WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– Jak długo byłam nieprzytomna? – odezwała się zachrypniętym głosem, zerkając na niego z troską. Widziała, jaki był załamany i serce jej się łamało. Nie miała zielonego pojęcia, jak mogłaby wszystkiemu zapobiec. Jak zapobiec temu, żeby cierpiał, skoro tak bardzo tego nie chciała?
– Wszystko w porządku? – spytała z troską, bo doskonale wiedziała, że jest tak daleko od „w porządku” jak tylko mogło być. Nie chciała go tracić, kochała go, serio. Pragnęła tylko, żeby był przy niej, a jednocześnie nie chciała, żeby cierpiał, więc go odtrącała. Poza tym po tym, co mu powiedziała, domyślała się, że Alex będzie chciał porozmawiać.
-
– Chwilę – szepnął cicho, łapiąc ją za dłoń gdy się wybudziła. Sam pewnie spał przy jej łóżku, a nieprzytomna była znacznie dłużej niż chwilę ale nie miał siły nawet rozmawiać. Jego rozpacz była w tym momencie większa niż cokolwiek innego na świecie.
– Nie – powiedział szczerze, a jego oczy zaszły łzami. Odetchnął głęboko. – Ktoś zrobił to jakby wiedząc która nerka jeszcze pracuje – zabrał dłoń i zasłonił sobie nią na moment twarz, tłumiąc wszechogarniającą rozpacz. – A raczej pracowała. Jutro rano przetransportują Cię helikopterem do Seattle, na kolejną dializę ale czas nas goni ze znalezieniem dawcy... – odsłonił twarz a po jego policzku spłynęła łza. Normalnie by się tego wstydził ale teraz... jak miał nie płakać w obliczu tego, że miłość jego życia ma do umierania bliżej niż dalej?
-
– Wiesz, strasznie kiepski z ciebie kłamca – powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. Przygryzła dolną wargę i mocno zacisnęła dłoń na jego palcach. Nie rozumiała, dlaczego tu nadal był, ale kochała go za to. Nie byli razem, wykrzyczała mu ostatnio tyle okropnych rzeczy, a on nadal siedział przy jej łóżku. Przygryzła dolną wargę.
– Ta nerka i tak ledwo pracowała. Miałam dializę tuż przed przylotem tutaj, Alex. Jest bardzo źle już od dawna – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. Mówiła to, co ukrywała przed wszystkimi, nawet przed własną siostrą. Wiedział tylko Isaac, który był jej lekarzem prowadzącym i który jeszcze potrafił się nią w miarę zaopiekować. Pewnie dlatego spędzała z nim tyle czasu, bo tylko z nim mogła o tym porozmawiać.
- Chciałam ci tego oszczędzić. Nie chcę, żebyś patrzył jak umieram, Alex – powiedziała cicho, wyciągając dłoń do jego policzka i lekko ścierając z niej łzę. Serce jej się łamało, gdy widziała go takiego. – Będzie w porządku, naprawdę. Będzie dobrze, ułożysz sobie życie – wyszeptała cicho, delikatnie kciukiem głaszcząc jego policzek, chcąc go jakoś uspokoić.
-
– Wiem, to samo powiedział lekarz bo ściągnął twoją kartę – stwierdził, odrobinę zdenerwowanym tym, że to ukrywała, ale nie zamierzał się teraz czepiać. – Z tymże teraz ona jest praktycznie w ogóle nie aktywna, ale... znajdę dawcę. Jak tylko wrócimy do domu coś wymyślimy. Jack i Sarah znaleźli sprawcę, to... – urwał, patrząc na nią i rozpaczliwie usta zaciskając. – Claire. Wymknęła się korzystając z zamieszania. Znajdę to dziwkę i zabiję – na bank widział się już z S i J, więc wiedziałwszystko na bieżąco i razem z siostrą szatynki już zaplanowali zabójstwo tamtej szmaty.
– A ja nie chcę spędzić ani dnia więcej bez Ciebie, okej? – uniósł jej dłonie do swoich ust. – I nie chcę życia z kimkolwiek innym bo wszystko będzie dobrze, zobaczysz, Meggy... – zaczął obcałowywać jej drobne ręce, przymykając przy tym oczy i próbując nie wybuchnąć płaczem. Jasne, niby to już przechodził ale teraz... teraz było tysiąc razy gorzej.
-
– Zdenerwuj się na mnie, proszę. Wkurwiaj się, krzycz, zrób cokolwiek, co byś zrobił, gdybym nie była chora, bo nie zniosę tego spojrzenia – powiedziała cicho, patrząc na niego. Serio, chciała, żeby na nią nakrzyczał, żeby powiedział, jak głupio i beznadziejnie się zachowała, bo tak właśnie zrobiła. Przygryzła dolną wargę.
– Nie. Alex, skarbie. Sam nie znajdziesz dawcy. Poza tym, skoro to Claire to nie będzie na tyle głupia, żeby pojawiać się w pobliżu w najbliższym czasie. Lepiej będzie, jak będziesz tutaj, ze mną. Wasi ludzie się tym zajmą, nie chcę, żebyś sobie brudził nią rece. Nie jest tego warta – powiedziała cicho, unosząc dłoń mężczyzny do swoich ust i całując ją delikatnie, a gdy usłyszała kolejne słowa ukochanego, odetchnął ciężko.
– A ja nie chcę, żebyś musiał to wszystko znów przechodzić, Alex. Kocham cię. Bardziej niż kogokolwiek innego kiedykolwiek kochałam. Nie chcę po raz kolejny żebyś został wdowcem, a to się wydaje nieuchronne, jeśli bym się zgodziła za ciebie wyjść. Nie chcę cię na to narażać, bo widzę rozpacz w twoich oczach i wiem, że będzie tylko gorzej, nawet jeśli bardzo chcę żeby było inaczej – powiedziała cicho, patrząc na niego z czułością.
-
– Musisz zyć z tym spojrzeniem, bo nie zamierzam krzyczeć, sorry – delikatnie musnął ustami jej czoło, zaraz wracając do poprzedniej pozycji w której lekko ściskał jej dłonie. – Ale jeśli oczekujesz ode mnie szczerości, sama więcej nie kłam, dobrze? – uśmiechnął się do niej delikatnie, właściwie to samymi kącikami ust, które zaraz tak czy siak opadły tworząc raczej smutną minę. Alex nie mógłby się na nią teraz złościć, właściwie... w ogóle nie mógłby się złościć za to, że chciała go uchronić przed cierpieniem. Rozumiał ją, sam pewnie próbowałby zrobić podobnie.
– Dobrze, zostanę przy Tobie tak długo jak będzie trzeba – szepnął, ocierając wierzchem dłoni oczy w których ciągle tliły się łzy i rozpacz. To nie było męskie, ale nie mógł w tym momencie nic na to poradzić. Pogładził kciukiem jej brodę. Za te słowa kochał ją mocniej.
– Ale ty nie rozumiesz nic, kochanie... – wziął głęboki oddech, cały czas mając wrażnie że brakuje mu tlenu i coś ściska jego klatkę piersiową. – Nie może być gorzej niż jest, jeśli o to chodzi. Kocham Cię, to czy będziesz mnie odpychać czy będziemy blisko nie umniejszy mojego bólu, wiesz? Tak czy siak... jeśli Cię stracę... efekt będzie ten sam, ale wiesz co? Byłem z Grace do końca i nie żałuje tego. Ani jednej łzy ani nic. I jeśli będzie trzeba... będę też przy tobie. Po za tym pomyśl o tym, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak – nowe określenie na śmierć – jako twojemu mężowi będzie mi łatwiej zająć się Jasonem. – spuścił wzrok. Już sam nie wiedział jak do tego wszystkiego podchodzić.
-
- Dlaczego nie zamierzasz krzyczeć? – spytała cicho, zaciskając nieco usta, a gdy poprosił, by więcej nie kłamała, wzruszyła ramionami. – Chroniłam was. Ciebie i Sarah. Nie chciałam, żebyście się aż tak martwili i sam widzisz – wyszeptała cicho, przygryzając nerwowo dolną wargę i spoglądając na niego z nadzieją, że jednak wszystko jakimś cudem się ułoży, że wcale nie umrze, chociaż doskonale wiedziała, że to bardziej pobożne życzenie niż cokolwiek innego.
– W porządku – uśmiechnęła się do niego bardzo delikatnie, chociaż jej dłoń nadal z czułością głaskała jego policzek. Przygryzła delikatnie dolną wargę i pokręciła głową.
– To ty nie rozumiesz. Kiedy będziesz wdowcem, wszystko spadnie na ciebie. Zajmiesz się dzieckiem, które każdego dnia będzie ci przypominało o mnie, będziesz musiał się zająć pogrzebem, zostaniesz tym razem z dwójką dzieci, to będzie cholernie ciężkie – mówiła rozpaczliwie, czując, że łzy zaczynają lecieć po jej twarzy. W gruncie rzeczy pewnie zaczęła już sama planować własny pogrzeb, żeby jak najbardziej odciążyć w tym zakresie siostrę. – Po prostu nie chcę przysparzać ci niepotrzebnego bólu, chcę, żebyś był szczęśliwy, a widzę, jak to cię załamuje – wyszeptała cicho, spoglądając na niego z troską.
-
– I myślisz, że jak nie weźmiemy ślubu to nie będę pomagał w organizacji pogrzebu ani nie będę zajmował się Jasonem ani nie będę cierpiał? Dobrze wiesz, że to będzie to samo tylko bez papierka, ale skoro tak bardzo tego nie chcesz, to w porządku. Pozwól mi chociaż założyć Ci to – wyciągnął z kieszeni jeansów małe pudełeczko, w które zdążył się zaopatrzyć po drodze do hotelu żeby się przebrać. Otworzył je powoli ukazując pierścionek – ale nie jakiś gigantyczny, nie jakiś totalnie szalony. Delikatny, z diamentem, ale nadal delikatny. Taki w jej stylu. – I obiecaj mi, że gdy się to wszystko skończy, rozważysz opcję zostania moją żoną, dobrze? – ujął jej dłoń, ale nie wkładał na jej palec pierścionka, czekał na jej decyzję, bo przecież to jej słowo było ostatecznym w tym temacie. Mogła go wziąć za totalnego szaleńca, ale chciał, żeby choć trochę była jego. A ślub... mogli go wziąć w przyszłości, bez pośpiechu. Chciał żeby wiedziała, jak bardzo szczere były jego uczucia.
– Kocham Cię, Megan i chcę spędzić z tobą życie, nawet jeśli miało to być trwać zaledwie tydzień – szepnął, z czułością przecierając jej buzię z łez. Nie chciał, żeby płakała, bo przecież wszystko się ułoży. Musi.
-
– Właściwie będziecie musieli tylko wykonać parę telefonów, większość już zaplanowałam – powiedziała ledwo słyszalnie, bo planowanie własnego pogrzebu było wyjątkowo smutnym i przygnębiającym zajęciem. Spojrzała jednak z zaskoczeniem na pierścionek, który jej wlaśnie pokazał. Przygryzła dolną wargę. – Kiedy to się stało, chciałam ci powiedzieć, że za ciebie wyjdę, ale potem mnie ktoś dźgnął nożem, czy to nie jest znak, że nie powinniśmy? – przygryzła dolną wargę. Inna sprawa, że gdyby nie była chora, oczywiście zgodziłaby się bez mrugnięcia okiem.
– Też cię kocham, Alex – dała w końcu za wygraną i podała mu lewą dłoń. – Kiedy to się skończy zrobimy piękny ślub, ale tylko z najbliższymi. Na jakiejś plaży – uśmiechnęła się blado, chociaż wiedziała, że raczej do tego nie dojdzie, ale… Nie chciała, żeby uważał, że myśli aż tak pesymistycznie.
-
– Możemy wziąć ślub nawet na Karaibach jeśli będziesz miała na to ochotę. Miejsce nie gra roli, po prostu chcę Cię już na zawsze – wzruszył ramionami. A następnego dnia faktycznie przenieśli Megan do szpitala w Seattle.
|zt x2