WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Skądże - zaprzeczył, przy czym pokręciło głową. Sirius często działał nazbyt pochopnie. Momentami był za bardzo uoartyy, wręcz upierdliwy oraz bezposredni. Nie wahał się, używając niedorzecznych zwrotów i nieprzyzwoitego słownictwa. Obecnie się hamował, aby przypadkiem nie wyjść na gbura. W końcu dopiero się poznali. - Uznaj to za formę zaproszenia, kiedy przypadkiem spotkamy się drugi raz . - Nie miał żadnej pewności, że będzie im dane zobaczyć się ponownie. Seattle było ogromne, a jego tygodnie w ostatnim czasie wyglądały bardzo intensywnie. Spinał się, aby przed końcem semestru oddać wszystkie twory na uczelnię i w dodatku wieczorami pracował nad projektem reklamy w biurze Seana. Przez nawał obowiązków często towarzyszyło mu zmęczenie. Bywały noce, kiedy nie zdążył dojść do sypialni, ponieważ senność nawiedzała go na kanapie w salonie.
Natychmiast zrobił brzydka minę, kiedy usłyszał komplement na temat własnego uśmiechu. Była to reakcja obronna. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, jak powinna zachować się w podobnej sytuacji. Człowiek w odniesieniu do pochlebnego słownictwa zawsze reagował podobnie - udawał że nie dotarł do niego sens albo zaprzeczał. Sirius zachowywał się podobnie milcząc lub obracając wszystko w dowcip.
- Melusine - powtórzył, aby spróbować zapamiętać to nietypowe imię. - Me-lu-si-ne. Brzmi ładnie i nawet do ciebie pasuje. Nie jestem wszyscy, więc będę zwracał się do ciebie pełnym imieniem[/b] - zakomunikował, jakby właśnie oznajmiał jej niebywale istotną informację. - Sirius. .
Rozmowa przybrala trochę osobliwą formę. Cyniczne słownictwo zmieniło się w szyk tajemniczych zdań, które na moment zawisły w głowie Siriusa. Był zdrowym, młodym mężczyzną, dlatego nic dziwnego, że w pierwszej kolejności pomyślał o czymś intymnym. Potem potrząsnął głową, przywołując na wierzch zdrowy rozsądek. Mimo wszystko nie powstrzymał się przed dwuznacznym komentarzem.
- Z pokorą przyjąłbym to, co byś mi zaoferowała - oznajmił, po czym skupił się wyłącznie na szkicu. Musiał prędko korzystać, bo Mel mogła w każdej chwili zmienić zdanie albo złośliwie zacząć kręcić się z punktu A do punktu B. Uwagę Siriusa przykuł wyraz twarzy dziewczyny, który uwiecznił na kartce z należytą starannością. Wyglądała naturalnie, choć smutno. Przez chwilę zastanawiał się o czym myślała.
W jego mniemaniu żart się udał. Mel zrobiła przejętą, zdegustowaną minę, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zasłonił pół jej twarzy czapka. Stała przed nim: taka nieświadoma i bezbronna, a Sirius korzystał z okazji o bezkarnie przyglądał się jej pełnym ustą. Nachylił się jeszcze mocniej i prawdopodobnie poczuła, że to zrobił, bo zawisł wargami tuż obok jej ust. Ta chwila, choć zupełnie niestosowna, zahaczyła o intymność. Po raz pierwszy od rozstania z Fernandą zapragnął pocałować kogoś innego. Jednak była to tylko złudna emocja, która wypłynęła z jego wnętrza. Prędko się opamiętał i zabrał dłonie, uprzednio chowając je w głębokich kieszeniach kurtki. To niedorzeczne. Dopiero się poznali.
Niespodziewanie złapał Melusine za policzek i mocno go uszczypnął. Tym gestem wybudził zarówno siebie, jak i ja z transu.
- I co? - cofnął się o krok - liczyłaś na coś? - zapytał wprost. - Jeżeli tak, to pocałuje cię następnym razem. O ile jeszcze kiedykolwiek się spotkamy - powiedział tak normalnie o zwyczajnie, jakby przekazywał informacje odnośnie menu w restauracji.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W odpowiedzi na słowa chłopaka, jedynie tajemniczo się uśmiechnęła. Nie chciała pozbawiać go płonnych nadziei, którymi charakteryzowali się wszyscy artyści. Ona, będąc umysłem ścisłym wiedziała, że istnieje naprawdę małe, wręcz prawie nierealne prawdopodobieństwo ich kolejnego spotkania, co nie było jednoznaczne z tym, że nie chciała go spotkać. Wręcz przeciwnie! Mimo,iż znali się dobrych kilkanaście minut czuła się przy nim naprawdę dobrze, choć nie potrafiła pojąć z czego to wynika. Oczywiście nie było mowy o tym mistycznym połączeniu dusz, o którym wciąż nawijał Indio chociaż w rzeczywistości miał na myśli zwykłą chemię, i mówił o tym jedynie po to, by zaciągnąć kolejną, naiwną dziewczynę do łóżka. Stop! Dziewczynka odrobinę się zagalopowała, po prostu chciała go już zobaczyć kolejny raz, chociaż jeszcze się nie rozstali - to brzmi jeszcze gorszej.
Westchnęła, maskując prostą reakcję wyrażającą jej irytację śmiechem, widząc jak Sirius reaguje na komplement, którym mimochodem go obdarzyła.
- Yyy... dziękuję? - zapytała w odpowiedzi, ewidentnie także nie radząc sobie z pochwałą, chociaż mogła wykazywać również pewnego rodzaju niezrozumienie dla stwierdzenia, że imię do jej pasuje; oczywiście, że tak jest - jest jej! - Tylko nie mów, że masz na nazwisko Black - rzuciła z szerokim uśmiechem, nawiązując do postaci Łapy z Harry'ego Pottera. Uwielbiała te książki, był to jedyny magiczny świat, który tolerowała. Poznając swoje imiona pokonali pierwszą z barier, chociaż niewątpliwe wciąż czekała na nich długa i kręta ścieżka, jeśli będą w jakiś sposób kontynuować tą przypadkową znajomość. Mel zdawała sobie sprawę z tego, że za każdym imieniem kryje się historia, a jaka była Siriusa? Ciekawiło ją to.
Pokręciła rozbawiona głową z łatwością wyłapując kontekst, który sprowadzał ich rozmowę na grząski grunt, dlatego z ulgą przyjęła, że brunet skupił się na szkicu, jednak napięcie wiszące od tego momentu w powietrzu nie ulotniło się z lekkością, jakiej się spodziewała. Atomy zawieszone w próżni elektryzowały, odruchowo przygryzła dolną wargę, maltretując ją zębami, gdy wyczuła bliskość jego warg. Poniekąd czuła się jak ofiara złapana w pułapkę, pozbawiona jednego ze zmysłu, przez co pozostałe odbierały wszystko dokładniej.
Przerwała ciszę, która dla niej zrobiła się nieznośna, wręcz wywołała fizyczny ból, a on sprawił, że powietrze wokół rozrzedziło się, ponownie poczuła jego chłód.
liczyłaś na co? pytanie rozbrzmiało echem w umyśle Melusine, która starała się odzyskać rezon, chociaż - pierwszy raz w życiu- przychodziło jej to z trudem.
- Tak, na ten transport - odpowiedziała, zupełnie ignorując, to co powiedział później. Bo na co innego mogła liczyć? - To idziemy? - zapytała lekko zirytowana, poprawiając czapkę. Ruszyła, zaraz obracając się na pięcie, gdy Sirius dał jej do zrozumienia, że powinni iść w drugą stronę. Kretyn.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Wszyscy mnie personalizujecie z Harrym Potterem - zauważył, przypomniawszy sobie minioną rozmowę z szefem. Sean zapytał wtedy, czy lubił tę serię książek lub filmow. Z perspektywy Siriusa wyglądało to tak, że znał fabułę, jednak nie mógł nazwać się fanem. - Moja mama jest artystką - dodał bezinteresownie, jakby to zdanie miało wytłumaczyć pomysł na jego imię. Maya Bosworth miała niespotykany gust. Preferowała wszystkie dziwactwa tego świata, chociaż jej usposobienie zmieniło się zaraz po śmierci młodszej latorośli. Ursula popełniła samobójstwo raz na zawsze porzucając matkę i starszego brata. Sirius długo godził się z tą stratą.
- Jasne - zakpił i wywrócił oczami. Minioną sytuacja postawiła pomiędzy nimi wiele znaków zapytania, gdzie wciąż jedynym pewniakiem był fakt, że kompletnie się nie znali. Dotychczasowe doznania, odrobina ekscytacji, napięcie i poczucie przynależności do tej konkretnej chwili mogło stanowić jedynie ułudę. Sirius przez moment toczył we własnym wnętrzu walkę podczas której zastanawiał się czy dominowała w nim tęsknota za kobiecym ciałem czy coś z goła innego, prawdziwego z czym będzie zmuszony się wkrótce uporać. - Na transport - prychnął. Podejrzewał, że Mel pokusiła się o kłamstwo. Jej uległość mówiła sama za siebie.
Droge do autokaru pokonali w piętnaście minut. Oboje milczeli, jakby zdając sobie sprawę, że żadne słowa nie były odpowiednie do tego, co właśnie się wydarzyło. Sirius przekroczył tę niemą granice przyzwoitości, pozwalając sobie na zbyt wiele, jako ktoś zupełnie obcy dla Mel. W powietrzu wisiało napięcie, a szala emocji wariowała w każdą stronę.
Coś się w nim zaczęło zmieniać, choć w tamtym momencie jeszcze nie mógł tego w pełni dostrzec.
- Siadasz obok mnie czy wolisz towarzyszyć komis innemu? - zapytał w dość ponury sposób, kiedy oboje weszli do autokaru. Sirius nie zgłosił profesorowi o obecności dodatkowej osoby. Wszyscy tutaj było dorośli, a park znajdował się w pobliżu Seattle. Pan Robbins nie dbał o to, czy ktoś zdążył czy nie.
Sirius zajął przed ostatnie miejsce z brzegu. Zapobiegawczo pozostawił lepszy fotel obok okna dla dziewczyny. Wyciągnął szkicownik i postanowił dokończyć rysunek, ponieważ do odjazdu została niecała godzina.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Bo to wydaje się takie oczywiste - stwierdziła wywracając przy tym teatralnie oczami, nie rozumiejąc, dlaczego nie było dla niego. - Właśnie w taki sposób działają skojarzenia. Słyszysz Sirius - myślisz Black. Ciężko od tego uciec, biorąc pod uwagę sławę całej serii o Potterze - mechanizm ten był prosty i dla wielu oczywisty, natomiast dopiero po czasie do Melusine dotarło, że dla Siriusa może być krzywdzący. Dlatego - Przepraszam - dodała szczerze, rozumiejąc popełniony przez siebie błąd. I choć o tym nie wiedział, to słowo to miało dla dziewczyny ogromne znaczenie, bo raz że rzadko przyznawała się do własnych błędów, a dwa nawet jeśli to robiła to jeszcze rzadziej używała słowa "przepraszam" by prosić kogoś o wybaczenie.
Słysząc wzmiankę o mamie uśmiechnęła się delikatnie, czując, że te słowa mają w sobie dziwną moc. Raczej nie na co dzień druga osoba wspomina nieznajomej o kimś ze swojego życia, a już na pewno nie o kimś tak ważnym jak rodzicielka. - Rysuje, tak jak ty? - zapytała, pozwalając by ton jej głosu zdradzał niepewność, a jednocześnie miał dawać mu wybór - jeśli nie chciał, nie musiał odpowiadać. Wrodzona ciekawość mogła wprowadzić ją na grząski grunt, co zdarzało się nader często.
To jak szybko emocje między nimi ulegały zmianie zakrawało o irracjonalność; ze znajomego, twardego podłoża na którym dopuścili się lekkiej przepychanki słownej, przeszli na lód, krocząc po jego cienkiej tafli, by ostatecznie zanurzyć się w wodzie po sam czubek głowy. Co tu się właściwie wydarzyło? Gdzie cała ta logika, którą Pennifold kierowała się w życiu?
Idąc do autobusu wciąż na wargach czuła jego oddech. Stawiała ciężko każdy krok, wyraźnie wkurzona. Była wściekła na siebie, na to, że pchnięta impulsem poddała się chwili, co obróciło się ostatecznie przeciwko niej. I nie istotne było w tym to, że coś poczuła, chociaż nie wiedziała czym jest to coś.
- Znam, chociaż to za dużo powiedziane tu tylko ciebie, więc wybór jest raczej oczywisty - odpowiedziała, niezbyt uprzejmym tonem, podobnym do tego, którym zwracał się do niej Sirius. W tym momencie odnosiła wrażenie, że przebywa w towarzystwie kogoś zupełnie innego niż tamten nieznajomy.
Przecisnęła się obok niego, zajmując wolne miejsce przy oknie, i choć interesowało ją, co skrobie w rysowniku - wszakże wciąż słyszała odgłos rysika sunącego po papierze - nie zerknęła nawet, wciąż uparcie wpatrując się w widok malujący się za szklaną szybą. Nie zamierzała jako pierwsza przerywać tej irracjonalnej ciszy. Czyżby była to pierwsza, prawdziwa próba sił?

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Niezupełnie wiedział za co Melusine usiłowała to przeprosić. Wcale nie czuł się urażony z powodu porównania go do Siriusa Blacka. Przywykł do tego, bo podobne stwierdzenia słyszał już wielokrotnie.
Sirius Bosworth był człowiekiem, który nie brał do siebie słów innych. Z dystansem podchodził do uwag i obelg, dzięki czemu wyhodował postawę cynika.
- Nie - ponownie się uśmiechnął, chociaż tym razem zrobił to ostrożniej. Jedynie w delikatny sposób zadarł usta. - Ona maluje, a ja nie zajmuję się rysowaniem. To po prostu przedmiot, który muszę w tym semestrze zaliczyć - odpowiedział zgodnie z prawdą. Studiował historię sztuki oraz ceramikę. Na co dzień zajęcia na uczelni wymagały od niego umiejętności rzeźbiarstwa. Tworzył różnorodne dzieła z gliny.
Atmosfera pomiędzy nimi zrobiła się co najmniej dziwna. Niezupełnie czuł się niezręcznie, ale również nie można było rzec, że sytuacja nie uległa gwałtownej zmianie. Przestał przekornie zartować, zważał na uśmiechy i nagłe gesty; przestał podejmować próbę dalszej konserwacji i po prostu parł naprzód, a gdy dotarli do autokaru prędko rozsiadł się w fotelu, jedynie potakując w odpowiedzi.
Trudno było określić na jakim etapie właśnie znalazła się ta dwójka. Utknęli pomiędzy uprzejmą znajomością a czymś, co mogło zapowiadać coś więcej. Coś.
- Jesteś zbyt cicho - zwrócił uwagę Melusine, chociaż sam zachowywał się w identyczny sposób. Zachowanie Siriusa wynikało z tego, że potrzebował paru minut, aby ogarnąć to zdradliwe ciepło, które rozlało się w jego klatce piersiowej. Nie chciał łapać chwili, nie zamierzał poddać się woli serca i chwytać okazji, aby zagłębić się w relacji z inną dziewczyną. Z tyłu głowy wciąż tkwiła mu Fernanda i momentami zbyt kurczowo trzymał się tamtych wspomnień.
Do autokaru wchodziło coraz więcej studentów. Większość z nich nie zauważyła nowej osoby, chociaż zdążyli się również tacy, którzy spoglądali na Mel z zaciekawieniem. Tymczasem Sirius zdążył skończyć rysunek i ponownie schował szkicownik pod pachę, jednocześnie krzyżując ramiona. Spojrzał na swoją towarzyszkę, czując nieprzyjemne napięcie, jakie zawisło nad ich głowami. Było inne, niż to, które wytworzyło się pomiędzy nimi na przystanku.
- Pochodzisz z Seattle? - Spróbował przebić się przez niewidoczny mur. Miał wrażenie, że zdążył nieco ochłonąć i był zdolny do dalszej konwersacji. Skrzyżował ramiona i docisnął plecy do oparcia.
W pewnym momencie wyciągnął palec i dźgnął nim dziewczynę pomiędzy żebra.
- Hej - powiedział zaczepnie - nie bocz się .

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skojarzenie imienia Sirius z Blackiem było oczywiste, jednak tylko nieliczni zdawali sobie sprawę, że Melusine nosi takie same nazwisko, jak jedna z graczek quidditcha w serii książek. Przed chłopakiem nie zamierzała się z tym obnażać, pozostawiając go w błogiej nieświadomości.
W zasadzie tok ich rozmowy sprawił, że wiedziała o nim więcej niż sama udzieliła informacji mu, bo trzeba przyznać, iż nie była zbyt otwartą osobą, chociaż odznaczała się niebywałą szczerością. Na delikatny uśmiech, jaki pojawił się na ustach chłopaka, odpowiedziała podobnym gestem. Oczywiście jej uwadze nie umknęło, że gdy mówił o mamie w jego oczach pojawiał się błysk, ale również coś na kształt smutku. Nie ulegało więc wątpliwość, że byli ze sobą blisko, ale skąd ten smutek? Chociaż była ciekawa nie zamierzała pytać, było to zbyt osobiste. Podobne zainteresowania Mel wzbudzała wzmianka o tym, że nie zajmuje się rysunkiem, choć w dłoni dzierżył szkicownik i ołówek. Ewidentnie coś tu nie pasowało, jednak nie zdążyła o to zapytać, bo zanim chociażby wydobyła z siebie słowo wydarzyło się tak dużo rzeczy, że zwyczajnie poczuła się zagubiona.
Prawdopodobnie nie tylko ona doświadczyła tej dziwnej, obcej aczkolwiek odrobinę przyjemnej mieszkanki emocji, która zwyczajnie nakazała się wycofać. I zapewne gdyby Sirius tego nie zrobił, to ona by uciekła.
Im bliżej byli autokaru, tym gorzej się czuła. Wciąż była zależna od chłopaka, a jednocześnie budziła się w niej potrzeba buntu przeciwko niemu. Jak to szło? Nie kąsaj dłoni, która cię karmi? Melusine miała ochotę zatopić zęby w ręce bruneta, pozostawiając na niej głęboki ślad. Zupełnie jak wtedy gdy była dzieckiem; nie radząc sobie w szkole, gdy ktoś ją zignorował zwyczajnie gryzła. By nie ulec tej pokusie postanowiła siedzieć w cieszy i ignorować jego obecność. Trzeba przyznać, że szło jej całkiem nieźle, do czasu aż ten nie postanowił się odezwać. Instynktownie odwróciła twarz w jego kierunku, patrząc dość wymownie; w ten sposób chciała powiedzieć mu "też się tak zachowujesz" po czym wróciła do widoku za szybką. Uparta bestia.
- Nie. - odpowiedziała krótko, po dłużej chwili namysłu czy powinna się już odezwać, czy może jeszcze trochę poczekać. Odzwyczajony od mówienia głos, zawiódł przez co brzmiała niepewnie. - Urodziłam się w małym miasteczku leżącym obok Houston, gdy miałam cztery lata wraz z mamą przeniosłyśmy się do Seattle - wyjaśniła, precyzując swoją odpowiedź, poniekąd była mu to winna. Ponownie zwróciła się ku Siriusowi i choć wyraz jej twarzy wydawał się łagodny, to ton głosu zupełnie od tego odbiegał, gdy nie dając dojść mu do słowa, syknęła tak by tylko on usłyszał -I żebyśmy mieli jasność, nie chciałam żebyś mnie pocałował i nigdy nie będę chciała. W autokarze robiło się powoli tłoczno, a ona nie chciała, aby ktoś chociażby przypadkiem usłyszał do czego między nimi nie doszło. Zatopiła się bardziej w miękkim fotelu, opierając kolanami o ten znajdujący się przed nią. Pozwoliła na kolejne trzy sekundy ciszy między nimi, choć ta nie wydawała się tak ciężka i przeszywająca, jak jeszcze przed chwilą.
- To pokażesz mi co nabazgrałeś? - zapytała w końcu, wiedząc, że jeśli jej ciekawość nie zostanie zaspokojona, będzie ją to dręczyło. Jednocześnie nie bez powodu użyła nieco obraźliwego w stosunku do prawdziwego rysownika słowa, chcąc dać Siriusowi do zrozumienia, że wszystko jest już w porządku. Mimo to, nie do końca tak czuła, dlaczego?

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Cokolwiek teraz czuli - było to nieadekwatne do tej znajomości, która trwała raptem godzinę. Przez ten czas sprawnie przechodzili z tematu do tematu, a na końcu doznali urokliwej, aczkolwiek niejednoznacznej intymności. Temat domniemanego pocałunku zawisł nad ich głowami, rujnując dalszą swobodę i szczerość.
Przytakiwał, słuchając wszystkiego z nienaturalną powagą. Każdy miał inny powód, aby opuścić rodzinny dom i zbudować poczucie bezpieczeństwa gdzieś indziej. On również doświadczył przeprowadzki, chociaż było to dopiero po dwudziestu trzech latach. Długo znajdował się pod pieczą matki. Z drugiej strony pomimo mieszkania pod jednym dachem nigdy nie był ograniczony.
- Na pewno? - zapytał, jakby nagle obudził się z zamyślenia. Gwałtownie zbliżył się do twarzy Melusine i jednocześnie zawiesił ramię na jej oparciu. Przez dłuższą chwilę przyglądał się z tej niewygodnej odległości dziewczynie, po czym ponownie wrócił na własny fotel. - Tylko żartowałem - rzucił niedbale. Otworzył szkicownik i zaprezentował Mel szkic. Zdążył go skończyć w autokarze, dlatego była to już ostateczna wersja. Postać dziewczyny znajdowała się na samym środku kartki. Głowę miała przekręcona w prawą stronę - wlascie w tamtym kierunku odjechał autobus, ale profesor nie musiał o tym wiedzieć. Tłem były drzewa i wzgórza National Parku.
- Proszę . - W tym samym czasie autokar ruszył. Podróż zajęła niespełna pół godziny. Wysiedli pod gmachem uczelni.

Zt.x2

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnim co pamiętał był oślepiający błysk. Dwoje, błyszczących oczu reflektorów, a potem wszystko zgasło. Pojawiło się znajome uczucie ciągnięcia w dół. Kotwica, która mu towarzyszyła niemal od zawsze. Wiedział to, ale nie pamiętał skąd. Czuł to. Płynęło gdzieś z głębi, która teraz była zatkana. Odgrodzona niewidzialnymi zasiekami, przez które nie mógł się przedostać. Dryfował w próżni. Stawał się próżnią, a ciemne szpony nicości zaplatały się ciasno wokół jego ciała.
Najpierw pojawił się cichy szept podświadomości. Nęcił, lawirując wśród jego nieposkładanych myśli. Dołączyły kolejne, tworząc niespójną melodię. Bez rytmu. Bez ładu. Męczyła go. Szepty przekrzykiwały się nawzajem. Jedne były ostre, wbijając w niego swoje zęby, nie pozostawiając śladów. Inne gładko przesuwały się po jego skórze na granicy snu i jawy. Śmierci i życia. Ile pozostało w nim życia, kiedy był tak bliski śmierci?

Coś próbowało ściągnąć z niego kotwicę. Wyplątać z niewidzialnych więzów tchnąć weń życie. Ale coś innego podpowiadało mu, że to życie było niewiele warte. Ten ostry szept, choć zagłuszany przez inne, bezlitośnie wpełzał mu w głąb głowy, zaczepiając się w miejscu, z którego nikt już go nie wyciągnie.
Świt pod jego powiekami przysłoniła ciemność. Próbował je unieść, ale były ciężkie, wypełnione piaskiem i piekły. Całe ciało go paliło. On sam był jednym, wielkim piekącym bólem. W dodatku kotwica zaczęła cieknąć, wsiąkając w jego ubrania, włosy i pod powieki. Nim po raz pierwszy otworzył oczy, wstrząsnął nim zimny dreszcz. Ciemność przybrała kształt. Miała błyszczące, brązowe oczy, zupełnie niepodobne do żadnych, które znał. Peleryna długich, złotych włosów, rozpierzchła się kiedy się nad nim pochylała i poruszana wiatrem muskała jego policzek. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że nie znał żadnych innych oczu i żadnych innych włosów. Nawet swoich własnych.
Wysunął dłoń w górę, oglądając ją jakby widział ją pierwszy raz. I nie wiedział, czy to dobra, czy zła dłoń. Tak naprawdę nic nie wiedział i ta pustka go wciągała przerażała.
- Z-znam Cię? - tak wiele było pytań, które chciał zadać, ale głos w jego głowie podpowiadał mu, że ta ciekawość na twarzy nad nim nie wzięła się znikąd. A skoro ona nie wiedziała co tutaj robi, to kto inny mógł wiedzieć? Każda próba podciągnięcia się na łokciach kończyła się przeszywającym bólem w boku. Nie pomagał też usłany pod nim dywan z kamieni o ostrych krawędziach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To miał być jeden z tych normalnych, spokojnych, niezachwianych niczym szczególnym dzień. Dzień wolny od pracy, od stresów, od zestresowanych pacjentów, którzy błagają ją, aby uratowała życie ich bliskiemu. To miał być czas dla niej. W końcu, po zapierdolu, który miała w robocie przez ostatni miesiąc, teraz należał jej się dzień odpoczynku w którym po powrocie do domu mogła złapać za butelkę wina, położyć się na kanapie i włączyć ukochaną konsolę na której nie ma czasu grać. Biedna stoi i się kurzy, czekając na takie okazje jak ta.
Mając w uszach airpodsy i słuchając na fullu jakiejś rockowej piosenki, która zagłuszała cały świat, Raven właśnie wracała poboczem do domu, pieszo, po wycieczce do pobliskiego sklepu, gdzie starsza pani za ladą doradzała jej alkohol na dzisiejszy wieczór i prywatną randkę z Arthurem Morganem z Red Dead Redemption II. Dzisiejszy weekend spędzała w małej chatce poza miastem, którą często wynajmowała, aby odpocząć od zgiełku miasta. Z dzieciństwa wyniosła swoją miłość do spokoju i ciszy. Otoczona przyrodą, z dala od debilizmu ludzi - tak została wychowana, nic więc dziwnego, że lubiła do tego wracać kiedy miała okazję.
Powoli robiło się ciemno, to była więc idealna godzina na spędzenie czasu w samotności. Piątek wieczorem. Wszyscy siedzą godzinami przed lustrem, aby wyglądać jak najlepiej w klubie, a ona poszła do pobliskiego spożywczaka po tanie wino, aby móc je wypić w samotności przed telewizorem. Nic dziwnego, że jej ojciec już nie czeka na zięcia. On chyba będzie szczęśliwy, jak jego córka kupi sobie psa. Takiego zwykłego, szarego burka. To by znaczyło, że ma czas i chęci na jakiekolwiek większe zobowiązanie, bo chociaż ma świetny kontakt z płcią męską, to kiepski z niej materiał na partnerkę czy żonę. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Już sięgała po klucze od chatki do kieszeni kurtki, kiedy jej oczy dostrzegły pędzący samochód z naprzeciwka. Po szosowej drodze. Ograniczenie było do maksymalnie trzydziestu, a tyle na pewno przekroczył. I to dość sporo.
Debil. — mruknęła pod nosem, gdy podrasowane auto ją minęło z głośno grającą muzyką z uchylonych okien. Ponowiła krok wywracając oczami, wcześniej słysząc jakiś świst i tani podryw skierowany w jej kierunku. Co ona, pies, aby na nią gwizdać? Suka - może, ale pies?
Pisk opon i uderzenie. Słyszała je nawet przez głośną muzykę w słuchawkach.
Odwróciła się zaskoczona, aby zobaczyć co się stało i serce na moment jej stanęło, kiedy dostrzegła bezwładne ciało na grząskiej drodze oraz uciekający samochód. Ten sam, co przed chwilą na nią gwizdał. Poczuła nagły zastrzyk adrenaliny, który kazał jej działać. Z siatką w rękach rzuciła się do mężczyzny, aby przy nim przyklęknąć i zacząć sprawdzać jego funkcje życiowe. Puls, oddech, bicie serca, ruch klatki piersiowej… Chryste, niech on żyje, dajcie człowiekowi odetchnąć od śmierci.
Ręka. Ruszył ręką, a ona mimowolnie odetchnęła z ulgą. To był dobry znak.
Z-znam cię?
Nie ruszaj się. — poradziła, nie odpowiadając jednocześnie na pytanie. Miał cholerne szczęście, że akurat przechodziła obok, bo sam sprawca wypadku zbiegł jak ostatni tchórz. A to nowość. Jakby ktokolwiek miał tyle jaj, aby się przyznać i wziąć na swoje barki odpowiedzialność za potrącenie człowieka.
Działała bardzo powoli i delikatnie, nie wiedziała przypadkiem czy nie ma uszkodzonych kręgów szyjnych, które przy takich wypadkach bardzo często sąnarażone na uraz. Nie wiedziała też w jakim jest stanie psychicznym, mógł być w szoku, a także mieć wstrząs mózgu. Bezwładne ciało chłopaka sunęło po gruntowej ziemi ładnych kilka metrów zanim się zatrzymało. Ślad na ziemi ją o tym informował. Sam fakt, że chłopak odzyskał tak szybko przytomność i najwyraźniej świadomość, był niesamowicie satysfakcjonujący. I dobrze rokujący.
Myślenie medyka, zboczenie zawodowe.
Sięgnęła do małego urządzenia, które każdego dnia miała przyczepione do paska spodni, aby nadaćsygnał i wiadomość. Telefon nie miał tu zasięgu. Po to jechała na odludzie, aby się odciąć. I po cholerę jej to było?
Idioci z centrali jak zwykle nie odpowiadają. — warknęła pod nosem. Znaczy, nie żeby miała coś do swoich kolegów, ale kiedy trzeba, to zawsze mają przerwę. Albo są zawaleni robotą i nie reagują na nagłe wezwania z pagera. — Wiesz jak się nazywasz i jaki mamy dzień? — spytała, przenosząc na niego spojrzenie. Podstawowe pytanie, aby sprawdzić czy jego mózg został w jakimś stopniu uszkodzony. Jakoś tak, przychodziło jej to naturalnie - wejście ponownie w rolę lekarza, nawet jak miała aktualnie wolne, ale podobno z fachu nigdy się nie wychodziło, w nim się dorastało. Jak widać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała spojrzenie kogoś, kto widział w nim cień śmierci. Przez chwilę się zląkł, że może rzeczywiście nie żyje. Że teraz znajduje się w innym uniwersum, równoległym świecie, który miał dziwne wrażenie, że wzywał do siebie go już od dawna. Tkwił w tej kotwicy i za sprawą dwóch świateł wydostał się na zewnątrz pochłaniając do do reszty.
Ale im dłużej podświadomość łaknęła żeby to było prawdą, tym dłużej upewniał się, że tak nie jest. To złudzenie wyemitowane przez krótką smugę reflektora zawisłą na kilka sekund w powietrzu.
Jej spojrzenie mówiło, że wszystko to co teraz ułożył sobie w głowie było jedynie iluzją. Wytworem umysłu spragnionego odpowiedzi. Ale głos z głębin mówił, że wcale nie chce ich znać, choć go do tego spalało od środka.
Miała dziwne spojrzenie. Jakby potrafiła zmieścić w nim cały smutek świata, przerażenie, które wypadało doń dołożyć i niemą frustrację. Być może to on był tego powodem. Tak. Coraz dłużej myślał, że to on. Dłoń umazana krwią, podpowiadała, że to może być prawda.
Jej usta ułożyły się w rozkaz. Miał się nie ruszać. Nawet jeśli chciał, jego kończyny były sparaliżowane. Tępy ból promieniował w kręgosłupie i rozsadzał mu czaszkę, jakby przed chwilą przejechał po nim traktor. Wiedział co to traktor, ale nie pamiętał gdzie, ani kiedy go widział.
Skinął w odpowiedzi głową, a ten jeden ruch przyprawił go o tysiące niewidzialnych igieł, przeszywających jego czaszkę na wylot. Nie wiedział czy takie igły w ogóle istniały, ale musiały skoro tak czuł.
Jej dotyk był chłodny. Przypominał mu lodowaty deszcz, który spływał po jego twarzy, ubraniach i czarnej bluzie. Nie pamiętał kiedy miał na sobie tą czarną bluzę, ale wiedział, że stało się wtedy coś strasznego. Słyszał huk, dobiegający z pamięci, zahaczony skrawkiem o hipokamp, ale im dłużej się na nim skupiał, tym cichszy się stawał. Odpływał i nie dało się go złapać.
- Nie - jedno krótkie słowo, które zawierało w sobie wszystko. I to ono bolało go najbardziej. Nie wiedział kim jest, ani jak się nazywa. Ani jaki dziś dzień. Nie wiedział nic. Wiedział tylko, że stało sie coś strasznego, ale nie pamięta co ani kiedy. W głowie miał czarną dziurę.
- C-centrali? - stało się coś strasznego.
Zamrugał oczami. Jego wzrok wciąż był zamglony i pusty. Zupełnie jak on sam.
Centrala.
Stało się coś złego.

Pokręcił głową.
- Nie dzwoń nigdzie, proszę. Zaraz do siebie dojdę i sobie pójdę - wiedział, że zaraz do siebie nie dojdzie. Być może nigdy do siebie nie dojdzie. Ale sobie pójdzie. Wstanie kiedy nogi mu na to pozwolą i odejdzie, bo...
Stało się coś strasznego.
I coś mówiło mu, że nie chce konfrontacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdego dnia zmagała się ze śmiercią, każdego dnia widziała rannych, poszkodowanych w wypadkach samochodowych, budowie, po napaści… sęk w tym, że do niej przywożono już osoby po wszystkim. Nigdy nie widziała samej sceny uderzenia, więc teraz, kiedy była jej świadkiem, mogła troszkę spanikować. Ale tylko odrobinkę. Zdrowy rozsądek i wryte w umysł protokoły o tym jak się zachować oraz jak zachować zimną krew w tej chwili przewyższały przestrach, a to dzięki adrenalinie, która kopnęła ją momentalnie. Poza tym, mimo bycia pyskatym, była naprawdę dobrym dzieckiem! Takim empatycznym, więc chociaż wyzwie kogoś od skończonych kretynów, to zaraz potem będzie chciała mu pomóc. Milesa jeszcze nie miała okazji wyzwać, ale swoich kolegów z centrali i kierowcę podrasowanego samochodu już jak najbardziej.
Nie mogła go tutaj dokładnie zbadać. Sprawdziła jednak to co mogła, a że był przytomny i responsywny dawało jej nutkę nadziei, że zaraz nie dostanie jakiegoś wstrząsu i nie ma krwotoku wewnętrznego, który go zaraz zabije na jej oczach. Operacji patykiem i kamieniem jeszcze nie przeprowadzała, ale podobno zawsze musi być ten pierwszy raz.
Nie? — powtórzyła za chłopakiem, kiedy ten się w końcu do niej odezwał. Szczerze? Nie tego się spodziewała, ale może faktycznie chłopak był jeszcze w szoku i sam nie wiedział co mówi. Może zwyczajnie gadał od rzeczy myśląc, że jest gdzieś indziej niż faktycznie.
Ale chyba jednak tak nie było.
Raven dokładnie lustrowała go spojrzeniem, a łuk brwiowy mimowolnie podszedł jej do góry widząc jego reakcję na jej słowa. Szczerze? Podejrzanie się zachowywał, zupełnie inaczej niż normalna osoba, która została potrącona. Takie zwykle proszą o pomoc, chcą współpracować, słuchają poleceń, a on jej właśnie powiedział, że nie chce, aby gdziekolwiek dzwoniła. Jak nie karetka, to należało przecież powiadomić policję, aby po zeznaniach świadków jakkolwiek mogła znaleźć sprawcę. Raven co prawda nie pamiętała całego numeru rejestracyjnego samochodu, ale pamięta mordę tego typa co na nią gwizdał, kiedy wychylał się za okno jak pies. Wiedziała też co to była za marka pojazdu oraz jaki był jego kolor, więc może po tym by znaleźli typa… ale nie, ona miała nigdzie nie dzwonić, bo jej nowy kolega o którego nie prosiła chciał sobie iść. Sam. W pizdu.
Co? Nigdzie nie pójdziesz w tym stanie, chyba cię Bóg opuścił. — powiedziała, powstrzymując go przed jakimkolwiek ruchem, który mógłby pogorszyć jego stan. Musiał leżeć, jak najdłużej, bo jego organizm tego teraz potrzebował. — Powinieneś być zbadany w szpitalu, możesz być w szoku i nic nie czuć, a w środku mieć sieczkę. — dodała, raz jeszcze sprawdzając swój pager z którego chciała wysłać jakąś wiadomość, ale w dalszym ciągu nikt jej nie odpowiadał. To nie tak, że byli pośrodku niczego i był słaby zasięg, ale był zdecydowanie gorszy niż w środku miasta. Akurat teraz. — Idioci. — prychnęła, raz jeszcze przenosząc wzrok na poszkodowanego. I co ona z nim teraz miała zrobić? Rozejrzała się jeszcze, aby sprawdzić czy przypadkiem nikt nie jedzie samochodem w ich kierunku, ale panowała paskudna cisza. Jedynie wiatr poruszał drzewami. Nie dało się jednak usłyszeć żadnego chrzęstu żwiru pod oponami.
Westchnęła ciężko pod nosem, rozmasowując sobie skronie. Czemu to zawsze jest ona?
Dobra, chodź ze mną. Ale jak mnie zaatakujesz, to ci poprawię po tym samochodzie. — zagroziła mu paluszkiem, aby kolejno pomóc mu się ostrożnie podnieść. Naprawdę ostrożnie. Szkoda tylko, że ona była drobna i lekka, a potrącony mężczyzna nie należał do najlżejszych. Była też jednak uparta, więc skoro już go złapała i stwierdziła, że zabierze do tej nieszczęsnej chatki, która nie była wcale tak daleko z buta, to go tam dostarczy. Całego lub w kawałkach jeśli będzie za ciężki.
Szli powoli, bardzo powoli, bo Raven chcąc nie chcąc cały czas miała na niego zwróconą uwagę, tak w razie jakby miał jej zaraz zejść. Albo ją zabić. Jak na złość jeszcze nikogo nie mijali, więc musiała sobie radzić sama, chociażdobrze, że był na tyle przytomny, że sam mógł chodzić, nawet jeśli mogło sprawiać mu to ból. Zostawić go na środku drogi jednak też nie mogła, a skoro nie chciał iść do szpitala, a jej głupie sumienie nie pozwalało jej mieć zwyczajnie wyjebane… to została tylko ta opcja.
Doszli w końcu do małego, drewnianego domku pośrodku niczego, stojącego nieopodal jeziora. Raven sięgnęła wolną ręką do kieszeni, aby wyciągnąć klucze i otworzyła drzwi, które kopnęła, aby się otworzyły. Zaprowadziła chłopaka na starą, babciną kanapę z jakąś kwiecistą narzutą.
Połóż się. — powiedziała, cofając się dwa kroki, aby się przeciągnąć. No, skubany trochę ważył, ok? Ta droga jednak nie była taka krótka jak myślała.
Spojrzała na swój milczący pager, a potem przeniosła spojrzenie dwukolorowych oczu na mężczyznę. Żył, oddychał całkiem normalnie, z tego co zdążyła ogarnąć, to podstawowe funkcje były zachowane i dość prawidłowe. Obolałość była normalna. Jako,że nie padł po drodze, to znaczyło, że krwotoku nie miał, nic poważniejszego, zagrażającego jego życiu też by już wyszło… chyba, że ma krwiaka czy skrzep, który jeszcze się nie odczepił. Dlatego powinien jechać do szpitala, aby to sprawdzić.
No ale…
Skierowała się do kuchni, aby wstawić czajnik na kawę. Potrzebowała kawy. Najlepiej z prądem.
Jak się nazywasz? — spytała, odwracając się do niego frontem. Oparła się tyłkiem o kolorowy blat kuchenny i skrzyżowała ręce na piersi. — Jesteś jakimś zbiegiem czy coś, że nie chcesz, abym dzwoniła po karetkę czy policję? — uniosła wymownie jeden łuk brwiowy w zapytaniu. Nie żeby mu nie ufała, ale mu nie ufała. Szkoda, że nie ma przy sobie jakiegoś gazu pieprzowego, ani nie chodziła na boks. Chociaż w jego stanie, to wystarczy jak sobie pójdzie w przeciwną stronęspacerowym tempem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przestał na nią patrzyć. Zamiast tego jego wzrok prześlizgiwał się po zdartej, szorstkiej skórze po wewnętrznej stronie dłoni. Po ostrych wzgórzach wystających kostek, kiedy zawijał palce, układając je w pięści. Po butach, które wyglądały znajomo, ale nie przywodziły na myśl zupełnie nic. Naprawdę chciał odpowiedzieć na jej pytanie, ale im mocniej nad tym myślał, tym większy ból promieniował z jego czaszki w kierunku skroni.
Pokręcił delikatnie głową, a na jego twarzy malowała się mieszanina rezygnacji i frustracji. Nawet ten niewielki ruch przyprawił go o syk z bólu. Czuł się jakby każdy mięsień wewnątrz był naciągnięty jak cięciwa, która czeka tylko żeby pęknąć nim wypuści strzałę. Ignorował to. Ignorował też ból. Chciał stąd jak najszybciej odejść. Pójść... Gdzie? No właśnie.
Był pustką uwięzioną w ciele. Nie miał bladego pojęcia gdzie mógłby pójść. Ale to nie było teraz ważne. Niczego innego bardziej nie pragnął jak znaleźć się sam. Z dala od wszystkich żeby wylizać rany jak bezpański kundel.
- Nie jestem twoim problemem - mruknął, przekonany o własnej racji. Tylko tego w zasadzie był pewien, bo wszystko inne wydawało się być iluzją, która w każdej chwili może prysnąć. Zafałszowanym obrazem naprędce tworzonym w jego myślach. - Nie. Chce. Iść. Do. Szpitala. Ok? - zmusił się żeby przenieść chłodne spojrzenie stalowych tęczówek prosto na nią. Choć wiedział niewiele, zdawał sobie sprawę z tego, że brzmi jak szaleniec, ale i to nie przeszkadzało mu w tym żeby słowa wibrowały przechodząc przez jego gardło. - Nawet jeśli coś by się stało... To moja sprawa. Chciałaś mi pomóc, pomogłaś, obywatelski obowiązek wykonany. Możesz z czystym sumieniem mnie zostawić - zasadniczo, chociaż wcale nie chciał ze sobą skończyć, nie miał też większej ochoty żeby żyć. Coś w nim zgasło, jeszcze zanim samochód postanowił zrzucić go z drogi. Mówią, że gdy całe życie przebiegnie Ci przed oczami, nagle coś się w Tobie zmienia. Chcesz czerpać z życia garściami. Szkopuł w tym, że jedyne co przebiegło mu przed oczami to białe zimno.
Na jej prychnięcie, uniósł brew i jeszcze raz zmierzył ją wzrokiem. Była uparta, ale zamiast docenić ten upór, czuł że zaczyna mu ciążyć. Nigdy nie powinna była znaleźć się w tym miejscu. Chociaż niewiele o sobie wiedział, coś mówiło mu, że nie zasługuje na niczyją pomoc. Blady obraz zamazanej sylwetki majaczył mu w pamięci, jakby już kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji, ale w innym miejscu. Czuł zapach mchu i paproci. Wilgotnych desek, które skrzypiały pod stopami, ale nie pamiętał gdzie.
Tu nie było ani mchu, ani paproci, a zamiast desek pod stopami chrzęściły kamienie.
- Jak miałbym niby to zrobić? - mruknął, a ten pomruk prawie rozerwał mu płuca i krtań. Nie miał siły żeby z nią walczyć. Pozwolił się podnieść. Powoli, mozolnie, centymetr po centymetrze unosił się do góry. Wreszcie osiadł na jej ramieniu, czując jak się pod nim ugina. Idąc, patrzył pod nogi. Przestał już zastanawiać się gdzie idą. Jeśli miał być to szpital... Trudno. Może skończy na środku stołu operacyjnego, zamknie oczy i już ich więcej nie otworzy. Miał wrażenie, że tylko to dałoby mu spokój.
Tylko mózg dyktował nogom co mają robić. Nie zorientował się nawet kiedy robotycznym krokiem dotarł do niewielkiego domku pośrodku niczego. Miejsca, o jakim marzył żeby w nim zniknąć. Ale to nie był jego domek. Nie znał tego miejsca, tak jak niczego innego.
- Mieszkasz tu? - bardziej świst, niżeli słowa, wydobył się z jego ust. W tym pytaniu nie było niczego złośliwego. Gdyby miał siły, być może nawet spojrzałby na nią z podziwem, ale teraz w jego wzroku malowała się jeszcze większa pustka i dezorientacja, niż na początku ich spotkania.
Posłusznie pozwolił się opuścić na kanapę, wydając z siebie cichy jęk, kiedy na niej spoczął. Powędrował wzrokiem po podniszczonym wnętrzu, po ścianach i w głąb, tam gdzie zniknęła.
- Nie wiem, może być Philip - to imię brzmiało dobrze, jakby każdy mężczyzna chciał zostać po prostu Philipem. Nie chciał wdawać się w dalszą dyskusję i po raz kolejny tłumaczyć, że nie pamięta nawet swojego pierdolonego imienia. Wiedział, że jest pustką, ale nie może się nazwać ot tak Empty.
- Nie jestem, zresztą w tym stanie nawet gdybym chciał, niczego ci nie zrobię - mruknął poirytowany. Wydawało mu się, że tego był pewien, ale im bardziej się nad tym zastanawiał, tym częściej przypominało mu się, że stało się coś strasznego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czemu nie dziwiło jej to, że to akurat ona musiała ogarniać poszkodowanego typa, który jeszcze nie chciał z niąwspółpracować? Na swoje szczęście wiedziała jak ma się zachowywać w tego typu przypadkach, bo niejedna osoba zwyczajnie by zrezygnowała, zwłaszcza, że wypadek naprawdę nie wyglądał najlepiej. Chłopak był poraniony, chyba też w szoku, a zasięgu nie było. Cholera go wiedziała czy przypadkiem nie naruszył sobie żadnych kręgów, więc jak na jej to nie powinien się ruszać. Sądząc jednak po jego zachowaniu, to poza ogólnym roztargnieniem i bólem, chyba zachował sprawność. I wyszczekanie.
Masz rację, ale moje durne sumienie nie pozwala mi cię tu zostawić — stwierdziła, bo chociaż mogłaby się zgodzić z tym, że nie musiała się nim przejmować, to jednak nie potrafiłaby go zostawić samego sobie. Pracując w medycynie należało mieć dupę i nerwy ze stali, plus nauczyć się jak kontrolować swoje emocje i przede wszystkim empatię, bo gdyby nie to, to każdy lekarz już dawno by się załamał, kiedy kolejny pacjent schodzi mu na rękach.
Prychnęła w niedowierzeniu na tą jego zawziętość. Nie idzie do szpitala i chuj, jak taki pięcioletni, uparty chłopiec. To jej się kolejny pan twardziel trafił. Wielu takich miała w szpitalu. Pan Sam Sobie Poradzę i Nie Potrzebuję Twojej Pomocy. Wszyscy nagle miękli, kiedy chodziło o dodatkową dawkę znieczulenia czy morfiny.
Ale pierdolisz — rzuciła, wywracając teatralnie oczami. Widać było, że nie znał jej sumienia, bo było ono zdecydowanie za słabe na to, aby Raven spokojnie potem mogła spać po nocach nie wiedząc co się stało z człowiekiem, który został potrącony na jej oczach. Myślałaby czy przypadkiem gdzieś nie zasłabł, bo skrzep krwi mu się odczepił przy upadku i teraz miał udar, a może uaktywnił się jakiś ucisk, a może ciśnienie mu skoczy i padnie w drodze do domu… czy miała czarne myśli? Pewnie, była realistką, która doskonale wiedziała co może się stać po takim wypadku. Za wiele rzeczy widziała, aby dać się przegadać jakiemuś randomowi.
Raven miała to do siebie, że… była głupia i uparta. Pomogłaby nawet rannemu więźniowi, który był w ucieczce. Miała w sobie zbyt wiele chęci do pomocy drugiemu człowiekowi. Nienawidziła być biernym obserwatorem, musiała coś zrobić, a była nauczona doświadczeniem, że ofiary zwykle są w szoku i nie chcą pomocy drugiego człowieka, bo są na to za dumne. I za durne. Nawet teraz, nie wiedziała nic o mężczyźnie. Nie wiedziała kim był, co robił i czy w ogóle jest poczytalny i jej nie zabije zaraz, ale chciała mu pomóc na swój sposób. Może nie była najmilszym człowiekiem pod słońcem, ale nie musiała nim być w tym przypadku.
Cholera cię wie — mruknęła, zbierając go ociężale z ziemi. Był cholernie ciężki, a ona niesamowicie drobna, ale nie takich dryblasów się już targało. Na całe szczęście i tak nie cały ciężar miał na niej oparty i starał się robić kroki. To zawsze była jakaś pomoc. Jej odcinek lędźwiowy mu za to później podziękuje.
Domek może nie był najbardziej sterylnym miejscem pod słońcem, ale tu na pewno nikt go nie znajdzie, a ona chociaż będzie miała trochę miejsca i spokoju, aby go porządnie opatrzyć, chociaż częściowo, bo niestety nie miała całego oprzyrządowania szpitalnego w tych małych czterech ścianach, które i tak nie należały do niej. Pani Bronia chyba by się na to nie zgodziła.
Tymczasowo — stwierdziła zgodnie z prawdą, prowadząc go na miejsce, gdzie mógł odpocząć. Musiała pomyśleć co z nim zrobić. Na ten moment na pewno jej wieczorek z Playstation oraz winem spadł na ostatnie miejsce priorytetów. No chyba, że jej nowy, poturbowany kolega wykaże się nagle jakąś towarzyskością i pogra z nią w Mortal Kombat.
Obserwowała go dokładnie przez cały ten czas, bo zwyczajnie mu nie ufała, nawet jak był w takim… wątpliwym stanie. Skrzyżowała ręce na piersi, a brew drgnęła jej wyżej w zdziwieniu, gdy odpowiedział jej na pytanie.
Może być? — bo chyba nie tego się spodziewała. Nic dziwnego, że zaczęła go podejrzewać o bycie jakimś zbiegiem, typem spod ciemnej gwiazdy czy tajnym agentem. — Nie pamiętasz czy nie chcesz go zdradzić? — bo dla niej, jako lekarza, było to ważne. Jeżeli nie chciał jej zdradzić z własnych pobudek, to spoko, ale jeśli nie pamiętał, to znaczyło, że jego mózg nie funkcjonował tak jak powinien i chłopak miał amnezję powypadkową. — Zdziwiłbyś się co potrafi zrobić ranne zwierzę — odpowiedziała, patrząc się na niego dość wymownie. Takie osobniki były najbardziej niebezpieczne, bo nie miały już nic do stracenia i działały na mocno podwyższonej dawcę adrenaliny. Wtedy nie bardzo myślały co robią, tylko atakowały instynktownie, dlatego musiał jej wybaczyć, ale nie do końca mu ufała. Zwłaszcza teraz.
Przeczesała palcami poplątane blond włosy, próbując uporządkować wszystkie myśli.
No więc Philip, jest ktoś kogo mogę powiadomić? Mam cię gdzieś zawieźć? Wiesz gdzie mieszkasz w ogóle? — spytała, bo jakoś musiała mu pomóc, zwłaszcza, że nie wyglądał najlepiej, a też nie chciała, aby był aktualnie sam. Bycie samemu było bardzo złe, bo człowiek mógł wrócić do domu i tam zejść. Właśnie dlatego tak ważna była obserwacja przez pierwsze kilkadziesiąt godzin, aby się upewnić, że stan ofiary jest stabilny na tyle, aby mogła ona sama funkcjonować, a teraz? Teraz w ogóle nie była tego pewna. — Jesteś też w stanie określić co i gdzie cię boli? I co to za ból? Kłujący? Uciskający? Pulsujący? Rozchodzi się na inne części ciała? — skoro już tu był i raczej się nie ruszał, to chociaż zbierze od niego jakiś wywiad, aby móc mu pomóc na tyle, na ile mogła. Kiedyś to jej dobre serducho ją zgubi, ale chociaż umrze wiedząc,że niczego nie żałuje.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Rainier National Park”