WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuje zimno pod palcami. Przesuwa szorstkimi opuszkami po wilgotnym gzymsie budynku na przeciwko. Zostawia po sobie rdzawą smugę, która zawisa na nim, jak krwista łuna tego dnia zawisła na niebie. Krótko przed tym, kiedy wszystko zaczęło chylić się ku zgubie. Chowa dłoń do kieszeni spodni, ale nie dlatego, że jest zziębnięta. Szuka papierosów. Zmiętej, zawilgotniałej paczki, która rozpada się pod palcami. Jego spodnie są mokre i ciężkie. Mokre od deszczu i krwi. Być może też od łez, ale ma wrażenie, że w jego oczach zalęgł się piasek, a kanaliki wyschły i już nigdy więcej nie uroni z nich nic.
  • Chłopaki nie płaczą.
Cichy szept zalega mu na skroni. Ten głos już do nikogo nie należy. Został pogrzebany razem z właścicielem. teraz jest tylko wspomnieniem i gorzko się z niego śmieje.
Nie zna powodu, dla którego jego nogi prowadzą go pod ten adres. Nie zastanawia się, nie myśli. Działa machinalnie. Nie żałuje, nie złości się. Nawet nie smuci. Jest mu wszystko jedno.
Tak samo jak było przed kilkoma godzinami, kiedy jego nogi zwisały w dół, podeszwami sunąc po brudnej tafli portowej wody. Ale nie tak jak kiedy odwoził ich do szpitala. Jedno po drugim. Godzina po godzinie. Wtedy nie było mu wszystko jedno.
Wsuwa napęczniałego od wilgoci papierosa do ust, przez kilka chwil siłując się z zapalniczką. Opala szarą, już nie białą bibułkę aż wreszcie jest wystarczająco sucha żeby zatruć mu płuca.
Połyka dym, jakby od tego zależało jego życie, ale na życiu już mu nie zależy.

  • Zależy czy zależy. Kiedy leży nie zależy.
    Jak idzie
    - też nie.


Nie powinno go tu być.
Nie powinno go być tam gdzie był wtedy.
Nie powinno go być wtedy, kiedy tam był.

To miejsce należało do Maxa. Ale nie czuł nic.
Może gdyby było inaczej, poczułby, że znowu coś mu odbiera. Kawałek po kawałku. Bo Miles nie nadawał się do niczego innego. Był złodziejem. Wiecznie kradł. Choć oddałby wszystko co do niego zależy, zachłanność go pożarła.

Stał na wycieraczce. Zamglone spojrzenie zastąpił tępy ból, promieniujący od kości policzkowej, przez dolinę zasiniałego oczodołu, aż po skroń, na której pulsowała pojedyncza żyłka. Nie zastanowił się nawet raz nad konsekwencjami, ani nad tym co zastanie tam, za drewnianą kurtyną drzwi. Jeśli będzie musiał znów umrze. W środku i tak był martwy.
- Maude, jesteś... sama? - pytanie zadał z dziwnym spokojem, nie poddając się dreszczom przechodzącym przez jego ciało, gdy zimno spotkało się z ciepłem. Był obrazem nędzy i rozpaczy, spływającej strugami z przesiąkniętych ubrań i przylepionych do twarzy włosów.
- Mogę do ciebie wejść? Potrzebuję... - urwał. Rozmowy? Schronienia? Opatrzenia ran? Czy świętego spokoju? Potrzebował... Ta myśl mu nie dawała spokoju. Im dłużej nad nią się skupiał, w tym większą zamieniał się pustkę. Czerń wylewała mu się przed oczy. Zupełnie jakby karą za jego grzechy było dalsze życie, bo... Czy tak naprawdę czegokolwiek jeszcze potrzebował?

autor

Awatar użytkownika
32
169

czarna owca seattle (niemalująca malarka)

bezdomność w seattle

elm hall

Post

Wymieniamy spojrzenia.
Ty patrzysz na mnie.
A ja na niego.
Czy moglibyśmy siebie mieć...
gdyby nie istniał?


Tonie w krwi, każdego dnia - roztapia się niczym płatki śniegu na płaszczyźnie. Wszystko mija się z celem, a ona znika wraz z własnym przeznaczeniem. Mija obce twarze, zamyka się we własnym ciele i odgradza od jakiejkolwiek przyszłości. Dzisiaj siedzi przy świetle tlącego się kominka - z butelką w ręku (taniego whisky) wpatruję w iskry. Znowu nie mogła zasnąć. Nie pamięta dni, wszystko się zamazuję - tylko przestała już rozpaczać, przywykła do swej codzienności - pogodziła się z własną egzystencją. Lecz tego wieczora nie chodziło o brak nadziei, radości - czy sensu istnienia, to wszystko już dawno zgasło. Dziś pojęła - że przestała kontrolować siebie - własne ciało, myśli - słowa; nie poznawała już odbicia lustrze, za każdym razem gdy spojrzała - stał przed nią wrak człowieka. Podkrążone oczy, blada cera - nie rozpoznała rys, które zapewne pojawiły się w dniu gdy trzymała swe martwe dziecko w ramionach. Krzycząc z bólu i udręki - chociaż to nadal zostało. Wciąż wrzeszczała w swojej głowie - bez przerwy, bezustannie krzywdząc wszystkich wokół. Po dwóch lat odtrącając ludzi, wcale się nie dziwiła, że prawie nikt nie chciał się do niej zbliżyć.
Czasem pojawiali się przypadkowi faceci, z jeszcze bardziej przypadkowych przygód nocnych, czasem przyszedł listonosz (z kolejnym listem upominającym o długach); czasem zadzwoniła matka i nagrała się na sekretarce (Maude nie odbierała od niej od półtora roku), a czasem przyjechał ojciec z zakupami kładąc je przed drzwiami Bosworth (przestała mu otwierać zaledwie trzy miesiące temu, próbował ją zaciągnąć siłą na odwyk - zdaniem brunetki pod namowami matki, wcześniej zawsze liczył się ze zdaniem córki). Niekiedy dostanie sms'a od zalando, bądź innego sklepu - przypominającego o promocjach. „Przyjaciele” dzwonić pół roku po śmierci Marisole, choć nadal potrafią ją znaleźć pod swoimi drzwiami - przenocować, by rankiem w ciszy odwieźć do mieszkania tzw. „domem” - choć nigdy nim nie był. Prawdziwy dom Bosworth, znajdował się w dzielnicy Queen Anne, wraz z Ryder'em w trakcie remontu czwartego pokoju - zamieniali go na dziecięcy. Trzy lata temu po raz ostatni noga malarki tam powstała - od tamtej pory, budynek przy Magnolia - był jedynie wspomnieniem.

Pukanie do drzwi.
Nieco obsesyjne, niż na ojca - matka by to nigdy nie przyjechała; nie do tej rudery, nie do miejsca - gdzie jej córka stała się rozpustnicą. Co mogło się wydarzyć? Pożar? Może powinna spalić się w czeluściach ognia? Potwory zawsze trzeba wrzucić w płonący ogień. Wstała - nie wypuszczając butelki z dłoni, gwałtownie otworzyła drzwi. - Miles MaCcarthy... - czyżby wyzwolił się z piekieł? - Zawsze jestem sama. - proste stwierdzenie, po co miałaby udawać? Przecież każdy znał jej historię - przecież każdy wiedział, że przychodząc do niej nie ma do czynienia z człowiekiem. - Potrzebujesz...? - przechyliła głowę, czekoladowe tęczówki przyjrzały się błękitnym; znała to spojrzenie; często widziała je w lustrze. - Niezależnie czego potrzebujesz, jestem... - z Tobą, dla Ciebie? Czy po prostu...?
Powróciło wspomnienie trzech muszkieterów. Trzy jednostki, które zrobiłyby dla siebie wszystko. Pamiętna trójka - która dziś nie potrafiła ze sobą funkcjonować.



Znowu na mnie patrzysz.
Ale ja nie patrzę już na nikogo.
Wszystko zmieniło się w Twoim spojrzeniu.
Oboje nie jesteśmy sobą.
Nigdy nie będziemy do siebie należeć.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”