WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Tylko... czy Tayang naprawdę chciał zamykać ten rozdział? Uznać, że stara miłość wypaliła się, pogrzebać zgliszcza w pokojowych nastrojach, po czym, spojrzawszy w magiczną zieleń oczu Charleigh po raz ostatni, odwrócić się i odejść w swoją stronę? I nigdy nie wracać do tego, co było? Rozum tak rozkazywał. Przypominał o trudnych do przebrnięcia różnicach, innych charakterach, priorytetach, planach, a nawet codziennych zwyczajach, które bywały solidną kością niezgody. Podpowiadał, że najrozsądniej iść naprzód i poszukać partnerki lepiej dopasowanej, podobnie odbierającej świat i kierującej ku niemu oczekiwania tożsame z posiadanymi przez Tayanga. Lubił nasuwać powiedzenie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
Lecz jak zwykle rozsądek nijak miał się do serca. To uwielbiało podszczypywać ostatnio jakimś purystycznym sprostowaniem, że przytoczone przysłowie ma zupełnie inne znaczenie - bo dwukrotnie nie wchodzi się do tej samej rzeki, gdyż nurt zmienia ją w każdej chwili i ilekroć wstąpi się w jej koryto, za każdym razem to już będą inne wody. Nieznane. Stabilne tylko z pozoru. Czy człowiek nie jest tą metaforyczną rzeką, która z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień, ba z minuty na minutę zmienia się pod wpływem życia, wieku, doświadczeń? Tay nie mógł zagwarantować sobie, że nie zmienili się oboje... że być może teraz po falstarcie sprzed roku będą gotowi nawiązać relację głębszą, dojrzalsza i bardziej zgodną. Serce podsuwało pragnienie spróbowania ten jeden jeszcze raz, przekonania się, czy tym razem los nie zechce im sprzyjać... ale to wciąż były tylko szepty zakochanego, oderwanego od racjonalizmu serca, które Tay uważał za bezsensowne pomrukiwanie.
- Wiesz co... - zacząwszy, urwał z krótkim wahaniem, w którym obrzucił Charleigh kolejny spojrzeniem, teraz już ostrzejszym. Przygasił iskry szalejących w duszy emocji, by nadać ciemnym oczom wyrazu surowej oceny, jakiej właśnie dokonywał. Znał ten sposób mówienia, spojrzenie, specyficzną gestykulację. Char piła bardzo rzadko, stroniąc od alkoholu z powodu licznych nieprzyjemnych doświadczeń z pijącymi osobami i jeśli razem gdzieś się bawili, to zwykle ona strofowała jego za kolejny kieliszek, piwo czy awanturowała się, kiedy wpadłszy bez zapowiedzi, nakrywała go umierającego na nieznośnym kacu. To zwykle ona przyjmowała pozę moralizatorską, ale dziś role zdawały się odwracać. - Tobie już chyba na dzisiaj wystarczy. Powinnaś wracać do domu... zresztą ja też.
Nie chciał, by jutro cierpiała z powodu dzisiejszej głupoty, zwłaszcza iż miał wrażenie, że to właśnie jego obecność popchnęła Charleigh do sięgania po kolejne dawki alkoholu. Miał wyrzuty sumienia, ot, kolejna kropelka do głębokiej czary poczucia winy, jaką wzbudzał w nim widok byłej dziewczyny. Co mógł zrobić w tej sytuacji poza zaoferowaniem pomocy?
- Porozmawiamy o tym. Obiecuję ci, że już nie będę uciekał. Spotkamy się kiedyś i pogadamy, ale nie dziś, dobrze? Naprawdę powinnaś już wracać do domu, bo jutro będziesz żałować - dodał, przyglądając jej się z uwagą. Nie planował dziś pić, więc przyjechał samochodem i przez ułamek sekundy zawahał się nad zaproponowaniem Charleigh podwózki, ale ugryzł się na razie w język. Nie był pewny, czy chce zrzucać sobie na głowę kolejny kłopot w postaci pijanej Char na fotelu pasażera. Ale może powinien? Każda forma odkupienia win jest dobra... prawda?
-
W każdym bądź razie wiele opierali, a zwłaszcza Tayang opierał podczas podejmowania samodzielnej decyzji o rozstaniu, na stwierdzeniu, że do siebie nie pasują i powinni zainteresować się kimś, z kim będą dzielić dużo więcej, tak bez konfliktu interesów. Ale to była tylko pobieżna opinia, która tak naprawdę wcale nie miała wielkiego potwierdzenia w rzeczywistości. Owszem, wiele spraw we wspólnym życiu wyobrażali sobie skrajnie inaczej i to było powodem wielu konfliktów, ale głównym problemem mógł okazać się brak komunikacji. Z obu stron. Oboje widzieli różnice i tematy, które powinni wspólne przedyskutować, żeby znaleźć kompromis, a nie robili tego. Charleigh była częstszą prowokatorką kłótni, gdy wytykała Tayangowi sposoby zachowania albo myślenia, które bardzo jej nie odpowiadały. On najczęściej dusił w sobie to, co myślał i nie dał jej żadnej szansy na poznanie powodów. Nie dał jej szansy na zmianę. Po prostu zniknął nagle, gdy uznał, że dłużej z nią nie wytrzyma, choć wcześniej rzadko sygnalizował, co mu tak przeszkadza. Nie zebrał się na szczerość, a ona? Do dziś nie wiedziała, co zrobiła nie tak. W ogóle nie wiedziała, czy coś zawiniła. Jeśli tak, to co? Żeby móc się zmienić, być lepszą w relacjach międzyludzkich, powinna przede wszystkim dowiedzieć się, co jest w niej problemem. Przez milczenie byłego nie wiedziała, czy i co jest z nią nie tak. Szukała, rozmyślała, analizowała i niszczyła sobie poczucie własnej wartości. A jeśli wszystko było jej winą i nie nadawała się do życia? Należała jej się ta szczerość ze strony Tayanga, choćby dla własnej wiedzy, co w sobie zmienić. Niekoniecznie dla niego, gdyby tego nie chciał... choć w głębi duszy Charleigh nadal liczyła, że coś da się jeszcze naprawić, mimo że starała się dziś i poprzednim razem tego po sobie nie okazywać. Ale po prostu ta wiedza jej się należała. Każdy ma prawo dowiedzieć się o sobie prawdy, nawet bolesnej.
Ale tak, to nie powinno mieć miejsca dzisiaj. Dziś Charleigh wypiła jak na nią bardzo dużo i możliwe, że tylko stres związany z obecnością Tayanga sprawiał, że jeszcze trzymała się całkiem trzeźwo jak na taką ilość wypitego alkoholu, choć zdradzała już na pewno oznaki lekkiego upojenia alkoholowego. Pewne niuanse w zachowaniu na pewno ją zdradzały, a kto jak kto, Tayang jako pierwszy musiał je zauważyć. Za dobrze ją znał. To rzeczywiście nie był odpowiedni moment, żeby podejmować istotne rozmowy o przeszłości. Nie byłby nim nawet gdyby Tay i Char wyszli z Royalty i udali się gdzieś, żeby pogadać w cztery oczy, bez świadków. A może i gdyby blondynka tyle nie wypiła, to wciąż nie był ku temu odpowiedni moment? Podchodziła bardzo emocjonalnie, co było zrozumiałe biorąc pod uwagę uczucia, którymi nadal darzyła byłego partnera oraz ranę, którą Tayang zadał jej w przeszłości, a jego widok podczas niedawnego spotkania ją rozdrapał na nowo. Nie umiała się zdystansować i być spokojna. Nie potrafiła podejść do sprawy na chłodno, a na niego nie patrzeć z dziwaczną mieszanką tęsknoty i głębokiej niechęci. Może potrzebowała czasu, żeby ochłonąć i wtedy z nim pogadać... ale czy to kiedyś nastąpi? Obecnie jej emocje były tak silne, że poważnie w to wątpiła.
— Jak będę to będę! — Teraz uniosła głos, aż dziewczyny, które siedziały obok niej spojrzały zaciekawione na koleżankę. Po dłuższej chwili ciszy, gdy rozmawiali półgłosem, to musiało je zaskoczyć. Na szczęście Charleigh była wystarczająco trzeźwa, żeby to zauważyć i więcej nie pokrzykiwać. — Mówisz, jakby mój kac cię w ogóle obchodził. — Znowu sięgnęła po kufel z resztką piwa i wychyliła z niego następny łyk. Alkohol się kończył i co prawda chwilę wcześniej nie planowała zamawianie następnego, ale uwaga Tayanga na moment obudziła w niej potrzebę zrobienia mu na opak, ale to było chwilowe, emocjonalne podejście. Gdy gorzki smak piwa rozlał się po jej języku i poczuła, że od przesytu tego smaku zrobiło jej się lekko niedobrze, przeszły jej głupie pomysły. Odstawiła naczynie na stół. — To moja głowa, mój kac i nic ci do tego. Nie będziesz się ze mną jutro męczył. Widzisz? A kiedy ja cię prosiłam, żebyś nie pił, to nigdy mnie nie słuchałeś... w ogóle się nie przejmowałeś, że będę się z tobą użerać! To czego ty teraz ode mnie chcesz? — Jasne, że to on był głównym powodem tego, że Charleigh tak ochoczo dzisiaj sięgała po alkohol. Nie czuła się przy Tayangu komfortowo. Jego obecność ją stresowała, wzbudzała nerwy, jakby obudziły się nagle wszystkie stare demony. Chciała tylko wyluzować i poprawić sobie humor. A może trochę dodać pewności siebie. Rzecz jasna alkohol nie pomógł na nic z tych rzeczy! Jeśli czegoś dokonał, to zrobił z niej właśnie idiotkę, choć zarzut wytoczony przeciwko brunetowi nie był bełkotem podpitej imprezowiczki, tylko realnym zarzutem, który miała do niego od dawna. Nienawidziła picia, on lubił pić dużo, gdy miał okazję towarzyską. Następnego dnia narzekał na złe samopoczucie i przysięgał, że nigdy więcej. Po co? Żeby przy następnej okazji zrobić to samo! To było coś, co mogła wytykać w nieskończoność każdemu, a jemu w szczególności.
-
Jej wybuch skomentował cichym westchnieniem, ale jednocześnie uśmiechnął się z pewną dozą rozbawienia dziecinnym protestem blondynki. Zdawszy sobie sprawę, że nadal trwa pochylony ku Charleigh i wsparty łokciami o blat stolika, wyprostował się na krześle i wsparł plecami o jego niezbyt wygodne oparcie.
- Tylko odrobiny rozsądku, ale pewnie masz rację, że nie jestem najlepszą osobą do prawienia morałów o życiu w trzeźwości - odrzekł, gotów najpierw powiedzieć, że przecież nie można ich porównywać - że on to coś innego. Taka odpowiedź jednak mogła zabrzmieć zbyt szowinistycznie i sprowokować Charleigh do kolejnych złośliwości, więc wolał sobie darować ponowne wystawianie się pod nóż. Zwłaszcza gdy jej podniesiony głos zaczął ściągać uwagę znajomych. Istniała pewna różnica - Charleigh piła bardzo rzadko, a jeśli już sięgała po alkohol, miała skłonności do przesady... a później wyrzucała sobie, że w ogóle sobie na to pozwoliła. Dokładnie jak dziś i zapewne jutro. Ale właściwie dlaczego miał trzymać się przekonana, że on to coś innego? Oboje byli dorośli i wiedzieli, co robią. Nie musiał jej niańczyć, nawet jeśli uważał, że już jej wystarczy. - Słuchaj, to może ja ci drinka postawię, żebyś mogła pokazać, jaka jesteś zdecydowana, że dobrze robisz i świetnie się bawisz? Taka mieszanka na pewno doskonale na ciebie zadziała!
Między słowa wplotły się cienkie niteczki ironii. Choć miał pohamować się z wchodzeniem w prześmiewcze tony, aby uniknąć kolejnych wybuchów jej złości - w tej chwili Charleigh sama się prosiła, by do nich wrócić. Wolał to niż poważne potraktowanie jej zarzutów teraz, między ludźmi i jeszcze w kontakcie z nieco zakręconą alkoholem dziewczyną, do której dotrze co najwyżej trzecie słowo, a całą treść i tak zinterpretuje tak, jak jej pasuje. Zawahawszy się chwilę, postanowił powtórzyć wcześniejszą propozycję - tym razem nie tę żartobliwą.
- Powiem to jeszcze raz. Powinnaś już sobie darować, przecież później zostaniesz tu sama i nikt cię nie zaprowadzi do domu - powiedział, siląc się na wyrzucenie z głosu choćby resztek rozbawienia. Bo choć upór Charleigh mógł być zabawny, to już tak nie śmieszyła perspektywa zostawienia jej tu bez pomocy. Na razie byli w grupie, ale koleżanki do ploteczek i ich faceci pewnie też niebawem zmyją się stąd, zajmując sobą, a ona zostanie sama - niczego innego się nie spodziewał, jeśli Char sponiewiera się kolejnymi dawkami alkoholu. Bo któż by chciał prowadzić bełkoczące zwłoki przez miasto, wyciągać z taksówki, prowadzić do mieszkania? Nie wiadomo, co mogłoby się z nią stać, gdyby pozwolić jej na dalsze picie. - Ja zaraz wychodzę, więc jeśli też się zdecydujesz, mogę cię podwieźć do domu. Nie będziesz musiała płacić za taksówkę.[/b]
Nie był pewny, czy dobrze robi, wychodząc z taką propozycją, było to bowiem przekroczenie dystansu, którego miał się trzymać - ale ignorowanie serca robiło się trudne nad wyraz, gdy krzykiem troski o Charleigh próbowało zwrócić na siebie uwagę. Jak widać skutecznie.
-
Ale dzisiaj zdecydowanie nie była zdolna do zbyt konstruktywnych wniosków. Nie w obecnym poziomie wzburzenia, na które alkohol niewiele zdziałał, tylko bardzo jej skołował w głowie. Promile, które krążyły we krwi, utrudniały jej do tego logiczne myślenie i musiała wolniej zastanowić się nad każdym wypowiedzianym przez Tayanga słowem. Trochę straciła przez to na animuszu, a prawienie złośliwości o stawianiu drinków naprawdę nie było jej potrzebne. Właściwie to miała za swoje, bo jak wcześniej to ona atakowała Taya za każdą neutralną próbę podjęcia rozmowy, on odpłacił się tym samym, gdy wypity alkohol mocniej zaszumiał jej w głowie i utrudnił wymyślenie na poczekaniu ciętej riposty. Zamienili się rolami w najbardziej nieoczekiwany i zarazem niechciany przez Charleigh sposób!
— Teraz to ty jesteś złośliwy — zauważyła. Miał oczywiście rację, że picie większych ilości alkoholu jest wbrew jej rozsądkowi, jakby nie patrzeć, Tayang znał bardzo dobrze ją i jej przekonania na temat picia, których zresztą nie raz i nie dwa stał się ofiarą. On lubił się czasem napić, z kolei ona nie znosiła alkoholu, więc dochodziło między nimi często do kłótni, które miały w tle jego imprezowanie z innymi aktorami, muzykami albo innymi dziwnymi artystami, którzy bez pół litra nie siądą do stołu. Niby była to w pewnym sensie specyfika tego zawodu, Charleigh była tego świadoma, ale nie potrafiła tego zaakceptować. Może to i lepiej, że w końcu nie udało jej się dotrwać do końca studiów. Wejście w to środowisko mogło jej się nie udać. Następnie zamilkła na dłużej, patrząc na niego uważnie i z lekką urazą po wcześniejszych słowach, ale poważnie rozważając jego propozycję. Tayang trochę wyolbrzymiał, kiedy wyobrażał sobie, że ich znajomi mogli ją zostawić samą, pijaną w takim miejscu. Przecież nie byli głupi, prawda? To też byli dorośli ludzie i mieli poczucie odpowiedzialności za siebie oraz za osoby ze swojego otoczenia! Ona na pewno by pomogła koleżance, która za dużo wypiła, chociaż... cóż, mogła mówić tylko za siebie. Nie za innych. Do świadomości, że chyba naprawdę powinna wrócić do domu, gdyż przesadziła, doszła jej pokusa spędzenia w towarzystwie Tayanga jeszcze paru chwil. Była chętna uciekać z pubu na jego widok i nie umiała być wobec niego sprawiedliwa, ale coś wewnętrznie i tak ciągnęło ją, żeby urwać jeszcze te parę minut, w których będzie mogła na niego popatrzeć... — To... to może masz rację. Może... jedźmy razem. — To zostało wypowiedziane z niepewnością w głosie, jednak dziewczyna była zdecydowana, że gdy Tayang zarządzi wyjście z pubu, posłusznie wstanie i uda się z nim w stronę parkingu. Jego pomoc była kusząca, na pewno bardziej od zamawiania taksówki, co przy jej pensji wcale nie było tanią zabawą. Tay wiedział, gdzie Charleigh mieszka i mógł ją doprowadzić do samych drzwi mieszkania. Poza tym, jasna cholera, to był on! I tyle!
-
- W takim razie chodźmy już - zaproponował od razu, nie widząc sensu w przesiadywaniu tu dłużej niż konieczne. Gdy zobaczył Charleigh, chciał odbębnić tylko godzinę lub dwie, by nie wzbudzić sensacji wśród znajomych i wrócić do domu, więc teraz, jeśli miał przy okazji podrzucić do mieszkania Char, tym bardziej nie widział sensu w dłuższym wiszeniu nad szklanka soku, kiedy inny dobrze się bawią. Niektórzy pozwolili sobie zresztą na zbyt wiele, czego najlepszy przykład stanowiła jego była dziewczyna. - Wystarczy tej wątpliwej zabawy.
Powiedziawszy to, wstał i poczekał, aż Charleigh również pozbiera się krzesła, choć był pełen obaw, czy będzie ona w stanie dotrzeć bez pomocy z pubu na parking. Niemniej jednak poruszała się całkiem pewnie i nie wyglądała na aż tak pijaną, jak wydawała się chwilę wcześniej. Alkohol odcisnął wyraźne piętno na jej umyśle i języku, zmysł równowagi jednak miał się całkiem dobrze, co było pocieszające - wystarczyło dotrzeć z nią do auta i podrzucić na wyznaczony adres, bez dodatkowego zaangażowania w postaci prowadzenia jej pod drzwi mieszkania, na co Tayang nie miał ochoty. Nie chciał przekraczać pewnej bezpiecznej granicy, którą sam próbował sobie wyznaczyć... choć może już ją przekroczył, tylko nie chciał się do tego przyznać.
Po chwili oboje opuścili lokal, by udać się wspólnie na pobliski parking.
zt oboje
-
Page prawie biegła na miejsce spotkania z bratem przeskakując między ludźmi, którzy szli szerokim chodnikiem. Poprawiła skórzaną torbę przewieszoną ramię wymijając rosłego czarnoskórego mężczyznę z bezprzewodowymi słuchawkami na głowie. Ona sama miała podobne, a sączyła się z nich muzyka zespołu Faun, który wracał do niej co parę miesięcy niczym muzyczny bumerang. Tak już miała, że jak słuchała danego zespołu to katowała całą płytotekę przez parę tygodni by następnie zapomnieć o niej na najbliższe miesiące. W rytm dzwoneczków i gitary przebiegła przez pasy narażając się na gniew kierowców i wpadła na młodą azjatkę. Odskoczyła od niej wyciągając dłonie w przepraszającym geście.
-Nie chciałam! - Uśmiechnęła się przy tym szeroko i pogodnie, ale jej ofiara pokręciła tylko głową i pokazała, że nic się nie stało. Uspokojona Page kontynuowała podróż do baru, który sama wybrała tego dnia wysyłając do brata smsy.
Kozaki miarowo stukały o chodnik a ich dźwięk sprawiał, że ludzie sami zaczęli ustępować jej miejsca widząc jak kobieta pędzi przed siebie. W końcu zobaczyła szyld baru i odetchnęła z ulgą. Zerknęła na zegarek, który wskazywał punkt 7. Zdążyła! Nie spóźniła się. Miewała tendencje do tego, ale postanowiła sobie, że będzie trzymać się czasu i nie pozwoli aby ktoś na nią czekał. Udało się spełnić postanowienie.
Dostrzegła charakterystyczną sylwetkę przed barem, która już otwierała drzwi spodziewając się, że siostra się spóźni.
-Leo! - Zakrzyknęła machając wyciągniętą w górę ręką. Zdjęła słuchawki z głowy i podbiegła do mężczyzny z szerokim uśmiechem na ustach. -Jestem! - Oznajmiła pękając z dumy pomieszanej z radością. Ucałowała brata w policzek. -Mają tu cudowny tytoń do fajek wodnych. Mówię ci, bajka. I przy barze poproś o drinka dnia to barman przygotuje coś autorskiego. Mnie zawsze zaskakuje. - Wchodząc do środka wypatrzyła wolny stolik i od razu do niego podeszła zdejmując przy okazji kurtkę. Ubrana w beżowy, wełniany oversizowy sweter, do tego jeansy i wysokie kozaki na niewielkim obcasie, ze słuchawkami przewieszonymi przez szyję wyglądała jak studentka, a nie poważna dziennikarka. Całości dopełniała jeszcze skórzana torba, która lata świetności miała dawno za sobą.
</div>
-
Z charakterystycznego dla Page roztrzepania nie miał w sobie nic, zbyt mocno wdając się we własnego ojca. Serie niefortunnych zdarzeń przytrafiających się młodszej siostrze obserwował z pewnym zafascynowaniem, starając się obliczyć współczynnik częstotliwości wypadków, poziom ich zagrożenia, a także odnaleźć prawdopodobieństwo rychłego jej zgonu. Głowił się nad tym długimi latami, nie mogąc zrozumieć dlaczego wszelkie pomiary nie zdają rezultatu, nie potrafiąc znaleźć miejsca, gdzie leżał błąd, bo wedle tych obliczeń Page powinna zginąć już setki razy w ciągu swojego życia. Z czasem zarzucił badania, gdy podzieliwszy się z szatynką wątpliwościami otrzymał odpowiedź, z jaką nie było dyskusji - ona zwyczajnie miała szczęście.
- Ciebie też dobrze widzieć - przywitał ją z uśmiechem, schylając się nieznacznie, by mogła dosięgnąć jego policzka. - Wnioskuję, że często tu bywasz. Obsługa mówi ci już po imieniu? - zapytał rozbawionym tonem o lekko uszczypliwym zabarwieniu. Oboje byli jednak przyzwyczajeni do podobnych złośliwości, starał się wybadać jak wiele zmieniło się w nastawieniu Page.
Wszedł za nią do lokalu i ruszył między stolikami, zrzucając swój płaszcz na wolne miejsce. Przelotnym spojrzeniem omiótł wystrój wnętrza. Krwistoczerwony welur, jakim obito wszystkie siedziska w barze kłuł nieco w oczy, przywodząc na myśl imprezownie, w jakich bywał lata temu. Krótkim gestem dał Page znak, że wybiera się do baru i zaraz wróci. Mężczyzna o twarzy pokrytej gęstą szczeciną spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. Otrzymawszy zamówienie pokiwał głową, oznajmiając, że zaraz wszystko zostanie przyniesione do stolika.
- Jak dzisiejszy dzień w pracy? Dziwię się, że tak wcześnie dziś wyszłaś, czyżby wypchnęli cię na przymusowy urlop? - zapytał, kiedy usadowił się już na miękkości czerwonej kanapy i podwinął rękawy jasnego swetra, zawieszając wzrok na siostrze.
-
Zaśmiała się słysząc komentarz i uśmiechnęła się do barmana.
-Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu. – Odparła niezrażona małym prztykiem i rozsiadła się w czerwonych fotelach ciesząc się chwilą wolności. Słuchawki wrzuciła do wnętrza przepastnej torby, w której nosiła prawie połowę własnego mieszkania, bo przecież wszystko się może przydać. –A nie! – Odparła prawie pokazując mu język jak wtedy kiedy byli dziećmi. –Sama uznałam, że muszę się wyrwać na chwilę. Ostatnio praktycznie z pracy nie wychodzę zbierając newsy. Czasami trzeba odświeżyć głowę. – Westchnęła iście teatralnie i założyła kosmyk włosów za ucho. – W ogóle Norton wypuścił najnowszy model. Jest piękny, widziałam ostatnio w sieci. – Wyciągnęła komórkę i przeklikała parę stron aby pokazać bratu model sprzętu, którym ostatnio się ekscytowała. Motocykle były jej słabością, a ten miał prostą linię w lśniącym czarnym kolorze wyglądał bardzo drapieżnie. –A co u ciebie? Fotografujesz? Jak ci się pracuje dla taty?- Wiedziała przecież, że nie zawsze byli na dobrej stopie. W pewnym momencie toczyli wojnę, która wstrząsała całym ich domem. Nie wiedziała do końca gdzie leżał główny powód buntu brata, starała się poznać, ale nigdy do końca się nie udało. Zawsze gdy gradowe chmury ich kłótni nawiedzały ich dom starała się łagodzić spory, a tym bardziej gdy brat wyjechał na studia. Ojciec był jednak zbyt uparty aby przyznać, że jest z syna dumny, że kocha go mocno i życzy mu jak najlepiej. Okazywał to w inny sposób, załatwiając wszystko aby żyło mu się dobrze. Page podejrzewała, że spokój i oddanie macochy też mogły mieć wpływ na złagodzenie charakteru pana Adlera. Wychowana na baśniach, gdzie zła macocha stara się zniszczyć życie pasierbicy była zaskoczona kiedy spotkała się z ciepłem i cierpliwością ze strony drugiej żony ojca. Brat przyrodni nie okazał się zaś wrednym gnojkiem, chociaż zdarzało się mu ciągnąć ją za warkocze.
</div>
-
- Norton, hm? - przyjął od niej telefon i spojrzał na zdjęcie nowego modelu motocyklu. Choć nie podzielał siostrzanej pasji do samych pojazdów, tak z pewnością podzielał pasję do adrenaliny. Pęd prędkości, wiatr we włosach, przyspieszone bicie serca, wywracający się na drugą stronę żołądek w momencie podejścia do niebezpiecznego zakrętu. - Wygląda świetnie, rozumiem, że jest lepszy od obecnego? - Posłał Page pytające spojrzenie, chcąc wyciągnąć od niej kilka szczegółów w czym nowy model jest lepszy, poza tym, że jest nowy. Drapieżny charakter maszyny idealnie kontrastował z dziewczęcym wyglądem panny Adler, jednocześnie zaskakująco doń pasując. Aż dziw brał, jak się człowiek orientował, ile w tym wątłym ciele było siły, by poskromić i zapanować nad masywnym motocyklem. Leonarda ciągnęło do staroci i antyków, gadżeciarstwo nie było w jego stylu, ale potrafił docenić plusy współczesnej technologii. Przed miesiącem założył nawet konto na Instagramie, co przecież świadczyło o zaangażowaniu w nowinki! I wcale nieistotne jest to, że aplikacja lata świetności i popularności miała już za sobą.
- Fotografuję - przytaknął, wodząc spojrzeniem za kelnerem, który szedł właśnie w ich stronę z rozpalonymi węglami i przygotowaną shishą. - Mnie też skusił nowy sprzęt. Mam obiektyw, z którym wiążę poważne plany względem portretów. Może wpadniesz jutro, to przetestujemy? - zaproponował, przenosząc wzrok na siostrę, kiedy zostali wreszcie sami z fajką załadowaną delikatną tytoniową mieszanką o łagodnym posmaku kokosowo-orzechowym. Leonard podał wąż dziennikarce, oddając jej pierwszeństwo czynienia honorów. Na ich stoliku pojawiły się także kolorowe drinki, które skąpane w czerwieni świateł zdawały się przyjmować wyłącznie barwę kanap. Adler nie sięgnął jeszcze po swoją szklankę, zamiast tego opierając się wygodniej na miękkości poduszek.
- O tyle dobrze, że się nie widujemy. - Nie potrafił sobie odmówić ironicznego komentarza ozdobionego charakterystycznym uśmiechem. Z ojcem zdążyli już niejako dojść do porozumienia, lecz w tym żarcie było ziarnko prawdy. Leonard obawiał się, że przeskakując nagle z braku kontaktu do ciągłej obecności, zwyczajnie się pokłócą i na tym zakończy się ich wspólna przygoda. - Przez pierwsze tygodnie głównie się snułem i obserwowałem pracę innych. Wciąż mam jeszcze luz, ale gdy tylko zorientują się, że sobie radzę zaraz zarzucą mnie serią spotkań i dokumentów. - Przywykł do ciężkiej pracy, lecz angażował się w nią tylko wtedy, kiedy sam odnajdywał w tym radość. Mogłoby się zdawać, że praca z wykresami i analizą danych nie każdego uszczęśliwi, jednak Adler z zadziwiającą łatwością dostrzegł w niej coś fascynującego. - Widzę czasem konsternację na twarzach ludzi, kiedy dowiadują się, że ja to ja. Są sceptyczni, ale powoli się przekonują. - Współpracownicy spodziewali się, że każdy o nazwisku Adler wrzucany byłby na wysokie stanowisko przez wzgląd na rodzinne koneksje. Skąd znalazł się w dziale analiz biznesowych i to jeszcze nie w roli kierownika? - Sama praca w porządku. Mogę pracować z domu, nie muszę znosić humorków ani wysłuchiwać pokrętnych wymówek uczniów dlaczego nie odrobili pracy domowej. Zupełnie inne, odświeżające doświadczenie - zaśmiał się na samo wspomnienie. W głębi ducha wciąż czuł, że nadal potrzebuje kontaktu z młodzieżą, gdyby nie to, zapewne nie brałby dodatkowego etatu jako trener łucznictwa.
-
-Ma silnik wankla chłodzonym cieczą. Jest też lepiej wyważony i nie znosi go tak na zakrętach. - Wyjaśniła bratu i po tej prezentacji zabrała mu telefon pakując go do torby. -Poza tym jest bardziej aerodynamiczny i nie warczy jak stary traktor na emeryturze. - Rozsiadła się wygodniej na kanapie i spojrzała z zaciekawieniem na Leonarda. Akurat przyniesiono im fajkę wodną oraz drinki więc odebrała od mężczyzny węża i zabrała się za rozgrzewanie sziszy. Bąbelki pojawiły się w szklanej podstawie, a po chwili z ust dziennikarki uniósł się gęsty dym. Smak orzechowo - kokosowy przyjemnie głaskał podniebienie. -Oczywiście, że przyjdę. - Odpowiedziała od razu i znów sięgnęła po komórkę oddając węża bratu. -Jest już dobrze rozpalony. - Wklepała w kalendarz spotkanie z Leonardem, bo było niemalże pewne iż zdąży o tym zapomnieć i zgodzi na trzy inne spotkania w tym samym terminie. Przynajmniej miała tego świadomość; nie walczyła a nauczyła się funkcjonować w tym swoim chaosie, który tylko ona ogarniała. -Jestem z ciebie dumna, brat. - Dodała po chwili. -Konto na instagramie? Jeszcze chwila i zostaniesz influencerem. - Zażartowała sobie sięgając po drinka. Leonard wolał antyki i szperanie w przeszłości, ale kto wie być może właśnie to by go wyróżniało na tle tysięcy innych użytkowników? Zaśmiała się kiedy do jej uszu dotarł lekko złośliwy komentarz.
-Nie łudź się, doskonale wie co robisz. - Co jak co, ale pan Adler nawet jak nie widywał się z kimś przez miesiąc to świetnie wiedział czym dana osoba się zajmowała i jak mu szło. Miał swoje sposoby i chętnie z nich korzystał. Nie raz Page dziwiło, że wiedział gdzie i z kim była na imprezie jako nastolatka nim sama zdążyła zdać mu relację. -Wiesz, syn szefa. Powinieneś siedzieć w wysokim fotelu i patrzeć na ludzi z góry. - Rozłożyła dłonie nad układem świata i tego jak został skonstruowany. -Nie jest to dla nich normalny widok. Wierzę jednak, że swoim urokiem osobistym szybko ich uwiedziesz. - Puściła mu oczko i upiła łyk drinka. Pokiwała głową z uznaniem. -Rewelka.
Zerknęła na niego z ukosa.
-Chyba trochę tęsknisz do tych wymówek, co?
</div>
-
- Doprawdy? Sądziłem, że warkot to jedna z obowiązkowych cech motocykli, a im głośniejszy, tym lepszy. Tak, aby wszyscy wiedzieli, że jedziesz i mieli czas, by się obejrzeć - rzucił jeszcze ze śmiechem, odbierając od siostry wąż. Słodko-gorzka mieszanina smaków rzeczywiście przyjemnie drażni podniebienie, nie dając na szczęście mydlanego posmaku, jakże charakterystycznego dla większości aromatyzowanych tytoni. Otaczając ich chmurą dymu, sięgnął po swój napój, racząc się gorzkim alkoholem, jaki stał w idealnym kontraście do słodyczy fajki.
- Nie mam takich aspiracji, ale jeśli ktoś chciałby mnie zrobić sławnym, musiałby mi wiele zapłacić. - Mimo iż lubił ściągać na siebie uwagę, to Adler cenił sobie anonimowość i możliwość spokojnego przejścia się po mieście. Nie mógłby znieść czającego się na każdym roku tłumu, który tylko czekałby na możliwość ukradkowego obfotografowania i zdobycia autografów. - Zresztą widzę, że ktoś tu zaczął szperać. Już mnie odnalazłaś? Co za algorytmy… - Pokręcił głową z niedowierzaniem, bo przecież jeszcze nie wspominał siostrze o Instagramie, a ten już podsunął jej propozycję konta. Nic jednak dziwnego, stosowali świetne programy.
- Myślisz, że mnie pilnuje? Sprawdza, kiedy powinie mi się noga, by mieć co wytknąć w luźnej pogawędce podczas niedzielnego obiadu? - zapytał dość odruchowo, choć miał szczerą nadzieję, że w ojcu znajdowała się jakaś drobna cząstka dobroci, dzięki której zmieni się on w lepszego człowieka. Nie szukał już powodów do kolejnych kłótni, dobrze wiedział, że żaden z nich nie chce bawić się w nic nie wnoszące sprzeczki. Trudno było jednak się przestawić, w ciągu jednego miesiąca przechodząc z trybu względnej tolerancji do wielkiej miłości. - Lubię swój fotel, wyższy byłby niezdrowy dla pleców - mówił, ciągnąc sarkastyczny ton rozmowy.
- Wymówek mi nie brakuje, wolę kiedy ktoś jest ze mną szczery. Poza tym cieszę się z możliwości pracy w Seattle. Może nawet uda mi się znów złapać kontakt z Laurą. - Spojrzenie Leonarda wróciło ukradkiem na twarz siostry, chcąc wyłapać zachodzące nań zmiany na usłyszaną wieść. Wspominał o niej Page już rok wcześniej, mówiąc o dziewczynie, którą poznał na kursie fotograficznym. Ugiąwszy się pod licznymi naciskami, zdradził jeszcze jej zainteresowanie architekturą oraz wegańskim jedzeniem, słowem jednak nie zająknąwszy się o szczegółach, które mogłyby nasuwać wątpliwości. Panicz Adler znany był ze swego upodobania do przelotnych znajomości, z których rzadko kiedy rodziło się cokolwiek więcej. Późno zresztą zaczął interesować się relacjami romantycznymi, dopiero na studiach pozwalając sobie na coś więcej, niż matematyka, łucznictwo i doprowadzanie rodziny do białej gorączki. Jedyny związek, w jaki się wdał - jeśli można tak go nazwać - był roczną relacją z Dexterem Sherwoodem, detektywem wydziału narkotykowego w Seattle Police Department. Związek zakończył się przed kilkoma laty i zawsze była pewność, że nic więcej z tego nie będzie, co zresztą było dodatkowym dowodem na to, że Leonard nie radził sobie dobrze z podobnym zaangażowaniem.
-
-Będę miała dodatkową pracę. Przez jakiś czas będę w zastępstwie prowadzić poranny program. - Nie była wstanie zbyt długo trzymać język za zębami w rzeczonej sprawie. Prowadzenie zaś porannego programu było nie lada wyróżnieniem, ponieważ to właśnie wtedy najwięcej mieszkańców słuchało radia. A to robiąc poranną kawę lub stojąc w korkach w aucie w drodze do pracy.
</div>
-
- Sława, sława… - powtórzył za nią, wywracając oczami. - Co ja zrobię, kiedy tłum zacznie wyczekiwać pod moimi drzwiami, zaglądać do koszyka w spożywczym i komentować w sieci z kim się spotykam? Powiedz Page, jak ty sobie z tym radzisz? - Wychodził z założenia, że ludzie mieli lepsze tematy do rozmów, niż życie tych dwojga, jakże dalekich od nazywania się mianem celebrytów. Młodsza siostra miała oczywiście większe szanse na zdobycie popularności, biorąc pod uwagę że to jej głos tysiące osób słyszało każdego dnia w radiu.
Łobuzerski uśmiech nie schodził z jego twarzy, słysząc jak siostra nie zamierza obruszać się po byle komentarzu, co czyniło ją idealną rozmówczynią. Niemo odetchnął z ulgą, kiedy krótkim komentarzem skwitowała jego wspomnienie o Laurze, nie chcąc za bardzo zagłębiać się w ten temat. Wokół panny Hirsch krążyło wiele niedopowiedzeń, jakich sam nie potrafił jeszcze nazwać. W zeszłym tygodniu zdecydował się popchnąć ich relację do przodu, zapraszając młodą studentkę na pierwszą pełnoprawną randkę. Znając Adlera - a Page raczej nie miała okazji, by poznać brata z tej strony - można było się domyślić, że wspólna kolacja zakończyła się w typowy dla niego sposób.
- Poranny program? On ma pewnie największą liczbę słuchaczy - zastanowił się na głos. - Hej, nie zajmuje się nim Lava Hale? Dlaczego będziesz ją zastępować? - zapytał, orientując się, że program, który tymczasowo miała przejąć Page, był pod opieką dziewczyny Nathaniela. Podczas ostatniej rozmowy z Covingtonem przyjaciel nie wspominał, by coś działo się z panną Hale, lecz temu z trudem przychodziło dzielenie się jakimikolwiek nowinkami, więc nic dziwnego, że pominął i tę kwestię. - Tak czy inaczej, gratuluję! Pozwolisz, że wzniosę wobec tego toast - nie zapytał, a uniósł zaraz swoją szklankę z drinkiem, przyjmując uroczysty ton. - Za wybitną dziennikarkę, jej pędzącą karierę i fanów, którzy nie będą grzebać w śmieciach, by wydrzeć odrobinę prywatności. - Tym razem sam puścił jej oczko w żartobliwym nawiązaniu do natrętnych obserwatorów Instagrama.
-
-Nie wiem o czym mówisz. - Odparła niewinnie. -Mnie nikt nie łączy z t y m i Adlerami. - Nie było to do końca prawdą, ale mimo wszystko kiedy się przedstawiała mniej osób pytało o jej powiązania. Zapewne wynikało to z tego, że zwyczajnie w świecie nie była aż tak podobna do ojca jak Leo. Nie mniej, nazwisko ojca było znane w pewnych kręgach. Ciężko było nazwać go wielką personą znaną na każdym rogu ulicy, ale nazwisko było znane i musieli liczyć się z tym, że czasami obcy im ludzie potrafili ich zaczepić licząc na to, że wypowiedzą odpowiednie słówko. Była przekonana, że Leo prędzej wykpić człowieka, a ona sama szeptała ojcu jedynie w sprawie brata. To zawsze był jej priorytet.
Pewnych rzeczy o bracie nie wiedziała, tak samo jak on nie był w pełni świadom wszystkich zwyczajów Page. Pomimo tego, że byli sobie bliscy tak każde miało jakieś sekrety, które trzymało tylko dla siebie. Sama Page wychodziła z założenia, że pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć; oczywiście tyczyło się to tylko Leo. Kiedy prowadziła wywiady czy szukała informacji na tematy związane z jej audycjami to nie miała już takich skrupów.
-Tak, Lava. - Pokiwała głową upijając łyk drinka. -Ma do załatwienia jakieś sprawy rodzinne i prosiła abym ją zastąpiła. - Nie ukrywała faktu, że bardzo się z tego powodu cieszyła. Dla młodej dziennikarki był to niezły awans. Możliwe, że dzięki temu dostanie inne propozycje pracy albo będzie miała więcej programów lub będzie mogła wejść z jakimś autorskim, a pomysłów w głowie Page było wiele. -Oby tylko grzebali w śmieciach. - Zaśmiała się w głos unosząc w górę swojego drinka. -Musisz teraz uważać, za chwilę będą nagłówki “Rodzeństwo Adler na drinku! Co takiego pili?” albo “Rodzeństwo Adler - szczęściarze czy pechowcy w złotych klatkach”. - Wcale by się nie zdziwiła gdyby zobaczyła takie tytuły w popularnych brukowcach.
</div>
-
Pokiwał głową ze zrozumieniem na dźwięk oszczędnych wyjaśnień. Sprawy rodzinne były wystarczającym wytłumaczeniem nieobecności Lavy i jednocześnie na tyle ogólnym, by nie angażować się nazbyt w osobiste sprawy partnerki Nathaniela. Ludzie lubili tłumaczyć się podobnym zwrotem, kiedy nie chcieli, by ktokolwiek drążył i poszukiwał szczegółów, a sam Leonard na tyle nie interesował się życiem prywatnym innych, by uszanować szczątkowość otrzymanych wieści.
Zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem, słysząc o szumnych nagłówkach, które mogłyby pojawić się na ich temat. Jeszcze tego by brakowało, żeby rzeczywiście ktoś podłapał ten temat.
- Jak ludzie nie mają własnego życia, to muszą szukać zainteresowania w cudzym. - Rozumiał tę metodę, ludzkie umysły były o tyle proste, że działały na podobnych schematach, poszukując w życiu tych samych emocji. Potrzebowali czegoś, co mogłoby pobudzić ich wyobraźnię, dodać odrobiny pikanterii do szarości codzienności. - Swoją drogą, bardzo ciekawi mnie to zjawisko oraz tendencje. Co sprawi, że dany temat okaże się dla ludzi najciekawszy? Rozumiem, że chodzi o emocjonalność, ale które kręgi wywołują największe zainteresowanie? Czy poszukują wątków radosnych, w których czytają, że coś się komuś udało, czy też wolą tragedie, ciesząc się, że jednak nie tylko im w życiu nie wyszło? - Uniósł brwi, utkwiwszy w siostrze wyczekujące spojrzenie. Mocząc usta w słodyczy drinka, pozwolił Page powieźć się w kierunku żartobliwych rozważań.
Spędziwszy w pubie przyjemny wieczór, wrócili oboje do Northeast Seattle, by pod blokiem w Freemont pożegnać się i rozejść do własnych mieszkań.
| zt x2