WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Wierzysz w to, że w gwiazdach zapisane jest całe nasze życie? - zapytała, zupełnie odbiegając od wcześniejszego tematu rozmowy, jaki podjęli. Mimochodem przeniosła spojrzenie jasnych talerzu oczu na swojego towarzysza, zatrzymując je na nim tylko przez kilka sekund po czym, ponownie uniosła głowę do góry. Wypity wcześniej alkohol wymalował się na policzkach Melusine różowymi plamami, których odcień pogłębił się chwilę po tym, jak opuścili ciepłe pomieszczenie kasyna. Smagana mroźnym wiatrem skóra, nabrała czerwonego odcienia, który pojawił się również na nosie dziewczyny. Szczelniej okryła się szalikiem, w końcu robiąc krok naprzód, choć nie był on podyktowany świadomością, że może komuś blokować przejście. Tej pozbawiła się w momencie, gdy swoją uwagę poświęciła niecodziennemu dla Seattle zjawisku.
- Wcześniej mówiliśmy o tym na co mielibyśmy ochotę, więc… może korzystając z tego, że noc jest jeszcze zbyt młoda, by wracać do domu, zrobimy coś? - kolejne pytanie opuściło malinowe usta, na których od razu pojawił się szelmowski uśmiech. Nie wyraziła jasno tego, jakiego wyzwania mogliby się podjąć. Określenie coś mogło odwoływać się do wszystkiego, a jednocześnie niczego, jednak miała ochotę na jeszcze odrobinę szaleństwa.
-
Sean nie wierzył, że nicie przeznaczenia zostały uplecione bez udziału głównych zainteresowanych. Być może ktoś lub coś decydowało o tym, które z nich ze sobą skrzyżować, ale - jego zdaniem - ostateczny wybór należał do człowieka, myślącej i czującej istoty obdarzonej wolną wolą. W przeciwnym wypadku, każdy sukces, każde zwycięstwo, każda dobra rzecz nie byłaby jego zasługą, lecz dziełem jakiegoś bliżej nieokreślonego scenarzysty, nierzadko charakteryzującego się dziwnie spaczonym poczuciem humoru albo wręcz - skłonnościami do sadyzmu i poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Mało tego, Anderson gotów był pokusić się o stwierdzenie, że sama idea tego, że życie ludzi zostało już kiedyś określone, spisane, narodzić musiała się w głowie kogoś niezdolnego do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny, skorego do zrzucenia odpowiedzialności za porażki na kogoś innego. Ktokolwiek to był, na przestrzeni wieków, znalazł wielu zwolenników tego pomysłu - często kompletnie niezastanawiających się nad implikacjami owego poglądu.
-Zrobimy coś? - spojrzał na Melusine nieco z ukosa, uśmiechając się lekko. Z tymi swoimi czerwonymi policzkami i gwiazdami odbitymi w tęczówkach oczu wyglądała jak żywcem wyjęta z jakiejś innej rzeczywistości. - Bądźmy precyzyjni, ty nie powiedziałaś co chciałabyś robić. Zatem: twoja kolej. Gdybyś była teraz dzieckiem, to na co miałabyś ochotę?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- Porównanie do książki jest bardzo trafne - zauważyła, subtelnie się przy tym uśmiechając - Ale czy nie wydaje ci się ona formą nieco ograniczoną? - zapytała, myśląc o niej w sposób szablonowy; okładka, kartki zapisane tuszem, okładka. Spojrzała na Seana, jednocześnie delikatnie unosząc materiał sukni do góry. Teraz wybranie tego stroju jawiło się Pennifold jako naprawdę zły pomysł, bo nie była to idealna kreacja na spacer, a tym bardziej szaleństwa, na jakie miała dziś jeszcze ochotę. - Chodzi mi o to, że każda ma ograniczoną liczbę stron, co oznacza, że nie można historii w niej zapisanej ciągnąć w nieskończoność - wyjaśniła, widząc malujące się na twarzy mężczyzny pytanie. - I wiem, co chcesz teraz powiedzieć. Życie ludzkie też się przecież kończy, a więc dlaczego się czepiam - dodała, zanim jej rozmówca na nowo zabrał głos, jakby przewidując to, co w zasadzie powiedziałby jej każdy - Szkopuł tkwi w tym, kto ustala ile kartek ma książka zwana twoim życiem - w końcu przeszła do sedna swojej wypowiedzi, jednocześnie wracając do punktu wyjścia i pytania czy ich byt nie został już gdzieś wcześniej zapisany, a oni pozbawieni byli kontroli, co swoją drogą było naprawdę okrutne. Zwłaszcza, że Melusine należała do osób, które uwielbiały ją mieć, niezależnie od tego, jakiej sfery życia dotyczyła; praca, szkoła, uczucia, związek.
Zmiana tematu sprawiła, że twarz brunetki rozjaśnił szeroki uśmiech, jakie pojawił się na malinowych ustach; towarzyszyło temu pojawienie się wesołych ogników w jasnych talerzach oczu, które nigdy nie zwiastowały niczego dobrego, jednak Anderson nie był tego świadom - jeszcze.
- Nie muszę być dzieckiem, żeby robić to na co mam ochotę - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, która z jakiegoś powodu nie pozwalała poddać tych słów w wątpliwość. - Mogłabym teraz zatańczyć na środku ulicy - powiedziała, kierujcie się w kierunku mokrego od topniejącego śniegu asfaltu, na którym wykonała kilka obrotów wokół własnej osi, wprawiając w ruch materiał sukni. Ruchem dłoni przywołała do siebie Seana, który jakby z oporem, ale jednak poszedł w jej ślady. O tej porze ulice Seattle były prawie puste, chociaż wciąż w pewien sposób łamali prawo. Kiedy mężczyzna stanął przy niej, wspięła się na palce, krzyżując ich spojrzenia - Mogłabym cię też pocałować - stwierdziła, przez chwilę wpatrując się w jego oczy, jakby szukając w nich odpowiedzi, co on myśli on o tym pomyśle. Z każdą upływającą sekundą zbliżała swoje usta do seanowych. Słodko-cierpka woń i ciepłe powietrze otoczyły jego twarz, lecz ostatecznie Melusine cmoknęla go jedynie w policzek. - Mogłabym biec, dopóki się nie zmęczę, ale nie lubię biegać - zaśmiała się. W zasadzie mogłaby wszystko, ale chciała wiedzieć, czego chciał on.
- Więc, co zrobimy? - zapytała, stawiając kolejne kroki, chociaż ciężko było określić, jaki obrali kierunek.
-
Rozumiał jej punkt widzenia, a Melusine w swoich kolejnych słowach zasadniczo mówiła o tym samym, co on, ale nie mógł powstrzymać się przed tą drobną złośliwością, skoro tak śmiało podważyła jego porównanie. Uważał je za dobre i miał zamiar go bronić.
-To jest pytanie, na które jest wiele odpowiedzi i żadna z nich nie wyczerpuje tematu. O samobójcy powiedzielibyśmy, że on sam o tym zdecydował, o żołnierzu, który poległ w walce, że jego wróg, a człowieku umierającym ze starości, że natura lub Bóg, zależy w co wierzysz. Z jednej strony, nie mamy na to wpływu, z drugiej swoimi kolejnymi wyborami w jakiś sposób na to wpływamy - wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że on sam też nie ma na to dobrej repliki. - Myślę, że nie ma to znaczenia. Dopóki mogę tę książkę pisać, chcę wierzyć, że piszę ją po swojemu. Nawet jeśli nieustannie pojawiają się współautorzy ze swoimi głównymi bohaterami i wpływają na rozwój wydarzeń.
Rozumiał i dobrze znał ograniczenia wynikające z porównania, jakiego użył, ale uważał, że - w kontekście tej rozmowy - nie maja one znaczenia. Życie, samo w sobie, w znaczeniu innym niż czysto biologiczny, było trudne do zdefiniowania, a szukanie analogii do, znacznie prostszych czynności jak choćby pisanie powieści, z góry było skazane na niepowodzenie, gdy zagłębiało się w szczegóły. Nie uważał, po prostu, by miało to wielkie znaczenie, bardziej liczyła się idea stojąca za porównaniem do powieściopisarza.
-Tylko, że jeśli nie jesteś dzieckiem to, mimo wszystko, w pewnym stopniu, ograniczają cię...
Nie skończył, bowiem Melusine wyciągnęła go na środek ulicy. Początkowo chciał przywołać ją z powrotem na chodnik, ale - najpewniej słusznie - uznał, iż przyniosłoby to odwrotny skutek. Może i ulice były puste, ale po takich najlepiej jeździło się szybko, więc wystawianie się na próbę zderzeniową z półtora tonową masą stali nie było najlepszym pomysłem. Podszedł do kobiety z zamiarem ściągnięcia ją w bezpieczniejsze miejsce. Takie, na przykład, przeznaczone dla pieszych.
Odwzajemnił jej spojrzenie, a gdy wspomniała o pocałunku, jeśli uważnie się przypatrywała, mogła w jego oczach dostrzec jedynie nikły cień zaskoczenia, który ustąpił miejsca, charakterystycznemu dla Seana, przytomnego, może nieco rozbawionego wzroku, teraz zaś - dodatkowo - okraszonego nutą szczególnej uwagi, bowiem Anderson starał się zrozumieć na ile te wszystkie propozycje są poważne, a na ile wynikają z podpuszczania go do... czegoś, nie potrafił określić czego.
Zachowanie kobiety odbierał jako rzucone mu wyzwanie. Zrobić coś szalonego? Dotrzeć do własnych granic? Pewnie, te - w jego przypadku - bywały całkiem elastyczne i nierzadko je przesuwał - nie w każdej kwestii, oczywiście, ale na razie miał jeszcze dużo przestrzeni.
Tylko najpierw, trzeba byłoby zejść z jezdni.
Milcząc ujął jej prawą dłoń, lewą zaś położył nieco pod łopatką w klasycznej wyjściowej pozycji tanecznej. Jeśli chciała tańczyć, nie miał nic przeciwko, bo - choć może wybitny w tej dziedzinie nie był - znał wystarczająco dużo kroków, by w ten sposób zaprowadzić Melusine z powrotem na chodnik.
-To pojedźmy do Los Angeles - powiedział poważnym tonem. Pozwolił sobie na lekki uśmiech, który miał ułatwić mu zamaskowanie żartu.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- To jeden z problemów egzystencjalnych, pokroju - być albo nie być - zacytowała ponadczasową frazę, wypowiadaną przez Hamleta - lub czy świat, w którym żyjemy istnieje naprawdę, czy może to matrix? - zapytała, oczywiście czysto retorycznie, gdyż udzielenie odpowiedzi na te pytania było awykonalne, nawet jeśli oboje gotowi byli przerzucać się trafnymi argumentami. W świecie istniały dylematy, których ludzki umysł nie był w stanie ogarnąć, a jednocześnie stanowiły one świetny materiał na książki czy filmy, będąc tylko czysto abstrakcyjną myślą.
Sean zdecydowanie za dużo myślał. Był to wniosek do jakiego brunetka doszła w momencie, kiedy z jego ust padły pierwsze słowa zdania, którego nie dała mu dokończyć. Wychodzenie na środek ulicy zdecydowanie nie było zbyt mądrym, ani tym bardziej odpowiedzialnym posunięciem, jednak dziewczyna wydawała się tym nie przejmować, poddając się, po raz kolejny tego wieczoru, własnej zachciance. Gdzieś w odmęty umysłu odrzucała konsekwencje, jakie mogły wiązać się z tym śmiałym - czytaj głupim - czynem, szeroko się przy tym uśmiechając. Stukot obcasów uderzających o twardą nawierzchnię, towarzyszył każdemu kroku, jaki wykonała, niosąc się po pustej okolicy. To był kolejny nie do końca przemyślany wybór - nienawidziła szpilek, jednak te idealnie pasowały do eleganckiej sukni.
Instynktownie przygryzła dolną wargę, czując na koniuszku języka malinowy posmak, gdy skrzyżowali swoje spojrzenia. W jego bez problemu dostrzegła ten subtelny wyraz zaskoczenia, który tak szybko jak się pojawił, zniknął. Przyjęła to z ukrywanym rozczarowaniem. Ciężko było nie dostrzec, że obecne zachowanie brunetki odbiegało od tego, co prezentowała - czy to w pubie, czy kasynie. Stała się przede wszystkim śmielsza, poniekąd rzucając mężczyźnie wyzwanie, ciekawa czy będzie gotowy się go podjąć. Ile więc powagi, a ile chęci zwykłej rozrywki było w postawie Melusine? Sama nigdy nie zastanawiała się nad odpowiedzią. Dużo zależało od tego, w jaki sposób reagowała druga osoba, bo to dodatkowo dawało jej możliwość oceny, jak daleko mogła się posunąć. Każdy człowiek miał pewne granice wytrzymałości, a ona w jednej sekundzie zapragnęła sprawdzić te Seana.
Czując na swoim ciele dotyk Andersona, jak na damę przystało, przyjęła jego nieme zaproszenie do tańca. Skinęła głową, obdarzając uroczym uśmiechem. - Świetnie - odpowiedziała na jego propozycję, nie doszukując się u niego oznak żartu. Wykonała trzy obroty wokół własnej osi, zanim ich stopy ponownie znalazły się na brukowanym chodniku.
- Proponuję jednak pojechać na lotnisko i złapać najbliższy lot - powiedziała, zdając sobie, że Seattle od Los Angeles dzieliło kilkanaście godziny jazdy. Oczywiście ani ona, ani on nie byli przygotowani na tego rodzaju podróż, jednak Melusine wydawała się tym nie przejmować. Podobnie jak tym, że Sean był jej zupełnie obcym mężczyzną, który ukrywając się za maską uroczego mężczyzny w rzeczywistości mógł być seryjnym mordercą. Cóż… niebezpieczeństwo zawsze ją pociągało.
-
Albo po prostu była dobrą tancerką, a Sean za dużo myślał.
Spostrzeżenie panny Pennifold było bardziej celne niż mogłaby się spodziewać. Anderson bardzo często, choćby gdzieś na skraju świadomości, analizował sytuację, rozważał możliwe kierunki jej rozwoju, starając się przewidzieć najbardziej realny scenariusz. Nawet, gdy improwizował i działał spontanicznie, podejmując jakąś, nieprzemyślaną wcześniej akcję, zaczynał zastanawiać się nad tym, dokąd może go ona doprowadzić. Oczywiście, nie czynił tego cały czas, pozwalając się rozproszyć lub po prostu odłożyć świadomość i jasne myślenie na bok, ale zdarzało się to dość sporadycznie.
Tym razem, gdyby chodnik znajdował się odrobinę dalej, najpewniej dałby się w pełni porwać chwili, odłożyć myśli na bok i na moment zatopić w aksamitnym, okraszonym słodko-cierpką nutą, zapachu jej perfum, cieple dotyku jej dłoni i, lekko błyszczących w świetle gwiazd i ulicznych latarni, oczach.
-Nie wydaje mi się, żebyśmy znaleźli jakiś lot o tej porze - odpowiedział z uśmiechem skutecznie maskującym zaskoczenie jej odpowiedzią na propozycję, której, jeszcze chwilę temu, nie traktował kompletnie poważnie.
Trudno było mu zdecydować czy Melusine mówiła serio czy też, podobnie jak on przed chwilą, próbowała ustalić gdzie znajdują się granice, których druga osoba nie przekroczy czy też może traktowała całą sytuację całkiem poważnie i naprawdę była gotowa polecieć z, poznanym przed chwilą, mężczyzną do Los Angeles. Tak czy inaczej, Anderson - choć nie miał ani zwyczaju, ani zamiaru wycofywać się ze swoich słów - na razie traktował całość jako swego rodzaju grę, w której przegranym miał być ten, który pierwszy odpuści, nie podejmie rzuconego wyzwania.
-Zadzwonię po taksówkę - powiedział wyciągając telefon i uważnie analizując twarz Melusine w poszukiwaniu sygnałów sugerujących odwrót od pomysłu podróży. - Możemy jechać na lotnisko albo po prostu zadekować się gdzieś do rana, wytrzeźwieć i pojechać na wyprawę życia samochodem - zaproponował też drugą możliwość, by dać jej możliwość spojrzenia na ten pomysł za kilka godzin, gdy jej umysł nie będzie już tak zamroczony alkoholem.
Mimo wszystko, uważał, że powinna mieć możliwość wyjścia z sytuacji.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Czy w takim przypadku, w życiu Seana nie brakowało spontaniczności? Bo jak mógł sobie na nią pozwolić, skoro wciąż analizował prawdopodobieństwo jednego lub drugiego scenariusza? Według Melusine to było jednoznaczne z tym, że działał zgodnie z ustalonym wcześniej schematem. A czy brał pod uwagę zmienną, jaką były osoby, które spotkał na swojej drodze? Gdyby tylko znała jego myśli albo przynajmniej miała pewność, co do własnej oceny, zapewne nie obyłoby się bez szczegółowego przesłuchania, zwłaszcza, że ona, choć miała w życiu cele, do których dążyła, to kierowała się głównie tym, co czuła w dawnym momencie. To czyniło z niej osobę dość chaotyczną i wydawałoby się, że nieprzewidywalną, jednak było to tylko połowicznie prawdą, bo Melusine na ogół twardo stąpała po ziemi, kierując się jasno wyznaczonymi przez siebie zasadami.
- To nie musi być Los Angeles - stwierdziła, bo w zasadzie mogli wybrać się gdziekolwiek, jeśli to miało wyciągnąć Seana z jego strefy komfortu, której tak kurczowo się trzyma - przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Więc poniekąd była bardzo poważna, choć celem pośrednim było również to, żeby zobaczyć, jak daleko sięgają granice mężczyzny. Sama nie miała problemu, by w tej chwili wsiąść do samolotu, zostawiając za sobą ponure Seattle. Ba! Myśl o takim zakończeniu ich spotkania napawała ją prawnego rodzaju entuzjazmem, który ostatecznie zniknął, kiedy Anderson ponownie zabrał głos, niejako wycofując się z propozycji, którą wcześniej rzucił.
Przez chwilę wpatrywała się w niego z niedowidzeniem, malującym się w niebieskich tęczówkach. Próbowała na jego twarzy odszukać oznak żartu, sądząc, że tym razem to on postanowił sobie z nią pograć, jednak wydawał się wręcz śmiertelnie poważny.
- Wiesz co? - zapytała, a z tonu głosu dziewczyny, można było wywnioskować, że było to pytanie czysto teoretyczne. - Powinieneś w końcu wyjąć ten kij z tyłka - powiedziała, uroczo się przy tym uśmiechając, po czym odwróciła na pięcie i zwyczajnie ruszyła przed siebie.
Zepsuł jej całą zabawę.
-
Jeszcze dziesięć sekund temu nie przywiązywał uwagi do tego, o podróży, do jakiego miast Teraz jednak, w kontekście zadanego wcześniej pytania o to, co chciałby robić, zdał sobie sprawę, że - w zasadzie - całkiem przyjemnym byłoby odwiedzić House of Blues i obejrzeć koncert na żywo w mieście będącym kolebką i stolicą amerykańskiego heavy i hair metalu.
-Że co, proszę!?
Miał wrażenie, że się przesłyszał, ale - odtwarzając w głowie głos Melusine - upewnił się, iż naprawdę zarzuciła mu, że w tyłek ma wepchnięty kij. Owszem, nie uważał tańczenia na środku ulicy za rozważne, głównie dlatego, że leżenie w gipsowej rynnie nie leżało w zakresie jego ulubionych sposobów na spędzanie wolnego czasu, ale on po prostu rozróżniał lekkomyślność od spontaniczności.
-Przecież nie będę prowadził samochodu po alkoholu - dodał tonem sugerującym, że zachowanie takie nie byłoby lekkomyślne, lecz przekraczające wszelkie granice zidiocenia.
Nie wiedział czy zachowanie dziewczyny wynika z tego, że zrozumiała, iż daje jej furtkę do wycofania się z twarzą z ich niecodziennej i dość specyficznej gry czy może rzeczywiście poczuła się zawiedziona propozycją poczekania na to, aż alkohol z nich wyparuje, by móc wsiąść w samochód i przejechać kilkanaście setek mil jego autem. Albo może, po prostu, lubiła wygodę podróży zapewnioną przez samolot.
Nie wypił dużo, ale skłamałby, gdyby powiedział, że alkohol nie miał żadnego wpływu na proces podejmowania przez niego decyzji. Przede wszystkim, nadal był w stanie je podejmować, a nie działać bezmyślnie. Istotne było to, że nie miał zamiaru oddać rywalizacji w ten sposób - jeśli Melusine, co traktował jako trzecią opcję, próbowała wycofać się z gry przerzucając przegraną na niego to na pewno nie miał zamiaru na to pozwolić.
Zirytował go też, choć jednocześnie nieco rozbawił swoim, jego zdaniem, oderwaniem od rzeczywistości komentarz o kiju w czterech literach. Nigdy w życiu nie postawiłby się na równi z korporacyjnymi kołnierzykami, a jeśli dziewczyna właśnie to robiła, najwyraźniej nigdy w życiu nie widziała większości pracowników Manhattanu.
Tak czy inaczej, odpuścić nie zamierzał, a jeśli Melusine chciała się wycofać, musiała to zrobić otwarcie.
-Taksówkę na róg... tak... dokładnie - do telefonu mówił wystarczająco głośno, by młoda kobieta go usłyszała. - Kurs będzie na lotnisko, od strony terminalu dla lotów czarterowych.
Podniósł wzrok na, odchodzącą od niego Melusine i uśmiechnął się z przekąsem przez krótki moment zastanawiając się jak najkrócej przekazać to, co miał do powiedzenia.
-Stójże! - krzyknął do niej tonem przyjaznym, nieco rozbawionym, ale też nieznoszącym sprzeciwu i niosącym w sobie ciężar polecenia. - Wymyśl lepiej skąd wytrzaśniesz globus, żeby wylosować dokąd lecimy. Wyczarterujemy ten pieprzony samolot.
A co mu tam.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- To kwestia podejścia - stwierdziła, wykonując podobny do jego gest ramionami, bo podobnie jak wcześniej, tak i teraz nie do końca mogła się z nim zgodzić. - A wiesz, że w Waszyngtonie jest Międzynarodowe Muzeum Szpiegów i Narodowe muzeum lotnictwa i przestrzeni kosmicznej? - zapytała, bo chyba mało osób zdawało sobie z tego sprawę, stawiając raczej na bardziej znane lokalizacje, jak Biały Dom czy Kapitol.
Nie minęło kilka sekund, gdy sytuacja między nimi uległa diametralnej zmianie. Uniosła się, wysnuwając wobec mężczyzny niewybredny komentarz. I tak, jak on nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał, tak Melusine była zdumiona własną otwartością, która w tym przypadku pokazywała, jak niewychowaną, młodą kobietą była, a może zwyczajnie na chwilę zapomniała czym jest ogłada? Emocje bardzo często miały wpływ na życie dziewczyny, która tym razem również dała się im ponieść.
- Właśnie to - mruknęła, zatrzymując się i odwracając na pięcie, bo widocznie rozmowa nie została jeszcze skończona, tak jak się jej wydawało. Materiał sukni wprawiony w ruch, odkrył skrawek smukłego uda, na którym mimochodem pojawiła się gęsia skórka. Pełnym gracji, a jednocześnie subtelnym gestem dłoni poprawiła go, wygładzając niewidoczne zagniecenie. W przeciwieństwie do mężczyzny nie zastanawiała się nad ewentualnymi konsekwencjami własnych czynów, przez co uchodzić mogła - przede wszystkim w oczach mężczyzny - za skrajnie nieodpowiedzialną, choć w rzeczywistości starała się twardo stąpać po ziemi.
- Przecież cię do tego nie zmuszam - zauważyła, bo o ile taniec na ulicy był jeszcze w granicach względnego rozsądku, tak jazda samochodem, kiedy w żyłach krążył alkohol, była skrajnie nieodpowiedzialna, a ona była ostatnią osobą, która mogłaby nakłaniać inną do takiego czynu.
Czy uważał w takim razie, że Melusine działa bezmyślnie? Dla niej poddawanie się temu, na co miała obecnie ochotę nie było jednoznaczne z brakiem rozwagi, choć wówczas jej zdaniem nie było miejsca na inne opcje, skoro brała tylko jedną pod uwagę. Sean wydawał się nie rozumieć zasad gry, jakiej się podjął, a może to ona zbyt bardzo ją komplikowała? Było tyle pytań, które za sprawą mężczyzny pojawiło się w umyśle brunetki, co było dla niej zaskakujące, ale i niepokojące. I nie chodziło już o to, że chciała wygrać, bo w przypadku tego typu rywalizacji obie osoby mogły wiele zyskać.
Zmarszczyła czoło, lekko przygryzając dolną wargę, kiedy spojrzeniem przemknęła z jego twarzy, po dłoń w której znalazła się komórka. Najpierw drgnęły kąciki malinowych ust, na których z każdym wypowiadanym przez szatyna słowem pojawiał się coraz większy uśmiech, choć chwilę wcześniej gotowa była odjeść.
- Mi się nie rozkazuje - ostrzegła, zmniejszając dystans między nimi. Nienawidziła kiedy ktoś wydawał jej polecania, nie licząc się z tym, czego chciała. Awers do tego typu zachowania wyrobiła w niej matka, kiedy była jeszcze nastolatką. Dźgnęła go palcem wskazującym w pierś, unosząc lekko głowę do góry, świadoma różnicy wzrostu. - I nie ładnie tak przeklinać przy kobiecie - zauważyła, nieco złośliwie się przy tym uśmiechając, po czym znienacka lekko musnęła seanowe wargi.
A co jej tam.
-
Nie chodziło o to, że Anderson nie lubił muzeów, czy też, że one go nudziły lub odrzucały z samego tylko powodu bycia muzeami. Niejedno zwiedził i niejedno naprawdę mu się podobało i to do tego stopnia, że nie miałby nic przeciwko ponownej wizycie. W zasadzie, był zdania, że są to fantastyczne miejsca pod warunkiem, że - podobnie jak filmy - dobiera się je wedle własnych zainteresowań, bowiem, co logiczne, nie każdego będzie interesowało Muzeum Szydełkowania w stanie Minnesota.
Niemniej przed chwilą wyszli z kasyna, na miłość boską!
-Czyli po prostu nie masz ochoty jechać ze mną samochodem przez tysiące mil - skonstatował Sean udając obrazę.
Przez chwilę wpatrywał się w Melusine poważnym, nieco teatralnie urażonym wzrokiem, by po kilku, wypełnionych milczeniem z jego strony, sekundach uśmiechnąć się szelmowsko dając jej do zrozumienia, że w rzeczywistości wcale nie jest nadąsany jak młodociana panna.
Cóż, bez względu na powodu jej początkowego odwrotu, wydawało się, że jednak ten wieczór nie zakończy się w sposób równie gwałtowny i niespodziewany jak się zaczął. I choć jej późniejsze słowa wskazywały na to, że nie podobał jej się sposób lub ton wypowiedzi, która zmusiła ją do zatrzymania się, zawróciła i zbliżyła się do Seana na tyle, by móc dźgnąć go palcem w pierś.
-Ja nie rozkazuję, ale proszę. Tylko robię to zdecydowanie - powiedział uśmiechając się. Mógłby zrobić jej wykład na temat tego, że nawet pracownikom wydaje polecenia ukrywając je za fasadą prośby, więc tym bardziej nie śmiałby wydawać jej rozkazów, ale wątpił, by udało mu się wytłumaczyć subtelną różnicę między komendą, a stanowczą prośbą.
-Wbrew temu, co możesz myśleć, nie zawsze jeste... - nie dokończył, bowiem w tym momencie na ustach poczuł delikatny dotyk miękkich warg.
Cóż, przynajmniej miał pewność, że Melusine nie będzie chciała wycofać się z pomysłu wspólnej podróży.
Doprawdy, zaskakujący wieczór.
-Nasza taksówka.
Jej szybkie pojawienie się było chyba najbardziej niespodziewanym wydarzeniem tego dnia. Kiedy człowiek się spieszy, dojeżdżają w pół godziny, zaś teraz jakaś musiała być akurat za pieprzonym rogiem ulicy.
Czule, choć nadal taktownie, ujął ją w pasie i, niespecjalnie zważając na jej wcześniejsze słowa o awersji do rozkazywania, nadał jej ciału kierunek - w stronę samochodu mającego ich zawieźć na lotnisko. Jeśliby teraz spojrzała w jego oczy, najpewniej dostrzegłaby obietnicę tego, że on ma zamiar skończyć to, co ona zaczęła.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- Muzea nie mają szans w starciu z Disneylandem - stwierdziła, natychmiast porzucając własny pomysł, na rzecz atrakcyjniejszej, z każdej możliwej strony, opcji. I rzeczywiście wszelkiego rodzaju galerie, wystawy czy inne tego typu projekty były ciekawe tylko wtedy, kiedy dotyczyły tego, czym człowiek się interesował. Sama nigdy nie weszłaby do muzeum poświęconego lalkom Barbie, za którymi nigdy nie przepadała - czy takowe wogóle istniało? lub takiego, które skupiało się wokół śmierci, bo choć ta była nieodłącznym elementem życia, to jednak nie chciałaby obecnie się na nim skupiać.
- Przecież nawet cię nie znam - zauważyła, chociaż nie przeszkadzało jej to w tym, żeby polecieć z nim samolotem do Los Angeles. Zdarzało się, że Melusine była niepoważna, co zakrawało również o brak rozwagi. Dodatkowo wypowiadając te słowa, pozwoliła, by na wierzch wydobyła się jej sprzeczność, w jaką dość często popadała. Lawirując między skrajnościami pakowała się w kłopoty, jednocześnie wmawiając innym, że chce ich unikać.
Była szalona.
- Żebym ja nie zaczęła zdecydowanie prosić - ostrzegła, a w jasnych talerzach oczu pojawił się nieco niepokojący błysk, któremu towarzyszył uroczy, ale odrobinę złośliwy uśmiech. Było to na chwilę przed tym, jak uciszyła go subtelnym muśnięciem warg. Słodko-cierpki smak malin rozbił się na ustach, które nosiły na sobie posmak tequili, jednak zanim zdołała zrobić coś jeszcze, tuż przy nich zatrzymała taksówka.
- Mhm - mruknęła, robiąc pół kroku w tył. Instynktownie przejechała koniuszkiem języka po wargach, czując na nich ciężar seanowych. Uśmiechnęła się.
Zapadła się w miękkim siedzeniu. Przyjemne ciepło otuliła drobne, kobiece ciało, a głowa Melusine opadła na ramię mężczyzny. Obraz za oknem zmieniał się, świadcząc o tym, że znajdowali się w ruchu, choć dwie ulice wcześniej brunetka straciła orientację w terenie. Przytknęła na chwilę powieki, które z każdą upływającą sekundą robiły się coraz cięższe. Ziewnęła, przykładając zewnętrzną stronę dłoni do buzi, aby ukryć oznakę swojego zmęczenia.
- Daleko jeszcze? - zapytała, półprzytomna, poruszając się, aby znaleźć lepszą pozycję. Obecnie czas dłużył się jej niemiłosiernie, a ramiona Morfeusza zaciskały się na niej coraz bardziej; znajdowała się na granicy jawy i snu.
-
Jeśli Melusine uznać za szaloną, Sean - jako pomysłodawca podróży - nie odstawał od niej, w tej kwestii przynajmniej, zdrowym rozsądkiem. Środek transportu był tu najmniej istotny, bowiem oto - człowiek, który uważał się za racjonalnego faceta - proponował, poznanej zaledwie przed kilkoma godzinami, dziewczynie wycieczkę na drugi koniec Stanów Zjednoczonych. W rozumieniu Andersona było to przekroczeniem granic dobrego wychowania w kontaktach z kobietami, ale ta konkretna wydawała się zarażać swoją spontanicznością.
I chyba mu to nie przeszkadzało.
Kierowca taksówki nie należał do tych, którym nie zamykają się usta i, gdy spostrzegł, że jego pasażerka zaczyna odpływać w stronę podpowiekowego teatru, ściszył radio i sam nie odzywał się ani słowem. Sean był mu za to wdzięczny, bowiem nie musiał prowadzić kurtuazyjnej rozmowy z człowiekiem, którego nie znał i którego, najpewniej, już nigdy w życiu nie zobaczy i zamiast tego mógł w pełni skupić się na teraźniejszości.
A teraźniejszość była całkiem przyjemna. Ciężar głowy Melusine na jego ramieniu zdawał się promieniować ciepłem wzdłuż całego ciała Seana, a zapach perfum młodej kobiety otaczał go otumaniającym uściskiem. Bez głębszej refleksji wpatrywał się na przemian w, przesuwający się za oknem samochodu, miejski krajobraz i, coraz bardziej śpiącą, twarz brunetki. Widząc, że coraz trudniej utrzymać jej otwarte powieki, sam zaczął nabierać ochoty na to, by zamknąć oczy i odpocząć.
-Jakieś dwie minuty - odpowiedział na pytanie Melusine, po czym, pod wpływem chwili, zwrócił się do taksówkarza. - Zmiana planów. Na lotnisko pojedziemy rano, teraz proszę do najbliższego hotelu, przynajmniej cztery gwiazdki.
-Jest taki za chwilkę. Pięć minut pieszo od lotniska.
-Świetnie.
Decyzji nie konsultował z kobietą, ale ta wyglądała na zbyt zmęczoną, by konsultować z nią cokolwiek. Pochylił się nad jej, opartą o niego głową i szepnął "zaraz będziemy".
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Kierując się wrodzonym instynktem, wciąż mrużąc oczy, rozejrzała się po pomieszczeniu, do złudzenia przypominającym hotelowy pokój, a widząc położoną na krześle suknie, z przestrachem zajrzała pod kołdrę, pod którą znajdowało się jej zupełnie nagie ciało. Zdławiony jęk, będący wyrazem nie tylko zadziwiania, ale również strachu, wydobył się spomiędzy malinowych warg; zmieszana zaczęła tę dolną maltretować zębami, przez co jej kolor nabrał żywszej barwy. W głowie na raz pojawiło się wiele myśli, w tym niezliczona ilość pytań - jak się tu znalazła? Czy sama zdjęła suknie? Kiedy się tu pojawiła? Czy była z kimś? A może jednak sam?
Nie zdążyła udzielić samodzielnie odpowiedzi, kiedy jedne z drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu, otworzyły się, ukazując postać mężczyzny. Melusine odruchowo naciągnęła kołdrę tak, żeby zakrywała ona nie tylko jej ciało, ale również połowę jej twarzy. Niebieskie tęczówki utkwiła w szatynie. Miał mokre włosy, a jego odkrytą skórę pokrywały krople wody. Skupiając swoją uwagę na jednej z nich, śledziła drogę, jaką pokonała od ciemnego kosmyka z którego spadła, przez rozgrzane policzki, tors, do linii na biodrach, przepasanych białym ręcznikiem. Kolejny zdławiony jęk wydobył się z ust dziewczyny, do których zaraz przyłożyła opuszki palców, zupełnie jakby jedno ze wspomnień właśnie uderzyło w nią, zmuszając do wykonania tego prostego gestu.
Pocałunek.
A co wydarzyło się później?
- Co.... Czy....? - patrząc na nią, bez wątpienia można było dostrzec, że próbuje zadać pytanie, które w tym momencie nie chciało przejść jej przez gardło. W jednej chwili ogarnęła ją panika oraz zawstydzenie - to zarumieniło blade policzki.
-
Zameldował ich w hotelu, ale - choć podała mu swoje imię - nie znal jej nazwiska, więc w księdze gości widnieli jako państwo Anderson. Małe oszustwo wydawało się znacznie mniej brzemienne w skutkach niż próba wyciągnięcia od niej danych osobowych.
Oczywiście, praktycznie wszystkie pokoje były już zajęte i Sean do wyboru miał jakąś małą klitkę z dwoma pojedynczymi łóżkami lub, zwyczajowo wynajmowany, nielicznym chcącym się tu zatrzymać, nowożeńcom, apartament. Choć nie miał jakichś wygórowanych wymagań względem miejsca, w którym spał, nie wahał się przy wyborze i kilka minut później otwierał drzwi do pokoju na najwyższym piętrze.
Na apartament składała się sypialnia z łazienką oraz pokój dzienny z telewizorem, zestawem wypoczynkowym, pełnym barkiem oraz niedużym stołem jadalnym wraz z krzesłami. O ile nie interesowały go sprzęty RTV lub tym, gdzie jutro zasiądzie do obiadu, o tyle dużą, rozkładaną kanapę, uznał za całkiem wygodne legowisko, bowiem - co oczywiste - łóżko miał zamiar odstąpić Melusine.
Dziewczyna z propozycji skorzystała bez najmniejszych oporów, choć Sean miał wątpliwości dotyczące tego, czy rzeczywiście w tym momencie podejmowała jakąkolwiek decyzję, czy może po prostu podążyła we wskazanym kierunku ulegając łóżkowej studni grawitacyjnej.
Rano, chcąc skorzystać z kąpieli pod prysznicem, musiał przejść przez sypialnię i jego oczom nie umknęła, rzucona niedbale, suknia kobiety. Jej właścicielka była, na szczęście, szczelnie okryta kołdrą, więc Anderson nie czuł się winny podglądactwa.
-Dzień dobry, pani Anderson - zażartował uśmiechając się radośnie.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Potrzebowała odrobinę więcej czasu, niż w normalnych okolicznościach, by ogarnięty szokiem umysł, połączył ze sobą fakty, a kiedy to się stało, spomiędzy malinowych warg wydobył się zdławiony jęk. I o ile wcześniej martwiła się tym, czy wylądowali razem w łóżku, tak obecnie wydawało się to być najmniej istotną kwestią. Zagłębiając się w odmęty własnych myśli, ścisnęła brwi, spojrzenie jasnych tęczówek kierując na własne dłonie, które ułożyła na miękkiej pościeli. W tym samym czasie kołdra, którą przestała trzymać, zsunęła się, odkrywając spory kawałek kobiecego ciała, w tym krągłe piersi, lecz Mel zdawała się tym nie przejmować. Ponownie, nie odnajdując na swoich palcach oznak przynależności do mężczyzny, skierowała na niego swój wzrok, pozwalając aby na jej twarzy pojawiła się podejrzliwość. I choć nie pokładała wiary w to, że mogli wziąć ślub, to nie mogła nie zapytać - Żartujesz, tak? - natomiast nerwowość, jaką nadal odczuwała, zmusiła ją do tego, by przygryźć dolną wargę.
- Nie mam obrączki - powiedziała, bardziej do siebie niż Sean, jednocześnie spoglądając na jego ręce - Ty również - zauważyła, starając się myśleć trzeźwego, a przede wszystkim logicznie, czego nie ułatwiał tępy ból głowy. W dodatku za wszelką cenę starała się nie ulegać panice, chociaż ta powoli rozprzestrzeniając się po jej ciele, nie ułatwiała odnalezienia, wciąż osnutych kurtyną niepamięci, wspomnień.