne, że miał za mało czasu. Nie byli ze sobą jakoś zabójczo długo jakby nie patrzeć, a on przed nią nie był w żadnym poważnym związku więc wszystkiego uczył się przy niej i tego czasu na naukę niestety mu zabrakło bo wyszło jak wyszło. Nigdy tak naprawdę nie chciał, by była nieszczęśliwa; zamierzał sprawiać, że będzie szczęśliwa. Myślał o niej od początku poważnie, widocznie zbyt poważnie biorąc pod uwagę, że tak szybko wyruchała się z kimś innym po kłótni, ale… ostatnie czego dla niej chciał to nieszczęście, nawet jeśli teraz się czuł lekko tym nieszczęściem usatysfakcjonowany z wiadomych względów.
– Nie sprawdzał się świetnie, bo ojciec musiał robić za niego połowę roboty. Zatrudnia bandę debili, która z niczym sobie nie radzi i teraz przybywamy żeby uratować NASZE pieniadzę – bo nie było tajemnicą, że i o spadek się tutaj rozchodziło, całkiem spory zresztą. – Victor jedyne do czego się nadaje to do stania na bramce w klubie i nawet to nie, bo jeszcze pobiłby jakieś niewinne klientki – wymownie uniósł brew w góre. Chyba chciał ją lekko sprowokować, żeby w końcu powiedziała, że ją bił. Niby niewinnie i delikatnie jej sugerował właśnie, że mogła powiedzieć. On nikomu nie powie, po prostu frajera zabije. Gdy wyszli na balkon, wyciągnął paczkę fajek w jej kierunku, odpalił tego którego wzięła i potem wziął sobie papierosa i odpalił.
– A jak twoja mała? Pewnie jest już duża – pewnie to była impreza dla dorosłych, bez dzieci czy coś.
-
– Nie znowu aż tak mało – rzuciła, patrząc na niego spod rzęs. Chciała powiedzieć coś jeszcze – że go kochała, że naprawdę żałuje, że tak wyszło, ale wiedziała, że mówiła to wszystko, kiedy się rozstawali. Kiedy on ją praktycznie wyśmiał. Był wtedy taki… Okrutny. Rozumiała to jednak, bo zraniła go cholernie. Zraniła też samą siebie. A co do tego, że się szybko wyruchała z jego bratem – była pijana, a on był blisko, tak po prostu.
– Nie, nie rozumiesz. On naprawdę się stara, Seth. Dobrze sobie radzi – rzuciła, zaciskając usta w cienką linię, bo to zaczynało ją frustrować. Nie mogli wrócić. Nie teraz. Może za kilka miesięcy, ale nie w tym momencie. Spuściła jednak wzrok, gdy powiedział, że Victor pobiłby niewinne klientki. – Nie sądzę, żeby to był problem – rzuciła sucho, bo nie chciała nadal mówić wprost, że Vic ją bił. Zresztą, ostatnie, czego potrzebowała w tym momencie to bójka między jej eks a jej mężem. Potrzebowała teraz uśpić czujność Victora i być żoną roku. Dosłownie. Wzięła od niego fajkę i zaciągnęła się, gdy tylko ją odpalił.
– Jest cudowna, ale naprawdę cię to interesuje? Ostatnim razem mówiłeś o niej bękart – wzruszyła ramionami. Ona kochała małą nad życie, ale wiedziała, jak Seth podchodził do całej tej sytuacji. Naprawdę żałowała, że mała nie była jego i że to nie z nim założyła rodzinę.
- Naprawdę nie sądzę, że wasz powrót to dobry pomysł, Seth - dodała jeszcze, opierając się plecami o barierkę i zassała lekko powietrze, bo pewnie plecy też miała lekko posiniaczone.
- Cece, tu jesteś skarbie... Szukałem cię wszędzie - zaszczebiotał Victor, który nagle wszedł na taras. Colette cała zesztywniała, szybko wyrzucając za siebie niedopaloną fajkę.
- Musiałam się przewietrzyć, bolała mnie głowa - wyjaśniła koślawo i westchnęła cicho. - Wracamy do środka? - spytała z delikatnym uśmiechem i podeszła, pozwalając się mu objąć, a z Sethem pewnie nawet się nie pożegnała...
ztx2